Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Pamiętnik Dorcas Meadowes - rozdział 7

Dodane przez Julia S dnia 23-08-2011 11:29
#20

Luty w 1982 roku był wyjątkowo ciepły.
Mimo że większość czasu spędzałam w domu, widziałam jak w ogrodzie kwitną przebiśniegi, a trawa otrząsa się z kropel deszczu przy każdym podmuchu wiatru.
Dni zlewały się w tygodnie, tygodnie w miesiące.
Codziennie czytałam o życiu, które wydawało się, jakby nigdy do mnie nie należało. Może tak było? Może komuś je skradłam, zabrałam te kilka lat? Rzuciłam przelotne spojrzenie na tekst, od którego czytania się oderwałam.
Na opis zapachu mojego chłopaka... ach, jak bardzo chciałabym go teraz poczuć! Poczułam, jak głowa znów zaczyna mi pulsować z bólu.
Szybko spojrzałam na pierścionek od Łapy, aby się uspokoić. Chyba dostawałam paranoi. I chyba zawsze będę żałować tej decyzji...
Tej decyzji, którą podjęłam dwa dni temu, 25 lutego.
-Jesteś tego pewna, Dorcas? - Dumbledore chyba przewidział, że będę tego żałować, bo pytał się mnie o to już czwarty raz.
Skinęłam głową, uciekając wzrokiem od przenikliwego, błękitnego spojrzenia. Dyrektor Hogwartu podniósł się z krzesła, obszedł swoje biurko i stanął naprzeciwko mnie.
-Meadowes. - zwrócił się do mnie łagodnie. - Spójrz na mnie.
Przeniosłam wzrok na starca, spoglądającego na mnie znad swoich okularów- połówek.
-Czasami - zaczął Dumbledore- nadzieja jest jedyną rzeczą, która utrzymuje nas przy życiu. Ty chcesz mu ją odebrać.
-W Azkabanie nadzieją żywią się dementorzy. Przez nadzieję będzie w większym niebezpieczeństwie!
-I dlatego chcesz, bym mu powiedział, że zginęłaś? - Dumbledore głośno westchnął. - Znałem tego chłopaka przez siedem lat, Dorcas. Podobnie jak i ciebie. Nie powinniście się nawzajem ranić.
-Nie wierzysz, że to był on, prawda? - wyszeptałam, przymykając oczy. Miałam na myśli zabójstwo Petera i dwunastu innych, przypadkowych osób. Wyczułam, że dyrektor Hogwartu doskonale wie, co mam na myśli. - Syriusz... On nie zrobiłby tego.
Krople deszczu zaczęły stukać o szyby w gabinecie.
-Nie chcę w to wierzyć, Dor. Syriusz to dobry człowiek. Człowiek honoru.
-Tak więc ratuj go - powiedziałam. Gdzieś na dworze zagrzmiało. - Ratuj go! Obierz mu nadzieję, aby go uratować.
-On cię kocha.
Zacisnęłam mocno oczy. Łzy pociekły mi po policzkach i w tym momencie, jakby i świat chciał zapłakać razem ze mną, rozpadało się na dobre. Pociągnęłam nosem i skierowałam się do wyjścia. Intuicja powiedziała mi, że Albus Dumbledore podjął decyzję.
-Obyś tylko tego nie żałowała, Dorcas - powiedział mi jeszcze na odchodne. Skinęłam głową na pożegnanie i wyszłam z gabinetu.
Ach, czemu się go nie posłuchałam... Dlaczego?
Związałam włosy w kucyk, założyłam swoją skórzaną kurtkę. Dochodziła już piętnasta, a nie chciałam się znowu spóźnić. Na spotkanie z jedyną osobą, która mi teraz pozostała.
Nie wiedziałam, jak Syriusz Black zareagował na wieść o tym, że jego narzeczona nie żyje. I tym bardziej nie chciałam wiedzieć, jak zareagowałby na wieść, że to ona sama rozpuściła tą plotkę. Czy byłby wściekły na mnie? Czy przestałby mnie kochać?
Wyszłam z domu i przeszłam na drugą stronę ulicy, chowając się pod dużą wierzbą. Rzuciłam jeszcze krótkie spojrzenie na mój dom. Mój dom, który zwykłam dzielić z Łapą... Pamiętam, jak kupiliśmy go rok po ukończeniu szkoły. Jak się wprowadziliśmy, stworzyliśmy domową atmosferę. Mimo że mieszkaliśmy tylko we dwójkę, nasz dom zawsze tętnił życiem.
Na obiady codziennie ktoś wpadał; albo Lily z Jamesem, albo Karen, Robert, czy Mary... Przez jakiś czas służyliśmy także jako kwatera główna Zakonu Feniksa. W salonie co wieczór odbywały się posiedzenia.
I Lily, gdy była w siódmym miesiącu ciąży, przesiadywała cały czas w moim domu, bo James razem z Zakonem był w Irlandii...
Chyba muszę i to spisać. Jak na razie mam zaledwie pamiętniki z czasów Hogwartu. Gdzie ja skończyłam ostatnio czytać? Wyciągnęłam z torby opasły, zniszczony notatnik. Ach, tak. Następny fragment to podróż do Hogwartu i kilka pierwszych dni... I ta cała sprawa z wizją. Słusznie mnie wtedy nękała, w końcu się sprawdziła... A Huncwoci jak zwykle bagatelizowali sprawę.
Silniejszy podmuch wiatru wyrwał mnie z zamyślenia. No tak, znowu odpływam. Skoncentrowałam się, po czym okręciłam się wokół własnej osi.
Natychmiast poczułam się, jakbym była zgniatana przez wielką, czarną masę, oczy wcisnęły mi się mocno wgłąb czaszki, uszy się zatkały. Wstrzymałam mocno oddech, jakby miał zostać wyrwany siłą z moich płuc.
Wszystko ustało, gdy aportowałam się w głośnym, zatłoczonym Londynie na stacji King's Cross. Kochany peron dziewięć i trzy czwarte! Błyszcząca, czerwona lokomotywa wciąż stała na torach, gotowa do odjazdu. Mimo że peron był pusty i zupełnie nie przypominał tego z pierwszego września, zrobiło mi się ciepło na sercu.
Niechętnie ruszyłam przed siebie. Wyszłam ze stacji, złapałam taksówkę, która zawiozła mnie do celu mojej podróży. Zwykle nie podróżowałam w tak mugolski sposób, ale Ministerstwo Magii nadal wymagało, aby zachowywać środki ostrożności.
Niewielki, brązowy domek stojący na obrzeżach Londynu. Gdy zobaczyłam go wyłaniającego się zza rogu ulicy, przyśpieszyłam kroku.
Zapukałam do drzwi, chwilę potem usłyszałam kroki.
-Remus - szepnęłam, gdy ujrzałam swojego przyjaciela w drzwiach. Uśmiechnął się słabo, po czym mnie objął. Staliśmy przez chwilę w objęciach.
Dwójka ludzi, zapominających samych siebie, właśnie się odnalazła.

*

-A co z tym eliksirem? - spytałam się Lunatyka, gdy siedzieliśmy na kanapie w niewielkim salonie. - Wiesz już coś na ten temat?
-Na razie nic. Chociaż towarzystwo eliksirów ponoć ma pierwowzór, nie zdoła on zatrzymać przemiany.
Westchnęłam.
-Myślę, że podczas następnej przemiany powinieneś być u mnie - powiedziałam.
-Co? Dor, nie! Nie ma mowy. Co, jeśli bym cię zaatakował?
-Więc masz atakować przypadkowych ludzi tutaj?
-Nikogo nie atakuję - odparł Remus, nieco obruszony. - Zawsze biegnę na zachód, gdzie już nie ma miasta, tylko lasy i równiny.
-U mnie miałbyś ich dostatek - szepnęłam. Nie chciałam mówić, że po prostu chcę chłopaka u siebie w domu. Tu miał pracę, dom. Starał się ułożyć na nowo życie. - Remusie, nie możemy zostawić przeszłości tak za sobą...
-Na miłość boską, Dor! - krzyknął nagle, wstając. Spojrzałam na niego z przerażeniem. - Wojna się skończyła, wygraliśmy! Voldemort przegrał, śmierciożercy przegrali! Powinniśmy się cieszyć! Radować!
-Lily i James nie żyją! - wrzasnęłam, przerywając mu. Też wstałam. - Syriusz jest w Azkabanie, Peter nie wiadomo gdzie! A Fenrir Greyback chce cię dopaść, jak i resztę wilkołaków! Nie udawaj, że o tym nie wiesz!
Rzuciłam mu rozgoryczone spojrzenie. Lunatyk usiadł z powrotem na kanapie i ukrył twarz w dłoniach.
-Nie wiem, co robić - wymamrotał. - Czuję się, jakbym też nie żył.
Podeszłam do niego i objęłam go. Spostrzegł pierścionek zaręczynowy na moim palcu.
-Ty... - spojrzał na mnie. - Byłaś z nim zaręczona...?
Kiwnęłam głową.
-Jestem - poprawiłam Remusa. - Oświadczył mi się we wrześniu. - oparłam głowę na ramieniu blondyna. Kilka łez spłynęło z moich oczu, mocząc koszulę Remusa. - On myśli, że nie żyję - jęknęłam.
Lunatyk wytrzeszczył oczy ze zdumienia.
-Kazałam... kazałam Dumbledore'owi mu tak powiedzieć. Żeby nie miał nadziei... Żeby dementorzy nie...
-Ćśśś - uciszył mnie Remus, obejmując mnie. - Rozumiem. - powiedział, chociaż ton jego głosu wskazywał na to, że nawet w najmniejszym stopniu nie rozumie, czemu to zrobiłam. Znów siedzieliśmy w ciszy i ciemności. Jedyne światło w pokoju pochodziło od dogasającego kominka i choinki bożonarodzeniowej, stojącej obok. Remus wciąż jej nie rozebrał od świąt... Z tego co wiem, była u niego kilka razy jego była dziewczyna i moja dobra przyjaciółka, Anastasia. - Dor... mimo wszystko nie możesz żyć samą przeszłością. Musisz się uporać ze swoim życiem.
-Co z Harrym? - wybuchłam nagle. - Dlaczego Dumbledore wysłał go tam, do Surrey?! Czemu nie do nas?
-Znasz go, na pewno jest jakiś ważny powód...
-I co zrobisz w czasie następnej pełni? Remus, co jeśli Fenrir cię dopadnie? Wiesz przecież, że podczas każdej pełni szuka wilkołaków!
Wylewałam z siebie wszystkie swoje zmartwienia, skłębione we mnie od listopada. Tak praktycznie przez ostatni czas z nikim nie rozmawiałam. W listopadzie i grudniu ludzie kłębili się wokół mnie cały czas. Moja rodzina, przyjaciele z Hogwartu i z Canterbury. Jednakże nie potrafili wypełnić pustki po Lily, Jamesie i Syriuszu.
-Dobrze więc - głos Remusa mnie otrzeźwił. - Dorcas, koniec tego.
-Koniec... czego?
-Samotności. Wszystko będzie tak, jak kiedyś, obiecuję ci - Remus przytrzymał mnie za ramiona. -Wprowadzę się do ciebie. I zaproponujemy, żeby wprowadzili się Karen z Robertem. I Anastasia. Masz wystarczająco duży dom, pomieścimy się wszyscy razem.
-Och, Rem... - wreszcie kamień spadł mi z serca. Nawet się uśmiechnęłam.

*

-Ach, i jest jeszcze jedna sprawa, o której powinieneś widzieć - powiedziałam, przyglądając się, jak Lunatyk macha różdżką, chodząc po domu. Jego rzeczy zlatywały się ze wszystkich stron, chowając się w walizkach i kufrach. Szczęśliwie na dworze było wciąż ciemno, żaden mugol nie widział tego powietrznego tańca ubrań, książek i przedmiotów. Jakiś czas temu wysłaliśmy już dwie sowy, jedną do Anastasii Carver, mieszkającej w Liverpoolu, drugą do Karen i Roberta, którzy, mieliśmy nadzieję, nie wyjechali na żadne zagraniczne rozgrywki ich drużyny Quidditcha, tylko byli w kraju.
-Co takiego?
-Był u mnie Snape jakieś dwa tygodnie temu.
-Snape? Czego chciał, pocieszyć cię?
Zaśmiałam się ponuro.
-Chciał wspomnienia Lily.
-Ach tak... - Remus zatrzymał się na chwilę, pogrążając się w zadumie. - Miłość, czyż nie?
-Powiedziałam mu to. Zareagował dosyć... gwałtownie. - powiedziałam, na co Lunatyk wzruszył ramionami.
-Nigdy go nie zrozumiem... - Remus machnął różdżką ostatni raz, po czym usiadł z powrotem na kanapie. - Jest czwarta nad ranem - rzekł, spoglądając na zegarek. - O której wyruszamy, koło szóstej?
Kiwnęłam głową.
-Chodź do kuchni. Zrobię nam kawy, po za tym chcę ci coś pokazać.
Gdy razem z Lunatykiem usiedliśmy przy niewielkim, okrągłym stoliku, napawając się zapachem gorącej kawy, wyciągnęłam z torby swój pamiętnik. Otworzyłam na rozdziale zatytułowanym "King's Cross".