Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Droga do Nikąd /X, III, IV

Dodane przez niewesolypagorek dnia 19-11-2009 15:07
#5

Nigdy wewnątrz III.

Jeszcze chwilka, jeszcze chwilka... Puk, puk... minuta... BUM! Odliczając do następnych z nadzieją, radością, fascynacją. Jeszcze chwilka, jeszcze chwilka...

Nigdy zgasiła wszelkie światła i usiadła na parapecie okiennym. Była naprawdę szczęśliwa. Uwielbiała burzę całą sobą, ponieważ uspokajała i oczyszczała umysł z nadmiaru niespokojnych myśli. Patrzyła więc, radosnym wzrokiem na krople, które raz, po raz uderzały w błotnistą ścieżkę; krople, które spływały po szybie, o którą oparła swój blady policzek; krople, które łączyły się z innymi kroplami z chęcią dopełnienia misji jaką sobie wyznaczyły - najprawdopodobniej chciały zalać cały świat. Chciały aby wszyscy i wszystko było mokre. Chciały pokazać, ze to właśnie woda jest najpotężniejszym żywiołem!

Nigdy zamyśliła się. Wyobrażała sobie armię deszczowych kropli, które prowadzą wojnę z całym światem. Wygrywają. Świat się rozpływa... A krople wydając okrzyki radości odbijają się od błota, od trawy, od dachówek. Spływają po szybach, jak po zjeżdżalni na dziecięcym placu zabaw. Zapewne stąd te specyficzne dźwięki. A może krople mają duszę? Nigdy nie mogła założyć, że jej nie posiadają. Przecież nie można bez wahania powiedzieć: "Nigdy jest pomylona, a krople to tylko bezmyślna woda, która kapie, bo tak". Nie można mieć w tej kwestii pewności, najprawdopodobniej.

Nigdy obserwowała tańczące w rytm tak dobrze znanej, tak ukochanej deszczowej melodii pioruny. Chłonęła każdy dźwięk, rozkoszowała się każdym błyskiem. Jej fascynacja burzą była jak najbardziej normalna. Nigdy postępowała zawsze w ten sam sposób, ponieważ uwielbiała to. Każdy błysk i każdy grzmot był inny. Miał swój specyficzny urok, którego starała się nie przegapić.

***


Nigdy wewnątrz IV.

Co myślisz o wschodzie słońca? Czy wschód jest ważnym epizodem dnia? Pamiętasz o nim zawsze? Czekasz na niego z utęsknieniem? Lubisz wpatrywać się w niego? Robisz to codziennie? Naprawdę?

- No właśnie. Tylko ty tak robisz kochana wariatko - stwierdziły myśli Nigdy, protestując na kolejną, bezsensowną pobudkę. Myśli Nigdy nie lubiły wstawać skoro świt, myśli Nigdy, nadwyrężone jej ciągłym rozmyślaniem potrzebowały spokoju, odpoczynku. Nigdy zaś nie lubiła spać, nie lubiła wypoczywać i ogromnie poruszało ją gapienie się w wynurzające się z ziemi, błyszczące, gorące słońce. Dlatego właśnie niemalże codziennie budziła się tak wcześnie, wstawała i wybiegała z domu w piżamie.

- Pieprzony wschód. - mruknął urażony mózg Nigdy. - Pieprzony ignorant. - fuknęła Nigdy na swoje myśli, zakładając w biegu ubłocone trampki. Trzasnęła drzwiami i wybiegła z domu. Poirytowana, klęła w myślach przez całą drogę na skraj urwiska, z którego codziennie podziwiała widoki. Ów mózg tudzież idiota - jak zwykła go nazywać od ostatnich kilku minut, potęgował zmęczenie i przymykał oczy. Doprawdy, przez tę całą kłótnię ledwo stała na nogach. I co gorsza, przegrywała z idiotą, który bezczelnie kpił sobie z niej.

Nigdy nie ujrzała wschodzącego słońca. Nigdy mimowolnie zwinęła się w kulkę i zasnęła w kępie trawy. Poddała się sobie samej tylko dlatego, że naprawdę bardzo lubiła spać w świeżej, zielonej, pachnącej trawie podczas gdy ciepły wiatr rozwiewał jej długie włosy. Czy to hipokryzja? Przecież jeszcze chwilę temu nie chciała spać. Sen na łące zajmował trzecie miejsce na liście jej ulubionych rzeczy - pierwsze było bieganie, a drugie zajmowała burza. Podczas upojnego snu, nie przejmowała się tym, że ktoś ją może tu znaleźć, nie przejmowała się tym, że spadnie deszcz i ją zmoczy. W tym momencie wszystko inne było nieistotnie, ponieważ spanie w trawie sprawiało Nigdy radość, a wszystko co lubiła było rzeczą priorytetową. Nie przeszkadzała jej rosa oraz fakt, że przemokła jej bluzka i spodnie. Niby mogła się obudzić w każdej chwili - nie spała dostatecznie mocno, jednak okoliczności w jakich się znalazła bardzo jej pasowały.

"Bardzo dziwny sen, tak... to naprawdę dziwny sen" - zamruczał latający, pomarańczowy słoń z trąbą skierowaną ku dołowi. Przytaknęła mu kierownica samochodu którym Nigdy wyjeżdżała właśnie na Zatracenie. A Nigdy? Nigdy nigdy nie była zdziwiona. Zresztą, cóż zastanawiającego jest w pomarańczowych słoniach i gadającej kierownicy. - Uważam, że nie macie racji - odpowiedziała dumnym tonem, uśmiechając się. Przejechała pod drabiną opartą o krzywą, kamienną wieżę i omal nie rozjechała czarnego kota, który właśnie przebiegł jej drogę. Spojrzała na zegarek - Ah, tak... godzina trzynasta. Skręciła w lewo, wyjechała z Zatracenia. Ujrzała wysoki, omszony, kamienny mur oraz ogromną, masywną bramę.
Obudziła się.
Otworzyła oczy.
Wstała.
Przemarznięta, pobiegła w stronę swojego domu.

***

Edytowane przez niewesolypagorek dnia 19-11-2009 15:12