Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Lily Evans (Rozdział 44; aktualizacja 10.07.2010r.)

Dodane przez Fantazja dnia 26-04-2009 12:17
#271

ROZDZIAŁ 41


Coś polizało ją po nosie. Szorstki języczek tarł nieprzyjemnie o skórę.
Machnęła na oślep ręką i zrzuciła stworzenie na podłogę.
Zwierzątko nie dało za wygraną - znów wskoczyło na łóżko i zaczęło głośno mruczeć, łasząc się jej do twarzy.
- Kurde, Mel, zabierz ode mnie tego cholernego kota! - wystękała ospale Lily, podnosząc się na łokciu i z trudem rozlepiając powieki.
Z sąsiedniego łóżka dobiegło niemrawe mruknięcie.
- Dzięki - burknęła z przekąsem Lily, po raz drugi wyrzucając kota z łóżka.
Zwierzątko tym razem prychnęło z niezadowoleniem i, uniósłszy dumnie ogon, odeszło w stronę drzwi.
- Nie mogłeś tak od razu? - spytała z pretensją ruda, z powrotem opadając na poduszkę. Po wczorajszej imprezie czuła się okropnie. W głowie szumiało jej lekko od miodu, który huncwoci skądś wytrzasnęli i wlali w nią prawie siłą, a w uszach nadal słyszała głośne dźwięki muzyki. Nie była przyzwyczajona do czegoś takiego i zdecydowanie wolała swój własny w miarę spokojny tryb życia.
W tym momencie kot zaczął głośno miauczeć.
- Co znowu?... - jęknęła Lily, zakrywając uszy rękoma i kierując spojrzenie na stworzenia. - Aaa... - dodała. Drzwi były zamknięte.
Dziewczyna wstała niechętnie z ciepłego łóżka i powlokła w ich stronę, podtrzymując rękoma głowę, która wydawała się jej ciężka jak z ołowiu. Nacisnęła klamkę.
- No już... - syknęła do kota, który jednak nadal siedział niewzruszenie i miauczał, wbijając w nią swoje bursztynowe oczy.
- Boże, Lily, ścisz to ustrojstwo! - Lily zerknęła w stronę łóżka Mel. Blondynka przykryła głowę poduszką.
Ruda przeniosła wzrok z powrotem na kota.
- Zgłupiałeś? Ruszaj się! Psssik! - Dziewczyna popchnęła lekko zwierzątko nogą. To spojrzało na nią z wyrzutem i zniknęło na schodach prowadzących do pokoju wspólnego. - Wreszcie - mruknęła Lily z ulgą i ruszyła w stronę łóżka. Schyliła się i zaczęła zbierać porozwalane wokół niego ubrania. Większość z nich wylądowała w kącie, skąd miały je do prania zabrać skrzaty, a resztę dziewczyna wrzuciła do wciąż jeszcze nie do końca rozpakowanego kufra.
- Mel, wstajemy... - Lily podeszła do przyjaciółki, po drodze zerkając na zegarek. - Już jedenasta.
- Daj mi święty spokój - mruknęła Melissa.
- A prezenty? - Ruda potrząsnęła nią lekko, siadając na krańcu łóżka. - Nawet ich jeszcze ich nie rozpakowałaś...
- Mhmmm... Zrobię to. Jak się wyśpię...
- Ale...
- Lily, błagam cię, ja chcę spać! - Mel zakryła głowę kołdrą i kopnęła Lily w bok, pozbywając się jej tym samym z łóżka.
Ruda przewróciła oczami.
- Jak chcesz. Ja się ubiorę i idę na lunch - oznajmiła, zbierając z poręczy swojego łóżka wczoraj przygotowane ubranie. Ruszyła w stronę łazienki, a jej myśli krążyły leniwie wokół wielkiego kubka mocnej kawy.

- Patrz! - Prorok Codzienny wylądował na talerzu Lily.
Ruda podniosła zdziwiony wzrok na Mel już ubraną, choć nadal poczochraną. Ta skinęła tylko głową w stronę gazety.
Lily poczuła nieprzyjemny skurcz w żołądku. Wątpiła, by Mel przemogła się i wstała, by powiadomić ją o czymś błahym i nieistotnym. Coś się stało. Coś złego.
Powoli sięgnęła po Proroka i zerknęła na pierwszą stronę.
- Kolejny atak?... - przeczytała szeptem, po czym zaczęła przeszukiwać wzrokiem tekst w poszukiwaniu nazwiska. Serce waliło jej jak młotem. - Anthony Prentice? - zdziwiła się. - Nie znam takiego.
Mel usiadła obok niej, krzywiąc się lekko. Widać było, że również odczuwa skutki wczorajszej nocy.
- To ten młody chłopak z Miodowego Królestwa. Zaginął wczoraj, niedługo przed naszym powrotem do zamku - wyjaśniła cicho. - Dlatego było zamknięte.
- Osz cholera... - Lily otworzyła szeroko oczy. - Myślisz, że to po niego przyszedł ten w pelerynie?
- Na pewno. - Mel sięgnęła do talerza rudej i wzięła jednego z tostów, a po namyśle przysunęła też sobie jej kubek z kawą. - Czyli ten w pelerynie to jednak był Śmierciożerca... Prentice musiał coś nieźle przeskrobać...
- Może chciał zostać jednym z nich, ale się rozmyślił? - podsunęła Lily.
- Możliwe. - Mel skinęła głową, pogryzając w zamyśleniu tost. - Albo już nim był i stwierdził, że to nie dla niego... Albo oni go chcieli do swoich szeregów, ale ten odmówił... Choć w to ostatnie to szczerze wątpię. Za młody był i za mało umiał, żeby Voldemortowi na nim zależało.
Lily wzdrygnęła się gwałtownie.
- Nie wymawiaj tego imienia... proszę - szepnęła.
Mel przewróciła oczami.
- Ty też? - zirytowała się. - A myślałam, że choć ciebie to ominęło... Przecież to tylko imię, na litość!
Zawstydzona Lily wbiła wzrok w stół.
- Ale patrz, ilu on zabił. Nie rusza cię to? - spytała, próbując się bronić.
- Oczywiście, że rusza! - wykrzyknęła Mel tak głośno, że parę osób się na nią obejrzało. - Ale co za różnica, czy powiem Voldemort, czy Sama-Wiesz-Kto? Nikomu to życia nie uratuje - dodała, przybliżając się do Lily i na powrót zniżając głos do szeptu.
Lily westchnęła i przytaknęła, zdając sobie sprawę, że Mel, tak w gruncie rzeczy, ma rację.
- Dobra, to co teraz robimy? - spytała, zmieniając temat. - Powiemy komuś, że byłyśmy w Hogsmeade?
- Zwariowałaś? - Mel spojrzała na nią takim wzrokiem, jakby rzeczywiście tak uważała. - Przecież i tak nie widziałyśmy niczego, co mogłoby pomóc. Zaryzykowałybyśmy jedynie wydalenie ze szkoły.
- Czyli milczymy? - upewniła się Lily.
- Po grób.
- Ja też muszę?
Mel i Lily drgnęły i odwróciły się w stronę, z której dobiegł je przesadnie słodki głos.
- Lisa... - syknęła Melissa z pogardą.
- No to jak, muszę czy nie? I czy po grób, czy nie? - Siódmoklasistka założyła ręce na piersi i przekrzywiła głowę, z uśmiechem oczekując odpowiedzi.
- Zgadnij - prychnęła Mel, mierząc ją spojrzeniem, w którym wyraźnie widać było wstręt.
- Muszę! Po grób! - wykrzyknęła blondyna takim tonem, jakby nagle ją olśniło.
- Owszem - warknęła Mel. - Bo inaczej...
- A wiesz, że to będzie bardzo trudne? - przerwała jej Lisa.
- Już ja ci pomogę, żebyś się nie musiała długo z tą tajemnicą męczyć... - Mel wstała i wyszarpnęła z kieszeni szaty różdżkę.
- Daj spokój - Lisa machnęła ręką. - Ja nie oczekuję od was wiele w zamian za trzymanie buzi na kłódkę.
Mel powoli opuściła rękę.
- Czego chcesz? - spytała ostrożnie, marszcząc czoło ze złości.
- Trzech życzeń. Będziesz moją złotą rybką. - Na twarzy blondyny pojawił się mściwy uśmiech. - Tylko tyle. A potem rozejdziemy się, można powiedzieć, w pokoju. Stoi?
Mel zagryzła dolną wargę. Widać było, że rozważa wszystkie za i przeciw. Po chwili dziewczyna kiwnęła głową.
- Stoi - powiedziała powoli. - To co mamy robić?
- Och, tego jeszcze nie wiem. - Lisa była widocznie ucieszona takim obrotem sprawy. - Zastanowię się i wtedy dam ci odpowiedź. - Dziewczyna odwróciła się na pięcie i odeszła w swoją stronę, powiewając długimi włosami.
Mel aż kipiała złością. Opadła ciężko z powrotem na ławkę.
- Założę się, że jak nam coś zada, to będzie to coś, za co można wylecieć ze szkoły w tempie ekspresowym - syknęła.
- Uda nam się. - Lily poklepała ją po ramieniu. - Tyle rzeczy uszło nam na sucho, czemu więc to ma nie ujść?
- Bo to będziemy robić z musu - burknęła Mel. - A ja nie cierpię robić czegoś z musu.
Lily wzruszyła ramionami, dziwiąc się jednocześnie własnemu optymizmowi.
- To tylko trzy zadania...
- Będą gorsze niż te z Turniejów Trójmagicznych, zobaczysz - ostrzegła Mel. - Uwierz mi, znam Lisę.
Lily przymrużyła oczy. Może w końcu dowie się od przyjaciółki czegoś konkretniejszego.
- Właśnie, czemu tak jej nienawidzisz? - spytała. - Powiesz mi w końcu?
Mel przewróciła oczami.
- To nic ani ciekawego, ani skomplikowanego - rzuciła, wstając od stołu. - Naprawdę.
Lily skrzywiła się, rozumiejąc, że to koniec rozmowy. Wcale nie była z tego obrotu sprawy zadowolona. Czy Mel zawsze musi być taka uparta?

Edytowane przez Fantazja dnia 26-04-2009 13:27