Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] James Potter - Ostatnia szansa, rozdział XXXV (01.11.15 r.)

Dodane przez mooll dnia 10-02-2010 10:34
#89

ROZDZIAŁ XXIV


Pchając ciężki wózek z kufrem i Błyskotką, James pomyślał, że przerwa świąteczna minęła zdecydowanie za szybko. A niewątpliwie najmilszym jej akcentem była korespondencja z Lily. Jednak listy były okrojone ze wszystkich możliwych sugestii dotyczących tego niesamowitego wieczoru przy kominku.

Wyglądało to tak, jakby rzeczywiście oboje czekali na wyjaśnienie sobie tego w Hogwarcie twarzą w twarz. Zawartość w listach aż płonęła od zawziętej dyskusji na temat głodu na świecie, współistnienia czarodziejów z mugolami i "Lorda Volde-porypańca", jak nazywał go Potter (a był to ostatnio bardzo aktualny wątek w mediach). Jednak żadne z nich, nawet między wierszami, nie próbowało przekazać jakiejkolwiek aluzji.

Nie pisali też o Glizdogonie. James obawiał się przechwycenia sowy. Przypuszczał, że właśnie w ten sposób Porywacz Sów (jak go roboczo zaczynał nazywać James) dowiedział się o potajemnym spotkaniu huncwotów. Poza tym nie chciał we wszystko wplątywać dziewczyny. Jeśli okaże się, że ta sprawa nie tylko groźnie wygląda, ale i taka jest w rzeczywistości, lepiej dla Lily, by jak najmniej wiedziała.

Jeszcze poprzedniego wieczora ułożył sobie wszystko w głowie. Przewidywał bardzo prosty plan, który musiał przedyskutować jeszcze z chłopakami. Chociaż bardzo chciał spotkać się z Evans, by mogli sobie wszystko na spokojnie wyjaśnić, zdawał sobie sprawę, że w tym momencie ważniejsza jest sprawa Ogona.

Z huncwotami miał się zejść w drugim przedziale czwartego wagonu, gdzie zamierzał omówić z nimi Plan Złapania Porywacza Sów. A plan był dosyć rozbudowany i James chciał ich teraz tylko wtajemniczyć w pierwszą część.

Nigdy nie myślał, że zwróci się o pomoc do Moniki Blanc, ale jej osoba jest po prostu pozbawiona podejrzeń i dziewczyna - tak, to było z jego strony dość bezczelne - była w stanie wiele dla niego zrobić. A w tym genialnym planie chodziło o to, by sprawdzić Glizdogona. Z ich strony nie będzie to przyjacielski gest, ale nie można z góry zakładać, że Peter jest całkiem czysty. Zadaniem Krukonki miała być randka z Ogonem i wyciągnięcie z niego wszystkiego, co wie.

Plan Pottera zakładał, iż Glizdogon bez namysłu umówi się z Blanc. Znając jego marne doświadczenie randkowe i ten zazdrosny wzrok, który posyłał szkolnym parom, James dałby się posiekać, że Peter poleci jak na skrzydłach. W końcu Monica była bardzo atrakcyjną dziewczyną.

Kiedy znalazł się na peronie 9 i 3/4, zaczął szybko odliczać wagony, a potem perony, by nie mieć problemu z dotarciem do tego odpowiedniego.

Ruszył w stronę upatrzonego wejścia, nie zwracając na nic uwagi. Nie chciał też prowokować nikogo do zaczepki. Zajęcie przedziału było konieczne dla zapewnienia dyskrecji. Śpieszył się więc, szarpiąc zawzięcie swój wózek, aż klatka z małą Błyskotką podskakiwała.
- Potter! - Przed nim stanęła ruda piękność i uśmiechnęła się z błyskiem w oku. Tymczasem on ledwie wyhamował, łapiąc w locie klatkę z sówką, która wypadła siłą rozpędu wózka.

Sapnął z ulgą.
Biedne stworzenie, pomyślał. Na sowią starość będzie miała nerwicę, biedaczka.
- Mógłbyś być nawet szukającym - oceniła Lily, pocierając dłonią podbródek z miną fachowca.
- Trochę byś uważała, kobieto - fuknął na Evans pół żartem, pół serio, żeby się nie obraziła, bo znów wszystko będzie musiał przechodzić od początku. A tego by nie zniósł.
- A jak miałam inaczej zwrócić na siebie uwagę, hę? - zapytała, zaplatając ręce na piersiach i odrzuciła głowę do tyłu. Kosmyki włosów, które wypadły spod dużej, włochatej czapki, lekko unosiły się na wietrze.
- Ty? Zwrócić moją uwagę? - Potter zamrugał, trochę oszołomiony tym, co usłyszał.

Dziewczyna przewróciła oczami o migdałowym kształcie i westchnęła, a jej oddech pod wpływem niskiej temperatury przeobraził się w biały obłoczek.
- Biegniesz do wagonu i świata poza wejściem do niego nie widzisz - zaśmiała się, jakby oczami wyobraźni zobaczyła tę scenę po raz drugi. - I nie słyszysz. Wołałam cię.

James zająknął się.
- Nie słyszę? - zarumienił się. Głupio wyszło. Tak by chciał móc spędzić z nią chwilę, ale przypomniał sobie, że chłopaki czekają. Nie może ich zawieźć.

Lily zmrużyła oczy, marszcząc przy tym piegowaty nos.
- Coś nie tak, Potter?
Tak, jestem totalnie rozkojarzony. Myślę o wielu rzeczach na raz. A tego się nie da zrobić niezauważalnie.
- Eee... nie - bąknął. - Posłuchaj, Evans... Naprawdę mi zależy, żeby pogadać, ale teraz po prostu nie mogę.

Spostrzegł, że nieznacznie się skrzywiła. Ale chciała utrzymać fason, więc nie dała tego po sobie poznać.
- Huncwoci. - Sam nie wiedział, czy miało to być z jej strony stwierdzenie, czy pytanie. Ale było w nim wiele zawodu. Jakby z nimi przegrała. Widział to w jej twarzy. A może tylko chciał to widzieć?

Jednego był pewien. Nie chciał jej okłamywać. I dałby wszystko, by nie musieć przytaknąć, ale taka była prawda: Właśnie przełożył ich nad nią. I nie mógł temu zaprzeczyć.

Już prawie zaczął kręcić głową, lecz szybko wypuścił powietrze z rezygnacją.
- Taa...
- To na razie - powiedziała bezbarwnym tonem i odwróciła się do swojego wózka. Nie zamierzała się zatrzymywać. Jej twarz przybrała obojętny wyraz.
- Evans, no! - James odwrócił się za nią. W jego głosie była jakaś nuta żalu.
Czemu Lily nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że na wszystko jest przeznaczony czas? Przecież nie odprawiłem jej na dobre. Przełożyłem rozmowę; powiedziałem, że mi na niej zależy! Co jeszcze mam zrobić?! W końcu nie zawsze wszystko będzie się kręciło wokół niej!

Odwróciła się. Czekała, aż on coś powie.
- Daj spokój, proszę cię. - Chciał by się z tym pogodziła.
Czy tak trudno to zrozumieć?
- Ja mam dać spokój, Potter? - No i znów ta kpina. Pewnie, Potter winny wszystkiemu. Niech jeszcze powie, że się nie staram...
- Nie możesz zrezygnować chociaż raz? Zawsze razem jedziecie do Hogwartu. - W tym momencie James pomyślał, że zejdzie na apopleksję. Wziął jednak głęboki oddech i odpowiedział spokojnie.
- Właśnie teraz jest ten "wyjątkowy raz"! - Krzyczał. Ta odległość była bardzo... publiczna. Jak miał jej to tłumaczyć, kiedy dzieliło ich dziesięciu stóp!? - Evans, tak się nie da gadać. Zresztą już rozmawialiśmy o tym.
- Nie wiem, o czym mówisz - powiedziała dziewczyna i podeszła do niego. Tym razem zostawiła wózek sam sobie.

Stanęła tuż przed nim i ściszyła głos.
- Czego nie rozumiem? Wytłumacz mi. - Chłopak nie miał pojęcia, dlaczego mówi to wszystko przez zaciśnięte zęby. Jakby jej cierpliwość była na wyczerpaniu.

James westchnął.
- Chodzi o Petera - powiedział tak cicho, jakby poruszał tylko wargami.

Lily wyglądała teraz na kogoś, komu się przejaśniło w głowie.
- Jakiś plan? - zapytała cicho, na co Potter kiwnął głową.
- Macie go tutaj wcielić w życie, czy omawiać? - przybrała bardzo konspiracyjny szept i rozglądnęła się wokół, czy nikt jej nie słyszy lub nie obserwuję.

Potter przewrócił oczami. Dziewczyny to jednak amatorki, pomyślał nieco ubawiony zachowaniem Evans.
- Nie rób tak, bo przyciągasz jeszcze większą uwagę, niż zwykle - powiedział, uśmiechając się półgębkiem.

Jednak Lily nie bardzo wiedziała, co chłopak ma na myśli i wyraźnie wpadła w zakłopotanie.

Nie chcąc dalej tego przeciągać, James powiedział, że dopiero ma zamiar przedstawić ów genialny plan chłopakom.

Wówczas to Evans popatrzyła na niego z politowaniem.
- A gdzie będzie wtedy Peter? - Jej ton był chytrze zamaskowany pod przykrywką zwykłej ciekawości.
- Osz, cholera...! - Oczy chłopaka rozszerzyły się nagle w przerażeniu. Przypominały teraz małe monety.

Lily pokiwała głową z dezaprobatą.
- Cóż. Zwalisz to na mnie - powiedziała w końcu.
- Że co?! - James nie rozumiał.
- Zobaczysz, że kiedy w przedziale pojawi się Glizdogon, będą ci wdzięczni, że nie zdążyłeś zacząć mówić o tym całym planie. - Chwyciła go pod rękę i jakby nigdy nic, pocałowała go w policzek, uśmiechając się przy tym niewinnie.

James nie stawiał oporu. Szedł, gdzie go prowadziła. Jednak był zdezorientowany i nie końca przekonany o słuszności tego, co robi.
- Powiesz, że to moja wina. Nie dałam ci dojść do odpowiedniego przedziału - powiedziała, próbując umieścić kufer na półce znajdującej się nad siedzeniami, kiedy już znaleźli się sami w przedziale.
- Daj, pomogę ci - powiedział James, przejmując ciężar bagażu. - Jak dla mnie, to nie będzie naturalne...

Wciąż się wahał. Evans namawia go, żeby z nią został, robi wszystko, by nie szedł do huncwotów, mają przedział cały dla siebie, a on się waha!
Może to jakaś choroba? Bo jak to wytłumaczyć w inny sposób? Przemknęło mu przez myśl.
- Nie będzie naturalne? - zdziwiła się dziewczyna. - Widziałam, co potrafiłeś zrobić, żeby tylko mnie spotkać.
- Na przykład? - Potter odwrócił się do niej, kiedy umieścił już oba kufry na półce.
- Czekałeś, by mnie spotkać sam na sam - powiedziała.
- No, ale takich sytuacji była masa, sama wiesz. To nie jest żaden konkretny przykład. I niczego nie dowodzi. - Potter patrzył jej prosto w oczy. Wcale nie zdziwiłby się, gdyby w tej absurdalnej, nieromantycznej sytuacji miał mieć miejsce ich pierwszy pocałunek.
- Tak, ale na minutę przed rozpoczęciem zajęć z transmutacji... - Lily zniżyła głos niemal do szeptu. - Nawet ty sobie na to nie pozwalasz zbyt często. W końcu McGonagall jest nieprzejednana. Zwłaszcza jeśli chodzi o jej podopiecznych , Gryfonów. O huncwotach już nie wspomnę...
- Tak, ale to była taka... jednorazowa wpadka. - Ich twarze zbliżały się powoli ku sobie, a ich szepty cichły.

Zawsze w takich momentach zwykle coś bestialsko ścinało atmosferę i przerywało ten nastrój.

Tymczasem okoliczności zupełnie nie nadawały się do całowania, jak stwierdził Potter. Oboje stali na środku przedziału i patrzyli sobie w oczy. James czuł mrowienie w stopach. Odetchnął głębiej, ale niezauważalnie. Nie myślał teraz o konsekwencjach jakie pewnie poniesie za to, iż nie zjawił się w umówionym przedziale. Nic nie liczyło się bardziej niż Lily, jego upragniona, ukochana...

Delikatnym ruchem dłoni uniósł kosmyk, który opadł jej zbyt blisko twarzy i ostrożnie założył za zgrabne ucho.

W wydaniu Evans, wszystko wydaje się cudownie idealne, pomyślał przenosząc tę samą dłoń ku policzkowi. I prawie jej nie dotykając, przesunął wzdłuż kości policzkowej. Jej skóra była tak miękka i aksamitna. Dłoń chłopaka powędrowała w stronę ucha pod włosami, lekko obejmując drobną szyję dziewczyny.

Lily przymknęła oczy i przytuliła twarz do ciepłej dłoni Jamesa. Swoją wyciągnęła i oparła o niego na wysokości klatki piersiowej.

Potter przełknął ślinę. Serce znów przyspieszyło, a jego uszy zrobiły się nagle nienaturalnie ciepłe. W żołądku motyle uniosły się niespodziewanie, zmuszając chłopaka, by energicznie zaczerpnął powietrze, gdyż poczuł, że uczucie to lekko go przydusiło.

Lewą rękę wyciągną w stronę wąskiej talii Evans. Dopiero kiedy jej dotknął, wiedział że to nie może się skończyć ot tak; że on na to nie pozwoli, bo potrzebował Lily jak powietrza. Przy niej czuł, że oddycha, żyje, a jego zmysły funkcjonują lepiej niż kiedykolwiek. Poczuł, że mógłby tak stać z nią do końca świata...

Zbliżył swoje usta w stronę warg Lily, która otworzyła oczy i przechyliła lekko głowę.

Ich usta zeszły się w błogim, miękkim pocałunku. W pierwszej chwili chłopak pomyślał, że usłyszy gwizd ze swoich uszu, które zaczynały go piec. Jednak nic takiego się nie wydarzyło.

Przyciągnął ją mocniej ku sobie. Nie zdawał sobie sprawy jak bardzo tego potrzebował, jak tego pragnął. Lily odwzajemniła ten uścisk, obejmując prawą ręką szyję chłopaka.

Potter miał wrażenie, że od jakiegoś czasu, gdzieś z boku dochodzi jakiś dźwięk, ale czuł się jakby był w innym wymiarze. Wszystkie odgłosy rejestrował z dużym opóźnieniem i jakby z oddali.

Dźwięk był jednak coraz wyraźniejszy i głośniejszy. Teraz przypominał nawet chrząkanie. James zastanawiał się, skąd by się tu mogło wziąć chrząkające zwierzę.

W końcu ów dźwięk zaczął się zmieniać. To już nie było chrząkanie, ale... głos. Przepraszał...
O co tu chodzi...? główkował Potter. Skonstatował nawet, że głos ten bardzo przypomina... Łapę?!

Chłopak otworzył nagle oczy i zawstydzony odsunął się od równie zmieszanej Evans. Ta szybko odwróciła się w stronę okna, jakby naprawdę interesowały ją widoki i zaczęła poprawiać zmierzwione włosy.

Potter przytknął zewnętrzną stronę dłoni do ust, lekko je wycierając. W drzwiach stał Syriusz. We własnej osobie.
- Znów w innym wymiarze byłeś, Rogaczu - powiedział tonem nie zwiastującym niczego złego.
James zaśmiał się nerwowo.
- Głośne otarcie drzwi i chrząkanie przez pół minuty nie dawało rezultatu. - Potter wyczuł nutę ironii. - Musiałem zawołać.
- Taa...
- Nie, żebyśmy w przedziale czekali na ciebie... - Tym razem ironizował na całego, ale bardzo spokojnie, przyglądając się niby z zainteresowaniem swoim paznokciom.

Potter zacisnął mocno powieki.
Wiedziałem, że tak się to skończy, pomyślał James, wyklną mnie, jak nic!
- Łapa, posłuchaj... - zaczął, ale Syriusz nie dał mu skończyć.
- Martwiliśmy się, wiesz? - Ton, który przybrał Black zaczął powoli działać na nerwy Potterowi.
- Nie dasz mi dokończ...! - próbował zabrać głos, ale Syriusz w ogólne go nie słuchał.
- Wszyscy cię szukamy! - Kumpel dopiero teraz spojrzał Jamesowi w oczy i podniósł głos. - A ty sobie w najlepsze...! - Tu pokazał ręką na Lily, jakby brakowało mu sił na dokończenie zdania. - Co z tobą, Rogaczu?!
- Syriuszu, możesz mnie wysłuchać?! - Potter powiedział to dobitniej i ostrzej niż musiał.

Chłopak oparł się o ramę drzwi przedziału i założył zaplótł ręce na piersi. Na jego twarzy malowało się lekkie zniecierpliwienie, co nieco zirytowało Pottera.
- Tak było może lepiej - zaczął. Nie chciał zrzucać winy na Lily, jak mu doradzała. - Co byśmy zrobili z Peterem?
- Dla twojej wiadomości: Spławiliśmy go. Nie było to trudne, gdyż miał mieć spotkanie Klubu Ślimaka. Już zapomniałeś, że podczas jazdy do Hogwartu zawsze się spotykają? - James poczuł, jak Black miażdży jego najsilniejszy argument.

Zacisnął powieki i zęby. Jak mógł o tym zapomnieć?! Dla tych wspaniałych chwil z Lily, musiał się teraz przygotować na starcie z huncwotami. A to przecież najmniej odpowiedni moment na kłótnie! Potrzebne jest wspólne działanie na rzecz Ogona!

Black oddalił się bez słowa pożegnania, nie zamykając za sobą drzwi.

James spuścił głowę. Wtedy poczuł, że jakieś delikatne dłonie unoszą ją. Otworzył oczy. Evans uśmiechała się do niego krzepiąco. Nie mówiła nic. Nie potrzebował teraz żadnym słów.

Dziewczyna po prostu się do niego przytuliła. A był to mocny uścisk, który miał go podnieść na duchu.

Potter tylko pogłaskał ją po głowie i westchnął głęboko.
Teraz tym bardziej nie wiem, na czym stoję. Black oddalił się bez słowa, niejednoznacznie dając znak, że jest zły. A Evans? Też ma swoje dziewczyńskie symbole i półsłówka. Nawet nie wiem, czy teraz jesteśmy razem!

W głowie Pottera znów pytania górowały nad odpowiedziami. I nie wiedział jak zmienić ten stan rzeczy.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Niestety nie ma Aniutka, który(-a) by przeczytał(-a) przedpremierowo... Pojechała w siną dal. A mnie naszedł Wen. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz, Kochana... ^^

Edytowane przez mooll dnia 15-02-2010 20:33