Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Mroczny Posłaniec 6/?

Dodane przez Martyna dnia 17-09-2008 19:43
#14

Rozdział jest, jaki jest.
Następnym razem się postaram.
__
Ile jeszcze na nich mam czekać? - wściekał się w duchu Antonin, stojąc pod barem.
- Ej, Dołohow, powinieneś tego posłuchać! - wybełkotał Rookwood, wychodząc chwiejnie. Towarzyszyły mu dwie dziewczyny.
- Czego? - warknął Bułgar. Cierpliwość Antonina została wystawiona na ciężką próbę. Chciał już pójść do salonu i zagrać z innymi w karty, ogrzać się przy kominku...
- Zaraz zaśpiewa Roxanne - wyjaśniła fioletowowłosa.
- Jaka Roxanne? - prychnął ironicznie Dołohow.
- Oooo, właśnie zaczyna... - Rookwood się zachwiał. - Posłuchaj.
Istotnie, popłynęły ku nim subtelne dźwięki harfy...
- Wiatr od wysp unosi pieśń o naszym smutku,
Krzyk mew i westchnienia strumieni,
W każdym śnie słyszę szept wód,
Płynących od gór ku naszym marzeniom...

Coś drgnęło w sercu Dołohowa. Przed oczy wypłynęły mu widoki Bułgarii.
- Kiedy ja tam byłem? - zamyślił się Antonin. Po chwili świat zatonął w dymie papierosowym, wionącym od Rookwooda. Słuchał dalej, ignorując jednostajny szum deszczu.

- Wiej na wschód, o wietrze, i przynieś nam głosy
O mej ziemi, gdzie honor i prawda wciąż gości
We śnie i na jawie wciąż słyszę szmer wód
Płynących od gór w kraju mej młodości.

- Honor i prawda... Ja nie mogę - zarechotał Antonin. - Jeżeli w Bułgarii istnieje jeszcze coś takiego, to jak możemy nazwać to coś, co jest tutaj?
- Świętością? - zakpił Rookwood.

- W tej ziemi wygnania śpiewamy nasze pieśni
Kobzy i harfy grają, jak grały,
Lecz słodka muzyka już nie popłynie jak rzeka,
Tej rzeki nasze dzieci nie będą już znały...

- Kobzy? To chyba odnosi się do Szkotów? - zdziwił się Dołohow.
- Interpretuj to jak chcesz. - Rookwood zaciągnął się. - To jak, wracamy?
- A reszta? - zaprotestował Antonin.
- Mam ich głęboko gdzieś. - Augustus rzucił niedopałek do kałuży. - Poradzą sobie sami.
Ostatnie takty muzyki urwały się raptownie.
Uleciało gdzieś wspomnienie Bułgarii - tylko w sercu Antonina obudziła się dawno uśpiona, szarpiąca tęsknota za krajem...

Minęło kilka nudnych miesięcy...
- Pojedziemy w pole,
Na mugole,
Towarzyszu mój... - śpiewał Augustus Rookwood. Stał na stole, śpiewając do butelki. Antonin przewrócił oczami. Może i tamten potrafił go zrozumieć, ale poczucia humoru za grosz.
- I będziemy po łbach prać,
Bo plugawa jest ich mać!
Towarzyszu mój...
Pojedziemy na łowy,
Do zielonej dąbrowy... - nawet Antonin musiał się uśmiechnąć. Chociaż sensu w tym nie było. - No dobra! Kto ze mną zapoluje na...
Reszta słów zatonęła w donośnym łomocie. Dołohow uśmiechnął się złośliwie - to on podciął nogi Rookwoodowi, który wyłożył się jak długi na stole, rozwalając kieliszki i szklanki zebranych.
- Pięciokartowy dobierany? - upewnił się Macnair.
- Nie, siedmiokartowy otwarty - odparł Rookwood, próbując wstać. - Kto zagra?
Powoli wyrósł las rąk.
- No dobrze. To kto ma pieniądze?
'r16;Las' powoli zaczął się przerzedzać.
- Tak lepiej - ocenił Augustus. - Dołohow, ty nie chcesz grać?
Ale Antonina już nie było.

W tym czasie Bułgar siedział na dachu Lestrange's House i delektował się papierosem. Zaciągnął się, spoglądając na miasteczko w dole. W oddali lśniły światła w oknach Malfoy Manor.
W końcu cisza, której nie doświadczył przez te pięć miesięcy.
Taki spokój... - Antonin wiedział, że zaraz po niego przyjdą. - Kiedy ta mania pokera dla nich się skończy? Nie można wiecznie grać.
Karty były dla Rookwooda życiem. W przeciwieństwie do Antonina, on cały swój żywot spędził w kasynach.
Różnili się jak ogień i woda, a jednak Rookwood go rozumiał lepiej niż ktokolwiek.
- A przecież ty, hipokryto jeden, całe życie grałeś. - na ten głos mało nie spadł z dachu. Dawno go nie słyszał.
Królowa Szpiegów uśmiechnęła się lekko.
- Czego tu chcesz? - warknął gniewnie.
Miał nadzieję nigdy jej nie spotkać. To ona wydała go ministerstwu.
Tak jak ten idiota Karkarow - dodał gorzko w myślach.
Nienawidził jej całym sercem. Ale musiał ścierpieć jej towarzystwo, jeżeli chciał się czegokolwiek dowiedzieć. Nauczył się z kimś takim współpracować - a po uzyskaniu wszystkich informacji rzucić w niego avadą i mieć święty spokój.
Z nią nie było tak łatwo.
- Mam dla ciebie pewną wiadomość.
- Mów i poszła won! - mruknął gniewnie.
- Igor Karkarow jest w Bułgarii - powiedziała spokojnie.
- No, no. Widocznie nie na darmo nosisz takie przezwisko - stwierdził z uznaniem Antonin.
Może jeszcze jej nie zabije.
Przyda się.
- Nazwisko Black zobowiązuje - odparła sucho. Po chwili znikła w mroku.

- Ha! W końcu cię znaleźliśmy. - donośny głos Rookwooda zaczynał działać Dołohowowi na nerwy. - Zagrasz?
W końcu zgodzi się dla świętego spokoju.
- Nie. Spadaj.
- No wiesz, nie możesz całe życie siedzieć na dachu i... - tu już Antoninowi puściły nerwy. Z rozkoszą przyglądał się, jak Rookwood spadł do ogródka na krzaki gardenii. - No złaź na dół, ale już!
Czas na powrót do zwykłego życia. Do kart, wina i tanich dziwek, by któregoś dnia obudzić się i wiedzieć, że nastał czas.
Czas śmierci.
Antonin z utęsknieniem czekał na ten dzień, kiedy pani, której służył, wezwie go do siebie. Gdy zatańczą w śmiertelnym tańcu, ten jeden, ostatni raz.
Czas płynie jak w rzece woda...
__
Nie zabijajcie biednej autorki, która wysiliła się dziś na wszystko, co mogła ;d