Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Odkrywajac siebie (Rozdział III)

Dodane przez YourNightmare dnia 28-02-2010 15:20
#11

Rozdział III


Nie czułam się tak podle od dobrych paru miesięcy. Całkiem straciłam dobre samopoczucie i najchętniej zamknęłabym się w dormitorium, nie wychodząc z niego aż do końca roku. Nie było w tym jednak najmniejszego sensu. Przecież musiałam chodzić na lekcje, poza tym, przebywanie cięgle w tych czterech ścianach doprowadziłoby mnie do obłędu. Jak na razie chodziłam przybita i jakby nie obecna, co oczywiście nie uszło uwadze Lily i Jaden. Naprawdę miałam wielką ochotę podzielić się z nimi moim rodzinnym sekretem, ale nie byłam już taka pewna, jak to przyjmą. Prawdopodobnie skończyłoby się na tym, że przestałyby się do mnie odzywać i unikałyby mnie jak ognia. Może bym się tym nie przejmowała, gdyby Jaden nie była moją najlepszą przyjaciółką, a Lily, bardzo dobrą znajomą, którą ceniłam i podziwiałam. Byłam w sytuacji bez wyjścia i nikt temu nie mógł zaprzeczyć. Mogłam spokojnie patrzeć jak giną niewinni ludzie, być może z ręki mojego ojca, zatajając tak ważną informację jaką był fakt, że mój ojciec należał do popleczników Czarnego Pana, albo wyznać prawdę narażając na nieprzyjemności siebie i moją rodzinę, a przy tym, praktycznie skazując ojca na pobyt w Azkabanie. Co wybrać, pytam, co wybrać?
Moje otępienie nie tylko dostrzegła Evans oraz Whittle, choć wydawało mi się to trochę dziwne, bodo tej pory byłam niezauważalna. Profesor Mcgonagall także zwróciła na to uwagę, kiedy w ciągu ostatnich paru dni kompletnie straciłam kontakt z rzeczywistością. Bardzo lubiłam transmutację, był to jeden z moich ulubionych przedmiotów i ona zdawała sobie z tego sprawę, więc nic dziwnego, że zaniepokoiła się tym, iż na lekcjach nic mi nie wychodziło i dość często nie wiedziałam co się dookoła dzieje. W ten sposób skutecznie zwróciłam na swoje zachowanie uwagę innych uczniów. Że też nie próbowałam tego wcześniej.
- Forrie, co się dzieje? - syknęła Lily podczas jednej z lekcji, machając mi ręką przed oczami.
- Evans! No czegoś takiego to się po tobie nie spodziewałam - upomniała ją nauczycielka, obdarzając rudą surowym spojrzeniem.
- Przepraszam - wymamrotała Lily, a ja zauważyłam, że na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec. A trzeba było mnie zostawić spokoju.
Evans nie odezwała się już aż do końca lekcji, jednak gdy tylko opuściłyśmy salę lekcyjną, dziewczyna szturchnęła mnie, spoglądając na mnie z zaniepokojeniem.
- Możesz mi powiedzieć co się z tobą dzieje, Florence? - spytała, a ja nawet jej nie słuchałam, tylko szłam dalej. Lily jednak nie dała się zbyć moim milczeniem. Pociągnęła mnie mocno za szatę, co zmusiło mnie do zatrzymania się. Spojrzałam na nią poirytowana i już chciałam ruszyć dalej, kiedy rudowłosa zastąpiła mi drogę.
- Tak łatwo się nie wykręcisz - powiedziała stanowczo, a kiedy chciałam ją wyminąć, ta natychmiast pojawiała się na mojej drodze. Zdenerwowana, chciałam jej wykrzyczeć, żeby dała mi święty spokój, kiedy pojawili się Huncwoci. Jeszcze tego mi brakowało.
- Liluś, dlaczego nie chcesz jej przepuścić? - spytał Potter, szczerząc się do rudej, przez co ona obdarzyła go pogardliwym spojrzeniem.
- Muszę z nią porozmawiać - wyjaśniła niechętnie, wbijając swój wzrok w moją osobę.
- Daj spokój Lily, przepuść mnie - warknęłam, nerwowo przystępując z nogi na nogę. Dlaczego tak nagle się mną zainteresowali?
- Nie, dopóki nie powiesz co się dzieje - powiedziała najspokojniej w świecie. Następnym razem, kiedy będę się czymś martwić, na przekór wszystkiemu, będę się szeroko uśmiechać i udawać zadowoloną z życia. Wtedy nikt się do mnie nie doczepi. Potter i reszta jego bandy stanęli sobie z boku, uważnie nas obserwując. Jeszcze nie widziałam, aby coś ich tak wyraźnie zainteresowało.
- Jesteśmy na środku korytarza, nie będę teraz o tym z tobą rozmawiać - rzekłam, kręcąc głową z dezaprobatą. Chciałam już spokojnie znaleźć się w swoim dormitorium i tak jak każdego dnia od przeczytania tego przeklętego artykułu, zasnąć jak najwcześniej by nie zadawać sobie znów tego pytania; Co wybrać?
- Mnie to nie przeszkadza - odparła składając ręce na piersi. Teraz to naprawdę zaczęła mnie denerwować. Mimo iż tak ją lubiłam i ceniłam, w tym momencie miałam wielką ochotę potraktować ją jakimś wyjątkowo paskudnym zaklęciem. Dlaczego ona była taka wścibska? Ja nigdy nie wyciągałam z niej na siłę żadnych informacji.
- Lily, może daj jej spokój, co? - odezwał się nagle Lupin, marszcząc czoło i spoglądając to na mnie, to na Evans. A ten, czemu się wtrąca? Oczywiście dziękowałam mu w duchu za to, że próbował odciągnąć ode mnie Lily, co jednak nie zmieniało faktu, że nie życzyłam sobie, by ktokolwiek wtrącał się w nie swoje sprawy.
- Nie wtrącaj się Remusie - rudowłosa wprost wyjęła mi to z ust. Byłabym może z tego zadowolona, gdyby nie to, że Lily nadal nie chciała mnie przepuścić. Wtem w oddali ujrzałam, nikogo innego jak Jaden, która spacerowała sobie ze znajomymi po korytarzu. Najwyraźniej też musiała mnie dostrzec, bo powiedziała coś do reszty Krukonów i odłączyła się od grupy, zmierzając w naszą stronę.
- Co się dzieje? - spytała, unosząc wysoko brwi. Zapewne ta sytuacja wyglądała dosyć dziwnie, oczami zwykłego obserwatora.
- Nie twoja sprawa - mruknęła Lily, nawet na nią nie patrząc. Coś w nią wstąpiło. Już nie była tą dobrotliwą, sympatyczną Lily, którą znałam.
- Jeżeli dotyczy to Florrie, to również dotyczy i mnie - odpowiedziała hardo, stając przy moim boku. Tak właśnie zachowują się przyjaciele.
- Rozmawiam teraz z Florence, Jaden. Odejdź stąd, bo inaczej odejmę ci punkty - usłyszawszy to, wszyscy stanęli jak wryci. Najwyraźniej nie tylko ja przechodziłam wewnętrzną przemianę.
Nagrabiłaś sobie, moja droga - pomyślałam, obdarowując dziewczynę nieprzychylnym spojrzeniem. Nikt nie będzie groził, ani wykluczał mojej przyjaciółki z rozmowy. Jeżeli ruda tak robi, to proszę bardzo, możemy prowadzić wojnę.
- Przesadziłaś Lily - syknęłam. Jaden szarpnęła mnie za rękaw szaty i razem ze mną, ominęła dziewczynę.
- Mówiłem, że coś dziwnego się z nią dzieje - usłyszałam głos Blacka i skrzywiłam się. To teraz ja jestem ta zła?
Przez dłuższy czas szłyśmy w milczeniu. Nie miałam ochoty komentować całego zajścia i moja przyjaciółka chyba to rozumiała, bo także o nic nie pytała. Byłam jej za to wdzięczna. Wiedziałam, że w niej zawsze będę mieć oparcie. Może lepiej jej o wszystkim powiedzieć? - przemknęło mi przez myśl. Zmarszczyłam czoło i pokręciłam głową. To nie był dobry pomysł.
Jaden przyglądała mi się z zainteresowaniem po czym chrząknęła głośno.
- Nie spodziewałam się tego po niej - przyznała, wzdychając ciężko. Prawdę mówiąc, ja też nie.
- Uroczyście ogłaszam ci, że wpisuję Lily Evans na listę moich wrogów - rzekłam, unosząc dumnie głowę. Pomimo tego, że straciłam wspaniałą koleżankę, to byłam z siebie zadowolona. Zaczęło mnie to aż przerażać, bo zdałam sobie sprawę, że przypominam swojego ojca bardziej niż kiedykolwiek.
- Posiadasz w ogóle taką listę? - spytała ze zdziwieniem w głosie.
- Nie - odparłam szybko - Ale właśnie ją sporządzę - wyjaśniłam po chwili, składając ręce na piersi.
Później już o tym nie rozmawiałyśmy. Jaden stwierdziła chyba, że wzmianka o liście wrogów jest zakończeniem tego tematu.
Tego dnia do Pokoju Wspólnego wróciłam dość późno, ale nie było tam Lily, co niezmiernie mnie ucieszyło. Miałam przynajmniej ją z głowy. Zamiast niej jednak zastałam Huncwotów, którzy siedząc na fotelach, dziwnie mi się przyglądali.
- Czego? - warknęłam w ich stronę, rozdrażniona. Jeszcze nigdy, w całym moim życiu, nie byłam tak poirytowana i rozzłoszczona. Ostatnie wydarzenia naprawdę źle wpływały na moje samopoczucie.
A może jednak rzeczywiście zaczęłam się zmieniać? Może nadszedł czas, w którym moje niefortunne geny zaczynały dawać o sobie znać? Tego jeszcze mi w tym wszystkim brakowało.
- Florence, może chociaż nam powiesz, co się dzieje? - odezwał się Potter, co mnie szczerze zaskoczyło. Od kiedy to Huncwoci interesowali się losem innych, a już szczególnie mnie?
- Nie licz na to - mruknęłam.
- To poradzisz mi chociaż, jak poderwać Lily? - spytał, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. Prychnęłam. Ten tylko o jednym.
- Teraz co najwyżej mogę ci doradzić, jak ją rozdrażnić - stwierdziłam, przyglądając się swoim paznokciom. Chciałam tak jej dopiec, jak nigdy nie zrobił tego żaden inny człowiek, lecz czy było to tego wszystkiego warte? Powiedziała zaledwie, żeby Jaden nie wtrącała się w naszą rozmowę i zagroziła, że odejmie jej punkty. Gdyby powiedziała to jakaś inna osoba, pewnie bym się tym nie przejęła, ale zrobiła to Lily. Osoba, którą brałam za wzór sprawiedliwości i mądrości.
- Rogaczu, to nawet jest całkiem dobry pomysł - wypalił Black, uśmiechając się głupio.
- Łapo, to wcale nie jest dobry pomysł. Nawet nie wiesz ile ja się staram, żeby się z nią umówić - powiedział James, spoglądając na przyjaciela.
- Coś ci jednak nie wychodzi - odezwał się cicho Remus, co definitywnie zakończyło naszą konwersację, gdyż do Pokoju Wspólnego weszła Evans.
Natychmiast zerwałam się z miejsca i popędziłam do Dormitorium.

Kolejne dni były nawet bardziej przygnębiające niż poprzednie. Jaden mówiła mi o kolejnych doniesieniach o atakach Śmierciożerców, śnieg zaczął topnieć, co powinno wprawiać mnie w lepszy nastrój, jednak ciapa, która tworzyła się na błoniach zdecydowanie bardziej mi przeszkadzała niż śnieg. Nie rozmawiałam także z Lily, pomimo tego, że ona dużo razy się za to zabierała. Wszystko to jeszcze bardziej potęgowało moje złe samopoczucie. Pogorszyło się jednak dopiero wtedy, kiedy pewnego wieczora dostałam list. Do okna dormitorium zapukała dziobem sowa, którą wpuściłam do środka. Odwiązałam od jej nóżki list i wypuściłam ją. Lily spoglądała na mnie zza książki, a ja opuściłam pomieszczenie. W Pokoju Wspólnym znajdowało się naprawdę dużo uczniów, co zmusiło mnie do opuszczenia także i jego. Długo wzmagałam się przed otworzeniem listu i zrobiłam to dopiero, w na błoniach, w świetle księżyca. Nie powinnam wychodzić o tej porze, jednak wtedy niewiele mnie to obchodziło. Stojąc na zielonej murawie, drżącymi rękoma, otworzyłam list.

Droga Florence!

Ojciec się odnalazł. Wrócił do domu, jednak po paru dniach znów zniknął. Wiem na pewno, że to on i reszta Śmierciożerców stoi za tymi atakami i strasznie się o niego niepokoję. Jak go schwytają, to nie wiem co pocznę.
Tylko nie rozmawiaj o tym z nikim, rozumiesz? Bo to może nie tylko zaszkodzić ojcu, ale także tobie i mnie. Mam jednak nadzieję, że Czarny Pan dobrze wszystko planuje i żaden z jego popleczników nie zostanie złapany przez Aurorów.
Pamiętaj, że bardzo cię kocham.

Mama


Skrzywiłam się. No to wszystko jasne. Wszystkie moje obawy się spełniły. Do oczy napłynęły mi łzy, przed którymi tyle wzmagałam się przez ostatnie tygodnie. Byłam wściekła i jednocześnie zrozpaczona. Wstydziłam się, że mam takich rodziców, a jednocześnie kochałam ich na ten swój dziwny sposób i martwiłam się o nich. Czy za tą troskę i miłość, życiem miało przypłacić wielu innych ludzi?
Roztrzęsiona usłyszałam czyjeś kroki i szelest trawy. Szybko zmięłam list od matki i wsadziłam go do kieszeni szaty. Odgłos kroków nasiał się.
No to pięknie, pewnie to jakiś nauczyciel. Znowu będę miała szlaban. - pomyślałam i odwróciłam się gwałtownie. To jednak nie był żaden nauczyciel. To nie był nawet człowiek. To coś zwróciło ku mnie swoje oczy i warknęło w moją stronę, a ja stałam jak sparaliżowana, jakby czekając na atak...