Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Pamiętnik Dorcas Meadowes - rozdział 7

Dodane przez Julia S dnia 09-10-2010 12:10
#1

Fragment opowieści Dorcas Meadowes, uczennicy Hogwartu i bliskiej przyjaciółki Lily Evans.
Wiem, że prawdopodobnie Dorcas była starsza od Lily i się nie znały, tak więc w tym fanfiku jest moją wymyśloną postacią.
----
Rozdział 1.
Deszcz bębnił z hukiem w szyby. Siedziałam na fotelu, wyglądając przez okno na ponurą szarość i zastanawiałam się, kiedy w końcu pojawi się słońce. Woda lała się z nieba litrami już od jakiegoś tygodnia, co nie wpływało dobrze na i tak już nadwyrężony mój stan psychiczny.
Nazywam się Dorcas Meadowes i jestem wariatką. Anonimową wariatką, oczywiście.
Jutro miałam świętować swoje urodziny- 16 sierpnia. Wiedziałam, że pogoda będzie taka sama, co nie wróżyło niczego dobrego.
Najwyraźniej zwariowałam. Moim głównym zmartwieniem w życiu jest pogoda.
Słońce bowiem miało się pojawić dopiero pod koniec sierpnia. Mugolskie pogodynki oczywiście tego nie wiedziały- ale ja do nich się nie zaliczałam.
Jako czarownica otrzymałam ciekawy dar, mianowicie dar przewidywania przyszłości. To dlatego w Hogwarcie, Szkole Magii i Czarodziejstwa, uczęszczałam na kilka dodatkowych godzin wróżbiarstwa, które prowadziła profesor Vablatsky, staruszka wiecznie spowita błyszczącymi perłami i przeróżnymi amuletami. Ową sędziwą kobietę szczególnie polubiłam na piątym roku w Hogwarcie, nabrałam do niej szacunku i poważania. Wypełniałam zimowe wieczory długimi spotkaniami z nią i kilkorgiem innych uczniów, rozmawiając o technikach wróżenia czy przyszłości.
Bowiem jeśli chodzi o dar przewidywania, profesor Cassandra Vablatsky nie miała sobie równych. Nie dość, że przeżyła już swoje, ta urodzona jeszcze w poprzednim wieku kobieta bezbłędnie przewidywała przyszłość. Chciałam się tego od niej uczyć, chciałam chociaż w połowie tak dobrze jak ona odgadywać przyszłe wydarzenia. Na przykład pytania na sprawdzian z historii magii.
Tak więc w tym roku, szóstym, miałam ponownie uczęszczać na dodatkowe zajęcia z wróżbiarstwa, zapewne razem z Anastasią Carver, która była moją dobrą przyjaciółką. Najlepszą, zaraz po pewnej innej.
Lily Evans.
Ach, moja kochana Lily! Lub też Ruda, jak ja na nią mówiłam. Zarówno ją, jak i Anastasię znałam od pierwszej klasy w Hogwarcie. Lily była świetną przyjaciółką, zawsze i we wszystkim mogłam liczyć na jej pomoc. Szczera, miła i otwarta- wszyscy tak na nią mówili, łącznie ze mną. Po za tym nigdy mi nie robiła wyrzutów, gdy spędzałam więcej czasu z Anastasią, Karen lub Vanessą- które były z nami w tym samym pokoju w szkole. Chociaż w sumie takich sytuacji było mało; zwykle z dziewczynami trzymałyśmy się w piątkę, lub chociaż we trójkę.
Mało tego; Lily zawsze mnie zapoznawała ze swoimi znajomymi. To dzięki niej poznałam mnóstwo Krukonów z naszego rocznika, którzy należeli do tzw. "Klubu Ślimaka", o czym opowiem później. Teraz o Lily- albowiem Lily jak mało kto pragnęła jak najwięcej przyjaźni i miłości. Nie miała żadnych problemów, aby zapoznawać wszystkich swoich znajomych ze sobą, aczkolwiek miała problemy z nawiązywaniem nowych przyjaźni. W tym ja sama ją wyręczałam, jako oficjalna wariatka nie miałam problemu z poznaniem kogoś nowego. Przecież wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, prawda? Na przykład często po prostu podchodziłam do kogoś na korytarzu czy dziedzińcu i zaczynałam rozmowę od jakiegoś zabawnego, nieprzewidzianego pytania, aby potem się przedstawić i zaproponować grę w Eksplodującego Durnia. Lubiłam także wywoływać uśmiech na twarzy nieznajomych- albo sama się do nich szczerzyłam, aby zrobili to samo, albo częstowałam ich czymkolwiek, co miałam w rękach.
To właśnie tak poznałam Vanessę, jako że jeszcze na czwartym roku nie była z nami w pokoju. Pewnego dnia zwędziłam trochę wafelków z kuchni szkolnej i, przechadzając się korytarzem na pierwszym piętrze, koło sali do transmutacji natknęłam się na Vanessę. Siedziała sama na ławce i wertowała jakąś książkę. Na piętrze nikogo już nie było, wszyscy albo zajadali się na uczcie w Wielkiej Sali, albo odpoczywali przed kominkami w ciepłych pokojach wspólnych.
Podeszłam do czarnowłosej dziewczyny i usiadłam obok, nic nie mówiąc. Ta oderwała wzrok od drobnego tekstu i spojrzała na mnie.
-Chcesz?- spytałam, podtykając jej pod nos wafelki.
Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało i sięgnęła po wafla.
-Dzięki- powiedziała, zamykając grubą księgę. Podniosła swoją torbę i zaczęła wpychać w nią swoją lekturę.
-Jestem Dorcas, lub też Dor - przedstawiłam się.
-Meadowes? - spytała się czarnowłosa.
-Tak - odparłam, nieco zdziwiona. Podeszłam do tej dziewczyny, bo wiedziałam, że jest nowa na roku. Skąd wiedziała, jak się nazywam?
-Słyszałam o tobie. - rzekła, wepchnąwszy książkę do swojej skórzanej torby.
-Od kogo? Jesteś nowa, prawda?
Dziewczyna uśmiechnęła się.
-Od mojego kuzyna. Chodzi do tej szkoły. Co prawda to trochę dalszy kuzyn, ale mieszkamy blisko siebie, dobrze się znamy. - dziewczyna spojrzała na mnie, uśmiechając się tajemniczo.
-Kto?
Wyciągnęła do mnie rękę i powiedziała:
-Vanessa Black, kuzynka Syriusza.
Syriusz. Syriusz Black, ach. Ja i dziewczyny mówimy na niego Łapa, podobnie jak reszta Huncwotów, czyli James Potter, Peter Pettigrew i Remus Lupin. Z Huncwotami, czyli czwórką naczelnych rozrabiaków w szkole znamy się dobrze i długo, jednakże dla mnie wyjątkowy był tylko jeden- Syriusz.
Łapa był zabawny, otwarty i szczery, czasami aż do bólu. Od dłuższego czasu lubiłam go... bardziej. Tu nie chodziło tylko o jego wygląd- a trzeba mu przyznać, że wyglądał naprawdę nieziemsko- podobał mi się także z charakteru, usposobienia i nastawienia na świat. On zawsze był taki wesoły, aczkolwiek często też sarkastyczny. I trzeba przyznać, że opinia najbardziej bezczelnego z Huncwotów bardzo do niego pasowała. Pamiętam, jak kiedyś, gdy podczas lekcji eliksirów profesor Horacy Slughorn zaproponował Syriuszowi przyjście na jedno ze spotkań Klubu Ślimaka. Łapa wtedy odparł, że ostatnią rzeczą jaką w życiu zrobi (jeśli nie będzie w towarzystwie jakiejś miłej koleżanki), będzie pójście na spotkanie elitarnego klubu rzekomych miłośników eliksirów i nauki, będących tak naprawdę wielbicielami smacznego jedzenia na wystawnych przyjęciach w ciepłym gabinecie profesora.
Syriusz po tej pyskówce trafił do aresztu po lekcjach, a ja w duchu przyznałam mu rację. Profesor Slughorn gromadził wokół siebie grupę uczniów wpływowych, jedynie tych, z którymi znajomość mogła dać korzyści samemu profesorowi. Tak zwana w szkole "elita" Klubu "Ślimaka"- czyli profesora Slughorna, regularnie otrzymywała od niego zaproszenia na różne przyjęcia, podwieczorki i spotkania, gdzie Slughorn głównie wypytywał się o ich rodzinę, do której bardzo często należeli sławni czarodzieje lub znane czarownice.
Wracając do samej osoby Syriusza, muszę przyznać: tak, miałam nadzieję, że kiedyś z nim będę. Już w trzeciej klasie liczyłam po cichu na to, że ja i Łapa kiedyś będziemy parą. Wyobrażałam sobie, jak to w szkole mówią: "Dor i Łapa! Kto by się spodziewał, że ta dwójka będzie razem?" albo: "Dorcas Meadowes chodzi z Syriuszem Blackiem!".
Miło było coś takiego usłyszeć, nawet w myślach. Ale wtedy byłam jeszcze dosyć młoda, miałam wielkie nadzieje na coś tak naprawdę niemożliwego; Syriusz uwielbiał dziewczyny. I tu podkreślam: dziewczyny, bowiem lubił towarzystwo wielu, wielu dziewczyn. Podrywał wszystkie naraz i każdą z osobna, ani myślał o związkach czy wybraniu jednej dla siebie. Kochał wolność, flirt i swobodną zabawę.
Mimo to ja nadal miałam nadzieję, przez całą trzecią, czwartą klasę. Dopiero wakacje między czwartą a piątą klasą sprawiły, że nabrałam do tego wszystkiego potrzebnego mi dystansu. Tamtego sierpnia, w mojej rodzinnej okolicy - mieście Canterbury, w angielskim hrabstwie Kent, a także w okolicy Lily- miasteczku Moorside, to ja byłam Syriuszem. Ja flirtowałam ze wszystkimi chłopakami naokoło i przeżywałam swoje pierwsze romanse.
Dzięki temu w piątej klasie nie zamartwiałam się jakoś szczególnie, gdy Syriusz zaczął chodzić z Valerie Greenham, aby po tygodniu zostawić ją dla Moniccy. Owszem, za każdym razem gdy znajdował sobie nową dziewczynę, czułam smutek w sercu, jednakże przypominałam sobie wtedy o moim własnym szczęściu, co mnie ratowało. Poniekąd byłam szczęśliwa.

Edytowane przez Julia S dnia 03-11-2010 19:27