Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] James Potter - Ostatnia szansa, rozdział XXXV (01.11.15 r.)

Dodane przez mooll dnia 10-01-2010 22:08
#82

ROZDZIAŁ XXIII



- Nie, wcale nie traktuję cię jak dziecko! - Jej głos mówił Jamesowi, że jest lekko poirytowana i jakby oburzona jego spostrzeżeniem.
- Mamo - starał się, by jego głos brzmiał naturalnie spokojnie. - To dla mnie bardzo ważne...
Prychnęła i odwróciła się w stronę okna z miną po tytułem: "Dotknęło mnie to do żywego...!"

Tak, a teraz mi powie, że już jej nie kocham, czy coś w tym stylu... pomyślał z sarkazmem Potter.
- Jesteś niewdzięczny! - rzuciła drżącym głosem.
Taaa... Tego też można się było spodziewać, monolog wewnętrzny Pottera trwał.
- Przesadzasz - powiedział cicho i wtedy właśnie w drzwiach stanął, jeszcze w szlafroku, jego ojciec. Była ósma rano, a on potrzebował kofeiny, zanim pójdzie do pracy. Święta minęły. Na szczęście ferie Jamesa trwały aż do pierwszego dnia Nowego Roku.

Na widok tej sceny tylko westchnął i ruszył w stronę ekspresu do kawy. Najwyraźniej nie zamierzał nawet pytać, co się stało tym razem. Chociaż pewnie jakieś tam wyobrażenie miał: James zapewne coś przeskrobał.
- A twój ojciec nawet się nie zainteresuje, co się tu dzieje - powiedziała wymownie głośno pani Potter.
- Mamo... - próbował James, ale jego tata już zdążył się włączyć.
- O co ci chodzi? - spytał zaczepnie. - To sprawa, jak widzę, między tobą i Jamesem...
- I nie staniesz w mojej obronie?! - oburzyła się kobieta i chwyciła pod boki.
- Całkiem nieźle sobie radzisz... - Ojciec wciąż krzątał się leniwie wokół ekspresu, przygotowując wszystkie niezbędne akcesoria. - Napijesz się ze mną kawy?
- Ty mi tu o kawie, kiedy oskarża się mnie o złe wychowanie?! - prawie krzyczała.
- Co?! - James wybałuszył oczy na kobietę tak, jakby nie mógł w niej rozpoznać własnej matki. - Jakie wychowanie, mamo?! Tato, ona znów bierze wszystko do siebie...

Ojciec uśmiechnął się na znak, że rozumie, o co synowi chodzi.
- Daj mu powiedzieć, Emily. - Tata Jamesa podszedł do niej z kubkiem świeżo zaparzonej kawy i skierował w stronę krzesła.

Chłopak odetchnął. Zawsze ta sama jatka, kiedy zwróciło się mamie uwagę na cokolwiek.
- Przyjeżdża do mnie koleżanka... - zaczął ostrożnie, akcentując ostatnie słowo. - Nie mogę mieć kotar w białe misie! Ja to toleruję, jak jestem sam, bo nie chcę się z mamą szarpać...
- Ze mną?! Szarpać?! - Emily Potter o mało się nie zapowietrzyła ze zdumienia, ale mąż uspokoił ją, by syn mógł skończyć wypowiedź.
- No więc: Toleruję, ale nie akceptuję tego. Nie lubię białych misiów, ani podtykania mi wszystkiego pod nos. Mam siedemnaście lat, niech to do was dotrze. S-i-e-d-e-m-n-a-ś-ci-e. To zobowiązuje. Chciałem, żebyście mi w końcu zaufali i nie traktowali jak dziesięciolatka...

Tu z obawą spojrzał w stronę matki. Głównie to ona skakała wokół niego. Doceniał, że nigdy niczego mu nie brakowało, ale chciał im pokazać, że jest już dorosły i odpowiedzialny.

Kiedy im to wszystko powiedział, zapadła przydługa cisza, przerywana tylko tykaniem zegara.
- Dobrze. Spróbujmy. - Głos Emily Potter był spokojny, ale i trochę jakby smutny. - Zmień sobie w pokoju, co chcesz. Wołać was będę tylko na posiłki.

James odetchnął. Spocił się przy tym wszystkim jak mysz. Podziękował im za rozmowę i wrócił do swojego pokoju. Nie mógł uwierzyć, że ma ją już za sobą.

Evans zdecydowanie działała na niego motywująco. Uśmiechnął się na tę myśl, spoglądając ostatni raz na obrzydliwe, białe misie.

* * *


- Witaj, Słonko! - Pani Potter otworzyła zamaszyście drzwi, uśmiechając się szeroko. Niestety, James nie zdążył dobiec. Stanął więc w drzwiach przedpokoju, czekając aż mama zakończy wstęp o tym, jak to jej miło, że tyle słyszała o Lily i w ogóle James nie mógł się doczekać jej przyjazdu.

Nie było mu to na rękę, bo cały ten prolog, stawiał go w niekomfortowej sytuacji. Zwłaszcza, że chłopak walczył o względy Evans. Kiedy matka zasunie (niby niegroźnymi, ale jednak) tekstami, jego "podchody" spełzną na niczym.

Z obawą więc słuchał trajkotania matki, ale na razie szło jej nieźle. W pewnym momencie, chociaż dość sztucznie, ucichła i wycofała się w głąb domu.
- Cześć - odezwał się James z przepraszającą miną.
- Cześć. Twoja mama jest... miła - uśmiechnęła się Evans, zdejmując kozaki. Płaszcz wziął od niej James i powiesił na wieszaku.
- Taa... - mruknął znacząco. - Rano powiedziałem jej, żeby przystopowała i trochę... źle to znosi.

Lily pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Skądś to znam. - Wzięła swoją torbę i zarzuciwszy ją sobie na ramię, ruszyła za chłopakiem w głąb domu. - Wszystkie to przechodzą. Moja też - szepnęła. - Ładnie macie urządzony dom.

Weszli do jasnego salonu, w którym pełno było roślin i kwiatów. Duże okna wpuszczały sporo światła, a w rogu stał kominek, w którym trzaskały płomienie. W drugim z kolei, stała pękata kolorowa choinka, na której migotały wesoło światełka.
- Ogrzejemy się? - zaproponował Potter. Musiał stworzyć bardziej kameralną sytuację, by móc porozmawiać z dziewczyną o Peterze.
- Chętnie napiłabym się czegoś rozgrzewającego. - Wyszczerzyła się do niego, rozcierając ręce.
- Przyniosę herbatę a la grzaniec. Rewelacja, mówię ci. - James nie wiedział, skąd w ogóle przyszły mu te słowa, ale nie dał nic po sobie poznać i odwrócił się w stronę kuchni.

Postawił wodę na gazie i zaczął szykować kubki.

Czekając aż woda się zagotuje, dyskretnie wychylił się, by zobaczyć gdzie usiadła Evans. Podsunęła sobie mały zydelek i wyciągnęła ręce w stronę kominka.

Jak zwykle wyglądała czarująco. Miała na sobie ciemne jeansy i ciepły, wełniany golf koloru śliwki. Włosy spięła w jeden, długi warkocz. Uwielbiał jej ogniście rude włosy. Miały w sobie coś magnetycznego.
- Kochanie. - James podskoczył w miejscu, chwytając się za serce. - Tu są...
- Mamo... - sapnął chłopak. - Przyprawisz mnie o zawał, jak się tak będziesz za mną skradać...!

Zaskoczona kobieta zamrugała.
- Ja się nie skradam! To ty byłeś w innym wymiarze, jak sądzę... kiedy patrzyłeś na nią. Bardzo ładna. I wydaje się miła.

Pani Potter uśmiechnęła się lekko.
- Mmm. O tobie powiedziała to samo - odparł James, na co kobieta wyraźnie pokraśniała.
- Zanieś je. Dobrze jest coś przegryźć- powiedziała, wciskając mu talerz z górą grzanek o przeróżnych smakach. - A po herbatę cię zawołam.
- Dzięki...

Podszedł do Lily, która zamyśliła się i nie zauważyła, kiedy chłopak do niej podszedł.
- Bardzo tu u was przytulnie - powiedziała cicho ciepłym głosem, nawet na niego nie patrząc.

Potter przysiadł na drugim zydelku tuż obok dziewczyny. Zrobił to w bardzo naturalny sposób, mimo że odległość między nimi zmniejszyła się tak, iż dotykali się ramionami, wpatrując w płomienie.

James odwrócił głowę, by sprawdzić jaką minę ma Lily. Uśmiechała się, a jej policzki lekko się zarumieniły. Oczy błyszczały, odbijając obraz skaczących figlarnie małych ogników.

Najwidoczniej poczuła na sobie jego wzrok, bo odwróciła się powoli, nie odsuwając. Teraz ich zwrócone do siebie twarze dzieliła niewielka odległość połowy stopy.*

Oboje wpatrywali się w siebie, wyczekując na ruch drugiej osoby. James analizował odcień zieleni tęczówek Evans, a ta co jakiś czas szybko mrugała i połykała nerwowo ślinę. Odległość nie zmniejszała się.

Potter pomyślał, że ma deja vu z wieczoru w Magic Cafe, czy coś, co było tamtego wieczoru Pokojem Życzeń. Jeszcze brakuje, by ktoś im tę magiczną scenę przerwał...
- James, kochanie...! - No pewnie, matka zawsze umiała się odnaleźć w sytuacji, pomyślał sarkastycznie chłopak i uśmiechnął się przepraszająco w stronę rudowłosej dziewczyny.

Wstał i poszedł po te nieszczęsne herbaty, których zapach poczuł, wchodząc do kuchni. Był lekko pieprzowy i korzenny. Wyczuwał tam goździki i coś jeszcze... czego do końca nie mógł zidentyfikować.

Wrócił do kominka, przynosząc ze sobą tak aromatyczny zapach, że Lily z zapałem sięgnęła po parujący kubek. Jej dłonie na moment zatrzymały się na dłoniach Jamesa.

Widocznie atmosfera była sprzyjająca, bo żadne z nich nie czuło się skrępowane tą sytuacją. James najzwyczajniej w świecie usiadł na swoim krzesełku tuż obok Evans i westchnął. Wiedział, że musi z nią pogadać o Peterze, mimo iż sto razy bardziej wolałby zaproponować jej wspólne pomilczenie, czy rozmowę ze splecionymi dłońmi.

To jednak musiało poczekać.
- Chciałbym z tobą poważnie porozmawiać. - Chciał ją nastawić na odpowiednie tory myślowe. Sprawa Ogona była jak najbardziej poważna.

Evans spuściła lekko głowę w dół, ożywiając się nagle na widok swoich skarpetek. Uśmiechała się.

Jej zachowanie nieco zdziwiło Jamesa. Wydawało się mu, że powinna raczej wpatrywać się w niego z uwagą, wyczekując tematu rozmowy. Mógł się jednak mylić, w końcu dziewczyny są dziwne i przekonał się o tym już niejeden raz.
- Chodzi o Petera - powiedział w końcu.

Lily spojrzała na niego totalnie zaskoczona. I trochę jakby rozczarowana, ale mogło się mu przewidzieć.
- A co Peter ma z nami wspólnego? - spytała, nie rozumiejąc w ogóle kierunku konwersacji, którym zaczął podążać Potter.
- Z nami? - Tym razem to James wybałuszył na nią oczy. Chyba sam zaczął się gubić.
- A o czym chciałeś porozmawiać? - zapytała dziewczyna, mrużąc oczy.

Potter zmieszał się. Czyżby ona sugerowała, że chciał rozmawiać o nich?! Zatkało go całkowicie.

Po chwili, pozbierał się i podjął jeszcze raz:
- No, o podejrzanym zachowaniu Glizdogona, i tym, że zaginął list, który wysłałem do ciebie. Napisałem w nim o spotkaniu z Łapą i Luniakiem właśnie w sprawie Petera.

Wszystko to powiedział jednym tchem, po czym spojrzał na reakcję Lily.

Przygryzła dolną wargę, uważnie słuchając Pottera. Kiedy zorientowała się, że skończył, rzekła:
- Teraz już rozumiem... A ja myślałam, że po prostu urwałeś ten ciąg listów
- Ja?! Dobrowolnie?! - James zaśmiał się. - Pomyśl.

Evans uśmiechnęła się i pokręciła głową.
- Fakt - przytaknęła.

Jeszcze chwilę dyskutowali, prześcigając się w pomysłach, kto miałby interes w organizowaniu całej akcji z listami. I dlaczego Peter nagle zrobił się taki tajemniczy, nie mówiąc niczego huncwotom.
- Do Klubu Ślimaka oczywiście się zapisał, nawet was o tym nie informując, pamiętasz? - podsunęła Lily.
- A propos... Żeby tylko nasz Peter nie był zamieszany w te "zgony", w które swego czasu zapędził się Slughorn - powiedział pół żartem, pół serio Potter.

Dziewczyna upiła łyk herbaty, rozkoszując się chwilę wybornym smakiem napoju z zamkniętymi oczami.
- Jakimi "zgonami"? - zapytała, otwierając oczy i marszcząc przy tym czoło.
- Sama kiedyś mówiłaś, że Slughorn łasy jest na wszelkie korzyści wynikające z czyjejś śmierci... A skoro do jego Klubu należy nasz biedny, nieasertywny Ogonek, mógł dać się namówić na jakąś głupotę, byle "być kimś"...

James poczuł, jak ogarnia go niewytłumaczalny smutek i przygnębienie. Dotarła do niego właśnie pewna prawda, której nie mógł zaprzeczyć.

Peter był słaby i wiele by zrobił, by móc przed kimś zaszpanować. Czymkolwiek. Był też klasycznym tchórzem i byle czym można go było nastraszyć. To wszystko razem daje osobę, którą łatwo można "namówić" w taki i czy inny sposób do "współpracy".

Lily położyła mu dłoń na plecach i pogłaskała.

James powoli wracał do rzeczywistości. Glizdogona trzeba ratować. On może zrobić głupstwo i skrzywdzić kogoś, nie życząc nikomu źle, pomyślał.

Chłopak znów spojrzał na Evans i westchnął ciężko.
- Odkryjemy, o co tu chodzi, zobaczysz - powiedziała dziewczyna pewnym głosem, chcąc napełnić Jamesa energią i pokrzepić. Pokazać, że i na nią może w tej sprawie liczyć.

Rękę, którą przed chwilą pogładziła go po plecach, teraz położyła mu na nadgarstku, przy przegubie dłoni, którą trzymał swój kubek.

Potter spojrzał w tym kierunku i przełożył herbatę do drugiej dłoni, by móc wolną ręką odwzajemnić uścisk Evans. Po chwili ich dłonie splotły się i mocno zacisnęły.

James bał się spojrzeć Lily w twarz. Jego serce minimalnie przyśpieszyło, a motylki poczuł tylko w niewielkim stopniu. Zdziwiło go to, ale w głębi duszy nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Przepełniało go szczęście, mimo że przecież to jeszcze niczego nie oznaczało.

Patrzył w płomienie, uśmiechając się do siebie.
Niespodziewanie Lily oparła głowę o jego ramię, co spowodowało, że chłopak chciał wyć ze szczęścia. Oczywiście zachował spokój, nie odzywając się ani słowem, bo bał się, że może się ze szczęście rozpłakać. A to byłaby już żenada. I to przy Lily...

Nie wiedział, jak ona to traktuje. Będzie z nią musiał o tym porozmawiać. W końcu może się okazać, że zajście przed kominkiem będzie uważała, za taką "jednorazową wpadkę".

Ale zdawał sobie sprawę, że o wszystkim na spokojnie porozmawiają dopiero w Hogwarcie.

______
* pół stopy - 15 cm. Około, oczywiście ;]

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Tradycja nakazuje (a i dobre maniery ;p), by dziękować za okazaną pomoc.
"Dziękuję, Aniutku!" ;]