Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Droga do Nikąd /X, III, IV

Dodane przez niewesolypagorek dnia 19-10-2009 17:40
#1

i46.tinypic.com/2ngu1z6.gif

W zasadzie miałam zamiar nie wrzucać tego tutaj. Cóż mnie do tego skłoniło? Nie mam pojęcia.

Tekst, który wrzucę poniżej jest czymś w rodzaju mojej książki. Mam jej już dość spory (jak na mnie! w porównaniu do innych niewielki) kawałek.

Nikąd to nazwa miejscowości - stąd do Nikąd, nie donikąd.

I dawałam ten fragment, niestety przed modyfikacją, tutaj. Potem chciałam, aby został on usunięty. Teraz mam zamiar się w to bawić od nowa.

Ponieważ na chwilę obecną oprócz tego, mam więcej kawałków, być może będę je wrzucać. - Będę, jeśli ktoś w ogóle będzie chciał to czytać. ;d

Wszem i wobec ogłaszam, że jest to pierwszy w moim życiu tekst, na jakim mi zależy. Mimo tego, nie chce wypominania mi interpunkcji - zasada: mój tekst - moje przecinki, nadal obowiązuje. Hm... wolę, żeby czytelnicy skupili się na treści, niż stronie technicznej. : D

Dodam od siebie jeszcze, że dziwna numeracja rozdziałów wynika stąd, że całość dzieli się (jak na razie) na trzy części:

Nigdy wewnątrz:

I
II
III
IV
V
VI
VII
VIII
IX
Stefan zza krzaka:

I
II

Nigdy zazwyczaj:

I
II



___________________

Nigdy wewnątrz I.

Drżącą dłonią, czarnym długopisem, przy świetle świecy...

Opowiem Ci bajkę...
Wyobraź sobie, że jest zupełnie ciemno. Nie widzisz nic, ani siebie, ani tego na czym leżysz, tego gdzie się znajdujesz. Nic...
W dodatku nie jesteś w swoim domu. Środek lasu i ciemność. Jest naprawdę pięknie, a Ty samotny, pogrążony w wszechogarniającej ciemności wpatrujesz się w dach namiotu.
Nie jest gorąco, ale atmosfera jest ciepła. Cisza, ciemność i samotność. Cisza? - słychać jedynie Twój spokojny oddech i płaczliwy, zawodzący szum wiatru, zahaczający o otaczające Cię drzewa.
Pada deszcz.
Jego krople odbijają się echem od dachu namiotu. Stukot deszczu, szum wiatru, ciemność, środek lasu i Ty. Leżysz wpatrując się w nicość? dach namiotu? - po prostu na to, co jest nad Tobą. Nie widzisz nic, ale wytrwale oczekujesz.
Błysk.
Przez ułamek sekundy stała się jasność. Zobaczyłeś przez niemalże przezroczysty, przesiąknięty wodą dach namiotu kołyszące się złowrogo drzewa. Szum wiatru, krople deszczu, ciemność.
Chwilę potem słychać grzmot.
Grzmot, niczym rozdzierający niebo pocisk, łamiące się drzewo, czy wybuch armaty.
Również trwał tylko chwilę.
Leżysz i oczekujesz. Oczekujesz tego, co się niebawem wydarzy.
Nie wiesz co się wydarzy.
Wiesz tylko, że jest ciemno.
Ciemność...
Wspaniała ciemność... i burza.
Ale czy na pewno?
Burza wymowna jak nigdy.
Zamykasz oczy.
Pogrążasz się w samotności.


...pisała Nigdy w swym notatniku. Nie robiła tego dla poklasku, nie po to by komuś się podobało. Uwielbiała całą sobą tworzyć, tworzyć i tworzyć. Roztapiać się w każdym słowie, zachwycać się każdą myślą. Pisanie było tym, w czym mogła zatracić się godzinami. I nie liczył się efekt jej pracy, ani to czy ktokolwiek przeczyta jej dzieło. Liczyła się każda chwila spędzona sam na sam z notatnikiem, długopisem i jej myślami.

***


Nigdy wewnątrz II.

Nie odwracaj się, nie odwracaj się! Nie możesz tego zrobić... bo...on to zauważy. Bądź silna, wierzę w ciebie przecież... więc, nie odwracaj się! Choć raz zrób o co cię proszę. Po prostu biegnij...

Nigdy biegła przed siebie, w świat, nie odwracając się. Niezmiernie kusiła ją perspektywa zobaczenia tego, co zostawiła za sobą, ujrzenia choć na chwilę, wspaniałego zachodu od którego uciekała, oraz potwierdzenia tego, że tajemniczy, biegnący ktoś, gonił ją. Mimo wszechogarniającej chęci odwrócenia się za siebie, pomyślała, że po prostu nie powinna tego robić. Nie wiedziała dlaczego, ale skoro jej głowa tak twierdzi, ona również powinna być w tym utwierdzona. Jej umysł obawiał się popadnięcia w kompletną paranoję, obłęd, czy-jak-tam-się-to-zwie. Przecież głównym powodem, dla którego odwracasz się, jest wrażenie, że ktoś cię śledzi. Jeśli nie jesteś śledzona, nie musisz się odwracać. Zresztą, było jej obojętne to, w co popadnie. Na chwilę obecną wiedziała, że musi pędzić ile sił w nogach, do utraty tchu. Była wykończona szaleńczą ucieczką, dyszała coraz głośniej, ale nie zwalniała.
Nie powinna zwalniać.
Nie mogła tego zrobić.
Stukot jej trampek na asfaltowym chodniku był coraz głośniejszy. Ciągle czuła, że ktoś za nią jest. Obserwuje i podąża za nią.
Chce ją dopaść.
Na pewno...
Nie musiała teraz dużo pamiętać, wystarczyło gnać. Dobrze, że lubiła biegać - gdyby nie to, już wcześniej znalazła by się w paszczy wroga.
Nie chciała tego.
Nienawidziła się poddawać.
Czyżby miała kiedyś rację? Była nienormalna? Któż normalny cieszy się, z tego że biegnie, ucieka? Ledwie stoi na nogach, nie ma siły, biegnie nadal... Cóż, najważniejsze, że Nigdy się cieszyła.
- Nie, najważniejsze, że nie ma konkretnej definicji słowa nienormalny. - poprawiła Nigdy swoje nieuporządkowane myśli, z którymi rozmawiała biegnąc. - To ogromne pocieszenie dla takich jak ja.
Rzeczywiście nie ma . Nienormalny, normalny... cóż za różnica. Nigdy była przyzwyczajona do swojego dziwnego zachowania, więc dla niej, było to jak najbardziej na miejscu.
- Określenia dziwne również nie można sprecyzować. Po raz kolejny, tym razem bardziej dobitnie, poprawiła się w swoich myślach, odczuwając mściwą satysfakcję. Nie, radość z tego, że poprawiła swe myśli nie była dziwna. Nigdy nigdy nie zdziwi nic, co dotyczy bezpośrednio niej.
Po krótkim podsumowaniu samej siebie przez swoją głowę wiedziała, że wszystko z nią porządku. Była normalna, jak najbardziej - czyli nie popadła w paranoję. Bez wahania więc, odwróciła się i spojrzała za siebie. Osaczyciel już dawno skręcił w inną alejkę, a ona nie była tym faktem nawet zdziwiona. Mimo tego, odetchnęła z ulgą, ale pędziła nadal. Jak wcześniej wspomniał jej umysł - lubiła biegać. I nie, nie popadła w paranoję, naprawdę.
- Nawiasem mówiąc, czym jest paranoja? - zapytała swą głowę Nigdy. - Ah, nie chcesz wiedzieć. - odpowiedziała G..

***

Edytowane przez niewesolypagorek dnia 07-03-2010 18:31

Dodane przez mooll dnia 19-10-2009 19:38
#2

Od razu widać, że to Twoje "oczko w głowie" i pracowałaś nad nim sporo, żeby miał kształt taki właśnie, jak tu przedstawiłaś. Rzuca się w oczy też Twoje przekonanie, że takim go właśnie chciałaś widzieć. Mam rację? ;)

Twoje Dziecko - ten tekst - przypadł mi do gustu, nie powiem. Ale (właśnie!) wydaje mi się, że to ten rodzaj twórczości, który nie podlega jako takiej ocenie. Bo może się podobać, a może się nie podobać.

Pomysł niewątpliwie jest - i to nie nie byle jaki, bo widzisz abstrakcyjnie i wyobraźnia umożliwia Ci pisanie właśnie na tej symbolicznej płaszczyźnie. Gratuluję uzyskania tak świetnego efektu.:yes:

Próbujesz coś przekazać między wierszami. I - jak wnioskuję - niekoniecznie zależy Ci na tym, by czytelnicy widzieli te "międzywiersze". To świadczy albo o profesjonalizmie, albo o tupecie. Wydaje się, że bliżej Ci do pierwszego, choć w końcu nie piszesz zawodowo, tylko z pasji (nie wiem tego na pewno, ale wnioskuję; popraw mnie, jeśli się mylę). Mimo to, nie widzę tupetu, tylko talent.:jupi:

Gdybym mogła, dałabym W i czekam, czy coś jeszcze dołożysz :)

Pozdrawiam! B)

Edytowane przez mooll dnia 19-10-2009 19:39

Dodane przez niewesolypagorek dnia 27-10-2009 18:00
#3

Zastanawiałam się, czy Ci odpisać, czy Ci nie odpisać...

Próbujesz coś przekazać między wierszami. I - jak wnioskuję - niekoniecznie zależy Ci na tym, by czytelnicy widzieli te "międzywiersze". To świadczy albo o profesjonalizmie, albo o tupecie.

A ja myślę jeszcze coś innego. Profesjonalistką nie jestem z całą pewnością. Który profesjonalista pisze całą masę rzeczy byle jak, ponieważ nie chce mu się ich dopracować? Który profesjonalista walczy z interpunkcją, zamiast ją stosować? I tak dalej... można wymieniać. Nie jestem profesjonalistką i wcale nie jestem pewna, czy chciałabym być. Co do tupetu? hm... jeśli pod hasłem tupet, rozumiesz i tak napisze jak mi się będzie podobało, bo to mój tekst, to tak, masz rację, w pewnym stopniu. Nie chcę nikomu niczego udowadniać (przynajmniej tym tekstem), więc raczej nie tupet mną kieruje. :}

Muszę przyznać, że mimo wszystko ucieszył mnie Twój post. Nie wiem co napisać. Chyba powinnam podziękować, ale nie jestem pewna czy jest za co.;P

Ty chcesz czytać moje opowiadanie - ja chcę czytać opinie na temat mojego tekstu. Myślę, ze się dogadamy. Jeśli nie w tym temacie do gdzieś indziej. :} Jednak, chciałam dodać, że nie interesują mnie tyle opinie z serii: 'Czy Ci się podoba?', a odpowiedzi na pytanie: 'Co o tym myślisz?'.

Dodane przez mooll dnia 29-10-2009 18:04
#4

Jak już Ci pisałam, bardzo mi odpowiada Twój styl. Po prostu wydaje mi się, że podobnie rozumuję... A jeśli tak, to tym bliższa będzie mi Twoja twórczość. I nie chodzi już o profesjonalizm. Ale o to, że człowiek coś swoim tekstem reprezentuje, ma pomysł. Po co pisać na siłę? Piszę się PO COŚ. Widzę u Ciebie cel. A to się bardzo ceni, bo mało kto go teraz ma. Zazwyczaj pisze się po to, żeby pisać. Nie wiem czy jest coś gorszego. I chyba dlatego tak bardzo ceni się milczenie ;).

Nie wiem, czy musisz mi dziękować. Cieszę się, że wpadłam na Twój tekst :D.

Na pewno przy następnym, nie omieszkam wyrazić swojej opinii ("co o tym myślę") :).

Pozdrawiam i Weny B)

Dodane przez niewesolypagorek dnia 19-11-2009 15:07
#5

Nigdy wewnątrz III.

Jeszcze chwilka, jeszcze chwilka... Puk, puk... minuta... BUM! Odliczając do następnych z nadzieją, radością, fascynacją. Jeszcze chwilka, jeszcze chwilka...

Nigdy zgasiła wszelkie światła i usiadła na parapecie okiennym. Była naprawdę szczęśliwa. Uwielbiała burzę całą sobą, ponieważ uspokajała i oczyszczała umysł z nadmiaru niespokojnych myśli. Patrzyła więc, radosnym wzrokiem na krople, które raz, po raz uderzały w błotnistą ścieżkę; krople, które spływały po szybie, o którą oparła swój blady policzek; krople, które łączyły się z innymi kroplami z chęcią dopełnienia misji jaką sobie wyznaczyły - najprawdopodobniej chciały zalać cały świat. Chciały aby wszyscy i wszystko było mokre. Chciały pokazać, ze to właśnie woda jest najpotężniejszym żywiołem!

Nigdy zamyśliła się. Wyobrażała sobie armię deszczowych kropli, które prowadzą wojnę z całym światem. Wygrywają. Świat się rozpływa... A krople wydając okrzyki radości odbijają się od błota, od trawy, od dachówek. Spływają po szybach, jak po zjeżdżalni na dziecięcym placu zabaw. Zapewne stąd te specyficzne dźwięki. A może krople mają duszę? Nigdy nie mogła założyć, że jej nie posiadają. Przecież nie można bez wahania powiedzieć: "Nigdy jest pomylona, a krople to tylko bezmyślna woda, która kapie, bo tak". Nie można mieć w tej kwestii pewności, najprawdopodobniej.

Nigdy obserwowała tańczące w rytm tak dobrze znanej, tak ukochanej deszczowej melodii pioruny. Chłonęła każdy dźwięk, rozkoszowała się każdym błyskiem. Jej fascynacja burzą była jak najbardziej normalna. Nigdy postępowała zawsze w ten sam sposób, ponieważ uwielbiała to. Każdy błysk i każdy grzmot był inny. Miał swój specyficzny urok, którego starała się nie przegapić.

***


Nigdy wewnątrz IV.

Co myślisz o wschodzie słońca? Czy wschód jest ważnym epizodem dnia? Pamiętasz o nim zawsze? Czekasz na niego z utęsknieniem? Lubisz wpatrywać się w niego? Robisz to codziennie? Naprawdę?

- No właśnie. Tylko ty tak robisz kochana wariatko - stwierdziły myśli Nigdy, protestując na kolejną, bezsensowną pobudkę. Myśli Nigdy nie lubiły wstawać skoro świt, myśli Nigdy, nadwyrężone jej ciągłym rozmyślaniem potrzebowały spokoju, odpoczynku. Nigdy zaś nie lubiła spać, nie lubiła wypoczywać i ogromnie poruszało ją gapienie się w wynurzające się z ziemi, błyszczące, gorące słońce. Dlatego właśnie niemalże codziennie budziła się tak wcześnie, wstawała i wybiegała z domu w piżamie.

- Pieprzony wschód. - mruknął urażony mózg Nigdy. - Pieprzony ignorant. - fuknęła Nigdy na swoje myśli, zakładając w biegu ubłocone trampki. Trzasnęła drzwiami i wybiegła z domu. Poirytowana, klęła w myślach przez całą drogę na skraj urwiska, z którego codziennie podziwiała widoki. Ów mózg tudzież idiota - jak zwykła go nazywać od ostatnich kilku minut, potęgował zmęczenie i przymykał oczy. Doprawdy, przez tę całą kłótnię ledwo stała na nogach. I co gorsza, przegrywała z idiotą, który bezczelnie kpił sobie z niej.

Nigdy nie ujrzała wschodzącego słońca. Nigdy mimowolnie zwinęła się w kulkę i zasnęła w kępie trawy. Poddała się sobie samej tylko dlatego, że naprawdę bardzo lubiła spać w świeżej, zielonej, pachnącej trawie podczas gdy ciepły wiatr rozwiewał jej długie włosy. Czy to hipokryzja? Przecież jeszcze chwilę temu nie chciała spać. Sen na łące zajmował trzecie miejsce na liście jej ulubionych rzeczy - pierwsze było bieganie, a drugie zajmowała burza. Podczas upojnego snu, nie przejmowała się tym, że ktoś ją może tu znaleźć, nie przejmowała się tym, że spadnie deszcz i ją zmoczy. W tym momencie wszystko inne było nieistotnie, ponieważ spanie w trawie sprawiało Nigdy radość, a wszystko co lubiła było rzeczą priorytetową. Nie przeszkadzała jej rosa oraz fakt, że przemokła jej bluzka i spodnie. Niby mogła się obudzić w każdej chwili - nie spała dostatecznie mocno, jednak okoliczności w jakich się znalazła bardzo jej pasowały.

"Bardzo dziwny sen, tak... to naprawdę dziwny sen" - zamruczał latający, pomarańczowy słoń z trąbą skierowaną ku dołowi. Przytaknęła mu kierownica samochodu którym Nigdy wyjeżdżała właśnie na Zatracenie. A Nigdy? Nigdy nigdy nie była zdziwiona. Zresztą, cóż zastanawiającego jest w pomarańczowych słoniach i gadającej kierownicy. - Uważam, że nie macie racji - odpowiedziała dumnym tonem, uśmiechając się. Przejechała pod drabiną opartą o krzywą, kamienną wieżę i omal nie rozjechała czarnego kota, który właśnie przebiegł jej drogę. Spojrzała na zegarek - Ah, tak... godzina trzynasta. Skręciła w lewo, wyjechała z Zatracenia. Ujrzała wysoki, omszony, kamienny mur oraz ogromną, masywną bramę.
Obudziła się.
Otworzyła oczy.
Wstała.
Przemarznięta, pobiegła w stronę swojego domu.

***

Edytowane przez niewesolypagorek dnia 19-11-2009 15:12

Dodane przez mooll dnia 29-11-2009 12:00
#6

No, no nie powiem... Zabierałam się na skomentowanie tego już jakiś czas. I jakoś zawsze odwlekałam, nie wiem czemu.

Ten tekst jest tak specyficzny, jakich mało. Naprawdę. Ma w sobie coś takiego surrealistycznego. Nie jest realistyczne. Czytając, człowiek ma wrażenie, że spadł do jakiegoś innego wymiaru. Niesamowite, zaiste.

Co Ci powiedzieć? Może: Pisz, pisz... póki Wena starczy. ?A może: Pisz, bo uwielbiam taki świat, który do końca nie mieści się w tym prawdziwym ? Myślę, że każdy powód do kontynuacji będzie dobry. Bylebyś tego nie zaprzestała.
[Pe Es: Ja na bank będę czytać.]

Teraz zrobię coś wrednego: pokażę Ci, co nalazłam. Nie, to nie umniejsza w żaden sposób Twojego Dziełka. Jeśli uznasz, że warto wziąć moje uwagi pod uwagę [nie ma, jak masło maślane ;p], to mogę nawet posta edytować, by "wytykaniem błędów" nie zaśmiecać Ci tematu ;]

A oto TO:

Nigdy obserwowała tańczące w rytm tak dobrze znanej, tak ukochanej deszczowej melodii pioruny.

Hmm. Chodziło o piorunów? Jeśli nie, to proszę o translację, co ten poeta miał na myśli. ; p

Myśli Nigdy nie lubiły wstawać skoro świt; myśli Nigdy, nadwyrężone jej ciągłym rozmyślaniem potrzebowały spokoju, odpoczynku.

Tam był ",". Chyba lepszy byłby średnik. Zdanie jest podzielone i lepiej się czyta i rozumie. W innym wypadku wydaje się, że robisz błąd "powtórzenia wyrazów".

- Pieprzony wschód.- mruknął urażony mózg Nigdy. - Pieprzony ignorant. - fuknęła Nigdy na swoje myśli, zakładając w biegu ubłocone trampki.


Niebieskie kropki. Wg mnie - zbędne...

Ów mózg, tudzież idiota - jak zwykła go nazywać od ostatnich kilku minut, potęgował zmęczenie i przymykał oczy.

I tu bym dała przecinek. No, aż się prosi! ; d

Podczas upojnego snu, nie przejmowała się tym, że ktoś ją może tu znaleźć; nie przejmowała się tym, że spadnie deszcz i ją zmoczy.

Już podobna sytuacja była. Jak dla mnie - średnik jest lepszy.

No i co sądzisz o poprawkach?
Ale generalnie znów jest pod ogromnym wrażeniem. Widzę, że wiesz, o czym piszesz. To nic, ze nie dbasz, czy czytelnik za Tobą nadąża. Byłoby miło też wiedzieć ;p, ale to jest tekst z cyklu: artystyczne. A w tym temacie wiele chwytów jest dozwolonych. To dlatego pytam, czy akceptujesz te poprawki. Bo często artyści robią wiele rzeczy celowo.

Czekam na Nigdy, jak nigdy! ;]

Dodane przez niewesolypagorek dnia 29-11-2009 12:21
#7

Hmm. Chodziło o piorunów? Jeśli nie, to proszę o translację, co ten poeta miał na myśli. ; p

Tańczące pioruny. :}

Tam był ",". Chyba lepszy byłby średnik. Zdanie jest podzielone i lepiej się czyta i rozumie. W innym wypadku wydaje się, że robisz błąd "powtórzenia wyrazów".

A wiesz, że w początkowej wersji był tam średnik? Jednak po głębszym namyśle stwierdziłam, że dam przecinek. xd

Niebieskie kropki. Wg mnie - zbędne...

Nie wiem... wiesz? ^^ Lubię kropki, ale to może dlatego, że widzę w nich głębsze znaczenie, niż to normalne.


I tu bym dała przecinek. No, aż się prosi! ; d

Ha, ha... pudło! :P
'Tudzież', to spójnik z grupy 'lub', 'albo', więc nie stawiamy przed nim przecinka. :}

Już podobna sytuacja była. Jak dla mnie - średnik jest lepszy.

Tutaj też był średnik, jednak po pewnej konsultacji wywaliłam go.

Cieszę się, że Ci się podoba, ale ja naprawdę nie wiem jak to komentować... yh...


Co Ci powiedzieć? Może: Pisz, pisz... póki Wena starczy. ?

Teraz wolę nie pisać. Stwierdziłam, że gdy jestem chora i rozkojarzona, niezbyt dobrze wychodzi mi wymyślanie czegokolwiek. Dopisałam wprawdzie coś ostatnio, ale podejrzewam, że jest strasznie nieskładne. Poza tym, nie masz się o co martwić, bo mam jeszcze w zanadrzu sporo nieopublikowanych rozdziałów. :}

Dodane przez mooll dnia 29-11-2009 12:56
#8

Poza tym, nie masz się o co martwić, bo mam jeszcze w zanadrzu sporo nieopublikowanych rozdziałów. :}


Nie wiem, no co czekasz, Wiór ;p. Dawaj je! No, chyba, że tak rozparcelowujesz, żeby nas tu z nóg nie zwalić... ;].

Trudno. Poczekam, jak coś będzie. Wena nie ma co pośpieszać. ;]

Dodane przez Peepsyble dnia 29-11-2009 13:41
#9

Hm. Czytałam dość dawno, komentarza nie napisałam, nawet nie potrafię powiedzieć dlaczego.
Tekst jest... no właśnie. Tak łatwo jest powiedzieć: cudowny, piękny, idealny... Specyficzny? Tak, chyba tak. Inny, oryginalny. Tak, to mi się w nim podoba. Nie jest zwykłym opowiadaniem, takim nijaki jak wszystkie. Twoje dzieło jest bardzo, bardzo specyficzne.
Zwykle jak coś czytam to wyłapuję błędy. Tutaj jednak dałam na luz, bo wiem, że jak nie będziesz chciała to nikt Cie nie zmusi do poprawki. Jak powiedziałaś "Mimo tego, nie chce wypominania mi interpunkcji - zasada: mój tekst - moje przecinki, nadal obowiązuje". Tak więc błędów Ci wytykać nie będę, daruję sobie. ; } Jednakże... znalazłam kilka dwukropków zamiast trzech, czy jednej i tego typu różne takie.
Mówiłaś, że jeszcze masz kilka części? To wstaw. Idzie ci naprawdę dobrze, więc tak jak Mol powiem ci "Pisz, pisz, póki Wena starczy".

Ponieważ na chwilę obecną oprócz tego, mam jeszcze z 10 kawałków, być może będę je wrzucać. - Będę, jeśli ktoś w ogóle będzie chciał to czytać. ;d

Na mnie możesz liczyć. ; } Z pewnością będę tu zaglądać co jakiś czas. A więc wena, wena, jak najwięcej...

Dodane przez niewesolypagorek dnia 29-11-2009 16:47
#10

Nigdy wewnątrz V.

Witaj mała, brązowa mróweczko! Cóż niesiesz w swych szponkach? Zdechłego komara? Ojej... Dokarmię cię mały potworku! Proszę, oto twój drugi komarek. Smacznego!

Nigdy siedziała w kępie trawy i przyglądała się owadom. Małym pająkom tkającym swe sieci-pułapki; mrówkom taszczącym, większe od nich samych owady; pszczołom przenoszącym pyłek; krwiożerczym komarom, próbującym wgryźć się w jej ciało; kleszczom, uparcie pragnącym zassać jej krew, i innym małym, fascynującym, ziemskim demonom.
- Chciałabym mieszkać w mrowisku... - powiedziała do siebie Nigdy - przemierzać podziemne, kręte korytarze... gubić się co dzień w fantastycznych labiryntach. Chciałabym być mrówką! - dbać o wspólne dobro dźwigając większe ode mnie owady i gałązki.

- Uh, nie jestem mróweczką... ale za to, mogę zjeść ciasteczko!
Nigdy spojrzała łapczywym wzrokiem w kierunku eklerków.
- Warto być człowiekiem, dla tych kilku krótkich chwil spędzonych z ciastkiem... chociaż korytarzy nie odpuszczę. Krętych labiryntów mi brak. Nie, życie nie jest dostatecznie ciężkie i skomplikowane... Szukam czegoś, co utrudni mi je. Szukam przygody, drogie mrówki! - myślała, pożerając.

Chwilę potem, wsadziłam więc patyk w mrowisko. Nie w sensie metaforycznym. Nie, to nie było głupie. Co według was, oznacza słowo 'głupie', drogie mrówki?

Rozpętałam piekło. Słodkie mróweczki tak, jak gdyby trenowały swą taktykę każdego dnia, rzuciły się na mnie. I znów zapragnęłam być jedną z nich. Chciałabym być wierna tak jak one, nie bać się stawić czoła wrogom, mieć braci, którzy będą za mnie walczyć oraz sama być jedną z nich. To jest piękne, poruszające, wspaniałe i tak dalej... Czy będzie mi pisane zostać ziemską, dzielną mrówką. Czy stanę się tym kim powinnam? Czy odnajdę to, czego szukam?!
Ojej...

- Oh, mózgu najdroższy, nie zaczynaj znów! - zwróciła uwagę swojemu umysłowi, poirytowana Nigdy.
Nie sprawiło mi radości burzenie czyjegoś spokoju, mój patyk wywołał jedynie popłoch - podsumowała się.
- Cóż to oznacza? - zapytała Nigdy.
- Zapytaj swoją głowę. - odpowiedział umysł.

***



Stefan zza krzaka I.

Czwarta-zero-dziewięć. Ona znowu tam siedzi! I znowu i znowu siedzi na kamieniu. Znowu. Dlaczego ona siedzi tam codziennie i zamglonymi, zaspanymi oczami spogląda z błogą miną na horyzont? Zwariowała, naprawdę. Ja też zwariowałem. Ona znowu tam siedzi, a ja znowu i znowu, niczym dziwny podglądacz obserwuję ją. Znowu. Tak zwariowałem, znowu. I powtórzę 'znowu' znowu, jeśli będzie taka potrzeba. Bo ona zwariowała. A ja zaraziłem się jej popieprzonym odmieństwem. I tak jak ona, znowu, patrzę w dal, na nią. I nie wiem na co ona się gapi i to mnie cholernie intryguje.

Nie, nie zapytam się jej... bo i po co? Wstaję skoro świt, aby móc po raz kolejny popatrzeć sobie. Ona wstaje zapewne po to samo - żeby sobie popatrzeć.
A może..? Albo nie. Pójdę spać.

Albo nie pójdę.

Czego ona tam szuka w oddali? Szczęścia, które utraciła? Miłości? Radości? Niczego? Cierpi na bezsenność? I tak dalej...
Marudzę, głupio gadam, bajki opowiadam, bredzę.

Idę spać.

Niech przyśni mi się Czerwony kapturek albo Batman.

Byle nie ona, znowu.
Mam jej dość, znowu.
Zwariowałem, znowu.

Przecież ona nic mi nie zrobiła, nawet nie wie, że się na nią gapię.

Złe demony! Wyjdźcie z mojej świadomości!
Dobranoc - dla mnie.
Na zawsze?

Do zobaczenia jutro.

***

Edytowane przez niewesolypagorek dnia 29-11-2009 18:37

Dodane przez Peepsyble dnia 29-11-2009 17:59
#11

Tak, tak, bardzo ładne. Jedyne co zwróciło moją uwagę to czasy. Najpierw piszesz w trzeciej osobie, potem nagle zmieniasz na pierwszą i znowu na trzecią. Zaznaczyłabym ten fragment kiedy piszesz w pierwszej, pochyłą czcionką, pogrubioną, jakkolwiek.
Widzę, że teraz będzie oczami Stefana, co? Zobaczymy, na razie ten kawałek mi się podobał.
Szczególnie spodobały mi się te fragmenty:

A może..? Albo nie. Pójdę spać.
Albo nie pójdę.

Byle nie ona, znowu.
Mam jej dość, znowu.
Zwariowałem, znowu.

Powodzenia w dalszym pisaniu.

Edytowane przez Peepsyble dnia 29-11-2009 18:00

Dodane przez niewesolypagorek dnia 29-11-2009 18:06
#12

Jedyne co zwróciło moją uwagę to czasy. Najpierw piszesz w trzeciej osobie, potem nagle zmieniasz na pierwszą i znowu na trzecią. Zaznaczyłabym ten fragment kiedy piszesz w pierwszej, pochyłą czcionką, pogrubioną, jakkolwiek.

Zastanawiałam się, czy napisać to kursywą, ale po namyśle stwierdziłam, że enter musi wystarczyć. Kursywą piszę wstęp do rozdziału, pomieszałoby się.

EDIT! O lol... w oryginale miałam ten fragment kursywą, nie zauważyłam. Hm, jednak poprawię. ; d

Widzę, że teraz będzie oczami Stefana, co?

Nie bardzo. :} Stefan na razie jest tylko takim 'epizodem'.


Może jutro wrzucę więcej. :P

Edytowane przez niewesolypagorek dnia 29-11-2009 18:37

Dodane przez mooll dnia 30-11-2009 18:04
#13

No i znów wraca wiór ze swoją pokręconą rzeczywistością.

Tylko u Ciebie jawnie akceptuje się schizofrenię, rozmawiając z mózgiem i dyskutując z myślami.

To tu, można swobodnie gadać z mrówkami i leżeć na mokrej trawie całą noc bez lęku o zapalenie płuc, czy przysłowiowego "wilka".

Stefan pojawił się, jak duch. Wprowadził nastrój co najmniej niepokojący. "Zza krzaka" zerkał na tę "psychiczną Nigdy", sam w ogóle nie będąc przy zdrowych zmysłach. Pewnie zakochany. W takim stanie nie można mieć "zdrowych zmysłów".

To taka moja refleksja.
Co do uwag... to co ja Ci je tu będę demonstrować. Absurd aż stąd paruje! Każda poprawka będzie chyba niewidoczna. Nawet brek tej kursywy jakoś mi nie przeszkadza. Chyba za bardzo wsiąknęłam w tę rzeczywistość. Po prostu od razu się wtapiam w tę nierzeczywistość.

Nie chcę tu od razu wyjść, na kogoś, kto tu jakąś wazelinę puszcza. To nie tak. Mogłabym tu znaleźć błędy stylistyczne, interpunkcyjne i jeszcze inne. Tylko po co? To nie jest taki zwyczajny tekst, żeby sobie go wyobracać i rozłożyć na czynniki pierwsze ze wskazaniem na najmniejsze błędy.

Za dużo jest tu abstrakcji. I chyba za dużo wióra.
Widzę w tym coś osobistego, ale cholernie dobrze zakamuflowanego w tej otoczce symbolizmu i jakby "choroby umysłowej".

Coś mi się zdaje, że Nigdy, już nigdy nie będzie normalna w znaczeniu naszej, "normalnej" rzeczywistości. I dobrze. Od normalności aż mi niedobrze.

Dawaj tu kolejny odcinek surrealistycznej powiastki! ;)

Dodane przez niewesolypagorek dnia 30-11-2009 18:34
#14

Nigdy wewnątrz VI.

O cykające świerszcze, muzyko ma! Słuchałabym Was, o najdroższe istoty całe dnie! Dlaczegóż najlepiej słychać Was wieczorem? I tak dalej... No... Wiecie, mam nadzieję?

Trampki Nigdy przemokły doszczętnie. Rozpętała się w nich powódź - woda zalała skarpety, palce, piętę oraz resztę stopy. Od mokrego, gumowego czubka buta odbijał się blask księżyca. Każdy krok zwieńczony był donośnym, wilgotnym klap, klap i klap. Nigdy zaś, spacerowała w tę i wew tę po mokrej, wieczornej trawie nucąc skoczną melodię, pasującą idealnie do rytmu wygrywanego przez cykające świerszcze. Nie przeszkadzało jej zimno rozchodzące się z mokrego obuwia, ponieważ uważała, że mokre pantofle są bardziej melodyjne. Nie przeszkadzało jej również to, że jest bardzo ślisko, mimo tego, że przewróciła się już kilka razy. Napawanie się 'świerczystą muzyką' było bardzo przyjemne i wciągające, przynajmniej według niej. Dlatego też tym razem, postanowiła spać na dworze. Bez namiotu, domu, czy innego przeżytku - pod gołym niebem jak na Nigdy przystało. Na łąkę wzięła ze sobą jedynie czarny i czerwony długopis, śpiwór, karimatę i notatnik. Ogólnie rzecz biorąc, miała przy sobie wszystko, czego potrzebowała by przeżyć tę długą, bogatą w nowe odczucia noc.

Po półtoragodzinnym śpiewaniu ze świerszczami, mózg Nigdy zarządził leżakowanie w śpiworku. Właścicielka owego umysłu była już bardzo zmęczona, mimo tego, że uparcie wmawiała sobie, że tak nie jest. Niestety nie mogła wygrać sama z sobą, więc oszukując się, że wcale nie zaśnie położyła się.
- Yh, szkoda, że nie mam zapałek... może wtykanie ich między oczy naprawdę pomaga? - marudziła sobie samej przed snem, ponieważ naprawdę nie chciała zasnąć.
Naprawdę nie udało jej się to.

Zgubiłam się! Naprawdę się zgubiłam... czy to możliwe?! Na domiar złego nic nie pamiętam. Cóż wydarzyło się gdy wyjechałam z Zatracenia?! Cóż robiłam? Dokąd trafiłam?!
- Nie wiem gdzie jestem Kierownico. - Wyżaliłam się. Kierownica zignorowała mnie. Jechałam wzdłuż wysokiego, omszonego kamiennego muru. Wydawało mi się, że powinien mieć bramę. Taką wielką, pasującą do niego... Powinien... Każdy mur ma bramę... Nie byłam pewna.
Spoglądałam na niego niepewnie swoimi przestraszonymi, brązowymi oczami. Nie chciałam wiedzieć co jest za nim. Po prostu mnie to nie interesowało.
Odczuwałam niepokój.
- Zawróć, wyjedź stąd! - krzyknęła Kierownica. - Zawracaj, nie jedź tędy!
Przestraszyłam się jeszcze bardziej.
Szukałam drogi, jakiejkolwiek. Próbowałam zawrócić, próbowałam zrobić cokolwiek. Zewsząd dochodziły mnie głosy każące mi zawrócić, tłumaczące mi, że źle postępuję nie uciekając; każące zrobić coś czego nie mogłam, choć tak bardzo chciałam. Wszędzie był tylko kamienny mur. Wszechogarniał mnie z każdej strony. Miałam go dość. Przytłaczał mnie. Byłam mniejsza niż kiedykolwiek. Jechałam coraz szybciej. I szybciej, szybciej... Przegrałam.
Znienacka na końcu drogi, znikąd pojawiła się lina. Bez namysłu chwyciłam ją.


Było już widno, a Nigdy przegapiła uwielbiany przez siebie wschód słońca.

Nie pamiętała tego co jej się śniło, jednak była przestraszona. Umysł próbował ją uspokoić - powtarzała sobie, że na łące jest zupełnie sama. Nie chciała wierzyć w swe paranoiczne urojenia, jednak wydawało jej się, że ktoś ją obserwuje.

Ponieważ nie mogła mieć racji, nawet nie rozglądając się,
pobiegła w stronę swojego domu.

***

Edytowane przez niewesolypagorek dnia 30-11-2009 18:34

Dodane przez Shemya dnia 30-11-2009 20:38
#15

Nigdy nie czytałam czegoś tak pokręconego.
...
Co ja ci mam tu napisać? Że jesteś jeszcze bardziej poj*bana niż myślałam, i że masz dalej pisać?
Jesteś jeszcze bardziej poj*bana niż myślałam i pisz dalej.

Czytałam, czytałam i czytać nie mogłam przestać. Niby nic, a jednak coś. Duże coś.

Piszesz, że mam napisać to, co myślę. Ale ja nie myślę. Otumaniłaś mnie.

A Nigdy wydaje mi się jakaś taka bliska. Jakbym ją znała. Jest jednocześnie niesamowicie realna i nierealna. Z jednej strony jest normalna ze swoją nienormalnością, a z drugiej wydaje się nie mieścić w naszym świecie. Jakby była odrębnym, rządzącym się własnymi prawami, nie mającym nic wspólnego z naszym.

Wybacz, ja się naprawdę, naprawdę starałam. Ale nie potrafię napisać czegoś z sensem. Wiedz jedynie, że tak, podoba mi się, jesteś poj*bana i masz pisać dalej.
I tyle.

Dodane przez mooll dnia 01-12-2009 09:00
#16

Moja przedmówczyni genialnie to podsumowała: poj*bana. Haha ;d. Jak się dłużej nad tym zastanowić, to trochę tak jest. I z tego poj*bania wyszło Ci coś zupełnie niemieszczącego się w normy zwykłych opowiadań, które można sobie oceniać sobie do woli.

Nie wiem, czy moje wynurzenia na temat, dają cokolwiek komukolwiek. Może po prostu wszyscy się z tym zgadzają, a ja powinnam w końcu napisać obszerniej coś, co można zawrzeć w jednym stwierdzeniu: "Super! Tak nienormalne jak ty i dobre, jak nie wiem co! Pisz dalej!"

Podoba mi się, wiór i czekam, co dalej. O ile można stwierdzić, że dalsze części prowadza "dalej".

Po tym rozdziale upewniłam się, co to mojej teorii: Nigdy to schizofreniczka z zachwianiami emocjonalnymi. Dobrze, że czasem każdy je ma...

Dodane przez Peepsyble dnia 01-12-2009 15:15
#17

Wiesz co mnie naszło? ; } Czytając pomyślałam sobie o Lunie Lovegood i jakoś też mi tutaj pasuje. Odtwórczyni roli Luny w zwykłym szarym świecie, jeśli nie masz nic przeciwko, że to tak nazwę. ; }
Ja też zgadzam się z Shem, że to wszystko jest poj*bane. Bo jest. W tym pozytywnym znaczeniu.
Czytałam wiele książek i tekstów. Mogę je podzielić na normalne i pokręcone. Tyle że... tych pokręconych zwykle nie mogę zrozumieć, pojąć. Czasami zdarza mi się tak, że czytam coś co jest tak zawiłe, skomplikowane i poj*bane, że bardziej się nie da. Wtedy przestaję czytać... tutaj też tak jest, ale z umiarem. Jest pokręcone, ale jeszcze nie tak do końca. Przyjemnie poj*bane. ; }

Jedno małe powtórzenie...

- Yh, szkoda, że nie mam zapałek... może wtykanie ich między oczy naprawdę pomaga? - marudziła sobie samej przed snem, ponieważ naprawdę nie chciała zasnąć.
Naprawdę nie udało jej się to
.


Tak to wszystko pięknie i świetnie. Nie będe oryginalna i napiszę "czekam na następny rozdział" tak jak wszyscy. A więc czekam na następny rozdział.

Dodane przez niewesolypagorek dnia 01-12-2009 15:34
#18

Nigdy to schizofreniczka z zachwianiami emocjonalnymi.

Oj, nie powiedziałabym. Dla mnie ona jest zupełnie normalna, a ja raczej schizofreniczką nie jestem. ; d

Czytając pomyślałam sobie o Lunie Lovegood i jakoś też mi tutaj pasuje. Odtwórczyni roli Luny w zwykłym szarym świecie, jeśli nie masz nic przeciwko, że to tak nazwę. ; }

Jane, że mam. Przecież nie wzorowałam się na nikim... Nigdy to Nigdy... ona ma normalny świat, bez chrapaków krętorogich.

Jedno małe powtórzenie...

Tak miało być.

poj*bana

Przesadzacie... nic mnie nie po*bało ostatnio. :d

Na razie nie wrzucam nic nowego, bo za szybko się skończy. :P

Edytowane przez niewesolypagorek dnia 01-12-2009 15:37

Dodane przez Dominika dnia 02-12-2009 17:24
#19

Ja napiszę krótko, bo ogólnie nie lubię oceniać czyichś tworów.
Dla mnie ta książka (opowiadanie?) jest genialna, świetna, zaje*****. Jak czytałam to się tak zastanawiałam czy aby na pewno napisała to ta roztrzepana i zwariowana wióra. Dla mnie ten tekst jest bardzo mądry i czytając go można dużo wynieść. ;D
Brawo.^^

Dodane przez Inferius dnia 03-12-2009 21:55
#20

Jak na razie skomentuję dwa pierwsze rozdziały.

Podobało mi się. Choć enigmatyczność tych rozdziałów mnie trochę zrażała. Pierwszy niby wszystko pięknie ładnie ale nie wiem jaki sens jest tego rozdziału, podobnie z drugim, nie z gruszki pietruszki zaczyna gdzieś biec. Jak dla mnie za mało akcji. Ale może to tylko przez mój obecny stan. Może w innych rozdziałach dowiem się czegoś więcej, ale to wtedy zedytuję posta.
Imię bohaterki jak dla mnie jest nietrafione, dla rozkojarzonych czytelników, lub tych nieskupionych, czasami może prowadzić do kłopotów z czytaniem, powodując, że imię traktują jako okolicznik.


- Nawiasem mówiąc, czym jest paranoja? - zapytała swą głowę Nigdy. - Ah, nie chcesz wiedzieć. - odpowiedziała G..

lepiej chyba jakby było: "zapytała w swej głowie", bo inaczej to tak jakby pytała części ciała o zdanie a TO już jest paranoja hehe

Dodane przez niewesolypagorek dnia 04-12-2009 10:59
#21

(Tym razem nawet nie sprawdziłam tego, bo bolą mnie oczy. Pewnie z błędami jest. ; f) + następną część wrzucę za 6 obcych postów.

Nigdy zazwyczaj I.


Zbiegałam po schodach z nadzieją, że szybko wrócę do domu. Mimo tego, że dzisiejsze warsztaty literackie były nudniejsze od poprzednich, wstąpiła we mnie chęć zajęcia mojego miejsca na parapecie i napisania czegokolwiek. Ostatnimi czasy rzadko mam ochotę na cokolwiek, a zapał - a raczej jego brak - pani prowadzącej zajęcia nie pomaga mi w niczym. Już drugi raz, dwie godziny twórczego kształcenia mamy poświęć na twórcze tworzenie w ciszy. Niestety w tym dość sporym, widnym pomieszczeniu wena już dawno została zużyta całkowicie, przez pokolenia pseudo pisarzy i pseudo poetów. Tudzież nie pseudo! 'Pseudo' dotyczy jedynie pewnych przypadków - mnie i tych wszystkich, którzy lubią czytać niezrozumiałe przez każdego wiersze i doszukiwać się w nich głębi, której nie ma, lub głębi która jest... zbyt głęboka; tych wszystkich, którym rodzice każą przychodzić na zajęcia, aby rozwijać ich genialny, światły umysł; oraz grafomanów, którzy nie wiedzą co zrobić ze swoim wolnym czasem. Generalnie uwielbiam te warsztaty, kocham całą sobą przychodzić tam i myśleć, słuchać etc.. Ah, ta twórcza atmosfera! Nie mówiąc o rozmowach z ludźmi, którzy są normalni. Jednak co z tego, że uwielbiam to, jeśli ostatnio nudzę się niezmiernie, zasypiam na ławce i śni mi się brukowana, kręta dróżka?

Czasami, zastanawiam się nawet dokąd owa droga prowadzi... donikąd najpewniej. Zresztą, moje sny z natury są głupie. Jak każde sny... Najpewniej każdy tak ma.

***


Przechodzę właśnie przez drewniane drzwi frontowe dwupiętrowej, starej kamienicy.

Stoję na chodniku.

Rozglądam się czy nikt na mnie nie patrzy.

Ruszam w stronę domu.

Po drodze włączam swojego iPoda, lubię słuchać muzyki i nie słyszeć co się dzieje wokół mnie. Ma to pewną wadę - często wchodzę pod samochód, gdy przechodzę przez ulicę, jednak nie przejmuję się tym zanadto - do tej pory nic mnie nie rozjechało.

Jest czerwiec. Słońce świeci jasno, oślepia mnie. Na domiar złego wieje wiatr i wwiewa me brązowe, dość długie włosy do oczu. Nienawidzę mieć włosów w oczach. Nienawidzę, gdy oślepia mnie słońce. Na chwilę obecną nic nie widzę oraz nie słyszę.

Świetnie.

Idę nieświadoma świata przed siebie, z nadzieją, że zaraz odzyskam zmysły.

***


Znowu zgubiłam długopis! Dlaczego przytrafia się to właśnie mnie?! Dosłownie Z A W S Z E nie mogę znaleźć długopisu. Chyba powinnam przywiązać go sobie sznurkiem do szyi. Teoretycznie, noszenie go w kieszeni załatwiłoby sprawę, jednak już parę razy wylał mi się tusz, brudząc moje ulubione spodnie. Gwoli ścisłości - każda para moich spodni jest tą ulubioną.
Tak więc znowu przetrząsam swój pokój w poszukiwaniu długopisu.

Yh... GDZIE on do diabła jest?!

Muszę skończyć z pozostawianiem wypisanych pisaków w mym mieszkanku. Przysięgam, od dzisiaj będę porządna! O boże! nawet jeśli cię nie ma, pomóż szukać! Potrzebuję długopisu! Pożądam go! Ah, błagam was wszelkie demony! Obudźcie się i pomóżcie mi szukać! Jeśli znajdziecie, naprawdę, w nagrodę możecie mnie dozgonnie opętać. Nie żartuję! Tylko pomóżcie mi go znaleźć. Ah, obiecuję, że posprzątam. Długopisie! O wielmożny! Przybądź do mnie! Znajdź mnie! AH! Dlaczego cię nie ma w mym niepościelonym łóżku, nie ma cię ani pod poduszką, ani pod materacem? Dlaczego nie ma cię pod łóżkiem, gdzie trzymam swą kolekcję trampek, papierków po czekoladzie, cukierkach , batonach i chipsach? Dlaczego cię nie ma na biurku, wśród stosów książek, łyżeczek, lusterka, zeszytów, notatników, kredek, kosmetyków, ton papieru, chusteczek i tych innych? Dlaczego, do diabła, nie leżysz na podłodze wśród stert różnych rzeczy? Sprawdziłabym w szafkach, ale wtedy będzie jeszcze gorzej. Wolałabym szafek nie otwierać. Długopisie kochany, pokaż się, proszę! Eh... ja naprawdę posprzątam. Naprawdę...

O, jest!

...tylko troszkę później.

Tak, zawsze wiedziałam, że umiem odnaleźć się w tym bałaganie. Pff... Że ja nie mogłam znaleźć czegokolwiek? Nie rozśmieszajcie mnie. Jestem panem mojego pokoju. Bardzo mi się podoba taki, jaki jest, doprawdy.
Długopisie nie opuszczaj mnie więcej! - krzyknęłam rzucając go gdziekolwiek i kładąc się na łóżku.
Nawiasem mówiąc, podczas poszukiwań znalazłam kalendarz. Wynika z niego, [o ile dzisiaj jest piątek, tak jak mi się wydaje], donikąd, na kolonię się znaczy, wyjeżdżam za sześć dni. Hm... zdziwiło mnie to. Ostatnim razem gdy znalazłam kalendarz było dni jeszcze czternaście. Cóż więc się stało z ośmioma bezkalendarzowymi dniami? Myślę, że zabrały mi je krasnoludki. To niemożliwe, żeby czas minął a ja bym tego nie zauważyła. To z pewnością jakiś spisek porywaczy długopisów. Jestem tego pewna!

I znów przyśniła mi się dziwna droga.

Edytowane przez niewesolypagorek dnia 04-12-2009 15:42

Dodane przez Peepsyble dnia 04-12-2009 15:40
#22

Jasne, że mam.

Tak myślałam. Nie miej mi za złe, nie miałam na myśli tego, że się na kimś wzorowałaś. Takie miałam skojarzenie.

O, jest.!

Albo kropka, albo wykrzyknik.

Dosłownie Z A W S Z E nie mogę znaleźć długopisu.

Zamiast "zawsze" dałabym "nigdy", bardziej zrozumiałe w naszym języku. ; } Ale może napisałaś tak specjalnie, w końcu bohaterka też jest "Nigdy".

O boże! nawet jeśli cię nie ma, pomóż szukać!

Bóg chyba z dużej litery...? I "Nawet" też, bo początek zdania. Tak mi się wydaje, chociaż spotkałam się z tym, że pisało się z małej (w jakiś tam okolicznościach, nie mam pojęcia jakich) i nie był to błąd.

Ten odcinek jest taki inny, co nie znaczy, że gorszy. Nie, po prostu inny niż poprzednie. Podoba mi się to, że tworzysz takie części i zmieniasz to z "jakiej strony piszesz". Najpierw trzecioosobowa, Stefan, pierwszoosobowa... Ładnie to wygląda, nie ma monotonii. A propos Stefana, będzie jeszcze o nim? Polubiłam go. ; }

Dodane przez Delirantka dnia 06-12-2009 16:45
#23

Yyyy.
(Wyszłam z wprawy jeśli chodzi o pisanie komentarzy.)

Ten tekst niewątpliwie odbiega od Twojej wcześniejszej twórczości. Jest jakiś poważniejszy. No dobra, chwilami poważniejszy, bo Stefan zza krzaka trochę zepsuł ten efekt, ale można mu to wybaczyć. ;d
Na początku, jak już zresztą pisałam Ci na gg, jest trochę za mało akcji. Niby dużo się dzieje, a tak naprawdę nie jest to nic konkretnego; nie wiadomo, do czego zmierzasz, aczkolwiek czyta się dobrze i tekst wciąga. Dobrze, że wprowadziłaś "Nigdy zazwyczaj", bo to naprawdę fajnie kontrastuje z "Nigdy wewnątrz" i rekompensuje całkowicie ten trochę niecodzienny początek - niecodzienny w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Naprawdę strasznie mi się ten kontrast spodobał. ;p
Ogólnie, tekst mi się podoba, co już chyba wiesz, że będę czytać dalej też pewnie wiesz, bo nawet gdybym nie chciała to mnie zmusisz, ale raczej nie będziesz musiała tego robić. ;d

edit: Dobra, wiem, że ten post jest trochę beznadziejny, ale nie umiem wykrzesać z siebie nic lepszego dziś. ;d Następnym razem skomentuję ładniej, aj promis. ;d

Edytowane przez Delirantka dnia 06-12-2009 16:47

Dodane przez mooll dnia 23-12-2009 17:24
#24

A byłam tu kilka razy. I jakoś nie mogłam się zabrać za konstruktywny komentarz. Cóż. Może to jakaś presja? Przedtem tak się tu produkowałam, a teraz jakoś mi brak weny do zwykłego komentarza, który ma być niezwykły. I co? I chyba będzie bardziej pospolicie, niż biedna wióra mogłaby przypuszczać... ;p

Ta część jest inna. Inna, niż te poprzednie, które innością aż promieniowały. Ta jest wiórowata. Co mam na myśli? No, jakbym Cię, Kobieto, słyszała. A może i widziała oczami wyobraźni?

Wygląda, jak dzień z życia wióry, a nie tej Nigdy, która była dla mnie bardziej nienormalna, niż Ty ;p. W pozytywnym tego słowa znaczeniu, rzecz jasna! ;)

Takie trochę przemyślenia przemieszane z odczuciami wobec świata. I wiesz, czego jeszcze? Zmęczenia. Odczuwam jakieś totalne wyczerpanie. Nie, nie to fizyczne. Po prostu można mieć czasem czegoś dosyć. Na zasadzie: "A co mnie inni obchodzą".

Dlatego z jednej strony zmęczenie. Ale z drugiej... jakaś rezygnacja i pogodzenie się z losem. Zgubiony długopis? No tak. Najpierw emocje, a potem, gdy się odnajduje, już tak naprawdę wcale Ci go nie potrzeba. Wciąż jednak potrzebujesz być utwierdzana w tym, ze robisz dobrze. Mój bałagan, moje klocki, moje kredki i zakichany długopis. Moje. I ja się w tym odnajdę. Bo wszystko, co robię jest celowe. A jak nie jest, to zawsze można sprawić, by wyglądało, ze jest. I masz nad tym kontrolę.

Taki widzę tu obraz. Może mylny. Ale być może w takich tekstach nie chodzi o to, by wszyscy odgadli przesłanie. Może odgadnie go jedna osoba. A może nikt. Nieważne. Grunt, by znalazła sobie w nim coś dla siebie. Byleby nie był to jakiś destrukcyjny wniosek, który ma doprowadzić do jakiejś - nie daj Bóg - tragedii.

Co myślisz...?

Dodane przez niewesolypagorek dnia 07-01-2010 16:57
#25

Nigdy wewnątrz VII.

Trzask! Tup, tup, tup... Cisza zabija mnie, doprawdy. Słychać tylko moje kroki... powiało grozą. Dlaczego odczuwam niepokój? Dlaczego tu jest tak cicho? Dlaczego... nie wiem gdzie jestem?

I znowu idę tą drogą... krętą, brukowaną, skierowaną ku górze. Irytuje mnie mur rozciągający się po lewej stronie. Jest ogromny, wysoki, mocny i nieprzenikniony. Boję się, ale... przynajmniej nie muszę już dyskutować z kierownicą. Nie lubię jej. Idę, podążam przed siebie bez celu. Myślę, że robię dobrze. Będę szła...
... aż się obudzę.

Otworzyłam oczy, chwilę potem przetarłam je dłonią. Znudziłam się. Jak długo dane mi będzie chadzać tamtędy? Jak długo dane mi będzie podążać w nieznane? Nienawidzę nudy, monotonii... dlaczego więc się nudzę? Dlaczego rozmawiam ze swoją głową? Dlaczego zamiast odpowiedzi, wciąż zadaję pytania? Na te i inne pytania odpowiem sobie - sama? Nie wiem? Nie chcę wiedzieć? Nie zainteresowałam się tym?
O, już się nie nudzę.

Zaiste doskonała metoda... ale zamęt w głowie coraz większy. I z każdą chwilą bardziej nie wiem co robię oraz ku czemu zmierzam. Idę krętą, brukowaną ścieżką ku górze, nie wiedząc po co. Nie wiedząc nic. Dlatego więc zadaję pytania o dróżkę? Dlatego, żeby znaleźć się na niej znów?
Dlaczego... to takie skomplikowane?

***

Edytowane przez niewesolypagorek dnia 07-01-2010 16:57

Dodane przez mooll dnia 12-01-2010 14:31
#26

A Ty, wióro, myślisz, ze czemu ja tak zwlekam, żeby skomentować? Ano właśnie dlatego, że robi się to coraz bardziej dla mnie niezrozumiałe.

Nie, no - oczywiście rozumiem, że sobie gawędzisz z kierownica - naturalna sprawa! [ ;p ] Ale zadawanie pytań o drogę? Jak Ty to rozumiesz? Dobra - napisałaś, że nie wiesz. Trudno mi ten fragment skomentować. Nie dzieje się w sumie za wiele. Nigdy chyba się trochę pogubiła. Ma ewidentnie zachwiania emocjonalne i jakieś zaburzenia. Nie, nie somatyczne. Raczej egzystencjalne.

Nigdy powinna zrobić coś z własnym życiem. Sądzę, że brak twórczej pracy staje się przyczyną tego, iż jej mózg zaczyna sam poszukiwać drogi do celu (może być nim robienie na drutach, mnie to tam wiesz ... ;p). I dlatego śni się jej droga. Sama nie wiem.

Poczekam na kolejną część... ; )

Dodane przez Peepsyble dnia 12-01-2010 14:54
#27

Podobnie jak Mol... Hm, lekko mnie zamurowało. Nie, wszystko jest w jak najlepszym porządku, jednak... Tak, trochę namieszałaś. To wcale nie źle... Tylko ten odcinek jest nieco bardziej skomplikowany niż poprzednie. Może nie na moją głowę, ale staram się, staram zrozumieć. I jakoś mi to idzie, aczkolwiek ciężko. ; }
Właściwie... Mam lekki zamęt w głowie. Nie, nie, coś już mi się miesza. Skończę już z moją głową i umysłem, przejdę do tekstu... Dobry odcinek, jednak zaskoczyłaś mnie jego długością. Krótki... Ale może łatwiej jest go zrozumieć, niż gdyby był długości poprzednich. Wiesz co? Nie wiem co powiedzieć, zabrakło mi po prostu słów. Chyba... po prostu poczekam na dalszą część i jakoś zacznę to przyswajać. ; d

Dodane przez niewesolypagorek dnia 13-01-2010 09:08
#28

Nigdy wewnątrz VIII.

Przede wszystkim, w szczęście wierzyć! - oh, na szczęście wierzę całą sobą!

"Dzień dobry! Witamy w mojej głowie!" - głosił szyld zwisający nad drogą główną w bliżej nieokreślony sposób. Żorż wcale nie zastanawiał się nad sensem tegoż stwierdzenia, ani nad miejscem do którego przywiodła go owa droga. Był w pełni skupiony na jeździe zakurzoną ulicą, swym czarnym kabrioletem. Naprawdę nie dziwił go coraz bardziej oryginalny krajobraz.

Słoń z trąbą skierowaną ku dołowi przyglądał się Żorżowi z zainteresowaniem. Chwilę potem rozpostarł swe olbrzymie skrzydła i z gracją godną jego gatunku, wzbił się w powietrze.
- Czy jest coś zastanawiającego w latających słoniach? - zapytał Żorż kierownicę, nie oczekując odpowiedzi.
Przeliczył się, ponieważ odparła mu natychmiast, nieskomplikowanym stwierdzeniem: "nie wiem", a po namyśle dodała "powinieneś zapytać o to, tego czarnego kota, który właśnie przebiegł Ci drogę".
Żorż nigdy nie był dobrym filozofem, a myślenie nie było jego mocną stroną, więc nigdy nie marnował swojego cennego czasu na rozważania dotyczące sensu istnienia fruwających słoni, oraz gadającej kierownicy.
Po prostu zignorował tenże cenną uwagę i nadal tępo wpatrywał się w szosę. Nad jego kabrioletem przeleciały jeszcze cztery słonie, drogę przebiegły mu dwa koty. Kiedy przejechał pod drabiną, zdał sobie sprawę z tego, że minęło sporo czasu. Chciało mu się spać. Szosa falowała coraz intensywniej, świat stanął do góry nogami, a drzewa tańczyły w rytm marszu pogrzebowego. Wszystko rozpływało się... Żorż spojrzał na zegarek - godzina 1:00 wybiła już 13 minut temu.
- Późno już... hm, i jest już piątek, 13 marca... Cóż za nieszczęście!
Zasnął.

Nie przyśniło mu się nic konstruktywnego - szedł długim, ciemnym tunelem w stronę światła i nic nie mogło go od tego odwieźć, nawet mrożące krew w żyłach głosy huczące w jego głowie, nakazujące mu wracać. Żorż nie bał się zupełnie, choć wielu obudziłoby się z krzykiem.
- Praktyka czyni mistrza - skwitował gorzko, a następnie otworzył oczy.

Świat nadal był niewyraźny i niesamowicie zaskakujący. Żorż nie wiedział co ma myśleć o tym wszystkim, ponieważ nie rozumiał tego, co dzieje się wokół niego. Myśląc o śmierci i wszystkich pechowych omenach, które minął na swojej drodze, wsiadł do samochodu i wyruszył w dalszą podróż.

Mijały godziny... gdy ujrzał w oddali tabliczkę informującą go o tym, że za 6km dojedzie do Nikąd, odetchnął z ulgą. Na szczęście już niedaleko... jeszcze chwila... krótka chwila...
tyk, tyk... tyk... - tykał zegar stojący na półce... tyk, tyk... zegar tyka... z minuty na minutę bliżej końca... coraz bliżej...
Żorż wjechał do Nikąd. Jego droga skończyła się...
Otworzył oczy. Teraz był naprawdę przerażony - leżał we własnym, ciepłym łóżku i zdał sobie sprawę z tego, że nie śniło mu się nic pozytywnego. Wiedział czym jest to spowodowane oraz, dlaczego tak właśnie jest. Niestety nic na to nie poradzi.
Niestety...

- No i koniec - westchnęła Nigdy - dlaczego się wypisałeś, ty! Cholerny tuszu! Nie stworzę dobrego dziennika snów nie posiadając podstawowego sprzętu! Eh...
Niezadowolona Nigdy zajęła się przeszukiwaniem swojego pokoju w celu odnalezienia zaginionego długopisu.

***

Edytowane przez niewesolypagorek dnia 15-01-2010 11:46

Dodane przez Peepsyble dnia 13-01-2010 11:23
#29

Musze powiedzieć, że dzisiaj rozumiem więcej, przynajmniej z tego odcinka. Jakoś tak... Mniej mi się miesza w głowie.
Zaciekawił mnie ten tekst, który pisała Nigdy. Taki abstrakcyjny, fantastyczny, absurdalny. Absurd - to chyba dobre słowo określające to coś... Cały tekst. I ta całość... Dobrze, że napisałaś na końcu, że to pisała Nigdy, jakoś mniej mi się wtedy miesza.
Znalazłam jeden jedyny błąd.

Cholerny tuszu!.

Albo kropka, albo wykrzyknik.

Mam pytanie. Czy kiedykolwiek jeszcze będzie coś o Stefanie? ; d

Dodane przez niewesolypagorek dnia 15-01-2010 11:56
#30

Albo kropka, albo wykrzyknik.

Oj, wiem... ;f
Z czatu wziął mi się dziwny nawyk nadużywania kropek + wiórza ślepota = głupie, pokemoniaste błędy...

Mam pytanie. Czy kiedykolwiek jeszcze będzie coś o Stefanie? ; d

Tak, będzie... gdyby miało nie być nie tworzyłabym dla niego osobnej serii rozdziałów. Niebawem pojawi się Stefan drugi.... a dalej nie mam pojęcia co zrobić z tym panem. ^^

Hm, pamiętam, że chciałam odpowiedzieć na posty poprzedzające ostatni rozdział, ale już nie pamiętam o co mi chodziło... ; d
Krótko było dlatego, że miałam mało czasu na dodanie tekstu, a ponadto, nie miałam dwóch krótkich kawałków w zanadrzu. Hm, jeśli lubicie długie, to powiem Wam, że teraz przez jakiś czas będą tylko takie... (o ile się nie mylę)
Co do pomieszania i poplątania... cóż. Niektóre rzeczy można/trzeba zrozumieć takie, jakie są. Czasami nie ma czego się doszukiwać, po prostu. Ot, pisanie, dla zwyczajnego pisania. ^^

Dodane przez Peepsyble dnia 15-01-2010 18:05
#31

Oj, wiem... ;f
Z czatu wziął mi się dziwny nawyk nadużywania kropek + wiórza ślepota = głupie, pokemoniaste błędy...

Ja wiem, że ty wiesz. ; } Nie wypominam ci, bo wiem jak to jest...

Tak, będzie... gdyby miało nie być nie tworzyłabym dla niego osobnej serii rozdziałów. Niebawem pojawi się Stefan drugi.... a dalej nie mam pojęcia co zrobić z tym panem. ^^

To się cieszę. ; } Polubiłam go. Mam nadzieję, że jednak coś wymyślisz. Liczę na Twoją wyobraźnię.

Co do pomieszania i poplątania... cóż. Niektóre rzeczy można/trzeba zrozumieć takie, jakie są. Czasami nie ma czego się doszukiwać, po prostu. Ot, pisanie, dla zwyczajnego pisania. ^^

Może i masz rację. Wszystko jedno. I tak będę czytać. ^^

Dodane przez Seleylone dnia 18-01-2010 12:14
#32

Oj tak, pamiętam że to czytałam na przerwie (nie wiem na której) i pamiętam niektóre interesujące fragmenty, które można interpretować w różny sposób. To mi się właśnie spodobało :)
Czekam na więcej ^^

Dodane przez niewesolypagorek dnia 18-01-2010 12:38
#33

Nigdy zazwyczaj II.

O cholera. Jutro wyjeżdżam. Zniknęło sześć dni. To niedobrze. - rozmyślała gorączkowo Nigdy. Oczywiście zdała sobie właśnie sprawę z ogromnego problemu natury leniwo - nieobowiązkowej, po raz 6237564625. Nie spakowała się, ba! nie przygotowała sobie niczego co jest jej potrzebne. Cóż... dwanaście godzin nocnych to dość sporo czasu, zawsze można coś wymyślić. Tylko kiedy? Jak?
- To nie mój problem, mówiłem ci - zrzędził mózg, dręcząc ją nieustannie. - Wyjdź! - odrzekła mu dobitnie Nigdy.
- Taaa... już lecę - odpowiedziała sama sobie.

Nigdy nienawidziła robić wszystkiego na ostatnią chwilę, chociaż zawsze to robiła. Lubiła mieć w pokoju porządek, nie sprzątając. Ogólnie rzecz biorąc, starała się osiągnąć jak najwięcej, nie robiąc nic. Zawsze jej się to udawało - dostawała to czego chciała. Jednak nie do końca za darmo. Za każdym razem przeżywała dręczącą kłótnię z samą sobą. Tak jak teraz, gdy zamiast pakować się panikowała w ciszy, leżąc na łóżku.
- Mamy czas, na pewno zdążę... - wmawiała sobie, próbując uwierzyć we własne słowa.

***


Dojechałam na miejsce. Jestem już w lesie, a raczej parku, który w niczym nie przypomina tego z ulotki reklamowej. Drzew jest osiem razy mniej niż na zdjęciu - pewnie dokleili je w photoshopie... Otaczają mnie koszmarne, przycięte na sześć centymetrów, oh może sześć i siedem milimetrów źdźbła trawy. Znaczy się paskudne trawniki, nawożone czymś dziwnym, co powoduje ich nienaturalnie zieloną barwę. Nie mówiąc już o przycinanych krzewach i krzakach malin, i jeżyn otoczonych płotem. Tabliczka "nie deptaj trawnika, chodź po ścieżce" dobiła mnie całkowicie. Gdzie podziała się dzika, dziewicza natura, z którą miałam się tu spotkać? Pewnie nawiała, w dodatku nie dziwię się jej zupełnie.
Właśnie ujrzałam innych uczestników mojej koloni. Naszła mnie dziwna ochota rozpłynąć się w powietrzu, nie, raczej uciec. Nawiać, by tylko się z nimi nie spotkać.
Cóż, mam nadzieję, że nikt nie zechce mnie poznać. Na wszelki wypadek muszę przemyśleć strategię z serii "nie lubię cię, wyjdź". O! albo będę udawać, że jestem niemową. Dobry pomysł nie jest zły... szkoda tylko, że się nie uda.

***


Mój pokój - ciasne pomieszczenie, obstawiam dwa na trzy metry kwadratowe, dwa łóżka, stara szafa, zarazsięrozpadnę stolik, krzesło, wąski parapet, nieduże okno, butelkowozielone zasłony ze złotą falbanką, pożółkłe firanki oraz niedomykające się drzwi na balkon.
Fajnie.
Głupia byłam, licząc na surwiwal, w miejscu, które nazywa się ośrodek kolonijny. Według ulotki miało być bardzo fajnie i bardzo dziko. Według mnie jest bardzo beznadziejnie, a pokoje miały być bardzo wykładane deskami.
Eh...
Już nie marudzę, już nie narzekam, bo... nie jest aż tak źle, mam nadzieję. Przesadzam jak zwykle, niczym doświadczony rolnik. Współlokatorka zdaje się być normalna, bynajmniej tak wygląda. Nie wiem jaka jest, nie znam jej, nie wiem nawet jak się nazywa. Mimo to, ma u mnie plusa. W przeciwieństwie do innych kolonistek nie ma tlenionych blond włosów. Prawdopodobieństwo, że trafię gorzej, było dość spore. Jakieś dziewięćdziesiąt siedem procent...
Tak, mam szczęście... Nie chodzi przecież w białych adidasach, ani złotych sandałkach na szpilce...
Powinnam się z nią zapoznać, to ważna rzecz do zapamiętania.
- Głowo, nie zapomnij - dodałam na wszelki wypadek.

***

Obudziłam się.
Zdzisia mnie nie lubi.
Jestem o tym przekonana.
Nie wiem dalej jak ma na imię, ale współlokatorka głupio się myśli, więc roboczo przyjęłam Zdzisia. Tak, nie lubi mnie z pewnością. Pewnie sądzi, że jestem wielbłądem albo reniferem. Nie mówi nic do mnie, tylko patrzy spod byka. Poza tym, w wolnych chwilach zwiedza cudze pokoje, więc z innymi najpewniej gada. A ze mną nie, ergo Zdzisia mnie nie lubi. Nie. Nie jestem wcale dziwna i wcale mi się nie wydaje. Zdzisia mnie nie lubi... ba!
Pewnie mnie nienawidzi! - chociaż nie ma powodu.

Hmm... jeśli dostatecznie mocno wmówię sobie, że Zdzisia mnie nie lubi, to może nie będę musiała jej w ogóle poznawać? Bańka mydlana nie pryśnie znienacka, a ja będę stale chroniona własną głupotą?
Chciałabym w to uwierzyć.
Pewnie ją poznam, czy tego chcę, czy nie. Tymczasem, póki Zdzisia śpi mam chwilę czasu, na przygotowanie się do tej rozmowy...
... Zdzisia mnie nie lubi. Zdzisia mnie nie lubi. Zdzisia mnie nie lubi. ZDZISIA MNIE NIE LUBI!

***


No dobra. Zrobię to. Chyba powinnam. Zamykam i otwieram oczy, strzepuję ręce, wyganiam złe demony ze świadomości, zaciskam zęby i...

-Czejś, jestem Nigdy.

O nie, oniee, ooonieeeee! !!!! !

-O, cześć...

Zdzisia przemówiła!

...właśnie się zastanawiałam, czy sama tego nie powinnam zrobić. Zuzanna.

Fajnie, powinnaś była to zrobić. Serio. Nie musiałabym strugać głupka, ani grać w debila. TYM BARDZIEJ nie musiałabym bawić się w zapamiętywanie tego, że Zdzisia mnie nie lubi.

-Miło mi.

Wcale nie jest mi miło. Powinno mi być miło? Niby dlaczego? Wcale nie chciałam tego robić. Eh...

-Naprawdę masz na imię Nigdy?

!!

-Naprawdę masz na imię Zdzisia.

***

Edytowane przez niewesolypagorek dnia 18-01-2010 12:42

Dodane przez Peepsyble dnia 19-01-2010 14:34
#34

O! albo będę udawać, że jestem niemową.

Albo z wielkiej litery...?

Mimo błędów w ostatniej części...

O nie, oniee, ooonieeeee! !!!! !

Hm. Spacje między wykrzyknikami? Niee...

!!

Albo jeden, albo trzy.

(Poza tym spacje między myślnikami. Wcześniej są, a w tej części już nie.)

... to mi się podobało. ; }

-Naprawdę masz na imię Zdzisia.

Rozwaliło mnie to. xD Genialne zakończenie, zdanie, wypowiedź. "Naprawdę masz na imię Nigdy"? Nie, serio świetnie wyszło, bardzo zabawnie.
Tak, podobało mi się. Odcinek nieco mniej absurdalny, ale jednak Nigdy pozostaje sobą. Ładnie... Ok, słodzić już nie będę. Weny.

Edytowane przez Peepsyble dnia 28-01-2010 17:22

Dodane przez niewesolypagorek dnia 20-01-2010 08:48
#35

Albo z wielkiej litery...?

Nie, nie chodziło mi o zaczęcie nowego zdania. Spotykałam się z taką formą w książkach i wydaje mi się, że tak jest dobrze. Może nie jest? Na razie zostaje.
Hm. Spacje między wykrzyknikami? Niee...

Zdecydowanie tak.
Albo jeden, albo trzy.

Albo dwa. Miały być dwa i dlatego są. :}
(Poza tym spacje między myślnikami. wcześniej są, a w tej części już nie.)

No, możliwe. Nie pamiętałam jak było wcześniej... ^^
Odcinek nieco mniej absurdalny, ale jednak Nigdy pozostaje sobą.

Nigdy w 'Nigdy zazwyczaj', zazwyczaj jest normalna. Wiem, że jeszcze nie było okazji do przekonania się, że tak jest, ale cóż. Zawsze tak będzie. :P

Dodane przez mooll dnia 20-01-2010 17:20
#36

Ja tu mam spore zaległości, jak widzę. Niestety czas to dla mnie niełatwy i tak tydzień... a potem już będę mogła spokojnie nadrabiać zaległości ;]

Teraz tylko powiem, że ten ostatni rozdział był świetny. Co prawda miałam podobne odczucia, co Peep, by te spacje między wykrzyknikami, albo dwa wykrzykniki... jakoś mi to nie leży. Ale skoro to jest Twoja inwencja - znaczy się autora - to proszę bardzo. Jeśli to miało być tak celowo...

Co do treści - lekkie, przyjemne i do tego z humorem. Końcówka dobra! ;) Pomieszanie dialogu zewnętrznego z wewnętrznym - super. Dużo lepiej czyta się taki rzeczy, niż te myśli nie do końca strawne i zrozumiałe. Ale to też w końcu część całości, nie? ;)
Aha, lubię jeszcze te w stylu pierwszego rozdziału. Takimi to się delektuję... ;].

Powodzenia w dalszym ... wklejaniu ;p. A ja czekam na ciąg dalszy, wiór.

Dodane przez niewesolypagorek dnia 27-01-2010 09:16
#37

Stefan zza krzaka II.

Myślę, że nie powinienem śledzić jej nieustannie. Naprawdę tak uważam, chociaż to wcale nie przeszkadza mi w ciągłym łażeniu za nią. Na przykład teraz... pojechałem na tę głupią kolonię tylko z jej powodu. Nawiasem mówiąc, nie wyglądała na taką, która lubi jeździć w takie miejsca.

Nieważne.

Ustaliłem, że mieszka w szóstym pokoju, tuż nad moim. Namierzę ją przez balkon. Poza tym jesteśmy w tej samej grupie. Ale to i tak nie ułatwia mi zadania, ona nie wygląda na chętną do nawiązywania jakichkolwiek znajomości. Być może mi się poszczęści...

Oby nie zaczęła odwalać swych specyficznych przyzwyczajeń... znowu mnie przestraszy i ucieknę. Poza tym, nie jestem pewien do końca czy integracja z nią jest dobrym pomysłem.

Ona jest naprawdę nieźle porąbana.
Przeboleję... bo chyba muszę.
Taak... muszę zdecydowanie.
Więc do dzieła.
Mimo tego, że potwornie mnie przeraża.
Nie, nie mogę okazać słabości...
...zresztą, co za różnica.

Przecież i tak się jej boję.

***


Nigdy wewnątrz IX.

Zanurzona w krysztale patrzę... Dziękuję promieniom słońca za istnienie, świecenie... Tworzenie tak niezwykłego zjawiska. Tańczących błysków, wirujących w powietrzu.

Nigdy po raz kolejny wytrzepała swój koc bardzo dokładnie, aby móc znów zobaczyć tańczące w promieniach słonecznych drobinki kurzu. Widziała je wielokrotnie, jednak tym razem, o dziwo, o wiele bardziej przypadły jej do gustu. Te były bardziej żywe, bardziej kolorowe, bardziej ruchliwe... Ich taniec? Definitywnie, walc wiedeński. Obracają się wokół własnej osi, a następnie, całym tabunem w kółko... i znów. I jeszcze raz. Piękne, małe kurzynki zauroczyły ją w tak paskudnym miejscu. Nie wyszła z wprawy, mimo jej obaw.
Nadal potrafiła docenić nic nie znaczące zjawiska. Mimo wszystko nadal jest normalna.

Kryształy kurzu są piękną rzeczą... Spanie na zakurzonym materacu również? Czy dziwnym jest to lubić? Lepki i nieprzyjemny kurz. Gorące słońce... i piękne, pełne szczęścia chwile zatracenia się w niczym? Kurz nie przemija... jest wieczny, nie znika. Choćbyś nie wiem jak dobrze czyścił i jak dobrze trzepał. Wspomnienia, radość również?
Ściągasz grubą księgę z górnej półki. Cała zakurzona. Dmuchasz. Kurz przeminął, na chwilę... ale nie zniknął. Zbierze się znów... Zdmuchniesz go nie raz.
Cieszysz się, przeżywasz radość... zawieje wiatr?

Edytowane przez niewesolypagorek dnia 27-01-2010 09:23

Dodane przez Peepsyble dnia 28-01-2010 17:30
#38

A więc.
<Chrząka znacząco>
Steeeeeefaaaaaaaan! Uwielbiam Stefana!

Szczerze mówiąc nie mam bladego pojęcia za co go tak lubię, ale jednak tak jest. Jakoś... Troszkę inaczej piszesz, pisząc jego oczami, jakoś lepiej, bardziej... Och, czy ja wiem? Stefan bardziej do mnie trafia. Zawsze w nim jest coś ładnego, jakaś perełka.

Ona jest naprawdę nieźle porąbana.
Przeboleję... bo chyba muszę.
Taak... muszę zdecydowanie.
Więc do dzieła.
Mimo tego, że potwornie mnie przeraża.
Nie, nie mogę okazać słabości...
...zresztą, co za różnica.

Przecież i tak się jej boję.

Genialny fragment, po prostu genialny.

Nigdy w 'Nigdy zazwyczaj', zazwyczaj jest normalna. Wiem, że jeszcze nie było okazji do przekonania się, że tak jest, ale cóż.

Khem, khem. Nie raczej nie było takowej okazji... Ale skoro tak mówisz. ; }

I cóż by tu powiedzieć? Tak, świetnie jak zawsze. Tak, absur... Nie, może aż tak jak wcześniej, ale jednak. Poza tym: Stefan! Nie mogę się doczekać kolejnego odcinka.

Dodane przez Milka dnia 01-02-2010 17:52
#39

Wiór od filozoficznej strony - coś nowego. Zwykle możemy podziwiać tylko zabawne teksty o romansie Draco i Voldemorta, a tu proszę, coś zupełnie poważnego.
Ale ja nie lubię takiej wióry. Wolę te zabawne historyjki, niecne plany, skłócanie wszystkich wkoło - te filozoficzne teksty są jakby nie Twoje. Nie mówię, że są złe - z pewnego punktu widzenia są bardzo interesujące i dają do myślenia - ale to nie Ty. To tak, jakby cyrkowiec zaczął wygłaszał polityczne przemówienia w parlamencie.

Podsumowując: teksty są bardzo interesujące jeśli się nad nimi głębiej zastanowić, ale mimo wszystko ich nie lubię.

Dodane przez mooll dnia 03-02-2010 23:02
#40

No! I nowa część Stefana! Rewelacja! Stefan jest dla mnie naprawdę gigantem. Tak sobie za tą Nigdy cichaczem chodzi - byle zwrócić uwagę. Ta część o nim jest jakaś taka na luzie... nie ma napięcia. nikt niczego nie przeżywa. Po prostu : facet myśli. A jak mysli, to nie tak, by sobie to jeszcze bardziej skomplikować (jak lubią kobiety), ale najprościej, jak się da. I to jest cudowne ^^

A Nigdy? Kiedy opisuje swój zachwyt nad kurzem, który się unosi pięknie... zazdroszczę jej, że to może widzieć. Też bym chciała. A mam ogromne uczulenie na kurz. Dlatego wiem, jak wyglądają te drobinki... wiem, że można się nimi zachwycać. Ale też wiem, z czym mi się kojarzą. I żałuję, że nie mam czasu i możliwości odnaleźć w nich tego, co Nigdy.

Ładne opisy. To słońce, które prześwituje przez te małe drobineczki... Wyobraziłam je sobie z łatwością. Oprócz tego "Definitywnie, wal wiedeński". To "definitywnie" jakoś mi nie pasuje. Jakby nie było użyte w odpowiednim miejscu. Bardziej pasowałoby mi tu "Zdecydowanie".

Część o Nigdy była tym razem urocza i jakaś taka pocieszna. Nie miała już gadającej kierownicy, której nie byłam w stanie zrozumieć na serio, bo jakaś była dla mnie komiczna. Ten rozdział był po prostu kochany. Ale "uroczy", to chyba najodpowiedniejsze słowo.

Wiór, na takie rozdziały czekam! Takie uwielbiam! Wklej tu jeszcze tego typu! ^^
mol :)

Dodane przez niewesolypagorek dnia 04-02-2010 16:02
#41


Szczerze mówiąc nie mam bladego pojęcia za co go tak lubię, ale jednak tak jest. Jakoś... Troszkę inaczej piszesz, pisząc jego oczami, jakoś lepiej, bardziej... Och, czy ja wiem? Stefan bardziej do mnie trafia. Zawsze w nim jest coś ładnego, jakaś perełka.

Bardzo mnie tym zdziwiłaś. Zawsze gdy piszę fragment o Stefanie, myślę sobie: ooo nie... co za shit. I potem się zastanawiam jeszcze: czy mogłabym to jakoś zmienić? i dlaczego to jest takie głupie, beznadziejne?. Hm, przywracasz mi wiarę w Stefana. ^^

Wiór od filozoficznej strony - coś nowego. Zwykle możemy podziwiać tylko zabawne teksty o romansie Draco i Voldemorta, a tu proszę, coś zupełnie poważnego.

Dziwna sprawa, ale dla mnie to nie jest nic nowego.
Naprawdę, więcej czasu spędzam nad analizowaniem różnych dziwnych rzeczy, niż nad wymyślaniem głupich historii. Nigdy wcześniej nie pisałam niczego poważnego, ponieważ hm, w pewnym miejscu stwierdzałam, że to nie ma sensu, tudzież wolałam zająć się czymś innym. Po raz pierwszy mam ochotę pisać o tym, o czym właśnie tutaj piszę. Dziwna sprawa. Może dlatego, że temat jest tak uniwersalny, że mogę wrzucić tu dosłownie wszystko? Całą moją fantazję, przemyślenia i to, co zechcę? Chyba w tym tkwi sukces (tak, sukces - wiórze chce się pisać, tak samej od siebie, znikąd - łaaaaaał).

e filozoficzne teksty są jakby nie Twoje.
(...)
To tak, jakby cyrkowiec zaczął wygłaszał polityczne przemówienia w parlamencie.

Hm, rzekłabym, że bliżej mi do Nigdy niż do homoseksualnego związku Dracona. Myślę, że to, że nie znasz mnie od tej strony wynika z tego, że gdy z kimś rozmawiam staram się nie zwieszać, a rozmawiać. (namieszałam. :f) Cóż, uważam, że i wykształcony cyrkowiec gdyby wdział garnitur, uczesał się jak należy i tak dalej, mógłby wygłaszać polityczne przemówienia. Dlaczego nie? ^^

Podsumowując: teksty są bardzo interesujące jeśli się nad nimi głębiej zastanowić, ale mimo wszystko ich nie lubię.

A na gg mówiłaś, że to nudne! Skoro Ci się nie podobają, na drugi raz nie będę Cię zmuszać do komentowania.
Hm, i dzięki za to, że to zrobiłaś.

Po prostu : facet myśli. A jak mysli, to nie tak, by sobie to jeszcze bardziej skomplikować (jak lubią kobiety), ale najprościej, jak się da. I to jest cudowne ^^

OMG! Jak tak dalej pójdzie, to się okaże, że nierozgarnięty i nieprzemyślany Stefan jest ideałem mężczyzny. xD
To "definitywnie" jakoś mi nie pasuje. Jakby nie było użyte w odpowiednim miejscu. Bardziej pasowałoby mi tu "Zdecydowanie".

Hm, przemyślę, to jutro, dzisiaj nie mam czasu. Zresztą, pamiętam jak pisałam to definitywnie i wiem z czym mi się ono skojarzyło (a co na to Wacek? - definitywnie tak! To taki tekst, do przegłosowania kogoś w głosowaniu. Wacek jest piórnikiem-misiem mojej koleżanki.)

I hm, jutro mogę wrzucić kolejny kawałek, tylko ktoś musi coś tutaj napisać, bo nie mogę dać dwóch postów pod rząd. :P

Edytowane przez Milka dnia 04-02-2010 18:19

Dodane przez Milka dnia 04-02-2010 18:20
#42

A na gg mówiłaś, że to nudne! Skoro Ci się nie podobają, na drugi raz nie będę Cię zmuszać do komentowania.

No to może nie zmuszaj, bo nie lubię komentowania na siłę tekstu, który wybitnie mi nie podchodzi..

Dodane przez niewesolypagorek dnia 05-02-2010 16:41
#43

Nigdy wewnątrz X.

Przygody wesołego kaloryferka. Przygody wesołej Nigdy. Przygody bardzo radosne. ha, ha...


Witamy w dzienniku pokojowym. Nie, nie jestem na pokładzie...

Wesoła Nigdy, katastrofy dzień pierwszy. Godzina 2:06.

Zasypiam.

Jestem przybity. Dosłownie postawiony pod ścianą. Bez szans na ucieczkę.

Dni stają się coraz krótsze, mroźniejsze i choć wydawałoby się, że sprawi mi to radość, wcale tak nie jest. Pragnę słońca, które daje mi wolność.

Nienawidzę zimy.

Dopada mnie wtedy gorączka. Świat wiruje, a ja choć tak bardzo chciałbym się ruszyć, nie mogę. Naprawdę nie mogę. I jest mi coraz cieplej... wciąż cieplej i... cieplej. Nie jestem pewien czy to dobrze. Potrzebuję choć odrobiny spokoju... Cienia, chłodu.

Do diabła!

Tak się nie traktuje nawet psa!

Ani kota... który lubi się wykładać pode mną... albo na mnie.

Bezczelny.

Wyobraź sobie, że leżysz zdyszany, rozgrzany i chory, a ktoś znienacka kładzie się na Tobie, wyciąga wygodnie i zupełnie się Tobą nie interesuje. Czy tak w ogóle można? Dlaczego?

I co z tego, że mnie naprawdę doceniają... cóż z tego, że nie mogą żyć beze mnie... jeśli jestem im obojętny. Bez znaczenia... Nikt się ze mną nie liczy. Kaloryfer - rzecz prozaiczna. A uczucia? Cóż z nimi począć?


Ah... to tylko grzejnik.

Dodane przez mooll dnia 07-02-2010 10:03
#44

Czytałam to dwa razy. Dlaczego? Bo nie mogłam dojść do tego, że to wyznanie grzejnika xD. Za drugim razem podchwyciłam.

Wyszło Ci to, nie powiem: gorączka, hehe. Jednak jest coś, co mnie zastanawia. Dlaczego zatytułowałaś to "Nigdy wewnątrz"? Przecież, to wywody biedaka spod okna/ściany, którego jedynym zadaniem jest ogrzewanie pomieszczenia. Cóż, pewnie sama bym miała żal do swojej tragicznej egzystencji, na jego miejscu. Ale to w końcu kaloryfer, a nie Nigdy.

W sumie cieszę się, że tak piszesz, bo jest to bardziej przyswajalne. Niektóre z poprzednich części były jakoś mocno surrealistyczne. Czasem aż nie umialam znaleźć słów, czy w ogole nie rozumiałam, o co Ci chodzi ^^. I człowiek tak pisał, że rozumie, mimo iż tak do końca nie rozumiał. Teraz odbiór może być szerszy. I bardzo dobrze! ; )

Weny dalszej, wiór ^^

Dodane przez niewesolypagorek dnia 07-02-2010 19:11
#45

Nigdy zazwyczaj III.

Czeka mnie jeszcze dziesięć dni bycia wesołą kolonistką.
Z moich głupich snów nauczyłam się jednej ważnej rzeczy: coraz bliżej końca... Czas szybko minie, mam nadzieję, a ja od nowa rozpłynę się w swoim nieładzie. Trzeba myśleć optymistycznie! Do tej pory rozmawiałam tylko ze Zdzisią, która poznała mnie na tyle, by wiedzieć, że jeśli chce mieć długopis, to nie może pożyczać go mnie, bo go zgubię. Wie też, że nie może się odzywać do mnie gdy jestem zajęta myśleniem, tworzeniem lub spaniem - czyli wie, że po prostu ze mną nie pogada. Poza tym, polubiłam morze. Zawsze wydawało mi się okropnie nudne, mokre, zimne i szumiące. Teraz dostrzegłam jego urok. Mam zamiar w nocy nawiać z ośrodka i rozłożyć się z latarką na plaży. Będzie zimno... ale będzie też fajnie. Dobrze, że nie boję się ciemności...

***


Zmieniłam zdanie. Jednak chcę mieć znajomych. Przyszło mi to do głowy doprawdy znienacka, sama się zdziwiłam. Skąd taki wniosek? Nie wiem sama.

Olałam dziś zajęcia, podczas których, nawiasem mówiąc, nie robi się nic - pani daje piłkę, mówiąc: zagrajcie sobie w siatkę albo w ziemniaka. Postanowiłam więc w tym czasie wykąpać się w gorącej wodzie, korzystając tego, że o tej porze nie ma kolejek i przede wszystkim nikt nie będzie mnie poganiał. Rozebrałam się w łazience i siup! pod ciepły strumyczek ze słuchawki prysznicowej. Ah... jak ja uwielbiam się kąpać! Rozmyślałam wtedy nad różnymi sprawami i znikąd przyszła do mojej głowy owa wieść - chcę mieć znajomych.

Znowu się zdziwiłam.

Tym razem na wspomnienie owego zdziwienia.

No bo... Skąd tak absurdalny pomysł?!
Przecież przez całe życie unikałam innych jak ognia, prawie nie wychodząc z domu. Strasznie żałosnym jest tłumaczyć się przed samą sobą. Skoro tego chcę, chyba muszę się uszczęśliwić, prawda? Być może znormalniałam.
Tylko jak się do tego zabrać?

Wiem już, że Zdzisia mnie nie lubi. A w zasadzie nawet nie miała szansy zaprzyjaźnić się ze mną, nie pozwoliłam jej przecież. Wiem również, że inni mnie nie lubią. Zdzisia z pewnością opowiedziała im z jaką dziwaczką musi dzielić pokój. Jedynym rozwiązaniem jest więc odezwać się... Iść na którąś z kompletnych strat czasu - zajęcia się znaczy. I chyba zacząć mówić...

Jak ja bym chciała tego uniknąć...

A może nie? W końcu to ja chcę kogoś poznać. Nikt mnie nie zmusza. To mój pomysł.

Wniosek z mych rozważań jest wręcz niedorzeczny: Nigdy, która nigdy nie lubiła mówić, chce stać się Nigdy, która gada.
Powinnam zmienić zdanie... tak byłoby mi łatwiej...

Ale od kiedy Nigdy robi to co łatwiejsze?

I dlatego właśnie skończyłam prysznic, wytarłam się, potem ubrałam. I, do cholery, poszłam na to głupie boisko... żeby pograć w pieprzoną piłkę.

***


On nie. Oni się na mnie gapią.
"Krowa się na mnie patrzy..."
Przerażenie emanuje z kazdej komórki mojego ciała.
To na pewno widać!
Nie!
Nic nie widać.
Koniec z tym, bo ucieknę zanim tam pójdę.

Nigdy z podniesioną wysoko głową i rękami w kieszeniach granatowej bluzy, pewnym krokiem ruszyła w kierunku grupy kolonistów, grającej w kartofla. Oczywiście, wcale nie zdziwił jej fakt, iż prawie nikt nie zwrócił na nią uwagi.
- Cześć - rzuciła niedbale w tłum i usiadła ma trawie obok zakapturzonego chłopaka, który ostentacyjnie patrzył w drugą stronę.

Ów jegomość zaintrygował ją z trzech powodów: po pierwsze, na jej widok otworzył usta i wzdrygnął się; po drugie, odwrócił od niej wzrok; po trzecie, uciekł, gdy tylko zorientował się, że usiadła obok niego.

- Cóż, istnieją też normalni ludzie - pomyślała Nigdy. - Czas na dziwaków, wejście w paszczę potwora, czy jaktam...

Edytowane przez niewesolypagorek dnia 11-02-2010 16:41

Dodane przez Peepsyble dnia 11-02-2010 12:57
#46

O, mam lekkie zaległości.

Kurczę, doczucia mam właściwie takie jak mol. Grzejnik? Powiem tak: niebywałe, ale i poniekąd fascynujące. W życiu bym na to nie wpadła. Również musiałam czytać dwa razy, konkretnie 1 i pół zanim załapałam. ^^

Druga część... Łatwiej się ja czytało. Jest dosyć "zwykła" w porównaniu z chociażby grzejnikiem, więc jakiś problemów nie miałam. Ale to dobrze, że tak zmieniasz, raz tak, raz tak. robi się ciekawiej, gdy czyta się wyznania grzejnika, kawałku o Stefanie, latających słoniach i o samej Nigdy. Interesująco.

Jedna mała rzecz.

rKrowa się na mnie patrzy...r1;

Małe niedopatrzenie. ; }
Weny.

Dodane przez mooll dnia 14-02-2010 10:11
#47

Przeczytałam.
Pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy, to fakt, że zaczynasz pisać dla zrozumienia. Nie wiem, czy to kwestia oglądania się na czytelników(czki). Tak czy owak, na pewno odbiór wydaje się prostszy.

A ten rozdział? Pojawiła się fabuła. Wiemy, że Nigdy jest na kolonii i całkiem do rzeczy myśli. Na szczęście nie gadała podczas kąpieli z kranem, co po raz wtóry utwierdziłoby mnie w przekonaniu, że ta mała jest "porypana" ;p.

Poza tym nie ma takich wtrąceń, które chwiałby całą akcją, a które miały miejsce wcześniej. To, jak dla mnie - plus tego odcinka. Takie sformułowania zawsze sprawiały, że nie wiedziałam, gdzie jest Nigdy: w powieści, czy w autorce. A teraz wiem. I nie jest to kwestia wygody bynajmniej. Tylko tego, że kiedy piszesz coś "dla siebie", to pisz - spoko. Ale jak już coś publikujesz i ktoś to czyta i chce ciągu dalszego, chyba czasem warto pomyśleć czy "łapie" tę dość wysublimowaną fabułę.

I ostatnia sprawa:
Nie mogłam. Po prostu nie umiałam wyzbyć się wrażenia, że "Droga do Nikąd" (btw, a kiedy dowiem się cokolwiek o tym Nikąd?!^^) przybiera nieco charakteru pamiętnikarskiego. Nie ma - na całe szczęście - tej fatalnej formy z cyklu: "Drogi pamiętniku...!", ale zrobił się to dla mnie taki trochę pamiętnik zbuntowanej nastolatki. Oczywiście jest to wrażenie spotęgowane przez ten konkretny rozdział, ale symptomy widziałam już we wcześniejszych odcinkach.
Zobaczymy, jak to rozwiniesz. Nie wiem, co masz w planie. Zmieniasz style, formy... dzieje się tu wiele. Nawet wizualnie. Dlatego nie oceniam tego pod kątem całości, tylko czekam, co zrobisz w następnym poście...

Weny, wiór! ^^

(Pe es: No i znów mol ze swymi epistolarnymi komentarzami...heh)

Dodane przez niewesolypagorek dnia 15-02-2010 17:48
#48

No to może nie zmuszaj, bo nie lubię komentowania na siłę tekstu, który wybitnie mi nie podchodzi..

Obiecuję, że już nie będę...
Ale cóż, pomyślałam, że czasami warto jest kogoś nakłonić do czegoś. Łatwiej jest mówić, że się czegoś nie lubi, zamiast sprawdzić, czy tak w istocie jest.

Brak czasu mówi mi, że nie mogę szukać teraz fragmentów postów, na które chciałam odpisać, jednak hm... Krótkie sprostowanie dotyczące opowieści o kaloryferze: to jest tekst, który napisała Nigdy w ramach dziwnych, pokojowych przemyśleń. Fajny, nie? xd

Pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy, to fakt, że zaczynasz pisać dla zrozumienia. Nie wiem, czy to kwestia oglądania się na czytelników(czki). Tak czy owak, na pewno odbiór wydaje się prostszy.

Hm, już od bardzo dawna, brakowało mi w tym tforze fabuły i miałam zamiar ją wprowadzić od momentu, kiedy podjęłam decyzję, że będę kontynuować moje opowiadanie o niczym.
Po prostu uznałam, że wstęp juz mam za sobą i teraz muszę napisać coś ciekawszego. Przyznam też, że słowa Delty również skłoniły mnie do tworzenia 'normalnego świata' dla Nigdy. Delta ciągle pisała: 'mało akcji!'.

Na szczęście nie gadała podczas kąpieli z kranem, co po raz wtóry utwierdziłoby mnie w przekonaniu, że ta mała jest "porypana" ;p.

Nigdy z Kierownicą gada tylko przez sen, stąd brak dialogów z kranem.

Nie mogłam. Po prostu nie umiałam wyzbyć się wrażenia, że "Droga do Nikąd" (btw, a kiedy dowiem się cokolwiek o tym Nikąd?!^^) przybiera nieco charakteru pamiętnikarskiego.

O Nikąd jeszcze będzie całkiem sporo... (Mówię Ci! Tam jest fajnie!)
Hm, sprecyzuj 'styl pamiętnikarski', jeśli możesz. Jeżeli masz na myśli 'moje' przemyślenia, to Ci powiem, że w każdym tekście można znaleźć dużo cech autora, mimo to, że przy Nigdy dość mocno poniosła mnie fantazja.
Jeśli masz na myśli formę w jakiej piszę... cóż. To oznacza, że muszę się bardziej postarać. :P

Dodam jeszcze typową i głupkowatą formułkę: Wielkie dzięki za komentarze! Kocham Was! :* (xd)

I dodam jeszcze 2, że następna cześć będzie jak przepiszę ją z kartki. Może w środę na informatyce? (O ile informatykę mam w środę.)

Edytowane przez niewesolypagorek dnia 15-02-2010 17:51

Dodane przez Peepsyble dnia 18-02-2010 18:55
#49

Fajny, nie?

Zaprzeczyć nie można. ; d Odcinek był dość niezwykły i mi się podobał. Fakt, żeby załapać za pierwszym razem, trzeba chyba być... wiórem. Co jak co, ale kaloryfer był bezbłędny!

O Nikąd jeszcze będzie całkiem sporo... (Mówię Ci! Tam jest fajnie!)

Dobrze by było. ; d Wspaniale Ci wychodzi "pisanie o niczym", ale naszą tytułową krainę wypadałoby poznać. Czekam niecierpliwie.

Może w środę na informatyce? (O ile informatykę mam w środę.)

Chyba masz wiele wspólnego ze swoją bohaterką. xD Radziłabym zerknąć na plan lekcji. W każdym razie będę wyczekiwać następnego odcinka.

Edytowane przez Peepsyble dnia 21-02-2010 07:21

Dodane przez niewesolypagorek dnia 01-03-2010 12:21
#50

Nigdy zazwyczaj IV.

Ziemniak to bardzo niebezpieczna gra. W szczególności dla Nigdy, która nie potrafi odbijać piłki.
To był mocny cios w jej żelazną dumę.
Z siniakiem na czole, zdenerwowana dziewczyna zapewniała wszystkich, że nie umarła. Bycie w centrum zainteresowania nie było dla Nigdy niczym przyjemnym. Zresztą, kto lubi być niezdarą?

- Lepiej sobie usiądź, zawołam pielęgniarkę! - krzyknął Ktoścoś lub Ktosiacosia.

- Możesz mieć wstrząs mózgu! - dodał inny Ktoscoś bądź Ktosiacosia.

- Albo ogon... - odparła Nigdy.

- Uważaj na siebie! - rzekł Ktośinny zaniepokojonym głosem.

- Albo i nie...

Nigdy bardzo denerwowała panika innych, gdyż najzwyczajniej nie wierzyła w ich troskę. Nic jej nie było, a tłum obłudników osaczał ją z każdej strony. Zapragnęła więc wyrwać się z tego zamieszania.

- To nie są żarty - warknął inny Ktośinny, widząc, że nagle ruszyła niezdarnie dokądś.

- Tak, to są żarty... Tylko udawałam, że zemdlałam, a siniak to tylko złudzenie optyczne. Nara.

Wściekła dziewczyna, nareszcie, przebiła się przez zbiorowisko, otrzepała spodnie z trawy, a następnie, po prostu sobie poszła.

***


I to by było na tyle, jeśli chodzi o zawieranie nowych znajomości.

- Mogę grać z wami? - zapytałam Ktosięcosię, a ona odrzekła: 'oczywiście'.

Chwilę potem ktoś odbił do mnie piłkę, ja nie trafiłam w nią rękami i dostałam w głowę. Siła uderzenia przewróciła mnie prosto na kamień. Następnie najprawdopodobniej zemdlałam.
Oh! Zaiste, mrożąca krew w żyłach historia!

Tak bardzo chciałam wzbić się w powietrze, pofrunąć choć na chwilę do świata, do ludzi... I co zrobiłam? Poleciałam...
Jak głupia Nigdy poleciałam w drugą stronę. Na ziemię. A następnie uzyskałam tytuł: ' Ofiary roku'. Kiedy mogę odebrać statuetkę?

***


- No nie! Nie pójdę do lekarza nigdy! - krzyczała Nigdy oddalając się od pielęgniarki, która próbowała ją złapać. Nie trzeba chyba dodawać, że sprostała temu 'wyzwaniu'.
Pokój w ośrodku kolonijnym nie jest dobrym miejscem do zabawy w chowanego. Zbyt mało przestrzeni, zero kryjówek... Szczególnie, gdy osoba, którą gonimy nie jest zdesperowana dostatecznie, by skoczyć przez balkon.

Mimo to, Nigdy nie chciała się poddać. Przecież nienawidziła lekarzy, pielęgniarek, całej niewesołej ekipy w białych fartuchach. Perspektywa wizyty w szpitalu była dla niej koszmarem.

Cóż, koszmary się zdarzają.

A Zdzisia wszystko pogarszała.

Nigdy nigdy nie widziała w niej sojuszniczki, ale nie spodziewała się również tego, że zostanie tak zwyczajnie wystawiona na pastwę losu.

To Zdzisława przyprowadziła pigułę do uciekinierki. Na swoje usprawiedliwienie miała jedynie słowa: 'Na miłość boską! Przecież ty zemdlałaś! Masz krew na plecach!'.

Marna wymówka.

Nigdy z wyrzutem łypała na swą współlokatorkę.

***


Szpital, szpital, prześwietlenia i cośtam jeszcze... Dwa dni w plecy, ogrom nudy i inne katusze.

Sama sobie winna jestem. Zachciało i się poznawać innych ludzi.

Oczywiście całe to zamieszanie było kompletnie niepotrzebne, ponieważ okazało się, ze nic mi nie jest.

Łał, wiedziałam to od początku.

Gdyby nie fakt, że udaję, że to zdarzenie nie miało miejsca, obraziłabym się na Zdzisię. Jednak skoro tak jest, nie mam powodu.

Hm, mam więcej znajomych. Pytają się mnie jak się czuję. Nieustannie. Cóż, nie jestem pewna czy chcę się z nimi kumplować. Wspominają coś, czego nie było. Naprawdę, chcę o tym zapomnieć i wrócić do swej fantastycznej krainy.

***


- Co o tym myślisz? - zapytała Nigdy Zdzisia w czwartek wieczorem.

- Nie wiem.

- Nie wiesz co myślisz?

- Oczywiście, że wiem. Aż tak głupia nie jestem.
- Więc jak?

- Powiem ci w tajemnicy, że gdy mówię 'nie wiem', mam na myśli to, że nie chcę odpowiedzieć na pytanie, tudzież nie chce mi się odpowiedzieć na pytanie. Rozumiesz, taka ochrona przed potencjalnym rozmówcą... Bo któż chciałby gadać z idiotą?

- No, rozumiem. Aż tak głupia nie jestem. Więc jak ci się to podoba?

- Nie wiem, zapytaj w sobotę.

- Dlaczego sobotę? Co jest w sobotę?

- Nie wiem.

- No nie bądź taka! Rozumiem, że nie chce ci się gadać ze mną, ale na tę jedną rzecz mogłabyś mi odpowiedzieć.

- Ale ja naprawdę nie wiem co jest w sobotę! Ba! Nie wiem nawet kiedy to jest! Czy jest jakiś dobry synonim do określenia 'nie wiem'? Tym razem naprawdę nie wiem.

- Nie mam pojęcia.

- Nie mam pojęcia co jest w sobotę. W porządku?

- 'Nie mam pojęcia', czyli nie chce mi się już z tobą gadać.

!!

Zdzisia się obraziła. Ojej.

Powinno mi być smutno.

***

Edytowane przez niewesolypagorek dnia 03-03-2010 17:19

Dodane przez Peepsyble dnia 01-03-2010 15:28
#51

Świetne. ; D Ciekawy odcinek, mało zawiły, bardzo w stylu Nigdy, z nowymi, fajnymi tekstami. Jak zwykle podobały mi się zakończenia "części", końcowe zdania. Znowu wyszło bardzo dobrze i mam nadzieję, że dalej też tak będzie.

Ktosiacosia

Świetny tekst. ^^ Bardzo mi się spodobał.

Mozesz

Mała literówka - ż.

I to by było na tyle. Życzę weny i powodzenia. ; }

Dodane przez niewesolypagorek dnia 02-03-2010 17:56
#52

No, nareszcie mogę odpisać na Twojego posta Peeps, bez obawy, że zablokuje mi to możliwość dodania kolejnej części. ^^

Chyba masz wiele wspólnego ze swoją bohaterką. xD Radziłabym zerknąć na plan lekcji. W każdym razie będę wyczekiwać następnego odcinka.

Nie mogłam wtedy sprawdzić na planie lekcji, ponieważ wtedy gdy pisałam, że nie wiem kiedy mam informatykę nie byłam w posiadaniu nowej wersji planu! Chociaż faktem jest również to, że dosyć często zadaję pytania z serii 'Czy dzisiaj jest wtorek?'.

Dobrze by było. ; d Wspaniale Ci wychodzi "pisanie o niczym", ale naszą tytułową krainę wypadałoby poznać. Czekam niecierpliwie.

Ale o Nikąd było już odrobinkę... Nie wiem, czy Wasze wątpliwości wynikają z tego, że ja kiepsko opisałam to co miałam, czy stąd, że czytacie nieuważnie... A może mi się wydawało, że pisałam?... Dużo myślałam na ten temat, więc może mi się wydawać, że coś już było, a wcale nie było. Ogólnie rzecz biorąc, Nikąd to ta kraina, która ciągle śni się Nigdy. :}

Mała literówka - ż.

Mam prośbę, gdy mi coś 'wytykasz' kopiuj większą część zdania, bo ja teraz naprawdę nie mam pojęcia gdzie tego szukać, a ponadto nie mam czasu by to zrobić. Ble, sprawa literówki pozostanie niejasna do jutra? Na informatyce będzie chwila czasu. : ]

Edytowane przez niewesolypagorek dnia 02-03-2010 17:57

Dodane przez mooll dnia 02-03-2010 20:24
#53

Och, wiór z nowym odcinkiem. A ja znów po części nie mam neta ;/, wciąż się wyłącza... więc będzie krótko.

Te odcinki są coraz lepsze. I bardziej przejrzyste. Jak to określiła Peepi [;p], bardzo w stylu Nigdy ^^. A, no i Zdzisia.

Jeszcze jedna dobra rzecz, to umiejętność tworzenia zabawnych neologizmów. "Ktośinny", "Kroścoś". Bardzo pasują do Nigdy i do Nikąd.

Co do tego palanta - pierwszy raz mogłam się wczuć w Nigdy. A to mi się nie zdarzyło jeszcze xD

Dodane przez Peepsyble dnia 03-03-2010 16:06
#54

Nie mogłam wtedy sprawdzić na planie lekcji, ponieważ wtedy gdy pisałam, że nie wiem kiedy mam informatykę nie byłam w posiadaniu nowej wersji planu!

Och, znam ten ból. ; d Pomijając to, że ja swój ciągle gdzieś gubię, to również czekałam na nowy, a kiedy sie już pojawił to na śmierć o nim zapomniałam. Efekt był taki, że prawie poszłam do szkoły z nie tymi książkami co trzeba.

Mam prośbę, gdy mi coś 'wytykasz' kopiuj większą część zdania, bo ja teraz naprawdę nie mam pojęcia gdzie tego szukać, a ponadto nie mam czasu by to zrobić

Nie ma sprawy. ; } Sama teraz się pogubiłam i nie mogłam tego znaleźć. wtedy się spieszyłam i jakoś tak. Zwykle więcej staram się kopiować. A tu masz zdanie: "- Mozesz mieć wstrząs mózgu! - dodał inny Ktoscoś bądź Ktosiacosia."

Dodane przez niewesolypagorek dnia 07-03-2010 18:30
#55

Stefan zza krzaka III.

Parszywy tchórz, dureń - oto ja, w słoneczny dzień, kiedy zaskoczyła mnie na boisku.

Patrzę... Nie! Nie wierzę!

Idioto, zamknij gębę.

Idzie... i wygląda inaczej niż zazwyczaj. Patrzy tępo w dal, nierozmarzona, niezamyślona, inna... ale nadal wspaniała.
Cóż ją tu sprowadza? Przecież unikała ludzi. Wiem o tym najlepiej, bo przecież ciągle za nią łażę. A raczej prawie ciągle, gdzieś mi dzisiaj spieprzyła.
Wystarczyła chwila nieuwagi.

Idioto, nie gap się.

Ale ładne kwiatki po drugiej stronie boiska... a jakie dojrzałe malinki, na krzaczkach za płotem...

O nie.
I w tej chwili przeszedł mnie dreszcz.
Usiadła obok mnie!

Siedź idioto!

Za blisko... zdecydowanie za blisko...


I uciekłem.

***


Parszywy tchórz, dureń, idiota - oto ja, gdy dowiedziałem się, że przeze mnie trafiła do szpitala.

No dobra. Wiem, że przesadzam, ale może gdybym nie uciekł, a najnormalniej w świecie zagadał, nie poszłaby grać w najgłupszą rzecz pod słońcem, pieprzoną piłkę.

A ponadto czuję, że mam problem - Nigdy zaintrygowała wszystkich swoją innością.

Miejsce za krzakiem jest tylko moje.

Skończyło się tchórzowanie, czas na działanie!

Dodane przez Peepsyble dnia 07-03-2010 20:27
#56

Rany.

<konstruktywność> Steeefaaan! </konstruktywność>

Kurczę. Wyszło jak zwykle świetnie, i jak zwykle wspaniale wyszedł sam Stefan. I Ty mówiłaś, że Ci części ze Stefanem nie wychodzą.
A mi się podobają jeszcze bardziej. To jest po prostu cudowne!

A raczej prawie ciągle, gdzieś mi dzisiaj spieprzyła.

Kocham to zdanie! Nawet wyrwane z kontekstu brzmi wspaniale, a razem z resztą jeszcze lepiej.

Okej. Idę sobie z moją wazeliną, bo mam wrażenie, że ostatnio moje posty są nad wyraz podobne i robią się nudne. Weny życzę. Adieu.

Dodane przez Arya dnia 09-04-2010 16:35
#57

Te odcinki są takie... magiczne. Serio. Kiedy piszesz z perspektywy Nigdy, to dzięki Twoim opisom czuję się, jakbym to ja była Nigdy. Kiedy zaś piszesz część o Stefanie, to również mam takie uczucie. To jest nie do opisania. Czarujesz mnie tymi odcinkami aż tak, że nie mogę sie od nich oderwać. Są takie fascynujące, takie... prawdziwe. Każde zakończenie jest dla mnie tym, czym dla dla pisarza, zakończenie powieści. Żal, ze to już koniec... Naprawdę powinnaś napisać więcej części. Nie, nie przesłodziłam z tymi pochwałami. Naprawdę, szczerze Ci sie należą.
Pozdrawiam i życzę Wena! :)
A.