Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Lily Evans (Rozdział 44; aktualizacja 10.07.2010r.)

Dodane przez Fantazja dnia 16-10-2008 14:35
#148

ROZDZIAŁ 25


Wilkołak - człowiek, który podczas pełni księżyca przekształca się w wilka. Jest wtedy groźny dla innych ludzi i zwierząt domowych, gdyż atakuje je w morderczym szale. Po powrocie do ludzkiej postaci nie pamięta niczego, co czynił w wilczej skórze. Niekiedy nawet człowiek taki nie wie, że jest wilkołakiem.
W legendach niektórych ludów słowiańskich wilkołaki po śmierci zamieniają się w wampiry.


- Masz może pióro? - spytała Lily siedzącej naprzeciwko niej Dorcas.
- Mhm... - mruknęła szatynka, po czym, nie odrywając wzroku od podręcznika do numerologii, wymacała leżące obok niej pióro i podała je rudej.
- Dzięki - rzuciła Lily i szybko przepisała na pergamin dopiero co przeczytany fragment. Profesor Wicked parokrotnie wspominała na lekcjach obrony przed czarną magią, że wiedza o wilkołakach może się im przydać na egzaminie z tego przedmiotu.
Ruda westchnęła, przetarła zmęczone oczy i oparła się o pień znajdującego się za nią dębu. Był piękny, słoneczny dzień, a one tkwiły pod tym drzewem wypisując z podręczników co ważniejsze informacje i próbując czegoś się nauczyć. Jednak dotyczyło to tylko Lily i Dorcas; Melissa leżała na wznak na wielkim kocu w pełnym słońcu sobotniego przedpołudnia i nie wykazywała najmniejszej ochoty do sporządzania notatek. W zasadzie nie wykazywała ochoty do niczego, oprócz leżenia plackiem i opalania się.
Ruda uśmiechnęła się pod nosem. Zazdrościła odrobinę przyjaciółce, że niczym się nie przejmuje, jednakże wiedziała, jakie najprawdopodobniej będą tego konsekwencje. Tym razem nie będą egzaminować ich hogwartcy nauczyciele, którzy często przepuszczali ucznia dlatego, że bardzo go lubili, albo dlatego, że serdecznie chcieli się go już z tej szkoły pozbyć. Tym razem nie będzie taryfy ulgowej.
Lily rozejrzała się dookoła. Prawie cały Hogwart wyległ na błonia. Nawet niektórzy nauczyciele postanowili skorzystać z tego pięknego dnia. Ruda dostrzegła profesora Slughorna wesoło rozmawiającego z nauczycielką astronomii.
Nagle drzwi wejściowe otworzyły się i wybiegła z nich profesor McGonagall. Lily zmrużyła oczy. Coś się musiało stać. Nauczycielka transmutacji wyglądała na przerażoną.
- Coś się dzieje - powiedziała ruda cicho, ale jednocześnie na tyle głośno, żeby dwie najlepsze przyjaciółki wyraźnie ją usłyszały.
Dorcas podniosła głowę znad książki i, podążając za wzrokiem Lily, dostrzegła McGonagall podbiegającą do nauczyciela eliksirów.
- Idziemy? - spytała Mel.
- Gdzie? - zdziwiła się Dorcas.
- No jak to gdzie? - prychnęła blondynka. - Za nimi.
- No, a nasze rzeczy?
Melissa rozejrzała się wokół.
- Hej, ty! - krzyknęła w stronę jakiegoś pierwszoroczniaka. - Chcesz zarobić galeona?
Chłopiec spojrzał na nią z przerażeniem.
- Noo... - mruknął.
- No to zostań tu i pilnuj naszego dobytku - powiedziała. - Tylko niczego nie ruszaj. A jeśli coś zginie, nie dostaniesz ani knuta.
Pierwszoroczniak skinął jasną głową.
- No to chodźmy. - Mel wstała z koca i skinęła na koleżanki.
Lily i Dorcas poszły za jej przykładem.
Po chwili wszystkie trzy znalazły się w zamku. Lily zadrżała. W środku było niesamowicie zimno.
- A tak w zasadzie to jak ich znajdziemy? - spytała Dorcas.
Mel uśmiechnęła się do niej z wyższością, po czym z tylnej kieszeni dżinsowych rybaczek wyciągnęła pergamin.
- A, no rzeczywiście - mruknęła szatynka, patrząc na świstek tkwiący w ręce blondynki.
Melissa szybko nabazgrała na nim nazwisko McGonagall.
- Są w jej klasie - stwierdziła.
- No to chodźmy - oświadczyła Lily i ruszyła korytarzem.
Droga nie zajęła im zbyt wiele czasu. Korzystając z wszelkiego rodzaju skrótów, już po paru minutach znalazły się na miejscu.
- Teraz cicho - ostrzegła Mel, kładąc palec na ustach.
Wszystkie trzy dziewczyny jak najciszej podeszły do drzwi. Lily przycisnęła ucho do dziurki od klucza.
- To na pewno śmierciożercy? - Usłyszała pełen obawy głos Slughorna.
- Tak, niestety... - westchnęła McGonagall. - Jesteśmy tego pewni.
Przez chwilę panowała cisza.
- A więc, Horacy, przyłączysz się do nas? - spytała pani profesor.
- Ja... nie... to znaczy chciałbym... ale... nie... nie mogę - jąkał się nauczyciel eliksirów. Był wyraźnie zdenerwowany.
- Horacy! - wykrzyknęła McGonagall. - Ginie coraz więcej ludzi, nie rozumiesz? - dodała już ciszej. - A twoje umiejętności mogłyby ich ocalić...
- Minerwo, ja naprawdę...
- Pamiętasz Catlingów? - przerwała mu nauczycielka.
Slughorn nie odezwał się, jednak musiał dać jakiś znak, że pamięta, bo McGonagall ciągnęła dalej:
- A więc ta nierozłączna para jednych z najlepszych aurorów, jakich mieliśmy szczęście posiadać, zginęła wczoraj, osierocając zaledwie pięciomiesięczne dziecko!
Lily wstrzymała oddech. Pięciomiesięczne dziecko!? Przecież to jeszcze małe, bezbronne stworzonko... Co się teraz z nim stanie? Ruda poczuła uścisk w okolicach serca. Do czego ON i jego poplecznicy się jeszcze posuną?
- Ale najgorsze stało się dziś. - Głos profesor McGonagall stał się nagle dziwnie wilgotny. - Rodzina jednej z uczennic... Cała... Nawet psa nie oszczędzili...
Lily mocniej przycisnęła ucho do dziurki.
- Czyja? - nurtujące rudą pytanie padło z ust Slughorna, który wydawał się wstrząśnięty tym, co usłyszał.
- Z piątej klasy... - westchnęła z żalem McGonagall. - Tej małej Meadowes...
Lily zesztywniała. To niemożliwe - przemknęło jej przez myśl. To nie mogło się stać! Ruda przeniosła powoli wzrok na Dorcas, która po drugiej stronie nadal przyciskała ucho do szpary między drzwiami a framugą. Szatynka zbladła gwałtownie. Biała jak papier ręka ześlizgnęła się z drzwi, a po policzku spłynęła jedna jedyna łza.
- Czemu...? - szepnęła jeszcze dziewczyna, jakby z pretensją, po czym zamknęła oczy i bez najmniejszego ostrzeżenia upadła na ziemię bez świadomości. Lily usłyszała nieprzyjemny huk, gdy Dorcas uderzyła głową o kamienną posadzkę.
Mel wrzasnęła krótko i doskoczyła do szatynki.
- Dorcia... Dorcia... Dorciu moja... Dorca... - szeptała blondynka gorączkowo, próbując ocucić przyjaciółkę.
Lily patrzyła na to wszystko, nie mogąc ruszyć się z miejsca. Nadal klęczała pod drzwiami klasy do transmutacji, gapiąc się pustym wzrokiem na całą sytuację. To niemożliwe - pomyślała po raz drugi. To jakaś pomyłka. To się nie mogło stać... Ruda poczuła, jak po policzkach zaczynają skapywać jej gorące łzy. Czuła się gorzej niż okropnie.
Nagle do jej uszu doszedł stłumiony odgłos kroków. Lily ledwo zdążyła zrobić unik, gdy drzwi tuż obok niej otworzyły się z hukiem. Stanęła w nich McGonagall. Nauczycielka surowym wzrokiem oceniła całą sytuację, po czym nagle zgarbiła się, jakby jakiś niewidzialny ciężar przygniótł jej barki.
- Słyszałyście. - Było to stwierdzenie, nie pytanie.
Lily załkała cicho i pokiwała głową.
- Chodźcie do skrzydła szpitalnego - powiedziała nauczycielka opiekuńczym tonem. - Tam dostaniecie coś na uspokojenie.
Ruda przytaknęła i powoli dźwignęła się z podłogi. Nie chciała tam iść. Nie chciała dostać żadnego lekarstwa. Nie chciała dostać niczego... Jednak nie miała siły się sprzeciwić.
McGonagall wyjęła różdżkę i wyczarowała niewidzialne nosze, na które ostrożnie położyła nadal nieprzytomną Dorcas. Powoli wprawiła je w ruch i podążyła w stronę skrzydła szpitalnego.
- Chodźcie - powiedziała cicho, zwracając się do dziewczyn.
Lily i Mel w milczeniu ruszyły za nauczycielką.
- Dlaczego ona? - spytała szeptem ruda.
Blondynka westchnęła
- Bo najwięcej krzywdy zawsze doznają ci, którzy w żadnym stopniu na nią nie zasługują - odparła równie cicho Melissa.
Lily pociągnęła nosem, w duchu przyznając rację przyjaciółce. Najpierw Mary, teraz Dorcas... One na pewno nie zasłużyły na to, co je spotkało. Obie były raczej ciche, do niczego się nie mieszały...
Nie zasłużyły niczym...