Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Odkrywajac siebie (Rozdział III)

Dodane przez YourNightmare dnia 30-01-2010 20:09
#1

Prolog pisany jest trochę inaczej, ale rozdziały, będą już w zwykłym stylu. Nie wiem czy się spodoba, oceńcie sami.


Prolog



Pamiętam dzień mego przyjazdu do Hogwartu tak dokładnie, że mogłabym opisać wszystko z najdrobniejszymi szczegółami. Jednak rozdrabniane się bynajmniej nie leży w moim charakterze. Zawsze byłam konkretna, wiedziałam czego chcę, miałam swój plan i trzymałam się go tak mocno, by nikt nie był w stanie mi go zniszczyć. Plan ten jednak uległ samo zniszczeniu w dniu, w którym dowiedziałam się kim tak naprawę jestem i w jakim środowisku żyję. Wcale nie chodzi mi o magię, o niej doskonale wiedziałam od najmłodszych lat. To była cząstka mnie, która utkwiła gdzieś głęboko i za nic nie dała się stamtąd wypędzić. Można by rzec, że była podobna do mnie.
Ale wracając do mojej opowieści, którą jednak będę starała się szczegółowo opowiedzieć. Hogwart był czymś, o czym marzyłam przez wiele lat. Zawsze wyobrażałam sobie ten wielki dzień kiedy odprowadzona przez rodziców wsiadałam do długiego pociągu, pełnego rozwrzeszczanych uczniów. Pociąg jednak nie był na tyle ciekawym miejscem, bym mogła się nim zainteresować. Siedziałam wtedy w pustym przedziale wpatrując się tępo w krajobrazy, które migały mi przed oczami. Ignorowałam wszystkich i wszystko, czułam się ważna, doroślejsza, czułam się naprawdę kimś. Pobyt w szkole miał być dla mnie czymś niezwykłym, najszczęśliwszym okresem w całym moim życiu. Tak mówili mi rodzice.
Zamek, który ujrzałam po kilku godzinach jazdy pociągiem i po przepłynięciu jeziora łódką, był najpiękniejszą rzeczą, jakie widziały wówczas moje jedenastoletnie oczy. Budowla była idealna w każdym calu, nie widziałam w niej nic, co mogło by mnie do niej zniechęcić. Wtedy właśnie zapałałam do Hogwartu taką miłością, że po paru minutach zaczęłam nazywać go swoim drugim domem.
Pamiętam te zdziwione, zaciekawione i pełne paniki miny innych pierwszoroczniaków, które tak mnie bawiły. Mimo iż moje uwielbienie do tej szkoły widać było w moich oczach, to twarz nie zdradzała żadnych emocji. Nazywałam to maską mamusi, gdyż ona nigdy nie zdradzała swoich uczuć. Ja jednak się od niej różniłam, bo me błękitne ślepia zdradzały wszystko, na dodatek, nie potrafiłam opanować zdenerwowania.
Sala, którą ujrzałam po otwarciu ogromnych drzwi, była równie wspaniała, jak widok zamku z odległości pół mili. Sklepienie wyglądało jak granatowe niebo, na której lśniły miliony gwiazd, dookoła znajdowali się inni zaciekawieni, czy to znużeni uczniowie spoglądający na naszą grupkę.
Nauczycielka, przeprowadziła nas przez środek sali, aż w końcu przystanęła przed krzesłem, na którym leżała stara, zniszczona tiara. Wiedziałam czego się spodziewać, gdyż wiele razy mama opowiadała mi o tiarze przydziału. Nie było się czego bać, trzeba po prostu poczekać na werdykt szpetnego kapelusza, który dla mnie wydawał się wprost oczywisty.
Pani profesor wyczytywała po kolei nazwiska uczniów, którzy podchodzili do krzesła, zakładając na głowę tiarę.
Przede mną znalazło się parunastu uczniów, między innymi Abrams, Black, Carter, Evans, Huxley, Lupin....
- Landvik Florence - kobieta wyczytawszy nazwisko spojrzała na mnie zza okularów, a ja pewnie ruszyłam się z miejsca i pognałam w stronę krzesła. Nałożyłam na głowę tiarę i spokojnie czekałam na pewną odpowiedź. Gadający kapelusz zawahał się jednak i co chwila coś mruczał.
- Panna Landvik, cóż, że mam z tobą zrobić - zamyśliła się i zaśmiała po chwili - Gryffindor! - wykrzyknęła, a Gryfoni natychmiast zaczęli klaskać. Ja nawet nie mogłam ukryć szoku. Byłam tak pewna, że znajdę się w Slytherinie, w domu moich rodziców, że nie dopuszczałam do siebie myśli, iż tiara mogłaby mnie przydzielić gdzie indziej. Doskonale pamiętam te emocje mną targane, to ukłucie w sercu, gdy spoglądałam na stół ślizgonów. Byłam tak wściekła, a zarazem zrozpaczona, że chciałam jak najszybciej zniknąć z zamku moich marzeń, ze szkoły, której tak pragnęłam....

Przerywając na chwilę moją historię chciałam wam uświadomić parę rzeczy, które trzeba wiedzieć. W dniu, który zmienił moje życie dowiedziałam się prawdy o swojej rodzinie. W gruncie rzeczy, czasem naprawdę kłamstwo jest lepsze od prawdy, jednak okłamywanie dziecka to rzecz, którą trudno wybaczyć.
Nic więc dziwnego, że moje stosunki z rodzicami diametralnie się ochłodziły. Poniekąd stało się tak przez kłamstwo, jednak w dużej mierze przyczynił się do tego fakt, że mój własny ojciec jest śmierciożercą. Smierciożercą pochodzącym z Norwegii na dodatek, który ma dom, żonę i dziecko, które przestało darzyć go tak bezgraniczną miłością. Możecie uznać mnie za wyrodną córkę, jednak co to za rodzice, którzy ukrywają prawdę przez tyle lat, a na dodatek służą tak silnemu czarnoksiężnikowi, który najchętniej wybiłby połowę czarodziejów, którzy są dla niego nie wygodni. Wtedy właśnie uświadomiłam sobie, że nie chcę być taka jak moi rodzice, że chcę sama budować swoje życie bez ich ingerencji. Od tamtej pory nic już nie jest takie proste, a życie staje się coraz mroczniejsze i pełne niespodzianek. Nauczyłam się jednak radzenia sobie w każdej sytuacji i jedyne co zawdzięczam moim rodzicom to to, że wychowali mnie na trzeźwo myślącą i niezależną dziewczynę.

Edytowane przez YourNightmare dnia 28-02-2010 15:20