Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Pamiętnik Jamesa Pottera (rozdział 9)

Dodane przez Crazy Flower dnia 24-09-2010 22:51
#32

Jest. Wróciłam po krótkiej przerwie w pisaniu. Rozdział mi się nie podoba, ale to już nie mnie go oceniać.
+ ten mój rozdział jest do tego krótki ;|
______________________________________________________________


ROZDZIAŁ 7

- Odezwij się wreszcie! - Łapa trzepnął mnie zdrowo w głowę.
- Spadaj - odburknąłem i nadal nie odwracałem wzroku od tańczących w kominku płomieni.
- Sam się prosiłeś.
Syriusz odszedł od kanapy i zaczął się krzątać. Nie odwracałem się - miałem zamiar kompletnie go ignorować. Ale chwilę później pożałowałem swojej decyzji, gdyż ktoś (Syriusz) wylał na mnie wiadro lodowatej wody.
- ZWARIOWAŁEŚ?! - zerwałem się na równe nogi.
Chłopak wyszczerzył zęby i powtórzył:
- Sam się prosiłeś.
- To wcale nie jest śmieszne - warknąłem, choć uśmiech cisnął mi się na usta.
- Jest.
- Nie, nie jest.
- Jest.
- Nie jest!
- Jest!
- Nie je...! - nie mogłem się dłużej powstrzymać i wraz z Łapą wybuchnęliśmy śmiechem. Ale zaraz potem przybrałem minę adekwatną do pogrzebu brata i odwróciłem się z powrotem w stronę kominka.
- No nie! - jęknął Black. - Znowu? A już miałem nadzieję, że chociaż na chwilę oderwiesz się od myślenia o tej debil...
- NIE NAZYWAJ JEJ TAK!
- Dobra, dobra - Syriusz podniósł ręce w obronnym geście. - Chcesz się tarzać w tym gównie i wspominać to wydarzenie do końca życia, proszę bardzo. Ale pamiętaj, że jak tylko poprawi ci się humor możesz do mnie przyjść i razem wymyślimy jakiś huncwocki dowcip - odszedł do grupki czwartoroczniaków, stojących gdzieś pod ścianą.

****

- Wynocha!
- Hmm? - Lupin pogrążony był w lekturze.
- WYNOCHA MI Z TĄ CZEKOLADĄ, MÓWIĘ! - ryknęła pani Pince, a Remus podskoczył na krześle, pospiesznie zgarnął swoje rzeczy, wpakował resztę czekolady do ust i prędko wybiegł z biblioteki, bojąc się ponownego ataku na swoją osobę.
Kiedy był już za rogiem, osunął się pod ścianą i usiadł na podłodze, dysząc ciężko. Obok siebie położył książki, kilka rolek czystego pergaminu, dwa pióra i skończoną pracę domową na eliksiry. Otworzył torbę i starannie ułożył w niej wszystkie rzeczy, po czym wstał i przerzucił ją przez ramię.
Znajdował się w dość ciemnym odcinku korytarza, który znał, ale mimo to, czym prędzej pragnął dostać się z powrotem do wieży Gryffindoru. Ruszył raźnym krokiem przed siebie.
Po kilku minutach usłyszał przyciszone szepty rozmów i odgłosy kroków, zmierzające w jego stronę. Schował się za dość obszernym posągiem wiedźmy i nasłuchiwał.
- Co to miało być?
- Ja... nic, nic takiego...
- Czyżby? Mówiłeś, że już się nie przyjaźnisz z tą rudą szlamą, a tu co? Cała szkoła trąbi o tym wydarzeniu! - rzekł Avery, zatrzymując się.
- Nie... bo, ja... ona jest głupią rudą szlamą! - Severus zakończył nieco kulawą wypowiedź buntowniczym tonem.
- Czyżby? - powtórzył chłopak. - A tak nie wygląda, jak się z nią włóczysz po całej szkole, dając wszystkim jasno do zrozumienia, że się w niej zakochałeś - skrzywił się na samą myśl o Ślizgonie, zako****ącym się w dziewczynie pochodzącej z niemagicznej rodziny, w dodatku Gryfonce.
- Co... ty nie... ona... NIE ZAKOCHAŁEM SIĘ W NIEJ!
- Bardzo śmieszne - Avery ruszył z miejsca szybkim krokiem, zostawiając Snape'a samego. Po chwili namysłu Ślizgon ruszył w przeciwną stronę.
Remus wyłonił się zza posągu, obejrzał się na wszystkie strony i niepewnie ruszył za Snapem, zachowując bezpieczną odległość.

****

Kiedy obraz Grubej Damy zaskrzypiał, ja nadal leżałem na kanapie i rozmyślałem. Nie odwróciłem się, by zobaczyć kto wszedł, bo zbytnio mnie to nie interesowało...
- James?
- Co?
- Wziąłbyś się wreszcie w garść i przestał siedzieć jak kołek przed tym kominkiem!
- Dzięki, słyszę to od każdego, kto przechodzi przez Pokój Wspólny, więc naprawdę, oszczędź mi tego.
- Bo to prawda!
- To też słyszę od każdego!
- Ale...
- DAJCIE WY MI JUŻ WSZYSCY ŚWIĘTY SPOKÓJ, JASNE?! NIE MAM POJĘCIA, CO WAM TAK PRZESZKADZA W MOIM SIEDZENIU PRZED KOMINKIEM! NIKOMU NIE PRZESZKADZAM! CZY TO TAK TRUDNO DAĆ MI SPOKÓJ?! MAM JUŻ WSZYSTKICH DOŚĆ! A WY CIĄGLE MUSICIE MI PRZESZKADZAĆ I...
- Skończyłeś? - zapytał cicho Lupin, lekko przestraszony moim wybuchem.
- Chyba tak...
- Cieszę się. A teraz, skoro tak bardzo chcesz, mogę stąd pójść i zostawić cię w spokoju...
- Miło by było.
- W takim razie dobranoc.
Gdy już odszedł do dormitorium, zacząłem się zastanawiać, czy czasem nie potraktowałem go zbyt wrednie. W końcu to zawsze mój przyjaciel... Nie, łażą koło mnie, ciągle mnie zaczepiają i nie dają mi spokoju. To ich wina... Na pewno...
W miarę jak mijały godziny, Pokój Wspólny pustoszał. W końcu zrobił się zupełnie pusty, a ogień w kominku powoli dogasał. Wstałem z kanapy i natychmiast poczułem ostry ból pleców, spowodowany zbyt długim siedzeniem w jednej pozycji. Postanowiłem wyjść na świeże powietrze, więc przerzuciłem bluzę przez ramię i wymaszerowałem z Pokoju Wspólnego.
Po głośnym trzaśnięciu portretu Grubej Damy powitał mnie chłodny powiew wiatru. Oparłem się o kamienną ścianę, poprzez którą poczułem zimno przenikające przez rękę. Ubrałem na siebie bluzę, narzuciłem kaptur, zaciągnąłem rękawy i zasunąłem zamek. Od razu zrobiło mi się cieplej. Ruszyłem przez korytarz, wyciągając różdżkę. Lepiej zawsze mieć pod ręką... Chwilę później wyszedłem na błonia. Usiadłem na ławce i pozwoliłem sobie na odpoczynek. Nie siedziałem za długo, bo zaraz potem usłyszałem krzyki dochodzące nie z zamku, lecz z innej części błoni. Zerwałem się na równe nogi i pędem pobiegłem w stronę, skąd dochodziły owe krzyki... Zdyszany stanąłem za rogiem i wystawiłem głowę. Oczy wyszły mi z orbit, kiedy to zobaczyłem. To, czyli Regulusa Blacka i Lily Evans. Lily leżała na trawie przed Blackiem i krzyczała z bólu, a Ślizgon stał nad nią z wyciągniętą różdżką... Obydwoje byli odwróceni bokiem do mnie. Skierowałem różdżkę w stronę Regulusa i krzyknąłem:
- PETRIFICUS TOTALUS!
Niestety, Black w ostatniej chwili uchylił się przed nadlatującym promieniem i sam przystąpił do walki. Wyskoczyłem zza rogu, serwując mu nowe zaklęcie:
- DRĘTWOTA!
- CRUCIO!
- PROTEGO!
- IMPEDIMENTO!
- PETRIFICUS TOTALUS!
Zaklęcia śmigały koło nas, a Lily wspierała się na łokciach, jak zamurowana, patrząca na nas wielkimi oczami, przez ledwo widoczną, wyczarowaną przeze mnie tarczę.
- Nie ruszaj się, Lily! - krzyknąłem do niej, nie przerywając walki.
- Znalazł się obrońca szlam! Nic z tego, przebrzydły kretynie! - Black zaniósł się szyderczym śmiechem. - Nie ma tu twoich kumpli, nikt ci nie pomoże!
- Nie... potrzebuję... niczyjej... pomocy! - promień wystrzelony w gniewie z mojej różdżki trafił Regulusa prosto w pierś. Ślizgon natychmiast zdrętwiał i upadł na ziemię.
Oparłem ręce na kolanach i pozwoliłem mojemu oddechowi się uspokoić, po czym znowu się zerwałem i podbiegłem do Evans.
- Żyjesz?
- Chyba tak...

****

- Panie profesorze, nic jej nie będzie?
- O, z pewnością wyzdrowieje - uśmiechnął się Dumbledore. - Ale ta sprawa jest na tyle poważna, że będę musiał zwołać naradę... I jesteś pewien, że nikogo innego tam nie było?
- Mmm... - zastanowiłem się. - Nie, panie profesorze. Był tam tylko Black. Przynajmniej wtedy, kiedy przyszedłem.
- Zachowałeś się bardzo dzielnie, Jamesie Potterze. Niewielu postąpiłoby tak jak ty.
- Ja... To normalne, ja tak zawszę robię...
Dyrektor uśmiechnął się do mnie, po czym wstał z krzesła.
- No nic, zostawiam was. Miejmy nadzieję, że panna Evans niedługo się obudzi. Do widzenia!
- Do widzenia panie profesorze!
Kiedy Dumbledore zniknął w drzwiach, a pani Pomfrey zaszyła się w swoim gabinecie, ja przesiadłem się z krzesła na łóżko Lily. Zniżyłem lekko głowę i obserwowałem Evans... Miała śliczną twarz i usta... A oczy! Nawet jak były zamknięte, to mimo to cudowne. Chciałem, żeby się obudziła, ale ona nadal spała kamiennym snem... Mijała minuta za minutą... W pewnym momencie zdawało mi się, że jej powieki lekko drgnęły... A zaraz potem otworzyła oczy. Momentalnie się od niej odsunąłem, odchrząknąłem i prosto usiadłem na krześle.
- Co ty przed chwilą robiłeś - zapytała sennym głosem, ziewając.
- Przyglądałem ci si... to znaczy, nic. Nic, zupełnie nic.
- Potter, ja... - zacięła się.
- Co?
- Dziękuję - widać było, że z trudem przeszło jej to przez gardło. - A-ale to jak na razie nie zmienia mojego stosunku do ciebie...
- Jakiego stosunku?
- No wiesz... Znaczy, że nadal jesteś kretyńskim Potterem - uśmiechnęła się lekko.
- Aha, dobrze wiedzieć - parsknąłem śmiechem. - To znaczy, że nie będziesz ze mną rozmawiać?
- Eee... No wiesz... W końcu uratowałeś mi życie... Ale wcześniej mnie męczyłeś...
Sposępniałem.
- ...i mnie lubisz, za to ja ciebie słabo... No nie wiem...
- Proszę!
- Uh, dobra, no!
- Hura! - ucieszyłem się.
- Ale... - próbowała mnie pohamować.
- Liluś ze mną rozmawia!
- POTTER! CO TO MIAŁO BYĆ ZA LILUŚ?! - wytrzeszczyła oczy.
- Od teraz tak na ciebie będę mówił!
- Ani mi się...
- No to miłego dnia, Lilusiu! - wyszczerzyłem zęby i szybko wybiegłem ze Skrzydła Szpitalnego.
- POTTER!! SŁYSZYSZ?! POTTER, WRACAJ TU, ALE JUŻ!
- Panno Evans, proszę się tak nie drzeć, pobudziła już pani innych pacjentów... No, proszę leżeć spokojnie, zaraz dam pani wywar na uspokojenie...

****

Wleciałem do dormitorium jak na skrzydłach. Zastałem Syriusza, leżącego na swoim łóżku i studiującego Mapę Huncwotów. Podbiegłem do niego...
- O, Rogacz, jesteś wresz...
... i skoczyłem do jego łóżka, taranując go przy okazji.
- ROGAAACZ! - zawył. - ZŁAAAŹ ZE MNIE NATYCHMIAST!!! AUAA, TO BOLII!
- Jestem... taki... szczęśliwy!
- TO CHYBA NIE POWÓD DO MORDERSTWA! UDUSISZ MNIE ZARA... AUU!
- Lilusia... będzie... ze... mną... rozmawiała!
Łapie udało się w końcu brutalnie zrzucić mnie z łóżka i usiąść na materacu.
- Boże drogi, zwariowałeś?! Uff, ale się spociłem... A kto to taki? Ta Lilusia?
- Jak to kto?! Evans, a kto ma być?
- EVANS?! EVANS?! Ty nie masz gorączki chłopie...?
- Siema, chłopaki! - do pokoju wparowali Remus i Glizdogon, z nową porcją ciasteczek z podwieczorku.
- Siema. Wiesz co, mam newsa roku - zwrócił się Black do Lupina.
- Zamieniam się w słuch! - zaciekawił się huncwot i usiadł na łóżku Łapy.
- Rogacz zakochał się w Evans!
Remus wytrzeszczył oczy i przeniósł wzrok na mnie. Zastanawiał się, czy wyjawić, co przypadkiem podsłuchał na korytarzu szkolnym... Czułem, że zrobiłem się czerwony na twarzy jak burak.
- K-koleś! Noo... to bardzo... miło, ale... - wziął wdech - ona cię nie znosi.
- I tu się mylisz. Bo, odkąd uratowałem jej życie, zaczęła ze mną rozmawiać jak człowiek z człowiekiem.
- Uratowałeś jej życie? Kiedy? - Remus zmarszczył brwi.
- Nie powiedziałeś mu? - zainteresował się Łapa.
- No wiesz, nie miałem okazji...
- Wal - rozkazał Remus.
- Uh, no dobra...
I opowiedziałem mu całą historię od początku do końca.
- Łał, no to faktycznie, gdyby się dalej na ciebie dąsała, to wyglądałaby w oczach innych jak skończona kretynka... A co teraz z Blackiem...? Przepraszam Łapo, z Regulusem?
- Spoko, nie moja wina, że ma tak na nazwisko... Mów sobie jak chcesz, mam go i tak daleko w nosie...
- Dumbledore coś mówił, że to poważna sprawa i należy zwołać jakąś naradę - odpowiedziałem, wzruszając ramionami.
- Ciekawe, co z nim teraz zrobią, jak myślicie?
- Ja to bym do wywalił najchętniej z Hogwartu - wtrącił Pettigrew, wcinając następne ciasteczka.
- Nie, lepiej go torturować Cruciatusem i zabić - stwierdził Syriusz.
- A ja myślę, że Dumbledore lepiej wie, co z nim zrobić, niż my - podsumował Remus. - Nie ma się co zastanawiać, dyrektor zrobi, co zechce. Jak dla mnie koniec tematu. A teraz, jeśli pozwolicie, zechciałbym napisać to wypracowanie na historię magii... Wam bym też radził się za to zabrać. Chyba, że chcecie mieć jeszcze większe zaległości, bo, o ile mi wiadomo, eliksiry też są do tyłu, hę?

Edytowane przez Crazy Flower dnia 24-09-2010 22:53