Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] James Potter - Ostatnia szansa, rozdział XXXV (01.11.15 r.)

Dodane przez mooll dnia 12-11-2009 17:58
#50

ROZDZIAŁ XVII



Sufit w Wielkiej Sali wyglądał uroczo. Lekkie chmurki snuły się bardzo leniwie, a zimowe słońce rozświetlało wszystko wokół.

James ciężkim krokiem podszedł do stołu Gryffindoru, uginającego się pod stosami maślanych bułeczek, rogalików, ciepłych kiełbasek, tostów i bekonów.

Chłopak ledwie ogarnął to wzrokiem i ociężale klapnął obok swoich towarzyszy.
- O, Rogacz! - zawołał Lupin.
- Tak słodko zaciągałeś przy chrapaniu, że aż żal było spać - powiedział Black z potężnym kawałkiem parówki w ustach.

Peter i Remus zarechotali.
- Śmieszne - sarknął Potter. - I za to nie obudziliście mnie na czas?
- Wyluzuj, stary - mrugnął do niego Syriusz. - Jak tam panna E.?
- Od kiedy stosujemy kryptonimy? - James sięgnął po tost i bekon.
- A od kiedy się o wszystko obrażamy? - odparował pytaniem na pytanie Black.

Zapadła cisza. Obaj wiedzieli, że lada moment przeciągną strunę, więc zamilkli, pozostawiając zagęszczoną atmosferę.
- Black zarywa do tej tam Book. - Peter próbował ratować sytuację.

James uniósł w górę jedną brew.
- No, to wiemy od... początku roku, Ogonku - powiedział James, wcinając tost za tostem.
- Brook, jak już. - Black pokręcił głową z politowaniem. - Ale rzeczywiście. Dziś mam się z nią spotkać. Trzeci raz.

Syriusz wypiął dumnie pierś, nabił na widelec kolejną kiełbaskę i załadował do ust duży jej kawałek.

James popatrzył na przyjaciela. Odechciało mu się jeść. Bo on, oczywiście musiał spotkać po drodze głupiego Iryta, który przeszkodził mu...
- No to co z Lilką? - spytał Remus.

Niech to szlag! Muszą mi psuć humor od rana?, pomyślał zdenerwowany.

Do tego czasu nie zdarzyła się sposobność pogadania na ten temat, więc chłopcy nie mieli pojęcia, jak skończyła się pierwsza randka Pottera, Podrywacza Wszechczasów. No tak, tylko że ten Mistrz Flirtu nie zdołał umówić się na kolejne spotkanie. Żenujące. Wstyd doprawdy. I co on miał im teraz powiedzieć? Że niby Iryt im przeszkodził? Nie, to już przecież brzmi wymijająco. Dziwne, że czasem prawda bardziej przypomina naciągane kłamstwo.

Potter zamyślił się, wgapiając bezmyślnie w kubek z sokiem z dyni.

- Juuhuu! - Black zamachał mu przed nosem maślaną bułeczką. - Baza do Rogasienieczka!

Pettigrew i Lupin roześmiali się.

James odepchnął rękę trzymającą nadgryzioną bułkę.
- Spadaj, nie będę jadł po tobie. - Chłopak prychnął z dezaprobatą i udawanym obrzydzeniem.

Syriusz wyszczerzył się do niego.
- A czy ja cię chcę karmić? Jesteś chyba poza Hogwartem, tak na oko ze sto mil.

Pozostali patrzyli na niego wyczekująco. Musiał coś powiedzieć. Tylko co?!
- Nie, no zamyśliłem się... - Potter odwlekał tę chwilę najdłużej, jak się dało. - Nie wyspałem się...
- Ty się nie wyspałeś? - Remus spojrzał na huncwotów. - No to widocznie tym chrapaniem przeszkadzałeś jeszcze bardziej sobie niż nam. A, wierz mi, dawałeś nieźle po garach.

James uśmiechnął się przepraszająco.

I nagle do Wielkiej Sali wleciała chmara sów. Oczywiście, działo się tak codziennie i chłopcy już przestali zwracać na to uwagę. Im byli starsi, tym mniej listów i przesyłek dostawali z domów. Tym razem Potter pomyślał, że to idealna sytuacja do odwrócenia uwagi od jego osoby.

W myślach modlił się o jakąś paczkę, cokolwiek. Nie chciał doznać upokorzenia, że taka z niego oferma, której nie udało się umówić na drugą randkę.

I ku ogromnemu zdziwieniu wszystkich przy stole, przed Jamesem wylądowała mała płomykówka. Poznał ją od razu. Była jedną z tych szkolnych sówek. Czyli przesyłkę wysłano z Hogwartu.

Spojrzał na chłopaków. Odwiązał z małej nóżki niewielką kopertę. Pogłaskał sowę i dając jej krakersa, pozwolił odlecieć.

Huncwoci nachylili się nad Jamesem bardzo zaciekawieni i zaintrygowani.
- Kiedy ostatnio dostałeś list? - spytał Peter.
- No właśnie! - Potter zmarszczył brwi. - Nie pamiętam.

W duchu jednak rozpierała go radość, że nie musiał mówić im o Lily i dziwił się, że jego modły zostały wysłuchane.

Wpatrywał się w kopertę. Nie była w żaden sposób zaadresowana lub podpisana.
- No, na co czekasz, chłopie? - Peter próbował pośpieszyć Pottera. - Otwieraj.

Z lekkim niepokojem, James rozerwał kopertę. W środku był mały kawałek pergaminu, a na nim napisane ślicznym, równiutkim pismem, dosłownie kilka słów.

Siódme piętro, gargulec.
Magic Cafe.
Dwudziesta.
L.E.


Potter zamrugał szybko. "L.E", to na pewno Evans. Ale... nie, to niemożliwe. Przecież wygląda to tak, jakby to ona chciała się z nim umówić. Czy to mogłoby się mu przyśnić? Nawet w najśmielszych snach nie wyobrażał sobie takiej sytuacji.

- Powiesz coś? - spytał Remus. - Wiesz co to jest?

I w tym momencie James wpadł na pomysł uratowania swojej skóry w oczach przyjaciół. Jeśli odrobinkę podkoloruje rzeczywistość, to nikt nie będzie miał mu tego za złe. Wyjdzie przynajmniej z twarzą z tej trudnej sytuacji.

- No, właśnie - zaczął pewnym tonem. - Pytaliście, co z Evans. Otóż, miała mi napisać swoją odpowiedź. I oto jest.
- Odpowiedź? - spytał Peter, nie rozumiejąc widocznie.

James uśmiechnął się dobrodusznie. Emanował z niego spokój. Teraz mógł swobodnie odetchnąć.
- Zapytałem ją wczoraj, czy nie spotka się ze mną jeszcze raz. Czułem, że zgodziłaby się bez wahania. Ale, sami wiecie, jakie są baby. Mówią "tak", gdy myślą "nie" i na odwrót.
- A ona stawia na oryginalność i powiedziała "nie wiem"? - spytał z nutą sarkazmu Peter.

James ewidentnie nie chciał jej słyszeć w głosie kumpla.
- Coś w tym stylu. Powiedziała, że da mi znać. - Zaczął bawić się tym małym kawałkiem pergaminu. - Tylko nie powiedziała mi, jak...

Lupin zmrużył oczy.
- Wraca stary Potter... - powiedział powoli.
Pozostali spojrzeli na prefekta ze zdziwieniem.
- O co ci chodzi? - spytał zaczepnie James.
- A o to, że znów grasz w te swoje gierki - powiedział spokojnie Lupin. Jego głos nie był w żaden sposób zabarwiony emocjami. - Uważasz, że skoro już ją "masz", to nie warto się starać?
- Ej, stary, nie wiem o czym mówisz! - bronił się Potter, chociaż powoli docierał do niego zarzut Remusa, który na te słowa uśmiechnął się tylko z politowaniem.
- Dobrze wiesz, o czym mówię... - powiedział bardzo cicho.

Black spojrzał na Petera i wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- No dobra... to chociaż nam to wytłumacz - powiedział Syriusz.
- Naprawdę tego nie widzicie? - spytał zrezygnowany Lupin. - Ja wam tego tłumaczyć nie będę.

A potem zwrócił się do Jamesa.
- Byłem za tym, żebyś się zmienił i dopingowałem ci z Evans. Ale skoro to była tylko podpucha i w zwyczajny sposób ją oszukałeś, byle się z nią umówić, to - wybacz Rogaczu - ale żal mi cię. Poza tym, oczywiście niczego ci nie zarzucam, żeby było jasne.

Pozostali chłopcy zaniemówili. Skąd Remus wziął w sobie tyle asertywności?

James spuścił głowę. Przegiął. Chciał wyjść dobrze w ich oczach, tymczasem Lunatyk naprawdę uważał, że to była maskarada. A przecież nią nie była! Coś go podkusiło. Chyba ten uśmiech losu i sowa. Powinien coś powiedzieć. Zwrócić honor Remusowi, w końcu miał rację.

Jednak niespodziewanie usłyszeli za plecami głośne sapanie. Ktoś, kto stał za nimi, niewątpliwie miał kłopoty z zatokami i świszczący oddech. Sto procent, że to Smark, pomyślał. Zawsze musi się napatoczyć w najmniej odpowiedniej chwili.
- Już pół szkoły trąbi o waszej randce w Hogsmeade. - Po głosie Potter był już pewien, kto to.

Odwrócił się.
- No i dobrze - odparował James.

Snape ze swoimi przydługimi, obleśnie tłustymi włosami doprowadzał go do szału.
- Jak widzę, u ciebie nic się nie zmienia - powiedział Potter przez zaciśnięte zęby, a jego słowa ociekały sarkazmem. - Umyłbyś te włosy, bo tracę apetyt. A miałem jeszcze ochotę na rogalika. Skutecznie mi przeszkodziłeś.
- Zamknij się, Potter - warknął wyjątkowo nieprzyjemnie Snape.

Generalnie, kiedy warczał na otoczenie nie był przyjemny, ale dziś dawał z siebie wszystko.
- Idź gdzieś indziej zatruwać powietrze, dobra? - włączył się do wymiany zdań Syriusz.

Snape obdarzył go spojrzeniem pełnym pogardy i jeszcze czegoś nieokreślonego, ale na pewno nieprzyjemnego.
- Nie do ciebie mam sprawę - znów warknął. James pomyślał, że trzeba mu zmienić ksywę, na jakiegoś Warkacza.
- "Kończ waść, wstydu oszczędź" - James potraktował go z góry.
- Weź nie szpanuj literaturą, Potter, bo aż mi uszy puchną. Darmozjad... - Potter poczuł jak się w nim zagotowało. Smark go prowokował, nie miał wyjścia. - Lily tu nie ma.

Ostatnie zdanie, który wysylabizował, miało być przesłodzone, ale Snape'owi nie bardzo to wyszło. Nie miał pojęcia, jak powinno brzmieć, bo prawdopodobnie nie miał ze słodyczą nigdy do czynienia.
- Przez ciebie, idioto, łazi za mną ta Gryfonka, Blanc. - Snape zaróżowił się.

James pomyślał, że w normalnych warunkach byłby purpurowy, ale z natury był zbyt blady. Jego skóra nie znała zdrowego kolorytu.
- A co ja ci na to poradzę? - próbował się odciąć Potter. - Radź sobie, Smark. I tak nie będziesz z Lily, więc nic ci to nie da.
- A ty za to jesteś pewien, że będziesz z Lily, nie? - To zdanie jakoś dziwnie zabrzmiało, ale wtedy James nie myślał, że to może być pułapka.
- No może i jestem. Nie wiem, co ci do tego. Zjeżdżaj, bo będę miał koszmary. - Chłopak odwrócił się do Snape'a plecami i sięgnął po kubek z sokiem.
- Pewny? - James usłyszał głos, który nie należał do Smarka, tylko do dziewczyny.

Żołądek mu się skręcił, zaschło mu w gardle, a przed oczami ściemniło się gwałtownie. Tylko nie to, przemknęło mu przez głowę. Oby się przesłyszał.
- Szkoda, że cię rozczaruję, Potter. - Czyli się nie pomylił. Zamknął oczy. Czemu Lily zawsze musiała się pojawić w takiej sytuacji?!

Odwrócił się do niej.
- To znaczy? - zapytał słabym głosem.

Ze złością wyrwała mu z ręki kawałek pergaminu, który dostał sowią pocztą.

Spojrzał na nią zdumiony.
- Ej, co jest? - Niczego nie rozumiał.

Dziewczyna podarła pergamin na cztery kawałki.
- Rozmyśliłam się - powiedziała z przepraszającym uśmiechem, który - co do tego James nie miał wątpliwości - był nieszczery.
- Jak to: rozmyśliłaś?! - otworzył szeroko oczy. - Nie możesz...!
- Nie? - sarknęła. - A gdzieś to jest zapisane? Może coś przeoczyłam?

Potter nie znosił u niej tego tonu.
- Zejdź z tego cynizmu może... - powiedział chłopak. W głowie miał coraz większy mętlik. Co miał robić? Nie widział huncwotów, ale dałby się pokroić, że gapią się i nie mają bladego pojęcia, o co chodzi, skoro jeszcze się nie włączyli. - Pogadajmy...
- Na razie nie chcę cię widzieć, a co dopiero z tobą gadać - powiedziała dziewczyna. - Zawiodłam się na tobie, James.

Ostatnie zdanie wypowiedziała powoli i cicho. Popatrzyła na niego smutno. A w jej spojrzeniu nie było już śladu złośliwości.

Pottera chwyciło coś za serce.
Niech to szlag! Wszystko zepsułem. Znów, pomyślał rozpaczliwie.

Dziewczyna odeszła powoli w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. James patrzył jeszcze długo, zanim nie znikła za ogromnymi drzwiami.
- Rogacz... - zaczął Black niepewnie.
- Nie chcę o tym gadać - uciął dyskusję Potter. Chciał się przyznać do błędu. Czemu nie umiał? Czemu?!

Spojrzał na Remusa, który dał mu do zrozumienia, że wie, o czym ten myśli i nie potrzebuje słownych oświadczeń, że popełnił błąd.
- Naważone piwo trzeba wypić - powiedział tylko.

James westchnął.

Piwo... A jeszcze wczoraj pił je razem z Evans. Jak mógł zachować się tak arogancko?! Wiedział, że Lily mogła w każdej chwili się pojawić. To wszystko wina Smarka. Przeklęty Snape znów miał satysfakcję, że pokrzyżował im plany. Chyba wciąż się łudził, że Lily z nim będzie.

Nie, teraz tym bardziej zrobi wszystko, by z nią być. Potter postanowił, że znajdzie ją i wytłumaczy wszystko. Zresztą Evans nie zwróci uwagi na Smarka, nie ma takiej opcji. Kiedyś się przyjaźnili, ale ona nic do niego nie czuje. O to mógł być spokojny.

Wyszedł z Wielkiej Sali sam. Poprosił o to kumpli. Nie chciał im do reszty psuć dnia. W końcu dopiero było śniadanie.

Szedł sam korytarzem na lekcję zaklęć. Przez całą drogę rozmyślał, jak przeprosić dziewczynę i jak do niej podejść. Co mógł mieć na swoje usprawiedliwienie? A może szukanie go było błędem i należy szybko powiedzieć, że to jego zachowanie było głupie i nie ma nic na swoja obronę? Nie wiedział.

Był tak nieobecny duchem, że nie od razu dotarło do niego, że na schodach siedzą Lily i Smark.

Zatrzymał się na kilka metrów od nich i stał jak sparaliżowany. Co oni tu robili razem? Czyżby jednak mylił się co do tego, iż Lily będzie chodzić z tym obleśniakiem? A może jednak to tylko taka przyjacielska rozmowa? W końcu swego czasu często można ich było razem zobaczyć.

W głowie miał same pytania bez odpowiedzi i taki zamęt, że nie mógł się ruszyć.

Na jego nieszczęście, Evans go zauważyła i odwróciła ostentacyjnie głowę w stronę Snape'a, patrząc mu wymownie w oczy.

James nie wiedział, czy to gra, czy może jest szczera z tym Ślizgonem. Zrobiło mu się niedobrze. Żołądek mu się skręcił, a w ustach nagle miał za dużo śliny.

Zemdliło go całkowicie, kiedy zobaczył, że Snape wyciągnął dłoń i pogłaskał jej wierzchem policzek Lily. Ostatnia rzeczą, jaką spostrzegł, była jej dłoń spoczywająca na kolanie Smarka.

Wtedy zakręciło mu się w głowie i zwymiotował.

Zapanowała cisza i ciemność.


-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.

Kolejny raz: podziękowania dla Ani, która pomimo (jak by to ująć...?) trudnej sytuacji - przeczytała moje wypociny ;d

Edytowane przez mooll dnia 12-11-2009 22:42