Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Seraphina - Sekret Syriusza ( CZĘŚĆ PIERWSZA; rozdział III )

Dodane przez Pandora dnia 07-08-2010 22:29
#5

Rozdział II

"Pocieszenie"



-Czy pani to Lathika Anna Jocelyn Kowalska?- spytał ją komendant .
Znajdowała się na komisariacie. Zaraz po tym jak zadzwoniła po pogotowie, przyjechała policja.Pojawił się komendant,który zabrał ją do samochodu i przywiózł w to miejsce. Na komisariacie jeszcze bardziej czuło się aurę niechęci i beznadziei,która krążyła ostatnio nad każdym istnieniem. Szaro- niebieskie ściany odpychały każdego, zapach zgniłej kapusty połączony ze smrodem fajek wcale nie poprawiał ogólnego klimatu...- w końcu to posterunek policji a nie pięciogwiazdkowy hotel- zauważyła w myślach.
-Nie do końca....- pomyślała.
-Tak.- odpowiedziała Lati
-Czy pani rodzice to Anna Evelyn Kowalska oraz Michał Przemysław Kowalski? - hmmm....jakby się zastanowić to niekoniecznie....
-Wujku przecież znasz mnie całe moje życie....
- Lati proszę nie utrudniaj,to tylko niezbędne formalności, przy tak nietypowym zdarzeniu nie może się bez nich obejść, nikt w życiu by nie uwierzył, że Ty,ale...dobra.Czy pani rodzice to Anna Evelyn Kowalska oraz Michał Przemysław Kowalski?- Lati spojrzała na swojego wujka jakby nie do końca rozumiała co tutaj robi. Komendant Jakub Kowalski był bardzo podobny do swojego starszego brata. Miał te same blond włosy te same oczy,usta i nos- jedyne co ich różniło to wzrost-Michał był barczysty i bardzo wysoki,natomiast Jakub był delikatnej budowy,o wzroście średnim co często myliło ściganych przez niego przestępców.
-Czy przyznaje się pani do zabójstwa Anny Evelyn Kowalskiej lat 38 , Michała Przemysława Kowalskiego lat 42, Amadeusza Władysława Kowalskiego lat 8 oraz Bastiana Józefa Kowalskiego lat 8?
Lati spojrzała na niego zszokowana i zraniona do żywego. Wujek odpowiedział jej łagodnym,przepraszającym wzrokiem, dając j do zrozumienia,że gdyby to od niego zależało nigdy by tu nie trafiła.
Jej oczy zaszły mgiełką gniewu sprawiając,że ich kolor z fiołkowego zamienił się w prawie czarny.
-To moja rodzina,najcenniejsze co mam...co miałam na świecie, a Ty ....Jak możesz?- gniew nagle znikł z jej oczu. Pozostał tylko ból i rezygnacja.
-Nie, nie zabiłam ich...nigdy nikomu nic nie zrobiłam...Nie, nie zabiłam- ale wkrótce to się zmieni...- przyrzekła sobie w myślach. Jej spojrzenie stwardniało- ...zapłaci mi za wszystko.
-Proszę opisać co pani robiła dzisiejszego dnia- Jakub po raz kolejny spojrzał na nią, próbując dodać dziewczynie otuchy. Wcale nie przypominała rodziców...Jako jedyna z rodziny była brunetką. Jej rozpuszczone włosy, sięgały aż za pas, przechodziły z ciemnego granatu,w czerń,z czerni w granat układając się miękkimi falami co tylko podkreślało arystokratyczne rysy dziewczyny Usta miała wygięte w posępnym wyrazie wyższości...choć nigdy się nie wywyższała, zawsze próbowała wpasować się w grupę, pomóc innym. Miała zgrabną kształtną figurę- ze swoim 160 cm wzrostu mogła się wydawać delikatna i bezsilna, ale wystarczyło, że ktoś bliżej ja poznał i diametralnie zmieniał zdanie. Z całej jej budowy najbardziej niezwykłe były oczy..nie tylko ze względu na kolor, który jednym kojarzył się z fiołkami, innym z chabrami, a jeszcze innym z tym i tym... to co sprawiało, że jej spojrzenie działało jak magnes to czająca się w nich melancholia, powaga zbyt wielka jak na tak młodą dziewczynę i upór świadczący o twardym charakterze...gdy patrzyło się w jej oczy wydawało się,że należą do stuletniej kobiety,która nie jedno w życiu widziała...jednak gdy na jej twarzy pojawiał się uśmiech wyraz oczu radykalnie się zmieniał sprawiając że, wyglądała jak każda, zadowolona ze swojego losu piętnastolatka, a każdy kto je zobaczył mógł stać i patrzeć bez końca....
co było raczej niemożliwe bo Lati rzadko się śmiała, chyba że, była z rodziną...Jakub miał dziwne przeczucie iż szybko nie zobaczy na jej obliczu nawet cienia uśmiechu.

- O 4 rano wsiadłam do taksówki pojechałam na stację, wsiadłam do pociągu, następnie wysiadłam z niego około godziny 17, wsiadłam do autobusu, wysiadłam na przystanku o 18, poszłam do domu, zaczęłam wołać, mamę i tatę, a oni...oni mi nie odpowiedzieli, więc zaczęłam ich szukać ,obeszłam cały dom , na koniec poszłam do mojego pokoju...- oprócz bólu w oczach dziewczyny pojawiło się coś nowego...Jakub miał dziwne wrażenie jakby Lati chciała go przeprosić za to co się stało.
-...i tam oni leżeli. Martwi.
- Skoro to nie Ty ich zabiłaś dlaczego wszędzie jest pełno twoich śladów? - gdy spojrzała na niego z politowaniem,wyglądała jak dawna Lati- często tak patrzyła na ludzi,którzy ją denerwowali.

-Po pierwsze to mój pokój, po drugie wciąż miałam nadzieję, że się ze mnie nabijają...choć bardzo okrutnie...zaczęłam ruszać mamą, potem tatą, Amim i Bastkiem...ale oni...nic, nic nie zrobili...zadzwoniłam na pogotowie...- Lati wiedziała, że całe to gadanie nie ma sensu, marnowała czas, który mogła poświęcić na działanie...
- Nikogo innego nie widziałaś?
- Nie.
- Nie słyszałaś nic dziwnego?
- Nie- nic poza tą złowrogą ciszą-pomyślała
- Uff...to wszystko.Przepraszam Lati za to, że musiałem to zrobić. Wszystko potoczyło się tak szybko,tak nagle, j a...-nagle przed oczami stanęła mu twarz brata, nie mógł wytrzymać odwrócił się od dziewczyny żeby nie widziała jego łez.
-To wszystko, możesz wyjść- Lati podbiegła do wujka i przytuliła go z całej siły.On też ją przytulił..płakali razem nad utratą tego co uważali za najcenniejsze,za co bez chwili wahania mogli oddać życie...teraz nie było już za kogo go oddawać.


Po chwili Jakub chwycił dziewczynę za ramiona i spojrzał jej prosto w oczy.
- Zrobimy wszystko, żeby złapać tego kto to zrobił...ja nie spocznę póki nie dorwę tego ...na razie musimy czekać na wyniki autopsji...- Kaktus mi na ręce wyrośnie jeśli ona coś wykaże- pomyślała Lati.
-...o wszystkim Cię poinformuję jak tylko będę coś wiedział.
- Dziękuję wujku. Czy mogę zostać dzisiaj na komisariacie? Nie znajdzie się jakaś wolna cela?-s pytała z delikatną, smutną namiastką jej dawnego uśmiechu.
-Nie chciałabyś teraz pojechać do nas? Klaudia już czeka...
-Ja wolałabym...- spojrzała na niego błagalnie.
-Rozumiem. Dobrze zostań tutaj jeśli chcesz-Bardzo potrzebowała chwili samotności. Nie chciała żeby ciocia myślała, że coś do niej ma, ale po prostu nie mogła znieść myśli o litowaniu się nad nią-oczami wyobraźni widziała jej zatroskane spojrzenie ,poza tym spodziewała się jeszcze dwóch gości....wolała żeby ciocia nie czuwała nad nią całą noc,albo wparowała gdy w końcu im powie, że przyszedł czas, że wróci tam gdzie, jak uważali jest jej miejsce...


Dochodziła pierwsza rano gdy w ciemności zauważyła jakiś ruch. Dostała celę na samym końcu korytarza, więc strażnicy z nocnej zmiany nie fatygowali się by tu podejść tym bardziej, że komendant zakazał im niepokoić Lati.
Wstała.
- Witam profesorze.- przyjrzała się ostrożnie staruszkowi, jakby myślała, że chowa jej ojca za swoimi plecami.
-Witam Seraphino.- Dumbledore spojrzał na nią smutno.
-Gdzie jest tata? -zignorował jej pytanie. Zauważyła, że jest bardzo zmęczony. Jakby od ich ostatniego spotkania postarzał się nie o dwa miesiące , ale o dwadzieścia lat.
-Współczuję Ci z powodu twojej straty.- Profesor zlustrował ją przenikliwie swoimi niebieskimi oczami- Wiem co przeżywa..
- Nie wie pan.Proszę już o tym nie mówić. Nic nigdy nie wspominać .Koniec- spojrzała na niego twardo.
- To nie zwróci mi mojej rodziny.
- Ale pomoże Ci.
- Jedyne co mi pomoże to zemsta..
- Jesteś bardzo podobna do swojego ojca Seraphino, z tego co zauważyłem nie tylko z wyglądu ale i w wielkim stopniu z charakteru.
- A gdzie on właściwie jest ? Mówił mi ostatnio, że gdy wybierze się pan do mnie on tez tu przybędzie. Dawno się ze mną nie kontaktował i... -Dumbledore, wyglądał jakby uszło z niego całe powietrze. Poprzedni dzień był bardzo męczący...rozmowa z Harrym na temat przepowiedni, wyjawienie mu części tajemnic i śmierć Syriusza...pomimo całego swojego doświadczenia, nie wiedział jak powiedzieć o tym dziewczynie , która dopiero co straciła rodzinę.
- Widzisz Syriusz gdy dowiedział się o śmierci swoich najbliższych, twojej matki, Jamesa i Lily od razu chciał biec, żeby się zemścić..i wiesz jak się to dla niego skończyło...
-I co z tego, nie jest już w Azkabanie, teraz razem znajdziemy tego mordercę, tą namiastkę ludzkiego istnienia...pomożemy jego chrześniakowi...teraz nie będzie tak jak wtedy...
-Seraphino Syriusz pobiegł wczoraj na pomoc Harry'emu, gdy ten walczył ze śmierciożercami w Ministerstwie Magii...
-Gdzie?! co oni tam robili...gdzie jest Syriusz ? Powinien tu ze mną być...chyba nic poważnego mu się nie stało..?..- spojrzała zaniepokojona na profesora,w jego oczach wyczytała to czego bał się jej powiedzieć.
-Nie....nie, to jest chyba jakiś żart...- cofała się pomału dopóki na swojej drodze nie napotkała ściany.
-Seraphino Syriusz zmarł wczoraj w nocy, walczył z Bellatrix...- Ciszę nocy przeszył jęk rozpaczy. Zaraz przybiegło dwóch strażników, profesor stał się niewidzialny.
-Czy coś się stało?- spytał jeden z nich.
- Miałam zły sen- powiedziała patrząc na nich niewidzącym wzrokiem
- Proszę sobie nie przeszkadzać nic się nie stało- zostali jeszcze chwilę, żeby się upewnić, że na pewno wszystko jest w porządku i odeszli rozmawiając szeptem.
- Biedna dziewczyna...gdyby to mi się coś takiego..wolę o tym nawet nie myśleć...
Serafina płakała . Nie mogła się powstrzymać..najpierw rodzice i chłopcy...teraz Syriusz....Syriusz- jej opoka i nadzieja, jej stróż...jej ojciec.
- Serafino wiem co czujesz...
- Już panu mówiłam,że pan nie..
-czujesz ból tak wielki,że rozdziera Cię na małe kawałeczki,ale to dobrze bo to oznacza,że potrafisz..
-To dobrze?! DOBRZE?! Straciłam dzisiaj całą rodzinę! Wszystko co było dla mnie ważne przepadło...ojciec,którego dopiero co odzyskałam...znowu ODSZEDŁ..a Pan MI MÓWI ,ŻE JEST DOBRZE?!
-Twoja zdolność do miłości,to bardzo cenna i pożyteczna umiejętność,znam niewielu ludzi,którzy ja posiadają..
-WIĘC JA JEJ NIE CHCĘ!ROZUMIE PAN?!SKORO JEST TAKA CENNA NIECH SOBIE PAN JĄ WEŹMIE...mi nie jest potrzebna...wystarczy mi zemsta...- Profesorowi stanęła przed oczami twarz osoby, która w podobny sposób zareagowała na stratę,niszcząc wszystko co wpadło w jej ręce,próbując pozbyć się bólu trawiącego ją od środka...twarz chłopca, chcącego działać,zemścić się-z tym,że on był dużo bardziej obliczalny od stojącej przed nim dziewczyny-w przeciwieństwie do Harry' ego ona -na swoje nieszczęście- całkowicie odziedziczyła charakter po ojcu.
-Seraphino ja...-spojrzała na starca i jej gniew nieco opadł,żal po starcie ich wszystkich niszczył ją ,trawiąc jej serce...chciała zasnąć-
zasnąć i obudzić się w gronie tych, którzy odeszli,chciała żeby jej powiedzieli,ze to tylko zły sen....ale nie zrobili tego, przed nią wciąż stał Albus Dumbledore.
Uspokoiła się na chwilę. Nie czas na krzyk, trzeba się opanować i obmyślić plan działania...pomyślała mając przed oczami twarz zabójczyni jej ojca- popamiętasz mnie- przyrzekła.
-Czy...czy jego ciało...
-Jego ciało znikło za zasłoną...-Dumbledore opowiedział jej wszystko co zdarzyło się w Ministerstwie.
-Jak się czuje ten chłopiec,Harry...czy na pewno nic mu nie jest? -wolała skupić się na kimś innym niż zadręczać się własnym cierpieniem. Chciała się odgrodzić od myśli o nich,nie widzieć kochanych twarzy..które już nigdy się do niej nie odezwą.
-z Harrym wszystko w porządku...na tyle na ile może być,teraz musimy zająć się Tobą.Udasz się ze mną,do...
-Nie
-Nie?
-Skoro Syriusz ...-nie mogła tego powiedzieć-. ..odszedł, wrócę ...choć to w sumie nieodpowiednie słowo bo nie wracam a przybywam, pójdę z panem po pogrzebie moich rodziców i braci. - Profesor milczał przez chwilę.
-Dobrze. Potem zabiorę Cię w bezpieczne miejsce....i w końcu ujawnimy twoją prawdziwą tożsamość Seraphino. - Rozległ się cichy trzask. Lati spojrzała w miejsce w którym przed chwilą był profesor. Znowu została sama.

Edytowane przez Pandora dnia 14-08-2010 23:43