Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Czarna Historia - dzieje Toma Riddle'a, Rozdział I

Dodane przez Haker dnia 17-10-2009 15:20
#4

Mówcie co jest źle ;)
______
Rozdział I

Minęło dziesięć lat odkąd Meropa Gaunt, urodziła syna, tracąc przy tym życie. Młody Tom Marvolo Riddle od początku życia wzbudzał ciekawość wśród opiekunek sierocińca. Mówiono, że oprócz dnia, w którym się narodził, a zarazem dnia kiedy zmarła jego matka, ani razu nie zapłakał. W jego tajemniczych, ciemnych oczach nigdy nie zagościła łza. Pracownice sierocińca na próżno czekały, aż ktoś zgłosi się, aby zabrać Toma. Nie znalazły w Londynie nikogo z nazwiskiem Riddle. Z początku jeszcze miały nadzieję, że ojciec dziecka będzie chciał go odszukać, ale po roku, owa nadzieja całkowicie prysła. Pracownice sierocińca pogodziły się z faktem, że młody Tom zostanie u nich przez długi czas. Kiedy Tom miał dziewięć lat, zaczęto u niego zauważać coś dziwniejszego, niż to, że nigdy nie płakał. Już wtedy, uważano, że wyrośnie na przystojnego mężczyznę. Miał krótkie, czarne włosy. Jego młodą twarz zdobiły ciemne oczy. Miał bladą cerę. Był dość wysoki, jak na swój wiek. Mimo, że fizycznie nie był dziwnym chłopcem, ale charakter miał dość nie spotykany. Nie bawił się z innymi dziećmi. Opiekunki zauważyły, że podniecała go przemoc. Lubił zabierać innym dzieciom zabawki, choć wcale się nimi później nie bawił. Najczęściej rozbrajał je na wszystkie możliwe elementy i po jakimś czasie rozrzucał po kątach sierocińca. Był bardzo skryty, lubił przesiadywać w swoim pokoju, patrząc przez okno na codzienne zmagania nieznanych mu ludzi.

Nie tylko charakter miał dziwny. Było w nim coś niezwykłego. Na początku opiekunkom wydawało się, że to zbiegi okoliczności czuwają nad nim, ale z upływem czasu niektórzy zaczynali się go bać. Im był starszy, tym częściej działy się wokół niego dziwne rzeczy. Pewnego wiosennego miesiąca, w sierocińcu zapanowała epidemia grypy. W ciągu kilku dni wszystkie dzieci, leżały w łóżkach z gorączką i bólem głowy. Wszyscy oprócz Toma. Normalnie powinna to być okoliczność sprzyjająca, ale opiekunki sierocińca bardzo to zaniepokoiło. Wezwały lekarza, aby zbadał Toma. Uważały, że może u niego grypa przejawia się w jakiś inny, mniej tradycyjny sposób.

Doktor wszedł do pokoju Toma w towarzystwie pani Cook, przełożonej sierocińca.
- Wiem, że to dziwne, bo na pierwszy rzut oka Tom jest zdrowy, ale niech pan go zbada. Tak dla świętego spokoju - wymamrotała pani Cook zamykając za sobą drzwi do pokoju.
- Jak się nazywasz? - zapytał doktor.
- Jestem Tom. Po co pan tu przyszedł? Wcale o to nie prosiłem. Ona jest głupia, wcale nie jestem chory.
- Chłopcze, nie mów tak. Wszyscy Twoi przyjaciele są ciężko chorzy. Pani Cook martwi się o Ciebie. Trochę dziwne, że grypa Cię nie dosięgła. - tłumaczył doktor, trochę urażony tonem wypowiedzi Toma. Nie marnując czasu włożył mu termometr, wysłuchał pracy płuc. Okazało się, że Tom jest całkowicie zdrowy.

Mimo to doktor zapytał:
- Na pewno czujesz się dobrze? Z tego co zważyłem, jesteś zdrowy jak ryba. Może rzeczywiście pani Cook trochę przesadza.
- Bo jestem zdrowy. Kiedy zechce być chory to będę. - Wtedy stało się coś dziwnego.
Oczy Toma zabłysnęły szkarłatem. Termometr, leżący na nocnej szafce chłopca, roztrzaskał się, wylewając trującą rtęć na podłogę. Lekarz, zawołał panią Cook, Przerażona kobieta wbiegła do pokoju. Wymienił niepokojące spojrzenie z doktorem. Ten powiedział:
- Chłopak jest zdrowy. Ja już pójdę. Niech pani to sprzątnie - wskazał na podłogę - i wywietrzy pokój. Musiałem niechcący zwalić go na podłogę. - Mówiąc ostatnie zdanie, można było odczytać z jego twarzy grymas przerażenia. Wiedział, że to się stało samo. Domyślał się, że za stoi za tym ten niepozorny chłopiec.

Innym razem pani Cook zabrała dzieci na przechadzkę do okolicznego parku. Wszyscy wychowankowie sierocińca bardzo się cieszyli. Wszyscy z wyjątkiem Toma. Młody Riddle uważał, że to strata czasu, łazić po parku i oglądać drzewa i krzaki. Kiedy dotarli na miejsce, Tom odszedł od grupy. Lubił być sam. Usiadł na wiosennej trawie i czekał, aż pani Cook, nakaże wracać do sierocińca. Nagle coś przyciągnęło uwagę chłopca. Kilka metrów od niego po trawie sunął mały wąż. Najwyraźniej przestraszył się tupotu biegających dzieci. Tom nie odczuwał strachu widząc gada. Nawet go to zafascynowało. Wstał i powiedział na głos:
-Chodź tutaj- Powiedział to bez zastanowienia. Zdawał sobie sprawę, że nic to nie da, ale stało się coś dziwnego. Zamiast słów, usłyszał dziwny syk. Obejrzał się za siebie. Pomyślał, że ktoś chce go nastraszyć, ale nikogo nie zobaczył. Ponownie spojrzał na węża i spostrzegł, że ten posłusznie sunie ku niemu. Każdego normalnego dziewięcioletniego chłopca by to przeraziło, ale nie Toma. Wąż zatrzymał się u jego stup i podniósł głowę. Tom uśmiechnął się sam do siebie i lekko pogłaskał węża. Nie bał się, wiedział, że gad nic mu nie zrobi. Przeczuwał, że powinien tak zrobić. Nagle usłyszał kroki. Jeden z chłopców z sierocińca podszedł do niego od tyłu. Gdy zobaczył węża. Zaczął uciekać w przeciwnym kierunku, wołając panią Cook. Wtedy znów stało się coś tajemniczego. Oczy Toma rozbłysły czerwienią, tak jak podczas pamiętnego spotkania z lekarzem. Uciekający chłopiec nagle zamarł w bezruchu i zaczął krzyczeć z bólu. Upadł wijąc się jak wąż. Tak jak nagle ból się zaczął, równie szybko się skończył. Wokół chłopca zebrali się wszyscy koledzy i pani Cook. Uznano, że musiał się przewrócić i uderzyć. Najdziwniejsze jest to, że chłopiec nie pamiętał incydentu Toma z wężem.

Pewnego Lipcowego poniedziałku, kiedy Tom miał już dziesięć lat. Wszystkie dzieci z sierocińca wyjechały na kilku dniową wycieczkę nad morze. Był wśród nich również Tom. W ciągu ostatniego roku chłopakowi towarzyszyło wiele dziwnych wypadków. Dzieci się go bały. Mówiły, że potrafi im zadać ból, że potrafi dziwnie mówić, a nawet przenosić rzeczy bez dotykania ich. Opiekunki sierocińca próbowały zbadać co się kryje za owymi dziwnymi oskarżeniami, ale nigdy nic im się nie udawało ustalić. Wszyscy mieszkańcy sierocińca zatrzymali się w małej wiosce oddalonej od morza o kilka kilometrów. Zakwaterowały się w małym pensjonacie. Całe dnie chodzili na wycieczki wraz z panią Cook. Podczas owych, swego rodzaju wakacji, Tom zaczął spędzać sporo czasu z dwojgiem chłopców. Tedem i Marcusem. Byli nieco niżsi od Toma. Ted miał, krótkie blond włosy i zielone oczy, natomiast Marcus był rudy, a jego twarz zdobiły ciemnoniebieskie oczy. Tom jednak nie traktował ich jak przyjaciół. Po prostu uważał, że fajnie by było pograć sobie ich kosztem. Podczas jednej z wycieczek mijali klifowe zbocze za którym widniała czarna skała. Toma bardzo zafascynowało to miejsce. Koniecznie chciał tam pójść i popatrzeć z bliska, chociaż wiedział, że żaden normalny człowiek nie da rady wejść na ową skałę. Nie przeszkadzało mu to jednak.

Podszedł do Teda i Marcusa i powiedział tak cicho, że tylko oni mogli usłyszeć:
- Widzicie te skały - wskazał na nie dłonią - co sądzicie o samotnej wycieczce? Moglibyśmy obejrzeć je z bliska. Zanim ta stara Cook się zorientuje, że nas nie ma, już wrócimy. Nie dajcie się prosić - Uśmiechnął się, choć tak naprawdę przypominało to grymas podniecenia niż szczery uśmiech. Dwaj chłopcy zafascynowani pomysłem szybko odłączyli się od grupy idąc za Tomem. Przeszli kilkaset metrów zboczem klifu, aż dotarli do miejsca skąd wyrastał czarny, skalny ząb.
- Super. Założę się, że nikt tam nigdy nie wszedł. Jest za stroma - powiedział zdumiony Ted. Nagle Tom zaczął się śmiać.
- Tak myślisz? Wydaje Ci się, że nie można tam wejść? to patrz! - ostatnie słowa były bardziej rozkazem niż prośbą. Tom rozłożył ręce i zsunął się z klifu. Dwaj chłopcy zaczęli krzyczeć z przerażenia. Myśleli, że Tom spadł do wzburzonej wody. Lecz tak się nie stało. Młody Riddle zatrzymał się w powietrzu, śmiejąc się jakby to było coś normalnego. Powoli zaczął się unosić w stronę skały. Zatrzymał się na jej najwyższym wzniesieniu. Następnie obrócił się i zaczął szybować ku stałem lądowi. Przerażone dzieci nie mogły wydusić nawet słowa. Tom stanął na ziemi i badawczo się im przyglądał. Nagle Marcus zrobił krok do tyłu.
- Ty jesteś inny! Wszystko powiem pani Cook! - Odwrócił się i pobiegł. Tom nie ruszył się z miejsca. W jego oczach znów zagościł czerwony błysk. Marcus upadł na twarz i zaczął się wić z bólu. Ted zrobił niepewny krok w jego stronę, ale upadł jęcząc podobnie jak przyjaciel. Tom przemówił pewnym i śmiały głosem:
- Podobało się wam? - Znów zaczął się śmiać. - Jeśli powiecie komuś co widzieliście to spotka was coś gorszego niż ból. Chłopcy wstali i wrócili pędem do wioski, zostawiając Toma nad brzegiem klifu.

Po powrocie do Londynu Ted i Marcus nie powiedzieli nic pani Cook, ani nikomu innemu. Wiedzieli, że ten dziesięcioletni, czarnowłosy chłopak nie żartuje....