Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Pansy Parkinson i śmierdzące trolle - Rozdział I

Dodane przez Matthew Lucas dnia 03-10-2010 14:19
#1

Oto moje pierwsze opowiadanie, zwane inaczej Historyją Panny Parkinson. Znalazłem je wczoraj na moim komputerze. Pisane było rok temu. Dzisiaj zamieszczę rozdział pierwszy. Miłego wyszukiwania błędów! Zniosę każdą krytykę.

Rozdział pierwszy - Podróż pociągiem.
Pansy Parkinson wyjrzała przez okno przedziału. Zauważyła rodziców, którzy jej pomachali. Ona odwzajemniła ten sam gest i załkała w koronkową chusteczkę. Zresztą, nie była głupia. Ona naprawdę tęskniła. Nie brała przykładu z tych dziewczynek, które beczały żałośnie, i nie wiedziały, co począć. Jedna z takich zaczęła płakać, a za nią inne. I kto tu mówi o oryginalności? W końcu Pansy nie wytrzymała i otworzyła drzwi przedziału, by je później zamknąć. Po chwili jednak z niego wyszła i trzasnęła drzwiami. Nie chciała być w towarzystwie beks o niebieskich oczach i prostych blond włosów. Prędko znalazła inne miejsce w pociągu. Było ono zajęte przez jednego blondyna, który gadał sam do siebie o czystości krwi. Pansy natychmiast zagadnęła do pierwszoklasisty.
- Przepraszam, tu wolne? Nie chce mnie się przebywać w miejscu zastąpionym przez blond laski - oznajmiła dziewczynka, kurczowo trzymając się za biodro.
- To siadaj. A mnie nudzi bycie samotnym... Tak, jasne włosy to ich atrybut - odrzekł blondyn, drapiąc się po nosie, który był cały w pryszczach.
- Nazywam się Pansy Parkinson i jestem czystej krwi. Zresztą, ty także jesteś jasnowłosym - poinformowała chłopca zainteresowanego jej słowami.
- A ja jestem Draco Malfoy. Nie wiedziałem, że jesteś chora - odpowiedział chłopiec, nie wierząc w to, co mówił. - Choroba Parkinsona to jedna z trudno uleczalnych schorzeń - dodał.
- Ha, ha! Zabawny jesteś wiesz? Lepiej wystąp w programie "Stand Up, Zabij Mnie Śmiechem". Ostatnio wystąpiła tam Bernadeta Bones, która tak opowiedziała swój monolog, że aż oplułam ekran telewizora - trajkotała Pansy, nie widząc, że Dracona to nie interesuje.
- Coś z wózka, kochaneczki? - spytała sprzedawczyni łakoci, otwierając drzwi przedziału.
- Poproszę trzy pałki lukrecjowe, dziesięć sztuk czekoladowych żab, dwa opakowania fasolek Berriego Botta, duży blok orzechowej czekolady, kilka garści kwachów, paczkę cytrynowych dropsów oraz musy-świstusy. Ile się należy? - Draco po kolei wymieniał swoje ulubione smakołyki, patrząc się na pieprzne diabełki i grzebiąc w kieszeniach.
- Trzy galeony, dwanaście sykli i pięć knutów. - odpowiedziała pani od wózka, podając woreczek Pansy. Draco zapłacił podaną kwotę i sprzedawczyni odjechała do kolejnego przedziału.
- Wiesz co, dobre są te fasolki... - zawołała Pansy po kilku minutach - Teraz trafiłam na czekoladową, a ty?
- Gile z nosa - odpowiedział Draco, biorąc fasolkę z ust i wyrzucając ją przez okno. - Paskudztwo.
I tak dobrana para rozkoszowała się tymi chwilami, gdy nagle pociąg się zatrzymał w połowie mostu.
- Co się dzieje? Czemu stoimy? - Pansy pytała Dracona, który rozkojarzony patrzał się w morski krajobraz.
- Nie wiem. Wyjrzyjmy z przedziału.
Pansy była bliżej, więc otworzyła drzwi i zaczęła oglądać pociąg, lecz nic dziwnego nie zauważyła.
- Pewnie coś się popsuło... - odparła Pansy, wzdychając. - Chwila, coś się tam porusza...
- To przecież... - Draco nie dokończył zdania, ponieważ dziwna kreatura zamknęła ich drzwi.
- TROLL! - obaj krzyknęli, trzymając się za ręce. Ich twarze były przerażone.
Przed nimi stał górski potwór. Miał kilka stóp wysokości, a jechało od niego czymś podobnym do odoru Mimbulusa Mimbletonii.
- Ratunku! - wrzasnęła Pansy, której oczy zaćmiły się łzami.
Troll już zaczął demolować przedział, w którym oni siedzieli, gdy nagle pojawiła się profesor McGonagall, która się przetransmutowała do pociągu. Wyciągnęła swoją różdżkę i machała nią w jedną i w drugą stronę, aż błysnęło czerwone światło. Na trolla to zaklęcie nie podziałało, tylko go bardziej rozwścieczyło. Zaczął wściekle wywijać swoją maczugą, rozbijając okno w pociągu. McGonagall rzuciła kolejne zaklęcia, tym razem o żółtym świetle. Maczuga potwora wyleciała z ręki i poleciała wysoko do góry, robiąc wielką dziurę. Do pomocy przybyło kilku nauczycieli, którzy rzucali oszałamiacze. Troll został pokonany dopiero po siedmiu tych samych zaklęciach.
- Proszę, tylko bez paniki - krzyknęła McGonagall, która właśnie z pomocą innych wyrzucała potwora z pociągu. - Sytuacja została opanowana.
- Uff, co za ulga. - westchnęła Pansy, której głos był nadal krzykliwy.
Pociąg ruszył i po kilku godzinach uczniowie dotarli do zamku szczęśliwi i usatysfakcjonowani.