Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] "Toujours Pur - światełko w ciemności", rozdział 5

Dodane przez Flora dnia 29-01-2010 14:55
#10

Chciałabym bardzo podziękować za miłe komentarz, które dodają wiary w swoje możliwości. Dziękuję taż za uwagi związane z błędami. Oto 4 rozdział, mam nadzieję, że nie będzie gorszy od poprzednich. :)

Rozdział 4

Wnętrze Dziurawego Kotła było jak zwykle dość ciemne, panował tutaj przyjemny chłód. Regulus zlekceważył barmana Toma i przeszedł przez pomieszczenie, by wyjść tylnym wyjściem na małe podwórko. Zmrużył oczy, podchodząc do ceglanego muru, wyciągając różdżkę, by móc dostać się na czarodziejską ulicę.
Pokątna była zatłoczona, jak zawsze, ale jednak widać było jakieś zmiany. Ludzie nie zatrzymywali się, żeby porozmawiać z innymi. Trzymali się w swoich grupkach, a w ich ruchach krył się pośpiech i nerwowość. Regulus ze zdziwieniem obserwował przechodniów, którzy rzadko spoglądali na witryny sklepów, woląc podziwiać kostkę brukową.
Była końcówka lipca, pogoda piękna, a ludzie przygaszeni i zabiegani. Regulus mógł podejrzewać, że większość z nich boi się Voldemorta, ale jeśli było się czarodziejem z dziada i pradziada, nie trzeba się było niczego obawiać. Nie był w stanie zrozumieć, że ludzie boją się nie tylko o siebie, ale o swoich bliskich, przyjaciół, a nawet zupełnie nie znanych sobie czarodziejów. Boją się, że wybuchnie wojna, że staną się ofiarami, bo będą musieli wybierać między własną czystą krwią, a człowiekiem, który urodził się w mugolskiej rodzinie i obdarzony został nadzwyczajnymi zdolnościami. Nikt, kto miał sumienie, nie chciał dokonywać takich wyborów. Jednak Regulus tego nie rozumiał, nie znał tego uczucia. Był jednym z niewielu, którzy potrafili z pełnym spokojem i uśmiechem na twarzy przechadzać się ulicą i podziwiać wszystko, co sprzedawcy przeznaczyli dla oczu swoich klientów.
W sklepie ze sprzętem do quidditcha zauważył nowy model miotły: Kometa Tysiąc Pięćset. Przez chwilę podziwiał wystawę, zastanawiając się, czy jest jakakolwiek szansa na to, by namówić ojca na zakupienie tego cudeńka. Był pewien, że mając taką miotłę w końcu pokonałby Pottera.
Na razie jednak udał się w stronę Esów i Floresów. Zamierzał nabyć w księgarni parę przydatnych podręczników. Oczywiście nie miało to nic wspólnego z Hogwartem. Skoro miał zamiar przyłączyć się do Bractwa Ciemności - tak, podjął już decyzję - powinien zacząć traktować to serio i zacząć uczyć się praktykować czarną magię.
Księgarnia była przestronnym sklepem, wypełnionym po brzegi księgami. Jej właściciel, dość niski czarodziej z białą kozią bródką i z wianuszkiem siwych włosów na głowie wydawał się wiedzieć wszystko na temat książek.
Regulus wszedł do środka, a dzwoneczek zadźwięczał wdzięcznie, oznajmiając sprzedawcom przybycie klienta. W księgarni nie było wielu ludzi. Największy tłok panował tu zawsze gdzieś od połowy sierpnia, kiedy to uczniowie Hogwartu okupowali Pokątną, uzupełniając zapasy na kolejny rok swojego kształcenia się w szkole magii czarodziejstwa.
- Marianno! Marianno! Co z tymi książkami? - księgarz przebiegł tuż przed Regulusem, chyba go nie zauważając.
- Spokojnie, panie Bernardzie, na pewno je znajdziemy. - Z galerii wychyliła się pulchna kobieta, najwyraźniej owa Marianna.
- Zabiję tego Fabiusza, przysięgam.
- Niech pan tak nie mówi - skarciła go Marianna. - Przecież mówi się, że kto szuka, ten znajduje.
Ale księgarz Bernard nie wyglądał na przekonanego i z binoklem dyndającym na łańcuszku z kieszonki kamizelki, rozglądał się po sklepie, czasami rozgrzebując jakiś stos leżących w nieładzie książek.
Regulus postanowił przejść się wzdłuż regałów i poszukać interesujących go tytułów. Ciekawe, co tak wytrąciło właściciela z równowagi. Za plecami ciągle słyszał, jak właściciel pomstuje na Fabiusza i jego pomysły. Teraz jednak postarał się skupić na poszukiwaniach. Przeszedł obojętnie obok działu poświęconego eliksirom i historii magii. Nie zwrócił najmniejszej uwagi na stół z książkami na temat zielarstwa i magicznego lecznictwa. Nie zamierzał przyglądać się bliżej zbiorom na temat nadzwyczajnych podróży wielkich czarodziejów. Interesowały go działy z księgami zaklęć. Z tego, co wiedział w Esach i Floresach nie możnabyło dostać naprawdę pożyteczny egzemplrzy, pełnych czarnomagicznych sztuczek, a wielka szkoda.
Jakaś czarownica w jedwabiach i mocno pachnąca różami marudziła coś o tym, że książki są za drogie. Regulus mijając ją uśmiechnął się, co sprawiło, że jeszcze bardziej zaczęła zrzędzić, tym razem o młodzieńcach wychowanych w dość frywolny sposób.
Świetnie jestem frywolnym rozpustnikiem, zaśmiał się w duchu młody Black.
- Może powinniśmy sprawdzić w pańskim gabinecie? - zawołała donośnie Marianna. - Może je tam wypakował?
Zaraz po tym Bernard pomknął w stronę schodów, prowadzących na galerię. Zatrzymał się jednak jak wryty, kiedy w końcu zauważył Regulusa.
- W czym mogę panu pomóc? - zapytał, a Regulus usłyszał w jego głosie nutkę paniki.
- Właściwie to szukam jakiejś przydatnej księgi z zaklęciami i...
Chciał zapytać o coś, co zawierałoby wiedzę o czarnej magii, ale ugryzł się w język. To nie byłoby zbyt rozsądne posunięcie.
- I? - podjął sprzedawca.
- Nie, tylko zaklęcia - zapewnił go Regulus. - Gdzie mógłbym znaleźć coś, prócz szkolnych podręczników?
- Proszę za mną.
Księgarz szybkimi krokami wspiął się po stopniach na galerię i wskazał ścianę po lewej stronie.
- Pójdzie pan tamtędy. Tam jest cała półka z zaklęciami: obronnymi, ofensywnymi, pomagającymi w sprzątaniu. Z resztą, sam pan wie, czego pan szuka. Proszę mi wybaczyć, mamy tu małe urwanie głowy - Bernard szarpnął się z roztargnieniem za kozią bródkę.
- Proszę się mną nie przejmować. Obsłużę się.
- Dobrze. Niech pan zawoła, kiedy już coś wybierze.
Mówiąc to sprzedawca pognał w prawo i zniknął w drzwiach, za pewne do gabinetu.
- Świetnie - mruknął Regulus, ruszając we wskazanym kierunku.
Galeria, jak skonstatował, była niezwykłym miejscem. Drewniana podłoga starannie wypolerowana, lśniąca balustrada i rzeźbione krokwie. Okna małe, okrągłe, wypełnione były kolorowymi szkiełkami, które układały się w sceny z czarodziejskich opowieści. Regulus doszedł do końca korytarza, zatrzymując się przed półką wypełnioną księgami zaklęć. Było tam faktycznie wszystko, czego dusza zapragnie. Wystarczyło spojrzeć na tytuły, z grzbietów okładek: Jak oryginalnie rozprawić się z wrogiem, Dziesięć sposobów na skuteczną samoobronę, Sto najskuteczniejszych zaklęć obronnych, Przejdź do ofensywy. Regulus podrapał się w głowę. Ciężko było się na coś zdecydować po tytule. Wyciągnął więc pierwszą, lepszą księgę, zatytułowaną: Ty, a przed tobą twój wróg, takie niekonwencjonalne, warto zajrzeć do środka. Cały pierwszy rozdział poświęcono psychologicznemu podejściu do sytuacji, kiedy trzeba stanąć oko w oko z nieprzyjacielem. Regulus skrzywił się, to nie było to, czego szukał. Odłożył książkę na miejsce i wyjął kolejną.
- Na poszarpane wąsy Merlina, gdzie one się mogły podziać?
To księgarz wypadł z gabinetu i zbiegł na dół, do głównego pomieszczenia sklepu.
- Na pewno je znajdziemy - zawołała Marianna, schodząc za Bernardem.
- Wujku, chyba czas pogodzić się z tym, że przepadły - rozległ się inny, dziewczęcy głos. - Zostaw, ja to zaniosę na górę.
- Zamorduję Fabiusza, uduszę go gołymi rękami, bez użycia różdżki.
- Wyluzuj wujku, pamiętaj co mówił pan Johnson. Stres to wróg twojego ciśnienia - zaśmiała się, a Regulus pomyślał, że zna ten śmiech. Wyjrzał przez barierkę i zobaczył Eskarinę, wspinającą się po schodach ze stosem książek w ramionach.
Uśmiechnął się szeroko, odkładając Magię obronną dla dociekliwych.
- Z resztą, Fabiusz na pewno nie spodziewał się, że one po prostu wyparują - ciągnęła Eskarina. - Założę się, że ten facet nie wspomniał mu ani słowem o tym, że tytuły są bardzo adekwatne do formy książki - mówiąc to, dotarła do podestu, potykając się o ostatni stopień. Sterta ksiągżek którą trzymała, zachwiała się niebezpiecznie.
- Hej, może ci pomóc? - Regulus podszedł do niej, biorąc połowę woluminów we własne objęcia.
Zaskoczona dziewczyna cofnęła się o krok i prawie runęła ze schodów. W ostatniej chwili Regulus zdołał ją chwycić za ramię, także odzyskała równowagę.
- Regulusie Arkturusie Black, co ja ci mówiłam na temat skradania się? - zapytała, zdmu****ąc sobie grzywkę niebieskich włosów z czoła.
- Ja też cię serdecznie witam, droga przyjaciółko - wyszczerzył się Black.
Eskarina wybuchnęła śmiechem i odstawiła księgi na najbliższy stolik. Miała na sobie luźną, bawełnianą bluzkę z długimi, luźnymi rękawami i wytarte, stare jeansy. Włosy niebieskie, jak zawsze, wydawały się Regulusowi postrzępione bardziej niż kiedykolwiek.
- Co ci się stało z fryzurą? - zagadnął, kiedy zaczęła układać książki na półkach w dziale powieści przygodowych.
- Nie pytaj - odpowiedziała, kręcąc głową z rozbawieniem. - To makabryczna historia.
- O! To tym bardziej chcę ją usłyszeć - Regulus skrzyżował ręce na piersiach, wpatrując się w koleżankę z rozbawioną miną.
- Mama ma takie nożyczki - Eskarina odwróciła się do Blacka. - Chciałam je tylko trochę skrócić - pociągnęła się za błękitny kosmyk. - Okazało się, że te nożyczki trochę zbzikowały... w pewnym momencie chciały mi nawet odciąć nos... Na szczęście tato był w domu. Gdyby nie on, nie wiadomo co by ze mnie zostało - zaśmiała się nerwowo. - A najgorsze jest to, że muszę poczekać, aż włosy same odrosną. Te nożyczki były potraktowane specjalnym czarem, który uniemożliwia odwrócenie efektu ich działania, więc... teraz tak wyglądam - poczochrała się po głowie.
- Teraz będziesz podwójnie oryginalna - stwierdził rzeczowo Regulus.
Na dole rozdźwięczał się dzwoneczek i do sklepu wszedł wysoki, brzuchaty mężczyzna, z czarnymi włosami związanymi na karku w kitkę.
- Fabiuszu! - Bernard wycelował w niego palcem. - Jesteś w samą porę, musimy porozmawiać.
- Co się tutaj w ogóle dzieje? - zapytał Regulus obserwując przez barierkę, jak księgarz wali złożoną gazetą przybyłego gościa po ramieniu. - Nawet nie zapytałem, co ty tutaj robisz? - teraz obejrzał się na Eskarinę, która przeglądała Podróże w czasie.
- Co? - spojrzała na niego znad książki, lekko nieprzytomnie.
- Co robisz w Esach i Floresach? - ponowił pytanie, odwracając się do niej i opierając o barierkę.
- Ach... - zatrzasnęła tomisko i wstawiła na półkę. - Ta księgarnia należy do Bernarda Huxleya, mojego wuja. - Wzruszyła ramionami, poprawiając krzywo stojące woluminy. - Postanowiłam trochę sobie dorobić, a to jest miejsce idealne dla mnie - wyszczerzyła się i energicznym ruchem wskazała na regały wypełnione jej ukochanymi książkami.
- No tak, to by się zgadzało - przyznał Regulus.
- CO TAKIEGO?! TY MYŚLAŁEŚ, ŻE TO BĘDZIE HIT?! MIAŁEM CIĘ ZA ARCYINTELIGĘTNEGO CZŁOWIEKA, A TY OKAZAŁEŚ SIĘ ARCYIDIOTĄ! - Furia księgarza osiągnęła właśnie apogeum.
- Nie przejmuj się. - Eskarina machnęła ręką.
- Groźnie to wygląda.
- No tak.
Dziewczyna wspięła się na drabinkę, żeby móc ustawić serię Opowieści z Krainy Czarnej Magii na najwyższej półce.
- Ty też byś się wściekł, gdybyś w coś zainwestował, a twoja inwestycja rozpłynęłaby się w powietrzu. Podaj mi tamą książkę.
Regulus ze zdziwioną miną zrobił to, o co go poprosiła.
- Ale, to w co on zainwestował?
Jakoś nie umiał sobie wyobrazić znikających książek; bo w co innego mógł pan Huxley inwestować.
- Cóż, Fabiusz opowiadał o Niewidzialnej księdze Niewidzialności, mówił, że to będzie bomba. No i wujek mu uwierzył, i zamówił dwieście egzemplarzy. Wszystko byłoby w porządku, gdyby teraz potrafili je znaleźć.
Regulus parsknął śmiechem.
- To najdziwniejsza rzecz, o jakiej słyszałem - wyznał.
- Ty się nie śmiej. Wuj wydał na to majątek, a książki szlag trafił - mówiąc to, Eskarina zeszła z drabinki.
- To rzeczywiście paskudnie.
- Czego szukasz? - zmieniła temat. Wzięła jednocześnie inny stos książek w ramiona i przeniosła go na parapet.
- Ksiązki. - Regulus podszedł do działu ksiąg z zaklęciami.
- No coś ty? Nie wiedziałam, że do księgarni chodzi się po książki - stwierdziła z sarkazmem Eskarina, kładąc dłonie na biodrach.
- Och, przestań się czepiać. Szukam czegoś pożytecznego, jakiegoś zbioru skutecznych zaklęć. Wiesz, coś co przydałoby się do atakowania, albo obrony - wytłumaczył.
Eskarina przechyliła głowę w bok, mrużąc oczy.
- Po co ci to? Przecież mamy Obronę Przed Czarną Magią.
- Wiesz co, ja dziękuję za takie zajęcia. Co roku uczy ktoś inny, a praktykę mam tak często, jak Filch bierze kąpiel - oburzył się Regulus.
- Dobra, dobra. Po prostu się zdziwiłam. Ale chyba nie zamierzasz uczyć się zaklęć po to, żeby znęcać się nad innymi, co?
Regulus wyjął z regału Encyklopedię Ofensywy i ruszył w kierunku schodów.
- Reg! - Eskarina chwyciła go za łokieć. - Co to ma znaczyć?
- Że to nie twoja sprawa, co zrobię ze zdobytą wiedzą - odpowiedział z urażoną miną.
- Poczekaj. - Pociągnęła go za ramię, tak, że musiał się zatrzymać.
- Co?
Stanął naprzeciwko niej z niezbyt zachwyconym wyrazem twarzy. Eskarina ruszyła w lewą stronę, gestem nakazując mu, by poszedł za nią.
- Wiem, że urodziny masz za dwa tygodnie, ale skoro już tu jesteś... Chcę ci coś dać. - Weszła do gabinetu Bernarda.
Był to mały, ale bardzo jasny pokoik z wielkim oknem wychodzącym na południową część Pokątnej. Panował tu porządek. Na biurku ustawionym tuż przy oknie, stała fotografia, przedstawiająca całą rodzinę Huxleyów. Pod przeciwległą ścianą ustawione były dwie półki. Jedna z nich zastawiona była z dołu do góry książkami, na drugiej leżało mnóstwo przedmiotów. Jakieś puchary, czarki, dwa fałszoskopy, album ze zdjęciami. Regulus poczuł się nieswojo.
Eskarina podeszła do biurka, otworzyła szufladę i wyjęła z niej... książkę. No tak, a cóżby innego?
Podniosła spojrzenie na swojego towarzysza, a minę miała całkiem poważną.
- Miałam ci to wysłać w swoim czasie. Ale jeżeli mam szansę dać ci to osobiście... Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiał, czy coś... - Eskarina poczuła się nagle skrępowana.
- Co to jest? - Wskazał ruchem głowy na trzymaną przez nią książkę.
Eskarina spojrzała na twardą, ozdobioną liściastym ornamentem, okładkę. Na górze złotymi, ozdobnymi literami napisane było imię i nazwisko autora, a zaraz niżej tytuł. Westchnęła i podała tomik Regulusowi. Ten wziął go z niepewnym wyrazem twarzy. Sam nie wiedział, co ma o tym myśleć.
- Nicolas Cresswell, Światełko w Ciemności? - przeczytał, marszcząc brwi.
- To mój prezent dla ciebie - oświadczyła Eskarina, starając się brzmieć całkiem pewnie. - To opowieść o synu czarnoksiężnika.
Regulus nic z tego nie rozumiał, spojrzał na Eskarinę, jakby obawiał się, że jej odbiło.
- Dziękuję - wydusił w końcu, chowając książkę do torby. - Naprawdę nie musiałaś.
- Obiecaj mi, że ją przeczytasz - powiedziała Eskarina z naciskiem, patrząc mu prosto w oczy.
- Eee, no wiesz... jeśli znajdę trochę czasu... - Regulus nerwowo obracał w dłoniach Encyklopedię Ofensywy.
- Obiecaj - powtórzyła, uderzając dłonią w drewniany blat biurka.
- Dobrze, obiecuję - zgodził się dla świętego spokoju. - A teraz pójdę za to zapłacić. - Unosząc rękę, pokazał jej Encyklopedię.
Eskarina uśmiechnęła się słabo i skinęła głową.
- W porządku. Może się jeszcze zobaczymy, jak wpadniesz na Pokątną?
- Może, jak wpadnę na Pokątną. Tak.
Regulus wycofał się z jasnego pomieszczenia, wchodząc w sferę cieni i barw rzucanych przez malownicze witraże. Odetchnął z ulgą i zbiegł po schodach do głównej sali sklepu. Nigdzie nie było śladu Fabiusza, więc albo wyszedł, albo został zamordowany, jak obiecywał Bernard Huxley. Swoją drogą, to ciekawe, że dopiero teraz dowiedział się, jak właściciel księgarni się nazywa. Wcześniej był po prostu księgarzem i już. A teraz okazuje się, że to krewny Eskariny. Mały jest ten świat.
Podszedł do lady, by pan Huxley mógł wbić cenę na staromodną kasę ze śmiesznymi wajchami po obu stronach. Zapłacił dziesięć galeonów i czternaście sykli, po czym opuścił Esy i Floresy.
Zegar w pobliskim sklepie z różnymi starociami wskazywał godzinę dziewiętnastą pięćdziesiąt trzy. Regulus zdumiał się, że jest już tak późno. Rozejrzał się po ulicy, na której przechadzało się znacznie mniej osób niż godzinę temu. Słońce zeszło niżej, wydłużając cienie, ale nic nie straciło na swojej mocy - ciągle było bardzo ciepło.
Black włożył dłoń do kieszeni spodni i wyjął z niej karteczkę, którą otrzymał od Wilkesa.
Bractwo Śmierci, pomyślał, a oczy mu rozbłysły. Ruszył w kierunku ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Niektórzy oglądali się za nim, widząc dokąd zmierza, a ich miny był albo pełne wzgardy, albo żalu wymieszanego ze strachem. Jednak Regulus nie zwracał na nikogo uwagi. Miał swój cel, którym był Pałac Węgorzy, siedziba Bractwa.

Edytowane przez Flora dnia 29-01-2010 14:58