Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] James Potter - Ostatnia szansa, rozdział XXXV (01.11.15 r.)

Dodane przez mooll dnia 25-10-2009 00:45
#32

ROZDZIAŁ XII




[justify]W pomieszczeniu było ciemno i cicho. Jedynie w kominku trzaskał ogień, a przez szpary w nieszczelnych oknach słychać było wycie wiatru.

Czarna, zakapturzona postać gwałtownie odwróciła się w stronę blasku ognia. W ciemności zabłysły czerwone oczy.
- Panie... - odezwał się chłopak stojący na środku pokoju. Był sam. Bał się Czarnego Pana.
- No co, Nott? - Voldemort zsunął kaptur na plecy, ukazując trupiobladą twarz o niezdrowej, zniszczonej cerze. - Przyszedłeś, zdaje się, zdać mi raport...
- T-tak... - Chłopak nie tylko nie umiał opanować drżenia głosu, ale i całego ciała. - M-misja się p-powiodła.

Czarny Pan nieznacznie się uśmiechnął.

Zanim rozpocznie swoją aktywną politykę wobec Ministerstwa, Dumbledore'a i całej czarodziejskiej społeczności, musi poczynić pewne kroki. Potem wszystko potoczy się zbyt szybko.
- Dobrze się spisałeś - szepnął Voldemort, siadając w fotelu przed kominkiem.

Podniósł dłoń o długich, kościstych palcach. Chłopaka przeszedł dreszcz. Usłyszał bowiem lekki szmer sunącego po podłodze węża.
- Moja droga Nagini - syknął do węża, uśmiechając się. - Wszystko idzie po naszej myśli... No, słucham - spojrzał na stojącego przed nim chłopaka.

Zapadła cisza.

Nott nie wiedział, czego od niego chce Czarny Pan. Zaschło mu w gardle. Czuł, że nie będzie mógł zapanować nad drżeniem głosu.
- No, mówże! - W głosie Voldemorta wyczuwał lekkie zniecierpliwienie, co nie wróżyło niczego dobrego. - Przecież cię nie zjem!

Wybuchnął śmiechem. Ale był to bardzo demoniczny śmiech, który zmroził chłopakowi krew w żyłach.
- Najwyżej zrobi to Nagini. - Tu poklepał węża po pysku, wciąż rozbawiony swoim żartem.
- P-panie - zająknął się Nott, ale opanował się, choć nie przyszło mu to łatwo. - Mamy szpiega. Potter jest na celowniku.
- Taa... - Voldemort powoli kiwnął głową.
- To jego przyjaciel. - Nott mówił coraz pewniej. Czuł, że Czarny Pan doceni jego działania.

Ten spojrzał na niego uważnie.
- Przyjaciel... - powtórzył, a jego czerwone oczy rozjarzyły się niczym dwie lampki choinkowe. - No, no, no...

W tym momencie usłyszeli skrzypnięcie desek. Podłoga w tym domu nadawała się już tylko do remontu. Co druga deska trzeszczała lub była poluzowana. Parkiet już dawno powinien zostać poddany jakiejś odnowie, ale nikt się do tego nie kwapił. Osiadłszy tu, Lord Voldemort również nie przewidywał jakiś działań w tym kierunku.

Ktoś najwyraźniej teleportował się na dole i teraz zmierzał, po równie zniszczonych co podłoga schodach, prowadzących na piętro.

W pokoju znów zaczęła dzwonić cisza, przerywana jedynie odgłosem napierającego na okna wiatru i trzaskającym ogniem w kominku.

Tom Riddle podniósł się powoli z fotela i przeszedł kilka kroków w stronę wielkiego kosza z drewnem. Sięgnął po dwa solidne polana i z impetem cisnął je na pożarcie płomieniom, po czym znów usiadł, wciąż milcząc.

W pokoju pojawiła się postać w ciemnym płaszczu, z kapturem zasuniętym tak, iż zasłaniał całą twarz.
- Jesteś, Severusie... - cichym głosem przywitał go Voldemort.
- Przepraszam za to spóźnienie, Panie... - sapnął Snape. Z trudem łapał oddech. Zdjął kaptur z głowy, odsłaniając swoją chudą twarz, którą okalały przetłuszczone, czarne włosy.
- Wybaczamy ci, prawda, Nott? - Voldemort najwyraźniej był w dobrym humorze. - Ale tylko dzięki waszej udanej misji. Spisaliście się.

Obaj chłopcy poczuli się pewniej.
- Ustalmy w takim razie, co mamy na dzień dzisiejszy - podsunął Czarny Pan, rozkoszując się swoimi powodzeniami.

Tym razem głos zabrał Snape.
- Mamy szpiega, który ma dla nas śledzić każdy ruch Pottera - powiedział wciąż jeszcze z lekką zadyszką.
- Zwłaszcza te podejrzane ruchy - sprecyzował drugi chłopak.

Voldemort tylko potakiwał, co zachęciło chłopców do kontynuacji postępów planu Czarnego Pana.
- I jest nim jego bliski przyjaciel. - Snape obserwował reakcję Voldemorta na każde ich słowo. Wydawał się zadowolony.
- Co więcej... - ciągnął Nott - powiedział nam już co nie co.

Riddle otworzył oczy i spojrzał na nich wyczekująco. W milczeniu głaskał swą przyjaciółkę po oślizłym, wężowym łbie.
- Wiemy, że Potter zachowywał się dziwnie - rzekł Snape. - Jego zachowanie zdecydowanie odbiegało od normy, jaką prezentował przez sześć lat nauki. A którą i ja zaobserwowałem.
- A jakie to zachowanie? - odezwał się Voldemort swoim syczącym, cichym głosem.
- Zwykle był arogancki, bezczelny, dokuczliwy i pewny siebie, jak mało kto. - Snape nie krył swej niechęci do rówieśnika z Gryffindoru, do którego pałał szczerą nienawiścią. - Ale zmienił się. Zaczął być uprzejmy, aktywny na lekcjach. Chyba przez tę Evans...

Tom podniósł bardzo bladą i kościstą dłoń o długich palcach, nakazując przerwanie wypowiedzi, więc chłopak zamilkł.
- Evans? - spytał, widocznie nie rozumiejąc do końca, o czym mówi Snape.
- To dziewczyna, za którą uganiał się przez te wszystkie lata - odpowiedział Nott. - A ona zawsze nim gardziła i dawała kosza.
Voldemort potarł kościsty podbródek.
- Miłość - powiedział z wyraźnym obrzydzeniem. - Ludzie mnie irytują, gdy się na nią powołują. Obrzydlistwo. Kontynuuj. Potter się zmienił przez tę dziewczynę...
- Skądinąd, szlamę - dodał Nott, jakby wypowiadał jakąś ciekawostkę.

Czarny Pan wzdrygnął się i przewrócił oczami ze zniecierpliwienia.
- Tracę szacunek dla tego młokosa - powiedział odpychającym głosem. - On na szczęście jest czystej krwi. I jego bachor również ma być. Przynajmniej nie ma kompromitacji w tej przepowiedni...

Zamilkł, dając do zrozumienia, że mają mówić dalej.
- Ta Evans powoli się do niego przekonuje - powiedział Snape, z ledwie wyczuwalną nutą żalu. - Poza tym, Potter pokłócił się ze swoim najlepszym kumplem...
- Ich tam jest czterech "super-kumpli"- powiedział Nott gwoli wyjaśnienia. - James Potter, Syriusz Black, Remus Lupin i Peter Pettigrew.

Czarny Pan tylko przytakiwał i zachęcał ich ruchem dłoni.
- Nazywają siebie huncwotami - dodał Snape.

Postać w fotelu parsknęła znów swym demonicznym, przerażającym śmiechem.
- Śmieszne, doprawdy.
- Jeden z nich, Lupin, jest wilkołakiem - powiedział Nott, na co Tom Riddle z aprobatą spojrzał na chłopaków. - I wszyscy są animagami.

Voldemort odchrząknął i wyciągnął się na fotelu.
- Jesteście naprawdę przydatni - pochwalił ich. - A skąd wiadomo, że to pewne informacje?
- Nasz informator, to ktoś bliski Potterowi - powiedział Snape z wyraźną dumą w głosie i efektownie zarzucił tłustymi strąkami włosów.
- Nie musicie go kryć - powiedział pobłażliwie mężczyzna siedzący w fotelu, wpatrując się w jasne płomienie. - W końcu kiedyś będę musiał go tu zaprosić.

Zapadła chwila ciszy, która przedłużając się, robiła coraz bardziej nieznośna.

Nott i Snape wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Nie wiedzieli, czy mogli już teraz zdradzić swojego informatora. Obiecali mu dyskrecję.

Tylko odmówić Czarnemu Panu, to rzecz zgoła najbardziej nierozważna, na jaką mogli się zdobyć.

Przez chwilę zmagali się ze sobą, próbując znaleźć optymalne wyjście i zaradzić temu dylematowi.

W końcu jednak Voldemort obdarzył ich jednym ze swoich specjalnych spojrzeń, od którego cierpła twarz, krew odpływała z głowy, a nogi miękły, odmawiając posłuszeństwa. Nie mogli dłużej zwlekać.
- To Peter Pettigrew - powiedział słabo Nott.
- Jeden z huncwotów - prawie szeptem dodał Snape.

Zobaczyli, jak bezkształtne usta Voldemorta wyginają się w grymasie, który miał być uśmiechem zadowolenia.
- Wasza praca zostanie wynagrodzona - powiedział bardziej do Nagini, niż do nich i odwrócił bladą twarz w stronę kominka, wciąż z lubością głaszcząc łeb węża.[justify]