Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Srebrna łania - życie Severusa Snape'a (6 rozdziałów)

Dodane przez Eileen_Prince dnia 20-07-2010 11:47
#9

W poniedziałek, krótko przed dziewiątą, Severus oraz pozostali uczniowie z piątego roku stawili się przed wejściem do Wielkiej Sali, której drzwi były wyjątkowo zamknięte.
Tłoczyli się w korytarzu, w myślach powtarzając najważniejsze rzeczy oraz próbując opanować emocje. Na ich twarzach można było zobaczyć zdeterminowanie i stres. Wielu trzęsły się ręce. W końcu przybyła profesor McGonagall, która wpuszczała kolejno uczniów każdego domu do Sali. Gdy Snape przekroczył próg, nie mógł uwierzyć, że to ta sama sala, w której zwykle jada posiłki. Co prawda nadal zamiast dachu widać było bezchmurne niebo, jednakże usunięto długie stoły domów. Zastąpiono je pojedynczymi stolikami, do którego każdy z osobna zasiadał. Ślizgon usiadł na wskazanym przez nauczycielkę transmutacji miejscu i rozejrzał się dokładniej po sali. Spojrzał w stronę podestu, gdzie zwykle zasiadało całe grono pedagogiczne, a teraz siedziało tam czworo czarodziei oraz profesor Flitwick. Ten ostatni właśnie wdrapał się na podwyższenie w postaci wielu pokaźnej grubości ksiąg i przemówił:
-No dobrze, skoro już usiedliście, proszę o minutę uwagi. Gwoli ścisłości: na egzamin macie dwie godziny, zakazane jest używanie samosprawdzających, samopiszących piór, ani żadnych innych wymysłów. Obowiązuje czarny atrament. Jeżeli komuś się skończy, zgłoście się, mamy takowe w zapasie. Cóż, to powodzenia- zapiszczał Flitwick, po czym machnął różdżką, a olbrzymia klepsydra odwróciła się do góry dnem, odliczając czas.
Severus przejrzał z bijącym sercem kartę pytań, które nie wydawały się zbyt trudne. Podaj sposoby obrony przed czerwonym kapturkiem, głosiło pierwsze pytanie. Kolejne brzmiało: "Co to jest bogin? Podaj zaklęcie obronne oraz miejsca , gdzie można je spotkać". Snape pochylił się nisko nad pergaminem, zamoczył pióro w czarnym atramencie i zaczął pisać. Pisał szybko, jakby w obawie, że nie zdąży, w końcu pytań było trzydzieści. Zatrzymał się na chwilę przy pytaniu numer dziesięć, zerkając z pogardą na siedzącego dwa rzędy obok Lupina, który pochylony nad swoim SUM-em, nie zdawał sobie sprawy, że ktoś akurat na niego patrzy. "Podaj pięć oznak, po których można rozpoznać wilkołaka", przeczytał jeszcze raz. Z oburzeniem mieszanym z determinacją, rozwinął pergamin, gdyż zapisał już większość, i szczegółowo zaczął opisywać cechy wilkołaka.
***
Nawet nie zauważył, kiedy minął czas. Szybko zerknął na swój pergamin, który był w całości zapisany wąskim i ciasnym pismem. Rozglądnął się dyskretnie i z satysfakcją zauważył, że zapisał o około stopę więcej niż jego koledzy po bokach.
-Proszę odłożyć pióra!- zaskrzeczał profes Flitwick. - Ty też, Stebbins! Proszę pozostać na miejscach, zaraz zbiorę wasze pergaminy! Accio!*- wszystkie pergaminy poderwały się do góry i pofrunęły w stronę małego profesora, zwalając z nóg. Rozległy się śmiechy, jednak Severusa już nie interesowało nic, co działo się w Wielkiej Sali. Szybkim krokiem przemknął między stolikami, pochłonięty kartą egzaminacyjną. Nogi same zaprowadziły go nad jezioro, gdzie wśród gęstej kępy krzewów zaczął analizować pytania i przypominając sobie swoje odpowiedzi. Pierwsze dziesięć powinien mieć dobrze. Wyjątkowo rozpisał się na temat boginów oraz wilkołaków, opisał ruchy różdżek do zaklęć oraz formułki, o które proszono w danych zdaniach... Opis działania zaklęcia Conjunctivitis również powinni mu uznać... W razie czego sięgnął do torby, skąd wyciągnął księgę zaklęć. Tak, chyba właśnie tak napisał...
Sprawdziwszy pozostałe pytania i przyznając sobie w duchu, że nie poszło mu tak źle, upchnął papiery z SUM-ami do torby. Teraz chciałby z kimś podyskutować na ten temat... Podniósł się i ruszył w bliżej nieokreślonym kierunku, wychodząc z cienia krzewów. Słońce mocno zaświeciło mu w oczy, a wiatr lekko zawiał. Pogoda była wprost idealna.
b35;
Proszę jeszcze raz włączyć podkład, żeby było tak... klimatyczniej, o ;) Jak się skończy, puśćcie od nowa, jeśli łaska.

-W porządku, Smarkerusie?- usłyszał tuż za plecami Ten głos. Automatycznie sięgnął po różdżkę odwracając się na pięcie, przez co torba zsunęła mu się z ramienia.
-Exaplliarmus!- ryknął James. Różdżka Snape'a wyleciała w powietrze i upadła za nim w trawę. Syriusz parsknął śmiechem.
-Impedimento- krzyknął, celując różdżką w Snape'a, który zwalił się na ziemie w połowie skoku po własną różdżkę. Porozkładani na trawie uczniowie zwrócili głowy w ich stronę. Niektórzy wstali i podeszli bliżej. Jedni mieli przerażone miny, inni byli wyraźnie ciekawi, ale nie to liczyło się dla Severusa, który leżał na ziemi, dysząc. Musi odzyskać swoją różdżkę, inaczej nic nie zdziała... Musi... Musi...
James i Syriusz zbliżali się do niego z różdżkami w pogotowiu. Glizdogon obszedł Lupina, żeby mieć lepszy widok.
-Jak ci poszedł egzamin, Smarku?- zapytał James.
-Obserwowałem go, rył nosem po pergaminie- powiedział drwiąco Syriusz. - Na pewno tak go poplamił, że nie będą mogli odczytać ani słowa. Tu i ówdzie rozległy się śmiechy. Snape próbował wstać, ale zaklęcie wciąż działało. Musi odzyskać swoją różdżkę...
-Jeszcze zobaczymy...- wydyszał, patrząc na Jamesa z nienawiścią. - Tylko... poczekajcie...
-Na co?- zapytał chłodno Syriusz. - Co zamierzasz zrobić, Smarku, wydmuchać sobie na nas nos? Snape bluznął potokiem przekleństw i zaklęć. Może uda mu się tak jak ostatnio... Accio różdżka, Accio... Kiedy mu się nie udawało znowu rzucał najróżniejszymi przekleństwami, które obrażały Gryfonów.
-Przepłucz sobie usta- wycedził James. - Chłoszczyć! Z ust Snape'a zaczęły wydobywać się różowe bańki mydlane, piana pokrywała mu wargi. Zaczął się dusić, próbował wypluć posmak mydła, ale to niewiele dawało.
-ZOSTAWCIE GO! - usłyszał dziewczęcy głos, w którym rozpoznał Lily. "Nie, odejdź, DAM SOBIE RADĘ SAM", warknął w myślach, nadal walcząc z zaklęciami, którymi go potraktowano.
-Co jest, Evans?- zapytał James zdecydowanie milszym głosem. Ręką sięgnął włosów.
-Zostawcie go- powtórzyła Lily. Patrzyła na Jamesa z odrazą, która jakby dodała otuchy Severusowi. - Co on wam zrobił?
-No wiesz... - powiedział James powoli, jakby się zastanawiał - to raczej kwestia tego, że on istnieje... jeśli wiesz, co mam na myśli...
Wielu widzów obserwujących tę scenę wybuchnęło śmiechem, w tym Syriusz i Glizdogon, ale nie Lupin, pochylony nad książką. Lily też się nie roześmiała.
-Wydaje ci się, że jesteś zabawny, tak?- zapytała chłodno. - A jesteś tylko zarozumiałym, znęcającym się nad słabszymi szmatławcem, Potter. Zostaw go w spokoju.
-Zostawię, jak się ze mną umówisz, Evans- odrzekł szybko James. W tym momencie Severus jeszcze bardziej zakrztusił się mydłem. - No... nie daj się prosić... Umów się ze mną, a już nigdy więcej nie podniosę różdżki na biednego Smarka.
Wtedy zaklęcie spowolnienia przestało działać. Snape podczołgał się powoli, krztusząc się bańkami, do swojej różdżki. Jeszcze chwila i odegra się na tym parszywym okularniku i pokaże mu, kto tu jest górą.
-Nie umówiłabym się z tobą nawet wtedy, gdybym musiała wybierać między tobą a wielkim pająkiem- oświadczyła Lily.
-Nie masz szczęścia, Rogaczu - rzekł Syriusz i odwrócił się w stronę Snape'a, który wreszcie trzymał w rękach swoją różdżkę. - OJ! - krzyknął na ten widok, ale Ślizgon ryknął w myślach: "Sectumsempra!" i z policzka Jamesa trysnęła krew. Nie zdążył jednak napawać się tym widokiem, gdyż już po chwili zawisł do góry nogami w powietrzu, a szata opadła mu na głowę, co wywołało nagły wybuch śmiechu zarówno gapiów jak i oprawców. Niektórzy zaczęli nawet klaskać. Dopiero po chwili zorientował się, że wisi do góry nogami, a jego intymność została naruszona. Zaczął się wić, próbując bezskutecznie podnieść jakoś szatę, ale to nic nie dawało.
-Puść go!
-Na rozkaz!- powiedział James i szarpnął lekko różdżką. Wtedy Severus zwalił się bezwładnie na ziemię. Wyplątał się jakoś z szaty, wstał i podniósł różdżkę, z zamiarem powtórzenia Sectumsempry.
-Petrificus totalus!- rozległ się głos Syriusza i Snape znowu runął jak długi i zesztywniał.
-ZOSTAWCIE GO W SPOKOJU!- krzyknęła Lily. Teraz i ona miła już różdżkę w ręku. James i Syriusz wpatrywali się w nią uważnie.
-Ech, Evans, nie zmuszaj mnie, żebym ci zrobił krzywdę- powiedział Potter.
-To cofnij swoje zaklęcie!- Chłopak westchnął ciężko i wszeptał przeciwzaklęcie. Ślizgon natychmiast dźwignął się na nogi, przeklinając w myślach Gryfonów. Wszystkich, bez wyjątku. Dlaczego Lily stoi w jego obronie? Przecież potrafi sam sobie z nimi poradzić, niech tylko odejdzie, bo go peszy!
-Bardzo proszę. Masz szczęście, że Evans tu była, Smarkerusie... - powiedział James, na co w Severusie wzburzyła się krew.
-Nie potrzebuję pomocy tej małej, brudnej szlamy! - krzyknął, zaciskając pięści i patrząc spode łba na Gryfona, którego Black nazwał Rogaczem. Nie potrzebuje jej pomocy, tym razem poradzi sobie sam.
-Świetnie - odezwała się chłodno Lily. Dopiero teraz Ślizgon zerknął na nią, na jej zielone oczy, w których jakby coś zgasło... - W przyszłości nie będę sobie tobą zawracać głowy. I na twoim miejscu wyprałabym gacie, Smarkerusie.
-Przeproś ją!- ryknął James, celując różdżką w Snape'a.
-Nie zmuszaj go, żeby mnie przepraszał!- zawołała Evansówna, łypiąc groźnie na Jamesa. - Jesteś taki sam jak on...
- Co? - krzyknął James. - Ja NIGDY bym cię nie nazwał... sama wiesz jak!
-Targasz sobie włosy, żeby wyglądać tak, jakbyś dopiero co zsiadł z miotły, popisujesz się tym głupim zniczem, chodzisz po korytarzach i miotasz zaklęcia na każdego, kto cię uraził, żeby pokazać, co potrafisz... Dziwię się, że twoja miotła może w ogóle wystartować z tobą i twoim wielkim napuszonym łbem. MDLI mnie na twój widok. - wypaliła, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła.
-Evans!- zawołał za nią James. - Hej, Evans! - Jednak ona nawet się nie obejrzała. Severus również miał ochotę za nią krzyknąć, ale nie mógł wydobyć z siebie słowa. Stał w tym samym miejscu, z różdżką w ręce, gapiąc się na biegnącą w stronę zamku dziewczynę o rudych włosach, bez świadomości tego, co się stało.
-Co jej się stało?- zapytał James, bezskutecznie starając się sprawiać wrażenie, że go to niewiele obchodzi.
-Czytając między wierszami, powiedziałbym, że chyba uważa cię za osobę nieco próżną- mrukną Syriusz.
-Świetnie- rzekła James, teraz nie kryjąc wściekłości. - Znakomicie... Wtedy błysnęło i Snape ponownie wisiał w powietrzu, co sprowadziło go myślami na ziemię.
-Kto chce zobaczyć, jak ściągam majtki Smarkerusowi?
Ślizgon ponownie zaczął się wić, ale czuł, jak jego bielizna jest coraz niżej. Parę dziewczyn warknęło z oburzeniem: "Jesteś odrażający, Potter", ale on ciągle wisiał w powietrzu, błagając, żeby ktoś lub coś sprowadziło go na ziemię.
-CO TU SIĘ DZIEJE? - wrzasnęła profesor McGonagall, nie kryjąc emocji. - Potter! Natychmiast sprowadź pana Snape'a na ziemię! Ale to już!- krzyknęła. Mało kiedy można było słyszeć wicedyrektor tak rozeźloną.
-Jak sobie pani życzy, pani profesor...- powiedział bez wyrazu Potter, a Severus upadł brutalnie na ziemię. Jęknął cicho z bólu, ale bez względu na bolącą rękę, podniósł się, otrzepał i natychmiast dopadł swojej różdżki.
-PROSZĘ ODŁOŻYĆ RÓŻDŻKI- warknęła profesor McGonagall. - A ty, Potter, masz SZLABAN. Nie myślałam, że ktoś z mojego domu może w tak podły sposób znęcać się nad słabszymi!- wypluła z siebie, po czym zwróciła się spokojniejszym głosem do Lupina z jakąś prośbą, której Severus już nie słuchał. Chciał jak najszybciej zmyć się z tego miejsca. Czuł na sobie szydercze spojrzenia połowy szkoły. Puścił się pędem do lochów. Wiatr, który szumiał mu w głowie, sprawiał, że powoli docierało do niego to, co niedawno zrobił. I wcale nie było najgorsze to, że pół szkoły zobaczyło jego bieliznę, ale to, co Jej powiedział. Miał w głowie obraz jej jasnozielonych oczu. Było w nich coś, czego jeszcze nigdy nie widział. Nawet kiedy się kłócili. Najgorsze w tym wszystkim było właśnie to jej spojrzenie. Ze złości kopnął mocno zbroję, stojącą w korytarzu lochów. Upadła, robiąc wielki hałas. Kopnął raz jeszcze, a potem oparł się o ścianę. Czuł, jakby szedł na dno, jakby coś umarło. Pomyślał, że musi się przez to przedrzeć, że jeszcze nie wszystko stracone. Przecież Lily go zna, wie, że jest porywczy. Przeprosi ją i będzie dobrze.
O szesnastej stawił się ponownie przed Wielką Salą. Ponownie poczuł na sobie wścibskie spojrzenia, ale tym razem trzymał emocje na wodzy. W chwili obecnej chciał tylko odnaleźć zielone oczy. Chce im powiedzieć `przepraszam`. W końcu zauważył ją. Siedziała na parapecie ogromnego gotyckiego okna wraz z dwoma koleżankami, które patrzyły na nią ze współczuciem. Zawahał się, ale pomyślał, że nie chce znowu się załamać. Będzie silny i załatwi to tak, jak powinien. Cicho podszedł w ich stronę, przepychając się między uczniami. Już był przy nich, rudowłosa podniosła wzrok na niego. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale ona zeskoczyła z parapetu i z obojętną miną wyminęła go. Za nią ruszyła czarnowłosa Dorcas, również nie zwracając na niego uwagi, dopiero Amanda zmierzyła go pełnym złośliwego politowania spojrzeniem, odgarnęła włosy za plecy i też ominęła go.
Ponownie poczuł, jakby szedł na dno. Wciąż upadał, chciał się podnieść, ale spada. Nie, nie będzie się załamywać. Musi odetchnąć, nie może iść tak ciągle na dno.
-------------------------

*- JKR ;)