Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Evans, Początek (Rozdział I)

Dodane przez Peepsyble dnia 15-01-2010 20:00
#1

Po kilku namowach wynalazłam gdzieś zagrzebany tekst z dwoma rozdziałami - nie mam pojęcia, czy uda mi się go kontynuować, czy nie.
Uwaga! Zawiera śladowe ilości cytatów z siódmego tomu - wspomnienia Severusa.

Dedykuję to opowiadanie kochanej About oraz niezastąpionej Mol, bo wiem, że by chciały. Nie wiem czy długo to pociągnę... W każdym razie, jeśli miałabym to komukolwiek dedykować to właśnie im.


Evans
Początek


W miasteczku Crawley, przy Deerswood 3, mieszkała średnio bogata rodzina Evansów. Pan i pani domu posiadali dwie młode córki, z czego byli bardzo dumni. Evansowie byli szczęśliwą i kochającą się rodziną. Nie wyróżniali się niczym szczególnym spośród innych w tej okolicy, aczkolwiek mieli też swoją tajemnicę. Wszystko zaczęło się pewnego słonecznego dnia...

Rozdział I

Był koniec czerwca. Dni robiły się coraz gorętsze. Temperatura często sięgała trzydziestu paru stopni Celsjusza i jakoś nikt z sąsiednich domów nie kwapił się do opuszczenia przyjemnie chłodnych mieszkań. W tak parne dni córki Evansów wylegiwały się w łóżkach do południa, a potem włóczyły się po pustych ulicach, głównie rozprawiając o wakacjach. Tego roku miały nowy temat do rozmowy - pierwszego września Lily miała pójść do innej szkoły, Gimnazjum Reynolds. Petunia uczyła się tam już drugi rok.
Siostry, pomimo niewielkiej różnicy wieku, były swoimi całkowitymi przeciwieństwami. Lily, miała burzę, lekko pofalowanych, cynamonowo - rudych włosów, które okalały jej zgrabną twarz o delikatnych rysach i opadały aż do połowy pleców. Migdałowo-zielone, duże, jasne oczy błyszczały w słońcu, tworząc świetliste iskierki, co tylko dodawało jej uroku.
Natomiast Petunia, starsza o dwa lata, wyglądała nieco inaczej,
można by powiedzieć, niezgrabnie w porównaniu do młodszej siostry. Nieco wyższa, miała jasno brązowe, krótkie włosy, ciemnoniebieskie oczy oraz szyję zbyt długą, jak na prawie trzynastoletnią dziewczynkę. Nie była brzydkim dzieckiem, lecz jej siostra była zdecydowanie ładniejsza.
Dziewczynki nie tylko różniły się wyglądem, ale miały też odmienne charaktery. Lily, na pozór spokojna, była bardzo żywym dzieckiem. Nie potrafiła usiedzieć w miejscu, rozsadzała ją energia. Petunia natomiast, w przeciwieństwie do siostry była opanowana, rozgarnięta, choć strasznie niecierpliwa.
W jeden z gorących dni jak zwykle dziewczynki ruszyły w stronę niewielkiego placu zabaw, mieszczącego się kilka ulic dalej. Szły środkiem ulicy, Petunia nieco z boku, a Lily nuciła jakąś przyjemną piosenkę, raz po raz obracając się wokół własnej osi.
Po środku skwerku, skrytego w cieniu kilku wierzb płaczących stała karuzela, nieopodal zjeżdżalnia, a nieco dalej dwie huśtawki. Trawa pokryta była różnokolorowymi kwiatami. Gdzieniegdzie rosły małe krzaki dzikiej róży. Wszystko to wyglądało bardzo pięknie, mimo obdrapanych z lakieru, metalowych poręczy huśtawek i ławek.
Za placem, płynęła dosyć szeroka, aczkolwiek spokojna rzeka.
Tu kończyło się Crawley, a nieco dalej za po drugiej stronie zaczynało się Spinner's End - zapomniana przez wszystkich, brudna, niezbyt przyjemna, biedna i brzydka dzielnica. Ani Lily, ani Petunia nigdy tam nie były, gdyż zabraniał im tego ojciec. Mówił, że może być tam niebezpiecznie i żadna z dziewczynek się tam nie zapuszczała.
Dotarły w końcu do placu zabaw i obie wskoczyły na huśtawki. Lily natychmiast rozhuśtała się bardzo wysoko, zamykając oczy i chłonąc zapach kwiatów, Petunia natomiast spokojnie i nisko, rozglądając się bacznie. Obie zupełnie nie zauważyły, że ktoś je obserwuje.
Młodsza z sióstr huśtała się coraz wyżej chichocząc cichutko.
- Lily, nie rób tego! - krzyknęła Petunia.
Ale Lily jej nie posłuchała, machając nogami jeszcze mocniej, aż nagle wyskoczyła w powietrze, wybuchając radosnym śmiechem, jednak zamiast zwalić się z łoskotem na asfalt, którym wylany był plac zabaw, zawisła w powietrzu jak artystka pod kopułą cyrku, po czym wylądowała lekko, na pewno zbyt lekko jak na taką wysokość.
- Mama ci mówiła, żebyś tego nie robiła!
Petunia zatrzymała huśtawkę, szorując sandałami po asfalcie. Zeskoczyła z niej i stanęła, trzymając się pod boki.
- Lily, mama mówiła, że ci nie wolno!
- Przecież nic mi się nie stało! - odparła Lily chichocąc. - Tuniu, popatrz na to. Zobacz co potrafię.
Petunia rozejrzała się. Wydawało jej się, że oprócz nich nie ma na placu nikogo. Lily podniosła kwiatek opadły z krzaka róży. W Petunii ciekawość najwyraźniej zwyciężyła strach, bo podeszła do niej. Lily wyciągnęła rękę. Kwiat leżał na jej dłoni, rozchylając się i zwijając płatki jak jakaś dziwna ostryga.
- Przestań! - krzyknęła Petunia.
- Przecież to cię nie boli - odpowiedziała Lily, ale zamknęła dłoń i odrzuciła kwiat na ziemię.
- Tego nie wolno robić - powiedziała Petunia, ale jej oczy
powędrowały za opadającym powoli kwiatem. - Jak ty to robisz?
- zapytała, a w jej głosie wyraźnie zabrzmiała zazdrość.
Lily nie zdążyła siostrze odpowiedzieć, gdy za ich plecami rozległ się chłopięcy głos:
- To chyba oczywiste, nie? - zapytał mały, wychudzony chłopiec
o długich, brudnych, czarnych włosach sięgających ramion, który wyskoczył zza krzaka. Nie był ubrany zbyt gustownie: miał przykrótkie dżinsy, dziwaczną, przypominającą damską bluzkę koszulę i obszerną, wyświechtaną pelerynę, która śmiało mogła należeć do dorosłego.
Petunia wrzasnęła i szybko uciekła w stronę huśtawek, ale Lily, choć trochę wystraszona, nie ruszyła się z miejsca. Na ziemistych policzkach chłopca pojawił się blady rumieniec.
- Co jest oczywiste? - zapytała Lily.
Chłopiec zerknął ukradkiem na Petunię, pochylił głowę ku Lily i zniżył głos.
- Wiem, kim jesteś.
- O co ci chodzi?
- Jesteś... jesteś czarownicą.
Lily zrobiła obrażoną minę.
- Nie wolno tak przezywać!
Uniosła dumnie głowę i ruszyła w stronę siostry.
- Nie! - zawołał za nią chłopiec teraz już cały czerwony na twarzy. Ruszył powoli i ostrożnie w stronę dziewczynek. Siostry zmierzyły go krytycznym spojrzeniem, trzymając się jednego słupka huśtawki, jakby dawało im to poczucie bezpieczeństwa.
- Bo jesteś - zwrócił się do Lily. - Jesteś czarownicą. Obserwuję cię od pewnego czasu. Ale nie ma w tym nic złego. Moja mama też jest czarownicą, a ja jestem czarodziejem.
Petunia parsknęła drwiącym śmiechem.
- Czarodziejem, akurat! - zawołała, odzyskując odwagę po
wstrząsie, jakim było jego nagłe pojawienie się na placu zabaw.
- Wiem, kim jesteś. Jesteś chłopakiem od Snape'ów. Oni mieszkają w Spinner's End, nad rzeką - wyjaśniła, zwracając się do Lily, a po tonie jej głosu można było poznać, że taki adres źle świadczył o chłopcu. - Dlaczego nas szpiegujesz?
- Wcale nie szpieguję - odrzekł. - W każdym razie ciebie na pewno nie - dodał złośliwie. - Jesteś mugolką.
Petunia nie wiedziała co oznacza to słowo, ale wystarczył jej ton jakim to powiedział.
- Lily, chodź, idziemy! - powiedziała ostro.
Lily ruszyła za siostrą nią posłusznie, na pożegnanie obrzucając chłopca wyzywającym spojrzeniem. Ten ostatni stał, patrząc zawiedzionym spojrzeniem jak dziewczynki idą przez plac. Pokręcił z niedowierzaniem głową i z głośnym pacnięciem opadł na jedną z huśtawek.

* * *

Lily wiele razy zastanawiała się nad swoimi zdolnościami, ale nigdy nie interesowała się tym za bardzo, aż do teraz. Od kilku dni nie myślała o niczym innym, a wieczorami leżąc w łóżku analizowała dokładnie każde słowo wypowiedziane przez tego chłopaka, Snape'a, jakby miały one jakieś głębsze znaczenie. W końcu, trzy dni po tym jakże dziwnym spotkaniu nastawiła wieczorem budzik na siódmą i postanowiła, że rano wymknie się z domu i wyruszy samotnie do parku. A nuż spotka Snape'a... A on wyraźnie nie lubił Petunii. Tak, musi być sama... Następnego ranka Lily obudziła się za dziesięć siódma, tak spokojnie i normalnie, jakby robiła to każdego dnia. Wyłączyła pospiesznie budzik zanim zadzwonił, żeby broń Boże nie obudził Petunii i ruszyła do łazienki. Gdy wróciła do pokoju, otworzyła ostrożnie skrzypiące drzwi szafy i nałożyła jasnozieloną, zwiewną sukienkę. Przeczesała rozczochrane włosy, marszcząc swój przyozdobiony piegami nosek do swojego odbicia w lustrze.
W końcu była gotowa i udało jej się jakoś dostać do drzwi frontowych, nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Gdy znalazła się na dworze, wreszcie odetchnęła z ulgą.
Chciała biec, biec, biec... I choć czuła palącą ciekawość, zmusiła
się do spokojnego kroku. Gdy w oddali zobaczyła skwerek, przyspieszyła, a serce zaczęło jej bić jak szalone. Na huśtawce, tyłem do ulicy siedział samotny chłopiec. Głowę miał puszczoną, nogami szurał po asfalcie, leniwie, jakby od niechcenia kopiąc mały kamyczek.
Lily, choć już kilka razy układała w myślach rozmowę jaką odbędzie ze Snape'em, poczuła się bardzo onieśmielona, ale i ucieszona. Bezszelestnie dotarła do huśtawek - chłopiec nawet jej nie zauważył.
- Cześć - powiedziała cicho.
Snape podskoczył jak oparzony i tak szybko odwrócił głowę w jej stronę, że ta aż podskoczyła i odsunęła się nieco.
- Cześć - odpowiedział jej nieufnie. - Po co tu przyszłaś?
- Chciałam... chciałam porozmawiać. Miałam...
- Jesteś tu sama? Bez tej mugolki? - zapytał Snape,
wykrzywiając wargi w krzywym uśmiechu.
- Nie nazywaj jej tak - odparła nieco obrażona Lily. - Zresztą... co to oznacza? Chciałam się dowiedzieć... Tak właściwie to kim jesteś?
- Jestem Severus Snape - odparł chłopiec wzruszając ramionami. - A ty, Lily...
- Evans. Lily Evans. Powiedz mi... Mówiłeś prawdę wczoraj, popołudniu? To o... magii?
- Oczywiście - odrzekł wyniośle Severus. - Jesteś czarownicą, a ja czarodziejem.
Dziewczynka pokręciła głową.
- Nabijasz się ze mnie - powiedziała oskarżycielskim tonem.
Chłopiec się zarumienił, ale wyszeptał z mocą:
- Ani mi się śni. To prawda. Czarodzieje istnieją. Moja matka jest jedną z nich.
Lily spojrzała na niego podejrzliwie.
- Dlaczego miałabym ci wierzyć?
- Zaufaj mi - powiedział Severus, a oczy mu się zaświeciły. Było coś w jego spojrzeniu, że Lily przestała się sprzeczać. Zamyśliła się na chwilę.
- A twój ojciec?
- Co mój ojciec? - zapytał zdziwiony chłopiec.
- Twój tata jest...
- Nie jest magiczny - przerwał jej wpół słowa. - Tak jak i twoja siostra... - dodał złośliwie. - To są mugole. Niemagiczni ludzie.
Lily usiadła na drugiej huśtawce.
- Moi rodzice też nie potrafią czarować, przynajmniej ja nic o tym nie wiem. A wiedziałabym, prawda? Powiedzieliby mi. A twój ojciec wie o tobie i twojej mamie?
Znowu cisza.
- Tak - powiedział w końcu nieco zmieszany Severus. - Oni... ciągle się kłócą. Głównie o... zresztą nieważne. Chociaż, gdyby ojciec trochę się nie bał, że mama zamieni go w wielką ropuchę, to... - urwał i zarumienił się lekko, uparcie wpatrując się w woje buty.
- Opowiedz mi coś więcej...
- Ile masz lat? - zapytał mrużąc oczy.
- Jedenaście, a co? - odparła zaniepokojona Lily. - Co to ma do rzeczy?
Severus się rozpromienił.
- A to, że czarodziejom i czarodziejkom w wakacje, w roku, w którym kończą jedenaście lat przysyłają list!
- Co za list? - zapytała Lily, marszcząc nos.
- List z Hogwartu! A w liście piszą, że cię przyjęli do szkoły i tego typu rzeczy...
Lily otworzyła usta ze zdumienia.
- To jest szkoła magii?!
- Ciiicho! Nie krzycz tak. - Snape spiorunował ją wzrokiem. -
Hogwart to szkoła, w której będą nas uczyć magii. Wszyscy najlepsi czarodzieje ją skończyli!
- Ooooch... - Lily zrobiła wielkie oczy. - Opowiadaj, opowiadaj! W ciągu kilku godzin Lily dowiedziała się masy ciekawych rzeczy o różdżkach, zaczarowanych kociołkach, książkach z zaklęciami, goblinach i skrzatach domowych. Snape opowiedział jej o banku Gringotta, Ulicy Pokątnej, sowiej poczcie i wielu, wielu innych magicznych rzeczach. Choć minęło zaledwie parę godzin, jak to dzieci oboje się polubili. Może by powiedzieć, że nawet zaprzyjaźnili...
- ... i jak z Azkabanu ktoś chce uciec, to są tam dementorzy...
- Dementorzy? Co to takiego?
- To są tacy... strażnicy. Nie są ludźmi, tylko takimi widmami,
jak upiory, wysysają z ludzi szczęście...
- Szczęście? - pisnęła cichutko Lily. - Co to znaczy?
- No, nie zabijają... oni tylko... ach, opowiem ci później. Ale nam
nic nie grozi.
- A Azkaban... - powiedziała powoli Lily.
- ... to więzienie czarodziejów - dokończył Snape.
Na chwile zapadała cisza. Lily rozmyślała nad czymś usilnie, aż w końcu westchnęła i podjęła przerwaną rozmowę.
- A ty... ile masz lat?
- Tyle co ty - odrzekł spokojnie Severus. - W tym roku też dostanę list.
Lily wstała i zaczęła się przechadzać po placu. W pewnym momencie zrobiła piruet i wykrzyknęła z radością:
- I będziemy się uczyć w Hogwarcie...!
- Owszem - odparł Snape. - A listy dostaniemy już niedługo, pewnie za parę tygodni. Może trochę wcześniej.
- Sev, spotkamy się jutro? - zapytała Lily uśmiechając się do niego promiennie. - Opowiesz mi więcej...
- Może - zgodził się chłopiec. - Spotkajmy się tutaj o tej samej porze co dzisiaj, dobra?
Lily wyraziła swoją zgodę, mając nadzieję, że Petunia będzie jutro spała tak mocno jak dzisiejszego dnia. W sumie ona nie miała nic przeciwko temu... Wolałaby fascynować się opowieściami nowego kolegi razem z siostrą, ale Snape najwyraźniej nie chciał zdradzać sekretów komuś niemagicznemu...
W końcu pożegnała się z Severusem i ruszyła do domu rozmyślając nad tym co usłyszała. W jej głowie aż huczało od myśli. Kociołki, zaczarowane myszy, miotły... a Severus obiecał, że jutro jej powie co to jest quidditch. Ach, jakże była szczęśliwa! Ten dzień, taki pełen wrażeń... Po drodze przypomniała sobie, że zapomniała zapytać Snape'a jak można dostać się do Hogwartu. Zapamiętując by zapytać go o to jutro, z uśmiechem na twarzy, skręciła w boczną ulicę i ruszyła w stronę domu.

* * *

Petunia już czekała na siostrę, mając nadzieję, że ta wytłumaczy się gdzie była. Gdy Lily tylko weszła do domu, Petunia rzuciła się na nią z pytaniami, ciągnąc ją do swojego pokoju.
- Lily! Gdzieś ty była? Nie mogłam cię znaleźć, nawet mama się
denerwowała! Nie zostawiłaś nawet kartki! Gdzieś ty była?! - ryknęła jej do ucha Petunia, sadzając Lily na łóżku i przysuwając sobie krzesło. - No?
Lily zarumieniła się lekko.
- Tuniu, ja... byłam... na placu. I...
- Tak?
- No więc byłam na placu. Cały, cały czas.
Petunia spojrzała na siostrę podejrzliwie.
- Spotkałaś Snape'a?
Lily zarumieniła się jeszcze bardziej, placami zaczęła skubać rąbek sukienki.
- Przepraszam - wyszeptała - że ci nie powiedziałam. Nie chciałam, żeby Severus się złościł. On mi mówił fantastyczne rzeczy, ja...
- Severus? - wysyczała ze złością Petunia. - Severus?
Fantastyczne rzeczy, tak? A wiesz, co ja ci powiem? - nachyliła
się nad Lily i spojrzała jej głęboko w oczy. - Nie ma czegoś
takiego jak magia. Nie ma! A ty... jesteś zbyt łatwowierna.
Petunia odwróciła się i wybiegła z pokoju, trzaskając drzwiami.

________________________________________________________

Do Mol!
Poprawiłam. ; }
Te przecinki mnie dobijają. Jedyne czego nie mogę w pełni opanować w pisaniu to właśnie one. Może się zgłoszę na korepetycję do Ciebie, Mol. ; }

Ło... to jest jedno zdanie!Szok! Przed "wybuchając" dałabym przecinek. A od "lecz" zaczęła nowe zdanie, bo człowiek się gubi;p

Ja wiem. ^^ Specjalnie patrzyłam do "Insygniów", bo to jest właśnie kawałek z nich, ze wspomnień Snape'a. Nie wiem czemu nieco miałam zmienione to zdanie, więc przepisałam słowo w słowo jak jest w książce i owszem - własnie takie długie jest. Usunęłam parę dodanych przeze mnie słów i powinno być bardziej w porządku.
Dziękuję Molu, dla Ciebie postaram się jeszcze bardziej. ; } Ostrzegam, że to pisałam już jakiś czas temu, kilka miesięcy wstecz. Teraz robiłam tylko poprawki. Mam drugi rozdział, który wstawię... Nie wiem jeszcze kiedy. Chciałabym coś dalej napisać, by mieć w zanadrzu kolejną część, ale w dodawaniu jestem jak w gorącej wodzie kąpana - jak mam to już od razu mam chęć wstawić. W każdym razie czy będzie tego dużo więcej to nie wiem. Być może coś tam naskrobię, ale co do tego nie mam pewności. Może, może. ; }

Edytowane przez Peepsyble dnia 16-01-2010 15:26