Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Lily Evans (Rozdział 44; aktualizacja 10.07.2010r.)

Dodane przez Fantazja dnia 12-09-2008 16:50
#51

ROZDZIAŁ 8


- Co ty tu robisz? - spytała Lily.
- Ja? Ja tu mieszkam - odparł Severus. - Już zapomniałaś? Pytanie, co ty tu robisz?
- Eee... - bąknęła ruda, nie wiedząc, co ma powiedzieć. - Sev... Ja... Przejdźmy się - wydukała w końcu.
- A niby gdzie? I po co?
- Nie wiem... Gdzieś...
Lily zaczęła nerwowo przestępować z nogi na nogę. Co ma teraz zrobić? Co ma powiedzieć?
- No to chodźmy.
Ruda zdziwiła się, słysząc te słowa, ale nic nie powiedziała. Ruszyła za Snape`em. Szli w całkowitej ciszy, nie odzywając się do siebie ani słowem. Czyżby Severus również był tak bardzo zakłopotany jak ona? W końcu doszli nad rzekę i usiedli na ławce niedaleko jej brzegu. Lily spojrzała w dal. Na przeciwległym brzegu majaczył jej dom. Dziewczyna zobaczyła światło palące się w jej pokoju, które po chwili zgasło. A więc już zauważono jej zniknięcie... Ruda westchnęła i oparła głowę o ramię Severusa. Chłopak wzdrygnął się gwałtownie, ale nie odsunął. Uznała to za dobry znak.
- Sev, pogódźmy się i bądźmy z powrotem przyjaciółmi - powiedziała, podnosząc głowę i spoglądając w jego czarne oczy.
Snape westchnął. Przez chwilę patrzył na migoczącą taflę spokojnej rzeki, po czym pochylił się do przodu i ukrył twarz w dłoniach. Lily czekała w napięciu na odpowiedź. A co będzie jeśli odmówi? Jeśli powie, że zgoda między nimi jest niemożliwa do osiągnięcia? W końcu chłopak podniósł głowę i powiedział:
- Lily, bardzo bym chciał...
- A więc zgadzasz się? - przerwała mu natychmiast Lily.
Chłopak spojrzał na nią z irytacją. Kącik jego ust podniósł się lekko.
- Nie przerywaj - powiedział.
Lily zamknęła usta z zamiarem wysłuchania go do końca.
- A więc bardzo bym chciał, ale to chyba niemożliwe.
Ruda poczuła jak krew odpływa jej z twarzy. A więc najgorszy scenariusz się wypełnił. Do oczu napłynęły jej łzy, a ciałem wstrząsnęły dreszcze.
- Zimno ci? - spytał z niepokojem Severus, zdjął swój płaszcz i okrył nim Lily, myśląc zapewnie, że dziewczyna drży z zimna.
- Ale dlaczego? - Lily otuliła się szczelnie płaszczem. Chciała choć przez chwilę mieć na sobie coś, co należy do Severusa.
- Bo nie możemy być przyjaciółmi. Ja tego nie chcę - stwierdził Snape.
Lily spuściła głowę. A więc nie chce. Nie chce, żeby byli przyjaciółmi. Nie chce jej znać. A więc dlaczego tu przyszedł? Dlaczego dał jej ten płaszcz? Przecież gdyby mu nie zależało, to by tego nie zrobił. Czyżby przeczył sam sobie? A może tylko tak mówi, a naprawdę chce się pogodzić? Ale to by nie miało sensu. A może jednak w jego słowach jest jakieś ukryte znaczenie?
Nagle Lily poderwała głowę. Wreszcie to zrozumiała. Wreszcie to do niej dotarło. Wszystkie puzzle tej skomplikowanej życiowej układanki ułożyły się w jedną całość. Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie, ale po chwili na powrót spoważniała. Dotknęła ręką ramienia Snape`a. Chłopak odwrócił się w jej stronę, a ona spojrzała głęboko w jego czarne oczy i przybliżyła się do niego.
- Nie możemy być przyjaciółmi - szepnęła. - Ale czy możemy być...
- A więc tu jesteś!
Lily i Severus gwałtownie odskoczyli od siebie, słysząc głos Petuni, która teraz stała nad nimi, patrząc z wyraźną niechęcią na Snape`a.
- Ja cię wszędzie szukam! - wykrzyknęła blondynka ze złością. - A ty siedzisz tutaj z tym... z tym... z tym kimś!
- Przepraszam - bąknęła Lily.
- Tyle masz mi do powiedzenia? - prychnęła Petunia. - Nic więcej?
Ruda wbiła wzrok w swoje buty.
- Idziemy do domu! Ale to już! - wrzasnęła blondynka i odwróciła się na pięcie.
Lily jeszcze przez chwilę siedziała na ławce, po czym wstała i spojrzała przepraszająco na Severusa.
- No to idę - mruknęła i odwróciła się, chcąc dogonić siostrę.
Nagle Sev, nie wstając z ławki, chwycił ją za rękę.
- Czekaj. Co mi chciałaś przed chwilą powiedzieć?
Dziewczyna zesztywniała. Powiedzieć, czy nie powiedzieć? Coś jej podpowiadało, że powinna, jednak uprzednia odwaga już ją opuściła.
- Nic - stwierdziła.
Snape puścił jej dłoń, a ona rzuciła mu jeszcze pożegnalne spojrzenie, po czym pobiegła za Petunią. Po chwili ją dogoniła. Siostry szły drogą, nie odzywając się do siebie. Lily rozpaczliwie szukała jakiegoś tematu, żeby przerwać tą nieznośną ciszę. W końcu znalazła.
- Rodzice bardzo się wściekają? - zapytała.
- O niczym nie wiedzą - odparła Petunia.
Lily przystanęła zdziwiona.
- Jak to nie wiedzą?
- Normalnie - w głosie blondynki słychać było rozdrażnienie. - Nie powiedziałam im.
- Och, Tuniu. - Ruda podbiegła do siostry i chwyciła ją za rękę. - Dziękuję. Jesteś wspaniała.
Petunia wyrwała dłoń.
- A tak w ogóle, to skąd wiedziałaś, że mnie nie ma? - Lily nie zraziła się gestem siostry.
- Weszłam do twojego pokoju i ciebie nie było, a okno było otwarte, więc pomyślałam, że uciekłaś - odparła blondynka.
Lily spojrzała na nią zdumiona.
- Bałaś się o mnie? - spytała szeptem.
Petunia nie odpowiedziała na to pytanie.
- Chodź szybciej, bo rodzice zauważą, że cię nie ma - stwierdziła tylko.
- Że nas nie ma - poprawiła cicho Lily.
Siostra udała, że nie słyszy.
Lily już więcej się nie odzywała. Jedyną ważną dla niej w tej chwili rzeczą było to, że Petunia jednak coś do niej czuła, że martwiła się o nią, że ukryła prawdę przed rodzicami, mimo że wtedy ruda na pewno by od nich oberwała. Dziewczyna poczuła się cudownie.
- O, nie - jęknęła nagle Petunia, patrząc na drzwi domu.
Ruda podążyła za jej wzrokiem i również jęknęła, widząc rodziców stojących przed drzwiami.
- Lily, słonko! - wrzasnęła płaczliwie pani Evans, podbiegła do córki i uściskała ją mocno. - Nic ci się nie stało? Tak się martwiliśmy o ciebie. - W tym momencie kobieta rozpłakała się na dobre.
- Ale mamo, nic nam nie jest - mruknęła Lily i odepchnęła lekko matkę.
- A ty gdzie ją ciągałaś? Jest jedenasta w nocy! - krzyknęła kobieta, zwracając się do Petuni. - Przecież jej mogło się coś stać! Jesteś głupia i lekkomyślna!
Petunia spojrzała tylko na Lily, po czym przebiegła obok rodziców i popędziła na górę. Ruda stała zszokowana, patrząc na matkę z wyrzutem i wściekłością. Jak ona mogła to zrobić? Jak mogła to powiedzieć?
- Jesteś okrutna - powiedziała Lily zimno. - Nawet nie wiesz, co się stało, a już myślisz, że to wina Tuni.
Matka spojrzała na nią ze zdumieniem.
- Jak to? Przecież to niemożliwe, żebyś ty sama gdzieś poszła o tej godzinie.
- Nie jestem święta - powiedziała ruda. - Wymknęłam się z domu, a Tunia poszła mnie szukać.
- Kochanie, nie musisz jej bronić...
- Nie bronię jej! - wrzasnęła Lily. - Gdyby nie ona, to mogłoby się mi coś stać! Mogłam... umrzeć! - skłamała.
Ruda wyminęła matkę i poszła do swojego pokoju, pozostawiając zszokowanych rodziców przed drzwiami. W oczach miała łzy wściekłości. Dlaczego oni traktują tak Tunię? Dlaczego są dla niej tacy oschli? Dlaczego jej nie kochają tak bardzo, jak mnie? Dlatego, że nie jest czarownicą? Że jest zwykła? Że nie jest piękna i uwielbiana przez wszystkich? Że nie jest prymuską? Przecież to bezsensowne. Czemu to ja jestem ich oczkiem w głowie? Nie chcę już nim być! Lily weszła do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko. Łzy ciekły jej po policzkach, żłobiąc bruzdy. Nagle wstała i ostrożnie wyszła z sypialni. Przeszła przez korytarz i stanęła przed drzwiami znajdującymi się na jego końcu. Zapukała w nie cicho.
- Tuniu - szepnęła.
Zza drzwi dobiegło ją stłumione łkanie siostry. Lily czekała przez chwilę, ale nie doczekała się otwarcia drzwi, więc odeszła z powrotem do pokoju. Jej wzrok padł na torbę podróżną, która leżała obok łóżka. Wiedziała, co zrobi. Wiedziała, że nie może pozostać tu ani chwili dłużej. Otworzyła drzwi szafy i zaczęła wyciągać z niej potrzebne rzeczy i pakować do torby. W końcu zapięła zamek, odetchnęła głęboko i spojrzała na okno. Wstała i wyrzuciła przez nie torbę, po czym weszła na parapet. Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Kto tam? - spytała Lily.
- Kochanie, otwórz - rozległ się głos matki.
Ruda obejrzała się z pogardą. Nie miała najmniejszej ochoty na rozmowę z nią. Chwyciła się mocno rynny i po chwili już była wolna. Podniosła torbę, leżącą niedaleko w krzakach i ruszyła przed siebie. Nagle stanęła i zawahała się. Gdzie ma pójść? Do Dorcas? Nie, jej rodzice znają się z moimi. Do Severusa? Odpada. Za blisko, a poza tym nie mam zamiaru znaleźć się w jednym domu z jego ojcem. Pozostała tylko Melissa. Tak, to dobry pomysł. Ona na pewno mnie przechowa. Tylko... jak ja się do niej dostanę? Lily pogrzebała w kieszeni spodni, ale znalazła tylko parę galeonów i sykli, teraz kompletnie jej niepotrzebnych. Ruda przeklęła się za to, że nie wzięła mugolskich pieniędzy. Jak teraz dostanie się do Londynu? Dziewczyna poprawiła ramię torby i ruszyła dalej ścieżką. Bagaż ciążył jej okropnie, a zimno przenikało do szpiku kości. Opatuliła się szczelniej płaszczem. Zaraz... płaszczem? Lily uśmiechnęła się do siebie. Nadal miała na sobie płaszcz Snape`a. Włożyła ręce do kieszeni i nagle poczuła chłodny metal. Wyciągnęła dłoń i aż podskoczyła z radości. Na jej dłoni spoczywały mugolskie pieniądze. Co prawda nie było ich dużo, ale lepsze to, niż nic. Lily już miała iść na najbliższy przystanek, gdy nagle ogarnęły ją wątpliwości. Przecież to kradzież! - pomyślała. Westchnęła i pogrzebała w swojej kieszeni, wyciągając z niej pieniądze czarodziejów. Odliczyła dokładnie sumę, którą powinna zwrócić Severusowi i zawinęła je w kawałek pergaminu, który wyciągnęła z torby. Ściskając zawiniątko, ruszyła w stronę domu Snape`a. W końcu znalazła się przy nim. Przez chwilę stała, mając nadzieję, że zobaczy się z Sevem, ale gdy nic takiego się nie stało, położyła paczuszkę na parapecie okna. Obejrzała się jeszcze, po czym odeszła ciemną ścieżką, kierując się na przystanek autobusowy.