Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [M] Nie odchodź

Dodane przez Taka jedna dnia 17-02-2010 15:48
#1

Po przeczytaniu tego tekstu koleżanki stwierdziły, że nie jestem normalna. No cóż.
Nie wiem, jaki jest ten tekst. Powstał pod wpływem chwili.
Hm. Miłego czytania.
Bardzo krótko o przyjaciółce hemofilika.
_____________________

Białe, okrągłe kamyczki nawleczone na żyłkę. Od najmniejszego do największego. Pasmo bieli na nadgarstku, przecinała drewniana, rzeźbiona róża. Znów kamyczki. Delikatne i gładkie przejęły ciepło płynące ze skóry. Ściągnięte i odrzucone, ochładzały się momentalnie. Była ciepła, gdy ją dostałam.

Wodziłam wzrokiem za każdym ruchem noża, którym tak sprawnie manewrował. Ostatkiem woli, powstrzymywałam sie by nie wyrwać mu narzędzia. Przed oczami stanął mi obraz jego, kaleczącego się ostrzem i wykrwawiającego w samotności. Pomyślałam, że jestem idiotką, bo przecież byłam obok niego... Nawet jeśli coś by się stało, to nie jest sam.
Uśmiechnęłam się biorąc obraną pomarańczę z jego dłoni.


Żelazna obrączka była tania, kupiona na wiejskim targu. Z zewnątrz pokrywały ją czarne ornamenty. Rzucała magiczne błyski na skrzącym śniegu, gdy mi ją po prostu zabrał.
" Uważaj! Nie dotykaj! Nie potknij się." - tak trudno jest oduczyć się przestrzegania go przed każdym możliwym zagrożeniem.
Zazwyczaj w odpowiedzi słyszałam: "Zostaw! Nie jestem dzieckiem! Misiek, na Boga! Powiedz jej coś. Przecież nie umrę."
Umrę... Umrę...

Obracał w palcach kawałek szkła. Kciuk, dłoń - przerzucił i złapał w drugą rękę. Zacisnęłam powieki i zmusiłam sie do koncentracji na jego słowach. Otworzyłam oczy i spojrzałam na nienaturalnie bladą twarz i wpatrzone we mnie, roześmiane, ciemne oczy. Promienie słoneczne zagrały na ostrych krawędziach, podrzuconego szkła. Schwycił je szybkim ruchem. Syknął i podniósł kciuk do ust. Znowu zamknełam oczy i starałam sie uspokoić, boleśnie ściśnięte serce.

Kamyczki przesypywały się między palcami. Zlewały się z oślepiającą bielą szpitalnej sali. Ile czasu spędzimy tutaj tym razem? Tydzień, dwa, miesiąc...? Znowu wewnętrzny wylew, znowu jest krytycznie, ale przecież... Damy radę. Po raz kolejny z tego wyjdzie i pojedziemy nad Wisłę. My będziemy po prostu obok, bo teraz najbardziej nas potrzebuje. Wezwali księdza.
Czy kiedyś się przyzwyczaję?

Edytowane przez Fantazja dnia 09-05-2012 22:50