Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Kolejne pokolenie (część 4)

Dodane przez Yuki27 dnia 26-07-2010 11:57
#1

Co ja sobie myślę dodając to tu, nie wiem. Wybaczcie <rumieni się>. Po prostu chcę zobaczyć, czy moja pisanina się spodoba. Z góry dziękuję za każdy komentarz i ten z krytyką i z pochwałą.

CZĘŚĆ I
- Profesor McGonagall! Moje oburzenie sięga zenitu!
Minerwa McGonagall westchnęła. Już piąty raz w tym tygodniu Friewelius Federick zawracał jej głowę. I zawsze chodziło o to samo.
- O co chodzi Frieweliusie? - zapytała rozdrażniona
- Te dzieci... Nie, te potwory znowu to zrobiły! Wiem, że to one! - mężczyzna zaczął chodzić w koło - Nawet wiem które to. Tylko jedno dziecko w całym Hogwarcie bawi się z gadami!
- Mówisz o Lilly Potter? Przecież ma zakaz zabierania swoich pupili poza Gryffindor. A po za tym co ja mam jej zrobić? Wiesz kim jest jej ojciec, wiesz, że on ma dość luźny stosunek do szkoły. Próbowałam rozmawiać z Nevillem, a on z dziewczyną, ale ona i jej rodzeństwo wszystkiego się wypierają.
Federick prychnął i wyszedł. Minerwa opadła na krzesło.
- Co ja mam robić? Co ja mam robić? - ta myśl nie dawała jej spokoju - Może wezwać całą bandę do siebie? Tak, tak zrobię.
Z mocnym postanowienie pani McGonagall podeszła to szafeczki z boku pomieszczenia. Otworzyła ją, wyjęła dziwny przedmiot, wyglądający odrobinę jak flet, i, mrucząc coś pod nosem, dmuchnęła. Nic specjalnego się nie wydarzyło, ale po około 15 minutach rozległo się pukanie do drzwi.
- Pani profesor chciała nas widzieć? - w drzwiach pojawiła się głowa na oko siedemnastoletniego chłopca o czarnych jak smoła włosach i jasno brązowych oczach.
- Tak, panie Potter. Wszyscy jesteście?
- Tak jest pani profesor.
- No to na co czekacie? Wejdźcie - profesor McGonagall sztywno usiadła za biurkiem. Do gabinetu weszła piątka dzieci w różnym wieku. Ustawiły się w rzędzie i stanęły jak na baczność.
- A więc zaczynamy. Panno Potter, czy panienka pamięta mój zakaz dotyczący panienki... Zwierząt? - Przy ostatnim słowie pani McGonagall wstrząsnęła się z obrzydzeniem. Pięć par oczu spoczęło na ładnej, rudowłosej dziewczynie. Ta zarumieniła się po czym kiwnęła głową.
- Czy panienka go stosuje?
- Ależ pani profesor moja siostra jest posłuszna poleceniom! Prawda, Lilly? - w Jamesie Potterze odezwał się duch braciszka broniącego młodszej siostry
- Oczywiście, że tak! Nie lubię tego zakazu, ale go stosuje!
- No cóż... Panno Potter, profesor Federick wyraźnie w to wątpi. Twierdzi on, że dnia dzisiejszego znalazł małą, żółtą jaszczurkę w swojej szafce. Czy któreś z was coś może wie na ten temat?
Mały chłopak rudy jak wiewiórka, z brązowymi oczami zachichotał cicho, ale umilkł gdy dopadły go błękitne oczy jego siostry.
- Panie Weasley? Ma pan mi coś do powiedzenia?
- Bo widzi pani... Ja się bawiłem z Sam... Znaczy z jaszczurką i mogłem jej dokładnie nie zamknąć...
Minerwa uśmiechnęła się. Te dzieci były nie wyczerpanym źródłem wymówek. Kiedy pierwszy i najstarszy z nich wszystkich James zaczął chodzić do Hogwartu zaczęły się kłopoty. Potem co roku przybywało dzieci aż w końcu, cztery lata temu, do Hogwartu trafiła ostatnia z całego kuzynostwa, Lilly. Od tamtego czasu nie było tygodnia spokoju.
- Dobrze, już dobrze. Tak dla zasady... Panie Weasley, proszę by pan pilnował zamykania dokładnie pupili panny Potter. Panno Weasley... Proszę nie zapominać, że jest panienka w szkole i powściągnąć uczucia. Panie Potter... Nie ty, drugi! Gratuluję wypracowania z transmutacji, bardzo dobre. To chyba wszystko... Tak, idźcie już.
Dzieci kiwnęły głowami i z chóralnym "Do widzenia" wyszły. Dyrektorka opadła na krzesło z uśmiechem na ustach. Zawsze gdy wzywała tą piątkę stawała jej przed oczami słynna trójka: Potter, Weasley i Granger. Kiedyś troje zdolnych uczniów, których wszędzie było pełno, dziś słynny auror, obrońca jednej z najlepszych drużyn i autorka wielu zaklęć. Ich dzieciaki niestety odziedziczyły talent do pakowania się w kłopoty, co doskonale łączyło się z ogromnym talentem magicznym. Ale urok osobisty widocznie również był rodzinny, bo dzieci nigdy jeszcze nie zarobiły poważniejszej kary. No cóż... Na wszystko przyjdzie czas.

- Udało się! - krzyknął James gdy znaleźli się na korytarzu - Upiekło nam się!
Rose potrząsnęła brązową grzywą.
- Wątpiłeś w to? Mój brat jest urodzonym aktorem. - stwierdziła z zadowoleniem, czochrając rude loki brata - W ogóle, to gratulacje, Lilly. Mistrzostwo z tą teleportacją.
Czternastoletnia dziewczyna dygnęła i przywołała na twarz drwiący uśmiech.
- Bo to się nazywa talent - powiedziała skromnie.
Cała piątka wybuchnęła śmiechem. Chłopcy poszli na boisko Quidditcha, a dziewczyny skierowały się w stronę pokoju wspólnego.
- Hej, Rosie...
- Hmm?
- Nie sądzisz, że czas powiedzieć chłopakom? No i twoim rodzicom? W końcu... Sama twierdzisz, że chcecie być razem do końca życia.
- Mówisz jak Scorpius - mruknęła nie zadowolona Rose - Jak mam to powiedzieć? Al i Hugo... Może by to znieśli, ale wiesz jaki stosunek ma James do nazwiska Malfoy. A mój ojciec? Zabije mnie!
Lilly westchnęła. Miłość Rose Weasley i Scorpiusa Malfoya była skaraniem boskim. Już widziała radość wujka Rona, kiedy się dowie za kogo jego córka chce wyjść za mąż. Właściwie to ten chłopak nie był taki zły. Charakter miał po matce: uprzejmy, miły, inteligentny. Nazwisko nie pasowało do niego w ogóle. Co innego jego brat. Lilly chyba by nie zniosła gdyby ta gnida miała być jej krewnym. Tom Malfoy był wredny, chamski i żałosny. Tak bardzo nie podobny do brata, a tak bardzo do ojca.
- Ale... I tak dowiedzą się w sobotę. - mruknęła Rose
- CO?! No to czemu nic nie mówisz?!
- Bo wysłałam im list... I Scorpius też. Także tak koło poniedziałku dostanę wyjca - uśmiechnęła się krzywo - Wyobrażasz sobie? Rose Angeliko Weasley - przedrzeźniała ojca - Jak możesz?! Nie waż mi się tego robić! Jeśli złamiesz mój zakaz wydziedziczę cię!
Lilly roześmiała się, ale znając wuja wiedziała, że może to być całkiem prawdopodobne.
- Ciocia go powstrzyma.
Rose prychnęła.
- Jasne. Już to widzę... Prędzej pomoże mu mnie zabić.
- No wiesz Weasley ona w ogóle nie powinna cię rodzić.
Dziewczyny odwróciły się i ujrzały za sobą bladego chłopaka o prawie białych włosach i zielonych oczach uśmiechającego się złośliwie. Lilly westchnęła cierpiętniczo.
- Malfoy... Dlaczego ty tak bardzo lubisz psuć mi dzień? Wszystko jest pięknie, a tu nagle... Puf! Pojawia się jakiś wyjątkowo obrzydliwy robal.
- Nie rób z siebie kogoś fajnego Potter. Już od dawna mam gdzieś co ty mówisz... Jak zresztą wszyscy.
- No tak, twoi starzy też cię mają gdzieś, co nie? - Lilly złapała Rose za rękę i wyminęła Malfoya.
- Nienawidzę gnoja - mruknęła gdy były już kawałek dalej.
- Nie możesz chociaż...
- Nie. Nie mogę.

Ps. W tym wszystkim wbrew pierwszego wrażenia jest pomysł i sens :D Jeśli wam się spodoba to dam późniejszą część.

Regulamin Działu FF życzę miłej lektury.
A.

Edytowane przez Yuki27 dnia 24-08-2010 16:18