Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Władca Pierścieni

Dodane przez Peepsyble dnia 05-03-2010 21:16
#50

Na wstępie chcę zaznaczyć, że zanim sięgnęłam po książkę oglądnęłam dziesiątki razy film, i rozszerzoną wersję i nie. Książkę próbowałam przeczytać raz, zatrzymałam się na jakiś opisach, które mnie ani trochę nie wciągnęły i... zostawiłam ją. Teraz, parę (zaznaczam parę!) lat później sięgnęłam drugi raz. Nie powiem, o wiele bardziej przypadła mi do gustu.
Książka jest niesamowita. Wspaniała opowieść, genialny pomysł jak i wykonanie. Tolkien jest po prostu świetny. WP to jedna z najlepszych książek jakie czytałam pod względem pomysłu i stylu. Jednak, nie powiem, mam zastrzeżenia wobec tłumacza. Moim zdaniem, w porównaniu do innych tłumaczy, ten był beznadziejny. Masa błędów. Ja rozumiem, że to trzy wielkie księgi, ale HP ma siedem i w nim znalazłam mniej błędów. No sorry, ale chyba jest różnica między "Frodo zatkał", a "Frodo załkał", tak? Bo u mnie jest "zatkał", jak Boga kocham. I jest to jeden z wielu błędów.
Książka byłaby dla mnie idealna, gdyby nie "parę rzeczy". I tutaj porównam ją do filmu, bo chyba pierwszy raz coś mi się podoba w filmie, co nie podobało mi się w książce.
Zacznę od uczuć. Napisałam już w temacie WP, jako o filmie, to samo. W książce było ich o wiele mniej. Śmierć Gandalfa? Owszem, umarł. I co? Wiadro. Parę łez, i JEDNO wspomnienie o Gandalfie w krainie elfów. Wow, bardzo dużo uczuć. W filmie zostało to przedstawione inaczej. W zwolnionym tempie, Fordo, krzyczący i łkający zarazem, rzucający się w stronę Gandlafa. Płaczący Boromir i zrozpaczony Legolas. "Rozpacz na kamieniach", gdzie "brutalny" Aragorn chciał zmusić drużynę do ucieczki i dalszego marszu. I to wyglądało całkiem nieźle.
Pewnie dlatego, że najpierw oglądnęłam film jestem tak uprzedzona. Powstrzymuję się od zbesztania książki za nieposiadanie "scen z filmu", bo wiem, że to nie jej wina. Jednak znowu wrócę do uczuć. Mianowicie miłość Aragorna i Arweny. Gdyby nie film to ktoś tępy by nie zauważył, że byli para. Bo niby, kurczę skąd? W filmie, może mało ważna, ale dająca coś do zrozumienia scena pocałunki. Sny na jawie i wspomnienia Aragorna. A w WP kilka wzmianek i gdyby nie dodatek jakiśtam to nic by właściwie nie wiadomo nam było, jak wyglądała cała ich miłość.
Czytam wszystkie części (małe sprostowanie - pisze o serii jako "książce" bo ja akurat posiadam trzy tomy w jednej, żeby nie było niedomówień) drugi raz i zapewne w trakcie będę posta edytować gdzieś z dziesięć razy, bo teraz nie pamiętam wszystkiego co chciałam napisać. Tymczasem przejdę do plusów i tego, czego nie było w filmie. '
Początek. Genialny moim zdaniem, cała cześć o hobbitach była niesamowita. W dodatku teksty typu "Mistrz Samwise" mnie powalały. Ziele fajkowe, teksty Pippina i Merry'ego, sam opis hobbitów i ich "przyzwyczajeń". Cały początek bardzo dobrze wprowadzał nas w atmosferę i styl całości. I to samo tyczy się dodatków. Gdyby nie one... No cóż. Zwykle jestem, co do mnie dotarło niedawno, sentymentalna. Przy zdaniu Sama "Wreszcie wróciłem" i końcu rozdziału ostatniego, ostatniej części myślałam, że się rozpłaczę. Wiec całe szczęście, że dodatki były.
Bardzo ciekawie przedstawione te wszystkie wydarzenia z poprzednich epok. Można sobie wszystko pookładać w pamięci, nauczyć się kolejnych nazwisk i ułożyć całą resztę chronologicznie. Kocham Tolkiena za historie o Aragornie i Arwenie. To było absolutnie genialne i mi zawsze łzy płyną gdy to czytam. Z reguły jestem sentymentalna i ze mnie lekka histeryczka.
I na koniec, żeby nie przynudzać chcę złożyć gratulacje i wielkie podziękowania autorowi. Wielki szacunek i uznanie. dla mnie to jest wręcz nierealne stworzyć taki świat i wszystko jak ładnie i sprawnie opisać. W dodatku stworzyć tyle nazwisk i dat, nie pokiełbasić tego sobie i nie pomylić się w opisywaniu faktów przez siebie stworzonych (wystarczy spojrzeć na dodatki). Plus oczywiście stworzenie języka elfów i krasnoludów. nie mam pojęcia skąd autor czerpał inspirację oraz wenę twórcza, ale jestem pod wielkim wrażeniem. Z pewnością książkę przeczytam nie raz.
(I z pewnością wrócę tutaj, podpowiada mój mały, złośliwy głosik, i wytknę błędy o jakich zapomniałam. A Frodo zatkał. Amen.)

Edit. Ostatnio byłam u wujka, który powiedział do mnie słowa: I po jaką cholerę oni szli do Mordoru przez 3 części, skoro wrócili lecąc zaledwie kilka dni?
A dlatego, że bez tego nie byłoby książki... Aczkolwiek jest co nieco zastanawiające.

Edytowane przez Peepsyble dnia 29-08-2010 14:54