Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Pamiętnik Jamesa Pottera (rozdział 9)

Dodane przez -Bellatriks- dnia 17-06-2010 21:31
#7

ROZDZIAŁ 2

James, wyluzuj - powiedział łagodnie Syriusz, kiedy wróciłem naburmuszony po kłótni ze Smarkiem i Lily.
- No właśnie - dodał Luniak. - Nie przejmuj się Severusem.
- Nie nazywaj go Severusem.
- To jego imię... A tak poza tym będę go nazywał jak chcę.
- Nie w mojej obecności - obruszyłem się.
- A właśnie, że w twojej. Przyzwyczaj się, że nie każdy jest taki jak ty. Powinieneś to zaakceptować.
- Świetnie. W takim razie żegnam was.
- James, EJ JAMES - krzyknął za mną Łapa, ale ja już znikałem w drzwiach za portretem Grubej Damy z peleryną-niewidką w ręku. Byłem zły. Już nie na samego Luniaka. Przede wszystkim na Smarka i na to, że Evans znowu nazwała mnie próżnym kretynem... Nie wiedziałem, dokąd chcę iść. Po prostu szedłem przed siebie, w stronę szkolnych błoni. Nie obchodziło mnie to, że o tej porze uczniowie nie mogą wychodzić z pokoju wspólnego. Wyszedłem cicho z zamku, który jeszcze o tej porze był otwarty i usiadłem na ławce. Siedziałem tam z półtorej godziny, chyba nie więcej. W końcu zdecydowałem się wrócić, bo zrobiło mi się zimno.
Gdy znalazłem sie z powrotem w dormitorium, siedziała tam tylko Evans. Moja ręka powędrowała do włosów: zgodnie ze zwyczajem zmierzwiłem je sobie, aby zobaczyć, czy nie ma na nich zbyt wielkiego porządku.
- Ej, Evans.
- Co?
- Lubisz Smarkerusa?
- ON MA NA IMIĘ SEVERUS!
- Dobrze. Więc, czy lubisz eee... Seve..Ee. Rusa - skrzywiłem się .
- Lubię - odpowiedziała wyzywająca. - A co? Nie widać?
- Och nie, tylko chciałem sie upewnić.
Prychnęła.
- Do czego zmierza ta rozmowa? - zapytała ostro.
Wstała.
- Ej, Evans!
- Co?
- Zaczekaj.
- Dziwię się, ze w ogóle z tobą rozmawiam.
- Co jest takiego dziwnego? Dlaczego się mnie uwaliłaś, ja gnębię tylko biednego Smarkerusa, nie ciebie. Nigdy cię nie skrzywdziłem i nie skrzywdzę.
Zarumieniła się.
- ON MA NA IMIĘ SEVERUS - krzyknęła i pobiegła w stronę dormitorium dziewcząt.

***

Następnego dnia postanowiłem zrobić kawał Smarkerusowi. Rano spotkałem Łapę i Luniaka.
- Luniaczku, przepraszam za wczoraj - powiedziałem do Remusa.
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się do mnie.
- Super. Łapa, masz jakiś nowy pomysł na dowcip dla Smarka?
- Nie, a ty?
- Mam. Chodź na eliksiry. Zapowiada się ciekawie.
Gdy na eliksirach siedzieliśmy w ławkach zapytałem Syriusza:
- Masz?
Syriusz pogrzebał w kieszeni i wyciągnął małą fiolkę z ciemnozieloną mazią. Pomachał mi nią przed nosem. Wziąłem mu ją z ręki.
- Wspaniale.
Korzystając z tego, że nauczyciel wyszedł, bo go zawołał jakiś czwartoroczniak, dolałem maź do kociołka z przygotowanym wywarem. Pomieszałem i nabrałem wywaru do mniejszego kociołka. Syriusz zajął czymś Smarka, a ja wlałem zawartość mojego mini kociołka do mieszaniny Snape'a. Evans tego nie widziała i chwała Bogu, bo mogłaby mnie powstrzymać. Razem z Syriuszem wróciliśmy na miejsca i obserwowaliśmy. Smark wrzucał właśnie fasolki wszystkich smaków Bertiego Botta, kiedy jego kociołek eksplodował. Na Smarkerusa poleciała gruda zielonego, potwornie śmierdzącego śluzu. Syriusz i ja jak zwykle ryknęliśmy śmiechem. Kilka osób zawtórowało nam. Evans wstała i podeszła do mnie.
- Ty wstrętny, obłudny gnojku! Jesteś najgorszym debilem, jakiego miałam nieszczęście poznać - wycedziła, po czym wrzasnęła, aż podskoczyłem na krześle. - NAJGORSZYM KRETYNEM I DEBILEM ŚWIATA, POTTER! TAK, TAKI JESTEŚ - po czym odwróciła się na pięcie i dysząc podeszła do Snape'a, aby mu pomóc oczyścić się ze śmierdzącej mazi.

****
Następne miesiące mijały na regularnych sprzeczkach pomiędzy mną, Evans i Smarkiem, ale nie zrobiłem czegoś większego. Sam się zastanawiałem, czemu...

****

- Bez ryzyka nie ma zabawy!
- Co ty powiesz, Łapa - zaśmiałem się. Szliśmy właśnie przez korytarz
Hogwartu. Kilka rozchichotanych dziewczyn pokazało palcem na Syriusza.
- To nasze nowe hasło?
- Jest perfekt - wyszczerzyłem zęby i uniosłem kciuk do góry.
- Szkoda, że tak późno. Za miesiąc wracamy do domów - westchnął Syriusz.
- Szkoda, że wracamy do domu... To jest najgorsze. Dwa miesiące. Całe dwa miesiące, bez gnębienia Smarka.
- Cieszę się, że przynajmniej Grimmauld Place 12 nie jest tak daleko od twojego domu...
- Wpadniesz do mnie?
- Jasne. Nie chce wracać tam! Do tych... śmierciożerców!
- Uspokój się! Możesz u mnie nocować, jak chcesz...
- Super - ucieszył się Syriusz. Doszliśmy właśnie do pokoju wspólnego Gryfonów.
- Arkana Gryfonów - powiedziałem do portretu Grubej Damy.
- Wejdźcie - powitała nas dość tęga dama w jasnoróżowej sukni, strzegąca wejścia do wieży Gryffindoru.

Przekroczyliśmy próg. W pokoju siedziało wielu Gryfonów, w tym Luniaczek i Evans. Obok Remusa siedział jakiś uczeń, podobny do szczura. Niski i brzydki. Widziałem już go nie raz na korytarzach...

- Cześć, stary - powitałem Lupina.
- Cześć. Chłopaki, to jest Peter Pettigrew. Nazywamy go Glizdogon.
Podałem Peterowi rękę.
- Siema, stary - przywitałem go.
- O rany. To Potter - szepnął i podał mi rękę. Zaśmiałem się.
- Taak. Jestem James Potter. Ale ty nawet chyba wiesz - wyszczerzyłem zęby.
- Już nie uważaj się za taką gwiazdę - skarcił mnie Syriusz, kiwając palcem.
- Ale to prawda - wzruszyłem niewinnie ramionami. - Wszyscy w szkole mnie znają. I ciebie też.
- Może tak - uśmiechnął się Łapa. - Ale to nie zmienia faktu, że za bardzo się przechwalasz, Rogaczu.
- Eee tam - rzekłem, po czym usadowiłem się obok nowego kolegi i rozpocząłem konwersację.

Od tej pory Glizdogon dołączył do naszej bandy. Remus nadal nie chciał nam powiedzieć, skąd się znają, ale, prawdę mówiąc nie obchodziło mnie to zbytnio.

Pewnego razu spotkaliśmy Smarkerusa na korytarzu.
- Ooo! Potter, znalazłeś sobie nowego przyjaciela - uśmiechnął się szyderczo Snape. - Szkoda, że taki podobny do szczura.
- Lepiej być podobnym do szczura, niż do Smarka, nie uważasz? Ciebie mogę zapytać, bo ty chyba znasz się na tym, co? - warknął Syriusz.
- Zamknijcie się - Snape wyciągnął różdżkę, ale nie przejąłem się tym.
- Śmiecierusie, co to za koszula? Och, a podręczniki skąd masz? - wskazałem na książkę, którą Snape trzymał pod pachą. - Z fundacji dla bezdomnych dzieci pijaków? - Syriusz, Lupin i Glizdogon ryknęli śmiechem.
- DRĘTWOTA! - ryknął Snape.
- PROTEGO! - magiczna tarcza osłoniła mnie i moich towarzyszy przed zaklęciem Snape'a.
- LEVICORPUS! - wrzasnąłem i Smark zawisł za kostki w powietrzu. Wielu przypadkowych gapiów zaczęło klaskać.
- Puść go - pisnęła jakaś młoda Ślizgonka.
- Na rozkaz - wyszczerzyłem się i Snape zwalił się z powrotem na posadzkę.
- Zobaczymy... kto... się... będzie... śmiał... ostatni - wydyszał Snape, usiłując dźwignąć się z ziemi.
- Co nam zrobisz, kretynie? - Syriusz podszedł do Smarka.
Nagle, nie wiadomo dlaczego Glizdogon zaśmiał się i podszedł do Snape'a, a ten trafił w niego oszałamiaczem i Peter spadł zesztywniały na podłogę.
- PETRIFICUS TOTALUS! - zawołałem i Snape z powrotem runął na ziemię.
Nadbiegła Lily. Popatrzyła na Smarka, a potem powoli przeniosła wzrok na nas.
- IMPEDIMENTO! - wrzasnęła kierując swoją różdżkę na mnie. Uchyliłem się w ostatniej chwili, przed nadlatującym zaklęciem, które ostatecznie trafiło w okno, wybijając szybę.
- Obscuro! - krzyknął Łapa i na oczach Lily pojawiła się czarna opaska.
Dziewczyna próbowała ją ściągnąć, ale na próżno.
- ŁAPA!!! ODWOŁAJ TO, ALE JUŻ - wrzasnąłem, oburzony zachowaniem Blacka.
- Już, już - mruknął i machnął różdżką, tak, że opaska zniknęła.
- A TY ODWOŁAJ TO! - Lily wskazała na Snape'a leżącego na podłodze.
- Mhm... - błysnęło i Smark odzyskał przytomność. - Zbieramy się stąd, ale już - mruknąłem do przyjaciół, korzystając z tego, że Lily zajęta była poszkodowanym.

****

Spotkałem Syriusza na peronie.
- Czas wracać do domu - westchnął Syriusz, gdy wsiadaliśmy do pociągu.
- Nie zamartwiaj się - rzekłem dziarsko. - Przecież odwiedzisz mnie.
Syriusz się trochę rozchmurzył.
- A wiecie gdzie mieszka Severus? - zagadnął nas Luniaczek, który zaraz po nas wchodził do pociągu. - Tutaj jest wolny przedział.
Kiedy wszyscy (łącznie z Glizdkiem) rozsiedliśmy się w przedziale, odpowiedziałem na wcześniejsze pytanie Luniaka.
- Nie wiem gdzie on mieszka... Ale powymyślam nowe dowcipy na następny rok...A prawdę mówiąc, mam już kilka pomysłów.
- A co z Evans? - zapytał mnie Łapa.
- Nic - odpowiedziałem krótko. - Nie wspominaj o niej więcej.
- Spokojnie... Wszyscy wiedzą, że ją lubisz. Zupełnie jak Smark. Ale ty jesteś oczywiście przystojny i ładny.
- Ach, dziękuję ci, kochany mój kompanie - zaśmiałem się. - Ale może byś mnie nie porównywał do tego cuchnącego kretyna, co?
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się Łapa. Później siedzieliśmy chyba kilka godzin rozmawiając o głupotach.
- Poszukamy Smarka? - zapytałem w końcu Syriusza.
- Możemy spróbować - zgodził się.
- Chłopaki, spokojnie. Po co wam to? A za chwilę wysiadamy - Remusowi chyba nie spodobał się mój pomysł.
- Luniaczku, nudzi nam się. Nie zrozumiesz...
- Może nie zrozumiem, ale zobaczycie, wyjdzie z tego awantura.
- I ma wyjść.
Wyszliśmy z przedziału i zasunęliśmy za sobą drzwi. Miałem nadzieję, że Snape będzie na korytarzu. Udało nam się, w końcu - Smark stał oparty o drzwi do jakiegoś przedziału, w którym okna były zasunięte. Gdy nas spostrzegł obrócił się, bo chyba miał zamiar uciec do przedziału, ale byłem szybszy. Błysnęło i Smark zdrętwiał. Odciągnąłem go od drzwi i poczekałem, aż będzie mógł się ruszyć. Spostrzegłem, że jego różdżka kieruje się ku mnie, a ciało nadal było zdrętwiałe.
- Podstępny smarkacz - mruknąłem, a potem - Expelliarmus! - Jego różdżka wyleciała w powietrze, upadając na podłogę. Snape rzucił się po nią.
Nagle drzwi przedziału, do którego chciał uciec Smark otworzyły się, i z przedziału wyszedł Lucjusz Malfoy, z błyszczącą oznaką prefekta na piersi.
- No, no, no, Potter, Black - wycedził. - Co tu się dzieje, Severusie?
- Och, nic takiego.
- A ja widzę, że jednak coś się dzieje. Za chwilę...
- I co? Dasz nam szlaban? Och, nie zwróciłem uwagi, że w tym pociągu nie ma już nauczycieli, i w ogóle nie wiem, po co nosisz to na sobie - wskazałem na jego odznakę.
- Potter, myślisz, że jak nie ma nauczycieli, to możesz sobie robić, co chcesz? Jesteś dopiero pierwszoroczniakiem, a już tak podskakujesz starszym i mądrzejszym.
- Jestem już drugoroczniakiem - oznajmiłem.
Smark prychnął. Wstał z ziemi, z różdżką w ręku.
- Siedź cicho Smarku - warknął Syriusz. - Sam jesteś w naszym wieku,
choć wyglądasz na małe dziecko.
- Tobie też się nie upiecze, Black - powiedział Lucjusz.
- Tak myślisz? - uśmiechnąłem się do Łapy. Błysnęło, huknęło i korytarz wypełnił się dymem, a Smark i Malfoy leżeli na ziemi kaszląc. Pociąg zaczął się zatrzymywać z piskiem, a my pognaliśmy po nasze rzeczy do przedziału. Szybko zebraliśmy się i wyskoczyliśmy z pociągu. Remusa i Petera już nie było. Wyszli wcześniej, tak jak większość osób. A my długo później wspominaliśmy ten dzień.