Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] James Potter - Ostatnia szansa, rozdział XXXV (01.11.15 r.)

Dodane przez mooll dnia 26-10-2009 13:10
#37

ROZDZIAŁ XIII



- Nie przekonasz mnie, Peter. - James spojrzał na małego blondynka przelotnie i wrócił do studiowania książki Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć (dla zaawansowanych) autorstwa Scamandera Newta. Profesor Kettleburn kazał im przygotować informacje o jednorożcach.
- Zamknij tę książkę - rzekł już nieco zrezygnowany Glizdogon. - Wszystko, co mogliśmy się dowiedzieć o tych jednorogich koniach, powiedział nam na zajęciach na czwartym roku, bodajże.
- Skoro kazał, to widocznie będzie wymagał czegoś więcej, niż tylko podstaw. - Głos Pottera zrobił się nieprzyjemny i złośliwy.

Chłopcy siedzieli w pokoju wspólnym przy oknie, podczas gdy Black odpoczywał przed kominkiem. Nie odzywali się do siebie już prawie trzy dni. Jamesa zaczęło to niepokoić.

Miał przetrzymać Syriusza, a tymczasem on zawzięcie próbował mu pokazać, że miał rację. Dlatego właśnie James na siłę starał się skupić na lekcjach, co po słynnej już rywalizacji z Evans na początku roku, nie przychodziło mu tak łatwo. Był pewien, że wyczerpał limit swoich możliwości. A mimo to, uparcie próbował się czegoś nauczyć.

Nagle go zemdliło. Z bólem głowy spojrzał za okno. Wiatr wył nieprzyjemnie za oknem, szarpiąc korony drzew Zakazanego Lasu. Przecież dopiero co mieniły się różnymi kolorami, od złota do czerwieni, a teraz już brutalnie zostały ich pozbawione. Na dworze zrobiło się posępnie i smutno.

James pomyślał, że kończy się jesień i lada dzień spadnie śnieg. Został im niecały miesiąc do Świąt. Musiał coś wymyślić, żeby się pogodzić z Blackiem. Tylko jak to zrobić, żeby wyjść obronną ręką, a nie w taki sposób, jakby przyznawał się do winy?

Przymknął oczy i zaczął rozmasowywać sobie kark.
- Rogaczu - znów podjął Peter. - Mam tego dość.

James spojrzał na kumpla. Słyszał to już wczoraj i przedwczoraj; dziś już zresztą chyba też.
- Aha - mruknął Potter. - I co w związku z tym...?
Peter wstał. James czuł, że przebrała się miarka: ten spokojny, wiecznie przytakujący Peter stracił cierpliwość.
- Wiesz co? - zaczął wojowniczo niski blodnyn, a James spojrzał na niego uważniej. - Przez te kilka dni wciąż latałem od jednego do drugiego. Chciałem, żebyście się pogodzili.

Chłopak robił się coraz bardziej zdenerwowany, a ton jego głosu nie wróżył niczego dobrego: podnosił się z każdą chwilą, aż w końcu osiągnął taką częstotliwość, że inni uczniowie znajdujący się w pokoju wspólnym, zaczęli się na nich oglądać. W pewnym momencie nawet Syriusz odwrócił głowę. Peter prawie krzyczał.
- Traktowaliście mnie jak posłańca! - krzyknął wściekły. "Powiedz Potterowi...", "Powiedz temu łajdakowi..." - przedrzeźniał głosy kumpli.

James otworzył szeroko oczy. Ich kłótnia stała się już widocznie sprawą publiczną. Co poniektórzy zatrzymywali się, by posłuchać. Inni znów przysiadywali niedaleko nich i nadstawiali uszu.

Potterowi zrobiło się głupio. Chciał, by Peter już przestał, by ściszył głos. Ale ten się dopiero rozkręcał.
- ... i to mają być przyjaciele! - sarknął i zaśmiał się szyderczo. - Taka ekipa, która nigdy się nie rozpadnie. Ha-ha!

James poczuł, że gorzka prawda, którą mu teraz bezceremonialnie prezentuje kumpel, przenika jego świadomość.
- Ale czemu mi to mówisz?! - warknął głośniej niż zamierzał James.

Oczy Petera przybrał kształt galeonów, po czym nagle zwęziły się, a policzki spurpurowiały.
O, nie..., pomyślał Potter, zły ruch...
- CO?! - krzyknął rozjuszony Glizdogon. - To dotyczy was obydwóch. OBYDWÓCH!!!
- Tymczasem wydzierasz się na mnie, tak?! - odparował Potter, w którym również zaczynało się gotować. Nie musiał, oczywiście. Peter miał rację. Ale czuł, że to niesprawiedliwe uświadamiać tylko jedną stronę.

Prawie słyszał, jak kumpel zgrzyta zębami i widział, że ręce bardzo mu się trzęsły.

Glizdogon odwrócił się na pięcie w stronę Syriusza. Ten patrzył przerażony na chłopaków, ale nic nie zrobił, ani nie powiedział.

Pettigrew, z trudem łapiąc oddech, spakował swoje rzeczy i ruszył do dormitorium, trzaskając za sobą drzwiami.

Atmosfera w pokoju wspólnym gęstniała w zastraszającym tempie. Część gapiów zaczynała się ulatniać, aż pomieszczenie wyludniło się prawie całkiem. Zapadła irytująca cisza, która powoli stawała się coraz bardziej niezręczna. Potter czuł, że się od niej pochoruje.

I w tym momencie obraz drgnął, ukazując trzy dziewczęce postacie, roześmiane i beztroskie.

Jeszcze ich mi tu brakowało..., pomyślał James, rozpoznając w dziewczynach Lily, Dorcas i Danielle.

Evans szybko zorientowała się w sytuacji. Zamilkła, szturchając Dorcas, by przestała się śmiać. Danielle z kolei, podeszła szybkim krokiem do Blacka, zanim Lily zdążyła ją powstrzymać.

Napięcie zdecydowanie rosło.
Potter spojrzał na Evans, która obserwowała scenkę przed kominkiem.

Była dziś ubrana w wąskie jeansy i obcisłą granatową bluzkę, na którą narzuciła ciemnoturkusową tunikę na ramiączkach. Wyglądała prześlicznie z rozpuszczonymi włosami, które tylko wsuwkami upięła z boku, by jej nie przeszkadzały. Mimo to, kilka niesfornych kosmyków opadało na jej czoło i oczy, lecz dziewczyna zdawała się tego nie dostrzegać.
- Blacky... - zaszczebiotała Danielle i usiadła obok niego przed kominkiem.

Syriusz spojrzał na nią jak na wariatkę. Zdecydowanie nie umiał się odnaleźć w tej sytuacji.
- A tobie się coś dziś dzieje? - spytał, odsuwając się od niej.

Danielle nie ustępowała i z uśmiechem przysunęła się bliżej.
- Powiedz, jaką chcesz wiązankę?

Po minie Blacka można było wywnioskować, że przestaje rozumieć otaczającą go rzeczywistość.
- Takie niezrównoważenie się leczy, Dan - odparował jej, posyłając spojrzenie pełne pogardy i politowania.

Dziewczyna parsknęła perlistym śmiechem, szczerze ubawiona.
- Nie jestem ślepa, kochanieńki! - mrugnęła do niego. - A nawet jakbym była, to i tak bym zauważyła, że się tu szykuje rzeź huncwotów!

Lily i Dorcas spojrzały po sobie. Wszyscy zdawali się uczestniczyć w całym zajściu. Evans przeniosła wzrok z przyjaciółki na Pottera. Ich spojrzenia spotkały się, a chłopak poczuł, że serce zabiło mu mocniej, jakby chciało przypomnieć o swoim istnieniu.

James przełknął ślinę. Czuł, że lekko się czerwieni. Kiedy z powrotem przeniósł wzrok na Blacka i Danielle, kątem oka zauważył, że Lily zmierza ku nie niemu, ciągnąc za sobą Dorcas.

Serce przyspieszyło, a śpiące motyle zerwały się do lotu i wypełniły mu cały żołądek.

Dziewczyny usiadł przy jego stoliku.
- Pierwszy raz widzę taką scysję między wami - powiedziała jakby nigdy nic Lily.
- Oskarżył mnie - wydusił z trudem Potter i spojrzał na dziewczynę.

Jej jasnozielone oczy w kształcie migdałów wyrażały szczery niepokój. Taka sytuacja zdecydowanie odbiegała od normy życia codziennego Gryffindoru.
- To długa historia - dodał po chwili James i machnął ręką. - Zbyt długa.

Zanim doszedłby do meritum sprawy, musiałby jej wiele wytłumaczyć. A przede wszystkim wyjawić tajemnicę. Wolał ją w naturalny sposób zbyć zmęczeniem.

Przeniósł wzrok na parkę siedzącą przed kominkiem.
- ... nie musiałaś wyjeżdżać z tą wiązanką! - ofuknął dziewczynę Syriusz. - Założyłaś, że to ja zginę, co?

Danielle przewróciła oczami.
- Przyniosłabym wam obu. Ale to ciebie zapytałam o zdanie. Mógłbyś to docenić - warknęła, tracąc najwyraźniej cierpliwość.

Black zagapił się na skaczące po polanach płomienie w kominku.
- Ej, tworzycie tu coś niezdrowego, Blacky - odezwała się ponownie dziewczyna.
- To on tworzy - syknął Syriusz. - I do jasnej... Anielki! Przestań z tym Blacky. Bo mnie krew zalewa!

Danielle zaśmiała się, szczerze ubawiona i odwróciła się w stronę siedzącej przy stoliku trójce:
- Słuchajcie, jest już nieźle! Zaczyna reagować na "Blacky".

Lily i Dorcas uśmiechnęły się. James też miał ochotę, ale powstrzymał się. Musiał chociaż zatrzymać pozory.
- Blackuś - ciągnęła przymilnie Danielle. - Wyglądasz na bardzo spiętego...

Syriusz w widoczny sposób zagotował się w środku i spojrzał na dziewczynę wzrokiem mordercy.
- A może tak, Danielluś, odwalisz się od zmęczonego Blackusia?! - warknął, mrużąc oczy.
- Ależ kochanie! - Danielle kontynuowała tę wymianę subtelnych zdrobnień.

Otworzyła oczy w udawanym zdumieniu, po czym jej twarz zmieniła wyraz, jakby przypomniała sobie o czymś. - Hej, byłeś mi coś winny...!

Black poczerwieniał na twarzy i spuścił wzrok.
- Myślałem, że zapomniałaś... - szepnął.

Trójka siedząca pod oknem wymieniła zdziwione spojrzenia, nie wtrącając się do rozmowy. Widocznie ani dziewczyny, ani James, nie wiedzieli o jakiejś tajemnicy Blacka i Danielle.
- Och... - Dziewczyna udała, że czymś się zmartwiła. - Zapomniałam! Veri może się dowiedzieć...
- Nie mów tak o niej! - warknął chłopak, na co Danielle uśmiechnęła się tryumfalnie.
- Przestałbyś udawać, że coś do niej czujesz.

James był coraz bardziej skołowany. Lily, jak się zdążył zorientować, też niewiele rozumiała po tej wymianie zdań.

Danielle podniosła się z podłogi i przeciągnęła z uśmiechem.
- Blacky był ze mną umówiony - zwróciła się z niewinnym uśmiechem w stronę dziewczyn i Pottera.
- Nie. Mów. Do. Mnie. Blacky. - Syriusz ledwo nad sobą panował.

Dziewczyna chwyciła się pod boki, a jej twarz była teraz bardzo poważna.
- No dobra. Koniec z tymi farmazonami! Słońce.

Black tylko zazgrzytał zębami. Po czym nadął się nieoczekiwanie i wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Danielle zawtórowała mu.

Lily, Dorcas i James spojrzeli po sobie.
- Chyba jestem w innym wymiarze - powiedział James, wciąż patrząc na śmiejącą się parę.
- No... - przytaknęły mu dziewczyny.
- Blacky?! - powtórzył James, unosząc w górę jedną brew, po czym uśmiechnął się. - To trochę jak: Łapciuniu.

Syriusz spojrzał na Pottera okrągłymi oczyma i o mało co, nie przewrócił się ze śmiechu.
- Rogasieńku! - zawołał, naśladując dziewczęcy głos.
Potter ryknął śmiechem, a za nim dziewczyny.
- Jak dla mnie, to oni mają jakieś podejrzane dojścia - powiedziała Dorcas do Lily, wciąż śmiejąc się. - Czy wy macie jakieś używki z przemytu, chłopcy?

Potter chwycił się za brzuch, bo od śmiechu zaczął go boleć.
- Dość, bo skonam ze śmiechu! - zawył Syriusz.

Wszyscy sapiąc, próbowali dojść do siebie. Kiedy już się nieco uspokoili, Jamesowi znów stanął przed oczami obraz sprzed kwadransa, kiedy męczyli się, patrząc na siebie.

Black chyba czuł podobnie, bo również spoważniał i wpatrywał się w Pottera uważnie. Wstali równocześnie. Byli zaskoczeni nie tylko własną reakcją, ale i tym, jak tak bardzo byli do siebie podobni, że nawet instynktownie zachowywali się w ten sam sposób.

Zaczęli iść ku sobie. Zatrzymali się w odległości około trzech kroków od siebie. Obaj czekali. Nie wiedzieli za bardzo, na co.

James czuł, jak wzbierają w nim emocje. Chciał powiedzieć cokolwiek, ale coś go powstrzymywało. Zaschło mu w ustach, a w gardle uwięzły słowa.

Naraz oboje wyciągnęli ręce ku sobie.

Było to tak nienaturalne, że gdyby nie świadkowie, pewnie nikt by im nie uwierzył. Ale nie padli sobie w ramiona. Spojrzeli po prostu na siebie, a ich oczy przenikały się wzajemnie, rozumiejąc co ten drugi czuje. Słowa nie były tu potrzebne. Męskie przeprosiny nie są mokre od łez, ciepłe od przytuleń, ani obfitujące w słowa.




_._._._._._._._._._._

W tym miejscu chciałabym podziękować komuś, bez kogo ten rozdział nie pojawiłby się. Wiem, to było trywialne; rodem z gali oskarowej :P.
Ale jest pewna osóbka, której winna jestem podziękowanie. Aniu - masz u mnie sok [sic!], za przegląd rozdziału! :]

Edytowane przez mooll dnia 27-10-2009 09:15