Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Lily Evans (Rozdział 44; aktualizacja 10.07.2010r.)

Dodane przez Fantazja dnia 18-10-2008 08:50
#155

ROZDZIAŁ 26


Lily przewróciła się na drugi bok, nie otwierając oczu. To tylko sen. Tylko sen - powtarzała sobie w myślach. Jak otworzę oczy, okaże się, że to wszystko było snem, głupim, nocnym koszmarem. Ruda odetchnęła głęboko i powoli rozchyliła powieki. Jęknęła z rozpaczą. Nadal znajdowała się w skrzydle szpitalnym. Spojrzała na sąsiednie łóżko. Leżała tam Mel z rękami założonymi pod głową, gapiąc się szeroko otwartymi oczami w sufit. Blondynka odwróciła się w jej stronę, przycisnęła palec do ust i uniosła odrobinę kołdrę. Ruda dostrzegła, że przyjaciółka jest już zupełnie ubrana. Rzuciła jej zdumione spojrzenie, na co Melissa gestem nakazała jej zrobić to samo.
- Po co? - spytała szeptem Lily.
- Bo trzeba się stąd zmyć - odparła równie cicho Mel.
Ruda westchnęła i wzięła z szafki swoje ubranie. Szybko narzuciła je na siebie. Bardzo powoli zsunęła się z łóżka, uważając, by nie wywołać najmniejszego hałasu. Melissa poszła za jej przykładem. Lily rzuciła jeszcze okiem na Dorcas. Jej klatka piersiowa poruszała się miarowo, oddech był spokojny. Spała. Ruda powoli ruszyła w stronę wyjścia, zerkając niepewnie na drzwi do pokoju pani Pomfrey. Jednak nie dochodził zza nich żaden, nawet najmniejszy szmer. Lily, nie czekając dłużej, opuściła pomieszczenie. Zaledwie znalazła się za drzwiami, z ulgą wypuściła powietrze z płuc. Do tej pory nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że wstrzymuje oddech.
- A teraz powiedz mi - zwróciła się do Melissy, mierząc ją morderczym spojrzeniem - o co ci chodzi?
- Mnie? - Jasne brwi blondynki uniosły się ze zdziwienia. - Myślałam, że to oczywiste.
- Ja nie umiem czytać w myślach - wycedziła przez zaciśnięte zęby Lily. Sama nawet nie wiedziała, o co tak właściwie wnerwia się na przyjaciółkę. Przecież, tak w zasadzie, nic jej ona nie zrobiła.
- Jejku, nie denerwuj się - powiedziała Mel. - Po prostu Dorcas może chcieć teraz zostać sama.
- A skąd ty to możesz wiedzieć? - spytała ruda.
- Znam się na ludziach - odparła blondynka.
- To już dawno zauważyłam - burknęła Lily.
- To co się pytasz?
Ruda nie odpowiedziała na to pytanie, uznając je za retoryczne. Powoli ruszyła korytarzem, nie wiedząc nawet, gdzie się kieruje. Bardziej czuła, niż wiedziała, że Mel za nią podąża. Przyspieszyła kroku. Z jakiegoś powodu nie pragnęła jej obecności. Chciała być sama...
Nagle do jej uszu dobiegły ciche kroki. Lily zatrzymała się gwałtownie i zaczęła nasłuchiwać. Obok niej przystanęła Mel. Teraz ruda cieszyła się, że ją przy sobie ma. Ona potrafi poradzić sobie w każdej sytuacji. Dziewczyna zmrużyła oczy i wbiła wzrok przed siebie.
- O nie... - jęknęła cicho. - Mel, wiejemy - dodała już głośniej.
- A czemu? - spytała blondynka.
Lily obrzuciła ją zdenerwowanym spojrzeniem.
- Dobrze wiesz, czemu - syknęła i minęła przyjaciółkę.
Nie miała najmniejszej ochoty widzieć się z Severusem.
- No weź... - jęknęła Mel, ruszając za nią. - Mogłabyś się już z nim pogodzić, bo to się robi... eee... irytujące.
- Sama jesteś irytująca - burknęła Lily, nie zwalniając kroku.
- No to, to ja akurat wiem - stwierdziła Melissa. - Nie musisz mnie uświadamiać. Ale tyle się złego dzieje, a ty jeszcze dokładasz to...
- Moja sprawa - przerwała jej ruda.
Mel wyprzedziła ją odrobinę.
- No twoja, twoja, ale... - Blondynka urwała, zatrzymując się raptownie.
Lily spojrzała na nią ze zdenerwowaniem.
- Co znowu? - spytała.
- Nie, nic - odparła Mel. - Oprócz tego, że słyszę śmiech Pottera, Blacka i piskliwe coś, co jest zapewne śmiechem Pettigrewa - dodała. - No i jeszcze chcę ci powiedzieć, że ja się z nimi widzieć nie zamierzam.
Blondynka obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i ruszyła przed siebie.
- Ale tam jest Snape! - wrzasnęła Lily.
- No jest - rzuciła przez ramię Mel tonem, który wskazywał, że tak w zasadzie niewiele ją to obchodzi, a nawet cieszy.
- Mel! - krzyknęła z wyrzutem ruda. - Nie zostawiaj mnie tak!
- A co, mam tu z tobą stać? - spytała blondynka. - Nie widzę w tym najmniejszego sensu.
- Ja też nie - burknęła Lily i, ku własnemu zdziwieniu, ruszyła w stronę huncwotów.
- Ej, co ty wyrabiasz?! - wrzasnęła szczerze zdumiona Mel i w dwóch skokach pojawiła się przy rudej.
- A bo ja wiem... - mruknęła ruda.
- To ty chcesz się w końcu pogodzić ze Smarkiem, czy nie? - spytała przyjaciółka.
- No chcę... ale... tak w zasadzie to... nie chcę. No nie wiem, no!
Lily ze wstydem wsadziła ręce do kieszeni szaty, dostrzegając, że jej wypowiedź sama się ze sobą kłóci.
- I dlatego właśnie wolę towarzystwo chłopaków - stwierdziła Mel, kręcąc głową.
Ruda uniosła brwi, patrząc ze zdziwieniem na przyjaciółkę.
- No wiesz... oni są raczej prości. Ale w tym wypadku to naprawdę dobrze, bo nie są tacy niezdecydowani jak dziewczyny... No i w ogóle lepiej mają... - wyjaśniła kulawo blondynka. - Co nie zmienia faktu, że niektórych chciałoby się zaciukać tępą siekierką... - dodała, patrząc z niesmakiem przed siebie.
Lily podążyła za jej wzrokiem. Zaledwie parę metrów dzieliło je od Jamesa Pottera, który zaledwie tylko dostrzegł rudą, przyspieszył kroku.
- Cześć, Lily - przywitał się, a jego ręka od razu powędrowała do włosów.
- Ej, czy to prawda? - spytał Black, odpychając Pottera na bok i wyciągając Proroka Codziennego.
Ruda nie musiała nawet zerkać na gazetę, żeby domyślić się, co chłopak ma na myśli.
- Prawda - mruknęła, nagle zdając sobie sprawę, że przez ostatnie chwile o tym nie pamiętała. Ale teraz wszystko wróciło...
Dziewczyna usłyszała ciche westchnienie. Spojrzała ze zdziwieniem na Blacka. Chłopak zdał się jej nagle jakiś dziwny. Smutny? Zmartwiony? A może to i to? Lily patrzyła na to niespotykane zjawisko z nieskończonym zdumieniem. Syriusz NIGDY nie był nawet zmartwiony. A przynajmniej ona nigdy nic takiego nie zauważyła. Blackowi zawsze wszystko "zwisało, latało i powiewało".
Nagle Lily poczuła mocne szturchnięcie w bok.
- Idziemy - syknęła jej do ucha Mel.
Ruda nie protestowała. Zresztą, to co ona jeszcze tu robi? Przecież powinna minąć huncwotów bez słowa i iść w swoją stronę...

Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Lily poderwała wzrok znad czytanej właśnie książki i zauważyła stojącą w nich Dorcas. Szatynka rozejrzała się po dormitorium, po czym westchnęła i ostrożnie usiadła na swoim łóżku. Ruda przyglądnęła się jej badawczo. Przyjaciółka była upiornie blada, miała czerwone, podkrążone oczy, ale nie płakała. W ręku mięła jakiś świstek pergaminu. Wyglądała, jakby coś chciała powiedzieć.
- Dziewczyny... - zaczęła niepewnie i od razu zamilkła.
Ani Lily, ani Mel nie wtrąciły się. Obie czekały, aż dziewczyna się wypowie. W swoim czasie.
- No więc ja... - wyjąkała po pewnym czasie Dorcas. - Ja wyjeżdżam. - Szatynka zerknęła nerwowo na przyjaciółki, jakby spodziewała się, że coś powiedzą, ale gdy odpowiedziała jej głucha, pełna napicia cisza, podjęła przerwaną wypowiedź dalej. - No więc wyjeżdżam jutro na pogrzeb, ale potem też... Znaczy się po Sumach, jak zdam... Jadę do ciotki Victorii. - Głos dziewczyny zniżył się do szeptu. - Ale nie tylko na wakacje. Potem też... W ogóle nie wrócę do Hogwartu i będę się uczyć prywatnie...
Lily poczuła jak wielka gula rośnie jej gardle. Ostatnie słowa Dorcas rozbrzmiewały w jej głowie, tłumiąc wszystkie inne myśli.
- Ale... to niemożliwe - szepnęła.
Hogwart bez Dorcas wydawał się jej czymś tak dziwnym jak rycząca w poduszkę Mel, czy śmiejący się w głos Snape... To nie powinno nigdy się zdarzyć.
- Ale przecież jest jeszcze szansa - powiedziała nagle Mel. - Może w testamencie jest napisane, że masz wrócić tutaj...
Dorcas pokręciła głową.
- Już go odczytano - stwierdziła ze smutkiem. - Wszystko zapisano mnie, ale mogę z tego korzystać dopiero po ukończeniu siedemnastu lat. Do tej pory jestem pod opieką ciotki i może sobie robić ze mną co zechce - dodała z goryczą.
- Czyli siódmą klasę możesz skończyć już w Hogwarcie - odezwała się Lily. - Wtedy już będziesz pełnoletnia.
Dorcas kiwnęła głową.
- Przynajmniej tyle dobrego - westchnęła ruda.
- Ale to długo... - W oczach szatynki pojawiły się łzy. - Ja nie chcę się w domu uczyć. Ja chcę z wami...
- Będziesz z nami - oznajmiła nagle Mel, podchodząc do Dorcas i obejmując ją przyjaźnie.
Szatynka spojrzała na nią mokrymi oczami.
- Jak to? - spytała ze zdziwieniem.
- Normalnie. - Blondynka uśmiechnęła się pocieszająco. - Już my to załatwimy.
Lily wstała i również podeszła do Dorcas.
- Słuchaj Melissy - powiedziała, klękając przed nią. - Ona wie, co mówi.
- No właśnie, słuchaj mnie, a dobrze na tym wyjdziesz - oświadczyła blondynka.
Dorcas pociągnęła nosem.
- Wiecie co? Takich przyjaciółek jak wy, to ze świeczką szukać - powiedziała.