Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Tajemnica Polskich Alchemików

Dodane przez Charakternik dnia 31-03-2011 07:23
#4

R - 1.

- To on? - zapytał niepewnie Greavy.
- Myślę że tak. - Mruknął jego towarzysz. Stali w drzwiach baru "Pod Rozbrykanym Voldziem" znajdującym się na Nokturnie. Obserwowali uważnie młodego mężczyznę o czarnych włosach sięgających ramion, który siedział przy stoliku z kilkoma kompanami.
- Idziemy. - Wyszeptał Tant. Podeszli niepewnie do ich stolika.
- Witam. - Powiedział pogodnie Greavy. Czarnowłosy i jego trzech towarzyszy odwrócili ku nim spojrzenia.
- Co? - zapytał jeden z nich.
- Wahadło - odparł zirytowany Greavy. Czarnowłosy zmarszczył czoło, po czym wstał i ukłonił się lekko.
- Czym mogę służyć? - zapytał przyjaźnie.
- Hmm - mruknął Tant - szukamy pewnego Polaka, który sprzedał wczoraj naszemu przyjacielowi jakąś podejrzaną, przezroczystą substancję omamiającą.
Chłopak zaśmiał sie szczerząc białe zęby.
- To ja - odpowiedział. Śmierciożercy spojrzeli po sobie po czym wyciągnęli różdżki z kieszeni i skierowali je w stronę Czarnowłosego.
- A więc pójdzie pan z nami. - Zawyrokował Greavy. Chłopak, nie przestając się uśmiechać, podniósł ręce w geście pokoju.
- Pójdę? - Zapytał roześmiany. - A można wiedzieć dokąd się wybieram?
- Do Czarnego Pana, - odpowiedział Tant r11; który bardzo pragnie cię poznać.
Śmierciożercy byli zaskoczeni : właśnie oświadczyli młodemu chłopakowi , że zabierają go do najgroźniejszego, najstraszniejszego i najokrutniejszego czarnoksiężnika wszechczasów, a on nie tracił dobrego humoru.
- Dobrze zatem - oznajmił - więc chodźmy.
Ubrani w czarne szaty zrobili zaciekawione miny. Kim do Majkela Dżeksona on był? Wyszli po cicho z baru i skręcili w boczną uliczkę.
***
Zmaterializowali się we trzech przed wielkim, majestatycznym domem, otoczonym zewsząd łąkami i polami. Po prostu na odludziu.
- Chodź - warknął do Polaka Greavy.
- No przecież idę...
Przyśpieszyli kroku. Gdy stanęli przed dużymi dębowymi drzwiami Śmierciożercy zatrzymali go ramionami.
- Stój.
Tant podniósł prawą rękę, natomiast Greavyr17;ey lewą. Tant spojrzał na niego jak na robaka.
- Nie ta ręka, idioto! - warknął.
- Och...racja. Greavy podniósł prawą rękę i drzwi stanęły przed nimi otworem. Wszyscy trzej ruszyli w stronę drzwi znajdujących się na końcu długiego, lecz wąskiego korytarza. Tym razem bez żadnego spalania kalorii wywołanego podnoszeniem jakiejkolwiek części ciała drzwi otworzyły się same.
- Jak w Biedronce. - Mruknął polak. W pokoju było prawie całkowicie ciemno, tylko ogień z rozpalonego kominka rzucał trochę blasku na podniszczone ściany. Na końcu długiego, drewnianego stołu w fotelu siedziała blada postać z "twarzą" wykrzywioną w jakimś nieznanym Polakowi grymasie.
- Witam. - Rzucił Lord Voldemort. Blask z kominka padł na jego twarz. Ton jego głosu był poważny i chłodny, jak gdyby chciał w pewnym stopniu przestraszyć Polaka. Czarnowłosy zaczął się śmiać. Spojrzał z uniesionymi brwiami na Tanta.
- To jakiś żart? - Powiedział rozbawiony. - Przecież to coś nie ma nosa. Śmierciożercy zrobili przerażone miny, oczekując na reakcję swojego Pana, ale on zdawał się tego nie słyszeć.
- Co cię tak rozśmieszyło, Polaku?
- Nie...nic. - Czarnowłosy uspokoił się natychmiast.
- A więc jak cię zwą, Polaku? - zapytał spokojnie Czarny Pan.
- Anakin - Polak zrobił krótką przerwę - Anakin Kowalski.
- Polaku, widzę że zawinąłeś motyw z Jamesa Bonda. Ale cóż.... jestem tu w sprawie twojego tajemniczego Eliksiru, który omamił mojego najodporniejszego Śmierciożercę.
- Ach, to. - Mruknął Anakin. - Nie mogę panu wyjawić tej tajemnicy...
- Jak to nie możesz! - Krzyknął zły Voldemort. - Jam jest Lord Voldemort, najpotężniejszy, najgroźniejszy, niezastąpiony w zabijaniu..
- Ta, wiem kim jesteś - powiedział lekceważąco Polak - ale my w Polsce mamy kogoś straszniejszego.
- A więc wyjaw mi jego imię!
- Donald Tusk, niezastąpiony mistrz w podnoszeniu VAT-u. - Powiedział Anakin. - Ale wracając do eliksiru omamiającego, jeśli wykona pan jedno proste zadanie, zdradzę panu recepturę.
- Zgadzam się!
- Proszę powtarzać za mną.
- No mów już.
- Grzegorz Brzęczyszczykiewicz.
Voldemort otworzył oczy. Ten ich polski język, jak to powiedzieć?
- Gorz...Gorzbeczkicz - bełkotał - CHOLERA!
- A więc przykro mi. - Rzekł z uśmiechem Polak. - Nie wykonał pan zadania, nie ma receptury.
- Ale...
- Proszę posłać po mnie jutro o tej samej porze, będę tam gdzie byłem dziś. Zresztą pańscy przyjaciele na pewno i tak by mnie znaleźli. Jutro dam panu nowe zadanie. A teraz do widzenia.
Polak odwrócił się w miejscu i wyszedł. Gdy przekroczył próg Voldemort i Śmierciożercy usłyszeli głośny wybuch śmiechu.
- Cholerni Polacy! - warknął Voldemort.
- A więc przykro mi - rzekł z uśmiechem Polak - nie wykonał pan zadania, nie ma receptury.
- Ale...
- Proszę posłać po mnie jutro o tej samej porze, będe tam gdzie byłem dziś. Zresztą pańscy przyjaciele napewno i tak by mnie znaleźli. Jutro dam panu nowe zadanie. A teraz dowidzenia. Polak odwrócił się w miejscu i wyszedł. Gdy przekroczył próg Voldemort i śmierciożercy usłyszeli głośny wybuch śmiechu.
- Cholerni Polacy! - warknął Voldemort.