Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Pamiętnik Jamesa Pottera (rozdział 9)

Dodane przez -Bellatriks- dnia 16-06-2010 15:07
#1

ROZDZIAŁ 1


Hej! Nazywam się James Potter i mam 11 lat. Pochodzę z rodziny czarodziejskiej i należę do Gryffindoru, z czego jestem bardzo dumny. Mam super przyjaciela - Syriusza Blacka, który również jest Gryfonem. To dziwne, bo cała jego rodzina należała do Slytherinu. Już w pociągu mówił mi, że ma zamiar zerwać z rodzinną tradycją. Ach! Byłbym zapomniał - Smarkerus (znaczy Severus) Snape to najgłupszy i najdurniejszy człowiek na świecie. Tłuste, długie, czarne włosy, straszny nos, szata wytarta, okropna... On mi nic nie zrobił. Chociaż... Taak. Może dlatego mnie tak denerwuje, bo jest przyjacielem Evans... Evans, Evans. Ciemnorude, grube włosy i duże, olśniewające zielone oczy. Taka dziewczyna nie brzydzi się rozmawiać ze Smarkiem? Za to mnie uważa za próżnego i rozpieszczonego debila... Co za niesprawiedliwość.
Hogwart to najcudowniejsze miejsce na świecie. Mam nadzieję, że w następnym roku dostanę się do drużyny Quidditha, bo na razie mnie nie przyjęli, ale mówią, żebym spróbował w następnym roku. Ale ja chce teraz... Jak mnie to denerwuje. Syriusz mówi, żebym wyluzował, ale ja nie daję rady... Zarobiłem szlaban u McGonagall, bo strzeliłem w Smarka oszałamiaczem na przerwie. Ale był ubaw. Wszyscy posikali sie ze śmiechu - ci, którzy widzieli Smarka leżącego na podłodze. Ale Syriusz chyba najgłośniej ryknął śmiechem. Słychać go było nawet na wieży Astronomicznej. To było coś.
Poznałem także Remusa Lupina - wilkołaka. Fajnie jest włóczyć się z wilkołakiem na przerwach... Nie jest wtedy nudno. Ale najlepiej jest podczas pełni. To uwielbiam. Chociaż Remusowi się to nie za bardzo podoba. Och! Muszę lecieć, zaczyna się transmutacja! Jak się spóźnię to McGonagall znowu zrobi mi kazanie! Pa!
*****
- Nuuuudzi mi sie - ziewnął Syriusz, kiedy siedzieliśmy w pokoju wspólnym Gryfonów.
- To się poucz - poradził mu Lupin z nosem w książce.
- Ja miałbym się uczyć? - Syriusz prychnął.
- Dobrze by ci to zrobiło - zaśmiałem się.
- A ty to co, James?
- Ja jestem mistrzem zaklęć! - poklepałem się po klatce piersiowej.
- Bardzo śmieszne - powiedział Remus, znany jako Luniak.
- Luniaczku, życie nie polega na siedzeniu jak Evans - wyszczerzył zęby Syriusz.
Ach, właśnie! Dowiedziałem się, że Syriusz jest animagiem! Jego przezwisko to Łapa, bo zmienia sie w czarnego psa.
Lupin mruknął coś niezrozumiałego i jeszcze bardziej wcisnął się w fotel, teraz juz całkiem zakrywając twarz w książce do zaklęć.
- Ej, ale serio mi się nudzi.
- Może odwiedzimy Smarka? - powiedziałem, uśmiechając się szyderczo.
- Gdzie? W pokoju wspólnym Gryfonów? - zakpił Lupin.
- Luniaczku, od czego jest peleryna niewidka? - powiedział Łapa, tonem tak łagodnym, że aż do niego nie podobnym.
Takim sposobem wymknęliśmy się z Syriuszem, po zmroku w pelerynie niewidce. Niestety nie znaleźliśmy Smarka, więc zawiedzeni wróciliśmy do pokoju wspólnego i poszliśmy spać.
Następnego dnia umieraliśmy z nudów na historii magii. Binns (nauczyciel-duch) naprawdę doprowadzał do szału. Smarkerus też najwyraźniej poczuł się znudzony długim wykładem profesora, bo ziewnął szeroko i położył się na ławce.
- Ożywimy trochę biednego Smarka? - szepnąłem do Łapy. On odpowiedział wyszczerzeniem zębów.
Wyczarowałem z papieru samolocik z igłą na dzióbie. Korzystając z tego, że Binns akurat nie patrzył w tą stronę i że Smark siedział niedaleko, posłałem samolocik w stronę głowy Snape'a. Igła mocno go ukuła i wrzasnął z bólu. Syriusz i ja dusiliśmy się ze śmiechu. Nauczyciel popatrzył na Snape'a ze zdziwieniem i powrócił do wykładu. Ale my z Łapą nie wytrzymaliśmy i ryknęliśmy głośnym śmiechem. Reszta klasy zaczęła chichotać. Oczywiście prócz Lily Evans, która wraz ze Snape'em spiorunowali nas wzrokiem. Wpatrzyłem się w piękne oczy Evans. Syriusz szturchnął mnie z boku, bo zorientował się, że Binns zmierza ku nam. Trochę na nas nakrzyczał, ale nic więcej. Reszta dnia minęła przeciętnie.


Notka krótka, ale jednak jest ;) Serdeczne podziękowania dla przemiłej Lady House, która zgodziła się czytać i poprawiać moje...ekhem... ''dzieło''.

Edytowane przez Alae dnia 01-11-2010 14:09

Dodane przez muchor dnia 16-06-2010 15:22
#2

Wow, jestem pierwsza...

Błędy? Zauważyłam tylko dwa:

Wszyscy posikali sie ze śmiechu

Powinno być się

(...) z igłą na dzóbie.

Chyba na dziobie?

Błędów za dużo nie było, ale coś mi się nie zgadza:
Poznałem także Remusa Lupina - wilkołaka
i
Ach, właśnie! Dowiedziałem się, że Syriusz jest animagiem!


O tym, że Remus jest wilkołakiem dowiedzieli się dopiero później, a animagami zostali w 5 klasie!

No i jak wspomniałaś: krócitkie!

Edytowane przez muchor dnia 16-06-2010 15:24

Dodane przez -Bellatriks- dnia 16-06-2010 15:44
#3

Oj! Ale to jest moja opowieść, prawda ;> ? Zmieniam troszkę fakty :) A to, że krótkie, to tylko to takie jest. Reszta będzię o wiele dłuższa ;) Proszę o oceny ;)

Dodane przez muchor dnia 16-06-2010 15:52
#4

Na razie z ocenką się wstrzymam, ale dałabym ci Zadowalający lub Powyźej oczekiwań.

Za to pomysł bardzo ciekawy. Interesuję się co będzie dalej.

Dodane przez Fan_HP dnia 16-06-2010 15:58
#5

Fajne ty historie jakie wymyślasz.Lubie je czytać,pisz dalej.

Dodane przez -Bellatriks- dnia 16-06-2010 16:37
#6

Ojej, dziękuję :) Miło mi jest. A dalsza część już napisana, ale nie poprawiona i z błędami. Piszę dalej :) Pozdrawiam wszystkich!

Dodane przez Fan_HP dnia 16-06-2010 16:40
#7

To dobrze bo ci wychodzi to pisanie.Masz fajny blog :)

Dodane przez -Bellatriks- dnia 16-06-2010 18:41
#8

Dzięki, ale dokonuję poprawek ;) Np. zmieniam czcionkę, ubarwiam tekst, dopisuję to i owo ;) I wysłałam dziś tekst do poprawy dla L.H, jak mi dzisiaj odpisze to dziś lub jutro będzie nowa notka :]

Dodane przez Lady Holmes dnia 16-06-2010 20:13
#9

No więc zostałam poproszona o wygłoszenie mojej opinii.
Sam pomysł na ff jest nawet nawet - pamiętnik J. Pottera jest dość ciekawym (jak dla mnie) pomysłem na opowiadanie.
Teraz przejdę do błędów, które ja, jako beta ci poprawiam. Nie jest ich aż tak dużo, ale też nie za mało. Nie są zbyt rażące.
Wrażenia odnośnie czytania mam jak na razie nijakie. Z jednej strony mi się podoba, ale czuję jakiś niedosyt - części są trochę za krótkie i powinnaś trochę rozbudować opisy i akcję. Fabuła pojawia się i znika. Dodaj kilka elementów zaskoczenia. To na razie tyle. Pozdrawiam, L.H.

Dodane przez -Bellatriks- dnia 16-06-2010 20:21
#10

Zgadzam się, trochę nudne, dlatego teraz ubarwiam części :) Dziękuję za komentarz. Wezmę sobie do serca wasze rady i postaram się poprawić styl.

Dodane przez Alae dnia 16-06-2010 20:26
#11

Posty z offtopową rozmową zostały usunięte. Autorkę tekstu proszę o natychmiastowe zapoznanie się z regulaminem działu Fan Fiction.

Dodane przez Bloo dnia 16-06-2010 21:05
#12

Hmmm, od czego by tu zacząć. Może od tego: Nigdy, przenigdy nie pisz, że twoje dzieło jest marne. Czy to na początku, czy na końcu. Tak się nie zachęca ludzi do dalszego czytania. :)
Styl jest w porządku, może nie zachwyca, ale co najważniejsze nie razi. Co do fabuły i ogólnie tego fragmentu - jest trochę krótko i to nie pozwala na wczucie się w tekst do końca.Myślę, że zaczyam już łapać klimat i nagle się wszystko urywa. Sam pomysł, by James Potter pisał pamiętnik... No cóż, nie umiem sobie go wyobrazić w takiej sytuacji ( no wiesz, z piórem w ręce, spisującego bierzące wydarzenia ;), ale jeśli mnie zaskoczysz czymś w następnej części, to z pewnością się przyzwyczaję i będę czytać twoje dzieło dalej.
Narazie jest przeciętnie, ale może być bardzo dobrze, jeśli tylko się postarasz i rozkręcisz akcję, trochę nasz zaskoczysz jakimiś nietypowymi scenami. Wszystko w twoich rękach i wyobraźni.
Weny życzę,
Bloo.

Dodane przez -Bellatriks- dnia 17-06-2010 21:31
#13

ROZDZIAŁ 2

James, wyluzuj - powiedział łagodnie Syriusz, kiedy wróciłem naburmuszony po kłótni ze Smarkiem i Lily.
- No właśnie - dodał Luniak. - Nie przejmuj się Severusem.
- Nie nazywaj go Severusem.
- To jego imię... A tak poza tym będę go nazywał jak chcę.
- Nie w mojej obecności - obruszyłem się.
- A właśnie, że w twojej. Przyzwyczaj się, że nie każdy jest taki jak ty. Powinieneś to zaakceptować.
- Świetnie. W takim razie żegnam was.
- James, EJ JAMES - krzyknął za mną Łapa, ale ja już znikałem w drzwiach za portretem Grubej Damy z peleryną-niewidką w ręku. Byłem zły. Już nie na samego Luniaka. Przede wszystkim na Smarka i na to, że Evans znowu nazwała mnie próżnym kretynem... Nie wiedziałem, dokąd chcę iść. Po prostu szedłem przed siebie, w stronę szkolnych błoni. Nie obchodziło mnie to, że o tej porze uczniowie nie mogą wychodzić z pokoju wspólnego. Wyszedłem cicho z zamku, który jeszcze o tej porze był otwarty i usiadłem na ławce. Siedziałem tam z półtorej godziny, chyba nie więcej. W końcu zdecydowałem się wrócić, bo zrobiło mi się zimno.
Gdy znalazłem sie z powrotem w dormitorium, siedziała tam tylko Evans. Moja ręka powędrowała do włosów: zgodnie ze zwyczajem zmierzwiłem je sobie, aby zobaczyć, czy nie ma na nich zbyt wielkiego porządku.
- Ej, Evans.
- Co?
- Lubisz Smarkerusa?
- ON MA NA IMIĘ SEVERUS!
- Dobrze. Więc, czy lubisz eee... Seve..Ee. Rusa - skrzywiłem się .
- Lubię - odpowiedziała wyzywająca. - A co? Nie widać?
- Och nie, tylko chciałem sie upewnić.
Prychnęła.
- Do czego zmierza ta rozmowa? - zapytała ostro.
Wstała.
- Ej, Evans!
- Co?
- Zaczekaj.
- Dziwię się, ze w ogóle z tobą rozmawiam.
- Co jest takiego dziwnego? Dlaczego się mnie uwaliłaś, ja gnębię tylko biednego Smarkerusa, nie ciebie. Nigdy cię nie skrzywdziłem i nie skrzywdzę.
Zarumieniła się.
- ON MA NA IMIĘ SEVERUS - krzyknęła i pobiegła w stronę dormitorium dziewcząt.

***

Następnego dnia postanowiłem zrobić kawał Smarkerusowi. Rano spotkałem Łapę i Luniaka.
- Luniaczku, przepraszam za wczoraj - powiedziałem do Remusa.
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się do mnie.
- Super. Łapa, masz jakiś nowy pomysł na dowcip dla Smarka?
- Nie, a ty?
- Mam. Chodź na eliksiry. Zapowiada się ciekawie.
Gdy na eliksirach siedzieliśmy w ławkach zapytałem Syriusza:
- Masz?
Syriusz pogrzebał w kieszeni i wyciągnął małą fiolkę z ciemnozieloną mazią. Pomachał mi nią przed nosem. Wziąłem mu ją z ręki.
- Wspaniale.
Korzystając z tego, że nauczyciel wyszedł, bo go zawołał jakiś czwartoroczniak, dolałem maź do kociołka z przygotowanym wywarem. Pomieszałem i nabrałem wywaru do mniejszego kociołka. Syriusz zajął czymś Smarka, a ja wlałem zawartość mojego mini kociołka do mieszaniny Snape'a. Evans tego nie widziała i chwała Bogu, bo mogłaby mnie powstrzymać. Razem z Syriuszem wróciliśmy na miejsca i obserwowaliśmy. Smark wrzucał właśnie fasolki wszystkich smaków Bertiego Botta, kiedy jego kociołek eksplodował. Na Smarkerusa poleciała gruda zielonego, potwornie śmierdzącego śluzu. Syriusz i ja jak zwykle ryknęliśmy śmiechem. Kilka osób zawtórowało nam. Evans wstała i podeszła do mnie.
- Ty wstrętny, obłudny gnojku! Jesteś najgorszym debilem, jakiego miałam nieszczęście poznać - wycedziła, po czym wrzasnęła, aż podskoczyłem na krześle. - NAJGORSZYM KRETYNEM I DEBILEM ŚWIATA, POTTER! TAK, TAKI JESTEŚ - po czym odwróciła się na pięcie i dysząc podeszła do Snape'a, aby mu pomóc oczyścić się ze śmierdzącej mazi.

****
Następne miesiące mijały na regularnych sprzeczkach pomiędzy mną, Evans i Smarkiem, ale nie zrobiłem czegoś większego. Sam się zastanawiałem, czemu...

****

- Bez ryzyka nie ma zabawy!
- Co ty powiesz, Łapa - zaśmiałem się. Szliśmy właśnie przez korytarz
Hogwartu. Kilka rozchichotanych dziewczyn pokazało palcem na Syriusza.
- To nasze nowe hasło?
- Jest perfekt - wyszczerzyłem zęby i uniosłem kciuk do góry.
- Szkoda, że tak późno. Za miesiąc wracamy do domów - westchnął Syriusz.
- Szkoda, że wracamy do domu... To jest najgorsze. Dwa miesiące. Całe dwa miesiące, bez gnębienia Smarka.
- Cieszę się, że przynajmniej Grimmauld Place 12 nie jest tak daleko od twojego domu...
- Wpadniesz do mnie?
- Jasne. Nie chce wracać tam! Do tych... śmierciożerców!
- Uspokój się! Możesz u mnie nocować, jak chcesz...
- Super - ucieszył się Syriusz. Doszliśmy właśnie do pokoju wspólnego Gryfonów.
- Arkana Gryfonów - powiedziałem do portretu Grubej Damy.
- Wejdźcie - powitała nas dość tęga dama w jasnoróżowej sukni, strzegąca wejścia do wieży Gryffindoru.

Przekroczyliśmy próg. W pokoju siedziało wielu Gryfonów, w tym Luniaczek i Evans. Obok Remusa siedział jakiś uczeń, podobny do szczura. Niski i brzydki. Widziałem już go nie raz na korytarzach...

- Cześć, stary - powitałem Lupina.
- Cześć. Chłopaki, to jest Peter Pettigrew. Nazywamy go Glizdogon.
Podałem Peterowi rękę.
- Siema, stary - przywitałem go.
- O rany. To Potter - szepnął i podał mi rękę. Zaśmiałem się.
- Taak. Jestem James Potter. Ale ty nawet chyba wiesz - wyszczerzyłem zęby.
- Już nie uważaj się za taką gwiazdę - skarcił mnie Syriusz, kiwając palcem.
- Ale to prawda - wzruszyłem niewinnie ramionami. - Wszyscy w szkole mnie znają. I ciebie też.
- Może tak - uśmiechnął się Łapa. - Ale to nie zmienia faktu, że za bardzo się przechwalasz, Rogaczu.
- Eee tam - rzekłem, po czym usadowiłem się obok nowego kolegi i rozpocząłem konwersację.

Od tej pory Glizdogon dołączył do naszej bandy. Remus nadal nie chciał nam powiedzieć, skąd się znają, ale, prawdę mówiąc nie obchodziło mnie to zbytnio.

Pewnego razu spotkaliśmy Smarkerusa na korytarzu.
- Ooo! Potter, znalazłeś sobie nowego przyjaciela - uśmiechnął się szyderczo Snape. - Szkoda, że taki podobny do szczura.
- Lepiej być podobnym do szczura, niż do Smarka, nie uważasz? Ciebie mogę zapytać, bo ty chyba znasz się na tym, co? - warknął Syriusz.
- Zamknijcie się - Snape wyciągnął różdżkę, ale nie przejąłem się tym.
- Śmiecierusie, co to za koszula? Och, a podręczniki skąd masz? - wskazałem na książkę, którą Snape trzymał pod pachą. - Z fundacji dla bezdomnych dzieci pijaków? - Syriusz, Lupin i Glizdogon ryknęli śmiechem.
- DRĘTWOTA! - ryknął Snape.
- PROTEGO! - magiczna tarcza osłoniła mnie i moich towarzyszy przed zaklęciem Snape'a.
- LEVICORPUS! - wrzasnąłem i Smark zawisł za kostki w powietrzu. Wielu przypadkowych gapiów zaczęło klaskać.
- Puść go - pisnęła jakaś młoda Ślizgonka.
- Na rozkaz - wyszczerzyłem się i Snape zwalił się z powrotem na posadzkę.
- Zobaczymy... kto... się... będzie... śmiał... ostatni - wydyszał Snape, usiłując dźwignąć się z ziemi.
- Co nam zrobisz, kretynie? - Syriusz podszedł do Smarka.
Nagle, nie wiadomo dlaczego Glizdogon zaśmiał się i podszedł do Snape'a, a ten trafił w niego oszałamiaczem i Peter spadł zesztywniały na podłogę.
- PETRIFICUS TOTALUS! - zawołałem i Snape z powrotem runął na ziemię.
Nadbiegła Lily. Popatrzyła na Smarka, a potem powoli przeniosła wzrok na nas.
- IMPEDIMENTO! - wrzasnęła kierując swoją różdżkę na mnie. Uchyliłem się w ostatniej chwili, przed nadlatującym zaklęciem, które ostatecznie trafiło w okno, wybijając szybę.
- Obscuro! - krzyknął Łapa i na oczach Lily pojawiła się czarna opaska.
Dziewczyna próbowała ją ściągnąć, ale na próżno.
- ŁAPA!!! ODWOŁAJ TO, ALE JUŻ - wrzasnąłem, oburzony zachowaniem Blacka.
- Już, już - mruknął i machnął różdżką, tak, że opaska zniknęła.
- A TY ODWOŁAJ TO! - Lily wskazała na Snape'a leżącego na podłodze.
- Mhm... - błysnęło i Smark odzyskał przytomność. - Zbieramy się stąd, ale już - mruknąłem do przyjaciół, korzystając z tego, że Lily zajęta była poszkodowanym.

****

Spotkałem Syriusza na peronie.
- Czas wracać do domu - westchnął Syriusz, gdy wsiadaliśmy do pociągu.
- Nie zamartwiaj się - rzekłem dziarsko. - Przecież odwiedzisz mnie.
Syriusz się trochę rozchmurzył.
- A wiecie gdzie mieszka Severus? - zagadnął nas Luniaczek, który zaraz po nas wchodził do pociągu. - Tutaj jest wolny przedział.
Kiedy wszyscy (łącznie z Glizdkiem) rozsiedliśmy się w przedziale, odpowiedziałem na wcześniejsze pytanie Luniaka.
- Nie wiem gdzie on mieszka... Ale powymyślam nowe dowcipy na następny rok...A prawdę mówiąc, mam już kilka pomysłów.
- A co z Evans? - zapytał mnie Łapa.
- Nic - odpowiedziałem krótko. - Nie wspominaj o niej więcej.
- Spokojnie... Wszyscy wiedzą, że ją lubisz. Zupełnie jak Smark. Ale ty jesteś oczywiście przystojny i ładny.
- Ach, dziękuję ci, kochany mój kompanie - zaśmiałem się. - Ale może byś mnie nie porównywał do tego cuchnącego kretyna, co?
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się Łapa. Później siedzieliśmy chyba kilka godzin rozmawiając o głupotach.
- Poszukamy Smarka? - zapytałem w końcu Syriusza.
- Możemy spróbować - zgodził się.
- Chłopaki, spokojnie. Po co wam to? A za chwilę wysiadamy - Remusowi chyba nie spodobał się mój pomysł.
- Luniaczku, nudzi nam się. Nie zrozumiesz...
- Może nie zrozumiem, ale zobaczycie, wyjdzie z tego awantura.
- I ma wyjść.
Wyszliśmy z przedziału i zasunęliśmy za sobą drzwi. Miałem nadzieję, że Snape będzie na korytarzu. Udało nam się, w końcu - Smark stał oparty o drzwi do jakiegoś przedziału, w którym okna były zasunięte. Gdy nas spostrzegł obrócił się, bo chyba miał zamiar uciec do przedziału, ale byłem szybszy. Błysnęło i Smark zdrętwiał. Odciągnąłem go od drzwi i poczekałem, aż będzie mógł się ruszyć. Spostrzegłem, że jego różdżka kieruje się ku mnie, a ciało nadal było zdrętwiałe.
- Podstępny smarkacz - mruknąłem, a potem - Expelliarmus! - Jego różdżka wyleciała w powietrze, upadając na podłogę. Snape rzucił się po nią.
Nagle drzwi przedziału, do którego chciał uciec Smark otworzyły się, i z przedziału wyszedł Lucjusz Malfoy, z błyszczącą oznaką prefekta na piersi.
- No, no, no, Potter, Black - wycedził. - Co tu się dzieje, Severusie?
- Och, nic takiego.
- A ja widzę, że jednak coś się dzieje. Za chwilę...
- I co? Dasz nam szlaban? Och, nie zwróciłem uwagi, że w tym pociągu nie ma już nauczycieli, i w ogóle nie wiem, po co nosisz to na sobie - wskazałem na jego odznakę.
- Potter, myślisz, że jak nie ma nauczycieli, to możesz sobie robić, co chcesz? Jesteś dopiero pierwszoroczniakiem, a już tak podskakujesz starszym i mądrzejszym.
- Jestem już drugoroczniakiem - oznajmiłem.
Smark prychnął. Wstał z ziemi, z różdżką w ręku.
- Siedź cicho Smarku - warknął Syriusz. - Sam jesteś w naszym wieku,
choć wyglądasz na małe dziecko.
- Tobie też się nie upiecze, Black - powiedział Lucjusz.
- Tak myślisz? - uśmiechnąłem się do Łapy. Błysnęło, huknęło i korytarz wypełnił się dymem, a Smark i Malfoy leżeli na ziemi kaszląc. Pociąg zaczął się zatrzymywać z piskiem, a my pognaliśmy po nasze rzeczy do przedziału. Szybko zebraliśmy się i wyskoczyliśmy z pociągu. Remusa i Petera już nie było. Wyszli wcześniej, tak jak większość osób. A my długo później wspominaliśmy ten dzień.

Dodane przez muchor dnia 19-06-2010 11:17
#14

Kilka błędów:

- Dobrze. Więc, czy lubisz eee... Seve...Ee... Rusa - skrzywiłem się .

W obu mjejscach brak odpowiedniej ilości kropek.

- Lubię - odpowiedziała wyzywająca. - A co? Nie widać?

Chyba wyzywająco

- Och nie, tylko chciałem sie upewnić.

Powinno być się

- Super. Łapa, masz jakiś nowy pomysł na dowcip dla Smarka?
- Nie, a ty?
- Mam. Chodź na eliksiry. Zapowiada się ciekawie.
Gdy na eliksirach siedzieliśmy w ławkach zapytałem Syriusza:
- Masz...?

Powtórzenie (trzy razy), a po trzecim Masz, powinny nastąpić trzy kropki, które dopisałam.

(...) bo go zawołał jakiś czwartoroczniak

Bo zawołał go jakiś czwartoroczniak

Razem z Syriuszem wróciliśmy na miejsca i obserwowaliśmy. Smark wrzucał właśnie fasolki wszystkich smaków Bertiego Botta, kiedy jego kociołek eksplodował.

Smark musi być od nowej linijki.

- Jasne. Nie chce wracać tam! Do tych... śmierciożerców!

Musi być albo: Nie chce tam wracać!, lub tam z Caps Lockiem

Gdy nas spostrzegł obrócił się, bo chyba miał zamiar uciec do przedziału, ale byłem szybszy

To zdanie jest źle sformułowane. Powinno być: Gdy nas spostrzegł obrócił się. Chyba miał zamiar uciec do przedziału, ale byłem szybszy.

No to na tyle. Więcej błędów było niż w poprzednim rozdziale, ale tekst był dłuższy. Bardzo miło się czyta. Pisz, pisz... Może zrodzi się z tego coś bardzo ciekawego.

Edytowane przez muchor dnia 19-06-2010 11:23

Dodane przez Crazy Flower dnia 26-06-2010 22:53
#15

A więc wracam, tym razem jako Lady Cat i kontynuuję moje FF :)) Na marginesie, jak ktoś potrzebuje potwierdzenia piszcie na -Bellatriks-, sprawdzam co jakiś czas...A więc jak już mówiłam piszę dalej FF i oczekuję komentarzy :D Dobra czytajcie...

ROZDZIAŁ 3

Wakacje minęły przeciętnie. Nie wolno nam było używać czarów, więc ogółem nudy. Ale wiecznie myślałem o Evans... Czemu? Sam dokładnie nie wiem. Kiedy nadszedł czas powrotu do Hogwartu, w moje biedne serce wstąpiła nadzieja. Może mnie polubi...

Siedzieliśmy z Syriuszem właśnie w pociągu, gdy wszedł Luniak z Glizdogonem.
- Cześć stary - przywitałem Lupina, ignorując Petera i rzucając mu ''mordercze'' spojrzenie.
- A mnie nie przywitasz? - zapytał urażony Pettigrew.
- Ciesz się, że w ogóle tu siedzisz. Zaraz cię stąd wywalę, jak się nie zamkniesz...
- James, spokojnie - powiedział łagodnie Łapa.
Prychnąłem, ale ciągnąłem dalej:
- Luniaczku, jak ci minęły wakacje?
- Źle... Chyba pogryzłem jakąś dziewczynę - skrzywił się.
- Specjalnie czy przypadkowo? Może ta dziewczyna była ładna, i chciałeś, żeby dołączyła do twojej wilkołaczej ''grupy'' - wyszczerzyłem zęby, na co Syriusz zachichotał.
- No co ty! - krzyknął oburzony Lupin. - Nie zniżam się do twojego poziomu.
Udałem urażonego, ale nic nie powiedziałem.
- Nie no, wiesz... A dlaczego nie przywitałeś Glizdogona? Przecież już się chyba pogodziliście?
- Taa - mruknąłem. - Mam swoje powody - rzekłem później dziarsko. - Ale jazda dalej. I co z tą dziewczyną?
- Zabrali ją do Świętego Munga. O ile wiem nie stała się wilkołakiem... Przypominała mi Natashę, wiesz, tą przyjaciółkę Lily Evans...
- Coo? - wytrzeszczyłem oczy. - A bardzo źle wygląda?
- Chyba nie - Luniaczek zwalił się na siedzenie. - Zmęczony jestem.
- Ach! Wczoraj była przecież pełnia - Black odezwał się w końcu.
- Fajnie było? - uśmiechnąłem się, tak jak to nie lubi Luniaczek, bo nazywa to ''wrednym i irytującym uśmiechem''.
- Weź przestań.
Glizdogon wstał i wyszedł. Nie fatygowałem się zbytnio, aby go zatrzymać, prawdę mówiąc cieszyło mnie, że sobie poszedł.

* * * *

- Panie Potter, czy zdaje sobie pan sprawę, że takie wykroczenie jest bardzo poważne? - McGonagall była mocno rozwścieczona.
- Panie Black, a czy pan zdaje sobie z tego sprawę? - tym razem popatrzyła na Syriusza.
Ja i on dusiliśmy się ze śmiechu. Smark nadal zwijał się oblepiony pokaźną warstwą, wyczarowanych przeze mnie ślimaków. Dodatkowo, sprawiłem, że ogarnęły go wielkie torsje.
- Taak - odpowiedziałem, zduszając śmiech.
- Mhmm - Syriusz również kisił się z ręką na ustach.
- Więc dlaczego panowie zrobili waszemu koledze taki...eee...
Ale my nie wytrzymaliśmy. Ryknęliśmy tak głośnym śmiechem, że McGonagall wzdrygnęła się i odskoczyła od nas. Tego było za wiele - nazywać Smarka naszym kolegą?
- POTTER, BLACK! - wrzasnęła, kiedy my nadal zwijaliśmy się, nerwowo chichocząc.
Nadbiegł Flitwick - najmniejszy z nauczycieli, nazywany przez uczniów karzełkiem. Popatrzył na Snape'a, potem na nas. Machnął różdżką i ślimaki zniknęły, a Snape przestał wymiotować i zerwał się na równe nogi. Nauczyciel ponownie machnął różdżką i momentalnie przestaliśmy się śmiać.
- Dziękuję, Filiusie - wydyszała McGonagall.
- Co tu się stało, Potter? Minerwo, czemu nie pomogłaś Severusowi? - zapytał piskliwym głosem Flitwick. Nagle spostrzegłem, że Smark leci na mnie z różdżką w ręku.
- Petrificus totalus! - krzyknąłem i Snape legnął sztywny na posadzce.
- PANIE POTTER!
- Przepraszam, pani profesor, ale on chciał mnie zaatakować - wzruszyłem niewinnie ramionami.
- ALE NIE MUSIAŁ PAN OD RAZU RZUCAĆ TAKIEGO ZAKLĘCIA!
- Ono... eee... przyszło mi pierwsze do głowy.
- NIE OBCHODZI MNIE TO! MAJĄ PANOWIE ZWRÓCIĆ SIĘ DO MNIE PO POŁUDNIU, MACIE OBYDWOJE TYGODNIOWY SZLABAN!
- Minerwo! Spokojnie - krzyknął Flitwick.
- Syriusz nic nie zrobił! To ja, więc niech pani nie daje mu szlabanu - stanąłem w obronie przyjaciela.
- Skończyłam rozmowę - wydyszała. - Do widzenia panom - odwróciła się na pięcie i odeszła.
- Proszę wyjść - profesor Flitwick obrócił się w stronę Smarka.

Później szliśmy z Syriuszem korytarzem, do pokoju wspólnego Gryfonów.
- Przepraszam, stary - powiedziałem.
- Nie ma sprawy. Za nic nie chciałbym ominąć tej przyjemności, oglądania Smarka, nawet za cenę szlabanu.
Gdy przeszliśmy przez dziurę za portretem Grubej Damy, Evans już na nas czekała. Wstała i podeszła.
- Czy to prawda? - wycedziła.
- Co?
- Nie udawaj, Potter. To prawda, co zrobiliście Severusowi?
- Ee. No w zasadzie tak.
- Wy obłudne gnojki! Jak mogliście?
- To wcale nie było trudne.
- PRZESTAŃ! Macie przewalone. Już ja się tym zajmę.
- Od kogo? Od ciebie? Bo chyba nie od biednego Smarka?
Tego, co potem zrobiła nigdy bym się po niej nie spodziewał...



Krótka nota, ale musiałam podzielić jedną na dwie, zdaje mi się z wiadomego powodu, patrząc na ostatnie zdanie 3 rozdziału :) Niedługo będzie następna, już napisana, ale jak wspomniałam wcześniej, muszę poczekać trochę ;) Jak zwykle podziękowania dla Lady House i pozdrowienia dla wszystkich czytającym to FF :)

Edytowane przez Crazy Flower dnia 27-06-2010 20:33

Dodane przez muchor dnia 27-06-2010 18:12
#16

Siedzieliśmy z Syriuszem właśnie w pociągu, gdy wszedł Luniak z Glizdogonem.

Lepiej by było, jakbyś napisała w przedziale, a nie w pociągu.

- Cześć stary - przywitałem Lupina, ignorując Petera i rzucając mu ''mordercze'' spojrzenie.


Trochę to dziwne, że do swojego najlepszego kumpla mówi po nazwizku, nie? Przecież Harry też nie mówił do Rona: Weasley.

- Ach! Wczoraj była przecież pełnia. - Black odezwał się w końcu.

Albo wykrzyknik na końcu dialogu, albo usunąć kropeczkę. No i znów nazwizko...

Dziękuję, Filiusie - wydyszała McGonagall.

Ni ppowinno być FILIUSIE tylko FILILIUSIE.


- Proszę wyjść - profesor Flitwick obrócił się w stronę Smarka.

Później szliśmy z Syriuszem korytarzem, do pokoju wspólnego Gryfonów.


Między tymi zdaniami następuje przerwa, co oznacza rozpoczęcie nowego biegu historii, więc zdanie nie powinno zaczynać się od: Później.


- Nie ma sprawy. Za nic nie chciałbym ominąć tej przyjemności, oglądania Smarka, nawet za cenę szlabanu.


Powinno być: Za nic nie chciałbym ominąć przyjemności oglądania Smarka w takim stanie, nawet za cenę szlabanu.
Brzmiało by ładniej, jakbyś dodała jeszcze (po myślniku) np. Zarechotał

Weny życzę.:)

Edytowane przez muchor dnia 28-06-2010 21:04

Dodane przez HermionaR dnia 27-06-2010 20:01
#17

Hmmm. Bardzo miło sie czyta... Z niecierpliwością czekam na kolejne części. Mogłabys mi to wysyłac na maila? Proszę! [email protected] <email

Edytowane przez HermionaR dnia 27-06-2010 20:23

Dodane przez Crazy Flower dnia 27-06-2010 20:32
#18

(odnoszę się do wypowiedzi 'muchor')

- Cześć stary - przywitałem Lupina, ignorując Petera i rzucając mu ''mordercze'' spojrzenie.

Trochę to dziwne, że do swojego najlepszego kumpla mówi po nazwizku, nie? Przecież Harry też nie mówił do Rona: Weasley.

- Ach! Wczoraj była przecież pełnia. - Black odezwał się w końcu.

Albo wykrzyknik na końcu dialogu, albo usunąć kropeczkę. No i znów nazwizko...


Tak, ale on do nie go nie mówi, prawda? Tylko pisze do kogo to powiedział...A ja to napisałam ze względu na urozmaicenie tekstu, żeby nie było powtórzeń...

Dodane przez muchor dnia 27-06-2010 20:43
#19

OK. ok. ... Wydało mi się to tylko trochę dziwne.

Kiedy nadszedł czas powrotu do Hogwartu, w moje biedne serce wstąpiła nadzieja. Może mnie polubi...


I to też... Niezły sposób mówienia jak na 12-letniego chłopaka

Ale pisz, pisz... Ciekawa jestem efektu końcowego.

Dodane przez Crazy Flower dnia 28-06-2010 11:13
#20

Następnego dnia czekała mnie męka. Zapomniałem na śmierć pouczyć się zaklęć uciszania dla McGonagall.
- Zabije mnie, zabije, i jeszcze raz zabije!
- Rogaczu, nie zachowuj się jak dziewczyna! - skarcił mnie Łapa, kiwając palcem, na co ja parsknąłem śmiechem.
- Masz rację - odrzekłem z powagą. - Nigdy więcej nie będę się
denerwował takimi głupotami. Jak mogłem... Jak mogłem?!Całkowicie zepsuję sobie reputację, a przecież udało mi się prawie - już wszyscy uważali mnie za szkolnego... eee... leniucha.
- Aleś to ujął - wyszczerzył zęby Łapa. - Dobrze mówisz. Przez ciebie nasze BRNMZ (Bez ryzyka nie ma zabawy) może legnąć w gruzach... A tego przecież nie chcemy, co?
- Jasne, że nie! BRNMZ jest święte - udałem oburzenie.
- Potter - zamarliśmy gwałtownie, lecz po chwili odzyskałem luz.
- Czego, Smarku? Mów szybko i odejdź, bo mi się zbiera na wymioty.
- McGonagall cię woła. Lekcja się zaczęła.
- Ach tak! I dlaczego akurat wysłała ciebie po mnie?
- Nie twoja sprawa.
- Czyyyżby? To zauważ, że wysłała cię po MNIE, więc to chyba jednak moja sprawa.
- Zamknij się i wracaj na lekcje - warknął Snape.
- Bo co? Co mi zrobisz, Smarku?
Snape wyciągnął różdżkę, ale ja byłem szybszy i po chwili Snape legnął jak długi na podłodze. Syriusz ryknął śmiechem, a zawtórowało mu kilku innych uczniów, w tym Glizdogon.
- Ten numer jest nudny - powiedział w końcu Łapa. - Wymyśl coś nowego. A śmieję się tak głośno tylko dla efektu.
- No wiesz co?! A z przyjemnością wymyślę coś nowego - wyszczerzyłem zęby.
- Chłopaki, chodźcie - ponaglił nas Lupin.
Chwilę później weszliśmy do klasy.
- Gdzie Severus? - zapytała nas McGonagall.
- Kto? Aaa. Smarkerus. A skąd to pytanie, pani profesor? - powiedział Syriusz.
- Nie widzieliście go? - nauczycielka uniosła brwi. - A to dziwne, bo wysłałam go po was.
- Naprawdę? - udałem zaskoczenie, co wyszło mi całkiem nieźle. - Nie mamy pojęcia, gdzie on może być, pani profesor.
Pochwyciłem spojrzenie Evans, która piorunowała mnie wzrokiem.
- Czyżby? Cóż, no dobrze, zajmijcie miejsca. Kontynuujemy lekcję. A więc kto powie mi coś, na temat zaklęcia uciszania? Jak brzmi jego formuła? Może...pan Potter.
Nie zrobiło to na mnie większego wrażenia, prawdę mówiąc, spodziewałem się tego.
- Formuła brzmi Silencio.
- Dobrze, Potter, a teraz spróbuj rzucić je na tego ptaka - wskazała na wronę stojącą na biurku nauczyciela i głośno krakającą.
Podszedłem i wycelowałem różdżkę we wronę.
- Silencio - nic się nie stało, wrona nadal krakała.
- Ćwiczyłeś, Potter? - zapytała mnie McGonagall.
- Nie - odpowiedziałem dziarsko.
- Dlaczego?
- Bo zapomniałem - wielu uczniów popatrzyło na mnie z podziwem.
Uśmiechnąłem się. Właśnie o to mi chodziło.
- Jesteś bardzo zuchwały, Potter - nauczycielka spiorunowała mnie wzrokiem.
- Wiem - teraz to już nawet Lupin wytrzeszczył oczy.
- Potter! Dziesięć punktów odejmuję Gryffindorowi, za twoje zuchwalstwo. Siadaj - rozkazała. - Kto pokaże Potterowi, jak to się poprawnie wykonuje? Może... Hmm... No, niech będzie panna Evans, jak już się tak do tego pali.
Lily podeszła do biurka i rzuciła zaklęcie na wronę. Ptak natychmiast umilkł.
- Brawo, panno Evans. Piętnaście punktów dla Gryffindoru. A pan, panie Potter, niech się lepiej uczy od koleżanki. - Lily uśmiechnęła się drwiąco i usiadła na krześle. - Sonorus - mruknęła McGonagall i wrona ucichła. - A więc, jak mówiłam...
Drzwi otworzyły się z hukiem.
- Pani profesor! - jakiś pierwszoroczniak wpadł zdyszany do klasy.
- Słucham?
- Widziałem, jak po drodze do klasy Potter rzucił zaklęcie na Snape'a! Byli tam też oni - wskazał na Syriusza, Remusa i Petera.
- Jakie to było zaklęcie?! - McGonagall wstała z krzesła i popatrzyła na nas wzrokiem ''będziecie mieli spore kłopoty, panowie''.
- Petrificus totalus - oznajmił pierwszoroczniak.
- Potter, Black, Pettigrew i Lupin! Za mną.
Wstaliśmy. Klasa popatrzyła na nas wzrokiem, w którym mieszało się zdziwienie i przerażenie. Nie spojrzałem nawet na Evans, bo wiedziałem, jak na mnie patrzy, i co chciałaby ze mną zrobić. Wyszliśmy z klasy...


Nowa nota, również krótka, ale tą też musiałam podzielić :) Pozdrawiam
Lady Cat.

Dodane przez Crazy Flower dnia 28-06-2010 11:24
#21

- EVANS! ZOSTAW MNIE! - wrzasnąłem, osłaniając się przed nadlatującymi pięściami Lily.
- MOŻE... DZIĘKI... TEMU... ODWALISZ... SIĘ... OD... SEVERUSA - po każdym słowie następował cios.
Złapałem ją za nadgarstki i odepchnąłem. Oddaliliśmy się z Łapą na bezpieczną odległość od rozjuszonej panny. Wyciągnąłem różdżkę. Nic bym jej nie zrobił, oczywiście, ale pomyślałem, że to ją powstrzyma od ataku.
- Rany! Rogasiu! - wydyszał Syriusz. - Ale sobie znalazłeś dziewczynę!
- Nie prowokuj jej, bo zaatakuje - mruknąłem. - A ja nie mam zamiaru nic jej robić.
- Ani ja... Dziewczyn nie biję.
Nagle przybiegły Natasha Thomas i Emily Brown, przyjaciółki Evans.
- Chodź, Lily. Olej tych debili - Natasha wzięła Lily pod rękę - na ręce Thomas wciąż widać było ślady po ugryzieniach Luniaka. Były to dwie wielkie szramy wzdłuż lewej ręki.
- Co się tak gapicie? - warknęła Emily, również biorąc Evans pod rękę.
Odeszły w stronę kanapy.Wymieniłem porozumiewawcze spojrzenie z Blackiem.

* * * *

Następnego dnia czekała mnie męka. Zapomniałem na śmierć pouczyć się zaklęcia uciszającego dla McGonagall.
- Zabije mnie, zabije, i jeszcze raz zabije!
- Rogaczu, nie zachowuj się jak dziewczyna! - skarcił mnie Lupin, kiwając palcem, na co ja parsknąłem śmiechem.
- Masz rację - odrzekłem z powagą. - Nigdy więcej nie będę się
denerwował takimi głupotami. Jak mogłem... Jak mogłem... Całkowicie zepsuję sobie reputację, a przecież prawie mi się udało - już wszyscy uważali mnie za szkolnego... eee... leniucha.
- Aleś to ujął - wyszczerzył zęby Łapa. - Dobrze mówisz. Przez ciebie nasze BRNMZ (Bez ryzyka nie ma zabawy) może legnąć w gruzach... A tego przecież nie chcemy, co?
- Jasne, że nie! BRNMZ jest święte - udałem oburzenie.
- Potter - zamarliśmy gwałtownie, lecz po chwili odzyskałem luz.
- Czego, Smarku? Mów szybko i odejdź, bo mi się zbiera na wymioty.
- McGonagall cię woła. Lekcja się zaczęła.
- Ach tak! I dlaczego akurat wysłała ciebie po mnie?
- Nie twoja sprawa.
- Czyyyżby? To zauważ, że wysłała cię po MNIE, więc to chyba jednak moja sprawa.
- Zamknij się - warknął Snape.
- Bo co? Co mi zrobisz, Smarku?
Snape wyciągnął różdżkę, ale ja byłem szybszy i po chwili Snape legnął jak długi na podłodze. Syriusz ryknął śmiechem, a zawtórowało mu kilku innych uczniów, w tym Glizdogon.
- Ten numer jest nudny - powiedział w końcu Łapa. - Wymyśl coś nowego. A zaśmiałem się tylko dla efektu...
- No wiesz co?! A z przyjemnością wymyślę nową zabawę dla Śmiecia - wyszczerzyłem zęby.
- Chłopaki, chodźcie - ponaglił nas Lupin.
Chwilę później weszliśmy do klasy.
- Gdzie Severus? - zapytała nas McGonagall.
- Kto? Aaa. Smarkerus. A skąd to pytanie, pani profesor? - zapytał Syriusz.
- Nie widzieliście go? - nauczycielka uniosła brwi. - A to dziwne, bo wysłałam go po was.
- Naprawdę? - udałem zaskoczenie, co wyszło mi całkiem nieźle. - Nie mamy pojęcia, gdzie on może być, pani profesor.
Pochwyciłem spojrzenie Evans, która piorunowała mnie wzrokiem. Wpatrzyłem się w jej oczy.
- Czyżby? Cóż, no dobrze, zajmijcie miejsca. Kontynuujemy lekcję. A więc kto powie mi coś, na temat zaklęcia uciszania? Jak brzmi jego formuła? Może...pan Potter.
Nie zrobiło to na mnie większego wrażenia, prawdę mówiąc, spodziewałem się tego.
- Formuła brzmi Silencio.
- Dobrze, Potter, a teraz spróbuj rzucić je na tego ptaka - wskazała na wronę stojącą na biurku nauczyciela i głośno krakającą.
Podszedłem i wycelowałem różdżkę we wronę.
- Silencio - nic się nie stało, wrona nadal krakała.
- Ćwiczyłeś, Potter? - zapytała mnie McGonagall.
- Nie - odpowiedziałem dziarsko.
- Dlaczego?
- Bo zapomniałem - wielu uczniów popatrzyło na mnie z podziwem.
Uśmiechnąłem się. Właśnie o to mi chodziło.
- Jesteś bardzo zuchwały, Potter - nauczycielka spiorunowała mnie wzrokiem.
- Wiem - teraz to już nawet Lupin wytrzeszczył oczy.
- Potter! Dziesięć punktów odejmuję Gryffindorowi, za twoje zuchwalstwo. Siadaj - rozkazała. - Kto pokaże Potterowi, jak to się poprawnie wykonuje? Może... Hmm... No, niech będzie panna Evans, jak już się tak do tego pali.
Lily podeszła do biurka i rzuciła zaklęcie na wronę. Ptak natychmiast umilkł.
- Brawo, panno Evans. Piętnaście punktów dla Gryffindoru. A pan, panie Potter, niech się lepiej uczy od koleżanki. - Lily uśmiechnęła się drwiąco i usiadła na krześle. - Sonorus - mruknęła McGonagall i wrona z powrotem zaczęła krakać. - A
więc, jak mówiłam...
Drzwi otworzyły się z hukiem.
- Pani profesor! - jakiś pierwszoroczniak wpadł zdyszany do klasy.
- Słucham?
- Widziałem, jak po drodze do klasy Potter rzucił zaklęcie na Snape'a! Byli tam też oni - wskazał na Syriusza, Remusa i Petera.
- Jakie to było zaklęcie?! - McGonagall wstała z krzesła i popatrzyła na nas wzrokiem ''będziecie mieli spore kłopoty, panowie''.
- Petrificus totalus - oznajmił pierwszoroczniak.
- Potter, Black, Pettigrew i Lupin! Za mną.

Wstaliśmy. Klasa popatrzyła na nas wzrokiem, w którym mieszał się podziw i przerażenie. Nie spojrzałem nawet na Evans, bo wiedziałem, jak na mnie patrzy, i co chciałaby ze mną zrobić. Wyszliśmy z klasy...

Następna nota. Krótka, ale tą również musiałam rozdzielić.
Pozdrawiam
Lady Cat.

Edytowane przez Crazy Flower dnia 30-06-2010 10:03

Dodane przez muchor dnia 28-06-2010 12:14
#22

Może...pan Potter.

Brak spacji po trzykropku.

- Sonorus - mruknęła McGonagall i wrona ucichła.

Sonorus, to zaklęcie, które wzmacnia głos. Cytując:
Ludo wyciągnął różdżkę, wycelował ją we własne gardło i powiedział:
-Sonorus! -Jego głos potoczył się głośnym echem po stadionie, zagłuszając ryk tłumu.

Więc jak McGonagall mogła tym zaklęciem uciszyć ptaka?

Wyszliśmy z klasy..

Brakuje jednej kropki.

Więcej błędów nie zauważyłam.
Opowiadanie robi się coraz ciekawsze. Mniej błędów, o wiele mniej błędów. Bardzo chciałabym zobaczyć tu 4 rozdział.
Weny życzę:)

Dodane przez Crazy Flower dnia 30-06-2010 10:59
#23

Nie wierzę...Po prostu nie wierzę, że uczniowie mojego domu mogli zachować się podobnie i potem jeszcze mnie okłamać - McGonagall stała oparta o biurko w swoim gabinecie i patrzyła na nas, nie złym ani zdenerwowanym wzrokiem, ale smutnym, bardzo smutnym.
- Pani profesor, my... - zaczął Remus.
- Nie chcę was słuchać. Widzę, że nie można wam przemówić do rozsądku karą odjęcia punktów, czy szlabanu. Trzeba wymyślić coś innego, ale to nie znaczy, że nie odejmę wam punktów. Wszyscy macie dwutygodniowy szlaban, codziennie, począwszy od jutra. I nie razem - tutaj uśmiechnęła się ironicznie. - A więc Potter codziennie przez dwa tygodnie o
piętnastej, Black o szesnastej, Lupin o siedemnastej, a Pettigrew o osiemnastej. Każdy z was będzie miał godzinny szlaban, przez dwa tygodnie. Ja nie mam czasu każdego pilnować, ale Filch zrobi to z przyjemnością. Dodatkowo, każdemu z was odejmuję trzydzieści punktów. A teraz proszę wyjść - wskazała na drzwi.
- Ale treningi Quidditcha...
- Powiedziałam proszę wyjść i wrócić na lekcje, ja przyjdę za pięć minut, powiedzcie to klasie.
Wyszliśmy tak, jak nam rozkazała.
- A Smark to co? Jemu nie da szlabanu?! - oburzyłem się, kiedy
znaleźliśmy się poza zasięgiem słuchu McGonagall.
- W końcu to my go zaczepiamy - mruknął Lupin.
- CO?! Ty go bronisz?! To on się czepił Glizdogona!
- Niby tak, ale...
- Co ale? - zdenerwował się Syriusz. - Rogacz ma rację.
- A ty co myślisz, Peter? - Luniak zwrócił się do Glizdogona.
- Co? Aaa. Ja to... ten... zgadzam się z Jamesem i Syriuszem.
- A w ogóle wiesz o czym rozmawiamy? - prychnął Lupin, kiwając głową nad głupotą Pettigrewa.
- Nie - przyznał się Glizdogon spuszczając wzrok.
- Co ty taki ostatnio zamyślony?
- Zmęczony po prostu jesteee... - reszta jego słów rozpłynęła się w głębokim ziewnięciu.
- Haha! Mamy jeszcze eliksiry, zaklęcia i lekcje latania na miotle - moje ulubione - uśmiechnąłem się.
- A Glizdogon chyba położyłby się najchętniej spać - zauważył Black.
- Chodźcie coś zjeść, umieram z głodu - powiedziałem, czując burczenie w brzuchu.
- Rogaczu, do przerwy jeszcze dziesięć minut, chyba wytrzymasz. A musimy wracać do klasy, tym razem McGonagall nas zabije.
- Dobra, dobra - burknąłem.
Kiedy weszliśmy do klasy powitała nas grobowa cisza. Wszyscy patrzyli na nas z zaciekawieniem.
- Co się tak gapicie - warknął Syriusz i opadł na swoje krzesło, a ja obok niego. Lunatyk i Peter również zajęli swoje miejsca. Uczniowie nadal się na nas gapili, co zaczęło mnie irytować.
- Przestańcie wreszcie wlepiać w nas gały! - krzyknąłem do klasy.
- Czego wy od nas, do cholery, chcecie?! - Łapa wstał i omiótł
spojrzeniem gapiów.
- Chcemy, żebyście nam powiedzieli, co z naszą nauczycielką - odrzekł ostro Robert Williams.
- Wróci za pięć minut - burknął zarumieniony Syriusz i usiadł na
krześle. Zapomnieliśmy powiedzieć klasie, a przecież miała prawo się interesować, co z McGonagall. Nagle pochwyciłem spojrzenie Snape'a, który szczerzył do nas swoje żółte zęby.
- Ignoruj go, ignoruj go, ignoruj... - mruczałem do siebie. Za wszelką cenę chciałem powstrzymać się od zaczepienia Smarka, ze względu na McGonagall, której nerwy powoli puszczały, a nie chciałem jej dowalać. Odwróciłem od niego wzrok i zagadałem Syriusza. Rozmawialiśmy bardzo
krótko, bo po chwili wróciła McGonagall.
- Przepraszam za czasową nieobecność. Powróćmy zatem do lekcji. Kto dalej zechce próbować zaklęcia uciszającego... Brown, podejdź tutaj.
Emily wstała i już po chwili celowała różdżką we wronę.
- Silencio - powiedziała. Wrona nie ucichła. Dziewczyna jęknęła.
- Spokojnie, Brown, na pewno ci się w końcu uda. Jeszcze raz.
- Silencio - wrona nadal krakała.
- Do trzech razy sztuka, skup się Brown!
- Silenco! - udało jej się. Wrona otwierała i zamykała dziób, ale nie wydawała żadnych dźwięków. Emily pisnęła z uciechy.
- No widzisz, mówiłam, że ci się uda Brown. Siadaj na miejsce. Sonorus. Kto teraz spróbuję? Martin, do biurka.
David Martin przełknął ślinę i podszedł do biurka. McGonagall odsunęła się nieco do tyłu, jakby wiedziała, co się potem stanie, ale jednak musiała przecież kiedyś go wybrać. David
odchrząknął i wycelował różdżką w krakającą wronę.
- Sailencio! - zdrowo huknęło i wrona spłonęła niczym feniks,
zamieniając się w popiół. Klasa zarechotała. David słynął z niezdarstwa.
- Na miłość boską, Martin! Mówi się Silencio, nie Sailencio - krzyknęła McGonagall patrząc na popiół spoczywający na jej biurku. - Siadaj - rozkazała, a chłopak opuścił głowę i poczołgał się na miejsce. - Chłoszczyć! Dobrze, koniec lekcji spakujcie się. Na następny raz każdy ma umieć to zaklęcie poprawnie. Bez wyjątków. Tylko Martin, nie wywołaj pożaru - powiedziała ostrzegawczo, na co kilka osób
zachichotało. - Potter, Black, Lupin i Pettigrew, pamiętajcie o
szlabanie. Do widzenia!

I dalej brnę ^^ Komentujcie i oceniajcie. Pozdrawiam!

Edytowane przez Crazy Flower dnia 30-06-2010 11:00

Dodane przez muchor dnia 30-06-2010 11:46
#24

Znalazłam już tylko jeden błąd:

- A w ogóle wiesz, o czym rozmawiamy? - prychnął Lupin, kiwając głową nad głupotą Pettigrewa.

Brak przecinka w zaznaczonym .

No, no...
Pisz dalej. Tylko przeszkadzało mi, że nie było zaznaczonego rozdziału.

Dodane przez Crazy Flower dnia 30-06-2010 12:27
#25

Bo to jeszcze nie nowy rozdział...Byłby za krótki :D Ale ten właśnie się skończył :D

Dodane przez muchor dnia 30-06-2010 13:23
#26

No ale mogłaś napisać po raz drugi: Rozdiała 3/ Rozdział 3 kontynuacja.
Byłoby bardziej czytelne i milej by się czytało.

Dodane przez yoyo dnia 01-07-2010 12:15
#27

Mi się bardzo podobają wszystkie części. Pisz dalej, Czekam !:)

Dodane przez Crazy Flower dnia 04-07-2010 20:07
#28

ROZDZIAŁ 4

Szliśmy właśnie przez szkolne błonia. Było urocze, letnie popołudnie, ostatni dzień nauki przed weekendem.
- A co z pełnią?
- Tego nie przewidziałem... - przyznałem. - A ty masz szlaban o... siedemnastej? Dobra, jakoś to załatwimy. Jest dziesiąty... Pełnia będzie za...
- Cztery dni.
- Mhm... A księżyc wschodzi o...
- Dwudziestej czterdzieści, tak około.
- Nie przerywaj mi, uczę się matematyki! - krzyknąłem na Lupina, który parsknął śmiechem. - Ej, no! Przecież masz czas do pełni, po szlabanie. Co ty panikujesz? Wyluzuj...
- Nie znoszę pełni - jęknął Lupin, przystając i rozsiadając się na trawie, pod drzewem.
- Nie jęcz, to fajna zabawa - rzekłem, opadając obok niego. Syriusz zrobił to samo, po drugiej stronie Remusa.
- Dla was może i tak, ale to nie wy się zmieniacie w wilkołaka - warknął Remus, wyciągając książkę z torby.
- Nie warcz. To nie jest takie złe - powiedział Łapa. - A ty co znowu, uczysz się?
- Tak, bo jest sprawdzian...
- No tak, zapomniałem - powiedział Syriusz, odrzucając włosy z czoła i zerkając Lupinowi w książkę - że sprawdzian mamy z wiedzy o wilkołakach - stuknął w twardą oprawkę książki.
- A nie... To jest... Tak tylko chciałem zerknąć...
- To twoja nowa lektura? No proszę - ''Jak radzić sobie z pełnią''... Skąd to wytrzasnąłeś? - Łapa zmarszczył brwi. - To książka dla wilkołaków, a nie dla uczniów, którzy akurat chcą sobie o nich poczytać.
Lupin zerknął ukradkiem na mnie.
- To Rogacz mi ją znalazł.
- Aha... No dobra. A ty skąd ją wziąłeś? - zapytał mnie Łapa.
- Z biblioteki - wzruszyłem ramionami. - Z działu ksiąg zakazanych, bo trochę tu zalatuje czarną magią. Ale Luniak chciał, to ma.
- I nie zauważyli, że jej nie ma?
- Chyba nie, skoro nic nie powiedzieli.
Syriusz mruknął coś niezrozumiałego. Nagle przypomniałem sobie, że w mojej torbie nadal spoczywa czekoladowa babeczka, gotowa do zjedzenia. Szybko sięgnąłem po torbę i włożyłem do niej rękę. Poczułem coś lepiącego. Natychmiast wyciągnąłem rękę z torby i przyjrzałem jej się. Była umazana roztopioną czekoladą.
- Mniam - zacząłem zlizywać czekoladę z palców, po czym znowu włożyłem rękę do torby i wyjąłem rozpaćkaną babeczkę. - Smak się przez to nie zmienił - pomyślałem głośno i wpakowałem słodycz do buzi. Nie była wielka, ale mała też nie i moje usta się namęczyły, aby ją zmieścić.
- Rogaczu, gdzie ty miałeś tą babeczkę? - zapytał Remus, zerkając na moją torbę.
- W środku - oznajmiłem.
- Daj mi ją na moment - wyciągnął rękę.
- Trzymaj - podałem mu torbę. On zaczął w niej grzebać i w efekcie końcowym wyjął moje książki, które również były umazane w czekoladzie.
- Fuj - ocenił Lupin i rozłożył podręczniki na trawie. Zaczął po kolei stukać w nie różdżką, mrucząc ''Chłoszczyść''. Po chwili były już czyste.
- Ej, Łapo - powiedziałem, wychylając się za Lupina. - Co ci jest? - przyjrzałem się dokładnie koledze i trzepnąłem go w ramię. - Zasnął! - zachichotałem i już chciałem go mocniej uderzyć, ale Lupin mnie powstrzymał.
- Po co? Niech się chłopak wyśpi, będzie mniej marudny - rzeczywiście, Syriusz od kilku dni był nieznośny.
- Może masz rację - włożyłem rozłożone książki do torby i wygodniej oparłem się o drzewo. Zamknąłem oczy na dłuższą chwilę. Po kilku minutach usłyszałem obok siebie kroki. Otworzyłem oczy. Luniak też popatrzył przed siebie. Stała tam Lily Evans razem ze swoimi przyjaciółkami. Moja ręka natychmiast przejechała po włosach.
- Ale on się na ciebie gapi - zachichotała Natasha Thomas, pokazując na mnie palcem.
- Kto? - Lily okręciła się w miejscu, bo do tamtej pory stała do mnie plecami. - A. On - mruknęła i z powrotem odwróciła się. Ale Natasha podeszła do nas i usiadła obok mnie. Wytrzeszczyłem gały.
- Co się tak patrzysz? - zapytała, rozbawiona.
- Nat, co ty robisz?! - syknęła Lily, ciągnąc koleżankę za rękaw.
- Evans, zostaw swoją koleżankę, najwyraźniej zmądrzała, co i wam by się przydało - powiedziałem, szczerząc zęby.
- Zostaw mnie! To, że ty ich nie znosisz, bo ci gnębią tego Smarka, nie znaczy, że ja się mam do nich nie odzywać! A poza tym on - wskazała na Lupina - zrobił mi to. - podwinęła rękaw, ukazując blizny po ugryzieniach wilkołaka. - Więc mamy sobie do pogadania.
- Co ty wyprawiasz?! - tym razem Emily Brown pociągnęła ją za rękę.
- Lily, nie mogę być wobec ciebie lojalna, jeśli ty lubisz Snape'a. Sorry, ale on jest obleśny!
- Dobra, skoro tak, to na razie - warknęła Evans i ruszyła przed siebie, a za nią Brown.
Natasha westchnęła.
- Po co ty to...? - zacząłem.
- No bo one mnie już wkurzają! Są takie... nienaganne i wiecznie grzeczne i miłe. A ja czasem muszę poszaleć. Mogą się na mnie obrazić, ale wy jesteście całkiem OK. Przynajmniej nie są z was tacy sztywniacy.
- Dzięki - powiedziałem. - Luniak, obudź Syriusza.
- Nie trzeba, on już wstał - odwróciłem się. Faktycznie - Łapa przyglądał się tej scenie rozbawiony.
- Stary, dobrze, że mnie to nie ominęło! To było niezłe...
- Przynajmniej ona zachowuje się normalnie - poczochrałem sobie włosy.
- Dzięki - powiedziała, prostując nogi i naciągając się.
- Eee... - zaczął Lupin. - Słuchaj, Natasha, bo ja jeszcze nie miałem czasu cię przeprosić. Za to, no wiesz, co ci zrobiłem na wakacjach...
- Spoko. Goi się. Fajnie nawet było - założyła ciemnobrązowe włosy za uszy.
- Wiesz, ty też jesteś nawet OK. Jak na dziewczynę - powiedziałem do niej.
- Cieszę się, że tak uważasz - uśmiechnęła się. - Co ja teraz zrobię bez nich? - wskazała ręką na dwie dziewczyny oddalające się w stronę zamku.
- Nie masz innych koleżanek?
- Mam... Ale są głupie.
- W takim razie masz nowych fajnych kolegów - zaśmiałem się.
- Taak. A gdzie macie Pettigrewa? - zmarszczyła brwi.
- Został w zamku. Coś się źle czuje.
- Aha... Która jest godzina?
- Siedemnasta - odpowiedział Black, zerkając na zegarek.
- Chyba wracam do zamku - oznajmiła, wstając.
- Yyy. My już też chyba mieliśmy wracać! - Łapa zerwał się na równe nogi i otrzepał ubranie.
- Wcal... - zaczął Lupin, ale ja zatkałem mu usta dłonią.
- Tak, mieliśmy, masz rację - ja również zabrałem torbę i wstałem. Dałem Remusowi znak ręką, aby zrobił to samo. Niechętnie zebrał się z trawy i ruszył za nami do zamku.

****

Godzinę później siedziałem na fotelu w pokoju wspólnym i przyglądałem się kłótni Natashy z Lily. Emily była z boku nic nie mówiła, tylko przyglądała się tak jak my. Kilka osób, które akurat były w pokoju wspólnym wyniosło się do swoich dormitoriów, lub wyszło przez dziurę w portrecie Grubej Damy.
- Nie obiecywałam ci przyjaźni! - krzyknęła Natasha.
- Ale nie musisz mówić takich rzeczy!
- Mam być szczera? Tak, chciałaś żebym była szczera, więc jestem! Nie czepiaj się!
- Ładna mi szczerość. Jesteś wredna!
- Może i tak, ale nie jestem głupia, tak jak ty! - krzyknęła rozwścieczona Thomas.
- Jak możesz mówić takie rzeczy?! - w oczach Lily zabłysły łzy.
- To wcale nie jest trudne. Nie muszę nic wymyślać, gadam to, co jest prawdą. Na prawo i lewo bronisz tego swojego obrzydliwego Smarka, jak ktoś mu coś powie, to się od razu obrażasz! Wszyscy tak o nim myślą, oprócz ciebie! Zachowujesz się głupio, dalej z nim trzymając. Zawsze jesteś rozwścieczona, jak oni - tu machnęła ręką w naszą stronę - cokolwiek mu zrobią. Sama bym chętnie się do nich przyłączyła...!
- PROSZĘ BARDZO! ŁAŹ SOBIE Z TYMI KRETYNAMI, MAM TO GDZIEŚ, ALE NIE OBRAŻAJ MNIE! - ryknęła Evans, czerwona na twarzy.
- BĘDĘ ROBIĆ CO ZECHCĘ, A TY SIĘ MNIE NIE CZEPIAJ! - wrzasnęła Natasha, jeszcze głośniej.
- NIE CZEPIAM SIĘ!
- ODWAL SIĘ ODE MNIE I DAJ MI ŚWIĘTY SPOKÓJ!
- ODWALIŁAM SIĘ! SPADAJ! - odwróciła się od niej i dysząc pobiegła do dormitorium. Emily powoli ruszyła za nią. Natasha stała w miejscu. W pokoju wspólnym nie było nikogo prócz naszej paczki i Thomas. Wstałem i podszedłem do dziewczyny.
- Ej, wszystko OK? - zapytałem, klepiąc ją po plecach.
- Jak ma być OK? Słyszałeś, co powiedziała! - ukryła twarz w dłoniach.
- Nie przejmuj się. Siadaj - popchnąłem ją w stronę sofy, a Natasha opadła na nią z kamienną twarzą. Usiadłem obok i oparłem się wygodnie. Na sąsiednich fotelach siedzieli Łapa, Luniak i Glizdogon. Syriusz mocno przyglądał się dziewczynie, Remus jak zwykle chował się za książką, a Glizdogon ułożył się wygodnie, jakby chciał spędzić noc na fotelu.
- Cieszę się, że was mam - wymamrotała, stłumionym przez poduszkę głosem. - Siedziałabym teraz sama jak palec.
Uśmiechnąłem się do Łapy.
- Fajnie mieć taką koleżankę - wyszczerzył zęby Syriusz.
- Wiem - odpowiedziała.
- Jesteś strasznie zarozumiała!
- Wiem.
- Ej! - Black rzucił poduszką w Natashę, która natychmiast podniosła się i mu oddała. Ja również dostałem poduszką, więc przyłączyłem się do zabawy. Podobnie jak Lupin i Peter, którzy odzyskali humory. Bawiliśmy się tak do późnego wieczora, rozmawiając i rzucając w siebie poduszkami, aż w końcu znudziło nam się.
- Wy wcale nie jesteście takimi debilami, jak Lily opowiada każdemu, kogo spotka.
- Wiesz co, dzięki - parsknąłem śmiechem.
- Dobra, idę spać - oznajmiła, po czym mina jej zrzedła.
- Co? Evans, tak? Pewnie cię obgaduje, jak to zwykle robią baby, jak się pokłócą?
- Pewnie tak, ale w końcu muszę tam iść - wstała i przeciągnęła się jak kotka. - Dobranoc, chłopaki!
- Dobranoc - zawołaliśmy za nią. Po chwili zniknęła już na schodach.
- Fajna z niej laska - ocenił Łapa.
- Noo. Można z nią pogadać - przyznałem. - Ale ja chyba pójdę w jej ślady. Padam z nóg!
- Ja tak samo - powiedział Syriusz.
- I my - dodali Luniak i Glizdogon.
- Zbieram się - oznajmiłem, po czym głęboko ziewnąłem.
Kilkanaście minut później spaliśmy głębokim snem w naszym dormitorium.

Edytowane przez Crazy Flower dnia 06-07-2010 19:19

Dodane przez HermionaR dnia 04-07-2010 20:56
#29

Hmmm fajne. TYlko jakbyś mogła to częściej dodawaj rozdziały...

Dodane przez muchor dnia 05-07-2010 14:59
#30

- Kto? - Lily okręciła się w miejscu, bo do tamtej pory stała do mnie plecami. - A. On - mruknęła i z powrotem odwróciła się.


Ładniej byłoby tak: - Kto? - Lily okręciła się w miejscu, bo do tamtej pory stała do mnie plecami. - A... On - mruknęła i z powrotem się odwróciła.

- No bo one mnie już wkurzają! Są takie... nienaganne i wiecznie grzeczne i miłe. A ja czasem muszę poszaleć. Mogą się na mnie obrazić, ale wy jesteście całkiem OK. Przynajmniej nie są z was tacy sztywniacy.

Czy nie lepiej tak:
- No bo one mnie już wkurzają! Są takie... nienaganne i wiecznie grzeczne i miłe. A ja czasem muszę poszaleć. Mogą się na mnie obrazić, ale wy jesteście całkiem OK. Przynajmniej nie są z was takie sztywniaki.

W ff lepiej nie używać skrótów typu Ok. Wiem, ze to dialog i w ogóle, ale wiesz...

Bawiliśmy się tak do późnego wieczora, rozmawiając i rzucając w siebie poduszkami, aż w końcu znudziło nam się.

Lepiej by było tak
Bawiliśmy się tak do późnego wieczora, rozmawiając i rzucając w siebie poduszkami, aż w końcu nam się znudziło.

-Noo. Można z nią pogadać - przyznałem. - Ale ja chyba pójdę w jej ślady. Padam z nóg!

Brak zaznaczonego mlnika.

No, ff bardzo mi się podoba. Błędów nie było prawie wcale. Głównie stylistyczne. Pisz dalej. Bardzo mi się podoba.

Edytowane przez Alae dnia 05-07-2010 19:19

Dodane przez ta sama maggie dnia 08-07-2010 17:11
#31

Nie wiem Czemu Lady Cat powiedziała na PW że mi sie nie spodoba jej FF...
Myliłas się, nie przeczytałam całości, tylko rozdział 1 i trochę 2 ale to jak narazie bardzoo mi się podoba... Napewno tutaj wróce i skoncze czytać:)
Masz talent:D

Edytowane przez ta sama maggie dnia 08-07-2010 17:15

Dodane przez Eileen_Prince dnia 15-07-2010 13:23
#32

Jak na moje za dużo dialogów.
Poza tym- UGH NIENAWIDZĘ POTTERA SENIORA.
No, dałam upust mojej złości ;d

Cóż, Potter jest taki, jak być powinien- nudny w swoim zachowaniu, zarozumiały i znęcający się nad słabszymi. Lily jest trochę dziwna. Taka histeryczka. Trochę dziwnie zrobiłaś z tymi animagami, z tego co wiem, nauczyli się tej `zdolności`, aby towarzyszyć Lupinowi przy przemianie w wilkołaka, ale taki urok FF- każdy ma swoją wersję wydarzeń. Ja tylko tak mówię, bo osobiście wolę trzymać się kanonu.
Dodam jeszcze, że dla mnie trochę nudno. Skupiasz się na znęcaniu się nad biednym (i kochanym *_* xD) Severusie oraz na histeryczce Evans. I tak w kółko. Moim zdaniem mogłabyś wprowadzić trochę grozy, opisać pewien raz we Wrzeszącej Chacie itd. Ale to tylko moje zdanie. Należę do tych osób, dla których akcja równa się krew, mrok i zło xD

Dodane przez Crazy Flower dnia 23-07-2010 13:02
#33

ROZDZIAŁ 5

Lekcja była wyjątkowo nudna. Slughorn wykładał coś o sporządzaniu eliksiru wielosokowego. Bawiłem się piórem, a Syriusz oglądał dziewczynę siedzącą trzy ławki dalej. Natasha odsunęła się jak najdalej od Lily i oddzieliła ławkę linią. Obydwie siedziały naburmuszone i wściekłe. Nie odzywały się do siebie od czasu tej pamiętnej kłótni w pokoju wspólnym,
czyli ponad tydzień. A jeśli musiały razem pracować na lekcji, to pisały tekst, który ewentualnie by powiedziały, na kartce. Starały się za wszelką cenę na siebie nie patrzeć. Trzeba przyznać - dziewczyny umieją się mocno pokłócić i nie odzywać się do siebie przez tydzień! Na początku wydawało mi się to dziwne, ale przyzwyczaiłem się. Łapa bacznie
przyglądał się Thomas, która wyglądała dziś bardzo ładnie. Była ubrana w czarną sukienkę, sięgającą do kolan i czerwone buciki. Ale ja i tak uważałem, że ładniej wygląda Evans, która miała na sobie ciemne, dżinsowe rybaczki i zielony T-shirt, pasujący do jej oczu. Nie posiadała żadnych efektownych pantofelków, tylko zwykłe, szkolne trampki.
- No, więc kto mi powie, jakie działanie ma eliksir wielosokowy? - Slughorn zatarł ręce. Wielu uczniów podniosło rękę, w tym Remus. Nauczyciel zignorował chętnych i popatrzył na Syriusza. - Pan Black.
- Eee - Syriusz gwałtownie oderwał wzrok od Natshy. - Eee... Aaa... Hmmm...
- Widzę, że pan Black nie uważał dzisiaj na lekcji. A więc może pan Lupin.
- Jest to jeden z najbardziej skomplikowanych i najtrudniejszych eliksirów, jakie wynaleziono. Dzięki niemu człowiek na jedną godzinę zamienia się w inna osobę, której odrobina ciała jest w jego eliksirze.
Jest on również jednym z najniebezpieczniejszych eliksirów, ponieważ działa on tylko na ludzi. Istoty nie w pełni ludzkie nie mogą korzystać z tego eliksiru np. półolbrzymy, wilkołaki. Skutki próby zamiany człowieka w zwierzę mogą być bardzo niebezpieczne i trudne do przewidzenia. Nawet najbardziej doświadczeni czarodzieje mają z tym eliksirem drobne kłopoty. Eliksir ten jest bardzo trudny do uwarzenia, ze względu na składniki do niego potrzebne.*
- Brawo! Dziesięć punktów dla Gryffindoru! Bardzo dokładna definicja eliksiru wielosokowego! A więc, jak powiedział wasz kolega, eliksir ten jest bardzo trudny do uwarzenia i niebezpieczny, dlatego nie będziemy go
sporządzać w tej klasie. Natomiast każdy ma umieć jego definicję poprawnie. Tak jak pan Lupin. Dobrze, koniec lekcji. Spakujcie się - machnął ręką.
Zabraliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy ku drzwiom. Nagle ktoś położył mi rękę na ramieniu i gwałtownie odwrócił. Spostrzegłem, że Lily bacznie obserwuje tą scenę.
- Pan zostanie. I panowie też - wskazał na Łapę, Luniaka i Glizdogona. Nagle spostrzegłem, że Slughorn trzyma też Snape'a. - Proszę tutaj - pokazał palcem pięć krzeseł, stojących najbliżej biurka.
Usiedliśmy. Niestety, mi przypadła rola siedzenia obok Smarka. Wszyscy wyszli z klasy, Evans na końcu, starając się dostrzec, co się święci. Drzwi zamknęły się z hukiem.
- No więc, profesor McGonagall prosiła mnie, abym spróbował rozwiązać tę sprawę, ponieważ ona, jako opiekunka waszego domu - wskazał na mnie i moich kolegów - sobie już nie radzi. Ja, jako opiekun domu pana Snape'a, zmuszony jestem spełnić prośbę Minerwy. A więc chętnie posłucham, co się dzieje między wami, oraz dlaczego sobie dokuczacie...
- Panie profesorze, czy to nasza wina, że Snape jest takim złym człowiekiem? To on nam dokucza i nas przezywa - wtrąciłem, z miną 'ofiary losu'. Syriusz zachwiał się na krześle.
- Ładnie to tak kłamać, Potter? - wycedził Smark, mrużąc oczy. - Więc teraz przeskakujemy na udawanie niewiniątka...?
- Czy ma pan coś do powiedzenia, panie Snape? - przerwał mu Slughorn.
- Oczywiście, że mam! - obruszył się chłopak.
- A więc dobrze, dobrze, mów!
- Nie! Niech nic nie mówi! Możemy dostać szlaban, czy coś, ale niech nam pan nie każe go słuchać - wtrąciłem, zwracając się do profesora. Temu usta wykrzywiły się w triumfalnym uśmiechu.

****

Siedziałem w fotelu i rozmyślałem. W prawej ręce trzymałem książkę, którą, chcąc, nie chcąc musiałem wertować. Ugryzłem kawałek czekoladowego batonika. Przeklinałem w duchu Slughorna i siebie. Tak, siebie. Choćby za to, że podstawiłem nauczycielom pod nos karteczkę z
napisem 'prawdziwa i skuteczna kara dla huncwotów, to przebywanie w towarzystwie Snape'a i słuchanie jego bełkotu'. Bardzo śmieszne, boki zrywać. Ścisnąłem w ręku batonik i częściowo go zgniotłem. Rozpuszczona czekolada oblepiła moje palce i spłynęła na
książkę. Ja to mam szczęście do czekolady, pomyślałem. Odłożyłem ją delikatnie obok siebie i z trudem wyciągnąłem różdżkę z kieszeni spodni. Mruknąłem formułkę zaklęcia i różdżka oczyściła podręcznik. Rozłożyłem się wygodniej na kanapie i zamknąłem oczy...
- Rogaczu! Wstawaj! - krzyknął mi ktoś do ucha. Poderwałem się.
- Co jest?
- Zgadnij - Syriusz pociągnął mnie za rękaw, abym wstał z sofy.
- Cholera! Pełnia! Gdzie Remus?
- Tu jestem - dopiero teraz zauważyłem ucznia, który był wyjątkowo blady, stojącego pod portretem Grubej Damy.
- Dobra, macie różdżki?!
- Tak. Szybko, bo nie zdążymy!
Wybiegliśmy z pokoju wspólnego. Lupin był trochę rozkojarzony i czasem zwalniał kroku, więc musiałem go popychać.
- Szybciej chłopaki! - pisnął Glizdogon, przebierając swoimi krótkimi nóżkami.
Nagle ktoś zagrodził nam drogę. Wszyscy czterej gwałtownie się zatrzymaliśmy.
- Gdzie panowie się tak śpieszą? - zapytał Slughorn.
- Eee... My... No... - zająknął się Syriusz, zasłaniając sobą Lupina, który zaczął się niebezpiecznie chwiać.
- My właśnie idziemy do dyrektora - odpowiedziałem bez namysłu.
- Oh! - ucieszył się profesor. - W takim razie pójdę razem z wami, mam pewną sprawę do Albusa.
Syriusz popatrzył na mnie morderczym wzrokiem i powiedział:
- Ale my jeszcze po drodze mamy coś do załatwienia.
- Poczekam na was z przyjemnością - uśmiechnął się nauczyciel.
Zapadło niezręczne milczenie.
- A kogo tam chowacie? - zaciekawił się Slughorn wychylając się, aby dostrzec, kto stoi za Łapą.
Pomyślałem ''dość tego'' i wyjąłem różdżkę. Skierowałem ją w stronę pleców profesora, lecz żadne zaklęcie nie przychodziło mi do głowy. Nagle przypomniałem sobie formułkę, którą przeczytałem ostatnio w książce do zaklęć. Wyszeptałem ''Confundus'', po czym Horacy Slughorn chwilowo stracił orientację i popatrzył na nas mało przytomnym wzrokiem.
Wykorzystaliśmy tę chwilę i puściliśmy się pędem po korytarzu. Teraz musieliśmy już praktycznie "nieść na rękach" Luniaka, który wyglądał coraz gorzej. Przez cały czas nic nie mówiliśmy, tylko staraliśmy się jak najszybciej biec.
W końcu dobiegliśmy do Zakazanego Lasu. Szybko pokonaliśmy drogę, dzielącą nas od Bijącej Wierzby. Wepchnęliśmy Lupina do tunelu i sami wleźliśmy za nim.
- Teraz - powiedziałem, i już po chwili zamiast trzech chłopaków stały zwierzęta: jeleń, czarny pies i szczur. Odsunęły się na bezpieczną odległość od przemieniającego się Remusa. Pysk mu się wydłużył, ubrania rozdarły się w pół i wylądowały na ziemi, robił się coraz wyższy, paznokcie zamieniły mu się w odrażające pazury i w końcu przed nami
stanął wilkołak. Przez chwilę starał się zorientować w sytuacji, po czym głośno zawył i pobiegł w głąb tunelu. Poczekaliśmy, aż Luniak dobiegnie do Wrzeszczącej Chaty i kiedy znalazł się poza zasięgiem naszego wzroku i słuchu, wycofaliśmy się z tunelu, z powrotem się zmieniliśmy i szczelnie zaryglowaliśmy wejście, używając różdżek.
- To rozumiem! - powiedział Syriusz, ocierając pot z czoła. - I jeszcze, jak skonfundowałeś Slughorna! Kto by pomyślał!
- Ale była jazda! - podzieliłem jego entuzjazm, klaszcząc.
- Noo... - mruknął Glizdogon. - Tylko trzeba będzie jakoś dojść do dormitorium...
Na szczęście, udało nam się dotrzeć do Pokoju Wspólnego bez
jakichkolwiek konsekwencji. W ubraniach rzuciliśmy się na łóżko. Syriusz mruknął coś w stylu 'nie zapomnij nastawić budzika', ale ja już go nie słuchałem.

****

Następnego dnia obudził mnie jakiś huk, dochądzący z błoni. Przetarłem oczy i usiadłem na łóżku. Spróbowałem wstać, ale wtedy z sykiem opadłem na poduszkę i złapałem się za głowę. Okropnie mnie bolała. Ona, i nie tylko. Czułem, że bolało mnie wszystko byłem potwornie zmęczony. Podjąłem kolejną próbę zwleczenia się z łóżka. Tym razem robiłem to powoli i udało mi się ustać na nogach. Popatrzyłem na zegarek, stojący na szafce nocnej. Ósma trzydzieści pięć... A lekcje zaczynają się o dziewiątej... Zaraz! Ósma trzydzieści pięć?! Skoczyłem jak oparzony do spania Syriusza.
- CHŁOPAKI, WSTAWAĆ, ALE JUŻ! - ryknąłem.
- Czemu tak wrzeszczysz?
- WSTAWAĆ, MÓWIĘ! ZA DWADZIEŚCIA PIĘĆ MINUT LEKCJE, A MY MUSIMY JESZCZE ZDĄŻYĆ DO WRZESZCZĄCEJ CHATY!
- Jasna cholera! - zaklął Łapa i zerwał się na równe nogi. To samo zrobił Peter.
Migiem się przebraliśmy, a ja wyciągnąłem z pod łóżka Mapę Huncwotów i Pelerynę Niewidkę.
- Wszyscy się pod nią nie zmieścimy - zauważył Glizdogon.
- Ty będziesz szczurem, bo na nie nikt nie zwraca uwagi i są małe...
- Wielkie dzięki - mruknął.
- ...a my z Łapą wskakujemy pod pelerynę - skończyłem, nie zwracając uwagi na Pettigrewa.
Wypadliśmy z dormitorium i Pokoju Wspólnego i puściliśmy się pędem przez korytarze zamku. Black co jakiś czas zerkał na mapę, a ja pilnowałem, aby niewidka się z nas nie zsunęła. Co jakiś czas dało się słyszeć popiskiwanie szczura, które zapewne miało nas ponaglać, biegnącego obok nas. Staraliśmy się szukać skrótów i tajnych wyjść, ale nawet tam nie było pusto i musieliśmy manewrować, aby na nikogo nie wpaść. W końcu zdyszani stanęliśmy przed Zakazanym Lasem. Tam w spokoju mogliśmy wykorzystać naszą umiejętność animagii, by jak najszybciej dotrzeć do tunelu. Ale najpierw musieliśmy zostawić przed lasem Petera i wepchnąć
mu do ręki mapę i pelerynę. Jeleń biegł szybko, ale pies nie był gorszy. Dotarliśmy szybko na miejsce i powróciliśmy do pierwotnych postaci.
- Bombarda! - krzyknąłem, celując w stonę wejścia do tunelu, które wybuchło, odsłaniając kamienne schody, prowadzące w głąb podziemnego korytarza. Zbiegliśmy po nich i ruszyliśmy przed siebie. Dobiegliśmy do Wrzeszczącej Chaty. Powoli zaczęliśmy przeszukiwać pomieszczenia, ale Lupina nigdzie nie było. W końcu, już w ostatnim pokoju, znaleźliśmy naszego przyjaciela, leżącego na drewnianej podłodze, i wyraźnie
śpiącego. Łapa potrząsnął nim lekko i Remus obudził się.
- Co jest? - zapytał, rozglądając się po pomieszczeniu. - Gdzie my jesteśmy?
- Wrzeszcząca Chata - odpowiedziałem z uśmiechem, oferując mu swoje ramię, aby mógł się łatwiej podnieść.
- Aha - mruknął, łapiąc mnie za rękę i usiłując podźwignąć się z
podłogi. - Dzięki - zwrócił się do mnie, kiedy już stał na nogach.
- Mamy mało czasu - oznajmił Syriusz. - Musimy się spieszyć!
- Taak... Chodźmy - machnąłem ręką w stronę wyjścia.
Szliśmy tą samą drogą, co wcześniej, aż doszliśmy na skraj Zakazanego Lasu. W tym miejscu, gdzie powinien stać Peter, ale jego nigdzie nie było. Zaczęliśmy wołać, ale nikt nie odpowiadał. Ruszyliśmy w stronę błoni. Nagle spostrzegliśmy Glizdogona, ale nie samego. Jego towarzysz nie odpowiadał ani nam, ani jemu. Jęknąłem cicho...

* - fragment skopiowany z Wikipedii. Mam nadzieję, że nikt nie będzie miał mi tego za złe.

Edytowane przez Crazy Flower dnia 10-08-2010 15:05

Dodane przez muchor dnia 04-08-2010 21:07
#34

Pan zostanie. I panowie też - wskazał na Łapę, Luniaka i Glizdogona. Nagle spostrzegłem, że Slughorn trzyma też Snape'a. - Proszę tutaj - wskazał pięć krzeseł, stojących najbliżej biurka.

Powtórzonko.
Drzwi zamknęły się.

Bleee...:sourgrapes Jak już, to: drzwi zamknęły się za nią, drzwi zamknęły się z trzaskiem, drzwi powoli się zamknęły, ale nie tak! Czyś ty łoszalała!?
- A więc dobrze, dobrze, mów!

Brzmi to jak rozkaz, a powinna być to prośba. Jakbyś sformłowała to tak:
- Więc proszę..., byłoby lepiej.
- Nie! Niech nic nie mówi! Możemy dostać szlaban, czy coś, ale niech nam pan nie każe go słuchać - wtrąciłem, zwracając się do profesora. Temu usta wykrzywiły się w triumfalnym uśmiechu.

Komu się wykrzywiły? Slughornowi czy Snape'owi?
Może i prawdziwa, ale nie dopuszczę, by była skuteczna! Ścisnąłem w ręku batonik i częściowo go zgniotłem. Rozpuszczona czekolada oblepiła moje palce i spłynęła na
książkę. Ja to mam szczęście do czekolady, pomyślałem. Odłożyłem ją delikatnie obok siebie i z trudem wyciągnąłem różdżkę z kieszeni spodni.

Odłożył czekoladę czy książkę?
Ona, i nie tylko.

Bzydkie zdanie, bzydkie zdanie, bzydkie zdanie! Powinno być: I nie tylko ona.
Co jakiś czas dało się słyszeć popiskiwanie szczura, które zapewne miało nas ponaglać, biegnącego obok nas.

:no:Żle sformułowane, nieczytelne zdanie.
W końcu, już w ostatnim pokoju, znaleźliśmy naszego przyjaciela, leżącego na drewnianej podłodze, i wyraźnie
śpiącego.

Bez tego przecinka!


Sama fabuła wciągająca, dobrze, że przerwałaś w takim napiętym momencie - to zachęca czytelnika.
Czekam na roz. 6!

Dodane przez yoyo dnia 04-08-2010 21:31
#35

No, no :D Mi się podoba. Chyba odłoże próbę pocięcia tasakiem ;p Pisz, pisz.
___________________________________
do muchor : pisze się brzydkie, a nie "bzydkie"

Dodane przez Crazy Flower dnia 07-08-2010 19:25
#36

ROZDZIAŁ 6.

Snape trzymał za rękaw Glizdogona, który próbował się wyszarpnąć. W ręce, którą nie napierał na Ślizgona, trzymał Mapę Huncwotów. Nie wiedziałem, gdzie podziała się Peleryna Niewidka i modliłem się w duchu, aby okazało się, że Peter wymówił słowa, dzięki którym mapa zamienia się w zwykły kawałek pergaminu.
- Strzel w niego oszałamiaczem, albo czymś podobnym - usłyszałem szept Syriusza, ukrywającego się za drzewem obok.
Rozważyłem to wyjście, ale nie byłem do końca przekonany. Strzelimy w niego oszałamiaczem, super, ale co potem? A jeśli ktoś to zauważy? Nie... Trzeba zaciągnąć go do lasu. Ale jak?
- Nie ruszajcie się z miejsca - rozkazałem szeptem Łapie i Lunatykowi. Oni pokiwali głową, na znak zgody. Wyszarpnąłem różdżkę z wewnętrznej kieszeni peleryny i skierowałem ją w stronę ścieżki, która prowadziła w głąb Zakazanego Lasu.
- Aquamenti - mruknąłem i na ścieżce pojawiła się kałuża. Odwróciłem głowę. Smark nadal zajmował się Glizdogonem. Więc ponowiłem próbę. - Aquamenti! - tyle, że tym razem, cały, widoczny odcinek dróżki zamienił się w płytką kałużę. Ponownie spojrzałem na Śmiecia, który bacznie przyglądał się "wejściu" do Zakazanego Lasu. Ruszył wolnym krokiem przed siebie, a za sobą ciągnął wciąż miotającego się Glizdogona. Powoli wszedł do lasu i przykucnął obok kałuży, plecami odwrócony do mnie. Odepchnął Pettigrewa, który oparł się o pień drzewa i ostrożnie włożył palec do wody. Nikt z Hogwartu nie mógł widzieć tego, co się później zdarzyło, gdyż korony drzew zasłaniały miejsce, gdzie Snape obecnie się znajdował.
- Petrificus Totalus! - zamrożony zaklęciem Ślizgon wpadł twarzą prosto w kałużę. Wybuchnąłem śmiechem. Smark, który nigdy nie ogląda się za siebie. Smark, który jest tak głupi, aby stanąć do mnie plecami i dać mi pełne pole manewru, abym mógł strzelić w niego zaklęciem. Smark, który nigdy się nie nauczy, że wszędzie, gdzie jest jeden Huncwot, są też inni. Taak, cały, walnięty Snape.
Peter podszedł do Ślizgona i uderzył go z całej siły w tyłek. No tak, z całej siły, tylko, że siła Glizdogona wybitna raczej nie jest. Stanąłem obok kałuży i lekko odepchnąłem kolegę na bok. Przewróciłem Smarka na plecy, podwinąłem rękawy, zamachnąłem się i z całej mojej siły kopnąłem go w krocze.
- Ciekawe, co będzie, jak się obudzi - parsknąłem śmiechem. - Ej, gdzie masz Pelerynę Niewidkę?
- O, tu - Pettigrew zanurzył rękę w dziupli drzewa i wyciągnął moją własność.
- Dobra, ty zamienisz się w szczura, Syriusz i Remus wskakują pod pelerynę, a ja biorę Mapę Huncwotów i wracamy do zamku.
- A co z nim? - Lupin wskazał na Smarkerusa.
- Nim się nie przejmuj, w końcu się obudzi... Chyba - wyszczerzyłem zęby i stuknąłem różdżką w mapę, którą podał mi Glizdogon.

****

Natasha siedziała na kanapie w Pokoju Wspólnym i przeglądała album ze zdjęciami jej rodziny przysłany dziś, przez rodziców. Co jakiś czas sięgała po żelka z opakowania, trzymanego przeze mnie w dłoni. Już dobrą minutę przyglądałem się trzem dziewczynom, siedzącym na drugim końcu pokoju. Dwie z nich dobrze znałem - Lily i Emily - ale trzeciej zupełnie nie kojarzyłem.
- Ej, Nat, kto to jest? - zapytałem w końcu.
- Kto? - oderwała wzrok od albumu i podążyła oczyma w stronę, gdzie pokazywałem palcem.
- Ta czarnowłosa, gadająca z Lilką i Brown.
- Aha... To ta nowa, Dorcas Meadowes z Beauxbatons. Musiała się na szybko przeprowadzić, czy coś tam. Od razu się zaprzyjaźniły. Pasują do siebie - pokiwała głową z politowaniem. - Od razu widać, że ta Meadowes jest głupia.
- Mmm... Dzięki.
- Dziwne, że nie wiesz. Dumbledore wyraźnie ją przedstawiał, wczoraj, na śniadaniu. A co do śniadania, gdzie się dziś rano włóczyliście?
- Spacerek - uśmiechnąłem się figlarnie.
Spostrzegłem, że Evans wstała z fotela i wyszła z Pokoju Wspólnego, a za nią jej dwie przyjaciółki. Ale nie miałem zamiaru je śledzić, więc pogrążyłem się w rozmowie z Thomas.

****

Tymczasem Severus Snape opierał się o ścianę w lochach, czekając na przybycie Lily. Usłyszał kroki i podniósł głowę. Zza rogu wyszły trzy dziewczyny.
- Hej - chłopak przywitał Lily i Emily. - Kto to jest?
- To nasza nowa przyjaciółka, Dorcas Meadowes. Przyjechała z Francji, na stałe.
- Aha - Snape niezbyt się ucieszył, widząc nową Gryfonkę. - Co chciałaś mi powiedzieć?
- Mamy pewien plan... Chodź w bardziej ustronne miejsce.

****

Chwilę później Snape, Evans, Brown i Meadowes szli przez korytarz. Severus wymachiwał gorączkowo rękami.
- Nawet nie próbuj! To niebezpieczne! I złamiesz szkolny regulamin...!
- Sev, ja muszę, rozumiesz? Już nawet zaczęłam. Chyba chcesz zdenerwować Pottera? - przerwała mu Lily.
- Chcę, chcę, ale co, jak on ci coś zrobi?!
- Spokojnie, nie zrobi mi krzywdy.
- To Potter! - jęknął Snape. - Wiesz, do czego on jest zdolny!
- Nic mi nie zrobi! - zdenerwowała się Evans.
- Ale przecież nie będziesz sobą! Nie będzie wiedział, że to ty...
- Wystarczy - powiedziała stanowczo Emily. - Lily zrobi, co będzie chciała, a ty jej nie będziesz przeszkadzał! Poza tym ona robi to dla ciebie! Możesz to obserwować i uczyć, jak się zachowywać w towarzystwie tego debila!
- Ale...
- KONIEC!
Snape spuścił głowę i wymamrotał coś niezrozumiałego. Reszta drogi minęła w spokoju. Rozstali się, kiedy Gryfonki przeszły przez portret Grubej Damy.

****

Następnego dnia miał się odbyć mecz Quidditcha Gryfoni - Krukoni. Trochę się denerwowałem, ale wiedziałem, że i tym razem uda mi się złapać znicza, i że dzięki mnie Gryffindor znów wygra mecz. Drużyna siedziała na ławkach w szatni i przygotowywała się do rozgrywki. Z napięciem słuchała ostatnich wskazówek kapitana.
- Pokonamy ich, jasne? - Oliver Carson był wyraźnie zdenerwowany. - Charlotte, pamiętaj, gdy tylko otoczą cię ścigający Ravenclawu i wiesz, że nie dasz im rady, podajesz piłkę do mnie, lub innego naszego ścigającego - zwrócił się do Bennett. - Potter, ty lecisz tak, jak zawsze. Masz złapać znicza. Dobra, jazda!
Obydwie drużyny wyleciały równocześnie. Głos komentatora potoczył się po hogwardzkich błoniach. Gra się rozpoczęła. Zgodnie z moim rytuałem, skierowałem się w stronę nieba i po chwili wypatrywałem już znicza, wisząc najwyżej z wszystkich zawodników. Trzy razy okrążyłem całe boisko, i w końcu go dostrzegłem - mała, błyszcząca piłeczka. Natychmiast zanurkowałem w powietrzu i przyspieszyłem. Po chwili, pojawił się koło mnie szukający Ravenclawu. Zepchnąłem go na bok i ponownie zapikowałem, ponieważ znicz zmienił kierunek, i zmierzał teraz ku piaszczystej ziemi. Był już tak blisko piasku, a ja nadal leciałem, choć nie wiedziałem, czy dam radę wyhamować. Z całej siły naparłem na tył miotły i, ku ogólnemu zdziwieniu, udało mi się nie uderzyć o ziemię. Ale nie miałem czasu na zachwycanie się osiągnięciem, bo piłeczka nadal się nie zatrzymywała. Starałem się jak najszybciej lecieć. I w końcu poczułem smak zwycięstwa - w mojej prawej dłoni spoczywał złoty znicz. Rozległ się gwizdek, oznaczający zakończenie meczu i wygraną Gryfonów. Musiałem jeszcze się zatrzymać. Nie zdążyłem jednak, ponieważ tłuczek trafił mnie z tyłu głowy. Zdążyłem tylko pomyśleć, że to na pewno nie był nikt ze 'szlachetnego Ravenclawu', bo zaraz potem upadłem i straciłem przytomność.

****

Obudziłem się w Skrzydle Szpitalnym. Otworzyłem powoli oczy.
- Stary, Rogacz się budzi - usłyszałem podekscytowany głos Syriusza. Podniosłem głowę i ziewnąłem.
- O cholera, ale mnie boli głowa - jęknąłem.
- Proszę bardzo, James nie stracił pamięci. Jest dawny, wulgarny Potter - wyszczerzył zęby Łapa.
- Nareszcie się obudziłeś - powiedział Remus, który siedział w nogach łóżka, razem z Blackiem i Pettigrewem. - Odleciałeś aż na dwa tygodnie.
- Coo? - wytrzeszczyłem oczy. - Dwa tygodnie? Jasny gwint!
- No... Piłka musiała mocno trafić. A wiesz, że to nie był nikt z drużyny Krukonów? Ktoś z widowni strzelił zaklęciem w tłuczka, i nie chybił. Zaczarował go tak, żeby konkretnie rąbnął cię w łeb. A ten ktoś, to nasz kochany Smark.
- SMARK?! JA GO, DO CHOLERY ZABIJĘ! - ryknąłem tak głośno, że pani Pomfrey wbiegła do sali.
- Potter! Nie wrzeszcz tak! A wy macie wyjść! Mówiłam wam, że nie można go denerwować!
- A kiedy będzie mógł opuścić Skrzydło Szpitalne? - zapytał Łapa, który na mój ryk zareagował tak, że zerwał się z łóżka. Podobnie reszta Huncwotów.
- Myślę, że tydzień jeszcze tu spędzi. A teraz proszę wyjść.
Łapa chciał jeszcze coś powiedzieć, bo otworzył usta, ale pani Pomfrey wygoniła ich z sali. Byłem bardzo zdenerwowany... Dyszałem. Przyrzekłem sobie, że Śmieć pożałuje... Ale jeszcze nie teraz... Byłem zbyt zmęczony. Położyłem głowę na poduszce i szybko zapadłem w sen.

Kiedy się obudziłem, był środek nocy. Stwierdziłem, że już najwyższy czas opuścić Skrzydło Szpitalne. W końcu spędziłem tu dwa tygodnie, pomyślałem z irytacją. Usiadłem na łóżku, wstałem i przeciągnąłem się. O dziwo, głowa przestała mnie boleć. Ruszyłem w stronę wyjścia.
Szybko znalazłem się pod portretem Grubej Damy. Musiałem kilka razy porządnie stuknąć w ramy obrazu, żeby się obudziła. Nie była zbyt zadowolona, ale ja nie zwracałem na to uwagi. Wypowiedziałem hasło i wszedłem do środka. Rozejrzałem się. W pokoju było pusto. Pokonałem schody i cicho otworzyłem drzwi dormitorium. Łapa, Luniak i Glizdogon spali jak zabici. Co jakiś czas słychać tylko było pochrapywanie. Uśmiechnąłem się. Ale się zdziwią, jak zobaczą mnie jutro rano w łóżku. Mimo, iż głowa mnie już nie bolała, to nadal byłem zmęczony, więc położyłem się na kołdrze (było ciepło i nie musiałem się nią przykrywać) i zasnąłem.

****

- Rogacz! Co ty tu robisz?! - krzyk Lupina zbudził mnie ze snu. Przetarłem oczy.
- A co, myśleliście, że zostanę w tym przeklętym miejscu jeszcze tydzień? - parsknąłem śmiechem na widok miny Remusa.
- Nie, ale... wiesz...
- Daj spokój, jasne, że nie. Wiedzieliśmy, że prędzej czy później zaskoczysz nas swoją obecnością.
- I wyszło prędzej - uśmiechnąłem się. - A teraz czas zemsty na Smarku.

Na śniadanie zeszliśmy w znakomitych humorach. Wszyscy się odwrócili i popatrzyli na mnie z otwartymi szeroko oczami. Nie doszliśmy jeszcze do stołu, gdy spostrzegliśmy, że ku nam zmierza pielęgniarka.
- Tu jesteś! - krzyknęła na mój widok i zatrzymała mnie. - Jak mogłeś uciec ze Skrzydła Szpitalnego?! Jesteś jeszcze chory! Nie odzyskałeś w pełni...
- Pani Pomfrey, czuję się znakomicie - przerwałem jej. - I nie wrócę do Skrzydła. Spędziłem tam dwa tygodnie, to chyba wystarczy.
Nadbiegła McGonagall... Świetnie, jeszcze tego mi brakowało, pomyślałem.
- Co tu się dzieje? - zapytała. - Co oni znowu zmalowali?
- Potter uciekł ze Skrzydła Szpitalnego!
- Czuję się znakomicie - powtórzyłem, przez zaciśnięte zęby. - Nie wrócę do Skrzydła! Nie potrzebuję niczyjej pomocy. I nie jestem już chory!
- Minerwo, przemów mu, proszę, do rozsądku.
- Poppy, znasz Pottera. Nie podda się, choćbyśmy go łańcuchami przygwoździli do ściany - westchnęła opiekunka Gryffindoru. - Dobrze, Potter, idź zjedz śniadanie.
Odszedłem do stołu, z wyrazem zdumienia na twarzy. Zajęliśmy miejsca i nałożyłem sobie na talerz naleśnika.
- McGonagall chyba upadła na głowę - szepnąłem do Łapy. - Spodziewałem się kazania, że spod opieki pielęgniarki się nie ucieka, że dostanę szlaban i tak dalej, a tu?
- Moo... Chaktychnie yba chos jej che schao w głoche - wymamrotał Syriusz, z pełnymi ustami. Zrozumiałem, co powiedział, z racji tego, że sam często mówię takim "językiem".
Reszta śniadania i lekcje minęły spokojnie, tak jak zawsze. Po południu zmierzaliśmy na błonia, w poszukiwaniach Snape'a. Zaraz po wyjściu z zamku dostrzegliśmy Ślizgona, samego, opierającego się o mur.
- Świetnie - mruknął Syriusz jadowitym głosem. I zaraz potem zawołał - Ej, Smarkerusie! Nie nudzisz się? Levicorpus! - Ślizgon zawisł w powietrzu za kostki. Nie krzyczał, nie wyrywał się, tylko powiedział spokojnym i opanowanym głosem. - Odstawcie mnie z powrotem na ziemię.
Wymieniłem z Łapą zdumione spojrzenie. Ten szarpnął różdżką i Smark zwalił się z powrotem na ziemię, jęcząc:
- Ał, ale boli, ał, ał - i trzymając się za rękę, na którą spadł.
- Boli cię? Może nie trzeba było bawić się różdżką w czasie meczu? - wycedziłem, po czym krzyknąłem - Furnunculus!
Na twarzy Snape'a zaczęły pojawiać się bąble i krosty. Chłopak pomacał swoją twarz i wrzasnął, na co ja z Łapą parsknęliśmy śmiechem. Znów skierowałem różdżkę na Ślizgona i ten znowu zawisł w powietrzu. Chwilę go przytrzymałem, po czym mruknąłem zaklęcie i spadł na trawę.
- Impedimento! - krzyknął Black i Smark uderzył lekko bokiem o mur, po czym zsunął się po nim i legł na ziemi, jęcząc. Nagle zaczęło się dziać coś bardzo dziwnego. Włosy Snape'a powoli urosły, zmieniły kolor, zrobił się niższy, bardziej rumiany i opalony, twarz zamieniła się w kobiecą i przed nami, zamiast Smarkerusa pojawiła się... Lily Evans. Wrzasnąłem. Przez drzwi do zamku wypadli, prawdziwy Snape, Dorcas, Emily i Natasha. Thomas podbiegła do mnie i położyła mi rękę na ramieniu.
- Ty kretynie! - ryknęła do mnie Brown, podbiegając i kucając obok Lily. - Lilcia, żyjesz? Lilka? Nic ci nie jest?! - po czym zwróciła się do Ślizgona - To twoja wina! Gdybyś wtedy nie napuścił tego cholernego tłuczka na Pottera, to nie byłby taki wkurzony i nie chciał by się zemścić!
- Moja?! - oburzył się Snape. - To Potter strzelił w nią zaklęciem! Przecież od początku byłem przeciwny temu pomysłowi!
- Ale potem uległeś! I pozwoliłeś jej wziąć twojego włosa!
- Uległem, bo na mnie nawrzeszczałaś - Emily oblała się rumieńcem. - A mojego włosa mogła znaleźć gdziekolwiek indziej!
- Gdzie na przykład?!
- Och, zamknij się już i biegnij do Skrzydła Szpitalnego!
Przez cały ten czas stałem jak wryty, słuchając pocieszających szeptów Natashy i przerażony oglądając tę scenę.

Edytowane przez Crazy Flower dnia 08-08-2010 12:55

Dodane przez yoyo dnia 07-08-2010 22:16
#37

no, no ...
widze, że wena wróciła :D
tam w pewnym momencie, coś z przecinkami się pomyliło, ale to pewnie jakiś czarnoksięznik wdarł się ;p
pisz, pisz
czekam i dziękuje za betowanie :D

Dodane przez muchor dnia 07-08-2010 23:19
#38

Natasha siedziała na kanapie w Pokoju Wspólnym i przeglądała album ze zdjęciami jej rodziny przysłany dziś, przez rodziców.

Niepotrzebny przecinek...
Następnego dnia miał się odbyć mecz Quidditcha Gryfoni - Puchoni.

- Pokonamy ich, jasne? - Oliver Carson był wyraźnie zdenerwowany. - Charlotte, pamiętaj, gdy tylko otoczą cię ścigający Ravenclawu i wiesz, że nie dasz im rady, podajesz piłkę do mnie, lub innego naszego ścigającego - zwrócił się do Bennett. - Potter, ty lecisz tak, jak zawsze. Masz złapać znicza. Dobra, jazda!

Pomyliłaś się. Musisz się zdecydować, czy Gryffindor gra z Hufflepuffem czy Ravenclawem. Jako, że później znów wspominasz o krukonach podejrzewam, że chodziło ci o nich...
Trzy razy okrążyłem całe boisko, i w końcu go dostrzegłem - mała, błyszcząca piłeczka.

Niepotrzebny przecinek i powinnaś napisać: małą, błyszczącą piłeczkę, lub: mała, błyszcząca piłeczka latała [gdzieś tam].
Natychmiast zanurkowałem w powietrzu i przyspieszyłem.

Usuń podkreślone słowa - zdanie brzmi bez nich lepiej.
Zepchnąłem go na bok i ponownie zapikowałem, ponieważ znicz zmienił kierunek, i zmierzał teraz ku piaszczystej ziemi.

Przecinek, again!
Zdążyłem tylko pomyśleć, że to na pewno nie był nikt ze rszlachetnego Ravenclawur1;, bo zaraz potem upadłem i straciłem przytomność.

Ach ten Word, nieprawdaż? Usuń 'erki
- No... Piłka musiała mocno trafić. A wiesz, że to nie był nikt z drużyny Puchonów?

Znów nawiązujesz do Hufflepuffu! A miał być Ravenclaw!
Ślizgona

Mała literka, mała literka!!!

Akcja mnie nie zaskoczyła (pewnie dlatego, że mi ją zdradziałaś:D), ale i tak było fajnie...
Pisz pisz dalej!
Wenki!

Dodane przez Crazy Flower dnia 08-08-2010 12:53
#39

Następnego dnia miał się odbyć mecz Quidditcha Gryfoni - Puchoni.

- Pokonamy ich, jasne? - Oliver Carson był wyraźnie zdenerwowany. - Charlotte, pamiętaj, gdy tylko otoczą cię ścigający Ravenclawu i wiesz, że nie dasz im rady, podajesz piłkę do mnie, lub innego naszego ścigającego - zwrócił się do Bennett. - Potter, ty lecisz tak, jak zawsze. Masz złapać znicza. Dobra, jazda!

Pomyliłaś się. Musisz się zdecydować, czy Gryffindor gra z Hufflepuffem czy Ravenclawem. Jako, że później znów wspominasz o krukonach podejrzewam, że chodziło ci o nich...


:amgad: Jaki ze mnie głupek! Przepraszam was, przepraszam! Miało być oczywiście Krukoni, ale mi się pomyliło :amgad: Już poprawiam.


Natychmiast zanurkowałem w powietrzu i przyspieszyłem.

Usuń podkreślone słowa - zdanie brzmi bez nich lepiej.

Tato mi powiedział, że jak się pisze 'zanurkowałem' to należy dodać 'w powietrzu'. Dla tych, co by się czepiali, że nurkuje się w wodzie. ;d

- No... Piłka musiała mocno trafić. A wiesz, że to nie był nikt z drużyny Puchonów?

Znów nawiązujesz do Hufflepuffu! A miał być Ravenclaw!

Bo patrzyłam na to, co wcześniej napisałam :amgad: Mówiłam, że ze mnie głupek.

Zdążyłem tylko pomyśleć, że to na pewno nie był nikt ze rszlachetnego Ravenclawur1;, bo zaraz potem upadłem i straciłem przytomność.

Ach ten Word, nieprawdaż? Usuń 'erki

Coo? Zacznijmy od tego, że ja nie piszę w Wordzie! :o To może pomyłka LH, lub nie wiem ;d


Dodane przez Loonyy dnia 08-08-2010 15:38
#40

W nocy zaczęłam czytać wszystkie od początku rozdziały. Ogólnie jest okej, ale kilka rzeczy mi nie pasuje i pozwolę sobie powiedzieć jakie.
1. Trochę to nie możliwe żeby chłopcy w wieku jedenastu/ dwunastu lat interesowały się dziewczynami! Wtedy dziewczyny są tymi największymi wrogami. Wiem coś o tym, bo mam brata ciotecznego (który jest dla mnie prawie jak rodzony) w tym wieku.
2. Na pierwszym roku raczej nie zna się takich zaklęć jak Pertifikus Totalus, w pierwszym tomie Harry'ego jest to dobrze pokazane, bo tylko Hermiona zna to zaklęcie.
3. Trochę jakby wrócę do pierwszego punktu, ponieważ w wieku 11-12 lat, raczej nie mówi się takim słownictwem jak to piszesz. Wiem, że to wcale nie jest takie proste zmienić się nagle w jedenastolatka, ale jak już się tego podjęłaś, to powinnaś to zauważyć.
4. Kolejna rzecz dotycząca wieku chłopców, natomiast w klasie drugiej być animagiem to wielki wyczyn. Często się to nie udaje nawet najlepszym czarodziejom, więc jak to się udało jedenastolatkom! Poza tym chłopcy w piątej klasie dopiero sowiedzieli się, że Remus to wilkołak...

Na razie tyle, czekam na dalsze rozdziały :)

Edytowane przez Loonyy dnia 08-08-2010 15:41

Dodane przez Crazy Flower dnia 08-08-2010 17:16
#41

1. Trochę to nie możliwe żeby chłopcy w wieku jedenastu/ dwunastu lat interesowały się dziewczynami! Wtedy dziewczyny są tymi największymi wrogami. Wiem coś o tym, bo mam brata ciotecznego (który jest dla mnie prawie jak rodzony) w tym wieku.

A zdziwiłabyś się, co się działo rok/dwa lata temu w mojej szkole ^^ Piszę na podstawie swoich doświadczeń.
Poza tym mamy wyraźną wzmiankę o tym, że James kochał się w Lily od pierwszej klasy. Najwyraźniej to możliwe.

2. Na pierwszym roku raczej nie zna się takich zaklęć jak Pertifikus Totalus, w pierwszym tomie Harry'ego jest to dobrze pokazane, bo tylko Hermiona zna to zaklęcie.

A ja napisałam, że on to poznał na lekcji? Cóż, skoro Hermiona mogła je znać, to również James mógł przeczytać o nim w książce do zaklęć. Chyba, że się pomyliłam i jednak napisałam, że to było na lekcji.

3. Trochę jakby wrócę do pierwszego punktu, ponieważ w wieku 11-12 lat, raczej nie mówi się takim słownictwem jak to piszesz. Wiem, że to wcale nie jest takie proste zmienić się nagle w jedenastolatka, ale jak już się tego podjęłaś, to powinnaś to zauważyć.

Jeżeli chodzi Ci o coś, na wzór tego:
- Daj spokój, jasne, że nie. Wiedzieliśmy, że prędzej czy później zaskoczysz nas swoją obecnością.
W takim razie chcę Wam powiedzieć, iż chodziło mi o 'śmiechowe', że Łapa powiedział to na żarty, np. że do tego 'oddał pokłon' Jamesowi itp.

4. Kolejna rzecz dotycząca wieku chłopców, natomiast w klasie drugiej być animagiem to wielki wyczyn. Często się to nie udaje nawet najlepszym czarodziejom, więc jak to się udało jedenastolatkom! Poza tym chłopcy w piątej klasie dopiero dowiedzieli się, że Remus to wilkołak...

O tym już było... We wcześniejszych komentarzach ^^ I dodam jeszcze, że kiedy zaczynałam, to nie byłam wielką Pottermaniaczką i w zasadzie nie wiedziałam o tym, że animagami zostali w 5 klasie i, że w 5 klasie dowiedzieli się, ze Lupin jest wilkołakiem...

Pozdrawiam
Lady Cat.

^.^

Edytowane przez Crazy Flower dnia 02-09-2010 17:08

Dodane przez Pandora dnia 08-08-2010 21:19
#42

Była ubrana w czarną sukienkę, sięgającą do kolan i czerwone buciki. Ale ja i tak uważałem, że ładniej wygląda Evans, która miała na sobie ciemne, dżinsowe rybaczki i zielony T-shirt, pasujący do jej oczu.

Wydaje mi się,że w czasie lekcji obowiązkowe było noszenie mundurków;)

'prawdziwa i skuteczna kara dla huncwotów, to przebywanie w towarzystwie Snape'a i słuchanie jego bełkotu'.

myślałam,że padnę jak to przeczytałam;)

- Zgadnij - Syriusz pociągnął mnie za rękaw, abym wstał z sofy.
- Cholera! Pełnia! Gdzie Remus?
- Tu jestem - dopiero teraz zauważyłem ucznia, który był wyjątkowo blady, stojącego pod portretem Grubej Damy.
- Dobra, macie różdżki?!
- Tak. Szybko, bo nie zdążymy!
Wybiegliśmy z pokoju wspólnego. Lupin był trochę rozkojarzony i czasem zwalniał kroku, więc musiałem go popychać.

z tego co wiem pani od zielarstwa przyprowadzała Lupina do Wrzeszczącej Chaty a potem po kryjomu dołączali do niego przyjaciele;)

Dodane przez Crazy Flower dnia 08-08-2010 21:46
#43

Oj, tam, wiem przecież, ale to moje opowiadanie i mogę zmieniać fakty, nieprawdaż? ;>

Dodane przez Agnes Black dnia 21-08-2010 20:08
#44

Fajne, naprawdę bardzo fajne.
Wybitny dla ciebie.
Warto dokończyć ten fanfik.
Trochę błędów, ale na tyle tekstu da się to znieść.
Wiem, że powtarzam słowa swego poprzednika, ale faktycznie dziwnie zrobiłaś z animagowością Huncwotów.

Dodane przez Charakternik dnia 24-08-2010 15:17
#45

Naprawdę świetne FF. Bardzo mi się spodobało, może dlatego, że uwielbiam Huncwotów, oprócz Glizdka. ;< Weź pisz dalej. ;p

P.S. Masz podobny styl do Jo. ;p

Będę powtarzać do znudzenia. Kropki, przecinki, dwukropki, wielokropki piszemy tuż po ostatniej literze słowa, po którym jest stawiamy. BEZ odstępu.

Edytowane przez Alae dnia 24-08-2010 18:57

Dodane przez Crazy Flower dnia 24-09-2010 22:51
#46

Jest. Wróciłam po krótkiej przerwie w pisaniu. Rozdział mi się nie podoba, ale to już nie mnie go oceniać.
+ ten mój rozdział jest do tego krótki ;|
______________________________________________________________


ROZDZIAŁ 7

- Odezwij się wreszcie! - Łapa trzepnął mnie zdrowo w głowę.
- Spadaj - odburknąłem i nadal nie odwracałem wzroku od tańczących w kominku płomieni.
- Sam się prosiłeś.
Syriusz odszedł od kanapy i zaczął się krzątać. Nie odwracałem się - miałem zamiar kompletnie go ignorować. Ale chwilę później pożałowałem swojej decyzji, gdyż ktoś (Syriusz) wylał na mnie wiadro lodowatej wody.
- ZWARIOWAŁEŚ?! - zerwałem się na równe nogi.
Chłopak wyszczerzył zęby i powtórzył:
- Sam się prosiłeś.
- To wcale nie jest śmieszne - warknąłem, choć uśmiech cisnął mi się na usta.
- Jest.
- Nie, nie jest.
- Jest.
- Nie jest!
- Jest!
- Nie je...! - nie mogłem się dłużej powstrzymać i wraz z Łapą wybuchnęliśmy śmiechem. Ale zaraz potem przybrałem minę adekwatną do pogrzebu brata i odwróciłem się z powrotem w stronę kominka.
- No nie! - jęknął Black. - Znowu? A już miałem nadzieję, że chociaż na chwilę oderwiesz się od myślenia o tej debil...
- NIE NAZYWAJ JEJ TAK!
- Dobra, dobra - Syriusz podniósł ręce w obronnym geście. - Chcesz się tarzać w tym gównie i wspominać to wydarzenie do końca życia, proszę bardzo. Ale pamiętaj, że jak tylko poprawi ci się humor możesz do mnie przyjść i razem wymyślimy jakiś huncwocki dowcip - odszedł do grupki czwartoroczniaków, stojących gdzieś pod ścianą.

****

- Wynocha!
- Hmm? - Lupin pogrążony był w lekturze.
- WYNOCHA MI Z TĄ CZEKOLADĄ, MÓWIĘ! - ryknęła pani Pince, a Remus podskoczył na krześle, pospiesznie zgarnął swoje rzeczy, wpakował resztę czekolady do ust i prędko wybiegł z biblioteki, bojąc się ponownego ataku na swoją osobę.
Kiedy był już za rogiem, osunął się pod ścianą i usiadł na podłodze, dysząc ciężko. Obok siebie położył książki, kilka rolek czystego pergaminu, dwa pióra i skończoną pracę domową na eliksiry. Otworzył torbę i starannie ułożył w niej wszystkie rzeczy, po czym wstał i przerzucił ją przez ramię.
Znajdował się w dość ciemnym odcinku korytarza, który znał, ale mimo to, czym prędzej pragnął dostać się z powrotem do wieży Gryffindoru. Ruszył raźnym krokiem przed siebie.
Po kilku minutach usłyszał przyciszone szepty rozmów i odgłosy kroków, zmierzające w jego stronę. Schował się za dość obszernym posągiem wiedźmy i nasłuchiwał.
- Co to miało być?
- Ja... nic, nic takiego...
- Czyżby? Mówiłeś, że już się nie przyjaźnisz z tą rudą szlamą, a tu co? Cała szkoła trąbi o tym wydarzeniu! - rzekł Avery, zatrzymując się.
- Nie... bo, ja... ona jest głupią rudą szlamą! - Severus zakończył nieco kulawą wypowiedź buntowniczym tonem.
- Czyżby? - powtórzył chłopak. - A tak nie wygląda, jak się z nią włóczysz po całej szkole, dając wszystkim jasno do zrozumienia, że się w niej zakochałeś - skrzywił się na samą myśl o Ślizgonie, zako****ącym się w dziewczynie pochodzącej z niemagicznej rodziny, w dodatku Gryfonce.
- Co... ty nie... ona... NIE ZAKOCHAŁEM SIĘ W NIEJ!
- Bardzo śmieszne - Avery ruszył z miejsca szybkim krokiem, zostawiając Snape'a samego. Po chwili namysłu Ślizgon ruszył w przeciwną stronę.
Remus wyłonił się zza posągu, obejrzał się na wszystkie strony i niepewnie ruszył za Snapem, zachowując bezpieczną odległość.

****

Kiedy obraz Grubej Damy zaskrzypiał, ja nadal leżałem na kanapie i rozmyślałem. Nie odwróciłem się, by zobaczyć kto wszedł, bo zbytnio mnie to nie interesowało...
- James?
- Co?
- Wziąłbyś się wreszcie w garść i przestał siedzieć jak kołek przed tym kominkiem!
- Dzięki, słyszę to od każdego, kto przechodzi przez Pokój Wspólny, więc naprawdę, oszczędź mi tego.
- Bo to prawda!
- To też słyszę od każdego!
- Ale...
- DAJCIE WY MI JUŻ WSZYSCY ŚWIĘTY SPOKÓJ, JASNE?! NIE MAM POJĘCIA, CO WAM TAK PRZESZKADZA W MOIM SIEDZENIU PRZED KOMINKIEM! NIKOMU NIE PRZESZKADZAM! CZY TO TAK TRUDNO DAĆ MI SPOKÓJ?! MAM JUŻ WSZYSTKICH DOŚĆ! A WY CIĄGLE MUSICIE MI PRZESZKADZAĆ I...
- Skończyłeś? - zapytał cicho Lupin, lekko przestraszony moim wybuchem.
- Chyba tak...
- Cieszę się. A teraz, skoro tak bardzo chcesz, mogę stąd pójść i zostawić cię w spokoju...
- Miło by było.
- W takim razie dobranoc.
Gdy już odszedł do dormitorium, zacząłem się zastanawiać, czy czasem nie potraktowałem go zbyt wrednie. W końcu to zawsze mój przyjaciel... Nie, łażą koło mnie, ciągle mnie zaczepiają i nie dają mi spokoju. To ich wina... Na pewno...
W miarę jak mijały godziny, Pokój Wspólny pustoszał. W końcu zrobił się zupełnie pusty, a ogień w kominku powoli dogasał. Wstałem z kanapy i natychmiast poczułem ostry ból pleców, spowodowany zbyt długim siedzeniem w jednej pozycji. Postanowiłem wyjść na świeże powietrze, więc przerzuciłem bluzę przez ramię i wymaszerowałem z Pokoju Wspólnego.
Po głośnym trzaśnięciu portretu Grubej Damy powitał mnie chłodny powiew wiatru. Oparłem się o kamienną ścianę, poprzez którą poczułem zimno przenikające przez rękę. Ubrałem na siebie bluzę, narzuciłem kaptur, zaciągnąłem rękawy i zasunąłem zamek. Od razu zrobiło mi się cieplej. Ruszyłem przez korytarz, wyciągając różdżkę. Lepiej zawsze mieć pod ręką... Chwilę później wyszedłem na błonia. Usiadłem na ławce i pozwoliłem sobie na odpoczynek. Nie siedziałem za długo, bo zaraz potem usłyszałem krzyki dochodzące nie z zamku, lecz z innej części błoni. Zerwałem się na równe nogi i pędem pobiegłem w stronę, skąd dochodziły owe krzyki... Zdyszany stanąłem za rogiem i wystawiłem głowę. Oczy wyszły mi z orbit, kiedy to zobaczyłem. To, czyli Regulusa Blacka i Lily Evans. Lily leżała na trawie przed Blackiem i krzyczała z bólu, a Ślizgon stał nad nią z wyciągniętą różdżką... Obydwoje byli odwróceni bokiem do mnie. Skierowałem różdżkę w stronę Regulusa i krzyknąłem:
- PETRIFICUS TOTALUS!
Niestety, Black w ostatniej chwili uchylił się przed nadlatującym promieniem i sam przystąpił do walki. Wyskoczyłem zza rogu, serwując mu nowe zaklęcie:
- DRĘTWOTA!
- CRUCIO!
- PROTEGO!
- IMPEDIMENTO!
- PETRIFICUS TOTALUS!
Zaklęcia śmigały koło nas, a Lily wspierała się na łokciach, jak zamurowana, patrząca na nas wielkimi oczami, przez ledwo widoczną, wyczarowaną przeze mnie tarczę.
- Nie ruszaj się, Lily! - krzyknąłem do niej, nie przerywając walki.
- Znalazł się obrońca szlam! Nic z tego, przebrzydły kretynie! - Black zaniósł się szyderczym śmiechem. - Nie ma tu twoich kumpli, nikt ci nie pomoże!
- Nie... potrzebuję... niczyjej... pomocy! - promień wystrzelony w gniewie z mojej różdżki trafił Regulusa prosto w pierś. Ślizgon natychmiast zdrętwiał i upadł na ziemię.
Oparłem ręce na kolanach i pozwoliłem mojemu oddechowi się uspokoić, po czym znowu się zerwałem i podbiegłem do Evans.
- Żyjesz?
- Chyba tak...

****

- Panie profesorze, nic jej nie będzie?
- O, z pewnością wyzdrowieje - uśmiechnął się Dumbledore. - Ale ta sprawa jest na tyle poważna, że będę musiał zwołać naradę... I jesteś pewien, że nikogo innego tam nie było?
- Mmm... - zastanowiłem się. - Nie, panie profesorze. Był tam tylko Black. Przynajmniej wtedy, kiedy przyszedłem.
- Zachowałeś się bardzo dzielnie, Jamesie Potterze. Niewielu postąpiłoby tak jak ty.
- Ja... To normalne, ja tak zawszę robię...
Dyrektor uśmiechnął się do mnie, po czym wstał z krzesła.
- No nic, zostawiam was. Miejmy nadzieję, że panna Evans niedługo się obudzi. Do widzenia!
- Do widzenia panie profesorze!
Kiedy Dumbledore zniknął w drzwiach, a pani Pomfrey zaszyła się w swoim gabinecie, ja przesiadłem się z krzesła na łóżko Lily. Zniżyłem lekko głowę i obserwowałem Evans... Miała śliczną twarz i usta... A oczy! Nawet jak były zamknięte, to mimo to cudowne. Chciałem, żeby się obudziła, ale ona nadal spała kamiennym snem... Mijała minuta za minutą... W pewnym momencie zdawało mi się, że jej powieki lekko drgnęły... A zaraz potem otworzyła oczy. Momentalnie się od niej odsunąłem, odchrząknąłem i prosto usiadłem na krześle.
- Co ty przed chwilą robiłeś - zapytała sennym głosem, ziewając.
- Przyglądałem ci si... to znaczy, nic. Nic, zupełnie nic.
- Potter, ja... - zacięła się.
- Co?
- Dziękuję - widać było, że z trudem przeszło jej to przez gardło. - A-ale to jak na razie nie zmienia mojego stosunku do ciebie...
- Jakiego stosunku?
- No wiesz... Znaczy, że nadal jesteś kretyńskim Potterem - uśmiechnęła się lekko.
- Aha, dobrze wiedzieć - parsknąłem śmiechem. - To znaczy, że nie będziesz ze mną rozmawiać?
- Eee... No wiesz... W końcu uratowałeś mi życie... Ale wcześniej mnie męczyłeś...
Sposępniałem.
- ...i mnie lubisz, za to ja ciebie słabo... No nie wiem...
- Proszę!
- Uh, dobra, no!
- Hura! - ucieszyłem się.
- Ale... - próbowała mnie pohamować.
- Liluś ze mną rozmawia!
- POTTER! CO TO MIAŁO BYĆ ZA LILUŚ?! - wytrzeszczyła oczy.
- Od teraz tak na ciebie będę mówił!
- Ani mi się...
- No to miłego dnia, Lilusiu! - wyszczerzyłem zęby i szybko wybiegłem ze Skrzydła Szpitalnego.
- POTTER!! SŁYSZYSZ?! POTTER, WRACAJ TU, ALE JUŻ!
- Panno Evans, proszę się tak nie drzeć, pobudziła już pani innych pacjentów... No, proszę leżeć spokojnie, zaraz dam pani wywar na uspokojenie...

****

Wleciałem do dormitorium jak na skrzydłach. Zastałem Syriusza, leżącego na swoim łóżku i studiującego Mapę Huncwotów. Podbiegłem do niego...
- O, Rogacz, jesteś wresz...
... i skoczyłem do jego łóżka, taranując go przy okazji.
- ROGAAACZ! - zawył. - ZŁAAAŹ ZE MNIE NATYCHMIAST!!! AUAA, TO BOLII!
- Jestem... taki... szczęśliwy!
- TO CHYBA NIE POWÓD DO MORDERSTWA! UDUSISZ MNIE ZARA... AUU!
- Lilusia... będzie... ze... mną... rozmawiała!
Łapie udało się w końcu brutalnie zrzucić mnie z łóżka i usiąść na materacu.
- Boże drogi, zwariowałeś?! Uff, ale się spociłem... A kto to taki? Ta Lilusia?
- Jak to kto?! Evans, a kto ma być?
- EVANS?! EVANS?! Ty nie masz gorączki chłopie...?
- Siema, chłopaki! - do pokoju wparowali Remus i Glizdogon, z nową porcją ciasteczek z podwieczorku.
- Siema. Wiesz co, mam newsa roku - zwrócił się Black do Lupina.
- Zamieniam się w słuch! - zaciekawił się huncwot i usiadł na łóżku Łapy.
- Rogacz zakochał się w Evans!
Remus wytrzeszczył oczy i przeniósł wzrok na mnie. Zastanawiał się, czy wyjawić, co przypadkiem podsłuchał na korytarzu szkolnym... Czułem, że zrobiłem się czerwony na twarzy jak burak.
- K-koleś! Noo... to bardzo... miło, ale... - wziął wdech - ona cię nie znosi.
- I tu się mylisz. Bo, odkąd uratowałem jej życie, zaczęła ze mną rozmawiać jak człowiek z człowiekiem.
- Uratowałeś jej życie? Kiedy? - Remus zmarszczył brwi.
- Nie powiedziałeś mu? - zainteresował się Łapa.
- No wiesz, nie miałem okazji...
- Wal - rozkazał Remus.
- Uh, no dobra...
I opowiedziałem mu całą historię od początku do końca.
- Łał, no to faktycznie, gdyby się dalej na ciebie dąsała, to wyglądałaby w oczach innych jak skończona kretynka... A co teraz z Blackiem...? Przepraszam Łapo, z Regulusem?
- Spoko, nie moja wina, że ma tak na nazwisko... Mów sobie jak chcesz, mam go i tak daleko w nosie...
- Dumbledore coś mówił, że to poważna sprawa i należy zwołać jakąś naradę - odpowiedziałem, wzruszając ramionami.
- Ciekawe, co z nim teraz zrobią, jak myślicie?
- Ja to bym do wywalił najchętniej z Hogwartu - wtrącił Pettigrew, wcinając następne ciasteczka.
- Nie, lepiej go torturować Cruciatusem i zabić - stwierdził Syriusz.
- A ja myślę, że Dumbledore lepiej wie, co z nim zrobić, niż my - podsumował Remus. - Nie ma się co zastanawiać, dyrektor zrobi, co zechce. Jak dla mnie koniec tematu. A teraz, jeśli pozwolicie, zechciałbym napisać to wypracowanie na historię magii... Wam bym też radził się za to zabrać. Chyba, że chcecie mieć jeszcze większe zaległości, bo, o ile mi wiadomo, eliksiry też są do tyłu, hę?

Edytowane przez Crazy Flower dnia 24-09-2010 22:53

Dodane przez Julia S dnia 09-10-2010 13:08
#47

Rozdział 7.
Przeczytałam go i uważam, że masz całkiem dobry styl pisania. Piszesz szybko i łatwo.
Jednak wątpię, czy Rogaczowi uśmiech cisnąłby się na usta po wylaniu na niego kubła zimnej wody, raczej pokrzyczałby jeszcze na Blacka, a ten odszedłby od niego, wzdychając ciężko "Oj, Rogacz, Rogacz...".
Jest kilka powtórzeń w tekście i błędów, ale nieliczne. Jeden najważniejszy- nie istnieje słowo "zako****ącym", po za tym wklejono ci w nie cenzurę. Zamień je na "zakochanym".
Mimo to, ten fragment jest najlepszy- zaczynający się od Remusa w bibliotece. Podoba mi się, jak opisałaś Remusa;
"starannie ułożył", "lekko przestraszony", "niepewnie", w ogóle to, że siedzi w bibliotece i odrabia pracę domową, to bardzo pasuje do Lunatyka.
Inna rzecz, nie podoba mi się to, że nic nie jest wyjaśnione, czemu Regulus zaatakował Lily (owszem, dlatego, że była szlamą. Ale dlaczego Evans? W Hogwarcie na pewno było więcej osób z mugolskich rodzin). Liczę, ze to będzie powiedziane w następnym rozdziale...

Po za tym, gwiazdki. Za często, te nieszczęsne gwiazdki urywają najlepszą akcję! Zobacz:

"Oparłem ręce na kolanach i pozwoliłem mojemu oddechowi się uspokoić, po czym znowu się zerwałem i podbiegłem do Evans.
- Żyjesz?
- Chyba tak...

**** "

Mogłaś dodać tutaj trochę dialogów, np.:
"Oparłem ręce na kolanach i pozwoliłem mojemu oddechowi się uspokoić, po czym znowu się zerwałem i podbiegłem do Evans.
- Żyjesz?
- Chyba tak... - jęknęła, próbując usiąść. Szybko ją objąłem aby się nie przewróciła, nie zważając na jej syknięcie, gdy jej dotknąłem.
-Co on ci zrobił? Co się stało?- spytałem, przerażony i zarazem wściekły.
Lily dyszała ciężko, patrząc się w dal.
-Lily! - potrząsnąłem nią. Jej oczy się przymykały.
-Zabierz mnie stąd- wycharczała, przełykając ślinę.
Natychmiast podniosłem ją na rękach i zacząłem iść. Jak najszybciej, do Skrzydła Spzitalnego."

I to by było na tyle mojej recenzji. Ocena? Myślę, że na razie zasługujesz na Z.

Edytowane przez Julia S dnia 09-10-2010 13:09

Dodane przez Crazy Flower dnia 09-10-2010 13:41
#48

Jednak wątpię, czy Rogaczowi uśmiech cisnąłby się na usta po wylaniu na niego kubła zimnej wody, raczej pokrzyczałby jeszcze na Blacka, a ten odszedłby od niego, wzdychając ciężko "Oj, Rogacz, Rogacz...".

1. Najlepsi przyjaciele, można powiedzieć, że prawie bracia.
2. Huncwoci, nie jakieś 'poważniaki' ;P

Inna rzecz, nie podoba mi się to, że nic nie jest wyjaśnione, czemu Regulus zaatakował Lily (owszem, dlatego, że była szlamą. Ale dlaczego Evans? W Hogwarcie na pewno było więcej osób z mugolskich rodzin). Liczę, ze to będzie powiedziane w następnym rozdziale...

Cierpliwości, cierpliwości, wszystko zostanie wyjaśnione :)

Po za tym, gwiazdki. Za często, te nieszczęsne gwiazdki urywają najlepszą akcję! Zobacz:

Według mnie najlepsza akcja była Jamesa z Regulusem, a nie po tej walce, ale skoro tak... hmm... coś zrobię z tymi gwiazdkami w późniejszych rozdziałach :)

Mogłaś dodać tutaj trochę dialogów

Mnie pasuje taki jak jest, ale skoro komuś bardziej by się podobało inne, to zgoda, w następnych rozdziałach postaram się poprawić, lecz nie edytuję tego, który już dodałam :)


Dodane przez Crazy Flower dnia 15-10-2010 22:05
#49

ROZDZIAŁ 8


Dumbledore chodził w kółko po swoim gabinecie, pochłonięty rozmyślaniami. Bardzo zależało mu na uczniach Hogwartu, jak przystało na wzorowego dyrektora, dlatego nie mógł pozwolić, aby zdarzyło się więcej podobnych incydentów. Regulus Black niewątpliwie zasługiwał na karę, to było bezdyskusyjne, Albus z pewnością nie uznałby człowieka, który powiedział by inaczej za zdrowego na umyśle. Nie wiedział tylko, na jaką. Był to przecież taki młody człowiek, a już pod władzą Voldemorta. Tak przynajmniej przypuszczał. Większość Ślizgonów była źle wychowana, arogancka i wredna, lecz tylko kilka osób odważyło się na karierę śmierciożercy... Jednak wszystko mogło się stać, przecież większość młodych czarodziejów sto razy zmieniała zdanie, kim chce być w przyszłości, a i tak los nie pozwolił im na zrealizowanie planów. Ten fakt nie uspokajał jednak Dumbledore'a, albowiem wiedział, że Ślizgoni, którzy nie przestraszyli się najpotężniejszego czarownika tamtych czasów i oświadczyli, że chcą mu służyć, potwierdzili swoją odwagę, a Voldemort z pewnością nie pogardzi świeżymi kandydatami na swoich podwładnych. Zbierał armię. Dyrektor to wiedział. Musiał przed nim jakoś ochronić innych uczniów. Tylko jak? Dumbledore nadal nie znalazł odpowiedzi, jak Regulus odebrał informacje od swojego pana, żeby to właśnie Lily została jego pierwszą ofiarą. Znał już odpowiedź na pytanie, które niedawno zadała mu Minerwa McGonagall - ale dlaczego właśnie Evans? Bo według Blacka była najbardziej szlamowatą szlamą. Najpopularniejszą, można tak powiedzieć. Czarny Pan pozwolił mu wybierać. A na jej nieszczęście, trafiło na nią. Po prostu. Ot tak. Bez powodu. To było najgorsze.

****

Kolejnych kilka dni mijało tak samo. Czyli na nauce i odwiedzaniu Lilki w Skrzydle Szpitalnym. Oczywiście Natasha stanowczo odmówiła przychodzenia tam z nami, z wiadomych powodów - nie pogodziła się jeszcze z Lily. Regulus, mimo tego, co zrobił i szlabanu, który zarobił, zachowywał się całkiem normalnie. No, może częściej głupio uśmiechał się do Rudej, kiedy odwiedzał swoich kolegów z sąsiednich łóżek i czasem do mnie, Łapy, Glizdogona lub Remusa. Póki się nie odzywał, to można było go znieść, po prostu kompletne 'ignore'. Można powiedzieć również, że Wizengamot jeszcze nie zdecydował się, co do kary dla Blacka.

Pewnego wiosennego, z pozoru normalnego dnia znowu we czwórkę wybraliśmy się do Skrzydła Szpitalnego. Już miałem nacisnąć klamkę drzwi, gdy usłyszeliśmy podniesione głosy. Natychmiast je rozpoznaliśmy.
- ...zwariowałaś?! Po co ty się w ogóle z nim pogodziłaś?! To skończony kretyn...!
- Severusie, to mój wybór i nie zmienisz tego - spokojnie tłumaczyła Lily.
- Ale... No... JAK MOŻESZ?! PRZECIEŻ WIESZ, CO ON I JEGO KUMPLE MI ROBIĄ!
- Sev, robisz z siebie kompletną ofiarę! A ty też nie jesteś święty! Nie zmienisz mojego wyboru i jeśli masz zamiar nadal się ze mną kłócić, to najlepiej wyjdź ze Skrzydła Szpitalnego!
Snape nie odpowiedział, tylko zerwał się z krzesła i wybiegł z pomieszczenia, głośno trzaskając drzwiami. Rzucił nam jeszcze pogardliwe spojrzenia i za chwilę zniknął za zakrętem.
Powoli wszedłem do Skrzydła Szpitalnego, a wraz ze mną reszta huncwotów.
- Słyszeliście. - Nie było to pytanie, lecz stwierdzenie. Westchnęła.
- To prawda, słyszeliśmy - potwierdził Remus.
- No i co ja mam teraz zrobić z tym Snapem...?
- Nic - odpowiedziałem szybko, przerywając jej. - Nie odzywaj się do niego, kompletnie go ignoruj, tak będzie najlepiej...
- Już ja wiem, jak będzie najlepiej, Potter - fuknęła.
Nie była w dobrym humorze. Zapewne przez Snape'a. O, już ja mu pokażę!
- Liluś, nie denerwuj się tak!
- Potter! Do cholery, no! Coś ci chyba powiedziałam o mówieniu do mnie Liluś, kochanie, skarbie, albo co ci tam jeszcze do łba przyjdzie! NIE! Nie rozumiesz tego prostego słowa?!
- Nie denerwuj jej, widzisz, w jakim jest stanie - mruknął mi do ucha Lupin.
- Doobrze, no, niech będzie... Lily.
- Tak lepiej - uśmiechnęła się, najwyraźniej zadowolona z siebie. - To... Jak tam u Was?
- Fajnie, spooko, luz, okej - każdy z huncwotów wielokrotnie powtarzał te wyrażenia, starając się ukryć uśmieszek.
- Co znowu zmalowaliście?! - zapytała ostro.
- Nieee, nic, skąd ci to przyszło do głoowy?
- Już ja was znam. Ale leżąc plackiem w łóżku raczej nic nie zdziałam, więc lepiej, żebym nie wiedziała, co kombinujecie - pokiwała głową, po czym parsknęła śmiechem.
Popatrzyliśmy po sobie zdziwieni. Wzorowa Lily tak się odzywa? Nie interweniuje w sprawie naszych dowcipów? Ech, chyba na prawdę jest chora.
- Co macie takie miny?
- Hej, Lil...! - drzwi huknęły zdrowo i wpadły przez nie zdyszane Dorcas i Emily. - Ach, przepraszamy, to my przyjdziemy później...
- Dajcie spokój, siadajcie! - zawołała Lilka.
- No, to jak się czujesz? - zapytała Dorcas, dotykając czoła Evansówny.
- Całkiem dobrze, dziękuję...
- Wiesz, chciałyśmy ci coś ważnego powiedzieć - zaczęła Emily. - Ale... - tutaj popatrzyła na nas niepewnie.
- Jasne - powiedział natychmiast Luniak. - Chodźcie, chłopaki, wrócimy tu później.

****

Łapa przez całą drogę ze Skrzydła Szpitalnego miał zawiedzioną minę, a z tegoż to powodu, iż Remus odmówił prędkiego podsłuchania 'tej ważnej rzeczy', którą przyjaciółki musiały natychmiast wyjawić Evans. Uważał bowiem, że to nieuczciwie i, że źle by o nas świadczyło. Szczerze powiedziawszy, sam byłem trochę zawiedziony. A jeśli to dotyczy Regulusa? Powinienem przecież wiedzieć, co...
- Haalo? - Glizdek pomachał mi ręką przed nosem. - Rogacz, żyjesz?
- Co? Aaa, tak, tak, żyję.
- Bo minę masz coś nietentegas.
- E, nie, nic się nie dzieję!
- Założę się, że myślisz o Regulusie - powiedział Łapa.
- Mmm... No to zgadłeś, stary.
- Och, o wilku mowa - mruknął Syriusz i natychmiast zaczął kroczyć bardziej stanowczo i sztywno, z zaciętą miną na twarzy.
Regulus podszedł blisko do nas, po czym zatrzymał się tuż przed swoim bratem.
- Witaj, braciszku - powiedział, głupio się uśmiechając. - Co za spotkanie, nie sądzisz? O, i jest również twój okularkowaty przyjaciel, któremu tak zręcznie udało się obronić tę szlamę...
- Nie, James! - krzyknął Remus, ale było już za późno. Rzuciłem się na młodego Blacka i przygwoździłem go do ściany, a swoją różdżkę przycisnąłem do jego szyi.
- Jeszcze... raz... nazwiesz... tak... Lily... albo... zrobisz... jej... krzywdę, to przysięgam, że POŻAŁUJESZ! - krzyknąłem, po czym puściłem go gwałtownie i uderzyłem w twarz. Krew pociekła mu po wargach. - Chyba zrozumiałeś?
Syriusz też chciał przywalić swojemu bratu, ale Lupin go powstrzymał.
- Idziemy stąd? - pisnął Peter, czający się w kącie i oglądający z podziwem tę scenę.
Zostawiliśmy jęczącego Blacka pod ścianą i odeszliśmy do portretu Grubej Damy.

****

Niedługo później leżeliśmy rozwaleni na kanapach w Pokoju Wspólnym. Remus ciągle powtarzał, że nie powinienem był go uderzyć i, że będziemy mieć przez to kłopoty. Łapa już mu powiedział, żeby tak nie paplał, bo to nic nie wniesie, przecież stało się, co się stało, a ja przecież chciałem to zrobić i nie żałuję... Jak on mnie zna. Prawdziwy brat. To prawda - według mnie, dobrze, że młodszy Black wreszcie dostał za swoje. Ileż można tolerować jego denerwującą obecność i oprzeć się pokusie zrobienia mu krzywdy? Tym bardziej, że nie wydawał się ani trochę przejęty tą sprawą z Lily, a Dumbledore chyba wymyślił mu karę. To jeszcze bardziej wkurza człowieka...
Moje rozmyślania przerwała McGonagall, która wtargnęła do pomieszczenia.
- Potter, Black, Lupin i Pettigrew, za mną do gabinetu dyrektora.
Lunatyk ześlizgnął się z fotela i posłał nam mordercze spojrzenie typu 'a nie mówiłem?!'. Glizdogon, przestraszony na śmierć, odstawił swoje babeczki na stolik i wstał. Westchnąłem i podobnie jak Łapa, poszedłem do McGonagall, żeby później wlec się za nią do kamiennego gargulca, strzegącego wejścia do gabinetu Dumbledore'a. Szła bardzo szybko, jak to McGonagall, ale zacząłem się zastanawiać, jak w tym wieku można mieć taką kondycję? A my, dysząc, próbowaliśmy dotrzymać jej kroku.
- Paszteciki dyniowe - powiedziała nauczycielka. Gargulec powoli 'unosił' się w górę, ukazując spiralne schody. - Za mną.
Jakbyśmy nie wiedzieli. Po chwili ukazały nam się dębowe drzwi, w które Minerwa głośno zastukała.
- Proszę - dał się usłyszeć głos Dumbledore'a, lekko stłumiony.
Weszliśmy do gabinetu. Przez chwilę panowało milczenie, aż:
- Minerwo, możesz nas zostawić - uśmiechnął się łagodnie dyrektor. - Zawołam cię, abyś przyszła po chłopców i zabrała ich do siebie, ale na razie nie jesteś nam potrzebna, a na pewno masz jeszcze wiele spraw do załatwienia, więc nie ma sensu, żebyś tu bezczynnie siedziała.
- Ach, oczywiście - zawstydzona McGonagall poprawiła swoją brązową narzutę na ramionach i wyszła, cicho zamykając drzwi za sobą.
- Tak więc... Dostałem informację, że Regulus Black, znaleziony przez innych Ślizgonów, został pobity. Z jego relacji wynika, iż to wy byliście sprawcami owego pobicia...
Prychnąłem.
- Ma pan coś do powiedzenia, panie Potter?
- Oczywiście, że mam! - wykrzyknąłem, dotknięty do żywego. - A to, na przykład, że to ja uderzyłem Blacka, a moi trzej przyjaciele nie mieli z tym NIC wspólnego, oraz powiedzmy to - powiedziałem z sarkazmem - że kolejny raz zrobił z siebie ofiarę, podczas, gdy nic mu się nie stało!
- Ale przyzna pan, że koledzy również byli na miejscu zdarzenia...
- Jasne! I chwała Bogu, bo gdyby nie oni, to stłukłbym tego gnojka na kwaśne jabłko! - zacisnąłem pięści ze złości.
- Panie Potter, ja wiem, że pan Regulus Black jest... ekhem... niemniej nie godny do naśladowania, ale pańskie zachowanie również jest...
- Niedopuszczalne? Ja to doskonale wiem, panie profesorze, ale wiem też, że Black sobie na to zasłużył i nikt nie skłoni mnie do zmiany zdania...!
- Dobrze, Potter, wystarczy tego. Teraz chcę wysłuchać też innych świadków tego zdarzenia...

__________________________________________________

"Beta pozdrawia
wszyyystkie kreciki, w szczególności Lady Cat^^''


Chciała, żebym tak napisała, to napisałam ;D
Dla Hałsątka pozdrowiątka :D

Edytowane przez Crazy Flower dnia 16-10-2010 19:40

Dodane przez -muchor- dnia 16-10-2010 10:22
#50

Mmmmmm...
Błędów mi się ie chce szukać, więc dzisiaj sama ocena ;)

Ładnie piszesz, że tak można rzecz - rozwijasz się :D.
Akcja pięknie poprowadzona, przerywasz w bardzo ciekawych momentach co buduje napięcie i każe czytelnikowi czytać i czytać :D

Osobiście nie czuję pociągu do postaci Huncwotów i Lily, wolę Snape'a, ale opowiadanie jest bardzo ładne.

Nie podoba mi się oczywiście kilka rzeczy. Np. (jak już wspominałam) naginanie prawdy z książki czy zbytnia (aż) arogancja Pottera.

Pisz więcej, bo ja u czekam aby czytać, kotecku!!!

Dodane przez Lady Holmes dnia 16-10-2010 12:14
#51

Osobiście nie czuję pociągu do postaci Huncwotów i Lily, wolę Snape'a, ale opowiadanie jest bardzo ładne.
Witaj, bratnia duszo! :D

"Beta pozdrawia
wszyyystkie kreciki, w szczególności Lady Cat^^''

Ach, napisałaś! <dla niewtajemniczonych, owe zafascynowanie krecikami nastąpiło po przeczytaniu serii Magdalith z Mirriela, a pierwsza część to "Szlafrok w Kreciki"; szlafroczek należy oczywiście do Severusa^^>

Lubię twoje opowiadanie, nie jest naciągane i akcja jest ładnie rozbudowana. Pozdrawiam i życzę Weny.

Dodane przez Julia S dnia 17-10-2010 15:45
#52

Rozdział bardzo fajnie i przyjemnie napisany, jak dla mnie : )
Najbardziej podoba mi się ten pierwszy fragment, rozmyślania Dumbledore'a. Ja w swoich tekstach mam taki problem, że o dyrektorze całkowicie zapominam... ;D
Jedynie dziwnie mi się czyta niektóre zwroty u ciebie, np. "nietentegas", "kompletne 'ignore'" czy "Fajnie, spooko, luz, okej ". A mówiąc językiem mądrym, to po prostu nie pasują mi takie kolokwializmy w opowiadaniu ;D
no ale to taki szczegół.
Co do fabuły całego rozdziału tak ogólnie- super! :D Po prostu, jednym słowem- fabuła super. Nie wprowadzasz zbędnych wątków, ładnie prowadzisz akcję.
Dobrze, dobrze!

Dodane przez Crazy Flower dnia 01-11-2010 10:34
#53

ROZDZIAŁ 9

Przekrzykiwali się, w skutek czego Dumbledore nie mógł nic zrozumieć.
- CISZA! - zagrzmiał i natychmiast umilkli. - Po kolei, spokojniej. Na początek pan Black.
- Eee... Całkowicie zgadzam się z Jamesem - dumnie wyparł pierś i nie odezwał się więcej słowem.
- Lupin?
- Całkowicie zgadzam się z Jamesem.
- Pettigrew?
- Całkowicie zgadzam się z Jamesem.
Dyrektor westchnął głęboko.
- Widzę, że nic od was nie wyciągnę - powiedział zmartwiony, po czym machnął ręką. - No, już was nie ma! Profesor McGonagall czeka na korytarzu.

****

- A więc to właśnie było waszym... kretyńskim dowcipem?! - wybuchnęła Lily. - Taa, nic takiego! Uderzyliście człowieka i nic takiego...
- Boże, Lilka, to brzmi, jakbyśmy kogoś co najmniej zamordowali - pokręcił głową Syriusz.
- Liluś, to był przecież Black...
- NIE OBCHODZI MNIE KTO TO BYŁ! NIE MIELIŚCIE PRAWA KOMUKOLWIEK COŚ ZROBIĆ!
- A ON MIAŁ PRAWO CIĘ SKRZYWDZIĆ?! - ryknąłem, czerwony na twarzy ze wściekłości.
- Nie, nie miał, ale... - Lily spuściła głowę - ...ale przynajmniej wy powinniście zachować się dojrzalej niż on, i...
- I co, i co?! NIC! Skrzywdził cię. Nikomu, kto coś ci złego zrobił, nie przejdzie płazem - nareszcie odważyłem się powiedzieć jej coś podobnego.
Zaczerwieniła się jak burak i jeszcze niżej spuściła głowę, nie odzywając się nawet słowem. Wszystkich wokoło, czyli resztę huncwotów, Dorcas i Emily dosłownie zatkało.
- A wy co się tak gapicie, do cholery?! - zdenerwowałem się nie lada i wymaszerowałem ze Skrzydła Szpitalnego, głośno trzaskając drzwiami.

****

To przecież nie był dowcip! Jak ona mogła pomyśleć, że umyślnie zaplanowaliśmy ten ''napad'' na Blacka, do cholery?! Mieliśmy całkiem inne plany na żarty, ale w tych okolicznościach głupstwem byłoby zrealizowanie ich. Ukryłem twarz w dłoniach i oparłem się o kanapę.
Ktoś położył mi rękę na ramieniu.
- Ej, Jim, co jest? - zapytała Natasha.
- Od kiedy nazywasz mnie ''Jim''?
- Od teraz.
- Niech będzie, przynajmniej ktoś wreszcie wymyślił jakiś skrót mojego imienia.
- No widzisz. Ale nie owijaj w wełnę...
- Owija się w bawełnę, nie w wełnę, głupolku! - parsknąłem śmiechem.
- Eee... Nie znam się za bardzo na tych mugolskich zwrotach... No to, nie owijaj w bawełnę, bo się zapytałam, dlaczego jesteś taki przybity? Ach, pewnie chodzi o Evans, nie mylę się?
- Nie, nie mylisz się - burknąłem. - Ale... - jak zwykle, gdy przyświadczyłem cokolwiek, co związane jest z Rudą, to Natasha odwracała się plecami i odchodziła, nie racząc nawet na mnie spojrzeć. Zresztą, robiła tak z każdym, kto o Lilce wspomniał.


****

Nazajutrz była sobota, więc skoro świt ruszyliśmy na błonia, aby zgodnie z naszym porannym rytuałem pobiegać. Glizdogon nigdy nie biegał z nami, ponieważ wstawał później i wolał się obżerać ciastkami niż uprawiać poranny jogging. Ja zdecydowałem się na regularne biegi dla przyjemności, Łapa zaś sądził, że powinien dbać o formę, ażeby nadal uchodzić wśród dziewczyn za 'megaprzystojnego-lśniącowłosego-extrawysportowanego' Blacky'ego (tę informację otrzymałem od Natashy, która spędzała i nadal spędza dużo czasu ze swoimi koleżankami), chociaż ubolewał na tym, że nie ma możliwości robienia tego codziennie. Swoją drogą, możliwość ma, tylko mu się nie chce. Perspektywa wracania spoconym do zamku i biegnięcia na lekcje wydaje się zapewne przerażająca, ale w zasadzie nie jest aż taka straszna. Zresztą, kto mu broni wstawać jeszcze wcześniej, tak, żeby zdążył po joggingu wziąć jeszcze prysznic, co uważał za konieczne, i na każdego, kto mu próbował wyperswadować tą jego ''konieczność'', patrzył tak, jakby mu co najmniej oznajmił, że zamierza stanąć do pojedynku z Czarnym Panem. Mi sobotnie wypady w zupełności wystarczały. Lunatyk chciał dotlenić się i porozciągać mięśnie, czyli jak zwykle - dla zdrowia, natomiast Natasha nie podała konkretnego powodu, dla którego co sobotę wstaje rano i truchta z nami na błonia. W sumie, kto komu broni robić coś bez wyraźnego celu?
Tego dnia pogoda była idealna. Niebo nie przysłaniała ani jedna chmurka, słońce przyjemnie grzało, a żeby tego było mało, to jeszcze chłodny wietrzyk muskał nam od czasu do czasu policzki, aby nam się, broń Boże, nie zrobiło za ciepło. Wobec tego nie było nam ani za zimno, ani za gorąco.
W pewnej chwili Syriusz zatrzymał się, oparł ręce na kolanach i wydyszał:
- Matko, ja już nie dam rady!
- No co ty, Blacky, wymiękłeś? - parsknęła śmiechem Natasha. - Przecież musisz utrzymać formę!
- Odwal się! - fuknął Łapa.
- A co mi zrobisz, jeśli się jednak nie odwalę? - wyszczerzyła zęby Thomas. - No, ruszaj się, inaczej mnie nie dogonisz!
Syriusz posłał jej mordercze spojrzenie, ale ruszył się z miejsca i w szalonym pędzie zaczął za nią biec. Chwilę to potrwało, ale w końcu chłopak dogonił ją i razem przewrócili się na trawę, rechocząc ze śmiechu.
- Dobrana para - mruknął do mnie Remus, oglądając tą scenę.
Swoją drogą, naprawdę do siebie pasowali. A Syriuszowi Natasha chyba faktycznie przypadła do gustu.
Pół godziny biegu i już byliśmy zmachani, nie wspominając o Łapie, do którego słowo ''zmachany'' zupełnie nie pasowało. Był raczej zmordowany, albo coś w tym stylu. Wróciliśmy do zamku i wzięliśmy prysznic, a następnie zeszliśmy do Pokoju Wspólnego, aby rozłożyć się na kanapach.

****

Pomimo spokojnego i generalnie miłego początku dnia, coś jednak musiało zepsuć mi humor. Albo raczej ktoś.
- Potter.
- Co, Evans? Znowu mówimy sobie po nazwisku?
- Najwyraźniej - odparła chłodno. - Mam ci coś do powiedzenia... Wiesz, nie na mnie te twoje kretyńskie sztuczki... Nie przerywaj, ty już dobrze wiesz jakie sztuczki! Uratowałeś mi życie, chociaż tak naprawdę nic mi nie groziło i myślisz, że od razu zacznę z tobą rozmawiać? Popełniłam ogromny błąd, godząc się z tobą. Błąd, który teraz naprawiam. Przez ciebie pokłóciłam się z Severusem. Mówisz, że niby mnie kochasz, a tak naprawdę masz jakiś pomysł na dowcip i na zrobienie ze mnie kretynki. Ale to nie ze mną te numery, Potter!
Przez cały czas słuchałem z otwartymi ustami, zastanawiając się nad sensem słów Rudej. Po chwili dotarło do mnie, o czym ona mówi i zacząłem robić się czerwony na twarzy.
- Evans! - krzyknęła jakaś dziewczyna, która po chwili wyłoniła się z tłumu. Była to Natasha. Podeszła do Lily i spojrzała na nią z nienawiścią. - Co ty sobie myślisz?! James uratował ci życie przed tym wstrętnym Ślizgonem, a ty mówisz, że nic ci nie groziło?! Potem się z nim godzisz i wszystko jest okej, aż w końcu przychodzisz z kolejnym chorym wymysłem i wrzeszczysz mu w twarz jakieś bzdury o jakichś spiskach, które zapewne podsunął ci ten obleśny kretyn, Smarkerus?! Skoro tak, to teraz ja ci coś uświadomię...!

_______

Krótki, ale postanowiłam zakończyć go w takim, a nie innym momencie ^^ Zdradzę tylko, że to początek wielkiej kłótni, która będzie dość efektowna (przynajmniej się postaram, żeby była)

Dla bety jak zwykle pozdrowienia. Szybko odsyłasz poprawione teksty :)

Edytowane przez Crazy Flower dnia 01-11-2010 15:32

Dodane przez SiriusBlack dnia 01-11-2010 20:24
#54

Przeczytałem wszystko i bardzo mi się to spodobało,nie jest naciągane,w tych pierwszych częściach troche było"nudno",ale kolejne były coraz lepsze.Mam nadzieje ze napiszesz jeszcze coś,jakieś zakończenie.:jupi: Pozdrawiam

Dodane przez yoyo dnia 02-11-2010 19:07
#55

osz... Ty mnie cały czas zaskakujesz!
Strasznie mi się podoba, a z każdym opowiadaniem coraz lepiej. 1074 wyrazy wspaniałości :D
CZekam na następne rozdziały ^^