Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Wpadki kulinarne

Dodane przez mooll dnia 23-11-2009 21:03
#1

Przeglądając cały temat, stwierdziłam, że nie ma takowego, a chciałam coś opowiedzieć.

Myślę, że wspólnie można się pośmiać, czasami naprawdę bywa śmiesznie.

U mnie, np., sprawa wygląda tak, że tak, jak uwielbiam gotować i eksperymentować, tak w pieczeniu ciast np. jestem "cienki bolek".

Swego czasu, zbuntowałam się przed niemocą obu lewych rąk do ciast. Postanowiłam upiec ciasto kruche ze śliwkami [też spryciarz ze mnie: nie ma to jak odpowiednia poprzeczka ;p.]
Ponieważ nie słodzę niczego, byłam przerażona, jak można wsypać taką ilość cukru do ciasta! Dlatego odjęłam połowę. To samo zrobiłam z masłem. Ale dobra: robię to ciasto. I nagle dostałam "zaćmienia". Nie miałam pojęcia jak wygląda ciasto ze śliwkami. Powinno mieć 2x ciasto, a w środku śliwki. Ale mooll, oczywiście zapomniała. Wyłożywszy ciasto do formy, nie wiedziała gdzie podziać śliwki. W końcu gdzieś trzeba totalny głupek był ze mnie ;p. Z połówek śliwek ułożyłam jakieś kwiatki.

No i było śmiesznie. A ciasto wyszło total bez smaku.

A jakie były Wasz doświadczenia? Mam na myśli ogólno kulinarne? Jakieś śmieszne wpadki?

Dodane przez ain_eingarp dnia 23-11-2009 22:09
#2

Co do "najlepiej" wspominanego przez rodziców doświadczenia jest po raz pierwszy zrobienie przeze mnie nalesników:
Były wakacje (3 lata temu) spokojny, letni poranek. Zapragnęłam zjeść naleśniki. Zadzowniłam do mamy z zapytaniem jak je zrobić, mama mi opowiedziała, więc wzięłam się do roboty. Wlałam do miski szklankę wody, mleka, wbiłam 2 jajka i wsypałam szklankę mąki... ziemniaczanej (była tylko ta i tortowa, a przecież sama nazwa wskazuje: tortowa jest do tortów...). Masa wyszła jakaś taka wodnista, więc dosypałam jeszcze pół szklanki mąki, zmiksowałam i OK. Trochę się zdziwiłam przy przewracaniu naleśników na patelni, kiedy to jakieś takie sztywne było, ale stwierdziłam że pewnie jednak zbyt dużo mąki i tyle. Zrobiłam 3 czy 4 i zaczęłam jeść. Skończyłam na pierwszym gryzie...
A oprócz tego razem z bratem gotowaliśmy mleko w czajniku, żeby z garnka nie wykipiało i zamiast mleka, do bitej śmietany w proszku wlałam wody z kranu (chciałam pomóc mamie), zamiast makaronu ugotowałam ryż do spaghetti. Przypaliłam też pełno garnków, a raz spaliłam szmatkę i stopiłam rączkę od noża.
Tak, mnie lepiej do kuchni nie wpuszczać.

Dodane przez Lady Holmes dnia 24-11-2009 15:14
#3

Mam za sobą dwa spalone czajniki.
Pierwszy - oglądałam film w telewizji, a zepsuł się gwizdek w czajniku. Nic nie słyszałam, a gdy weszłam do kuchni, to już rączka się paliła.
Drugi - chciałam zrobić sobie herbatę. Czajnik stał na kuchence, więc włączyłam gaz. Ja, głupia nie wpadłam na to, aby sprawdzić, czy w czajniku jest woda. Efekt - 2 spalony czajnik.
Jeszcze miałam kilka wpadek, ale napiszę, jak mi się przypomni.

Dodane przez Peepsyble dnia 24-11-2009 15:30
#4

Ja sama nie miałam jakiś tragicznych wpadek... Jedyne co mi się nie udawało, nie udaje i w dalszym ciągu wątpię, żeby kiedykolwiek udało jest przewracanie naleśników. Naleśnik na 90% ląduje na podłodze. Teraz to jeszcze nic, jak żyła moja jamniczka to po naleśnika nie warto się było nawet schylać, bo po dwóch sekundach już go nie było.
Największa jazda była na Korsyce (taka mała wyspa koło Włoch). Mieszkałam z rodzicami w klasztorze (; d), bo był tam mój wujek, który jest księdzem (; dd). Było tam trochę ludzi i zwykle parę osób się angażowało w gotowanie każdego dnia. Nadszedł taki dzień, kiedy wszyscy wybrali się w góry, zostaliśmy tylko ja i moi rodzice. Nam więc przypadło gotowanie. Trzeba przyznać, że osób było trochę. Kochany, mądry tatuś nastawił wodę na makaron i poszedł po 2 kilogramy makaronu. Ale po co czekać, aż woda się zagotuje, nie? Trza wrzucić od razu. Tak też tatuś zrobił. Co wyszło, nie powiem. Bezkształtny zlepek makaronu, dwa kilo oczywiście. No baa.

Dodane przez about dnia 24-11-2009 17:29
#5

Jako trzynastoletni dzieciak about zapragnęła zrobić kotlety w panierce. Niby nic trudnego, przepis znałam. Wybrałam się z pełnym portfelem do sklepu, kupiłam piersi, płatki górskie i jakąś surówkę. Zadowolona wróciłam do domu, rozpakowałam piersi, obtoczyłam w płatkach i...włożyłam na patelnię. Cieszyłam się jak głupia. Niestety wszystkie płatki odpady, mięso było nie umyte, nie posolone i popieprzone. Efekt był naprawdę marny. Teraz pamiętam zawsze o umyciu, posoleniu i popieprzeniu. Pamiętaj kucharzu młody o tychże trzech świętych zasadach!

Dodane przez Doru Arabea dnia 24-11-2009 19:28
#6

Co prawda ciasta mi wychodzą nieźle, ale od gotowania stronię! Jejku nie wpuszczajcie mnie do kuchni! Dziś chciałam wyjąc zapiekankę z piekarnika to się dziesięć minut zastanawiałam jak... Ale mam talent do pieczenia biszkoptów! Zawsze(no prawie) mi wychodzą! No dobra, jak na tych Wszystkich Świętych miałam upiec ciasto to dodałam mąki o dwa razy za dużo i się rozpadało. Mama wyjęła je z piekarnika i chciała przewrócić- dziura od spodu. Zlepiła, przewróciła, i dała jeszcze do podpieczenia. Wyjmuje- dziura z drugiej strony! Dopiero następnego dnia sie przyznałam... ;) Ale ogólnie to mi idzie nieźle, chodź nigdy kiedy muszę nie chcę mi się piec i gotować(ludzie!)

Dodane przez Bonnie313 dnia 24-11-2009 20:10
#7

Lubię gotować, ale zawsze pod okiem mamy albo z książka kucharską. ;d Co nie znaczy, że wpadki kulinarne mnie omijają. ^^
Pewnego dnia moją mamę bolała głowa i razem z siostra miałyśmy usmażyć mięso na patelni. Niby nic trudnego, no ale jak to my, zawsze coś sknocimy. Gdy położyłyśmy to wyżej wspomniane mięso na patelnię, to strasznie wolno się rumieniło. Stwierdziłyśmy, że skoro tak wolno się smaży, to możemy je na chwilkę opuścić; wyszłyśmy więc do swojego pokoju na parę minut. Po chwili na pokoju wpadła wściekła mama i oznajmiła nam, że mięso się spaliło, a my nawet nie poczułyśmy dymu. Tak oto spaliłyśmy obiad i trzeba było gotować następny. Kiedyś tez ja ugotowałam ziemniaki na obiad. Oczywiście zapomniałam ich posolić i nie nadawały się do spożycia - miały mdły smak. Oprócz tego przypalałam ciasta, naleśniki (ostatnio były niemalże czarne Oo) i inne potrawy.
Jak przypomnę sobie o mojej innej kulinarnej wpadce, to edytnę.

Dodane przez niewesolypagorek dnia 09-12-2009 21:44
#8

Samo wpuszczenie mnie do kuchni, żebym coś ugotowała jest wpadką... :bigrazz:

Nie lubię gotować, a kiedy próbuję, nie wychodzi mi to. Moich wpadek było całkiem sporo... począwszy od przesolonego makaronu, skończywszy na pięciokrotnym przywarciu 'naleśników' do patelni. (ups, nie wiedziałam, że trzeba ją rozgrzać) Można powiedzieć, że wszystko co ugotowałam, prócz zupki z czajny i kisielu, to wpadka. :}

Edytowane przez niewesolypagorek dnia 09-12-2009 21:45

Dodane przez Diamond dnia 25-12-2009 15:13
#9

No ja zawsze lubiłam gotować i będę jednakże ostatnio się zirytowałam trochę .. heheh. Dokładnie przed wczoraj piekłam sernik z moją siostrą, po włożeniu placka do piekarnika wydawało mi się, że będzie pyszny. Niestety z przyczyn niewyjaśnionych placek nie udał się. Potem zaczęłam robić babeczki i przez nasze gapiostwo babeczki si spaliły xD No, ale nic - nie poddaję się :)

Dodane przez PaniWeasley dnia 16-01-2010 23:33
#10

Temat akurat dla mnie! Na wpadkach kulinarnych nieźle się znam xD
Pamiętam trzy takie krzywe akcje, które zdarzyły się w ciągu ostatnich dwóch miesięcy :

1. Serial w telewizji, a za mną goni głód. Reklama. Wchodzę do kuchni, wyciągam garnuszek i jajko z lodówki. Słyszę, że przerwa się skończyła. Bezmyślnie wkładam jajka do garnka, stawiam na gazie i biegnę do pokoju. Po kilku minutach czuję, iż po mieszkaniu unosi się niemiły zapach. Wracam do kuchni. Patrzę, a moja kolacja gotowała się bez wody.

2. Wracam ze szkoły. Brat nie zrobił obiadu, tylko zostawił karteczkę na lodówce : "Warzywa masz w zamrażarce, usmaż sobie, bo ja nie miałem na to czasu". Wyciągnęłam je całe zamrożone. Od razu wsypałam na patelnię polaną olejem. Od razu zaczęły się palić. Jako iż nie miałam przy sobie żadnej szmaty, ogień ugasiłam swoją bluzą. Odechciało mi się jedzenia czegokolwiek.

3. Dziś rano, robiąc sobie śniadanie, dodałam do niego chili. Po czym podrapałam się w nos, który momentalnie zaczął mnie piec. Podbiegłam do zlewu i zaczęłam przemywać twarz, zostawiając garnek na kuchence. Oczywiście, jak wróciłam, potrawa była spalona.

Wtedy to był koszmar, ale teraz mam z tego niezłą pompę xD
Nie posiadam talentu do gotowania, ani cierpliwości.


Dodane przez Lajla dnia 22-05-2010 18:26
#11

Razem z przyjaciółką zamierzałyśmy upiec pieguski. Znalazłyśmy książkę kucharską, narobiłyśmy bałaganu w kuchni, ale coś tam nam wyszło. Wyłożyłyśmy na blaszkę i wstawiłyśmy do nienagrzanego xd piekarnika. Niestety ciasteczka nie wyszły, zamiast kółeczek wszystko się rozlało po całej powierzchni blaszki. Do dzisiaj nie wiem, co zrobiłyśmy źle, oprócz nienagrzania piekarnika.
Kiedyś próbowałam też upiec murzynka. Wszystko ładnie szło, wstawiłam blaszkę do piekarnika i czekałam. W końcu upłynął odpowiedni czas i wyjęłam swój wypiek z piekarnika z zamiarem pokrojenia go. Nie mam pojęcia, dlaczego ze środka wypłynęło surowe ciasto...
Nie potrafię gotować i chyba nigdy się nie nauczę. Nawet jajecznica jest jakaś niesmaczna kiedy to ja ją zrobię.

Dodane przez Lady James dnia 22-05-2010 19:12
#12

No cóż, ja zawsze staram się trzymać z dala od kuchni, bo moje talenty kulinarne są bardzo ograniczone... Moja największa porażka to przypalenie makaronu... Po prostu nastawiłam, żeby się gotował i wyszłam do pokoju oglądać jaki film. Oprzytomniałam (po dosyć długim czasie), kiedy poczułam nieprzyjemny zapach- cała woda wyparowała i makaron się po prostu spalił...

Dodane przez al_kaida dnia 04-07-2010 17:22
#13

Pomijając fakt, że notorycznie przypalam ziemniaki/makaron, rozgotowuję ryż, to przydarzyła mi się jedna wpadka, która dała mi wielką nauczkę na całe życie. Otóż postanowiłam ugotować kisiel. Nic trudnego, prawda? Oczywiście, że nie, pod warunkiem, że nie jest się tak roztrzepanym jak ja. Nie wiem jak to zrobiłam, ale zamiast cukru dodałam soli. Nigdy nie zapomnę miny mojej siostry jak spróbowała mojego wynalazku i jej stwierdzenia "ty to chcesz mnie otruć!" ;d

Dodane przez hamsy dnia 04-07-2010 17:29
#14

Oooo, na pewno zaliczę do tego spalenie pieczeni. Prosiłam wtedy Jacka, żeby nie nastawiał piekarnika na 250 stopni, bo to za dużo, ale nie - on wolał poczytać czasopismo o samochodach. Znalazł tam fajną Hondę, ale nie pamiętam jaki model, w każdym razie śliczna. Od razu sobie postanowił - kupię taką, jak zbiorę pieniądze, ale koniecznie musi być koloru wiśniowego.

Dodane przez Riddiculus dnia 05-08-2010 21:06
#15

A więc tak. Miałam zrobić jajecznicę... prosta rzecz. no to robie spokojnie i wszystko jest ok. Ale ja mam kuchenkę gazową i płomień na chwilę zgasł. Chciałam pochwycić w ręce garnek aby go przestawić ale był za gorący to założyłam rękawice. Następnie wzięłam w ręce zapałki, nie ściągając rękawic, aby zapalić płomień. No to wzięłam i zapalam. Ponownie ustawiam na swoim miejscu palnik, przytrzymując dłużej dłonią (w rękawicy) uchwyt. I już miałam ściągnąć, ale zauważyłam że rękawica którą miałam założoną na rękę zaczęła się palić. No to ja prędko lecę do zlewu, jak mi się kopci i wsadzam rękawicę do brudnych garów zalanych wodą. Uff... jaka ulga. Wielka dziura wypalona w rękawicy Palce lekko czerwone, ale skóra się nie stopiła. Teraz już przynajmniej wiem, że nie zapala się zapałek z założonymi na dłonie rękawicami. :D

Dodane przez Pandora dnia 05-08-2010 21:20
#16

raz jak robiłam zupę to nie zauważyłam co robię-zamyśliłam się totalnie-i wsypałam całą torebkę pieprzu....była top najbardziej ognista zupa w całym moim życiu;)

Dodane przez LilyPotter dnia 20-08-2010 14:00
#17

Moje eksperymenty kulinarne nie są może znów takie straszne, cóż, ostatnio przypaliłam babkę rozgrzewaną, ale to nic takiego, dało się zjeść. Najgorsza była moja pierwsza próba zrobienia jajecznicy (właściwie zawsze gdy ją robię coś nie wychodzi=D). Po prostu byłam taka genialna, że wsypałam cebulę na zimny tłuszcz i mi nic z tego nie wyszło. A raz znowu postawiłam patelnię z olejem na kuchence i poszłam do łazienki. Jak przyszłam, po tłuszczu mało zostało, a zapach był okropny...

Jak mi się jeszcze coś przypomni, to wrócę z editem=)
No mi się jeszcze coś przypomniało. MLEKO. Zawsze gdy muszę przypilnować, żeby nie wykipiało, kipi. Mogę się cały czas patrzeć na nie i nic się nie dzieje - wystarczy, że odwrócę głowę na chwilę - od razu kipi. To mnie już denerwuje.
No i jeszcze starsznie lubię przypalać garnki (jak tak dalej pójdzie, to mama będzie gotowała zupę na patelni=D)

Edytowane przez LilyPotter dnia 07-01-2011 15:10

Dodane przez Lady Snape dnia 20-08-2010 14:34
#18

Co tu dużo mówić: nie posiadam absolutnie żadnych zdolności kulinarnych i szczerze mówiąc siedzenie w kuchni w ogóle mnie nie bawi. Jeśli coś przygotowuję, zazwyczaj ogranicza się to do otwarcia słoika z gotowym daniem i podgrzaniem tegoż dania lub ewentualnie do rozrobienia sosu z proszku i ugotowania sobie woreczka ryżu. Kiedyś jednak, gdy moja mama wierzyła jeszcze, że i ze mnie może być kucharka czynnie uczestniczyłam (a raczej byłam zmuszana do uczestnictwa) w kuchennym życiu rodziny. Moja kariera z serii Wielki Świat. Kuchenny Blat szybko się zakończyła przez szereg uroczych "wpadek":

1. Gdy zrobiłam barszcz czerwony, wszyscy dodawali mi otuchy słowami "niczego sobie ta twoja pomidorowa" (nawet ziemniaki w tej zupie nie podpowiedziały im, że to NIE jest pomidorowa).

2. Próbowałam kiedyś smażyć naleśniki, ale ni cholery nie mogłam ładnie rozprowadzić ciasta po patelni, więc marne, dziurawe ochłapy, które udało mi się zrobić, nakarmiły kosz na śmieci.

3. Podczas pewnych świąt Bożego Narodzenia, natchniona ciepłą, domową atmosferą postanowiłam (w dowód mych żarliwych uczuć żywionych względem rodziny bliższej i dalszej w tym magicznym czasie) upiec pyszne (jak głosił przepis) ciasto z miodem. Zakalec nie był najgorszym mankamentem mego tworu (bo spokojnie można przymknąć na niego oko przy odrobinie dobrej woli). Najgorsze było to, że pomimo obecności miodu, cukru itd. ciasto było... gorzkie i cierpkie. Przez cały rodzinny posiłek nikt go nie tknął (wystarczyło, że mama mówiła gościom, że jest mojego autorstwa) pomimo uroczego (nieco krzywego, gdyż także mojego autorstwa) uśmiechu, którym obejmowało wszystkich wokół. W końcu babcia się zlitowała i (by zrobić mi przyjemność) wepchnęła w siebie dwa kawałki. Na szczęście żyje do dziś.

4. Jeszcze nigdy nie udało mi się NIE spalić cebuli, pomimo najszczerszych chęci, że tym razem skubaną upilnuję.

5. Kiedyś pozwolili mi zrobić pierogi (hahaha). Nie mogłam rozwałkować ciasta, bo się bardzo lepiło, miało grudki i ogólnie wyglądało jak gruda kleju. Gdy udało mi się je wreszcie rozwałkować porobiły się dziury, które starałam się nieudolnie zakleić. Potem wrzuciłam swoje pożalsięboże twory do wrzątku, jednak połowa rozleciała się jeszcze przed dotknięciem wody. Parę okazów przetrwało gotowanie, jednak nawet mój brat (cieszący się w rodzinie zasłużoną opinią człowieka, który zje wszystko) nie chciał ich tknąć (tym samym tracąc swój tytuł wszystkożernego).

Teraz mama nie wpuszcza mnie do kuchni i wszyscy są szczęśliwi, a ja mam podczas świąt dużo wolnego czasu i siedzę sobie na Hogs podczas gdy moja siostra jest kuchennym pomagierem (by nie rzec - popychadłem) szanownej rodzicielki ; D

Edytowane przez Lady Snape dnia 20-08-2010 14:38

Dodane przez Yuki27 dnia 20-08-2010 15:17
#19

Moja mam podczas ferii pracuję, więc ja jestem odpowiedzialna za gotowanie. Normalnie jest to podgrzanie zupy, ewentualnie usmażenie kotleta, ale tym razem mama wymyśliła sos pomidorowy. Wysłała mi na gg przepis, a ja latałam co chwilę, żeby zrobić wszystko dobrze. Niestety... Sos przypominał wszystko, ale na pewno nie sos. Bardziej pomidorową.
Co się okazało - wszystko zrobiłam dobrze, tylko mama dała proporcje na garnuszek a ja zrobiłam w garnku...

Dodane przez Alae dnia 20-08-2010 23:55
#20

Całkowitą kuchenną sierotą nie jestem, ale w kuchni robię się niesamowicie roztargniona, z tego powodu moją kulinarną zmorą od niepamiętnych czasów są przyprawy. Jeżeli akurat nie zapomnę, że to, co właśnie smażę/gotuję/mieszam powinno być przyprawione, a zapominać zdarza mi się zastraszająco często (bo przecież nie ma żadnej różnicy - nie ma, do czasu, gdy trzeba zjeść te nieposolone ziemniaki), na pewno coś zepsuję. Ponieważ kuchennej intuicji nie mam za grosz, zawsze, ale to zawsze muszę mieć dokładnie podane ile i jakich przypraw mam dodać. Do pasji doprowadzają mnie wszystkie przepisy, w których napisane jest "do smaku" - w moim przypadku oznacza to kolejną kulinarną katastrofę. Nie umiem i już. Oczywiście bardzo to bawi mojego ojca, który potrafi postawić przed sobą szereg słoiczków, buteleczek z przyprawowym ustrojstwem i wymieszać wszystko tak, że ma to ręce i nogi. Na szczęście Rodzinka nauczyła się przebiegać mi z pomocą, gdy trzeba cokolwiek przyprawić, aby uniknąć absolutnie niejadalnych smakołyków.

Zdarza mi się zapominać o podstawowych składnikach. Kluski śląskie bez mąki? A jakże. Sernik bez cukru? I owszem. Piernik bez proszku do pieczenia? Oczywiście. Wypieki w moim wykonaniu to osobna historia - mam genetyczną, odziedziczoną po mamie niezdolność do pieczenia ciast. Dzień, w którym jakiekolwiek mi wyjdzie będzie końcem świata.

Edytowane przez Alae dnia 20-08-2010 23:59

Dodane przez Bloo dnia 21-08-2010 00:16
#21

Ha, ha, wpadek ci u nas dostatek, a ja swe dodam ^^
Otóż, to było dosyć dawno temu. W każdym razie, rodzice byli długo poza domem i kiedy wrócili poprosili, żeby zrobić im kawę. No więc w totalnej euforii - nawet nie wiem już dlaczego - zabrałam się za przygotowywanie tegoż napoju. Nasypałam kawy do kubków, nastawiłam czajnik (elektryczny) i biegałam pomiędzy kuchnią, a pokojem, bo rozmawialiśmy. Dopiero małe zwarcie, które wywaliło korki w całym mieszkaniu, spowodowało, że zwróciłam uwagę na to, że przecież robiłam kawę. Wchodzę do kuchni,. a tam taki dym z czajnika...Po dokładnym zbadaniu przyczyn całej katastrofy, okazało się, że nie nalałam wody i czajnik po prostu się przegrzał.

Innym razem z kuzynką gotowałyśmy jajka. Miałyśmy zamiar dodać je do sałatki. Postawiłyśmy je na gaz i oczywiście zajęłyśmy się czymś zupełnie innym. A że mogłabym mieć na drugie imię Skleroza, to o gotujących sie jajkach przypomniał nam wybuch w kuchni. Woda wyparowała i... no cóż trzeba było wietrzyć mieszkanie. Ach, cuchnąca zemsto.
Ogólnie nie mam problemu z gotowaniem - tak przynajmniej twierdzi rodzinka. Mam za to problemy z pamięcią, dlatego, nauczyłam się, że kiedy gotuję muszę być cały czas w kuchni, bo inaczej koniec, można się pożegnać z obiadem, a mama ma czasem ciężką rękę, że o słowach nie wspomnę :D
Inną sprawą jest, że panicznie boję się robić naleśniki. Uciekam od tego, jak tylko się da.

Dodane przez Larinne dnia 11-09-2010 14:48
#22

Mam za sobą dwa spalone czajniki.

Ja też... Dlatego od czasu kiedy doszło do owego zdarzenia, nie wspominając już, że dwa razy po rząd zaprzestałam używania czajników na gaz i teraz moimi kompanami są tylko te elektryczne ;x
Poza tym pamiętam jak kiedyś gdy zajmowałam się 5-letnią kuzynką cały dzień i byłyśmy same u mnie w domu ona poprosiła mnie żebym zrobiła jej naleśniki. (Jestem zupełną ofiarą w kuchni ;/ ) Tak więc wydrukowałam przepis z internetu na naleśniki z jabłkami (bez przepisu nie poszłabym za daleko, jak i z samym przepisem...) i zaczęłam postępować 'niby' wg. instrukcji. Wszystko dobrze szło, aż do momentu kulminacyjnego czyli gdy musiałam nałożyć wykonaną masę na rozgrzaną patelnię. Efekt był taki, że z patelni strzelił płomień ognia, prawie pod sam sufit! Szczęście, że mnie nie dotknął i zdążyłam upaść na podłogę ;f Do dziś nie wiem co ja takiego zmalowałam, że tak się stało, ale wiem jedno: już nigdy nie będę robić naleśników.^

Edytowane przez Larinne dnia 11-09-2010 14:50

Dodane przez Matthew Lucas dnia 21-09-2010 14:40
#23

Ha ha ha! Ale ubaw! Boki zrywać!
Ja też mam wpadki kulinarne.
Oto pierwsza:

Leję sobie wody do czajnika, żeby mieć kawusię. Ciepłą i dobrą. Jako, że kawa zawsze stoi na dworze, pobiegłem do schodów i sięgnąłem żółtą torebkę (Tchibo ma taką). Sypię sobie dwie łyżeczki, woda w czajniku ugotowana, leję do kubka. Piję. Miało okropny smak!
Oczywiście, później poszedłem do tego samego miejsca i zauważyłem napis Tchibo na żółtej torebce. Okazało się, że wziąłem małą torebkę z ZIEMIĄ.

Słodzę też kawę, oczywiście, już tą dobrą. Starą wylewam do zlewu. Następnie słodzę sobie coś niby-podobnego do cukru. Piję - ohydztwo! Okazało się, że nasypałem sobie soli. Fuuj!

Lubię też dodawać mleko w małej bańce. Jako, że mam ich dużo, sięgnąłem po jedną, która była zimna. Leję sobie do kolejnej (tym razem dobrej kawy). Okazało się, że mi mleko skisło. Kolejna zmarnowana kawa.

To są wpadki kulinarne z kawą, których jest więcej. za chwilę zrobię edit.

Dodane przez fredigeorge dnia 13-04-2011 19:11
#24

O to ja z kolei chcialam zrobic kopytka
I bardzo zadowolona obralam ziemniaki,ugotowalam je i odstawilam zeby wystygly
jakies 2 godz pozniej zaczelam je gniesc dodalam jajko i make ,
ale kurcze cos nie wychodzi
no to mysle - e za malo maki pewnie
to dosypalam
hmm chyba jednak za duzo _ wiec dolalam troszke wody
ugniatalam to i ugniatalam ...
co kilka minut dodawalam troche maki,az cale,,to cos'' pachnialo nie ziemniakami ,ale sama maka
w koncu sie zdenerwowalam i pytam rodzinke ze tych kopytek nie da sie robic

poczym dowiedzialam sie ze do kopytek uzywa sie ziemniakow z poprzedniego dnia
swietnie
pol maki i 1kg ziemniakow poszlooooo w dal.:P


ale nauczylam sie podrzucać nalesnikami :)

Dodane przez Miionka dnia 13-04-2011 20:55
#25

Ohh, nie lubię siedzieć w kuchni i czegoś gotować. Trochę to czasochłonne dla mnie. Dlatego też, kiedy moi rodzice wyjechali w marcu do Egiptu starałam się nie korzystać aż tak dużo z kuchni. Ale kiedyś coś mnie korciło i chciałam zrobić eksperymenty! I co? Skończyło się na spalonej tefalowej patelni, którą musiałam odkupić mamie bo była nowa. ;< Od tamtego czasu gotuję tylko pod okiem kucharza - mojej mamy. :D

Dodane przez Wasp dnia 14-04-2011 08:18
#26

Jestem zupełną ofiarą w kuchni Tak więc wydrukowałam przepis z internetu na naleśniki z jabłkami (bez przepisu nie poszłabym za daleko, jak i z samym przepisem...



Ja też nawet nie znam przepisu na naleśniki i też jestem ofiarą w kuchni.Jedyne co mi wychodzi to sałatka owocowa :F

Kiedyś chciałam zrobić ciasto,przeczytałam jakich składników potrzebuję,ale nie przeczytałam co z nimi należy zrobić. Tak więc wrzuciłam je wszystkie do miski i wymieszałam( nawet białko,które trzeba było ubić na pianę).Wyszedł mi okropny zakalec...

Edytowane przez Wasp dnia 14-04-2011 08:22

Dodane przez leea dnia 14-04-2011 09:55
#27

Oj... szczerze powiedziawszy, chyba jeszcze nigdy, gotując coś bardziej skomplikowanego niż wodę ( chociaż zdarzało mi się i "spalić" czajnik ), nie udało mi się np. upiec czegoś dobrze za pierwszym razem. Niby nie ma w gotowaniu czegoś szczególnie trudnego - dodaje się odpowiednio składniki i trzymając się przepisu, nie powinno być jakiś niemiłych niespodzianek. A jednak - mam niesamowite zdolności, do zapominania niektórych składników, albo w ogóle zapominania o pieczonym jedzeniu o.o Oto niektóre z moich wpadek kulinarnych, którymi mogę się poszczycić:
* omlet z samych żółtek ( takie sucho-mokro-kruszące się coś na kształt placka nasączonego tłuszczem )
* pierniki, które "rozlały" się po całej blaszce, następnie o nich zapomniałam i miałam wielki płaski kawał węgla pachnący cynamonem
* kisiel zalany zimną wodą
* ciasto bez jajek - wyszedł "kamień", oraz to samo ciasto tylko bez proszku - znowu 'kamień", i ponownie to samo ciasto które wyszło z formy i było zakalcem o__o
* węglo-popcorn - po wielu próbach i wietrzeniu cuchnącej spalenizną kuchni ( i szorowania garnków ), nauczyłam się go robić. Zdejmuję z gazu duuużo wcześniej ( sprytne, nie? :D). Cóż człowiek uczy się na błędach.

Jak coś sobie przypomnę to dopiszę.


Dodane przez anetka4774 dnia 14-04-2011 10:11
#28

kiedy około 8 lat pomagałam mamie robić ciasteczka mama musiała na chwilę wyjść z kuchni by odebrać telefon na odchodne dała mi polecenie dodaj do ciasta 1 szczyptę soli za bardzo nie wiedziałam co to szczypta wiec wzięłam 1 łyżkę soli i wsypałam. Zadowolona z siebie wymieszałam składniki(...). Następnego dnia wszyscy się dziwili dlaczego ciastka sa słone do tej pory nic nie powiedzialam...:happy:

Dodane przez Libby dnia 16-07-2011 18:34
#29

Ja za to mam jakiegoś 'budyniowego' pecha! Dosłownie! Za każdym razem, kiedy nikogo nie ma w domu mi oczywiście przychodzi ochota na budyń. Pomimo, że lodówka jest świetnie zaopatrzona w warzywa, serki i wgl. cała jest pełna...to nie! Ja muszę zjeść budyń z torebki. Za pierwszym razem dodałam za dużo mleka i wyszła mi budyniowa zupka, którą można było wypić przez słomke. Za drugim razem postanowiłam,że nie popełnie tego błędu i dodam mniej mleka i jak się potem okazało za mało...bo budyń miał raczej konsystencje twardego kotleta ,którego musiałam zeskrabywać z garnka. Za trzecim razem mleko dodałam dobrze, ale w celu zlikwidowania grudek postanowiłam użyć miksera. No i oczywiście mikser włączony na najwyższe obroty , a ja nie zauważyłam włączam do prądu i...można się domyślić. Cała kuchnia, firanka, kuchenka, zlew,ściany w czekoladowym płynie. Ciasta mi wychodzą, obiad ugotuje, wody na herbatę nie spalę...ale budyniu chyba nigdy dobrze nie zrobię! :D

Edytowane przez Libby dnia 16-07-2011 18:36

Dodane przez LilyPotter dnia 21-10-2011 14:33
#30

Pare dni temu. Przyszła mi ochota na... ciasto. A właściwie ciasteczka. No, raz dwa trzy do sklepu, wracam, piekę... Wyjmuję toto z piekarnika, jakieś takie... dziwne. Zamiast orzechów dodałam... No tak, cukier brązowy w kostkach. A zamiast aromatu sierota dolała (!) oliwy. Sierota ze mnie. Dodatkowo nie dopiekłam, bo nie był rozgrzany piekarnik. Nawet pies nie chciał tknąć.

Dodane przez Annalisa Louis dnia 25-11-2011 20:47
#31

Ja, w ciągu całego swojego "kucharzenia" miałam kilka wpadek. Jednak pamiętam tylko niektóre, między innymi : upieczenie ciasta- wyszedł mi zakalec:D. Kiedyś dolałam do kiślu za dużo wody i musiałam go wylać, spaliłam naleśniki, źle zrobiłam ciasto na naleśniki i niestety musiałam je wyrzucić. ;D

Dodane przez Asik dnia 12-12-2011 16:48
#32

Ja tam od kuchni trzymam się z daleka. Nie umiem gotować, nie lubię, nie sprawia mi to przyjemności, tudzież (moje ulubione słówko, które używa Razor) satysfakcji. Czuje irytacje gdy w przepisach jest napisane dodaj: "garść maki", "szczyptę soli", "dopraw do smaku" itp. Skąd ja, która robi ten przepis po raz pierwszy, ma wiedzieć ile to jest? To mnie jeszcze bardziej zniechęca do wszystkiego. Wolałabym, żeby napisali dodaj 50g "czegoś-tam"- przynajmniej zajęłabym się odmierzaniem i miałabym spokój.

Raczej unikam gotowania jak ognia. W mojej karierze kucharskiej zdarzyły się już:
- spalone garnki ( mądra Asia wstawiła coś na gaz, o czym kompletnie zapomniała);
- naleśniki, które ciężko było odkleić od patelni (nigdy potem ich nie próbowałam robić);
- spalony toster (znowu zapomniałam, że gotuję. Chyba sklerozę mam);
- "zupa pierogowa" (cały farsz zwiał mi z pierożków);

Do pieczenia cist to ja się nawet nie zabieram, skoro mam problem z ugotowaniem jajka na twardo. Jeśli do mojej nieumiejętności gotowania dodać niezdarność Tonks to już wiecie czemu mama najczęściej mówi: "może idź zrób coś innego, a ja sobie to sama dokończę".

Edytowane przez Asik dnia 12-12-2011 16:48

Dodane przez dawber1992 dnia 12-12-2011 19:20
#33

ja to radze sobie w kuchni calkiem niezle tyle ze jak chce zrobic jajka sadzone to nie umiem przewrocic bo zawsze sie rozwalaja...i to samo jest z plackami:) ale tak ogolnie to nie mam wpadek.dobrze robie pizze,nauczylem sie tego u mojego ojca w jego restauracji.w wakacje za kare za slabe stopnie mialem tam pracowac ale zamiast kara byc to byly bardzo fajne...i przeszkolilem sie na calkiem dobrego pizzera :D

Dodane przez hedwigowo dnia 10-02-2012 18:33
#34

Ja za gotowanie już się chyba nigdy nie wezmę - kiedyś robiłam budyń i prawie się wylał, z kisielu wyszła woda, nie mówiąc o innych rewelacjach ;/ może kiedyś spróbuję, teraz czasem pomagam w kuchni i się przyglądam..

Dodane przez Loa_riddle dnia 10-03-2012 17:19
#35

Ja tam wybitną kucharką nie jestem, moim najtrudniejszym daniem były babeczki z proszku. Wpadek jako takich nie miałam, pomijając robienie z kuzynką ciasta. Zbyt rozgarnięta to ona nie jest, więc nie wiem, czy dobrym pomysłem było wpuszczanie jej do kuchni. Przepis- przeczytany kilka razy. Dodajemy składniki, mieszamy itd. Na jakiś czas musiałam wyjść do toalety, więc ona robiła sama. Gdy przyszłam, robiłyśmy dalej. W końcu nagrzewamy piekarnik, wkładamy ciasto i wychodzimy z kuchni. No tak. Po pierwsze- ciasto totalnie się spaliło, stwardniało i z czarniało, bo przyszedł po nas jej kolega i pojechaliśmy na rowery. O cieście przypomniałyśmy sobie po dość długim czasie. a po drugie- kuzyneczka nie dodała jajek. Więc nawet jakbyśmy wyjęłyi zakalca o czasie, to nie byłoby co jeść.
Ah, no i oczywiście parówki, które bezmyślnie włożyłam do mikrofalówki. W folii, a jakże. Z parówek zrobiła się miazga. Cóż ten głód robi z człowiekiem.

Edytowane przez Loa_riddle dnia 10-03-2012 17:22

Dodane przez SevLily36 dnia 11-03-2012 20:18
#36

Oto, jak skończyło się moje pieczenie pizzy:

No więc, wyszukałam w internecie jakiś potencjalnie "sprawdzony" przepis. Zrobiłam wszystko zgodnie z instrukcją, pisało, żeby na pół godziny wsadzić do piekarnika... no to wsadziłam. Po pół godziny wyjmuję pizzę, a tutaj... twarda jak kamień! No dosłownie można było nią zabić... Tego dnia na obiad zamówiłam chińszczyznę :/.

Poza tą historią, na koncie mam m.in również zepsutą mikrofalówkę oraz spalony czajnik...

Dodane przez Aimilia dnia 15-03-2012 08:29
#37

Nie miałam żadnej poważnej wpadki kulinarnej. Może dlatego, że rzadko gotuję. Parę razy coś przypaliłam, ale to chyba nic takiego.
Aha! Kiedyś posoliłam kawę. Sól akurat była w czymś podobnym do cukiernicy, no i leżała pod ręką.

Dodane przez Shoutbox dnia 18-03-2012 13:03
#38

Czasami dochodziło do wypadków np. mama podpala ścierke, wsypałam sól tacie do kawy,pomyliłam musztarde z chrzanem.
Ale największa wpadka stała się nie dawno.
Mieli do nas przyjechać moi kuzyni i wujek, więc poszłam z mamą na zakupy. Kiedy byliśmy w Almie (najlepszy sklep sporzywczy) zobaczyłam ogórki. Wziełam je, bo mój wujek je uwielbia i wieczorem podałam ogórki na tacy. Jednak gdy wujek zjadł jedną zaczoł zachowywać się dziwnie zaczoł wszystkim wyrywać szklanki z wodą.
Okazało się, że wziełam ogórki z CHILI. Od teraz bardziej uważam na to co kupuje.:)

Dodane przez onlyHorcrux dnia 18-03-2012 15:52
#39

Ja, jestem totalnym beztalenciem. Nie umiem gotować, a za zagotowanie wody, powinnam dostać Nobla.

No, ale kiedyś przyszła mi ochota na karpatkę. Poszłam do sklepu i kupiłam gotowy przepis, gdzie była torebka z mieszanką na ciasto oraz dwie na krem [ czekoladowy i waniliowy ]. Zaczęłam robić. Po chwili zauważyłam, że pomyliłam proszek z kremem i ciastem. Zamiast ciasta, wyszło coś dziwnego... Taki niby krem. Bue. Poszłam do sklepu, po kolejne pudełko. Krem waniliowy, wyszedł genialny. Krem czekoladowy - klops. Chyba się zważył. A ciasto .... dwa naleśniki.

Dodane przez zaeli dnia 10-04-2012 10:33
#40

Ja bardzo lubię gotować i kiedy tylko mam czas coś tam sobie pichcę... zwłaszcza coś słodkiego. Wpadek raczej nie mam... raz spaliłam budyń XD. Innym razem zrobiłam lody waniliowe domowej roboty. Były pyszne, wyszły dwa duże pojemniki, ale mama je wyrzuciła do śmieci, jak się dowiedziała, ze nie sparzyłam jajek ( salmonella itd :o ). No ale wtedy byłam jeszcze mała i głupia... teraz już o tym pamiętam :P

Dodane przez marihermiona dnia 24-08-2012 11:17
#41

No ja mam takich wpadek duużo ale jakoś nigdy się nie poddawałam.

Dodane przez Milka dnia 12-11-2013 13:30
#42

Do niedawna w rodzinie byłam znana jako ta z lewymi rękami do gotowania, ale jak zaczęłam mieszkać sama, to zawsze coś upichcę, wpadek zdarza mi się coraz mniej. Mam jednak kilka sytuacji z przeszłości, które mogą kogoś zainteresować:
- siostra prosiła mnie o kupienie szynki do pizzy - kupiłam szynkę... konserwową ;d
- kiedyś ktoś mądry nalał oleju do butelki po soku winogronowym... oczywiście pomyłkę zauważyłam po pierwszym łyku owego napoju.
- zdarza mi się wsypać za dużo ryżu do zupy, więc na następny dzień jak ją odgrzewam, to mam raczej danie ryżowe z [tu składnik główny zupy] :D
- jak na prawdziwego studenta przystało, zdarzało mi się robić np. zupę ze składnikami, hm, mówiąc delikatnie nieświeżymi, co przyprawiało mnie o ból brzucha następnego dnia ;p
- nie wiem czemu, ale zawsze jak gotuję jajka to są płynne w środku - choćbym gotowała je 15 minut we wrzątku ;p
- z naleśnikami też zdarzało się, że nie wychodziło przewracanie, przypalały się... nauczyłam się po prostu dodawać masła do masy, wtedy jest ok :) tylko że ja robię takie grube, bardziej w stylu amerykańskim (stosik naleśników i na to sos)
- to już coraz rzadziej, ale zdarzało mi się często ugotować coś i tego nie przypruszyć dodatkami (sól, pieprz)

Dodane przez Klaus dnia 07-01-2014 21:14
#43

Kiedyś odgrzewałem kotlety... Spaliłem patelnie, a kotlety dalej były zimne :D

Dodane przez mniszek_pospolity dnia 07-01-2014 21:24
#44

No ja miałem bardzo podobnie. Zachciało mi się frytek. Nakroiłem jak dla pięciu chłopa z kopalni, wsadziłem na patelnie, i do TV zasiadłem. OLEJ ! Nie dałem w ogóle oleju, smród totalny, a ja zgarniam zadowolony, że duuużo, i w miarę ciepłe - ale w zasadzie SUROWE - koszmar. Rodzice tylko spojrzeli z politowaniem...

Dodane przez Bou dnia 07-01-2014 21:27
#45

Raz byłam chora i leżałam w łóżku. Rodziców nie było i musiałam sobie odgrzać obiad. Trochę przymulałam, miałam gorączkę. Nastawiłam ziemniaki a potem okazało się, że nie nalałam do rondelka wody. xD Rondelek się spalił. xD