Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ]: "Aurora Sinistra - rok I" - Rozdział 3

Dodane przez Orla Malfoy dnia 15-02-2010 11:54
#5

"Listy"


Następnego ranka Aurorę, która do późnej nocy rozpakowywała swoje rzeczy obudził ciepły szept w pełni ubranej już Danieli:
- Sowa przyniosła dla ciebie pocztę.
- Skąd? - zapytała sennie dziewczynka, gdy macocha przysiadła na brzegu jej łóżka.
- Obawiam się, że z Hogwartu - roześmiała się pani Sinistra. - Jest tutaj herb szkoły. Kruk, gryf, borsuk i wąż wokół litery H.
Aurorze senność natychmiast minęła. Wczoraj całkowicie dała się przekonać Danieli, że nauka w Hogwarcie może być wspaniałą przygodą.
- Pokaż - powiedziała podnosząc się na łóżku i podkładając sobie poduszkę pod plecy.
Drżącymi rękami otworzyła list napisany szmaragdowym atramentem:

HOGWART
SZKOŁA
MAGII I CZARODZIEJSTWA

Dyrektor: ALBUS DUMBLEDORE
(Order Merlina Pierwszej Klasy, Wielki Czar., Gł. Mag, Najwyższa Szycha, Międzynarodowa Konfed. Czarodziejów)

Szanowna Panno Sinistra,
Mamy przyjemność poinformować Panią, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pani sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,

Minerwa McGonagall
zastępca dyrektora

- Chyba powinnam odpisać, co? - zapytała Aurora podając list macosze.
- Myślę, że tak - odparła Daniela z szerokim uśmiechem na ustach.
Dziewczynce w końcu udało się wyplątać z kołdry, wyjęła z szuflady wzorzystą papeterię, usiadła przy biurku, zamoczyła pióro w atramencie i:
- Co ja mam właściwie napisać? - zwróciła się do Danieli załamanym głosem.
- ... Szanowna pani profesor... - zaczęła pani Sinistra nachylając się nad pasierbicą tak, aby widzieć co będzie pisała. - Niezmiernie mi...
Drzwi pokoju trzasnęły o ścianę i w progu stanął niezmiernie podekscytowany czymś Dominik.
- Mamo, gdzie dałaś moją mio...
- Dominik, skarbie, ja rozmawiam z Aurorą - przerwała mu matka. - Możesz chwilę poczekać? Zaraz zejdziemy na dół.
Chłopiec zamknął drzwi (ponownie nimi trzaskając) i usiadł na łóżku siostry z założonymi na piersiach rękami i obrażoną miną. Efekt był tak komiczny, że Aurora i Daniela wybuchnęły śmiechem.
- Dobrze, piszemy dalej - wydusiła w końcu pani Sinistra. - ... Niezmiernie miło było mi przeczytać, że zostałam przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart...
- ... Oczywiście stawię się na rozpoczęciu roku szkolnego w dniu pierwszego września... Z poważaniem, Aurora Sinistra - zakończyła dziewczynka. - Idę poszukać Izydy.
Izyda była sową jarzębatą pana Sinistry i ulubienicą Aurory, choć teraz poważną konkurencją dla niej był Bija. Ponad to w ostatnim czasie przeżywała ciężkie chwile, bo zamieszkała z nimi także sowa Danieli - Jurata. Tak więc zazdrosna Izyda nabrała denerwującego zwyczaju chowania się w najmniej odpowiednich miejscach.
Gdy Aurora w końcu znalazła sowę (ukrytą w koszu na śmieci w gabinecie pana Sinistry) i odpowiedź do Hogwartu została wysłana, dziewczynka postanowiła zejść do kuchni i po zjedzeniu śniadania napisać list do Jamesa. Tam zastała jednak Danielę i ojca gorąco nad czymś dyskutujących.
- ... Mimo wszystko uważam, że powinniśmy pójść - mówił pan Sinistra. - Przynajmniej przez grzeczność. Bella to twoja siostrzenica.
- Nie musisz mi o tym przypominać, ale nie wiem czy zauważyłeś, że Druelli na naszym ślubie nie było, a to moja siostra - odpowiedziała spokojnie Daniela. - A teraz wysyła nam zaproszenie na ślub swojej córki.
- Druelli nie było, ale przysłała wiadomość, że bardzo by chciała przyjść, ale ma chorą babcię - racjonalnie zauważył ojciec. - Sama przyznasz, że w tej sytuacji...
- Paul - przerwała mężowi Daniela - babcia Druelli nie żyje od pięciu lat...
Aurora omal nie parsknęła śmiechem w papeterię, na której mimo hałasu robionego przez rodziców (z pominięciem punktu o śniadaniu) próbowała napisać list do kuzyna.
- Nadal uważam, że powinniśmy pójść - powiedział Paul Sinistra, gdy tylko odzyskał mowę po tej dość zaskakującej informacji. - Przynajmniej na samą ceremonię zaślubin, nie musimy zostawać na weselu. Poza tym twoja mama na pewno będzie chciała iść na ślub własnej wnuczki.
- Nie wiadomo przecież nawet czy do tego czasu wyjdzie ze Świętego Munga - Aurora odniosła wrażenie, że macocha za wszelką cenę chce postawić na swoim, a z doświadczenia widziała, że zawsze jej się to udaj. - Paul, uwierz mi, że ślub córki z synem pani Minister Magii to dla Druelli najszczęśliwszy dzień w życiu. Nie chcę jej go popsuć swoją obecnością.
- Ale mama...
- Nawet jeśli mama do tego czasu wyjdzie ze szpitala, a mam nadzieję, że tak, to na pewno będzie chciała iść z tatą, a nie ze mną - podsumowała Daniela tonem kończącym dyskusję.
- Jak chcesz, ale przemyśl to jeszcze... - pokręcił głową pan Sinistra kładąc kopertę z zaproszeniem na jednym z drewnianych kuchennych blatów. - Idę się przespać. Jestem zmęczony po dyżurze. Wieczorem pojedziemy razem do Munga. Teraz nie ma sensu, żebyś tam wracała, mamę nadal bada banda uzdrowicieli.
To mówiąc Paul Sinistra nalał sobie wodę do szklanki i wyszedł z kuchni mierzwiąc Aurorze włosy.
- Co tam tak zawzięcie skrobiesz?
Pytanie Danieli silącej się na beztroski ton zbiło młodą czarownicę z pantałyku.
- List do Jamesa - odpowiedziała gdy dotarł do niej sens słów macochy. - Co się stało twojej mamie?
- Właściwie to nikt nie wie - odpowiedziała Daniela pozbawionym emocji głosem. - Wczoraj w nocy przewieźli ją do świętego Munga z ostrym bólem brzucha. Twój tata mówi, że do teraz badają ją uzdrowiciele i nie wiedzą co jej jest. Co tam napisałaś?
Doskonale wiedząc, że nie należy dłużej drążyć tematu, bo macocha zaraz się rozpłacze (na punkcie matki była bardzo przewrażliwiona), Aurora podsunęła jej list, a że sama była ciekawa co napisała w tym hałasie, zaglądnęła jej przez ramię:

Kochany Jamesie,

Bardzo dziękuję Ci za Twój ostatni list. Zdziwiłam się, bo było go o wiele łatwiej odczytać niż zwykle.
Mam nadzieję, że wujek Kenneth przekazał Ci, że będzie nam bardzo miło gościć Cię u nas w te wakacje. Sama miałam Ci zaproponować, żebyś to Ty odwiedził nas w tym roku. W nowym domu mamy nawet specjalny pokój dla gości.
Dzisiaj dostałam list z Hogwartu. Ty pewnie też. Mam nadzieję, że nie wysłałeś tam odpowiedzi w takim stanie w jakim posyłasz listy do mnie.

Ściskam Cię serdecznie,
Aurora.

P.S. Jak się czuje babcia Dorea? Odpoczęła już po weselu? Nie miałam pojęcia, że potrafi się tak... bawić.

Aurora sama była zdziwiona, że tak zgrabnie poskładała zdania. Przez myśl przemknęło jej, że może zostanie kiedyś pisarką. Od czasów Brada Beedla jeszcze nie było czarodzieja, który pisałby porządne bajki dla dzieci.
- Pięknie - podsumowała Daniela oddając jej list.
Aurora natychmiast go złożyła i wsunęła do pachnącej piżmem koperty.
- Mogę iść z wami do świętego Munga? - zapytała Aurora, gdy zauważyła, że macocha oparła się łokciami o stół i ukryła twarz w dłoniach.
Daniela nieznacznie pokiwała głową. Dziewczynka przewróciła oczami:
- A mogę pożyczyć od ciebie Juratę, żeby wysłać list do Jamesa? - zapytała po chwili nie wiedząc jak oderwać macochę od smętnych myśli. - Nie wiem gdzie tutaj jest sowia poczta, a Izyda poleciała z odpowiedzią do Hogwartu.
- Tak - odpowiedziała Daniela słabym głosem.
- To ja idę wysłać list, przebiorę się i pomogę ci poukładać rzeczy w salonie - powiedziała dziewczynka przytulając się do macochy, choć przypuszczała, że nie dociera do niej ani jedno słowo. Dobrze wiedziała, że i tak w żaden sposób nie jest w stanie jej pomóc.
Resztę dnia, z krótką przerwą na jedzenie, spędziła z Danielą wieszając firanki, rozkładając bibeloty i zmieniając rozmieszczenie zdjęć w salonie (starając się ustawić je tak, aby nie były widoczne z ulicy). Od czasu do czasu, musiała przywoływać do rzeczywistości macochę, która odpływała gdzieś myślami lub poprosić Dominika o wyjście do innego pokoju, gdyż uważała, że salon, w którym jest mnóstwo rzeczy, które w każdej chwili mogą się potrzaskać nie jest odpowiednim miejscem do ćwiczenia lotów na dziecięcej miotle.
A jeśli już jesteśmy przy miotłach to Aurorę bardzo interesowało w jaki sposób dostaną się do świętego Munga.
Sposobów podróżowania w świecie czarodziejów było co najmniej kilkanaście, a jeden mniej wygodny od drugiego. Ale przynajmniej były szybkie.
Zdecydowanie najbardziej lubiła podróżować normalnym samochodem. Co prawda na Forda ojca zostało rzucone zaklęcie powiększające, co powodowało, że w środku było o wiele więcej miejsca niż to wyglądało z zewnątrz. Jak wszystkie samochody czarodziejów był też zaczarowany tak, aby potrafił wcisnąć się w najmniejszą szparę między autami mugoli, co
ułatwiało panu Sinistrze życie, gdyż nie musiał stać w korkach.
Aurora dobrze pamiętała, że kiedy jej babcia Veronica leżała w świętym Mungu chora na smoczą ospę i pojechali ją odwiedzić, udali się tam właśnie samochodem. Teraz jednak, doskonale wiedziała, że do Londynu ma o wiele więcej mil niż z Surrey i nie spodziewała się, że dotrą tam w ten sposób.
Miała też nadzieję, że nie będą musieli się teleportować. Młodzi czarodzieje mogli używać tylko teleportacji łączonej, co oznaczało, że teleportować musieli się razem z kimś dorosłym i to takim, który zdał egzamin z tej trudnej sztuki w Ministerstwie Magii, ale i tak nie cierpiała uczucia towarzyszącego deportacji. Zwłaszcza tego zatykającego uszy, usta i nos
naporu powietrza. Zawsze czuła się tak, jakby zaraz miała się udusić, albo przynajmniej zemdleć.
Latać na miotle też nie miała najmniejszej ochoty. Latanie na miotle było przyjemne, ale tylko na krótkie dystanse i w ładną pogodę. Poza tym dawno już wyrosła ze swojego dziecięcego Zmiatacza, a nowej miotły nie było jeszcze czasu kupić, więc musiałaby lecieć na jednej z ojcem, a co to za przyjemność szybować w powietrzu, jeśli nie można samemu sterować?
Była jeszcze Sieć Fiuu, ale wirowanie w kominkach czarodziejów z zawrotną prędkością do przyjemności też nie należało. Zwykle po kilku sekundach podróży Aurorze robiło się niedobrze, a w głowie zaczynało się kręcić. I był jeszcze jeden szkopuł. Jeśli przy zatrzymywaniu się, nie udało się utrzymać równowagi, wypadało się z docelowego kominka na łeb na szyję, a Aurora aż za dobrze pamiętała jak dwa lata temu potłukła się podczas podróży do Doliny Godryka. Babcia Druella musiała "łatać ją" przez kilka godzin.
Jeszcze bardziej można było się poobijać podróżując przy pomocy świstoklika. Świstokliki były bezużytecznymi dla mugoli przedmiotami rozmieszczonymi w różnych miejscach w Wielkiej Brytanii. Funkcjonowały podobnie jak mugolskie autobusy, którymi Aurora i James mieli okazję podróżować gdy dziadkowie zabrali ich do Londynu, aby zwiedzili miasto. Miały wyznaczone przystanki i godziny startu, z tym, że kursowały tylko między dwoma wyznaczonymi punktami (i zawsze były punktualne).
Młoda czarownica wiedziała, że w każdym hrabstwie jest co najmniej jeden przystanek ze świstoklikami do najważniejszych instytucji świata czarodziejów, takich jak: Ministerstwo Magii, Szpitala Świętego Munga, Hogsmeade, ulica Pokątna czy teatr w Yorku, ale nie miała pojęcia gdzie w Anglesey taki punkt się znajduje.
Praktycznie wszędzie można było dostać się przy pomocy pociągów. Na każdej mugolskiej stacji był przynajmniej jeden ukryty peron wyłącznie dla czarodziejów i był to najbezpieczniejszy sposób podróżowania, ale choć parowe pociągi czarodziejów jeździły nieco szybciej od tych nowoczesnych mugolskich, to znów podróż do Londynu trwałaby bardzo długo i Aurora była pewna, że pan Sinistra nie miałby na to ochoty.
Pozostawała więc jeszcze tylko jedna możliwość, a mianowicie podróż Błędnym Rycerzem. Na samą myśl o tym, dziewczynka miała ochotę obłożyć się ochraniaczami i poduszkami. Przejażdżka autobusem czarodziejów, który przemierzał odległości w zawrotnym tempie, gwarantowała, że na skórze pojawi się co najmniej kilkanaście siniaków i jedno rozcięcie.
W końcu nadeszła godzina siedemnasta i po tradycyjnej herbatce, na którą bez żadnych ceregieli wprosił się mieszkający opodal starszy czarodziej, zapadła decyzja dotycząca środka transportu - Sieć Fiuu.Głównie spowodowana tym, że Dominik nie mógł zostać w domu sam, a inne sposoby lokomocji mogłyby przekraczać jego możliwości lub po prostu podróż trwałaby za długo, a jak zdążył dowiedzieć się pan Sinistra, w okresie wakacji Błędny Rycerz miał takie oblężenie, że czas jazdy, aż w końcu autobus dotrze na wybrany przystanek, mógł przekraczać dwa dni, więc o szybkiej podróży, bez wcześniejszej rezerwacji w odpowiednim urzędzie w Departamencie Transportu Magicznego nie było co marzyć.
Gdy w końcu włosy Aurory zostały spięte w dwa nisko związane kucyki (fryzurę, w której najbardziej lubiła ją widzieć Rhonda McKinnon), a Dominik dał się wcisnąć w nie potargane dżinsy wszyscy zgromadzi się wokół kominka.
Aurora właśnie powtarzała w myślach adres, który miała wymówić (Gabinet Głównego Uzdrowiciela Oddziału Urazów Pozaklęciowych Szpitala Świętego Munga), gdy w kominku buchnęły zielone płomienie, w których zniknął pan Sinistra z Dominikiem na rękach.
Kiedy płomienie z powrotem zmieniły barwę na pomarańczową Aurora wzięła garść proszku z pojemnika trzymanego przez Danielę, wsypała do kominka, poczekała aż wszystkie ogniki znów stanął się zielone, po czym pomału weszła na palenisko i powiedziała powoli i wyraźnie:
- Gabinet Głównego Uzdrowiciela Oddziału Urazów Pozaklęciowych Szpitala Świętego Munga.
Doskonale wiedziała, że gdyby przekręciła choć jedno słowo lub się zająknęła wylądowałaby w zupełnie innym kominku, w zupełnie innym miejscu, a na to nie miała najmniejszej ochoty.
Ledwo wypowiedziała adres poczuła szarpnięcie i zaczęła obracać się w zawrotnym tempie wokół własnej osi. Przed oczami wirowały jej wnętrza innych czarodziejskich domów. Dopiero po chwili, gdy jak przewidywała, poczuła, że zbiera jej się na wymioty i zaczyna kręcić w głowie, postanowiła przymknąć powieki. W końcu obroty zaczęły robić się coraz wolniejsze, więc Aurora całą siłą woli skupiła się na utrzymaniu równowagi.
- No nareszcie - usłyszała głos ojca, gdy zatrzymała się gwałtownie i lekko zachwiała. - Chodź, pomogę ci wyjść zanim Daniela na ciebie wpadnie.
Paul Sinistra podał córce rękę i dziewczynka w końcu bez obaw, że upadnie mogła rozejrzeć się po gabinecie. Dominik już rozkopywał jakieś papiery - prawdopodobnie karty pacjenta.
- Trochę się tutaj zmieniło - podsumowała Aurora (głównie mając na myśli stojące na biurku zdjęcie ślubne ojca i Danieli oraz portrecik Dominika, który został postawiony obok jej własnego) gdy w kominku pojawiła się wirująca postać macochy.
Wkrótce cała czwórka spokojnie opuściła gabinet pana Sinistry.