Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Odkrywajac siebie (Rozdział III)

Dodane przez YourNightmare dnia 14-02-2010 15:04
#9

Miałam dość. Dwie godziny szorowania toalet to zdecydowanie za dużo. Tak, ja czyściłam toalety. JA! I za co? Za to, że chciałam sprawdzić co się dzieje. Czasami miałam ochotę zabić Filcha, ewentualnie nasłać na niego swojego ojca, ale niestety, ten charłak był w Hogwarcie bezpieczny. Poza tym, co on tu w ogóle robi? Powinni zatrudnić jakiegoś woźnego, który potrafi rzucić choć jedno, najprostsze zaklęcie.
- Chłopaki...- jęknęłam i oparłam łokieć o deskę klozetową. - Nienawidzę was - dokończyłam z głośnym westchnięciem.
- Oj Florrie, nie marudź - odezwał się Black z sąsiedniej kabiny. - Mogło być gorzej - dodał, zapewne uśmiechając się głupio. W ciągu tych paru godzin kompletnie zmieniłam o nich zdanie. Huncwoci nie byli zabawni, oni narażali innych na załamanie nerwowe. Ich żarty i wygłupy bawiły mnie dopóki nie musiałam przez nich szorować toalet.
- Gorzej?! Co może być gorsze niż czyszczenie łazienki?! - warknęłam i mój łokieć o mało co nie wpadł do muszli. W pomieszczeniu nastała cisza.
- Co ty taka nerwowa Florence? - zapytał James, który najwyraźniej zapomniał o porannym upokorzeniu. Żałowałam, że tu nie ma Lily, może mogłaby mu dołożyć w moim imieniu.
- Każdy byłby przy was nerwowy - prychnęłam i zabrałam się z powrotem do sprzątania. Nie tak chciałam spędzić wolną sobotę. Miałam zamiar wybrać się z Jaden do Hogsmeade, ale oczywiście oni musieli zepsuć moje plany.
- Landvik, albo mi się wydaje, albo coś się ostatnio z tobą dzieje - mruknął Potter. Ze mną się coś działo? Niby co, niczego takiego nie zaobserwowałam. Już miałam się odezwać, kiedy przerwał mi Syriusz.
- Daj spokój Rogaczu, bo jeszcze ta rozjuszona dziewica coś ci zrobi. Sam widziałeś jej reakcję na korytarzu - zaśmiał się, a moja twarz natychmiast przybrała barwę dojrzałej piwonii. Moje źrenice zwężyły się, a pięści zacisnęły tak, że czułam jak paznokcie wbijają mi się do skóry. Wściekła, zamoczyłam szmatkę w wodzie z toalety i wyparowałam z kabiny, z zamiarem znalezienia tego przebrzydłego Blacka.
- Black! Nie żyjesz! - krzyknęłam, roztrzęsiona ze złości. Przesadził i to grubo. Czegoś takiego mówić nie powinien, a już szczególnie nie mnie. Mój nastrój zmienił się diametralnie, tak samo jak stosunek do całej czwórki.
- No, Łapo, coś mi się wydaje, że poznasz dzisiaj, co to jest rozwścieczona dziewczyna - odezwał się nagle Lupin, który szorował podłogę w przeciwległym kącie łazienki. Przygryzłam dolną wargę i kopnęłam drzwiczki kabiny. Widząc w niej Blacka, uśmiechnęłam się złośliwie i rzuciłam w niego morką szmatką.
- Tylko tyle? - zapytał, unosząc brwi. Fakt, taki rodzaj zemsty mnie nie satysfakcjonował.
- Zapomniałam wspomnieć, że ta szmatka niedawno skosztowała wody z klozetu - powiedziałam i podeszłam do Syriusza na tyle blisko, by móc chwycić go za kark i wsadzić jego głowę do muszli. Niestety, ten w porę złapał mnie za nadgarstki i wykręcił je delikatnie, lecz to i tak sprawiło mi ból. Jęknęłam i spojrzałam na Blacka, krzywiąc się przy tym.
- Puść mnie - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Chłopak chyba jednak nie zamierzał tego zrobić i bezczelnie się do mnie uśmiechał. Gdybym miała jakąkolwiek szansę sprawiłabym, że ten uśmieszek natychmiast spełzłby z jego twarzy.
- Gdybym miał pewność, że znowu na mnie nie naskoczysz, to może bym cię puścił - stwierdził, wyprowadzając mnie z kabiny. Z bezpiecznej odległości przyglądał nam się Remus, z wyraźną dezaprobatą. On chyba był najporządniejszym i najnormalniejszym Huncwotem z całej ich czwórki.
Wtem uświadomiłam sobie, że przecież posiadam także nogi, które w takiej sytuacji są naprawdę przydatne. Uśmiechnęłam się lekko i z całej siły kopnęłam Syriusza w kostkę. Ten syknął z bólu i puścił moje nadgarstki, a ja z szerokim uśmiechem odeszłam od niego, patrząc z satysfakcją jak Black klnie pod nosem.
- Pożycz mi to wiaderko, Lupin - powiedziałam, a za nim się zorientował o co mi chodzi, ja chwyciłam wiaderko z wodą i wylałam jego zawartość na Syriusza. W pomieszczeniu rozległ się przeraźliwy wrzask Blacka, który sprawił, że James i Peter wyjrzeli zza kabin. Pettigrew parsknął śmiechem i musiał się przytrzymać drzwiczek, aby nie upaść. Ja też zaniosłam się śmiechem, widząc mokrego Syriusza, z którego woda spływała ciurkiem. Był to tak wspaniały widok, że nie mogłam oderwać od niego oczy. Przez to nie zauważyłam jak Potter zaczął się do mnie zbliżać, a widząc to, Black podążył jego śladem. Przygryzłam nerwowo dolną wargę i rzuciłam się do ucieczki, jednak oni byli znacznie szybsi. Chwycili mnie mocno i zaciągnęli do umywalek.
- Co, na dziewczynie będziecie się mścić? - jęknęłam, patrząc to na jednego, to na drugiego. Byłam teraz w beznadziejnym położeniu. I na co przyszło mi się mścić na Blacku?
- Na dziewczynie może i nie... - odparł Potter, a ja odetchnęłam z ulgą, jednak ten jego chytry uśmieszek zbił mnie z tropu. - ... Ale na diable, jak najbardziej - dodał, a mina mi zrzedła. No to się wkopałam. Chłopcy odkręcili kran i brutalnie przysunęli mi głowę pod zimną wodę, która teraz lała się strumieniami po mojej twarzy. Wtedy do łazienki wszedł Filch i widząc tą sytuację wytrzeszczył oczy i ryknął, że natychmiast mają przestać. James i Syriusz puścili mnie niechętnie. Filch omiótł wzrokiem całe pomieszczenie i zmrużył oczy. Na podłodze była jedna wielka kałuża, dookoła umywalek woda płynęła sobie spokojnie w stronę otwartych drzwi. Woźny wbił w nas swoje rozwścieczone spojrzenie, mrucząc coś pod nosem.
- Mieliście tu posprzątać, a nie robić jeszcze większy bałagan! - krzyknął, a ja zesztywniałam. Głównie to wszystko było przeze mnie. Spuściłam głowę, wpatrując się w swoje przemoczone buty. - Macie to wszystko porządnie wysprzątać, inaczej nie wyjdziecie stąd aż do wieczora - warknął i oparł się o framugę drzwi.
Przez następne pół godziny pilnował nas, a my w ciszy pełniliśmy swoje obowiązki. Ja zostawiłam toalety i zabrałam się za czyszczenie podłóg razem z Remusem, a Black, Potter i Pettigrew kończyli szorowanie kibli. Sprzątanie zeszło nam aż do godziny szesnastej, co przyjęłam z wielką ulgą. Byłam pewna, że nie skończymy tego do późnej nocy. Widząc czystą, lśniącą łazienkę na moje usta wkroczył szeroki uśmiech. Pomimo, że moje włosy były wilgotne, a buty i koszulka całkowicie przemoczone, to jednak byłam w pewnym stopniu zadowolona. Filch oddał nam nasze różdżki i z wielkim niezadowoleniem, wypuścił nas. Cała nasza piątka udała się do pokoju wspólnego, gdzie na fotelu siedziała Lily Evans, zaczytana w jakiejś grubej lekturze. Rudowłosa uniosła wzrok znad książki, a widząc mnie i Huncwotów, zmarszczyła czoło.
- Okropnie wyglądasz, - stwierdziła, mierząc mnie wzrokiem. Odłożyła książkę i wstała z miejsca, przyglądając mi się. Całkowicie zignorowała chłopców. - Coś ty robiła?
- Miała spotkanie pierwszego stopnia z kranem - zaśmiał się James, a wtedy Lily spiorunowała go wzrokiem.
- Nie ciebie pytałam, Potter - warknęła i odwróciła się do niego plecami. Wyciągnęła różdżkę i wymówiła jakieś zaklęcie, które spowodowało, że moje ubranie natychmiast wyschło, nie mówiąc już o włosach.
- Powinnaś ją pilnować, Evans. Ostatnio dzieje się z nią coś dziwnego - mruknął Syriusz i ruszył w stronę dormitorium chłopców. Lily spojrzała na mnie pytająco. Wzruszyłam tylko ramionami, robiąc niewinną minę. Może faktycznie coś się ze mną zaczęło dziać. Ruda pociągnęła mnie za rękaw i zaprowadziła do naszego dormitorium.
- No, to opowiadaj - powiedziała, siadając na swoim łóżku. Pokrótce opowiedziałam jej wszystko od początku, kiedy to usłyszałam huk i pobiegłam zobaczyć co się dzieje. Dziewczyna co chwile kręciła głową z dezaprobatą mrucząc pod nosem, jacy to Huncwoci są nieodpowiedzialni i dziecinni. Już miałam przejść do tego, jak Potter wraz z Blackiem wepchnęli mnie pod kran, kiedy do pomieszczenia wpadła Charlotte, przerywając moją historię.
- Zobaczyłam to dopiero teraz, w naszym pokoju wspólnym, kiedy czytał to Perkins - wysapała, rzucając na moje łóżko Proroka Codziennego. Podniosłam gazetę i spojrzałam na pierwszą stronę. Lily usiadła obok mnie wyrywając mi Proroka z rąk. Kiedy jej się to udało, wytrzeszczyła oczy z przerażenia i zaczęła czytać artykuł.

Kolejne ofiary Śmierciożerców. Sami-Wiecie-Kto wypowiada wojnę.

Wczorajszego wieczora na ulicy Pokątnej znów doszło do ataku. Z relacji świadków wiemy, że do napaści doszło około godziny dziewiętnastej. Pięć zakapturzonych postaci pojawiło się na Pokątnej po czym wbiegło do Dziurawego Kotła z wyciągniętymi różdżkami, celując w klientów.
- Było ich pięciu, wszyscy zamaskowani, trzymali różdżki i głośno się śmiali. Po chwili jeden z nich wykrzyknął, że Ten-Którego-Imienia-Nie-Można-Wymawiać wypowiada nam wojnę i powinniśmy się strzec. Następnie każdy z nich wymówił mordercze zaklęcie i ugodzili nimi pięciu czarodziejów. Po wszystkim, zniknęli. - Mówi nam jeden ze świadków tamtego zdarzenia.
Ministerstwo już podjęło decyzje dotyczące zwiększenia ochrony przed poplecznikami Sami-Wiecie-Kogo, lecz społeczeństwo czarodziejów twierdzi, że to nie powstrzyma Tego-Którego-Imienia-Nie-Można-Wymawiać przed kolejnymi mordami. Wszyscy drżą o swoje życie, jednak Minister Magii zapewnia, że znajdą wszystkich śmierciożerców i osadzą ich w Azkabanie. Do tego czasu uprasza się wszystkich o wzmożoną ostrożność.


Rudowłosa jęknęła. W jej oczach widać było przerażenie, a ja nic nie mogłam na to poradzić. Czułam się wręcz, jakby to wszystko było moją winą. Coś ścisnęła mi serce. Przez chwilę przestałam oddychać. A jeżeli jednym z tych śmierciożerców był mój ojciec? pomyślałam, zaciskając pięści. Byłam wściekła, a jednocześnie zrozpaczona. Mój ojciec mógł zabić któregoś z tych niewinnych ludzi, a ja tak bezczynnie siedziałam w Hogwarcie. Mogłam go wydać, mogłam sprawić, że go dorwą, mieliby przynajmniej jednego z nich. Ale w końcu on był moim ojcem, osobą, która mnie wychowała. Na dodatek, w obecnej chwili, ani ja, ani moja matka nie wiedziałyśmy, gdzie on aktualnie przebywa. To jeszcze bardziej utwierdzało mnie w przekonaniu, że był on uczestnikiem tamtego zajścia na Pokątnej.

Edytowane przez YourNightmare dnia 14-02-2010 15:20