Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Pamiętnik Dorcas Meadowes - rozdział 7

Dodane przez Julia S dnia 29-10-2010 17:10
#14

Rozdział 6
Opary wznosiły się wysoko na stacji King's Cross w Londynie. Kurz migotał w jasnym, złotym świetle wpadającym do ogromnego pomieszczenia, gdzie stała czerwona, dokładnie wypolerowana lokomotywa. Hogwart Express miał odjechać już za piętnaście minut.
-Mam nadzieję, że znajdziemy sobie jakiś większy przedział - powiedział James, ziewając. Chłopak właśnie pożegnał się ze swoimi rodzicami, którzy musieli już opuścić magiczny peron.
-No tak, Rogaczu, po takim balowaniu całą noc będziesz musiał to odespać - zaśmiał się Remus.
-Byliście jeszcze gdzieś wczoraj? - spytałam się trójki Huncwotów. Syriusz stał nieco dalej, przy swoich rodzicach. Wyglądało na to, że udzielali mu reprymendy.
-James i Syriusz chcieli pójść jeszcze na miasto wieczorem - wyjaśnił mi Peter. W jego głosie pobrzmiewał podziw dla swoich kolegów.
-Ty też byłeś, prawda?
Glizdogon pokiwał głową z uśmiechem na twarzy.
-Taak, był - rzekł James. - I zmył się zaledwie po dwóch godzinach!
W tym momencie wrócił do nas Syriusz. Minę miał nietęgą.
-Co jest, Łapa? Starzy znów uprzykrzają ci życie? - James uderzył Syriusza w ramię, śmiejąc się. - Nie martw się, jedziemy do Hogwartu!
Syriusz wzruszył ramionami.
-Jak zwykle się mnie czepiają.
Spojrzałam w stronę rodziców chłopaka. Zawsze się ich trochę bałam. Matka Syriusza, postawna kobieta ubrana w granatową suknię, spoglądała na innych z wyższością. Jej ciemne włosy, związane w gruby kok, chowały się pod czarnym kapeluszem. Ojciec Syriusza stał wyprostowany, tuż obok niej. Trzymał dłonie na ramionach Regulusa, swojego syna i zarazem brata Łapy. Co jakiś czas zaglądał pod rękaw jasnoszarego garnituru, aby na złotym zegarku sprawdzić godzinę.
-A gdzie tak w ogóle byliście? - wróciłam do tematu, odwracając wzrok od rodziców Syriusza. Zresztą, sam Łapa zorientował się, że na nich patrzę, posyłając mi pytające spojrzenie, co mnie otrzeźwiło.
-Wybraliśmy się do mugolskiego Londynu - James wyszczerzył zęby, przymykając oczy, jak gdyby wspominał wczorajsze wyjście. - Ach, co za noc! - wszyscy Huncwoci zarechotali.
-I bardzo dobrze, bo tak cały czas byś gadał o Lily - odparował Syriusz.
-Jakbyś ty nie gadał o swojej... - zaczął szybko James, a Łapa zgromił go wzrokiem. Rogacz zmienił tok zdania. - O swojej wybrance... - dokończył powoli i znów wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Spoglądałam to na jednego, to na drugiego, zdumionym wzrokiem. Jaka wybranka? Czyżby Syriusz jednak miał kogoś, a może chodziło o jakąś dziewczynę z Włoch...?
Nie śmiałam nawet myśleć, że to mogłam być ja... Ale dlaczego Syriusz tak uciszył Jamesa? I dlaczego przez ostatnie dni zachowywał się inaczej w stosunku do mnie, zupełnie jak nie on?
-Gdzie jest Lily? - zmienił temat Remus, przerywając niezręczną ciszę.
-Właśnie! Gdzie jest Lily! Dor, gadaj - Rogacz zwrócił się do mnie z błogim uśmiechem na twarzy, który pojawił się na jego twarzy jak tylko usłyszał o Rudej.
-W każdym miejscu, gdzie ciebie nie ma, James - odparłam mu, na co Łapa parsknął śmiechem i puścił mi perskie oko. Te jego drobne, nowe zachowania wyprowadzały mnie z równowagi. Że też nie mogłam teraz ujrzeć przyszłości i dowiedzieć się, o co mu chodzi! Starałam się zachować powagę. Uczucie nadziei i szczęścia rosło we mnie niczym nadmuchiwany balon.
-Jest w łazience. Pójdę po nią, dosyć długo tam siedzi - powiedziałam, spoglądając na duży zegar, zawieszony u sklepienia stacji. - A wy moglibyście już zanieść nasze bagaże, dobrze?
Skierowałam się w stronę łazienki. Do odjazdu Hogwart Express zostało zaledwie pięć minut, a Lily nadal nie było... Przeciskałam się przez tłum rodziców, braci i sióstr uczniów Hogwartu, aby w końcu wpaść do małej łazienki.
Była pusta.
Podenerwowana, wybiegłam z niej drugim wyjściem. Tam ją zobaczyłam. Stała niedaleko pociągu i rozmawiała... Westchnęłam. Rozmawiała z Severusem Snapem.
Miałam zamiar od razu do nich podejść, ale zatrzymałam się w pół kroku, bo nagle usłyszałam, o czym rozmawiają. Usłyszałam to wewnątrz głowy, mój szósty zmysł działał.

-Nie odzywałeś się do mnie przez całe wakacje!
-Lily, przepraszam... chciałem, ja naprawdę chciałem...
-Och, chciałeś, tak?! Więc dlaczego po prostu nie wysłałeś do mnie sowy? Dlaczego nie użyłeś mugolskiego telefonu, czy czegokolwiek!
-Lily, przepraszam cię jeszcze raz! Ale naprawdę, ja nie mogłem...!
-Jak to nie mogłeś?
Milczenie.
-Sev.
-Sev, czy to ma coś wspólnego z NIMI?
Chłopak nadal nie odpowiadał dziewczynie.
-Muszę już iść.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam, jak Severus odchodzi szybkim krokiem od Rudej. W tym momencie rozległo się donośne bębnienie, oznaczające odjazd pociągu. Para poszła z lokomotywy, pociąg zaczął sapać. Podbiegłam błyskawicznie do Rudej.
-Chodź! - złapałam zdziwioną dziewczynę za rękę i pociągnęłam ją w kierunku najbliższego wejścia do pociągu. Popychałyśmy ludzi, biegnąc szybko, aż wskoczyłyśmy na schodki już jadącego ekspresu do Hogwartu. Nabieraliśmy pędu, gdy pociągnęłam za szklane, zabrudzone drzwi do wagonu. Byłyśmy na samym końcu pociągu.
-Huncwoci wzięli nasze bagaże i zajęli któryś przedział, teraz musimy ich tylko znaleźć... - powiedziałam, zaglądając przez szybkę do pierwszego przedziału. Ten był pusty.
Obróciłam się za siebie, aby upewnić się, czy Lily za mną idzie. Ta jednak stała oparta o ścianę, a wyglądała, jakby miała zaraz zemdleć.
-Lily, co ci jest? - podeszłam do niej szybko, przytrzymałam ją za ramiona. Do wagonu weszło kilka Puchonów, rozglądając się za wolnym przedziałem i rzucając na nas ukradkowe spojrzenia. Lily była bardzo blada. - Chodzi o Snape'a, prawda? Widziałam was, jak rozmawialiście.
-Dor... - wyszeptała Ruda, przymykając oczy. - On znowu z nimi współpracuje... ze Śmierciożercami...
-Może nie o nich chodziło...
-A kogo innego? - Lily nawet nie była zdziwiona, że wiem, jaki był temat ich rozmowy. - Po za tym... on chyba jest już jednym z nich - jęknęła.
-Że co?! - krzyknęłam, trochę za głośno. Kilka osób spoglądało na nas z zaciekawieniem, próbując usłyszeć skrawek rozmowy. - Przecież mówiłaś, że ani on, ani Mulciber czy Avery nie są Śmierciożercami - dodałam ciszej.
-Tak, ale to było już dawno temu! Teraz chciałam przytrzymać Seva za rękę, a on cofnął się gwałtownie, przerażony... To była lewa ręka.
Milczałam. Lily westchnęła ciężko.
-Czemu on zadaje się z tymi Ślizgonami? - głos jej drżał.
-Bo sam nim jest? Lily, pytanie, dlaczego TY się z nim zadajesz! - spojrzałam na nią uważnie. - To już nie jest Sev, z którym kiedyś się przyjaźniłaś. Tak samo jak Gregory dla mnie. Musisz się z tym pogodzić.
Pokręciła głową. W tym momencie wyjechaliśmy na przedmieścia Londynu. Drzewa rosły tutaj gęściej, a domy i posiadłości pojawiały się w coraz większych odstępach. Przed nami malowały się szerokie, zielone równiny.
-Chodź, musimy znaleźć Huncwotów. I jeśli nie chcesz ich niepokoić, pozbądź się tej miny. Wyglądasz, jakbyś miała zemdleć. - razem z Rudą ruszyłyśmy przez pociąg, przechodząc z wagonu do wagonu.
James, Syriusz, Remus i Peter siedzieli gdzieś pośrodku całego pociągu. W przedziałach obok nich zauważyłyśmy kilka osób z naszego rocznika, a na korytarzu uściskałyśmy Anastasię, Vanessę i Karen, nasze współlokatorki.
-No, jesteście wreszcie! - Remus otworzył nam drzwi od przedziału. Jak tylko weszłyśmy, James uściskał Lily.
-Potter, spadaj! - krzyknęła, poirytowana. Z ulgą stwierdziłam, że jej głos już tak nie drży.
-Ja też za tobą tęskniłem, Liluś. - Potter wypuścił dziewczynę ze swoich objęć i wrócił na swoje miejsce.
-Jeszcze raz nazwiesz mnie w ten sposób... - Lily zgromiła Rogacza wzrokiem.
-... a cię uduszę - dokończyłam, śmiejąc się. Zajęłam miejsce obok okna, wyciągając nogi. Naprzeciwko mnie siedział Remus, w poprzek siedzenia, z gazetą na nogach, a obok Syriusz. Na tego drugiego starałam się nie patrzeć zbyt często.
-Tak, właśnie, Potter, uduszę cię. - Lily spojrzała w górę, szukając wzrokiem swojego bagażu.
Podróż mijała nam powoli. Ruda zajęła się książką, którą wyciągnęła z plecaka, a Rogacz co jakiś czas zaglądał jej przez ramię w tekst, na co ona prychała z niezadowoleniem. Jednakże widziałam spod okna, że za każdym razem, gdy chłopak nachylał się do niej, rumieniła się na twarzy.
Podczas jazdy graliśmy w karty, wędrowaliśmy między przedziałami, próbowaliśmy spać- wszystko, aby tylko się czymś zająć. James co raz oferował Lily swoje ramię jako poduszkę, na co ona nie reagowała, tylko czytała dalej.
Ja gadałam przez dosyć długi czas z Syriuszem.
-O co chodziło twoim rodzicom, wtedy, na peronie? - spytałam się go cicho. Było około pierwszej popołudniu, gdy zrobiło się ciemniej. Fioletowo- szare chmury spowiły niebo i zanosiło się na deszcz. Jako że temperatura też spadła, wszyscy w przedziale wyciągnęliśmy grube koce i się nimi ponakrywaliśmy. Peter, Remus i James zasnęli, Lily też już przymykała oczy nad swoją książką.
-O nic takiego... - powiedział Syriusz, ziewając. On jako jedyny siedział bez koca. Reszta Huncwotów miała swoje, James oddał prawie cały Lily, a sam Łapa swoim kocem nakrył mnie. - Wczoraj wieczorem nie chcieli mnie puścić z chłopakami na miasto, a po za tym wściekają się na was.
-Jak to na nas?
Syriusz wywrócił oczami.
-Sama wiesz, jacy oni są. Głównie chodziło im o Lily... Nie mogą znieść tego, że ja, ich syn, zadaję się z Rudą. Według nich to tylko nic nie warta szlama. - powiedział to cicho, tak że tylko ja usłyszałam. Uniosłam brwi, wzdychając. Syriusz nigdy nie bał się używania mocnych słów i nazywania rzeczy po imieniu.
-A ty co im odpowiedziałeś?
Złość z jego twarzy zniknęła, gdy zaśmiał się cicho.
-A jak myślisz? Odparłem im, żeby szli w cholerę, bo mnie nie obchodzi ich zdanie.
-Ho, ho - uśmiechnęłam się, trochę z podziwem, trochę ze zdumieniem. - Nie obawiasz się, że teraz możesz mieć z nimi ciężko, po takiej pyskówce?
-Jakbym już nie miał. To nie jest moja rodzina - zacisnął szczęki. - Wy nią jesteście.
Uśmiechnęłam się na to stwierdzenie.
Za oknem zaczęło padać, krople rozbijały się o szyby wagonów. Krajobraz też się zmienił; mijaliśmy ciemnozielone stepy, gdzie zamiast drzew rosły przysadziste krzewy, a słońce schowało się za chmurami.
-Chcesz się nakryć? - spytałam się Łapy. - To w końcu twój koc.
-Okej- powiedział, przysuwając się do mnie. - Muszę sobie kupić jakiś nowy, albo buchnąć z dormitorium, bo na tego już nie mogę patrzeć - potrząsnął kocem, gdy rozwijał go, aby się też przykryć. Nakrycie bowiem było zielono-srebrne, w barwach Slytherinu. Nic dziwnego, Syriusz wziął je ze swojego domu.
Siedzieliśmy tak razem, rozmawiając jeszcze co jakiś czas, póki sen nas nie zmorzył. Lily już dawno zasnęła, opierając się o nogi Remusa i ściągając koc z Pottera. Peter gdzieś wyszedł, a ja rozmyślałam o tym wszystkim.
Jakże byłoby cudownie, gdyby Syriusz już zawsze tak się zachowywał! Gdyby rzeczywiście zależało mu wyłącznie na mnie... Miałam nadzieję, że nie chodzi o to, aby tylko mnie "zaliczyć" i zostawić dla innej...
Spojrzałam na niego. Zasnął, oparty bokiem o siedzenie. Brwi nadal miał lekko zmarszczone, jednakże nie odejmowało mu to urody, wręcz przeciwnie.
A co by było, gdyby trafił do Slytherinu? Czy bylibyśmy przyjaciółmi? Czy raczej buntowałby się tak, że zostałby wyrzucony ze szkoły...? W każdym razie Łapa by tego nie zniósł. Nienawidził swojej rodziny za jej poglądy na temat czystości krwi, a co dopiero, gdyby trafił w otoczenie, gdzie niemal wszyscy twierdzą tak samo.
Zawsze taki odważny, taki pewny siebie, był buntownikiem z wyboru i wolnym duchem.
Ten chłopak chyba już zawsze będzie mnie przyprawiać o zawroty głowy. Odwróciłam od niego wzrok, spoglądając teraz na Remusa. Dopiero w tym momencie spostrzegłam, jak marnie wygląda. Czy to jeszcze po ostatniej pełni, czy zbliżała się już kolejna?
Zamknęłam oczy. Odgłosy jadącego pociągu wydały mi się być dalsze, a wszystko inne bardziej odległe. Śniły mi się dziwne rzeczy. Syriusz, rozmawiający z Gregorym... rozmawiali chyba o Snapie, a wtedy przyszła Lily i krzyczała na nich, że obrażają Severusa... Potem pojawił się James, zabrał gdzieś Lily, Gregory się rozpłynął, Syriusz podszedł do mnie i zaczął coś mówić o Nocy Duchów.
Obudziłam się, gdy pociągiem szarpnęło lekko gdzieś na torach. Musiało minąć kilka godzin, bo za oknem zrobiło się już ciemno, a mijaliśmy zimne, surowe góry i klify. Chciałam się podnieść, gdy nagle się spostrzegłam, że Łapa na mnie leży.
Czy on już do końca zwariował?
Ze wszystkich sił starałam się zachować powagę. Uśmiech rozjaśnił mi twarz. Wróciłam do poprzedniej pozycji, aby go nie obudzić. Chłopak opierał się głową o mój brzuch. Widać osunął się po siedzeniu, kiedy spaliśmy... specjalnie czy przypadkiem?
Rozejrzałam się po przedziale. Lily jako jedyna nie spała; gdy przeniosłam na nią wzrok, uśmiechnęła się do mnie czule, widząc mnie razem z Łapą. Spostrzegłam, że zajęła się czytaniem gazety Remusa.
-Co piszą? - spytałam się jej szeptem, odwijając się z koca i przykrywając nim Syriusza. Chłopak zachrapał cicho.
-W sumie nic - odpowiedziała sennym głosem. - Czarownica z Waterford pokonała krajowy rekord, zwiększając zasięg zaklęcia bąblogłowy na cały swój dom... Jakby to kogoś obchodziło.
Zaśmiałam się. Odgarnęłam Syriuszowi włosy z czoła, podczas gdy Ruda podniosła się powoli z siedzenia.
-Widziałam jakiś czas temu, jak Severus tu przechodził - napomknęła.
-Chyba nie zamierzasz...? - spojrzałam na nią z przestrachem.
-Nie, oczywiście że nie! - szepnęła. - Daj spokój... Sama nie wiem, co o tym myśleć. A teraz pójdę do profesor McGonagall zapytać się, gdzie jesteśmy.
Skinęłam głową.
-Słodko razem wyglądacie - rzuciła Ruda przez ramię, chichocząc. Wyszła cicho z przedziału.
Odwróciłam wzrok na obraz za oknem. Nasz pociąg właśnie skręcał i zauważyłam, że już w większej jego części świecą się światła. Na niebie jaśniały pierwsze gwiazdy.
Wtem poczułam, że Syriusz się poruszył.
-Ojej, Dor... - wymamrotał, podnosząc się. - Wybacz, przysnąłem...
-Nie szkodzi - odparłam, przymykając oczy. W tym momencie Łapa oparł się na prawej ręce, którą położył za mną. Spojrzałam na niego. Przysłonił mi swoim ciałem przedział, gdy jeszcze się do mnie nachylił.
-Nie masz tego mi za złe? - spytał się, uśmiechając się czarująco. Wywróciłam na to oczami i pokręciłam przecząco głową.
Był tak blisko, że mało brakowało, a stykalibyśmy się czubkami nosów. Znowu czułam ten zapach i ciepło, które od niego biły.
-Coś ty taki inny niż zwykle?
Uśmiechnął się. Nadal nie zmieniał pozycji, w jakiej siedzieliśmy.
-Nie chcesz wiedzieć.
-Wręcz przeciwnie...
-Czy ja wiem, czy inny? Zachowuję się tak jak zawsze... - uśmiechnął się łobuzersko.
-Gówno prawda. - odparłam. Syriusz wzruszył ramionami i, nadal z uśmiechem na twarzy, podniósł się z siedzenia. - Czyżby jakaś Włoszka nauczyła cię dżentelmeńskich manier? - spytałam się go, gdy sięgał po swoją walizkę.
-Nie - odparł rozbawionym tonem. Przygryzłam dolną wargę.
-Więc co odpowiada za twoje zachowanie?
-Kto wie? - odpowiedział pytaniem, otwierając swój czarny kufer i wyciągając z niego szatę.
-Zakładam, że ty sam.
-Może tak, może nie. Ale teraz... - znów się do mnie nachylił, chyba jeszcze bliżej niż poprzednio. Wstrzymałam oddech. - Muszę cię poprosić, abyś wstała, bo siedzisz na kocu.
Prychnęłam.
-A ja muszę cię poprosić, abyś przestał blokować mi przejście.
Chłopak, z wyrazem rozbawienia i satysfakcji zarazem na twarzy, podniósł się ponownie i mnie przepuścił. Też sięgnęłam na górną półkę, wyjęłam swoją szatę i obudziłam resztę Huncwotów z przedziału. Syriusz zapakował swój koc do kufra i wytoczył bagaż na korytarz. Podobnie robiła reszta uczniów w wagonie.
Po chwili wróciła Lily, obwieszczając, że zaraz będziemy na miejscu. Chyba już wszyscy z pociągu powstawali i czekali z niecierpliwością na pojawienie się stacji Hogsmeade. Wyszłam na korytarz, uchylając okno. Wiatr zaczął przyjemnie smagać mnie po twarzy. Było chłodno, ale mi to nie przeszkadzało. I tak już drżałam.
Naciągnęłam szatę na swoje zwyczajne ubranie. Pociąg już zwalniał, wjechaliśmy pomiędzy domki wioski Hogsmeade. Wysiadłszy z pociągu, usłyszeliśmy jak gajowy, Hagrid, a zarazem nasz przyjaciel, woła pierwszorocznych. Razem z Huncwotami i Lily wytaszczyliśmy nasze bagaże i do niego podeszliśmy. Rubeus Hagrid był tak ogromny, ze z początku nas nie zauważył, tylko dalej wymachiwał latarką i wołał nowych uczniów. Dopiero gdy Syriusz walnął go mocno gdzieś w okolice bioder- bo tam dosięgał- gajowy odwrócił się w naszą stronę, a dobroduszny uśmiech rozjaśnił mu twarz.
-Cholibka, to wy, łobuzy jedne! - zaśmiał się.
-Cześć, Hagridzie - przywitaliśmy się z nim.
-A już ja myślałem, że was powyrzucają ze szkoły za te wasze wszystkie wariacje! No, dobrze was widzieć w kupie... Jak wasze wakacje? Kieł, cicho! - uciszył Kła, swojego wielkiego brytana, który skakał obok w kałuży i szczekał radośnie.
-Wszystko dobrze, myślę, że Huncwoci nawet stęsknili się za szkołą - odpowiedziałam gajowemu, wskazując głową na chłopaków, którzy już wdali się w kłótnię ze Ślizgonami o powóz. - Ruda u mnie była tydzień, a chłopaki wybrali się razem do Włoch.
-No to dobrze, to dobrze... - wymamrotał Hagrid. Rozglądał się po nowych uczniach, aby sprawdzić, czy są wszyscy.
-Hagridzie, słuchasz mnie? - zapytałam, rozbawiona i zniecierpliwiona zarazem.
-Co? Ach, Dor, oczywiście! Cholibka, tylko za dużo cuś sobie chyba na głowę wziąłem... pierwszoroczni, szkoła i jeszcze te centaury....
-Jakie centaury?
Hagrid się zmieszał. Krzyknął na pierwszorocznych, aby powsiadali do łódek, stojących przy brzegu ciemnego jeziora nieopodal, a mi powiedział szybko, że musi już iść.
-Powiedz, o co chodzi!
-Mam za długi język... - mruknął tylko, spoglądając na mnie groźnie, jednak wyszło mu raczej śmiesznie. - Zmykaj, Dorcas, bo wszystkie powozy ci odjadą.
Oddaliłam się niechętnie w stronę powozów, zastanawiając się nad słowami gajowego. O co mu mogło chodzić z centaurami?
*

Wielka Sala była oświetlona tysiącami świec unoszącymi się w powietrzu ponad naszymi głowami. Gdy ja, Lily i Huncwoci weszliśmy do niej, było już po ceremonii przydziału, ponieważ byliśmy jeszcze jakiś czas w pokojach przy dormitorium Gryfonów. Chcieliśmy się rozpakować, a ja skorzystałam z okazji i powiedziałam Lily o zachowaniu Hagrida.
-Nie chciał powiedzieć, o co mu chodziło odnośnie tych centaurów - rzekłam, leżąc na wznak na swoim łóżku. - A gdy się o nie dopytywałam, wydawał się być zmieszany.
-Och, mam nadzieję, że nie robi czegoś niebezpiecznego, jak wtedy, gdy sprowadził skądś jaja widłowęża, aby nimi handlować...
Lily jednak nie miała pomysłu co do tego, co Hagrid mógłby robić odnośnie centaurów. Gdy zajęliśmy miejsca przy stole Gryfonów, na złotych tacach i półmiskach leżały już tony jedzenia, a na sklepieniu Wielkiej Sali migotały gwiazdy, sprawiając wrażenie, że sufitu tam w ogóle nie ma. Kilku pierwszoroczniaków wpatrywało się w nie z rozdziawionymi ustami.
Spojrzałam na stół nauczycielski; kadra niewiele zmieniła się od poprzedniego roku. Profesor Dumbledore gawędził z profesor Sprout, nauczającej zielarstwa, profesor McGonagall dyskutowała o czymś zawzięcie ze starą profesor Vablatsky, którą dzisiaj okrywały sznury połyskujących pereł i Horacym Slughornem, profesorem nauczającym eliksirów. Przed Slughornem stał półmisek wypełniony kandyzowanymi ananasami, do którego raz po raz sięgała ręka profesora.
Dostrzegłam zaledwie kilka zmian; na miejscu dawnego profesora od mugoloznawstwa siedziała teraz chuda kobieta, z jasnymi włosami upiętymi w wysoki kok. Ubrana była w srebrnoszarą szatę, z której co jakiś czas strzepywała okruszki i niewidzialny kurz. Nie odzywała się zbyt dużo; czasem tylko zamieniła kilka słów z nauczycielem opieki nad magicznymi stworzeniami- Silwamusem Kettleburn'em. Natomiast dwa miejsca były wolne- nauczycielki numerologii i kogoś od obrony przed czarną magią. Ta pierwsza - profesor Septima Vector zapewne wpadnie zdyszana do sali gdzieś w połowie uczty. Ale czemu nie było nauczyciela obrony przed czarną magią, tego nie wiedziałam.
Gdy już na uczcie najedliśmy się do syta wszystkimi wspaniałymi potrawami, te zniknęły z półmisków i ucichły rozmowy. Profesor Dumbledore powstał, a wszystkie głowy skierowały się w jego stronę. Oparłam się o stół na łokciu; marzyłam już o pójściu do łóżka, zmęczona długą podróżą...
-Witajcie, nowi uczniowie, oraz ci starsi! - powiedział głośno, uśmiechając się dobrodusznie. - Witajcie na nowym roku w Hogwarcie. Mam nadzieję, że w wakacje wszyscy wypoczęliście i dobrze spędziliście czas. Z samego początku pragnę przypomnieć, że wstęp do Zakazanego Lasu, jak nazwa wskazuje, jest zabroniony.
Spojrzałyśmy po sobie z Lily porozumiewawczo. Tego zakazu nikt nie przestrzegał.
-W tym roku jednakże proszę wziąć sobie to szczególnie do serca - Dumbledore spojrzał w kierunku Huncwotów. - Jako że do odwołania wejście do Lasu zamknięte. Nikomu z was nie wolno tam przebywać.
-Widzicie! - szepnęłam, nachylając się do Lily i chłopaków. - Coś jest na rzeczy, Hagrid sam wspomniał o tych centaurach z Zakazanego Lasu...
Profesor Dumbledore dalej kontynuował swoją mowę.
-Pragnę także powitać nowych nauczycieli w naszej kadrze. Profesor Welinda Windstone objęła stanowisko nauczycielki mugoloznawstwa, a obrony przed czarną magią będzie nauczać Olivier Matterlake. Mimo że pan Matterlake nie mógł pojawić się na uczcie, powitajmy nowych nauczycieli gromkimi oklaskami...
Na sali rozległ się wielki szum, gdy wszyscy uczniowie zaczęli klaskać wraz z nauczycielami. Profesor Windstone podniosła się z krzesła i kłaniała się we wszystkie strony. Gdy szmer ucichnął, ja nadal siedziałam, zamyślona. Ledwo co słuchałam tego, co Dumbledore mówił; myślałam o zakazie wchodzenia do Lasu i o centaurach, wspomnianych około dwóch godzin temu przez Hagrida.
-...próby do Quidditcha rozpoczną się za tydzień. Kapitanowie drużyn mają obowiązek przeprowadzić eliminacje do drużyn, a ostateczne składy drużyn mają zostać przekazane opiekunom poszczególnych domów do końca września. - rzekł profesor Dumbledore. Słowo "Quidditch" natychmiast mnie otrzeźwiło.
-Kto w tym roku jest kapitanem? - rzuciła Lily, odwracając się do nas. Zdałam sobie sprawę, że i ja tego nie wiem; w natłoku tych wszystkich spraw nie zdążyłam się dowiedzieć. Spojrzałam z Lily po Huncwotach .
-Zgadnij, kotku - Syriusz wyszczerzył zęby do Lily, a James trzepnął go po głowie. Za co byłam mu wdzięczna.
-Ty? - Karen,która przysłuchiwała się naszej rozmowie, nachyliła się do Łapy. Karen Owscien była moją współlokatorką w pokoju, a także jedną ze ścigających w drużynie Quidditcha z poprzedniego roku. Dobrze się z nią dogadywałam i miałam nadzieję, że Syriusz przyjmie ją ponownie do drużyny; współpracując razem, wygrałyśmy wiele meczów.
-"Kotku"? - syknął złowieszczo James do Łapy, gdy Lily się odwróciła, patrząc ponownie w stronę Dumbledore'a.
-Spokojnie, Rogaczu, Lily jest tylko twoja... - powiedział cicho Łapa, śmiejąc się.
Zdziwiłam się; Syriusz był kapitanem drużyny! Byłam pewna, że zostanie nim James... Łapa, grający na pozycji pałkarza, nigdy nie wspominał o tym, że chciałby zostać kapitanem. Zdziwiło mnie jednak to, że mi o tym nie wspomniał- chociażby dzisiaj, podczas jazdy pociągiem.
Profesor Dumbledore w tym momencie życzył nam dobrej nocy i wszyscy wstaliśmy od stołów. Prefekci- Lily i Remus zostali, aby zebrać pierwszorocznych, a ja z resztą Huncwotów ruszyłam na siódme piętro. Gdy już położyłam się łóżku, nagrzanym od ciepła grzejnika, który stał pośrodku pokoju, poczułam błogą ulgę. Wreszcie, po długiej podróży, z pełnym brzuchem, mogłam się wygodnie ułożyć i odpłynąć w krainę snów.

Edytowane przez Julia S dnia 29-10-2010 17:13