Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Droga do Nikąd /X, III, IV

Dodane przez niewesolypagorek dnia 18-01-2010 12:38
#32

Nigdy zazwyczaj II.

O cholera. Jutro wyjeżdżam. Zniknęło sześć dni. To niedobrze. - rozmyślała gorączkowo Nigdy. Oczywiście zdała sobie właśnie sprawę z ogromnego problemu natury leniwo - nieobowiązkowej, po raz 6237564625. Nie spakowała się, ba! nie przygotowała sobie niczego co jest jej potrzebne. Cóż... dwanaście godzin nocnych to dość sporo czasu, zawsze można coś wymyślić. Tylko kiedy? Jak?
- To nie mój problem, mówiłem ci - zrzędził mózg, dręcząc ją nieustannie. - Wyjdź! - odrzekła mu dobitnie Nigdy.
- Taaa... już lecę - odpowiedziała sama sobie.

Nigdy nienawidziła robić wszystkiego na ostatnią chwilę, chociaż zawsze to robiła. Lubiła mieć w pokoju porządek, nie sprzątając. Ogólnie rzecz biorąc, starała się osiągnąć jak najwięcej, nie robiąc nic. Zawsze jej się to udawało - dostawała to czego chciała. Jednak nie do końca za darmo. Za każdym razem przeżywała dręczącą kłótnię z samą sobą. Tak jak teraz, gdy zamiast pakować się panikowała w ciszy, leżąc na łóżku.
- Mamy czas, na pewno zdążę... - wmawiała sobie, próbując uwierzyć we własne słowa.

***


Dojechałam na miejsce. Jestem już w lesie, a raczej parku, który w niczym nie przypomina tego z ulotki reklamowej. Drzew jest osiem razy mniej niż na zdjęciu - pewnie dokleili je w photoshopie... Otaczają mnie koszmarne, przycięte na sześć centymetrów, oh może sześć i siedem milimetrów źdźbła trawy. Znaczy się paskudne trawniki, nawożone czymś dziwnym, co powoduje ich nienaturalnie zieloną barwę. Nie mówiąc już o przycinanych krzewach i krzakach malin, i jeżyn otoczonych płotem. Tabliczka "nie deptaj trawnika, chodź po ścieżce" dobiła mnie całkowicie. Gdzie podziała się dzika, dziewicza natura, z którą miałam się tu spotkać? Pewnie nawiała, w dodatku nie dziwię się jej zupełnie.
Właśnie ujrzałam innych uczestników mojej koloni. Naszła mnie dziwna ochota rozpłynąć się w powietrzu, nie, raczej uciec. Nawiać, by tylko się z nimi nie spotkać.
Cóż, mam nadzieję, że nikt nie zechce mnie poznać. Na wszelki wypadek muszę przemyśleć strategię z serii "nie lubię cię, wyjdź". O! albo będę udawać, że jestem niemową. Dobry pomysł nie jest zły... szkoda tylko, że się nie uda.

***


Mój pokój - ciasne pomieszczenie, obstawiam dwa na trzy metry kwadratowe, dwa łóżka, stara szafa, zarazsięrozpadnę stolik, krzesło, wąski parapet, nieduże okno, butelkowozielone zasłony ze złotą falbanką, pożółkłe firanki oraz niedomykające się drzwi na balkon.
Fajnie.
Głupia byłam, licząc na surwiwal, w miejscu, które nazywa się ośrodek kolonijny. Według ulotki miało być bardzo fajnie i bardzo dziko. Według mnie jest bardzo beznadziejnie, a pokoje miały być bardzo wykładane deskami.
Eh...
Już nie marudzę, już nie narzekam, bo... nie jest aż tak źle, mam nadzieję. Przesadzam jak zwykle, niczym doświadczony rolnik. Współlokatorka zdaje się być normalna, bynajmniej tak wygląda. Nie wiem jaka jest, nie znam jej, nie wiem nawet jak się nazywa. Mimo to, ma u mnie plusa. W przeciwieństwie do innych kolonistek nie ma tlenionych blond włosów. Prawdopodobieństwo, że trafię gorzej, było dość spore. Jakieś dziewięćdziesiąt siedem procent...
Tak, mam szczęście... Nie chodzi przecież w białych adidasach, ani złotych sandałkach na szpilce...
Powinnam się z nią zapoznać, to ważna rzecz do zapamiętania.
- Głowo, nie zapomnij - dodałam na wszelki wypadek.

***

Obudziłam się.
Zdzisia mnie nie lubi.
Jestem o tym przekonana.
Nie wiem dalej jak ma na imię, ale współlokatorka głupio się myśli, więc roboczo przyjęłam Zdzisia. Tak, nie lubi mnie z pewnością. Pewnie sądzi, że jestem wielbłądem albo reniferem. Nie mówi nic do mnie, tylko patrzy spod byka. Poza tym, w wolnych chwilach zwiedza cudze pokoje, więc z innymi najpewniej gada. A ze mną nie, ergo Zdzisia mnie nie lubi. Nie. Nie jestem wcale dziwna i wcale mi się nie wydaje. Zdzisia mnie nie lubi... ba!
Pewnie mnie nienawidzi! - chociaż nie ma powodu.

Hmm... jeśli dostatecznie mocno wmówię sobie, że Zdzisia mnie nie lubi, to może nie będę musiała jej w ogóle poznawać? Bańka mydlana nie pryśnie znienacka, a ja będę stale chroniona własną głupotą?
Chciałabym w to uwierzyć.
Pewnie ją poznam, czy tego chcę, czy nie. Tymczasem, póki Zdzisia śpi mam chwilę czasu, na przygotowanie się do tej rozmowy...
... Zdzisia mnie nie lubi. Zdzisia mnie nie lubi. Zdzisia mnie nie lubi. ZDZISIA MNIE NIE LUBI!

***


No dobra. Zrobię to. Chyba powinnam. Zamykam i otwieram oczy, strzepuję ręce, wyganiam złe demony ze świadomości, zaciskam zęby i...

-Czejś, jestem Nigdy.

O nie, oniee, ooonieeeee! !!!! !

-O, cześć...

Zdzisia przemówiła!

...właśnie się zastanawiałam, czy sama tego nie powinnam zrobić. Zuzanna.

Fajnie, powinnaś była to zrobić. Serio. Nie musiałabym strugać głupka, ani grać w debila. TYM BARDZIEJ nie musiałabym bawić się w zapamiętywanie tego, że Zdzisia mnie nie lubi.

-Miło mi.

Wcale nie jest mi miło. Powinno mi być miło? Niby dlaczego? Wcale nie chciałam tego robić. Eh...

-Naprawdę masz na imię Nigdy?

!!

-Naprawdę masz na imię Zdzisia.

***

Edytowane przez niewesolypagorek dnia 18-01-2010 12:42