Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] "Toujours Pur - światełko w ciemności", rozdział 5

Dodane przez Flora dnia 13-01-2010 15:13
#5

Rozdział 2

Dom. Miejsce, w którym człowiek czuje się bezpieczny i kochany. Regulus uśmiechnął się lekko, kiedy razem z ojcem i bratem stanęli na znajomy placyku. Nagle z zachmurzonego nieba lunął deszcz.
Siedziba rodu Blacków prezentowała się w ulewie jeszcze bardziej ponuro, niż w normalnych warunkach. Syriusz często mawiał, że gdyby ten dom był żywy, pożarłby każdego zbłąkanego przechodnia. Regulus akurat w tej kwestii przyznawał bratu rację.
Uniósł głowę, by przyjrzeć się staremu budynkowi. Mimo całej gadaniny Syriusza o tym, że mieszkają w jakiejś zapadłej dziurze, Regulus uważał Grimmauld Place za miejsce niezwykłe.
Wysoki, trzypiętrowy budynek niewidzialny dla oka zwykłego mugola, skrywający najmroczniejsze tajemnice rodziny. Czy może być coś bardziej ekscytującego?
Regulus ruszył za bratem i ojcem w kierunku schodów. Tak naprawdę to strasznie zazdrościł Syriuszowi, że jako starszy z Blacków odziedziczy to miejsce - czego "uczciwy" Gryfon nie potrafił docenić.
Weszli w milczeniu po stopniach prowadzących do drzwi wejściowych. Srebrna klamka w kształcie węża lśniła od kropel deszczu. Orion przyłożył różdżkę w miejscu, gdzie powinna widnieć dziurka od klucza, szepcząc zaklęcie. Drzwi otworzyły się lekko, niemal bezdźwięcznie i cała trójka weszła do ciemnego korytarza.
Nic się tu nie zmieniło. Te same ściany, oklejone ciemnymi tapetami, te same dywany, grube i zdobione w majestatyczne wzory, te same żyrandole zwisające z sufitów i kandelabry poustawiane na stolikach. Regulus tęsknie spojrzał w stronę schodów. Nie mógł doczekać się chwili, kiedy w końcu zaciągnie kufer do swojego pokoju.
Tymczasem wpadł w ramiona matki, która z promiennym uśmiechem na twarzy wyściskała go tak mocno, jakby nie widzieli się co najmniej dziesięć lat.
Kiedy już nacieszyła się bliskością swojego młodszego syna, zwróciła się w stronę Syriusza, już nie tak rozpromieniona, ale gotowa wybaczyć mu wszystkie złośliwości, jeśli tylko ten wyrazi skruchę.
Syriusz jednak nie zamierzał wyrażać skruchy, nawet za to, że kosztowny dywan nasiąka wodą, spływającą z jego tenisówek. Cały Syriusz.
Ojciec odłożył swój melonik na stolik obok bogato zdobionej szkatuły. I gestem wskazał swojemu pierworodnemu schody, co oznaczało, że zamierza zamienić z nim kilka słów w salonie. Regulus uznał, że może odstawić kufer do pokoju, więc wspiął się po stopniach na górę za rodzicami i Syriuszem, którego mina nie wróżyła niczego dobrego.
Odetchnął głęboko. Kiedy dowlókł się na trzecie piętro, był już nieźle zmachany. Otworzył drzwi i rozejrzał się po niewielkiej sypialni. Łóżko zasłane szmaragdowozieloną kapą, biurko ustawione tuż pod oknem i meble, niewątpliwe wykonane z hebanu. Wszystko po staremu.
Uśmiechnął się i popchnął kufer w kąt. Zdjął kamizelkę i rzucił ją niedbale na łóżko.
W drodze do domu myślał o zmianach. Uznał, że najlepiej będzie zacząć od wystroju własnych czterech ścian. Owszem i tak na pierwszy rzut oka było widać, że właściciel należy do Slytherinu, ale teraz wydało się Regulusowi, że to za mało. Musi bardziej zadbać o szczegóły, musi na każdym kroku podkreślać swoją przynależność do Blacków. Uśmiechnął się bezwiednie i wpakował ręce do kieszeni spodni.
Z dołu usłyszał krzyki - nieomylny znak, że rodzice zaczęli rozmawiać ze swym pierworodnym, a że każda rozmowa z Syriuszem przeradzała się w burzliwą awanturę to już jakby inna strona medalu. Młody Black wykrzykiwał właśnie, że nie będzie zadawał się z miłośnikami czystej krwi i praktykantami czarnej magii.
Regulus postanowił zejść do salonu, być może będzie tam potrzebny jako rozjemca. Wszedł do pokoju w momencie, kiedy jego brat wrzasnął, że wstydzi się swojej rodziny.
Młodszy Black pobladł widząc, że ojciec magią powstrzymuje Syriusza od wyjścia z salonu.
- Dopóki jesteś pod naszym dachem, będziesz się zachowywał, jak na Blacka przystało! - zagrzmiał z groźną miną. - Nie widzisz, że swoim zachowaniem doprowadzisz swoją matkę do szaleństwa.
- Nic mnie to nie obchodzi! - warknął Syriusz.
- Jak możesz tak mówić? - Regulus nie mógł już dłużej ignorować tego, co się tu działo.
- O tak, przybył świątobliwy ulubieniec rodziny.
Syriusz zmroził brata spojrzeniem. W jego oczach było tyle urazy, że Regulus musiał odwrócić od niego wzrok.
- Pójdziesz z nami. Jesteś naszym synem i nie będziesz skazą na dobrym imieniu swojej rodziny. - Walburgia wytrzeszczyła oczy na Syriusza, ale ten zrobił drwiącą minę i rzekł:
- Naprawdę w to wierzysz?
Teraz stał spokojnie, z dumnie uniesioną głową i oczami pełnymi wzgardy.
- Naprawdę wierzysz, że jesteście w stanie mnie zmusić do bycia jednym z was?
- Licz się ze słowami - upomniał go Orion, gotowy kolejny raz użyć swojej różdżki.- A teraz idź do siebie i przygotuj się do wyjścia.
- Oczywiście, ojcze. Jak sobie życzysz - odezwał się, pozbawionym emocji głosem.
Syriusz przegrał tę batalię i Regulus mu jakąś cząstką swego serca szczerze współczuł, ale znacznie większa część tego serca przynależała do rodziców i to o nich się martwił.
Starszy Black opuścił pokój. Regulus słyszał, jak wspinając się po schodach tarabani z wściekłości o szczeble podtrzymujące poręcz schodów.
- To takie niewiarygodne - odezwała się Walburgia płaczliwym tonem.
- Mamo, nie powinnaś się denerwować. Pamiętaj, co mówił ten uzdrowiciel.
- Ach, kochany mój, gdyby tylko Syriusz był choć trochę do ciebie podobny... Ileż zaoszczędziłby mi cierpień. - Matka ujęła dłoń Regulusa i mocno ją uścisnęła.
- Musimy go odgrodzić od tego zawszonego światka, do którego wydaje mu się, że należy.
Orion schował różdżkę do kieszeni płaszcza.
- Ale czy to ma sens? - zapytał Regulus z nieco zaniepokojoną miną. - Nie masz nad nim władzy w Hogwarcie.
- To się jeszcze okaże. - Orion spojrzał na gobelin przedstawiający drzewo genealogiczne rodziny. - Nie pozwolę, by mój rodzony syn rujnował sobie życie pośród szlam i charłaków, będących przyjaciółmi mugoli.
- Tak, Orionie, i nadwyrężał sławę naszego nazwiska - dodała Walburgia nieco piskliwym głosem.
- A więc, wybieramy się dziś do Lestrange'ów? - Regulus zmienił nagle temat.
- Tak, kolacja na cześć naszej kochanej Belli i Rudolfa. Pobrali się tydzień temu. - Pani Black nabrała żywszych kolorów. - Wszyscy tak bardzo żałowali, że nie mogłeś przybyć na ich ślub.
- Tak, ja też żałuję, że tak to wypadło.
- Państwo Lestrange nie mogą się doczekać, żeby cię poznać.
- Walburgio, moja droga, czas, żebyś zaczęła się przygotowywać, jeśli chcemy być punktualni. - Orion delikatnie dotknął jej ramienia.
- Masz racje. - Wstała nieco chwiejnie i udała się do swojej garderoby.
Regulus został w salonie z ojcem.
- Cieszę się, że tak dobrze radzisz sobie w szkole. - Orion usiadł w fotelu i utkwił świdrujące spojrzenie w swoim młodszym synu.
Regulus stał na przeciw niego, czując się, jak żołnierz pod czujnym okiem swego dowódcy.
- Sporo myślałem o przyszłości naszej rodziny. Wiesz, kim jest Czarny Pan, prawda?
- Nie ma chyba czarodziej, który nie znałby Czarnego Lorda, ojcze - odpowiedział Regulus ostrożnie.
- Poważnie zastanawiam się nad możliwością poparcia tego czarodzieja. Chcę znać twoją opinię na ten temat.
Regulus poczuł, jak serce w nim rośnie. Wymagający ojciec chce poznać jego zdanie i nie zawiedzie się na nim!
- Myślę, że powinniśmy dobrze poznać jego plany i wtedy zadecydować, czy wart jest wsparcia ze strony starożytnego rodu Blacków - odrzekł z dumą, szczerze wierząc w swoje słowa.
Orion przyglądał mu się przez chwilę badawczo, po czym uśmiechnął się dokładnie w taki sam sposób, w jaki uśmiechali się jego synowie i rzekł:
- Jesteś prawdziwym Blackiem, chłopcze. A teraz idź się przygotować - odprawił go ruchem ręki.
Regulus pobiegł na górę. Wszystkie nieprzyjemne sytuacje, jakie zagnieździły się w jego głowie, kiedy był w Hogwarcie, odeszły w niepamięć, robiąc miejsce nowym, wspaniałym uczuciom.
Był kimś ważnym. Rodzice na nim polegali i doceniali jego poświęcenia. Nie to, co Syriusz, który tylko go krytykował i nieustannie atakował z każdej strony.
Regulus uśmiechnął się ironicznie. Nie ważne, co mówi Syriusz. Ważne, czego oczekuje się od prawdziwego Blacka. Od teraz te oczekiwania stawały się dla niego priorytetem; koniec z wątpliwościami. Zamknął za sobą drzwi pokoju.

* * *


Kiedy państwo Black przybyli wieczorem do rezydencji rodziny Lestrange'ów, wszyscy goście już na nich czekali. Długi stół w bogatej jadalni zastawiony był suto potrawami, co Regulusowi mimowolnie skojarzyło się z Hogwartem.
Syriusz nie odezwał się ani słowem podczas oficjalnego powitania. Prawdę mówiąc, milczał, odkąd opuścił salon po awanturze, parę godzin temu.
Walburgia i Orion zajęli miejsca tuż przy Cygnusie i Druelli Black, którzy, z rozanielonymi minami, wpatrywali się w swoją córkę i jej męża. U szczytu stołu siedział stary, pomarszczony czarodziej. Wydawał się mieć zamknięte oczy i sprawiał wrażenie człowieka śpiącego. Jednak, kiedy z jego lewej strony poruszył się Rudolf, błyskawicznie zwrócił w jego stronę twarz, a Regulus zrozumiał, że starzec jest ślepy.
Nestor rodu Lestrange szepnął coś ochryple do swojego starszego syna, na co ten skinął głową i wyprostował się na swoim krześle. Tuż obok niego siedziała Bellatriks w całej swojej krasie i grozie jednocześnie. Regulus nie mógł od niej oderwać wzroku. Jej mroczna uroda idealnie dopasowała się do pomieszczenia, w którym obecnie przebywali. Ściany pokrywała ciemnofioletowa tapeta, poprzetykana srebrnymi nićmi, podobna do sukni Bellatriks - tyle, że ona miała na sobie jedwab, którego fioletowa barwa wpadała w czerń. Włosy opadały jej na ramiona z jakąś elegancką nonszalancją, a wpięte w nie srebrne spinki, dodawały jej blasku bardziej niż zrobiłyby to jakiekolwiek diamenty.
Regulus wiedział, że Bellatriks jest niezwykłą kobietą. Posiadała większą moc niż jej dwie, młodsze siostry. Była też z nich najokrutniejsza i najbardziej bezwzględna. Otwarcie przyznawała się do swojej fascynacji czarną magią i z nikim się nie liczyła. Regulus był szczerze zdziwiony, kiedy usłyszał, że jego kuzynka wychodzi za mąż.
Obok niej siedziała schludna, jak zawsze, Narcyza - totalne przeciwieństwo swojej starszej siostry. Chorobliwie blada, z długimi, blond włosami i zimnymi, niebieskimi oczami. Wodziła wzrokiem po komnacie, nie zwracając uwagi na zgromadzonych gości. W swojej błękitnej sukience, wyglądała jak anioł. A raczej, mogłaby tak wyglądać, gdyby nie ta skrzywiona mina, pomyślał Regulus i przeniósł spojrzenie na siedzącą obok Narcyzy dziewczynę.
Andromeda bardziej przypominała Bellę. Jednak jej włosy nie były czarne, a jasnobrązowe. Oczy duże i łagodne, szukały kontaktu z Syriuszem. Regulus wiedział, że druga z córek Cygnusa i Druelli nie podziela uprzedzeń rodziny, co do mieszańców i mugoli. Nic więc dziwnego, że szukała wsparcia w swoim kuzynie, w tym gronie miłośników czystej krwi i bezwzględnych środków eliminowania szlam z życia w społeczności czarodziejów. Obok niej niecierpliwie kręcił się Rabastan Lestrange, młodszy brat Rudolfa.
Koło Regulusa siedział z kolei młody mężczyzna, z włosami w kolorze platynowego blondu, zaczesanymi do tyłu. Lucjusz Malfoy - młody Black pomyślał, że to męska wersja Narcyzy. Byli do siebie naprawdę zaskakująco podobni.
Z głębokiego zamyślenia wyrwało go pojawienie się pięciu skrzatów domowych, które niosły na swoich pomarszczonych główkach srebrne talerze. A kiedy już każdy miał przed sobą lśniące naczynie, napełniały puchary pachnącym winem. Potem ustawiły się pod ścianą, czekając najwidoczniej na dalsze rozkazy.
Kolacja przemijała w atmosferze rozmów. Głównym tematem dyskusji stały się działania Lorda Voldemorta. Regulus słuchał z zaciekawieniem tej wymiany zdań.
- Czarny Pan rośnie w siłę. Wciąż szuka popleczników - mówił Rudolf z oczami pełnymi niekłamanej radości.
- Czy to prawda, że zwerbował dementorów? - zapytał Orion, w przerwie między krojeniem dziczyzny, a jej spożyciem.
- To nic pewnego, ale zdaje się, że dąży w tym kierunku, by uzyskać ich wsparcie, co, swoją drogą, nie będzie chyba trudne - zaśmiał się Rabastan, a reszta dorosłych przytaknęła mu z wyraźnym ożywieniem.
- Czarny Pan chce stanąć na czele nowo zorganizowanego świata czarodziejów - odezwał się chrapliwym głosem stary Nostradamus Lestrange.
Wszystkie głowy, prócz Syriuszowej, zwróciły się w stronę najstarszego uczestnika kolacji.
- Przyznaję, że chłopak ma charyzmę, jak się patrzy.
Regulus nieomal parsknął śmiechem. Nazywanie Lorda Voldemorta chłopakiem, wydawało mu się komiczne, ale biorąc pod uwagę wiek Nostradamusa Lestrange (Ile on w ogóle ma lat? - zastanowił się przez moment), pewnie nawet poczciwy Merlin mógłby uchodzić za młodzieńca (Nie, no tak źle to chyba nie jest? - zakołatało mu w głowie). W każdym razie nestor rodu Lestrange'ów kontynuował:
- Moje stare kości mówią mi, że zbliżają się wielce sprawiedliwe czasy.
- Razem z Walburgią uważamy, że Czarny Pan ma zdrowe poglądy na wiele spraw - wtrącił Orion, a jego żona skwapliwie mu przytaknęła.
- Nareszcie ktoś zrobi porządek z tymi mugolakami. Panoszą się po ministerstwie, jakby to była ich własność - burknął blond włosy młodzieniec.
- Tak, Lucjuszu. To tylko kwestia czasu, kiedy dojdzie do zmiany przepisów - odpowiedział łaskawym tonem Cygnus Black.
- Ale nie możemy liczyć na to, że szlamy nie będą walczyły. Z resztą po ich stronie niewzruszenie trwa Albus Dumbledore - zauważył Rabastan.
- Albus to stary piernik - zaskrzeczał stary Lestrange. - Myślisz, że jak jest elokwentny to jest też wszechwładny?
- Nie ojcze, ale faktem jest, że to potężny czarodziej - odpowiedział jego młodszy syn ze skruchą w głosie.
- Voldemort jest znacznie potężniejszy od tego cwanego przyjaciela mugoli i szlam - podkreślił dobitnie Nostradamus i opadał z powrotem na krzesło, zapadając w stan bezruchu..
- Razem z Bellą postanowiliśmy do niego dołączyć - oznajmił Rudolf, kładąc dłoń na ramieniu swojej małżonki.
Bellatriks wydawała się być myślami gdzieś daleko; na jej twarzy gościł błogi uśmiech. Regulus pomyślał, że to dość makabryczny widok, nawet jak na jego gust. Spojrzał na Syriusza, który nerwowo ruszał nogą pod stołem.
Jakieś pół godziny później wszyscy odeszli od stołu i przenieśli się do salonu, by kontynuować dyskusję na temat Voldemorta, czystej krwi i szlachetnych rodów czarodziejów.
Regulus postanowił odetchnąć świeżym powietrzem, dlatego też udał się w stronę wyjścia na taras.
Deszcz przestał padać, ale noc przesiąkła jego zapachem. Ogród był ciemny i groźny, Regulus nie śmiałby wejść do niego przy tak ograniczonej widoczności. Nagle z prawej strony usłyszał jakiś szelest.
Odwrócił się gwałtownie i zobaczył, że to tylko Syriusz. Siedział na marmurowej balustradzie okalającej taras.
- Co ty tutaj robisz? - zapytał zupełnie bezwiednie.
- To chyba oczywiste? - Syriusz spojrzał na brata, jak na idiotę. - Raczej ty mi powiedz, dlaczego opuściłeś zacne grono przyjaciół ciemności - dodał drwiącym tonem.
- Duszno tam w środku. Ojciec i wuj zapalili fajki... a z resztą, co ja ci się będę tłumaczył - odezwał się w nim buntownik.
- Lepiej wracaj do swoich. - Syriusz nawet na niego nie patrzył.
- Nie udawaj świętego. - Regulus podszedł bliżej. Jeżeli miał Syriuszowi wygarnąć, to ma teraz świetną po temu okazję.
- Na pewno jestem bardziej święty, niż ty i twoje poglądy - prychnął starszy Black, krzyżując ręce na piersiach.
- Tak, bo to ja bezustannie atakuję Snape'a i innych słabeuszy.
- Tylko czekam, kiedy zaczniesz.
- Czy ty wiesz, co robisz? Masz na nazwisko Black! To cię zobowiązuje do przestrzegania pewnych zasad, tradycji! - Regulus jeszcze nigdy nie mówił tak przekonywującym tonem.
Syriusz spojrzał na niego z politowaniem.
- Wiesz co? Ty chyba nie masz pojęcia, o czym mówisz. Spójrz prawdzie w oczy. Czarodziejów czystej krwi jest coraz mniej. Łączymy się między sobą, a to nie jest nic dobrego, wiem z Mugoloznastwa.
- Co ty pleciesz? - Regulus skrzywił się.
- Bycie Blackiem nie robi z nas władców świata - krzyknął Syriusz.
- Ale czyni nas lepszymi od innych! - zaoponował Regulus.
- Naprawdę jesteś na tyle naiwny, żeby w to wierzyć?
- A ty na tyle głupi, żeby wierzyć Potterowi? - odgryzł się.
- Nie mieszaj do tego Jamesa - zirytował się Syriusz. - On nie ma z tym nic wspólnego.
- Akurat - prychnął Regulus. - To przez niego masz nierówno pod turbanem. Rodzice chcą coś z tym zrobić.
Starszy brat spojrzał na niego przenikliwie.
- Co masz na myśli?
- Nie wiem, ale ojciec powiedział, że musi cię odizolować od tego zgubnego towarzystwa. - Regulus był naprawdę przejęty.
Syriusz przez chwilę milczał, a potem zwrócił się do brata:
- Chociaż raz się na coś przydałeś.
Regulus zmarszczył brwi. Zupełnie nie rozumiał, o co mu chodzi. On stara się mu przemówić do rozsądku, a Syriusz, jak zwykle, stroi sobie żarty.
- Dzięki.
- Co?
- Nic. Po prostu, dzięki. - Syriusz odepchnął się od balustrady i zniknął w ciemnościach ogrodu.
Regulus wrócił do zgromadzonej w salonie rodziny. Przez resztę wieczoru udawał, że słucha tego, o czym mówią. Jednak naprawdę ciągle miał przed oczami twarz Syriusza, zniekształconą przez cienie nocy, a w uszach dźwięczał mu jego głos: Chociaż raz się na coś przydałeś. Dzięki.