Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Pamiętnik Jamesa Pottera (rozdział 9)

Dodane przez Crazy Flower dnia 23-07-2010 13:02
#21

ROZDZIAŁ 5

Lekcja była wyjątkowo nudna. Slughorn wykładał coś o sporządzaniu eliksiru wielosokowego. Bawiłem się piórem, a Syriusz oglądał dziewczynę siedzącą trzy ławki dalej. Natasha odsunęła się jak najdalej od Lily i oddzieliła ławkę linią. Obydwie siedziały naburmuszone i wściekłe. Nie odzywały się do siebie od czasu tej pamiętnej kłótni w pokoju wspólnym,
czyli ponad tydzień. A jeśli musiały razem pracować na lekcji, to pisały tekst, który ewentualnie by powiedziały, na kartce. Starały się za wszelką cenę na siebie nie patrzeć. Trzeba przyznać - dziewczyny umieją się mocno pokłócić i nie odzywać się do siebie przez tydzień! Na początku wydawało mi się to dziwne, ale przyzwyczaiłem się. Łapa bacznie
przyglądał się Thomas, która wyglądała dziś bardzo ładnie. Była ubrana w czarną sukienkę, sięgającą do kolan i czerwone buciki. Ale ja i tak uważałem, że ładniej wygląda Evans, która miała na sobie ciemne, dżinsowe rybaczki i zielony T-shirt, pasujący do jej oczu. Nie posiadała żadnych efektownych pantofelków, tylko zwykłe, szkolne trampki.
- No, więc kto mi powie, jakie działanie ma eliksir wielosokowy? - Slughorn zatarł ręce. Wielu uczniów podniosło rękę, w tym Remus. Nauczyciel zignorował chętnych i popatrzył na Syriusza. - Pan Black.
- Eee - Syriusz gwałtownie oderwał wzrok od Natshy. - Eee... Aaa... Hmmm...
- Widzę, że pan Black nie uważał dzisiaj na lekcji. A więc może pan Lupin.
- Jest to jeden z najbardziej skomplikowanych i najtrudniejszych eliksirów, jakie wynaleziono. Dzięki niemu człowiek na jedną godzinę zamienia się w inna osobę, której odrobina ciała jest w jego eliksirze.
Jest on również jednym z najniebezpieczniejszych eliksirów, ponieważ działa on tylko na ludzi. Istoty nie w pełni ludzkie nie mogą korzystać z tego eliksiru np. półolbrzymy, wilkołaki. Skutki próby zamiany człowieka w zwierzę mogą być bardzo niebezpieczne i trudne do przewidzenia. Nawet najbardziej doświadczeni czarodzieje mają z tym eliksirem drobne kłopoty. Eliksir ten jest bardzo trudny do uwarzenia, ze względu na składniki do niego potrzebne.*
- Brawo! Dziesięć punktów dla Gryffindoru! Bardzo dokładna definicja eliksiru wielosokowego! A więc, jak powiedział wasz kolega, eliksir ten jest bardzo trudny do uwarzenia i niebezpieczny, dlatego nie będziemy go
sporządzać w tej klasie. Natomiast każdy ma umieć jego definicję poprawnie. Tak jak pan Lupin. Dobrze, koniec lekcji. Spakujcie się - machnął ręką.
Zabraliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy ku drzwiom. Nagle ktoś położył mi rękę na ramieniu i gwałtownie odwrócił. Spostrzegłem, że Lily bacznie obserwuje tą scenę.
- Pan zostanie. I panowie też - wskazał na Łapę, Luniaka i Glizdogona. Nagle spostrzegłem, że Slughorn trzyma też Snape'a. - Proszę tutaj - pokazał palcem pięć krzeseł, stojących najbliżej biurka.
Usiedliśmy. Niestety, mi przypadła rola siedzenia obok Smarka. Wszyscy wyszli z klasy, Evans na końcu, starając się dostrzec, co się święci. Drzwi zamknęły się z hukiem.
- No więc, profesor McGonagall prosiła mnie, abym spróbował rozwiązać tę sprawę, ponieważ ona, jako opiekunka waszego domu - wskazał na mnie i moich kolegów - sobie już nie radzi. Ja, jako opiekun domu pana Snape'a, zmuszony jestem spełnić prośbę Minerwy. A więc chętnie posłucham, co się dzieje między wami, oraz dlaczego sobie dokuczacie...
- Panie profesorze, czy to nasza wina, że Snape jest takim złym człowiekiem? To on nam dokucza i nas przezywa - wtrąciłem, z miną 'ofiary losu'. Syriusz zachwiał się na krześle.
- Ładnie to tak kłamać, Potter? - wycedził Smark, mrużąc oczy. - Więc teraz przeskakujemy na udawanie niewiniątka...?
- Czy ma pan coś do powiedzenia, panie Snape? - przerwał mu Slughorn.
- Oczywiście, że mam! - obruszył się chłopak.
- A więc dobrze, dobrze, mów!
- Nie! Niech nic nie mówi! Możemy dostać szlaban, czy coś, ale niech nam pan nie każe go słuchać - wtrąciłem, zwracając się do profesora. Temu usta wykrzywiły się w triumfalnym uśmiechu.

****

Siedziałem w fotelu i rozmyślałem. W prawej ręce trzymałem książkę, którą, chcąc, nie chcąc musiałem wertować. Ugryzłem kawałek czekoladowego batonika. Przeklinałem w duchu Slughorna i siebie. Tak, siebie. Choćby za to, że podstawiłem nauczycielom pod nos karteczkę z
napisem 'prawdziwa i skuteczna kara dla huncwotów, to przebywanie w towarzystwie Snape'a i słuchanie jego bełkotu'. Bardzo śmieszne, boki zrywać. Ścisnąłem w ręku batonik i częściowo go zgniotłem. Rozpuszczona czekolada oblepiła moje palce i spłynęła na
książkę. Ja to mam szczęście do czekolady, pomyślałem. Odłożyłem ją delikatnie obok siebie i z trudem wyciągnąłem różdżkę z kieszeni spodni. Mruknąłem formułkę zaklęcia i różdżka oczyściła podręcznik. Rozłożyłem się wygodniej na kanapie i zamknąłem oczy...
- Rogaczu! Wstawaj! - krzyknął mi ktoś do ucha. Poderwałem się.
- Co jest?
- Zgadnij - Syriusz pociągnął mnie za rękaw, abym wstał z sofy.
- Cholera! Pełnia! Gdzie Remus?
- Tu jestem - dopiero teraz zauważyłem ucznia, który był wyjątkowo blady, stojącego pod portretem Grubej Damy.
- Dobra, macie różdżki?!
- Tak. Szybko, bo nie zdążymy!
Wybiegliśmy z pokoju wspólnego. Lupin był trochę rozkojarzony i czasem zwalniał kroku, więc musiałem go popychać.
- Szybciej chłopaki! - pisnął Glizdogon, przebierając swoimi krótkimi nóżkami.
Nagle ktoś zagrodził nam drogę. Wszyscy czterej gwałtownie się zatrzymaliśmy.
- Gdzie panowie się tak śpieszą? - zapytał Slughorn.
- Eee... My... No... - zająknął się Syriusz, zasłaniając sobą Lupina, który zaczął się niebezpiecznie chwiać.
- My właśnie idziemy do dyrektora - odpowiedziałem bez namysłu.
- Oh! - ucieszył się profesor. - W takim razie pójdę razem z wami, mam pewną sprawę do Albusa.
Syriusz popatrzył na mnie morderczym wzrokiem i powiedział:
- Ale my jeszcze po drodze mamy coś do załatwienia.
- Poczekam na was z przyjemnością - uśmiechnął się nauczyciel.
Zapadło niezręczne milczenie.
- A kogo tam chowacie? - zaciekawił się Slughorn wychylając się, aby dostrzec, kto stoi za Łapą.
Pomyślałem ''dość tego'' i wyjąłem różdżkę. Skierowałem ją w stronę pleców profesora, lecz żadne zaklęcie nie przychodziło mi do głowy. Nagle przypomniałem sobie formułkę, którą przeczytałem ostatnio w książce do zaklęć. Wyszeptałem ''Confundus'', po czym Horacy Slughorn chwilowo stracił orientację i popatrzył na nas mało przytomnym wzrokiem.
Wykorzystaliśmy tę chwilę i puściliśmy się pędem po korytarzu. Teraz musieliśmy już praktycznie "nieść na rękach" Luniaka, który wyglądał coraz gorzej. Przez cały czas nic nie mówiliśmy, tylko staraliśmy się jak najszybciej biec.
W końcu dobiegliśmy do Zakazanego Lasu. Szybko pokonaliśmy drogę, dzielącą nas od Bijącej Wierzby. Wepchnęliśmy Lupina do tunelu i sami wleźliśmy za nim.
- Teraz - powiedziałem, i już po chwili zamiast trzech chłopaków stały zwierzęta: jeleń, czarny pies i szczur. Odsunęły się na bezpieczną odległość od przemieniającego się Remusa. Pysk mu się wydłużył, ubrania rozdarły się w pół i wylądowały na ziemi, robił się coraz wyższy, paznokcie zamieniły mu się w odrażające pazury i w końcu przed nami
stanął wilkołak. Przez chwilę starał się zorientować w sytuacji, po czym głośno zawył i pobiegł w głąb tunelu. Poczekaliśmy, aż Luniak dobiegnie do Wrzeszczącej Chaty i kiedy znalazł się poza zasięgiem naszego wzroku i słuchu, wycofaliśmy się z tunelu, z powrotem się zmieniliśmy i szczelnie zaryglowaliśmy wejście, używając różdżek.
- To rozumiem! - powiedział Syriusz, ocierając pot z czoła. - I jeszcze, jak skonfundowałeś Slughorna! Kto by pomyślał!
- Ale była jazda! - podzieliłem jego entuzjazm, klaszcząc.
- Noo... - mruknął Glizdogon. - Tylko trzeba będzie jakoś dojść do dormitorium...
Na szczęście, udało nam się dotrzeć do Pokoju Wspólnego bez
jakichkolwiek konsekwencji. W ubraniach rzuciliśmy się na łóżko. Syriusz mruknął coś w stylu 'nie zapomnij nastawić budzika', ale ja już go nie słuchałem.

****

Następnego dnia obudził mnie jakiś huk, dochądzący z błoni. Przetarłem oczy i usiadłem na łóżku. Spróbowałem wstać, ale wtedy z sykiem opadłem na poduszkę i złapałem się za głowę. Okropnie mnie bolała. Ona, i nie tylko. Czułem, że bolało mnie wszystko byłem potwornie zmęczony. Podjąłem kolejną próbę zwleczenia się z łóżka. Tym razem robiłem to powoli i udało mi się ustać na nogach. Popatrzyłem na zegarek, stojący na szafce nocnej. Ósma trzydzieści pięć... A lekcje zaczynają się o dziewiątej... Zaraz! Ósma trzydzieści pięć?! Skoczyłem jak oparzony do spania Syriusza.
- CHŁOPAKI, WSTAWAĆ, ALE JUŻ! - ryknąłem.
- Czemu tak wrzeszczysz?
- WSTAWAĆ, MÓWIĘ! ZA DWADZIEŚCIA PIĘĆ MINUT LEKCJE, A MY MUSIMY JESZCZE ZDĄŻYĆ DO WRZESZCZĄCEJ CHATY!
- Jasna cholera! - zaklął Łapa i zerwał się na równe nogi. To samo zrobił Peter.
Migiem się przebraliśmy, a ja wyciągnąłem z pod łóżka Mapę Huncwotów i Pelerynę Niewidkę.
- Wszyscy się pod nią nie zmieścimy - zauważył Glizdogon.
- Ty będziesz szczurem, bo na nie nikt nie zwraca uwagi i są małe...
- Wielkie dzięki - mruknął.
- ...a my z Łapą wskakujemy pod pelerynę - skończyłem, nie zwracając uwagi na Pettigrewa.
Wypadliśmy z dormitorium i Pokoju Wspólnego i puściliśmy się pędem przez korytarze zamku. Black co jakiś czas zerkał na mapę, a ja pilnowałem, aby niewidka się z nas nie zsunęła. Co jakiś czas dało się słyszeć popiskiwanie szczura, które zapewne miało nas ponaglać, biegnącego obok nas. Staraliśmy się szukać skrótów i tajnych wyjść, ale nawet tam nie było pusto i musieliśmy manewrować, aby na nikogo nie wpaść. W końcu zdyszani stanęliśmy przed Zakazanym Lasem. Tam w spokoju mogliśmy wykorzystać naszą umiejętność animagii, by jak najszybciej dotrzeć do tunelu. Ale najpierw musieliśmy zostawić przed lasem Petera i wepchnąć
mu do ręki mapę i pelerynę. Jeleń biegł szybko, ale pies nie był gorszy. Dotarliśmy szybko na miejsce i powróciliśmy do pierwotnych postaci.
- Bombarda! - krzyknąłem, celując w stonę wejścia do tunelu, które wybuchło, odsłaniając kamienne schody, prowadzące w głąb podziemnego korytarza. Zbiegliśmy po nich i ruszyliśmy przed siebie. Dobiegliśmy do Wrzeszczącej Chaty. Powoli zaczęliśmy przeszukiwać pomieszczenia, ale Lupina nigdzie nie było. W końcu, już w ostatnim pokoju, znaleźliśmy naszego przyjaciela, leżącego na drewnianej podłodze, i wyraźnie
śpiącego. Łapa potrząsnął nim lekko i Remus obudził się.
- Co jest? - zapytał, rozglądając się po pomieszczeniu. - Gdzie my jesteśmy?
- Wrzeszcząca Chata - odpowiedziałem z uśmiechem, oferując mu swoje ramię, aby mógł się łatwiej podnieść.
- Aha - mruknął, łapiąc mnie za rękę i usiłując podźwignąć się z
podłogi. - Dzięki - zwrócił się do mnie, kiedy już stał na nogach.
- Mamy mało czasu - oznajmił Syriusz. - Musimy się spieszyć!
- Taak... Chodźmy - machnąłem ręką w stronę wyjścia.
Szliśmy tą samą drogą, co wcześniej, aż doszliśmy na skraj Zakazanego Lasu. W tym miejscu, gdzie powinien stać Peter, ale jego nigdzie nie było. Zaczęliśmy wołać, ale nikt nie odpowiadał. Ruszyliśmy w stronę błoni. Nagle spostrzegliśmy Glizdogona, ale nie samego. Jego towarzysz nie odpowiadał ani nam, ani jemu. Jęknąłem cicho...

* - fragment skopiowany z Wikipedii. Mam nadzieję, że nikt nie będzie miał mi tego za złe.

Edytowane przez Crazy Flower dnia 10-08-2010 15:05