Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ]: "Syriusz Black - rok I" - Rozdział 4

Dodane przez mooll dnia 23-12-2009 09:45
#3

No, tak... Coś ciekawego się tu zaczyna. Poważnie. Ale zacznę od błędów. Potem je wypunktuję, a na końcu podsumuję swoją Ocenę. Od razu zaznaczam, że pokazywanie błędów jest na Twoją korzyść. W końcu ktoś taki jak mooll ;p chce naprawdę dobrze! ;)

Grimmuald Place było typową uliczką londyńskiego przedmieścia -_brudną i ponurą.

Zabrakło spacji. Generalnie nie zapominasz o nich po myślnikach, tym bardziej zaznaczam ;)

Jednym słowem, na pierwszy rzut oka na całej ulicy nie było nic interesującego (jeśli nie liczyć sów od czasu do czasu krążących nad dachami domów).

No to żeś powiedziała "jednym słowem", hehe ;). Użyj innego zwrotu, albo inaczej: "Jednym słowem: nic interesującego". Po taki zwrocie nie piszemy tylu słów! ;)

Wydawać by się mogło, że to, że między numerem jedenastym, _a numerem trzynastym nie ma dwunastki, to tylko zwykły błąd w numeracji i większość tutejszych mieszkańców nie zwracała już na to najmniejszej uwagi.

Brak spacji.

Dlatego też pewnego dnia pan Black, przy pomocy kilku wprawnie rzuconych zaklęć, uczynił swój dom "nienanoszalnym", co w praktyce oznaczało, że nie da się zaznaczyć jego położenia na mapie, a to powodowało, że żaden mugol (jak określali ludzi nie posiadających magicznych umiejętności) nie zapuka do ich drzwi.

No i tu się kłania stylistyka... Podwójne "że". Musisz coś z tym zrobić. Za długie zdania tworzysz. Nie jestem teraz w formie, żeby je zmieniać, ale przemyśl to.

To wzniosłe określenie oznaczało jednak tylko tyle, że synom i córkom Blacków pozwalano wiązać się tylko i wyłącznie z innymi czarodziejami ze starych, magicznych rodów.

Powtórzenie. Zamiast "tylko" możesz napisać "jedynie".

Równie ciężką karę można było ponieść za zajmowanie pozytywnych stanowisk w sprawach dotyczących mugoli, czy utrzymywanie kontaktów z członkami rodzinyy, którzyktórzy wcześniej popadli w niełaskę.

Coś mi tu zgrzyta. Lepiej byłoby: "rodzin, które[..]popadły"

Większość członków tej rodziny stanowili ludzie butni, pewni siebie i nadzwyczaj aroganccy, a fakt, że korzenie ich rodu sięgały średniowiecza, co oznaczało, że obok Malfoyów i Sinistrów są jedną z trzech najstarszych czarodziejskich rodzin w Wielkiej Brytanii, w znacznym stopniu przyczyniał się do pogłębiania ich genetycznie uwarunkowanego zadufania w sobie.

Weź w nawias, bo zdanie robi się nieczytelne..

Krótko mówiąc, owa rodzina żyła w złudnym przeświadczeniu, że już samo pochodzenie z rodu Blacków czyni człowieka równym królom.

Hmmm. Królowie czują się lepsi od wszystkich. A ci, czuli się lepsi tylko od mugoli, czy "szlam", prawda? Może lepiej byłoby: "czuli się lepszymi od przeciętnych zjadaczy chleba", czy coś...

Większość tych z nich szybko znikała z drzewa genealogicznego rodziny zdobiącej ściany salonu w rodowej rezydencji Blacków.

Bez "tych".

W jednym z pokojów w domu przy Grimmuald Place 12 właśnie spokojnie spał członek rodziny, który miał wszelkie szanse na dostąpienie w przyszłości tej "zniewagi".

Można dostąpić honoru. A skoro był wątpliwy, lepiej napisz w cudzysłowie "honor".

Dlatego też, co rano zrywał się z łóżka skoro świt i biegł do kuchni by sprawdzić czy sowa nie przyniosła mu przypadkiem zawiadomienia o przyjęciu do Hogwartu.

Co rano? Nie... codziennie rano będzie lepiej.

Gdy tylko pierwsze promienie słońca wpadły do przestronnego pokoju Syriusza, chłopiec zerwał się z łóżka, szybko założył walające się po całej podłodze części garderoby, byle jak uczesał długie, czarne włosy i pobiegł do kuchni, nie zwracając uwagi na utyskiwanie lustra, które zawołało za nim, coś na temat, że przynajmniej w sobotę mógłby dłużej pospać.

Zabrakło przecinka.

Właśnie zastanawiał się, co przygotować sobie na śniadanie gdy tuż obok niego ktoś zaskrzeczał:

Było: sobie przygotować. Tak chyba jest lepiej.

Syriusz, z resztą, nie pozostawał mu dłużny.

A tu - zupełnie niepotrzebne.

Uwolnić skrzata domowego, inaczej zwolnić go ze służby w domu, można było podarowując mu kawałek ubrania. Zwolnienie ze służby skrzaty uważały za najwyższą zniewagę.

No i powtórzenie. Na setę znasz coś, czym można zastąpić ten zwrot ;)

Przeżuwając śniadanie, Syriusz po raz kolejny roztrząsał w myślach wydarzenia, jakie rozegrały się na jego urodzinach: awanturę, jaką zrobiła mu babcia, gdy wypomniał jej, że jej własny brat był charłakiem i ciągłe kłótnie jego kuzynek Bellatrix i Andromedy na temat czystości krwi.

Powtórzenia zaznaczyłam. Chyba musisz inaczej podejść do tego zdania.

Co prawda ciotce Aramincie nie udało się przeforsować ustawy o zalegalizowaniu polowań na mugoli (po tym wybryku wuj Alphard wpadł w furię i w całej okazałości pokazał swoje
podobieństwo do reszty Blacków, wrzeszcząc po niej przez trzy godziny), ale mniejsze występki zawsze jakoś zostały zatuszowane, np. posiadanie w domu jakiejś trucizny czy zaczarowanie toalety tak, aby zwracała zawartość, a gdy po ukończeniu Hogwartu Bellatrix nie mogła znaleźć pracy, wuj bez większych problemów znalazł jej posadę w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Czarów.


Co prawda najpierw, chyba tylko dla sprawdzenia jej reakcji lub własnej satysfakcji, zaproponował Belli stanowisko w Biurze Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli, ale po histerii, w jaką wpadła gdy dowiedziała się, że miałaby pracować z Arturem Weasleyem - zdrajcą krwi - i po tym, jak trzy razy pod rząd zemdlała gdy dotarło do niej, że miałaby cokolwiek wspólnego z mugolami lub co gorsza, mogłaby dla nich zrobić coś pożytecznego, Alphard Black "podarował" jej pracę w innym urzędzie.

Może Cię to zdziwi, ale dwa powyższe cytaty to dwa zdania. Przerażające. Wszystko ładnie, ale naprawdę można zgubić wątek. Podwójnie, potrójnie podrzędnie złożone i wszystko się tam dzieje ;p. Po prostu skróć je jakoś. Bo jest poprawnie, ale za długie.

Teraz triumf wuja Cyganusa i ciotki Druelli przy umawianiu naprędce małżeństwa najstarszej córki z synem Edwarda i Madeline Gamp niewątpliwie było sukcesem całej rodziny.

Hmm... triumf - BYŁ. Nie? ;)

Powodów do radości nie widziała tylko Andromeda, która uważała, że małżeństwo bez miłości nie ma najmniejszego sensu, a choć miała o starszej siostrze dość niskie mniemanie, z całego serca pragnęła jej szczęścia.

No dobra. O co chodzi? ;p. Jak miała niskie mniemanie, to raczej nie zależało jej na szczęściu, prawda? Jak to w końcu jest? ;p

Syriusz, który dostrzegł na niej godło Hogwartu (borsuk, kruk, gryf i
wąż w okół wielkiej listery H)

Uuu... WOKÓŁ, wokoło itd.

pospiesznie odwiązał list i rozłożył pergamin wyjęty z naprędce rozerwanej koperty:

Wygląda trochę tak, jakby najpierw ktoś rozerwał naprędce kopertę, a potem Syriusz ją odwiązał. "[...]pergamin, który wcześniej rozerwał kopertę".

Slytherin i Hufflepuff, a także Gryffinor i Ravenclaw były domami w Hogwarcie, które nazwy wzięły od nazwisk założycieli szkoły.

Jakieś to niezręczne. Lepiej: "[...]domami, których nazwy wzięły się od..."

"Wszystko lepsze, niż Slytherin", myślał ze złością.

Przecinek ;)

- Syriusz! Czy ty słyszałeś, co ja do ciebie mówiłem?! - dotarł do chłopca wściekły głos ojca.
- Ani trochę - odpowiedział zgodnie z prawdą.

To też jakieś nie po polsku.
- Czy słyszałeś...?
- W ogóle.
Bo, czy można słyszeć... trochę?

Uff... dotarłam do końca ;).
Powiem tak. Podoba mi się twój styl. Ładny, dojrzały... naprawdę ok. Tylko piszesz za długie zdanie. Człowiek się gubi. A po co mu to? ;)
Przecinki. Dziś już nie wkleję, ale poprawiłam pozostałe opowiadania. Tak jest masa błędów przecinkowych ;p.
Poza tym zdarzają się jakieś stylistyczne potknięcia.

Nie ma się co bać, bo idzie Ci super. Co do takich drobnych spraw, radziłabym poszukać bety od interpunkcji, a już będzie lepiej.

Treściowo... no cóż, nie podziało się tu wiele, ale pierwszy rozdział jest dobry, bo przybliżyłaś historię rodziny, jakieś postacie... wszystko na swoim miejscu.
Czekam na drugi rodział, mam nadzieję, że już nie bedzie tyle takich drobiazgów do poprawiania.

Weny!