Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Pamiętnik Jamesa Pottera (rozdział 9)

Dodane przez Crazy Flower dnia 15-10-2010 22:05
#35

ROZDZIAŁ 8


Dumbledore chodził w kółko po swoim gabinecie, pochłonięty rozmyślaniami. Bardzo zależało mu na uczniach Hogwartu, jak przystało na wzorowego dyrektora, dlatego nie mógł pozwolić, aby zdarzyło się więcej podobnych incydentów. Regulus Black niewątpliwie zasługiwał na karę, to było bezdyskusyjne, Albus z pewnością nie uznałby człowieka, który powiedział by inaczej za zdrowego na umyśle. Nie wiedział tylko, na jaką. Był to przecież taki młody człowiek, a już pod władzą Voldemorta. Tak przynajmniej przypuszczał. Większość Ślizgonów była źle wychowana, arogancka i wredna, lecz tylko kilka osób odważyło się na karierę śmierciożercy... Jednak wszystko mogło się stać, przecież większość młodych czarodziejów sto razy zmieniała zdanie, kim chce być w przyszłości, a i tak los nie pozwolił im na zrealizowanie planów. Ten fakt nie uspokajał jednak Dumbledore'a, albowiem wiedział, że Ślizgoni, którzy nie przestraszyli się najpotężniejszego czarownika tamtych czasów i oświadczyli, że chcą mu służyć, potwierdzili swoją odwagę, a Voldemort z pewnością nie pogardzi świeżymi kandydatami na swoich podwładnych. Zbierał armię. Dyrektor to wiedział. Musiał przed nim jakoś ochronić innych uczniów. Tylko jak? Dumbledore nadal nie znalazł odpowiedzi, jak Regulus odebrał informacje od swojego pana, żeby to właśnie Lily została jego pierwszą ofiarą. Znał już odpowiedź na pytanie, które niedawno zadała mu Minerwa McGonagall - ale dlaczego właśnie Evans? Bo według Blacka była najbardziej szlamowatą szlamą. Najpopularniejszą, można tak powiedzieć. Czarny Pan pozwolił mu wybierać. A na jej nieszczęście, trafiło na nią. Po prostu. Ot tak. Bez powodu. To było najgorsze.

****

Kolejnych kilka dni mijało tak samo. Czyli na nauce i odwiedzaniu Lilki w Skrzydle Szpitalnym. Oczywiście Natasha stanowczo odmówiła przychodzenia tam z nami, z wiadomych powodów - nie pogodziła się jeszcze z Lily. Regulus, mimo tego, co zrobił i szlabanu, który zarobił, zachowywał się całkiem normalnie. No, może częściej głupio uśmiechał się do Rudej, kiedy odwiedzał swoich kolegów z sąsiednich łóżek i czasem do mnie, Łapy, Glizdogona lub Remusa. Póki się nie odzywał, to można było go znieść, po prostu kompletne 'ignore'. Można powiedzieć również, że Wizengamot jeszcze nie zdecydował się, co do kary dla Blacka.

Pewnego wiosennego, z pozoru normalnego dnia znowu we czwórkę wybraliśmy się do Skrzydła Szpitalnego. Już miałem nacisnąć klamkę drzwi, gdy usłyszeliśmy podniesione głosy. Natychmiast je rozpoznaliśmy.
- ...zwariowałaś?! Po co ty się w ogóle z nim pogodziłaś?! To skończony kretyn...!
- Severusie, to mój wybór i nie zmienisz tego - spokojnie tłumaczyła Lily.
- Ale... No... JAK MOŻESZ?! PRZECIEŻ WIESZ, CO ON I JEGO KUMPLE MI ROBIĄ!
- Sev, robisz z siebie kompletną ofiarę! A ty też nie jesteś święty! Nie zmienisz mojego wyboru i jeśli masz zamiar nadal się ze mną kłócić, to najlepiej wyjdź ze Skrzydła Szpitalnego!
Snape nie odpowiedział, tylko zerwał się z krzesła i wybiegł z pomieszczenia, głośno trzaskając drzwiami. Rzucił nam jeszcze pogardliwe spojrzenia i za chwilę zniknął za zakrętem.
Powoli wszedłem do Skrzydła Szpitalnego, a wraz ze mną reszta huncwotów.
- Słyszeliście. - Nie było to pytanie, lecz stwierdzenie. Westchnęła.
- To prawda, słyszeliśmy - potwierdził Remus.
- No i co ja mam teraz zrobić z tym Snapem...?
- Nic - odpowiedziałem szybko, przerywając jej. - Nie odzywaj się do niego, kompletnie go ignoruj, tak będzie najlepiej...
- Już ja wiem, jak będzie najlepiej, Potter - fuknęła.
Nie była w dobrym humorze. Zapewne przez Snape'a. O, już ja mu pokażę!
- Liluś, nie denerwuj się tak!
- Potter! Do cholery, no! Coś ci chyba powiedziałam o mówieniu do mnie Liluś, kochanie, skarbie, albo co ci tam jeszcze do łba przyjdzie! NIE! Nie rozumiesz tego prostego słowa?!
- Nie denerwuj jej, widzisz, w jakim jest stanie - mruknął mi do ucha Lupin.
- Doobrze, no, niech będzie... Lily.
- Tak lepiej - uśmiechnęła się, najwyraźniej zadowolona z siebie. - To... Jak tam u Was?
- Fajnie, spooko, luz, okej - każdy z huncwotów wielokrotnie powtarzał te wyrażenia, starając się ukryć uśmieszek.
- Co znowu zmalowaliście?! - zapytała ostro.
- Nieee, nic, skąd ci to przyszło do głoowy?
- Już ja was znam. Ale leżąc plackiem w łóżku raczej nic nie zdziałam, więc lepiej, żebym nie wiedziała, co kombinujecie - pokiwała głową, po czym parsknęła śmiechem.
Popatrzyliśmy po sobie zdziwieni. Wzorowa Lily tak się odzywa? Nie interweniuje w sprawie naszych dowcipów? Ech, chyba na prawdę jest chora.
- Co macie takie miny?
- Hej, Lil...! - drzwi huknęły zdrowo i wpadły przez nie zdyszane Dorcas i Emily. - Ach, przepraszamy, to my przyjdziemy później...
- Dajcie spokój, siadajcie! - zawołała Lilka.
- No, to jak się czujesz? - zapytała Dorcas, dotykając czoła Evansówny.
- Całkiem dobrze, dziękuję...
- Wiesz, chciałyśmy ci coś ważnego powiedzieć - zaczęła Emily. - Ale... - tutaj popatrzyła na nas niepewnie.
- Jasne - powiedział natychmiast Luniak. - Chodźcie, chłopaki, wrócimy tu później.

****

Łapa przez całą drogę ze Skrzydła Szpitalnego miał zawiedzioną minę, a z tegoż to powodu, iż Remus odmówił prędkiego podsłuchania 'tej ważnej rzeczy', którą przyjaciółki musiały natychmiast wyjawić Evans. Uważał bowiem, że to nieuczciwie i, że źle by o nas świadczyło. Szczerze powiedziawszy, sam byłem trochę zawiedziony. A jeśli to dotyczy Regulusa? Powinienem przecież wiedzieć, co...
- Haalo? - Glizdek pomachał mi ręką przed nosem. - Rogacz, żyjesz?
- Co? Aaa, tak, tak, żyję.
- Bo minę masz coś nietentegas.
- E, nie, nic się nie dzieję!
- Założę się, że myślisz o Regulusie - powiedział Łapa.
- Mmm... No to zgadłeś, stary.
- Och, o wilku mowa - mruknął Syriusz i natychmiast zaczął kroczyć bardziej stanowczo i sztywno, z zaciętą miną na twarzy.
Regulus podszedł blisko do nas, po czym zatrzymał się tuż przed swoim bratem.
- Witaj, braciszku - powiedział, głupio się uśmiechając. - Co za spotkanie, nie sądzisz? O, i jest również twój okularkowaty przyjaciel, któremu tak zręcznie udało się obronić tę szlamę...
- Nie, James! - krzyknął Remus, ale było już za późno. Rzuciłem się na młodego Blacka i przygwoździłem go do ściany, a swoją różdżkę przycisnąłem do jego szyi.
- Jeszcze... raz... nazwiesz... tak... Lily... albo... zrobisz... jej... krzywdę, to przysięgam, że POŻAŁUJESZ! - krzyknąłem, po czym puściłem go gwałtownie i uderzyłem w twarz. Krew pociekła mu po wargach. - Chyba zrozumiałeś?
Syriusz też chciał przywalić swojemu bratu, ale Lupin go powstrzymał.
- Idziemy stąd? - pisnął Peter, czający się w kącie i oglądający z podziwem tę scenę.
Zostawiliśmy jęczącego Blacka pod ścianą i odeszliśmy do portretu Grubej Damy.

****

Niedługo później leżeliśmy rozwaleni na kanapach w Pokoju Wspólnym. Remus ciągle powtarzał, że nie powinienem był go uderzyć i, że będziemy mieć przez to kłopoty. Łapa już mu powiedział, żeby tak nie paplał, bo to nic nie wniesie, przecież stało się, co się stało, a ja przecież chciałem to zrobić i nie żałuję... Jak on mnie zna. Prawdziwy brat. To prawda - według mnie, dobrze, że młodszy Black wreszcie dostał za swoje. Ileż można tolerować jego denerwującą obecność i oprzeć się pokusie zrobienia mu krzywdy? Tym bardziej, że nie wydawał się ani trochę przejęty tą sprawą z Lily, a Dumbledore chyba wymyślił mu karę. To jeszcze bardziej wkurza człowieka...
Moje rozmyślania przerwała McGonagall, która wtargnęła do pomieszczenia.
- Potter, Black, Lupin i Pettigrew, za mną do gabinetu dyrektora.
Lunatyk ześlizgnął się z fotela i posłał nam mordercze spojrzenie typu 'a nie mówiłem?!'. Glizdogon, przestraszony na śmierć, odstawił swoje babeczki na stolik i wstał. Westchnąłem i podobnie jak Łapa, poszedłem do McGonagall, żeby później wlec się za nią do kamiennego gargulca, strzegącego wejścia do gabinetu Dumbledore'a. Szła bardzo szybko, jak to McGonagall, ale zacząłem się zastanawiać, jak w tym wieku można mieć taką kondycję? A my, dysząc, próbowaliśmy dotrzymać jej kroku.
- Paszteciki dyniowe - powiedziała nauczycielka. Gargulec powoli 'unosił' się w górę, ukazując spiralne schody. - Za mną.
Jakbyśmy nie wiedzieli. Po chwili ukazały nam się dębowe drzwi, w które Minerwa głośno zastukała.
- Proszę - dał się usłyszeć głos Dumbledore'a, lekko stłumiony.
Weszliśmy do gabinetu. Przez chwilę panowało milczenie, aż:
- Minerwo, możesz nas zostawić - uśmiechnął się łagodnie dyrektor. - Zawołam cię, abyś przyszła po chłopców i zabrała ich do siebie, ale na razie nie jesteś nam potrzebna, a na pewno masz jeszcze wiele spraw do załatwienia, więc nie ma sensu, żebyś tu bezczynnie siedziała.
- Ach, oczywiście - zawstydzona McGonagall poprawiła swoją brązową narzutę na ramionach i wyszła, cicho zamykając drzwi za sobą.
- Tak więc... Dostałem informację, że Regulus Black, znaleziony przez innych Ślizgonów, został pobity. Z jego relacji wynika, iż to wy byliście sprawcami owego pobicia...
Prychnąłem.
- Ma pan coś do powiedzenia, panie Potter?
- Oczywiście, że mam! - wykrzyknąłem, dotknięty do żywego. - A to, na przykład, że to ja uderzyłem Blacka, a moi trzej przyjaciele nie mieli z tym NIC wspólnego, oraz powiedzmy to - powiedziałem z sarkazmem - że kolejny raz zrobił z siebie ofiarę, podczas, gdy nic mu się nie stało!
- Ale przyzna pan, że koledzy również byli na miejscu zdarzenia...
- Jasne! I chwała Bogu, bo gdyby nie oni, to stłukłbym tego gnojka na kwaśne jabłko! - zacisnąłem pięści ze złości.
- Panie Potter, ja wiem, że pan Regulus Black jest... ekhem... niemniej nie godny do naśladowania, ale pańskie zachowanie również jest...
- Niedopuszczalne? Ja to doskonale wiem, panie profesorze, ale wiem też, że Black sobie na to zasłużył i nikt nie skłoni mnie do zmiany zdania...!
- Dobrze, Potter, wystarczy tego. Teraz chcę wysłuchać też innych świadków tego zdarzenia...

__________________________________________________

"Beta pozdrawia
wszyyystkie kreciki, w szczególności Lady Cat^^''


Chciała, żebym tak napisała, to napisałam ;D
Dla Hałsątka pozdrowiątka :D

Edytowane przez Crazy Flower dnia 16-10-2010 19:40