Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Srebrna łania - życie Severusa Snape'a (6 rozdziałów)

Dodane przez Eileen_Prince dnia 09-10-2010 22:06
#20

Myślę, że czas coś dodać.

Humoru nie poprawiała mu myśl, że za parę godzin wróci na Spinner's End. Do tej cholernej, mugolskiej wioski, gdzie musi mieszkać w ciągu wakacji ze swoim ojcem i nieporadną matką. Spełnienie marzeń. Dodatkowo stracił już nadzieję, żeby Lily zaczęła z nim normalnie rozmawiać, ale chciał, żeby go w końcu wysłuchała.
Wtedy pociąg zatrzymał się i wszyscy zaczęli zabierać się do wyjścia. Ze zdwojoną niechęcią powlekł się na peron i aportował się z matką niedaleko domu. Nie odpowiedział na powitanie, nie patrzył na nią, właściwie to w ogóle się nie odzywał.
- Coś się stało? - spytała po chwili. "Poza tym, że muszę to wracać, znosić jego widok i tym, że nazwałem Lily szlamą, choć nie chciałem?", pomyślał, ale odparł:
- Nie, nic. Kobieta nie nalegała. Otworzyła drzwi i sama weszła do środka.
- Chcesz coś zjeść?
- Nie jestem głodny - mruknął i wszedł po schodach do swego pokoju. Wnętrze ani trochę się nie zmieniło. Mały, kwadratowy pokoik, z biurkiem koło okna, łóżkiem pod ścianą i wieloma półkami z książkami oraz starą szafą. Nic nie uległo zmianie. No, może cienka warstwa kurzu pokryła blaty. Usiadł w kącie, ukrywając twarz między kolanami. W głowie miał słowa Regulusa: "Walcz o nią, jeśli ci zależy"... Ale czy mu w ogóle zależy? Jeśli nie, to dlaczego jest tak przybity? Dlaczego tak pragnie znowu zobaczyć te jasnozielone oczy, których chyba nigdy nie zapomni? Czy jest jakiś sens udręczać się? Nie. Nie podda się tak łatwo. Pójdzie do niej i jeszcze raz spróbuje wszystko wyjaśnić. Ten ostatni raz. Może się uda.
***
Był ładny, wakacyjny dzień. Nie było za gorąco za sprawą chłodnego wiatru, który orzeźwiał ciężkie, parne powietrze. Severus przeszedł właśnie na drugi brzeg rzeki, kierując się do wioski Wakefield, gdzie mieszkała Lily z rodziną. Zwykle takie dni spędzała w ogrodzie lub na placu zabaw wraz ze swoją siostrą, ale to było dawno... Wtedy jeszcze nie wiedziała, że jest tak zdolną czarownicą. Zadziwiające, że sześć lat temu robił to samo, co teraz - siedział w krzakach, czekając aż pojawi się Ona...
Ale nikt się nie pojawiał. Nikt nie wyszedł do ogrodu, nikt nie odwiedził placu zabaw. Czekał pół dnia, aż słońce miało się ku zachodowi. Niebo przybrało barwę soczystej pomarańczy, która po przeciwnej stronie horyzontu zamieniała się w głęboki granat. Severus westchnął. Najwyraźniej wyjechała gdzieś z rodziną. Już miał się podnieść, gdy usłyszał nadjeżdżający samochód. Wyjrzał spomiędzy gałęzi hortensji. Drzwi trzasnęły i z pojazdu wyszły dwie dziewczyny- blondynka i rudowłosa.. Samochód wjechał do garażu wraz z państwem Evans, a dziewczyny zostały na dworze.
- Było całkiem sympatycznie, prawda Petunio? - zagadnęła niższa z nich.
- Tak... Całkiem sympatycznie... - mruknęła Petunia, posyłając Lily dziwne spojrzenie.
- Dziewczynki, chodźcie na podwieczorek! - zawołał kobiecy głos. Blondynka natychmiast minęła werandę i zostawiła Lily samą. Snape poczuł, że to jego szansa. Wstał gwałtownie, a rudowłosa drgnęła.
- Co tu robisz? - warknęła.
- Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć ja...
- Wynoś się stąd.
- ... chciałem po prostu udowodnić, że nie jestem takim tchórzem, jak ci się wydaje i wytłumaczyć ci to wszystko, jeśli twoja duma da mi dojść do głosu - wypalił, ignorując rozkaz, skierowany wcześniej do niego. Brew Lily podniosła się, a Sev zaczął wyginać palce, aby się uspokoić.
- Tak? Świetnie. W takim razie wiedz, że moja duma nie da ci dojść do słowa, gdyż uważam, że sprawa jest rozwiązana. Myślałam, że dałam ci to wystarczająco jasno do zrozumienia. Ale najwyraźniej twój upór jest porównywalny do oporu osła. Chyba coś w tym jest.
- Czy do ciebie nie dochodzi, że naprawdę nie chciałem?! - podniósł głos.
- Ciszej - syknęła, robiąc krok do przodu. Wzrok miała groźny, ale mimo wszystko piękny. - I wyobraź sobie, że owszem, doszły do mnie twoje przeprosiny, ale...
- Więc dlaczego...?
- Bo to już nie ma znaczenia, rozumiesz?! - krzyknęła ze zniecierpliwieniem.
- Nie - odparł cicho, patrząc jej w oczy. Zapadła cisza, przerywana jedynie ich nierównymi oddechami. - Przecież byliśmy... najlepszymi przyjaciółmi, dlaczego to jedno słowo ma wszystko przekreślić? Tyle razem przeżyliśmy... Kurczę, Lily! Naprawdę chcesz to zakończyć? - wysuwał argumenty, z nadzieją, że serce jej zmięknie.
- Severusie, nie ma już żadnych `my`, zrozum to w końcu. Nigdy nie było. Amanda ma rację. Za późno to zrozumiałam.
- ALE DLACZEGO? - ryknął, czując narastającą bezradność, złość, smutek. Nie odrywał wzroku od jej oczu, tych jedynych, które potrafiły budzić w nim takie niezrozumiałe emocje. Z trudem podtrzymywała spojrzenie. Miała go widocznie dość, ale nie odpuszczał. Jeszcze nie. Lustrowali się wzrokiem przez pewien czas, który dla Snape'a jakby stanął w miejscu. Czekał na odpowiedź.
- Bo mamy zupełnie różne poglądy na pewne tematy. Na takie tematy, które się wzajemnie wykluczają. Nie zabraniam ci niczego. Jak chcesz, to przejdź na ciemną stronę, nic mi do tego. Tylko zostaw mnie wreszcie w spokoju i daj sobie powiedzieć, że to koniec! O ile w ogóle był początek...
- Nie mów tak... - wyszeptał, ale ona chyba nie usłyszała, bo odwróciła się na pięcie i właśnie otwierał drzwi frontowe.
- O, Lily, kochanie - odpowiedziała kobieta, z którą zdarzyła się przy wejściu. Miała ciemnoblond włosy i takie same, jasnozielone oczy. - Właśnie chciałam sprawdzić, co cię tak zajęło - odparła z uśmiechem. - Podwieczorek czeka, ale skoro chcesz jeszcze porozmawiać z kolegą, nie będę przeszkadzać.
- Kolega musi już iść - powiedziała z naciskiem Lily, a Severus poczuł, że rzeczywiście lepiej będzie, jak sobie pójdzie. Tak też uczynił.

Nie wiedział, dlaczego zbiera mu się (czy to możliwe?) na płacz. "Przecież to zwykła szlama", myślał, żeby wyrównać emocje i się nie rozkleić. Toż to żałosne. Nie będzie jak jego matka, której najlepiej właśnie to wychodzi. Nie potrafi potraktować ojca jakimś zaklęciem, tylko daje sobie w kaszę dmuchać. A Regulus nie miał racji. Teraz w ogóle mu nie zależy. A skoro tak, to nie ma o co walczyć. Woli zrobić coś bardziej pożytecznego, niż walka z wiatrakami. Na przykład przyczynić się do tego, żeby czarodzieje mogli wyjść z ukrycia. Czy to takie złe? Nie. No właśnie. Wtedy byłaby pełna swoboda, nie musiałby nosić tego przeklętego mugolskiego przyodziewku, nikt by nie musiał. Więc określenie `ciemna strona` tu nie pasuje. Idee Czarnego Pana nie są takie złe, jak się niektórym wydają. Jeszcze się o tym wszyscy przekonają i będą im dziękować.
***
Przez następne tygodnie próbował przekonać samego siebie, że słowa Lily nic dla niego nie znaczą, że ani trochę go nie obchodzą. Pomagał mu w tym (nieświadomie zresztą) Avery, z którym zaczął korespondować. W końcu doszedł do wniosku, że chyba mu się udało wyrzucić rudowłosą ze swoich myśli. Był zajęty innymi, ważniejszymi rzeczami. Na przykład SUM- ami, których wyniki poznał w połowie lata. Jego oceny rozkładały się następująco:
Astronomia - Z
Opieka nad magicznymi stworzeniami - Z
Obrona przed czarną magią - W
Zaklęcia - W
Starożytne runy - P
Zielarstwo - W
Historia magii - Z
Eliksiry - W
Transmutacja - P
Musiał przyznać, że był z siebie cholernie zadowolony. Cztery `wybitne` to nie lada wyczyn! Napisał do Avery;ego z pytaniem, jak mu poszły testy i z ogromną satysfakcją przeczytał, że nie tak dobrze jak jemu. Z dumą przyglądał się kartce z wynikami, a potem zszedł na dół, pochwalić się matce. One poklepała go lekko po ramieniu i powiedziała, uśmiechając się:
- Jestem z ciebie dumna. Odwzajemnił uśmiech i oznajmił chce się przejść, co też uczynił.
Z przyzwyczajenia poszedł nad rzekę. Przeszło mu nawet przez myśl, żeby pójść po Lily, ale przypomniał sobie, że teraz się do siebie nie odzywają. Może ona potrzebuje po prostu czasu? Nie, wróć. Miałeś o niej nie myśleć, skarcił się w duchu. Westchnął głęboko. Gdyby nie jego porywczość, siedziałby tu teraz z nią, porównując wyniki i dyskutując o testach. Ciekawe, jak jej poszły SUM-y...? "Miałeś o niej nie myśleć", syknął rozzłoszczony głos w jego głowie. "Łatwo ci mówić", warknął w odpowiedzi. "Owszem, łatwo. Nie jest tego warta, dobrze o tym wiesz", odpowiedział głosik. Snape westchnął po raz kolejny, zerkając tęsknie na drugą stronę rzeki, gdzie mieszkała Lily. "Widzisz, co przez ciebie się ze mną dzieje, Lily? Zaczynam słyszeć jakieś głosy w głowie i z nimi rozmawiać", mruknął pod nosem, starając się odpędzić z wyobraźni obraz jej pięknych oczu. "I właśnie dlatego nie masz o niej myśleć", wtrącił głos. "Och, zamknij się wreszcie". "Ale przestań o niej myśleć, do cholery. Miałeś się wziąć w garść, czyż nie?", odpowiedział Głos, który był teraz nieco przesłodzony.
Severus uznał, że samotność mu nie służy i lepiej będzie, jak już wróci do domu i faktycznie przestanie o niej myśleć. Inaczej zwariuje.

Wrócił do domu, gdy było już prawie całkiem ciemno, a na dworze zbierało się na deszcz. Jednak nikt nie zwrócił uwagi na jego późny powrót. Znowu się kłócili. Aby uniknąć uczestnictwa w sprzeczce prześlizgnął się przez korytarz do swego pokoju. Ostrożnie zamknął drzwi, ale nie zaznał tym razem upragnionego spokoju. Była to jedna z tych kłótni, kiedy to wrzeszczeli na siebie jak najgłośniej, nawet rzucali szklanymi przedmiotami, szarpali się... Te były najgorsze. Jako mały chłopiec zwykle miał po takich koszmary. Teraz musiał przyznać, że nawet się przyzwyczaił, co nie oznaczało, że nie działały na niego w pewien sposób.
Nasłuchiwał beznamiętnie odgłosów z salonu. A może to było w kuchni? W pewnym momencie stało się kilka rzeczy na raz: usłyszał dźwięk tłuczonego szkła, coś ciężko uderzyło o podłogę, a niebo przeszyła błyskawica, będąca następstwem letniej ulewy. A potem zapadła głucha cisza. Nikt nie krzyczał, nikt nie płakał. Zagrzmiało.