Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Lily Evans (Rozdział 44; aktualizacja 10.07.2010r.)

Dodane przez Fantazja dnia 21-01-2009 17:36
#237

ROZDZIAŁ 36


- A ja wiem, kim ty jesteś!
Lily ocknęła się gwałtownie ze snu i dostrzegła parę wielkich, zielonych oczu patrzących uważnie w jej własne.
- Hę? - wymamrotała niewyraźnie, siadając na łóżku i przecierając dłońmi oczy.
- Wiem, że jesteś czarownicą.
Ruda zamarła i spojrzała na kuzynkę ze zdumieniem.
- C-co? - wykrztusiła z trudem.
- Następnym razem nie zostawiaj pokoju otwartego. - Vicky uśmiechnęła się bezczelnie, po czym wyciągnęła zza pleców jakiś świstek. - Mam pytanko... Co to jest?
Lily wbiła wzrok w owy świstek. Przez chwilę wydawało się jej, że jest to zwykły pergamin. Nieco podniszczony, ale zwykły. Jednak im bardziej mu się przyglądała, tym bardziej coś jej przypominał. I nagle doznała olśnienia.
- Pergamin Mel... - wyszeptała, po czym zerwała z łóżka. - Vicky, oddaj to! - warknęła, wyciągając w jej stronę rękę. - No, co ci mówię? Oddaj!
Jednak dziewczynka nie wykazywała najmniejszej ochoty, by posłuchać Lily. Wręcz przeciwnie - zanim ruda zdążyła się zorientować, wypadła z jej pokoju i znikła za drzwiami swojego. Lily zaklęła szpetnie, po czym dopadła ich i szarpnęła za klamkę. Zamknięte. Zaczęła walić w nie pięścią.
- Vicky! - wrzasnęła. - Vicky, oddaj to! Już!
Cisza.
Lily zmełła w ustach przekleństwo.
- Vicky - zaczęła spokojniej, choć głos nadal drżał jej z emocji - powiedz mi chociaż, skąd, u diabła, to masz?
- Z torby - odpowiedział dziewczęcy głosik. - Jak pocięłam, to wypadło.
Ruda zmarszczyła brwi. To można było poznać zawartość drugiego dna tak prostym sposobem?
- Czy wzięłaś coś jeszcze? - spytała.
- Dużo rzeczy.
Lily kopnęła z wściekłością drzwi.
- Oddawaj wszystko, mała zarazo! - wrzasnęła.
- Zapomnij - odkrzyknęła Vicky.
Lily jęknęła przeciągle, po czym ruszyła z powrotem w stronę swojego pokoju. Gdy tylko się w nim znalazła, rzuciła się na łóżko. Co ma teraz zrobić? Dziewczyna myślała intensywnie, ale po głowie plątał się jej tylko jeden pomysł, który usilnie próbowała od siebie odegnać. Bo przecież co jej da poinformowanie Mel? W dodatku są pokłócone, a prośba o pomoc w takiej sytuacji byłaby poniżej godności Lily.
- Niech żyje gryfońska honorowość - burknęła do siebie, po czym wstała z łóżka i zaczęła przechadzać się w te i z powrotem po pokoju. Jej wzrok ślizgał się po meblach, ścianach, aż w końcu padł na kufer. Dziewczyna podeszła do niego, uklękła i ostrożnie otworzyła. W środku leżały równiutko poukładane szkolne książki, szaty i inne konieczne przybory. Lily ogarnęła wzrokiem to wszystko, oczekując jakiejś inspiracji, czegoś, co podpowiedziałoby jej, co ma robić. Jednak im dłużej wpatrywała się w szkolne przybory, tym większą pustkę miała w głowie. Już miała zatrzasnąć wieko, gdy nagle jej spojrzenie padło na zrolowaną parę skarpetek. Dziewczyna zagryzła lekko dolną wargę. Powinna to zrobić? W końcu westchnęła i sięgnęła po skarpetki. Powoli rozwinęła je, a na jej rękę wyturlała się malutka butelka ze złocistym płynem w środku. Felix Felicis. Lily przełknęła głośno ślinę i odkorkowała flaszeczkę. Czuła dziwne podniecenie, a jednocześnie lekką obawę. Jednak w końcu podniosła butelkę do ust. Już miała upić mały łyk, gdy nagle coś zastukało w szybę. Zdezorientowana, odwróciła głowę w tę stronę. Sowa. Lily zaklęła, ale wstała i ruszyła w stronę okna. Otworzyła je i wpuściła małą płomykówkę do środka. Sówka sfrunęła na stół i posłusznie wyciągnęła nóżkę, do której przywiązany był list. Ruda odwiązała go, po czym rozerwała kopertę i zaczęła czytać.

Cześć, Lily.
Dobra, wiem, że jesteśmy pokłócone, ale dajmy temu spokój. Przyjdź dziś do mnie. Chodzi o coś ważnego. Naprawdę. Trzymaj się.
M.S.


Lily zmarszczyła czoło. Z jednej strony miała ochotę wyrzucić list do kosza i zignorować go, ale z drugiej doskonale wiedziała, że potem może tego pożałować. W końcu nie wiadomo, co kryje się pod słowami: coś ważnego. Dziewczyna westchnęła i schowała liścik do kieszeni. Pójdzie, bo co innego może zrobić? Gdyby została, albo zjadłyby ją wyrzuty sumienia, albo zwykła ludzka ciekawość doprowadziłaby do szału. Ruda wyszła na korytarz, zamknęła na klucz drzwi swojej sypialni, po czym podeszła do tych należących do pokoju Vicky i zabębniła w nie palcami.
- Wychodzę - powiedziała. - Jak przyjdę, mieszkanie mam zastać w całości i na swoim miejscu.
- Ej! - odezwał się cienki głosik. - Nie możesz zostawić mnie samej!
- A zakład? - wycedziła Lily, po czym wyszła z mieszkania, je również zamykając na klucz.

- No to o co chodzi? - spytała Lily, stając w progu sali numer 6.
- Szóstą klasę spędzimy bez Dorcas - odparła, wcale niezdziwiona pojawieniem się przyjaciółki, Mel.
Lily zamrugała szybko. Powoli podeszła do łóżka Melissy, przysunęła sobie krzesło i usiadła na nim, patrząc ze zdumieniem na przyjaciółkę.
- Ale... Jak to? - wyjąkała. - Przecież obiecałyśmy jej, planowałyśmy i...
- Lily! - przerwała jej Mel. - Ale to nie ma sensu. Nawet jeśli jakoś dostarczyłybyśmy Dorcas do Hogwartu, ciotka i tak może ją stamtąd wziąć z powrotem. I weźmie. Wiem, bo z nią dziś rozmawiałam.
Lily zatkało. Przez chwilę patrzyła z niedowierzaniem na Mel, jakby spodziewała się, że ta wybuchnie zaraz śmiechem i oświadczy, że żartowała. Ale przez parę długich sekund nic takiego się nie stało.
- Mel... My musimy coś zrobić, rozumiesz? - Dziewczyna zerwała się na równe nogi. - To moja... nasza przyjaciółka. Nie możemy jej tak po prostu zostawić!
- Lily, ja naprawdę rozważyłam wszystkie możliwości. I mówię ci, musimy spasować, bo to nie ma sensu... No chyba że zabijesz ciotkę Dorcas, ale to raczej nie wchodzi w rachubę...
Lily prychnęła.
- Musi być jakiś inny sposób - powiedziała. - Nie wiem... Może ja spróbuję ją przekonać.
- Daj spokój. Jak mnie się to nie udało, to nikomu się nie uda - stwierdziła Mel, moszcząc się wygodniej na poduszkach.
Lily przewróciła oczami, powstrzymując się od komentarza i opadła z powrotem na krzesło. Nagle dotarło do niej, że Mel ma rację. Bezsilność owładnęła jej ciałem i dziewczyna poczuła przemożną ochotę, by się rozpłakać. Jednakże powstrzymała się. W takiej sytuacji nie warto się rozklejać.
Nagle poczuła jak coś ociera się jej o nogi. Drgnęła i spojrzała w dół, ale wtedy oś czarnego i puchatego wskoczyło jej na kolana, zwinęło w kłębek i zaczęło mruczeć. Lily zamrugała i powoli podniosła stworzonko na wysokość oczu.
- Kot? - spytała ze szczerym zdziwieniem, na powrót kładąc kociątko na kolana.
Mel wzruszyła ramionami.
- Syriusz mi go wczoraj dał - powiedziała. - Nie wiem po co.
- Może żeby sprawić ci przyjemność? - podsunęła ruda.
- No proszę cię... - Przyjaciółka spojrzała na nią z politowaniem. - Syriusz? Bardziej przekonuje mnie teoria, że potrzebuje worka treningowego, którym nie będzie musiał sam się opiekować.
Lily parsknęła śmiechem. Nagle przypomniała sobie, co jeszcze chciała Melissie powiedzieć.
- Mel, jest jeszcze jedna sprawa - zaczęła, głaszcząc kociątko, które łasiło się jej do rąk, mrucząc coraz głośniej. - Moja kuzynka... no wiesz, ta, co ci o niej pisałam... Ona... ona zwinęła twoje rzeczy. Te z torby. I nie chce oddać.
Mel po raz wtóry wzruszyła ramionami.
- Dziesiątego wychodzę - stwierdziła. - Oczywiście będę musiała tu codziennie na zastrzyki chodzić, ale mniejsza z tym. Jak wyjdę, to przyjdę do ciebie i wezmę swoje rzeczy.
- To nie będzie łatwe - ostrzegła Lily.
- Oj tam... - prychnęła Melissa. - Pisałaś, że ta mała to podlotek szatana, że jest wredna, denerwująca, podlizuje się, kłamie i masz przez nią same problemy, prawda?
Lily skinęła głową. Tak właśnie pisała.
- A więc myślę, że się ze sobą dogadamy - stwierdziła Mel, uśmiechając się szeroko.

Ruda stała przed drzwiami mieszkania ciotki Ann. Czuła jednocześnie wściekłość na samą siebie i obezwładniający strach przed tym, co w nim zastanie. Gdyż drzwi nie były zamknięte. Ktoś wrócił do domu wcześniej, niż Lily przypuszczała. Oby to tylko nie była ciotka - poprosiła w duchu, po czym, oddychając głęboko, nacisnęła klamkę i ostrożnie weszła do środka. Przywitała ją cisza, ale w chwilę później rozległ się dziecięcy wrzask:
- PRZYYYYYSZŁAAAA!
Lily zaklęła szpetnie, dokładnie w chwili, gdy w korytarzu pojawiła się jej matka. Na jej twarzy malowała się złość.
- Co ty sobie wyobrażałaś? - spytała pozornie spokojnym tonem. - To jest dziecko. Tylko dziecko! Pomyśl czasem, co ty robisz, Lily. Ostatnio wcale cię nie poznaję. Zachowujesz się okropnie!
Lily milczała, starannie omijając matkę wzrokiem. To niesprawiedliwe - pomyślała, choć jakaś część jej mówiła wyraźnie, że wcale tak nie jest. Że zasłużyła.
- Lily, my tu jesteśmy na łasce, rozumiesz? - ciągnęła dalej pani Evans. - Nie możemy pozwalać sobie na takie zachowanie. Żałuję, że tu nie ma Petunii, może ona by się odpowiednio zajęła kuzynką, nie tak jak ty.
Lily nie wytrzymała.
- Wiecie co? - wycedziła. - Zdecydujcie się. Ja czy Petunia.
Dziewczyna wyminęła matkę i ruszyła w stronę własnego pokoju. W progu jednak przystanęła i odwróciła się.
- A nie, wy przecież już zdecydowaliście - syknęła. - Vicky.
Zatrzasnęła drzwi do swojej sypialni, po czym oparła się o nie ze zrezygnowaniem. Spojrzała tęsknie przez okno. Jak ona zazdrościła w tej chwili siostrze! Petunia w tej chwili zapewne bawiła się w najlepsze w towarzystwie Yvonne - swojej przyjaciółki, u której postanowiła spędzić wakacje, byle tylko nie przebywać w towarzystwie rodzinki. A Lily? Ona...
- Ja zawsze muszę mieć przerąbane - burknęła do siebie ruda.

Edytowane przez Fantazja dnia 16-02-2009 19:29