Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ]: "Aurora Sinistra - rok I" - Rozdział 3

Dodane przez Orla Malfoy dnia 23-12-2009 01:05
#1

"Będzie dobrze"


Jak na walijskie warunki, ten lipcowy poranek, w który zaczyna się nasza historia, był wyjątkowo ciepły. Osoby, które tego dnia około godziny
dziesiątej wyszły do ogrodów nacieszyć się promieniami słońca mogły zauważyć jak pod jeden z nie wyróżniających się specjalnie domów w hrabstwie Anglesey podjechał jaskrawoniebieski meblowóz. Po chwili ludzie w dziwacznych strojach zaczęli kursować tam i z powrotem wnosząc do środka najróżniejsze rzeczy, a warto wspomnieć, że niektóre przedmioty mieszkańcy miasteczka widzieli po raz pierwszy w życiu. O!, na przykład tą ogromną kulę z czymś co przypominało ogromny model układu słonecznego, albo to coś co wygląda jak zegar, ale ma dwanaście wskazówek i planety na obwodzie tarczy. Ponad to, może z powodu szoku przeżytego na widok tylu niezbyt normalnie zachowujących się przedmiotów, niektórym z mieszkańców okolicznych domów wydało się, że postaci na fotografiach wnoszonych w ogromnych antyramach, poruszają się. Niebawem okazać się miało jednak, że to wcale nie było złudzenie optyczne.
Chwilę po tym gdy wszystkie meble zostały wniesione do środka (a trzeba przyznać, że w małym meblowozie zmieściło się ich wyjątkowo dużo) pod dom podjechał lśniący, granatowy Ford. Warto wspomnieć, że w ówczesnym czasie Forda w tym kolorze nie widział jeszcze nawet największy miejscowy obieżyświat - Pierre Daniels.
Mieszkańcy Llangefni nawet nie zdążyli się temu zdziwić, gdy z samochodu wyskoczyła uśmiechnięta czarnowłosa dziewczynka, a za nią wygramolił się sporo od niej młodszy chłopczyk o jasnych włoskach. Dziewczynka podtrzymała go, gdy zaraz po wyjściu z samochodu potknął się o kamień i omal nie upadł.
- Dominic - pokręciła głową. - Tyle razy mówiliśmy ci, że musisz być ostrożniejszy.
Aurora Sinistra, bo tak nazywała się owa jedenastoletnia dziewczynka niewątpliwie była niezwykle podekscytowana perspektywą wprowadzenia się do nowego domu.
- Chodź, zobaczymy jak jest w środku - powiedziała podając bratu rękę.
Nie chciało się jej czekać, aż rodzice w końcu łaskawie opuszczą samochód.
- Powoli, nie wiem gdzie się wam tak spieszy - usłyszeli za sobą rozbawiony głos matki, gdy byli już przy samych drzwiach. - Spędzicie w tym domu całe lata.
- To i tak za krótko - odkrzyknęła Aurora rzucając okiem na zielone okiennice domu i popchnęła drzwi wejściowe.
To co zobaczyła przekraczało jej najśmielsze oczekiwania.
- Wyjątkowo ładnie dziś wyglądasz - usłyszała głos wiszącego na ścianie przedpokoju lustra.
Aurora nawet się tym nie zdziwiła.
- Dzięki, ty też - zaśmiała się, a w jej brązowych oczach pojawiły się ogniki radości. - Chyba ktoś w końcu zmył z ciebie odciski palców Dominika.
- Żeby tylko palców - podsumowało zwierciadło.
Kolejne pół godziny Aurora spędziła biegając po całym domu w towarzystwie brata podziwiając przestronne wnętrze i ciepły wystrój domu, a jej myśli raz po raz uciekały do wydarzeń minionego roku i sama nie mogła się nadziwić, że wszystko zaczyna się tak wspaniale układać.
Gdy rok temu dowiedziała się, że jej prawdziwa matka, wspaniała czarownica - Geraldine, zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach, myślała, że cały jej świat już się skończył i nie chciała wierzyć w zapewnienia babci, że chociaż teraz bardzo boli to wszystko jeszcze przed nią. Co prawda miała jeszcze tatę, z którym zawsze była o wiele bardziej zżyta niż z matką, ale jego zachowanie wcale nie dodawało Aurorze otuchy.
Po śmieci żony Paul Sinistra był ponury i przygaszony. I trudno się temu dziwić. Rzecz jasna dbał o córkę i pilnował, aby miała wszystko czego tylko zapragnie, ale nie dało się już dowcipkować z nim tak jak dawniej.
Kilka miesięcy po śmierci matki Aurora doszła do wniosku, że może ojciec z powrotem stanie się sobą, jeśli ponownie się ożeni, a i jej wcale nie przeszkadzałoby pojawienie się w domu jakiejś dorosłej kobiety.
Pozostał tylko jeden szkopuł, skąd wziąć odpowiednią kandydatkę. Niebawem problem rozwiązał się sam.
Zawsze w wigilię Bożego Narodzenia w Teatrze imienia Magicznej Jedności w Yorku odbywał się bal charytatywny na rzecz pacjentów oddziału urazów pozaklęciowych szpitala św. Munga, którego ojciec Aurory był głównym uzdrowicielem (coś w rodzaju mugolskiego - nie magicznego - ordynatora).
Co prawda Paul Sinistra nie był pewien czy podczas żałoby powinien pokazywać się na takich uroczystościach, ale w końcu doszedł do wniosku, że jego obecność tam jest niezbędna. W końcu zaraz po premierze nowej sztuki, jak co roku miał wygłosić mowę z podziękowaniem za
zeszłoroczne datki i z prośbą o kolejne. Na swoje nieszczęście (lub szczęście) postanowił zabrać ze sobą Aurorę. Z resztą i tak nie miałby z kim jej zostawić, bo tym razem program balu był wyjątkowo atrakcyjny, a i premierowa sztuka niezwykle oczekiwana, więc do teatru wybierali się wszyscy ich znajomi.
Co prawda, spektakl nie zrobił na Aurorze większego wrażenia, może dlatego, że jego temat był ciężki, a ona miała wtedy dopiero dziesięć lat. Ponad to, obawiała się, że pewną część zwyczajnie przespała i przez to nie mogła zrozumieć fabuły, ale to co nastąpiło później, kazało jej porzucić smętne myśli towarzyszące jej przez ostatnich pięć miesięcy.
Stała właśnie pod jednym z filarów, wciśnięta przez ojca w ciemnoróżową sukienkę, słuchając jego wzruszającego przemówienia, przez które raz po raz przewijało się imię jej zmarłej matki, gdy dostrzegła, że jedna ze stojących z tyłu kobiet kątem ociera łzy. Drugi rzut oka upewnił ją w tym, że tą kobietę gdzieś już widziała i że nie jest ona tak wyniosła i niedostępna jak inne wyfiokowane damulki przebywające tego wieczoru w teatrze. Trzecie spojrzenie Aurory przebiegło po palcach tej czarnowłosej kobiety, żeby sprawdzić czy przypadkiem nie ma na nich obrączki, co było mało prawdopodobne, gdyż stała zupełnie sama.
Po tych jakże dokładnych oględzinach dziewczynka postanowiła nieco bliżej poznać kandydatkę numer jeden na przyszłą macochę i jak najszybciej wprowadzić swój plan w życie. Sama nie przypuszczała, że będzie to aż tak proste.
Wdzięk osobisty Aurory natychmiast podbił serce Danieli McKinnon, bo tak nazywała się wypatrzona w tłumie kobieta, a i niezwykle przystojny i inteligentny Paul Sinistra od razu przypadł jej do gustu. Właściwie jedynym problemem jaki zaistniał była niechęć pana Sinistry do kolejnego małżeństwa, ale i z tym jego córeczka szybko sobie poradziła.
W efekcie jej zachodów, nie pozostało już nic prostszego jak poznać pana Sinistrę z pięcioletnim synkiem Danieli, z którym Aurora już wcześniej zdążyła się zaprzyjaźnić i oczywiście ustalić datę ślubu. I z tym Paul Sinistra chciał jeszcze zaczekać, ale tym razem szybko dał się przekonać trafnym uwagom swojej dawnej teściowej, że jego córka powinna mieć matkę i im szybciej ożeni się po raz drugi tym lepiej dla dziecka.
Po wielu naciskach ze strony rodziny, która podobnie jak Aurora uważała, że Daniela McKinnon jest idealną kandydatką na żonę, datę ślubu wyznaczono na początek lipca, a zaraz później państwo młodzi wraz z dziećmi mieli przenieść się do Walii. Głównie dlatego, aby uniknąć złośliwych komentarzy mugolskich sąsiadów w Surrey, na temat tego, że pan Sinistra niespełna rok po śmierci żony po raz kolejny stanął na ślubnym kobiercu.
I oto w końcu Aurora znalazła się tutaj, w domu swoich marzeń, z młodszym bratem, którego zawsze chciała mieć, z kochającą macochą i ze znów szczęśliwym ojcem.
Ustawiała właśnie na półce najnowsze zdjęcia, gdy rozległo się łagodne pukanie do drzwi i w progu stanęła Daniela Sinistra z biało-niebieskim, perskim kotem na rękach, którego podarowała Aurorze na jedenaste urodziny:
- Bija się za tobą stęsknił - oznajmiła, łagodnie sadzając kota na łóżku.
- Myślisz, że przyjmą mnie do Hogwartu? -wypaliła Aurora, nagle zdając sobie sprawę, że opcja rozstania się z rodziną i pójście do Szkoły Magii i Czarodziejstwa, o której kiedyś marzyła całymi nocami już wcale jej nie fascynuje.
Daniela zrobiła zdumioną minę.
- Oczywiście, że tak - w końcu na jej twarzy pojawił się uśmiech. - Jesteś najzdolniejszą młodą czarownicą jaką kiedykolwiek znałam.
- I co będzie później? - zapytała dziewczynka patrząc w brązowe oczy macochy. - To znaczy, co będzie z nami jak ja będę tak daleko od was?
- Nie martw się tym, jakoś sobie poradzimy - powiedziała uspokajająco Daniela Sinistra bawiąc się loczkami pasierbicy. - Będziemy pisać do siebie codziennie i ani się obejrzysz, a już przyjedziesz na święta do domu i znów będziemy razem. A w Hogwarcie trafisz do Gryffindoru, tak jak ja kiedyś, poznasz wspaniałych przyjaciół i na pewno przeżyjesz wiele fascynujących przygód.
- Myślisz? - uśmiechnęła się delikatnie Aurora.
- Jestem tego pewna - zaśmiała się pani Sinistra. - Chodź na dół, pora coś zjeść.
Gdy Aurora zeszła za macochą do kuchni na stole stała już parująca zupa cebulowa - specjalność pana Sinistry, a Dominik siedząc na krześle na dwóch poduszkach pod pupą zawzięcie mieszał w kubku z sokiem dyniowym, którym zachlapywał wszystko dookoła.
- Sowa wujka Kennetha przyniosła pocztę -powiedział Paul Sinistra gdy tylko spostrzegł córkę. - Sądząc po stanie koperty to list od Jamesa.
- Cudnie - zawołała Aurora starając się równocześnie rozerwać kopertę i trafić łyżką do ust co spowodowało, że na i tak już pomiętym i
poplamionym pergaminie pojawiły się kolejne dwie żółte plamy, a kropelki soku dyniowego spowodowały, że atrament pomału zaczął się rozpuszczać.
Aurora szybko przebiegła wzrokiem list rozpoznając niechlujne pismo swojego ulubionego i najbliższego kuzyna Jamesa Pottera.
- James pyta czy może do nas przyjechać w sierpniu - oznajmiła gdy w końcu rozszyfrowała litery bardziej przypominające hieroglify. - Może?
Aurora wlepiła błagalny wzrok w Danielę.
- Ależ oczywiście - odpowiedziała macocha, w końcu odsuwając od Dominika kubek z sokiem. - Będzie nam bardzo miło.
- No to mu zaraz odpiszę. Tato, gdzie masz sowę? - zapytała dziewczynka jedząc coraz szybciej co spowodowało, że po chwili się zakrztusiła.
- Spokojnie, bo się udławisz - zaśmiał się Paul Sinistra klepiąc córkę po plecach. - Sam powiem Kennethowi, że James będzie u nas bardzo miłym gościem. I tak muszę z nim porozmawiać przed nocnym dyżurem.
Pan Sinistra pocałował wszystkich na pożegnanie po czym wyszedł z kuchni poprawiając blond włosy i mamrocząc coś na temat, że wróci rano i żeby pozmywali naczynia jeśli znajdą chwilę.
Przewiązując się fartuszkiem, aby pomóc macosze w zmywaniu naczyń Aurora myślała tylko o jednym, że wszystko zaczyna się układać coraz lepiej.
Wcześniej każde wakacje spędzała u Jamesa w Dolinie Godryka i teraz trochę się bała, że i w tym roku dostanie zaproszenie od kuzyna, a chciała jak najwięcej czasu spędzić w domu. Z drugiej strony nie chciała mu też odmówić, bo bała się, że James się na nią obrazi, a tego by nie zniosła. Podobnie jak rozstania z Danielą. A tutaj proszę, James przyjeżdża do niej!Wspanialszych wakacji nie mogła sobie wyobrazić, a później co ma być to będzie.

Edytowane przez Orla Malfoy dnia 25-11-2011 08:14