Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Srebrna łania - życie Severusa Snape'a (6 rozdziałów)

Dodane przez Eileen_Prince dnia 14-07-2010 17:02
#6

Arya- dzięki! Wena dopisuje, nie mogę zaprzeczyć :D
No to następny:

W parszywym nastroju wyszedł z gospody. Piwo kremowe w żadnym stopniu nie poprawiło mu humoru. Szedł, zgarbiony, z czarną szatą powiewającą lekko na wietrze, między małymi domkami Hogsmeade. Rozglądał się wokoło w nadziei, że może jednak Lily wróciła do wioski. Wtedy zwrócił uwagę na dwójkę chłopców, idących przed nim. Skupił się i mimo buzującej w środku złości, postarał się według starego, matczynego podręcznika legilimencji, "oczyścić umysł". Co prawda, nie wyszło mu to do końca, ale przecież nie ma zamiaru uprawiać teraz oklumencji. Szczerze wątpił, by ktokolwiek w tym zamku miał o tym jakiekolwiek pojęcie.
-Hahaha, a widziałeś, jak się na ciebie patrzyła? Błagała cię wzrokiem, żebyś chociaż ją lekko szturchnął- zaśmiał się znajomy głos.
-Daj spokój. Nigdy bym nie pomyślał, że Krukonka może być taka głupia.
-Ech, Syriuszu. Kiedy ty się na jakąś zdecydujesz, co?- ponownie odezwał się chłopak o włosach sterczącymi na wszystkie możliwe strony. Jego towarzysz wzruszył ramionami.
-Wiesz, że dobrze mi samemu. A jak tam wygląda sytuacja na froncie z Evans?- zagadnął Black, a Severusowi momentalnie podskoczyło tętno.
-Ech...- westchnął okularnik. -Po staremu. Nie wiem, dlaczego ona jedna nie może na mnie patrzeć...- powiedział Potter, machinalnie targając sobie, i tak już nieporządne, czarne włosy. -Wydaje mi się, że to też trochę ingerencja Smarka na tu nieco do rzeczy - prychnął. - Ach, nasz dobry znajomy... - westchnął, po czym zapadła głęboka cisza. Severus zwolnił kroku, starając się poruszać jeszcze ciszej. Gdyby go teraz zauważyli, znowu zaczęliby się jego czepiać nie wiadomo dlaczego.
-Myślisz, że on... No wiesz?- spytał rozbawionym tonem Syriusz, po czym obydwoje wybuchnęli gromkim śmiechem.
-Żartujesz!? On już ma swoją ukochaną - czarną magię! Uhuu! Jestem Smarkerus Snape i zaraz cię osmarkam, strzeż się!- przedrzeźnił osobę Severusa James, nakładając na głowę kaptur i garbiąc się, aby bardziej `upodobnić się` do Ślizgona. Ten zacisnął mocniej zęby i z trudem powstrzymując się od jakiejś uwagi, schował się między drewnianymi domkami wioski. Bardzo chciał już wrócić do zamku. Pragnął zakopać się w pościeli i w błogiej ciszy obchodzić swe urodziny. Po prostu nie chce już nic słyszeć.
Kiedy głosy oddaliły się, wyszedł z zaułka i przez nikogo niezauważony, wrócił do Hogwartu. Zszedł do lochów. Było to jego ulubione miejsce w zamku. Uwielbiał unoszącą się tu woń przeróżnych eliksirów i panujący tu półmrok. Nie przeszkadzała mu nawet wyraźnie odczuwalna wilgoć.
-Szlamy- mruknął do ściany, a ta rozsunęła się i ukazała Pokój Wspólny Ślizgonów, cały zielony, przyozdobiony tu i ówdzie czaszkami. Ucieszył się, że nikt nie zwrócił uwagi na jego przybycie i przemknął do swego dormitorium. Tam czym prędzej przebrał się w swoją starą, szarawą pidżamę, która miała już nieco przykrótkie nogawki, aczkolwiek nie dbał o to. Są inne, ważniejsze rzeczy.
Usiadł, krzyżując nogi, na łóżku i wertował księgę dotyczącą zaklęć. Natknął się na wzmiankę o tym, iż można uprawiać czary bez różdżki, jednak nie daje to takich dobrych efektów i trzeba być naprawdę zdolnym, aby czegoś takiego dokonać, zwłaszcza w sytuacji zagrożenia. Zerknął na swoją różdżkę, leżącą nieopodal. "Accio różdżka", pomyślał, przy okazji ćwicząc i tak już dobrze opanowane, zaklęcia niewerbalne. Jednak patyk ani drgnął. "Może to działa po części jak legilimencja? Trzeba być spokojnym i skupionym", pomyślał. Położył się więc na łóżku, zamknął oczy i z trudem pozbywał się emocji, które niósł ten dzień. Zmył z siebie złość na Lily (przecież i tak jej przejdzie), wyrzucił z głowy podsłuchaną rozmowę Gryfonów (zawsze go przedrzeźniają). Pozwolił swoim myślom odpłynąć w nicość, oddychał równomiernie, aż w końcu odetchnął głęboko i podniósł się, zerkając na swą różdżkę. Skupił na niej swój wzrok, po czym powtórzył w myślach formułkę. Jednak nadal nie odniosło to wymarzonego efektu. Nieco zniecierpliwiony powtórzył zaklęcie półgłosem. Tym razem różdżka lekko drgnęła. Severus uśmiechnął się nieznacznie. Jeszcze raz.
-Accio różdżka. - Wtedy pożądany przedmiot uniósł się i zgrabnie wylądował przed swoim właścicielem. Chłopak uśmiechnął się tryumfalnie.
-Znakomicie- powiedział cicho, z satysfakcją wykrzywiając usta.
***
Minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące płynęły w swym zwykłym tempie, a nauczyciele, w obawie, że nie zdążą z materiałem, zaczęli podkręcać śrubę. Coraz częściej uczniowie piątego roku słyszeli słowo: "SUMy", które zaczęło ich powoli przyprawiać o mdłości.
-Denerwują się tak, jakby to oni pisali. Nie jesteśmy takimi pacanami! No, może Puchoni są, ale...- narzekał Mulciber, ale Snape go nie słuchał. Osobiście był po stronie nauczycieli. Przecież dobrze zdane SUMy, to podstawa w świecie czarodziejskim. Lily również podzielała jego zdanie, ale nie ambicje. Sev wiedział, że nie ma co z nią rozmawiać. Ostatnio coraz częściej odnosił wrażenie, że ona go nie rozumie. Ona- pupilka nauczycieli, wzorowa Gryfonka, prefekt swojego domu. Pragnęła zostać aurorem. Po raz kolejny Severus poczuł irytację, wywołaną przez jej `idealność`, ale z drugiej strony czuł do niej swego rodzaju słabość. Zresztą była jedyną osobą, której tak naprawdę ufał, na której mu w pewien sposób zależało, a przede wszystkim- która go rozumiała. Tak przynajmniej mu się wydawało.
On z kolei był Ślizgonem, w dodatku miał ksywę "Smark", co nie dodawało mu dobrej sławy w szkole. Jednak nie chciał rozstawać się z tym zamkiem. Na początku, gdy nauczyciele poprosili, aby zastanowili się, kim chce być w przyszłości, przeraził się. Zdał sobie sprawę, że śmierciożerca to przecież nie zawód i zauważył też, że póki co, tylko tę opcję brał pod uwagę. Po dłuższym zastanowieniu się wybrał pracę nauczyciela. Jest to zajęcie, bądź co bądź, bardzo wygodne- dwa pełne miesiące wakacji, stałe zakwaterowanie, co łączyło się z tym, iż nie musi wracać na noc na Spinner's End, a przede wszystkim- byłby tu, w Hogwarcie. W jego domu. Niczego więcej mu do szczęścia nie potrzeba. Gdyby był profesorem, inni musieliby okazywać mu szacunek. Ha, wtedy by pokazał takim Potterom, gdzie ich miejsce. Pozostała tylko kwestia, którego przedmiotu miałby nauczać. Odpowiedź ta wydawała mu się oczywista- obrona przed czarną magią, bo czegóż innego? Wyjściem awaryjnym są eliksiry, ale póki co nie miał okazji zabłysnąć na tych lekcjach. Nie przed Slughornem, który uważał, że Severus jest w tym przedmiocie bardzo przeciętnym uczniem. "To nic", pomyślał Snape. Jeśli zda dobrze SUMy, a miał ambicje na Wybitny, nikt nie będzie mógł podważyć jego wiedzy teoretycznej.
W kwietniowy wieczór, z nudów sięgnął po stary podręcznik do eliksirów dla klasy szóstej. Mimo, że książka ta miała już swoje lata, zachowana była w niemal idealnym stanie. Jedynie pożółkłe kartki świadczyły o pewnym zużyciu.
Leniwie przeglądał sposób uwarzenia wywaru żywej śmierci, potem przerzucił kilka kartek i natknął się na swoje wąskie pismo. "Sectumsempra- na wrogów", przeczytał. Zupełnie o tym zapomniał. Teraz przypomniało mu się, że miał wymyślić przeciwzaklęcie do tej "klątwy doskonałej". Bez chwili namysłu sięgnął po kawałek pergaminu, począwszy skrobać zawiłe formułki, co chwilę kreśląc i zapisując nowe. Jednak po wielu notatkach i dziesiątkach minut wysiłku umysłowego poczuł zmęczenie, które siłą rzeczy sprawiło jego powieki ociężałymi i, chcąc nie chcąc, wpadł w objęcia Morfeusza.
***
Następnego dnia nie miał jednak czasu na dokończenie przeciwzaklęcia, gdyż maj był tuż- tuż, a co za tym idzie- zbliżały się egzaminy. Z przerażeniem zauważył, że to już za tydzień, i że wypadałoby powtórzyć materiał. Codziennie więc rzetelnie przypominał sobie wiadomości z każdego przedmiotu, aby utrwalić swoją wiedzę. Nauczyciele pomagali mu w tym poniekąd, zadając wyrywkowo pytania, które, według nich, mogły pojawić się na testach.
Podczas gdy wielu uczniów z każdym dniem zaczynało się denerwować, Severus stawał się coraz bardziej spokojny. W żadnym calu nie przerażała go perspektywa, że za pięć, cztery, trzy, dwa dni SUMy. Czuł, że podoła zadaniu.
Wkrótce ogłoszono plan i przebieg egzaminów. Na pierwszy ogień miała iść obrona przed czarną magią- poniedziałek, o godzinie dziewiątej egzamin pisemny, a później, tego samego dnia, o godzinie szesnastej egzamin praktyczny. W tych samych godzinach rozkładały się kolejno: eliksiry, zielarstwo, zaklęcia, transmutacja, historia magii, astronomia, starożytne runy oraz opieka nad magicznymi stworzeniami. Chłopak odetchnął głęboko, podnosząc się w myślach na duchu. Wszystko będzie dobrze. Musi.