Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Lily Evans (Rozdział 44; aktualizacja 10.07.2010r.)

Dodane przez Fantazja dnia 06-12-2008 12:47
#216

ROZDZIAŁ 34


Lily oparła łokcie o blat stołu i podparła nimi głowę. Wpatrzyła się w malutką karteczkę leżącą przed nią, którą dosłownie przed chwilą przyniosła mała płomykówka. Teraz migotliwe światło świecy oświetlało jedno jedynie zdanie napisane ciasnym, drobnym pismem:

Przyjdź na ławkę dziś o 22.


I tyle. Żadnego podpisu, żadnego uzasadnienia. W zasadzie, podpis nie był potrzebny, gdyż Lily wszędzie rozpoznałaby to pismo. Jednak zupełny brak wyjaśnień zaniepokoił ją, choć jednocześnie i zaintrygował. Czego Severus mógłby od niej chcieć?
Dziewczyna przez chwilę wahała się, czy aby nie wyrzucić liściku do kosza i położyć się spać, ale w końcu stwierdziła, że nie byłaby w stanie tego zrobić. Zwykła ludzka ciekawość pchała ją do tego, by wybiec z domu i spotkać się ze Snape`em. Lily powstrzymała się jednak od tego. Rodzice może nie wiedzieli, co dokładnie dzieje się w jej świecie, ale wymordowanie jedynej rodziny czarodziejskiej, jaką znali, dało im sporo do myślenia i teraz strzegli swej młodszej córki lepiej niż oka w głowie. Taak, bo Voldemort wparuje do mojego domu i zamorduje właśnie mnie - irytowała się Lily za każdym razem, gdy rodzice przesadnie się o nią niepokoili.
Ruda powoli wstała z krzesła, wspięła się na łóżko i załomotała w ścianę. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Dziewczyna już podnosiła dłoń, by zabębnić ponownie, gdy w tym momencie rozległo się skrzypnięcie drzwi i w progu stanęła Petunia, jak zwykle z założonymi na piersi rękami i naburmuszoną miną.
- Czego? - warknęła.
Lily obdarzyła siostrę jednym ze swoich najbardziej przymilnych uśmiechów.
- Będziesz mnie kryć? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Petunia prychnęła.
- Zapomnij.
Ruda spojrzała na nią prosząco.
- Ale ja muszę...
- Jak bardzo?
- Bardzo.
- I tak zapomnij.
Lily jęknęła z rozpaczą, po czym zerwała się z łóżka i doskoczyła do siostry, klękając przed nią i unosząc ręce w geście błagania.
- No proszę - wymruczała ruda. - Ja muszę. Naprawdę. To sprawa życia i śmierci.
Petunia przewróciła z irytacją oczami.
- A niech ci będzie - zgodziła się w końcu.
Lily stanęła na nogi i rozpromieniła się.
- Naprawdę? - spytała.
- Taak, ale pod trzema warunkami. - Petunia uniosła do góry palec. - Po pierwsze, wrócisz przed świtem, po drugie, coś będę z tego miała, po trzecie, jak któregoś z powyższych punktów nie wypełnisz, będę miała całkowite prawo cię zabić.
Ruda westchnęła z rezygnacją.
- No dobra, ale co chcesz w zamian? - spytała.
- Jeszcze nie wiem. Jak wymyślę, to ci powiem.
- Materialistka - mruknęła Lily.
- A myślisz, że co się teraz liczy jak nie zysk? - prychnęła Petunia.
- Siostrzana miłość? - podsunęła ruda.
Siostra wzniosła wymownie oczy ku sufitowi.
- Dobra, nie ględź, tylko zamknij pokój od środka i zwiewaj. Jakby rodzice zauważyli, że cię nie ma, to coś wymyślę - powiedziała, po czym wycofała się z sypialni i po chwili Lily usłyszała skrzypnięcie zamykanych drzwi pokoju Petunii.
Dziewczyna odetchnęła głęboko, otworzyła okno na oścież i wgramoliła się na parapet. Chłodny wiatr owionął jej twarz. Dziewczyna zadrżała i po chwili namysłu pociągnęła rękaw leżącej najbliżej bluzy. Coś spadło z głuchym tąpnięciem na dywan, ale Lily już nie zwróciła na to uwagi. W dokładnie ten sam sposób, w jaki uciekła ponad pół roku temu, czyli trzymając się rynny i powoli schodząc w dół, opuściła dom. Gdy tylko jej stopy dotknęły ziemi, puściła się pędem w stronę rzeki. Przebiegła przez drewniany most, minęła kilkanaście latarni i w końcu zatrzymała się zadyszana przy najdalej położonej ławce. Oddychając ciężko, szukała wzrokiem Severusa, ale jego jeszcze nie było. Opadła więc na ławkę i wbiła wzrok w rzekę, w której odbijało się słabe światło księżyca. Nagle poczuła dziwne mrowienie na szyi. Podrapała się. Jednak po chwili mrowienie powróciło, tym razem ze zdwojoną siłą. Lily odwróciła się i przeszukała wzrokiem krzaki. Znała to dziwne uczucie. Ktoś ją obserwował.
- Co robisz?
Ruda podskoczyła gwałtownie, po czym uniosła głowę. Jej oczy napotkały wzrok Severusa.
- Ja tylko... - zająknęła się. - A, nie... nic. Ale o co chodzi? Po co mieliśmy się spotkać?
Snape obrzucił ją dziwnym spojrzeniem.
- Wiesz... Chyba jednak nie chciałem się z tobą spotkać - stwierdził. - Możesz wracać.
Lily zamrugała szybko.
- Że jak? - spytała. - Mam sobie iść?
Severus kiwnął głową. Ruda poczuła, jak wzbiera w niej złość.
- Nigdzie nie pójdę - wycedziła. - Nie po to przekupiłam Petunię, żeby teraz wracać, rozumiesz? Będę tu siedzieć do świtu.
Chłopak spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Jak chcesz. - Wzruszył ramionami i odwrócił się z zamiarem odejścia.
- O nie, ty nigdzie nie idziesz! - Lily chwyciła Severusa za rękę i pociągnęła w ten sposób, że wylądował na miejscu obok. - Zostajesz ze mną.
Snape uniósł ze zdziwieniem brwi, po czym spuścił wzrok. Nagle ruda zdała sobie sprawę, że nadal trzyma go za rękę. Pospiesznie wyrwała dłoń.
- No to powiesz mi, czego ode mnie chciałeś? - spytała.
- Niczego - odparł Severus.
- Jak to niczego? - Lily spojrzała na chłopaka podejrzliwie.
- Po prostu. Niczego - stwierdził Snape. - Kiedyś nie trzeba ci było powodu - dodał.
Ruda odetchnęła głęboko.
- A więc o to ci chodzi - powiedziała. - Masz mi za złe, że pogodziłam się z Jamesem, tak?
Severus jedynie prychnął. Lily uznała to za odpowiedź twierdzącą.
- A więc wiedz, że pogodziłam się z nim dlatego, bo mam dość tych wszystkich kłótni, a że z Jamesem łatwiej mi się pogodzić niż z tobą, to pogodziłam się właśnie z nim - wyjaśniła, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby.
- No to dlaczego tu jeszcze siedzisz, skoro tak bardzo ci nie odpowiadam? - spytał Snape. - Na logikę, powinnaś teraz...
- Ale mnie nie obchodzi żadna logika - przerwała mu Lily. - Logika to mocna strona Mel, nie moja, więc ja się będę zachowywać, jak chcę, a nie logicznie.
Zapadła cisza. Krępująca, nieznośna cisza. Ruda usadowiła się wygodniej, opierając się o oparcie ławki. Rozglądnęła się wokół. Jej wzrok zatrzymał się na jej domu. W sypialni rodziców wciąż paliło się światło, w pokoju Petunii panowała ciemność, za to w jej własnym królestwie migotało. Lily zmarszczyła czoło.
- W moim pokoju migocze - stwierdziła na głos.
- A ma migotać? - spytał Severus.
- No raczej nie - powiedziała ruda.
Snape zmrużył oczy i pochylił się do przodu. Lily poszła za jego przykładem, wytężając wzrok. Miała dziwne przeczucie, że to migotanie nie jest niczym dobrym. Że nic a nic nie powinno w jej pokoju migotać. I że coś jej to migotanie przypomina. Nagle dziewczyna zesztywniała. Na oślep wymacała nadgarstek Severusa i zacisnęła na nim palce.
- Sev... Ja chyba wiem, dlaczego to tak migocze - wyszeptała słabo. - W moim domu się pali.
Oboje spojrzeli po sobie. Ich oczy zalśniły strachem w świetle księżyca.
- CHOLERA JASNA, W MOIM DOMU SIĘ PALI! - wrzasnęła ruda, zerwała się z ławki i puściła pędem w stronę domu. Pobiegła na skróty, przez krzaki, które zaczepiały się o jej ubranie, zdzierając je z niej i drapiąc skórę. Jednak dziewczyna zagryzła tylko wargę i zacisnęła pięści, zmuszając do dalszego biegu. Poczuła ostre kłucie w boku, ale nie zwróciła na nie większej uwagi. Przycisnęła do niego dłoń i pędziła dalej. W końcu dopadła mostu. Była już w jego połowie, gdy nagle odniosła wrażenie, że grunt pod jej nogami zniknął. Spojrzała na swoje stopy i w tym momencie runęła w dół. W ostatniej chwili przytrzymała się spróchniałych desek.
- Błagam - szepnęła, spoglądając ze strachem na rzekę, nad którą wisiała. Dziewczyna, wytężając całą swoją siłę, podciągnęła się. Dopiero za drugą próbą udało jej się oprzeć łokcie na deskach. Spojrzała naprzód. Przez chwilę wydawało jej się, że widzi dym unoszący się nad drzewami. Lily napięła mięśnie ponownie, jednak nie dała rady wydostać się z pułapki.
- Pomocy - rzuciła w przestrzeń bez większych nadziei na ratunek.
- Jak sobie życzysz. - Znikąd pojawił się Severus. Wyciągnął w jej stronę dłoń. Lily z ulgą ją przyjęła i już po chwili stała na własnych nogach.
- Dzięki - wymruczała.
- Nie ma za co - mruknął Snape, po czym chwycił ją za rękę i razem pobiegli w stronę domu Evansów. Lily co chwila potykała się o kamienie lub wystające korzenie, ale za każdym razem Severus przytrzymywał ją, nie pozwalając upaść. W końcu dopadli celu.
- Powiedz rodzicom! - krzyknęła ruda, wyprzedzając Snape`a i wpadając do domu pierwsza. Ognia nigdzie nie było widać, jednak unoszący się tuż po sufitem dym dawał znać, że pali się na górze. Lily bez zastanowienia wbiegła na schody. Gdy znalazła się na piętrze, zauważyła, że się nie myliła. Jej pokój i kawałek korytarza stały w płomieniach. Dziewczyna zakryła bluzą dolną część twarzy i przebiegła obok, doskakując do pokoju Petunii. Szarpnęła klamkę. Drzwi ustąpiły.
- Tunia! - ryknęła Lily i dopadła łóżka siostry, na którym ona spała.
- Hę...? - wymruczała niewyraźnie Petunia, patrząc na nią zaspanym wzrokiem.
- Pali się! - krzyknęła ruda i wstrząsnęła ramieniem siostry.
- Że co? - Oczy Petunii rozszerzyły się do rozmiarów galeonów.
- Oprzytomniej! - Lily obejrzała się w panice na drzwi. - Zwiewamy!
Petunii nie trzeba było dwa razy tego powtarzać. Zarwała się z łóżka i, łapiąc jedynie po drodze jakiś plecak i buty, wybiegła z siostrą na korytarz. Dziewczyny rzuciły się do przodu. W ostatniej chwili. Płomienie tuż za nimi nagle złączyły się, tworząc ognistą ścianę. Petunia wrzasnęła krótko. Lily złapała ją za nadgarstek i pociągnęła na schody. Strach wzmógł w jej sercu. Jednak nie poddawała się mu. Podświadomie czuła, że chwilę wahania może przypłacić życiem. W końcu dziewczyny wybiegły z domu, ale zatrzymały się dopiero w pewnym oddaleniu. Gdzieś w oddali rozbrzmiewały dźwięki syreny strażackiej. Lily rozejrzała się wokół, szukając wzrokiem rodziców. Znalazła ich. Stali zaledwie kilkanaście stóp dalej, patrząc na swój dobytek, który w tym momencie pożerał rozszalały żywioł. Ruda powoli do nich podeszła. Ojciec wziął ją w ramiona.
- Jak to dobrze, że nic ci się nie stało - powiedział cicho.
Lily wymamrotała coś niezrozumiałego. Nagle ponad ramieniem taty dostrzegła Snape`a. Stał w pewnym oddaleniu, oparty o jakieś drzewo i patrzył przed siebie. Ruda delikatnie wyswobodziła się z objęć taty. Już zrobiła krok w stronę Severusa, gdy ten odwrócił się i odszedł. Dziewczyna westchnęła i usiadła na najbliższym pniaku.
- Co my teraz zrobimy? - spytała nieśmiało.
Matka przykucnęła obok niej.
- Może Ann nas przyjmie - westchnęła.
Lily kiwnęła głową. Ann była siostrą mamy. W zasadzie dziewczyna widziała ją zaledwie parę razy w życiu, a wiedziała o niej tylko to, że mieszka gdzieś w Londynie i ma córkę. Czyli niewiele.
Ruda owinęła się szczelniej bluzą i schowała twarz w dłoniach.
Co jeszcze mi się przytrafi?

Edytowane przez Fantazja dnia 19-12-2008 15:16