Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ]: "Orla Black - część I" - Rozdział 3

Dodane przez Orla Malfoy dnia 15-02-2010 11:57
#4

"Kto się martwi, a kto nie"


Orla ocknęła się dopiero późnym popołudniem. Zachodzące słońce oświetliło tłum postaci w przytulnym saloniku w domu Dumbledore'a. Sam Albus siedział w fotelu tuż przy niej lewą dłonią gładząc jej jasne włoski. W drugim fotelu, z zalewającą się łzami Seleną na kolanach, siedział nie kto inny jak Remus Lupin. Jak zawsze blady, z podkrążonymi oczami i włosami przedwcześnie przyprószonymi siwizną. W cieniu ogromnego, staroświeckiego zegara, przez półprzymknięte oczy, Orla dostrzegła przysadzistą sylwetkę Bathildy Bagshot, która obejmowała się ramionami i wbijała puste spojrzenie w podłogę.
- Mówiłem! Już tyle lat temu mówiłem, że Albus nie potrafi zaopiekować się dzieckiem! Od razu mówiłem, ale wy...! Wy zawsze wiecie lepiej! - z kuchni dochodziły wrzaski jakiegoś mężczyzny.
"A więc wuj Aberforth też tu jest", pomyślała Orla.
- Uspokój się, Abelforthdzie! - przerwał mu w końcu podniesiony głos Minerwy McGonagall.
- Ja?! Ja mam się uspokoić?! Sama widziałaś! Sama widzisz!
Dziewczynka postanowiła w końcu otworzyć szerzej oczy.
- Orla, gwiazdeczko, w końcu się obudziłaś - Minerwa McGonagall natychmiast znalazła się przy niej na kanapie.
Płacz Seleny ucichł.
- Nic jej nie jest? - w wejściu do pokoju pojawiła się postać Alastora Moody'ego, a Orli od razu serce podskoczyło z radości.
Choć twarz mężczyzny poorana była bliznami, dużej części nosa brakowało, a ogromne niebieskie oko, tak różne od jego prawdziwego, wystraszyłoby nie jedno dziecko w Orli budził same ciepłe uczucia. Był dla niej wzorem do naśladowania, zarówno pod względem wierności przyjaciołom, jak i oddaniu się walce z czarną magią i czarnoksiężnikami. Odkąd ktokolwiek pamiętał dziewczynka zawsze mówiła, że jak urośnie będzie aurorem jak wujek "Szalonooki". Przezwisko z resztą tak bardzo do niego przylgnęło, że mało kto używał już jego prawdziwego imienia.
Uśmiech Orli nieco zbladł gdy ponad ramieniem Alastora pojawiła się smukła, wysoka postać Lorien Levieaux. Lorien była jej babcią, ale Orla dobrze wiedziała, że bardziej od rodziny interesuje ją quidditch. Podejrzewała też, że pani Levieaux pojawiła się tutaj tylko dlatego, że nie chciała, aby znów mówiono, że nie kocha wnuczki. A poza tym, w całym tym towarzystwie była jedyną osobą, na której twarzy nie malowała się ani odrobina niepokoju.
"Walburga przynajmniej nie próbowała udawać, że się mną interesuje", pomyślała ze złością wspominając swoją drugą babcię.
- Nic ci nie jest? - chłodny głos Lorien, poprawiającej akurat długie blond włosy, wbił się w tok jej rozmyślań.
Orla podniosła głowę usiłując wbić jak najbardziej nienawistne spojrzenie w zielone oczy babci, w których pojawiły się jakieś dziwne błyski.
- Nie, nic. Ciociu, puść mnie, bo mnie udusisz - powiedziała Orla próbując wyrwać się z objęć Minerwy McGonagall.
W przeciwieństwie do tej napuszonej półwilli - Lorien taką babcię jak Minerwa, Orla bardzo by chciała mieć. McGonagall była profesorem transmutacji w Hogwarcie i choć bardzo sztywno trzymała się zasad, miała miękkie serce. Podczas całego roku szkolnego i gdy Albus Dumbledore musiał wyjechać zajmowała się nią i Seleną niemal zastępując im matkę, choć jedyną osobą, której mała blondyneczka przyznałaby ten zaszczytny tytuł była nauczycielka astronomii, Aurora Sinistra.
No właśnie, Selena była kolejnym powodem dla którego Orla nie przepadała za wizytami Lorien. Lorien Seleny wręcz nie cierpiała i traktowała ją jak zło konieczne, a przy tym odnosiła się do niej z taką wyższością, że Orli niemal włosy stawały na głowie. A na takie traktowanie przyjaciółki dziewczynka nie zamierzała pozwalać.
- Selena, jak ty wyglądasz? - powiedziała Orla wyrywając się w końcu z uścisku ciotki i wstając z kanapy. - O co znowu ryczysz? Chodź, opuszczamy przyjęcie...
Selena ześlizgnęła się z kolan Lupina i uśmiechnęła szeroko.
- Wujku, zrobisz nam herbaty?- czarnula zwróciła się do Remusa. - Orli na pewno chce się pić.
- Selena, wyłącz ten instynkt macierzyński, bo Ci przyłożę - Orli natychmiast wrócił dobry humor.
- Och, całe szczęście... - Bathilda trzymając się za serce opadła na kanapę, na której jeszcze przed chwilą leżała nieprzytomna blondyneczka. Aberforth zaczął ją wachlować jakąś kartką gdy Lupin wyprowadził dziewczynki do kuchni.
- Orla, nie rób nam więcej takich numerów - powiedział z szerokim uśmiechem gdy nastawił wodę na herbatę i zaczął wyciągać filiżanki. - Umieraliśmy ze strachu.
- Mi możesz zrobić herbatę z cytryną, a Selena lubi z malinami - odezwała się Orla patrząc nie na Lupina, a na Lorien.
Pani Levieaux w momencie odwróciła się na pięcie i przeszła do salonu.
- Przynajmniej mamy ją z głowy...
- Orla... - Lupin popatrzył na nią z dezaprobatą.
- No, co? Sama się o to prosiła - roześmiała się dziewczynka pokazując wszystkie ząbki. - Wujku, skąd tutaj tyle ludzi?
Czajnik zaczął gwizdać więc Lupin postawił przed nimi herbaty.
- Cóż, jak już mówiłem, martwiliśmy się o ciebie - odpowiedział dolewając do swojej filiżanki mleka. - Podobno nieźle dzisiaj narozrabiałyście...
- Myśmy wcale nie... - zaczęła Selena.
- To nie ma nic do rzeczy, wujku. Nie zmieniaj tematu - przerwała Orla.
Ponieważ Dumbledore nalegał, żeby jego wychowanice od maleńkości traktować jak dorosłe, dorośli zwykle odpowiadali na wszystkie ich pytania. Jednak jeśli było coś o czym naprawdę nie chcieli im powiedzieć zawsze próbowali zmienić temat, ale czasy, kiedy Orla dawała się na to nabrać już dawno minęły.
- Ja chciałam, żebyś mi powiedział jak się o tym dowiedzieliście, a nie dlaczego tutaj jesteście - wyjaśniła wbijając swoje brązowe spojrzenie w Lupina.
- Ja tylko na chwilę - powiedziała Minerwa McGonagall wchodząc do kuchni. - Tam w pokoju też chcą się napić herbaty. Może dołączycie?
- Za chwilę - odpowiedziała Orla zastanawiając się skąd ten szkarłatny rumieniec na policzkach ciotki.
McGonagall wzięła tacę z siedmioma filiżankami pełnymi gorącej herbaty i wyszła z kuchni.
- Więc...
- Chcesz wiedzieć skąd się tutaj wzięli wszyscy, czy skąd się tutaj wzięła Lorien?
- Interesują mnie wszyscy, ze szczególnym uwzględnieniem Lorien.
- Orla, kochanie, nie możesz mieć do niej pretensji, o to, że jest... jaka jest. Lorien też dużo przeszła...
- Tak, wiem - przerwała Orla, bo wiedziała co zaraz nastąpi.
Podczas swojego krótkiego życia słyszała to już chyba z tysiąc razy.
- Lorien kochała moją mamę ponad wszystko, choć nie akceptowała... "niektórych" jej decyzji, tak? I strasznie przeżyła śmierć mamy i dlatego teraz jest taka... jak wy to określacie... "zgorzkniała". Jak dla mnie to po prostu puszy się jak jakieś wyjątkowo nadęte ptaszysko. Nawet Fawkes tak nie potrafi... - zakończyła myśląc o obrażonym od miesiąca na nią i na Selenę feniksie Dumbledore'a. No, ale on ma przynajmniej powód...
Z wyraźną złością popatrzyła na opowiadającą coś w salonie Lorien z szerokim uśmiechem na ustach. Z jej gestykulacji wyczytała, że babcia znów streszcza jakiś mecz quidditcha, w którym sędziowała.
- No to jak się dowiedzieliście? - zapytała odrywając w końcu wzrok od pani Levieaux i z powrotem przenosząc go na Lupina.
- Albus wysłał Fawkesa do Minerwy z prośbą, aby przyjechała zająć się Seleną - odpowiedział zrezygnowany Lupin. - A Minerwa akurat była u mnie. Pomyślałem, że może też się na coś przydam... Sarah i Cora są z babcią na wakacjach we Francji, więc wiele do roboty nie mam...
- Aha... i co potem? - zapytała Orla, a w jej oczach rozbłysły ogniki rozbawienia na myśl o córkach wujka zmuszonych do przebywania wśród "żabojadów", których z niewiadomych przyczyn nie znosiły. Kochała ich za to babcia dziewczynek.
Tymczasem zmieszana mina ojca chrzestnego wskazywała na to, że po przekazaniu wiadomości od Fawkesa coś poszło nie tak.
- No, cóż, postanowiliśmy dostać się do Doliny Godryka przy pomocy Proszku Fiuu... Z tym, że zapomniałem ostatnio dokupić i wystarczyłoby go tylko na jedną podróż... Tak więc weszliśmy z Minerwą do kominka razem, no ale chyba byliśmy za ciężcy, bo wypadliśmy zaraz z następnego kominka po moim... U państwa Violontieri...
Selena i Orla wybuchnęły śmiechem, takiego numeru by się po nich nie spodziewały. A jak jeszcze pomyślały o minie państwa Violontieri...
- Ciocia Mortycja padnie jak jej o tym powiem... Jej siostra wypadająca z kominka... - wykrztusiła z siebie Selena i znów zaczęła się śmiać.
- Plotkarka - wydusiła Orla ocierając łzy rozbawienia. - Dobrze wujku, i co było dalej?
- Po tym jak jakoś udało nam się wykręcić od zostania u Valerii Violontieri na herbatce pożyczyliśmy od niej trochę Proszku Fiuu i już pojedynczo dostaliśmy się do was - wytłumaczył Lupin próbując przebić się przez chichot dziewczynek.
- Aha - mruknęła Orla dając kuksańca Selenie, żeby w końcu przestała się śmiać. - To skąd się tutaj wzięła babcia Lorien?
- Najwyraźniej pani Violontieri jej doniosła o tym co zaszło, bo zjawiły się tutaj obie chwilę po nas - Lupin wzruszył ramionami.- Orla, Lorien naprawdę wyglądała na wystraszoną.
- Z panią Violontieri? - zapytała dziewczynka puszczając mimo uszu ostatnią uwagę na temat pani Levieaux. - Nie widziałam jej tutaj.
Orla wygięła się na krześle jak najbardziej się dało nie lądując przy tym na podłodze, aby zajrzeć do salonu. Rzeczywiście dostrzegła czarną burzę włosów pani Violontieri siedzącej w fotelu obok Dumbledore'a.
- Nie rób tak, bo się przewrócisz - powiedział Lupin popychając jej krzesło tak, aby znów stanęło na czterech nogach. - Jak się ocknęłaś akurat była na górze. Szukała jakiejś poduszki dla Seleny.
- A wujek Alastor i Aberforth? - zapytała ponownie Orla. - No, po wujka Alastora, to może, ale po Aberfortha to na pewno wujek Albus nie posłał.
- Oczywiście, że nie - zaśmiał się Lupin. - Aberforth sam się dowiedział. Wiesz przecież jakie wszechwiedzące towarzystwo bywa w jego gospodzie. A Alastor chyba był akurat jednym z jego gości, bo całkiem niedawno pojawili się tutaj razem.
- Długo mamy jeszcze czekać na waszą trójkę? - dopiero teraz zauważyli stojącą w drzwiach do przedpokoju Minerwę McGonagall. - Chodźcie szybko, chcemy nacieszyć się waszą obecnością zanim znów coś zmalujecie.

Goście zostali jeszcze na podwieczorek, a nawet na kolację. Dopiero gdy zegar wybił dziewiątą zaczęli się pomału zbierać do domów. W końcu małe czarownice wyściskały i wycałowały na pożegnanie Remusa Lupina i została tylko McGonagall, która uparła się, że pomoże Dumbledorowi położyć dziewczynki do łóżka i po krótkim "nie wygłupiaj się" rzuconym w jego stronę zagoniła Selenę i Orlę do łazienki. I choć obie, po tym obfitującym w wydarzenia dniu, znalazły się w łóżkach o dość przyzwoitej porze, tej nocy Orla bardzo długo nie mogła zasnąć.
Patrzyła w srebrną poświatę księżyca i wciąż wracała myślami do wydarzeń dzisiejszego poranka. Choć goście i zaskakująca wizyta Lorien na chwilę odciągnęły jej uwagę od tego, co się stało, teraz gdy leżała w łóżku i nie mogła zasnąć wciąż wracała do dziwnego uczucia szczęścia i radości, które ją ogarnęło oraz o tym wszystkim co zobaczyła i wiedziała nie wiadomo skąd.
W końcu podjęła decyzję. Wyszła spod kołdry i na boso przeszła przez oświetlony blaskiem księżyca pokój, a potem przez ciemną klatkę schodową. Zeszła na dół po skrzypiących schodach i stanęła w drzwiach kuchennych. Dumbledore, już sam, siedział przy stole przeglądając stosy różnych papierów. Od czasu do czasu korzystał, z któregoś z dziwnych magicznych przedmiotów, których zastosowanie zawsze Orlę interesowało.
- Co się stało kochanie? - zapytał miękko gdy zobaczył stojącą w progu dziewczynkę. - Dlaczego nie śpisz?
-Mogę cię o coś zapytać? - zagadnęła Orla.
- Ależ oczywiście - odparł sadzając ją sobie na kolana. - Co cię trapi?
- Chodzi mi o to... O to co się stało w tamtym domu...
- Tak? - Dumbledore spojrzał na nią znad swoich okularów połówek lustrując ją przenikającym spojrzeniem jasnoniebieskich oczu.
- Czułam, że nie powinnam tam niczego dotykać - wyjaśniła pomału dziewczynka - ale jakoś tak... Po prostu wzięłam do ręki tą grzechotkę i...
- I co się stało? - zapytał Dumbledore gdy nagle urwała gładząc ją po włoskach gdy nagle urwała. - Co się stało zanim upadłaś?
- Nagle, jak wzięłam ją do ręki nawiedziły mnie jakby... obce uczucia. Ja się tam bałam i czułam niepewnie, a jak wzięłam tą grzechotkę do ręki poczułam radość i szczęście... ale też odrobinę niepokoju... - powiedziała szybko siedmiolatka. - Zobaczyłam też twarz jakiejś kobiety, miała rude włosy, była uśmiechnięta... Ale wiedziałam też, że niedługo po tym jak trzymała tą grzechotkę... Umarła.
Orla urwała. Wbiła uważne spojrzenie w oczy opiekuna. O dziwo z jego twarzy odczytała coś co bardzo przypominało wyraz triumfu.
- Co to znaczy? - przerwała milczenie.
- No cóż, moja droga - dopiero po chwili odezwał się Dumbledor'e jakby wcześniej głęboko nad czymś się zastanawiał. - Człowiek nieświadomie pozostawia po sobie ślady własnych uczuć. Pewne wydarzenia i związane z nimi emocje zapisują się na przedmiotach, których dotyka. Ślad odciśnięty nieświadomie przez tych, którzy obdarzeni są zdolnością odczuwania. A więc przedmioty w tamtym domu zapisane mają w sobie wspomnienia i odczucia ludzi, którzy ich niegdyś dotykali. Widocznie ty, dzięki swojej wrażliwości, przez przypadek odczytałaś to, czego przedmiot, ta grzechotka, kiedyś doświadczył.
- To źle? - zapytała Orla ześlizgując się z kolan opiekuna.
- Nie sądzę - odpowiedział Dumbledore. - Orla... - dodał gdy dziewczynka ruszyła w stronę drzwi. - Tylko bardzo proszę, na razie nikomu o tym nie mów. Nawet Selenie.
Dumbledore uśmiechnął się do niej dobrodusznie. Orla zaś wiedziała, że nie ma sensu pytać go dlaczego nie ma nikomu mówić o tym co usłyszała. Znała Albusa Dumbledore'a na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że na każde jej pytanie, nawet to niezadane, udzieli jej odpowiedzi w momencie, gdy uzna, że przeszedł na to właściwy czas.
Postanawiając, że nawet nie wspomni siostrze o swojej nocnej przechadzce weszła do łóżka i tym razem natychmiast zasnęła.