Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] James Potter - Ostatnia szansa, rozdział XXXV (01.11.15 r.)

Dodane przez mooll dnia 19-10-2009 23:39
#24

ROZDZIAŁ X


Czwórka huncwotów zeszła do Wielkiej Sali na lunch pomiędzy zajęciami. James już przygotowywał się na dokończenie zaczętej rozmowy na temat jego i Lily, ale jakoś nie mógł skupić ich uwagi na sobie.

Sam jak zwykle umierał z głodu, więc odłożył gadkę na "po posiłku", całkowicie przeciwnie niż Remus, który totalnie nie miał apetytu. Działo się tak zawsze po pełni i nocy spędzonej we Wrzeszczącej Chacie. Był trochę markotny i smutnawy.

Co do Syriusza, był czymś tego dnia bardzo przejęty i nie mógł się skupić na zielarstwie tak, iż dał się pokąsać tenakuli co najmniej z tuzin razy.

Kiedy usiedli przy stole gryfońskim, James szturchnął przyjaciela w żebro, ale ten nie zareagował. Zdziwiony Potter spojrzał mu w twarz, która wyrażała niezmąconą błogość.
- Łapa... - zagaił niepewnie. - Stary, no daj głos!

Syriusz uśmiechnął się, jakby do siebie i spojrzał rozmarzonym wzrokiem na kumpla.
- Veronica - wychrypiał cicho i westchnął ciężko. - Jak mam ją zdobyć?

James spojrzał na swój talerz z takim skupieniem, jakby ów przedmiot naprawdę tego wymagał. Chrząknął, posyłając kuksańca siedzącemu obok Glizdogonowi.
- Eee... - bąknął niewyraźnie Peter. - Wydawało mi się, że już prawie się... no... spiknęliście.
- Niby tak - podjął ochoczo Black - ale jakoś tego nie czuję. Wciąż traktuje mnie jak dobrego kumpla.
- No, a jak ty się wobec niej zachowujesz? Po kumpelsku? - zapytał Potter, przenosząc skupiony wzrok na wazę z sokiem z dyni.
- No raczej! - żachnął się Black. - Po prostu nie umiem inaczej.

Potter pokiwał głową niczym doświadczony znawcy tematu.
- Czyli wszystko jasne - podsumował, wkładając sobie do ust kawałek pasztecika.
- No dobra, Panie "Mistrz Flirtu". - Syriusz prychnął rozdrażniony. - Jak jesteś taki mądry, to co jest takie jasne, hę?
- Nie dziw się, że ona nie wychodzi z inicjatywą - powiedział z pełnymi ustami James, nie patrząc na przyjaciela.
- Właśnie, że się dziwię! - Black wzniósł ręce i oczy ku niebu.

James i Peter wymienili znaczące spojrzenia.
- Łapa - Peter przejął inicjatywę. - Baby tak mają, wiesz? Nie będą w ogóle widzieć, że czegoś chcesz, jak im tego nie pokażesz wprost.

Potter pokiwał głową, zamaszyście przeżuwając przy tym kolejną ciepłą bułeczkę z marmoladą.
- Gliździo... - uśmiechnął się z politowaniem Black. - A skąd TY to możesz wiedzieć?

Peter zaperzył się, fuknął i zaplótłszy ręce na piersi, zamilkł z obrażoną miną, na co Black tylko pokręcił głową z dezaprobatą.
- Tyle, że on ma rację, Łapa - powiedział James, nakładając sobie coraz więcej na talerz, na co Black patrzył z podziwem, szokiem, ale i trochę tak, jakby go mdliło.
- Rację? - Black tępo przyglądał się opychającemu się Potterowi. - Chłopie, bo cię rozerwie...!
- Nie bój nic - zaśmiał się chłopak i mrugnął do niego. - Taka natura. A wracając: dziewczyny mają bzika na punkcie swojego honoru. Nie splamią go jakimś narzucającym się flirtem. Czekają na sygnał.
- Może to miałoby sens... - zamyślił się Syriusz - ale tylko wtedy, gdybym nie miał przed oczami "twojej Moniczki".

Zachichotał ucieszony, że udało mu się zagiąć teorię kumpla. James jęknął.

Monika. No tak, ale już wszystko sobie wyjaśnili. Była nawet przerażona wizją, że mogła być odebrana jako nachalna.
- Ona nie miała pojęcia, że mi się narzucała.
Black milczał pytająco.
- No, gadałem z nią. Naprawdę nie była świadoma, jak ja to odbieram. I od tego czasu mam spokój. A tak w ogóle, to wydaje się miła - podsumował James obojętnym tonem.

Syriusz milczał, najwidoczniej trawiąc słowa wypowiedziane przez kumpla. Zapadła cisza, gdyż Peter obraził się na cały świat i sączył powoli sok z dyni. Natomiast Lupin w ogóle nie przyłączył się do dyskusji. Wydawał się nieobecny duchem.
- Od każdej reguły są wyjątki, jak widać - przerwał ciszę Potter. - Zaproś ją na randkę.
- Taa... Żebym miał powtórkę z Lily - sarknął Black, ale widząc zdziwiony wzrok Pottera, dodał z uśmiechem: - No, twoje doświadczenie jest moim, kolego.

James też się uśmiechnął.
- Spróbuję - powiedział jakby do siebie Syriusz. - O co chodzi z Evans, tak a propos?

Potter westchnął.
- O nic - powiedział po prostu. - Chyba naprawdę ją pokochałem. Tak bardzo chciałbym, żeby zauważyła moje starania. Nie jestem już tym pajacem o debilnie głupim poczuciu humoru, które opiera się wyłącznie na pogrążaniu Smarka w fatalnej opinii publicznej na terenie Hogwartu...

Słowa płynęły mu płynnie i spokojnie. Nie przeżywał tego. Mówił po prostu, co czuje. Przedtem - i owszem - obawiał się reakcji chłopaków. Nie miał pojęcia, jak im to wszystko wyjaśnić.

Tymczasem Black i Pettigrew - nie licząc nieobecnego duchem Lupina - słuchali go uważnie. Opowiedział im o pamiętniku Evans, o rozmowie Lily ze Snape'em, podsłuchaną nieopodal Wrzeszczącej Chaty przy wejściu do Zakazanego Lasu.
- Wpadłeś po uszy - skonstatował Syriusz, smętnie kiwając głową, kiedy James skończył mówić.
- Przyganiał kocioł garnkowi - odgryzł się Potter. - Nie miejcie mi tego za złe... Skończyły się czasy moich szalonych wybryków. Ona musi zobaczyć, że to dla niej się staram, rozumiecie?

Chłopcy przytaknęli głowami, choć nie wyglądali na specjalnie zachwyconych. A Lupin, to już w ogóle nie wyglądał. Wciąż obojętnie mulił suchą bułkę.

James miał wrażenie, że kumple są trochę nawet źli na niego, bo zamierza się zmieniać tylko z powodu jakiejś panny, która nie trawi takiego zachowania. Milczeli zawzięcie przez kilka chwil, nie komentując tego w żaden sposób.

W końcu pierwszy przerwał milczenie Black.
- Ech... Przyznaję, miałem ci to trochę za złe. Wyobrażałem sobie, że w końcu dasz sobie z nią spokój. Czasami, to naprawdę potrafiła zmieszać cię z błotem. A ty nic!

James zaczął masować sobie kark. To był taki jego odruch na uczucie zażenowania.
- Ale gdyby w ten sposób zachowywała się Veri... - zamyślił się na moment Black, po czym dokończył: - Stary, rozumiem cię. Nie będziemy cię angażować w coś, co uznasz za... hmm... wbrew swym "nowym zasadom", czy coś... - dokończył niezręcznie.
- Chyba Łapa ma rację - odchrząknął Peter.

James spojrzał na Remusa.
- Jemu powiesz to kiedy indziej - machnął ręką Syriusz. - On to zrozumie.

Tymczasem, na sali pojawiła się Danielle. Była sama. Nie towarzyszyła jej ani Dorcas, ani Lily.

Zarzuciła ciemnymi lokami i zamaszyście usiadła na przeciwko Lupina, po czym zaczęła mu się ostentacyjnie przyglądać.
- Juuuhu...! - Zamachała ręką przez jego oczami. Chłopak nie zareagował.
- Mistrzostwo - pokręciła głową - Czego się nawąchał?

Spojrzała na pozostałych huncwotów, jakby właśnie próbowali jej wmówić swoją wersję, a ona i tak znała prawdę.
- Eksperymentowaliście? - Chwyciła muffinkę z jagodami i ugryzła kawałek.
- Czy jak coś się dzieje, to zawsze musimy być my? - warknął Black, wyraźnie poirytowany.

Danielle zaśmiała się z miną pełną pogardy.
- Odkąd pamiętam, kiedy coś się działo, to zawsze byliście wy. - Znów spojrzała na Lupina. - Chyba nie będzie mu teraz specjalnie szło na transmutacji...

Chłopcy spojrzeli po sobie, nic nie rozumiejąc. Czekali na rozwinięcie wątku.
- No... - Danielle ze niecierpliwieniem spojrzała w sufit. - McGonagall mówiła na ostatniej lekcji, że będziemy transmutować siebie.

James przestał rzuć eklerka, Peter zakrztusił się sokiem z dyni, a Syriusz otworzył ze zdumienia usta. Tylko Lupin siedział niewzruszony.
- A-animizować? - zająknął się Potter.
- Widzę twoje migdałki - rzekła lekkim tonem Danielle w stronę Blacka - Nie masz ich powiększonych?

Na tę uwagę, Syriusz jeszcze bardziej się zaperzył i poczerwieniał na twarzy.
- Nic. Ci. Do. Tego - wycedził przez zęby.

Huncwoci siedzieli zatrwożeni i milczący, dopóki do Danielle nie dołączyła Dorcas.

Teraz, nie zwracając na nic uwagi, zaczęły szczebiotać i chichotać, wskazując dyskretnie palcami co po niektórych chłopaków z Huffelpuffu i Ravenclawu.

James ocenił szybko, na ile mogą sobie pozwolić przy stole. Chciał omówić plan wykręcenia się z transmutacji. Czuł, że pozostałym też zaprząta to myśli.
- Nie może być! - wypalił Peter. - Przecież jak McGonagall zorientuje się w sytuacji, to będziemy zgubieni!
- Racja - mruknął Potter. - Nie jesteśmy zarejestrowani. A poza tym, zaczną się niewygodne pytania. Przecież o tym wie jedynie Dumbledore. Kategorycznie zabronił ujawnienia tego!
- Uhmm... - kiwnął głową Syriusz. - Kaplica.
- Żadna kaplica, coś wymyślimy - powiedział Peter. - Tylko co zrobimy z nim?

Tu wskazał na niekontaktującego Remusa.
- Oddelegujemy do Skrzydła Szpitalnego. Widzisz inne wyjście? - Black był w widoczny sposób zmartwiony.

Cała czwórka doszła do wniosku, że muszą udawać totalne ofermy. Tak jak na początku, kiedy im nie wychodziło. Problem polegał tylko w tym, że nauczyli się już tego tak perfekcyjnie, że nie wiedzieli, jak zrobić, by im nie wyszło.
- Nie możemy dopuścić, żeby kazała nam pierwszym się animizować. Od razu wyczuje - rzekł z powagą Potter.
- Jasne! - ożywił się Glizdogon. - Musimy podpatrzeć, jakie błędy robią inni na początku i je powielać!

Był ewidentnie dumny z tego pomysłu i patrzył wyczekująco na pozostałych, żeby go pochwalili.

Syriusz tylko kiwnął głową, nie kwapiąc się do wylewnych pochwał.
- Cóż nam pozostaje. - Potter też raczej nie myślał teraz o siedzącym obok niego Peterze, tak złaknionym słów aprobaty.
- No właśnie...! - Usłyszeli za sobą głos ociekający fałszywym współczuciem.

Zerwali się z miejsc. Przed nimi stał blady jak zawsze Snape, a jego włosy wydawały się być jeszcze bardziej przetłuszczone niż zazwyczaj.
- Ależ byłoby przykro patrzeć, jak was wyrzucą za uprawianie tego nielegalnie. - Snape uśmiechnął się z politowaniem, ale raczej przypominało to grymas, jak zbierającemu się na płacz niemowlaka.

James zmrużył oczy. Starał się za wszelką cenę panować nad sobą. Nie mógł dać się sprowokować. Zbyt wiele ostatnio stracił.
- Nikt nam tego nie udowodni - syknął prawie bezgłośnie Syriusz.
- Ach tak? - zaśmiał się nieprzyjemnie Snape. - A co się stanie, jeśli ktoś was zobaczy podczas przemiany... przypadkiem?
- Nie ma przypadków - odezwał się Peter wojowniczo.
- To będzie wyjątkowo przypadkowy przypadek, Pittegrew.

Snape aroganckim ruchem zarzucił tłustymi włosami. James poczuł, że zbiera mu się na wymioty.
- Ale nie po to tu przyszedłem - powiedział, nie patrząc na nich, tylko rozglądając się wokół, jakby znajdował się tu pierwszy raz w życiu.
- "Kończ waść, wstydu oszczędź!" - Syriusz teatralnym gestem złożył ręce, jak do modlitwy i wzniósł oczy ku górze.

Snape tylko prychnął z pogardą i nagle, w mgnieniu oka wydobył z kieszeni szaty swoją różdżkę.
- Pertyficus totalus! - krzyknął, celując w Jamesa, który w momencie zesztywniał.

Tłustowłosy chłopak pstryknął go palcem w nos i lekko popchnął, żeby sparaliżowany James przewrócił się na ziemię. Potem, patrząc na efekt swoich czarów, z upojeniem zaczął się śmiać.
- Ty obrzydliwy palancie! - wrzasnął za nim Syriusz i wyciągnął różdżkę.

Snape był jednak szybszy i rozbroił go zręcznie.
- Musiałem się jakoś odwdzięczyć, Potterusowi - powiedział, wciąż uradowany swoim wyczynem.
- Musiałeś?! - Wszyscy spojrzeli w stronę drzwi Wielkiej Sali.

Lily Evans gnała właśnie w stronę całego zajścia. Kazała się wszystkim gapiom rozejść i prychając jak rozjuszona kotka, odjęła Slytherinowi dwadzieścia punktów. Snape'owi zaś, kazała się wynosić natychmiast na zajęcia.
- Aż się we mnie gotuje! - krzyknęła niewiadomo do kogo, podchodząc do huncwotów. - Co się tu stało, zanim go tak urządził?
- Ej, to nie nasza wina! - Peter widocznie sądził, że Evans właśnie taki widziała początek w całym zdarzeniu.
- Powiedział, że to za tę zieloną skórę - powiedział cicho Syriusz, patrząc na leżącego Jamesa. - Niech go już wezmą do Skrzydła Szpitalnego!
Black spojrzał na Lupina, w ogóle niezainteresowanego wydarzeniami.
- Jego też weźcie - westchnął.

Akurat pojawiła się pani Pomfrey i uniosła nieruchome ciało Pottera. Lily patrzyła za nim z niedowierzaniem. A w jej wzroku było coś, co Jamesowi dodało nadziei.

* * *



- No cóż, panie Potter. - Głos był miły, spokojny i dobrotliwy.
James powoli otworzył oczy. Zasnął, kiedy podali mu te wszystkie środki. Ale z radością stwierdził, że może się już swobodnie ruszać.

Przed sobą zobaczył dyrektora Dumbledore'a, we własnej osobie. Uśmiechał się dobrodusznie i patrzył ciepło przez swoje okulary połówki.
- Siódmy rok nie zobowiązuje do niczego? Jak pan myśli? - W jego głosie nie było nawet cienia pretensji, czy rozczarowania.
- Panie profesorze, to nie tak! - zaprzeczył gwałtownie James. - Snape po prostu podszedł i mnie zaatakował!

Sam nawet nie mógł uwierzyć, że można się tak zachować bez wyzywania na pojedynek.
- Severus rzeczywiście zachował się niesportowo... - powiedział równie spokojnym głosem dyrektor.

Potter miał wrażenie, że Dumbledore nie do końca mu wierzy.
- Czy mógł być jakiś powód tego zajścia? - dopytywał się nauczyciel.
- Cóż... - James wydawał się zawstydzony faktem, że musi teraz opowiedzieć o czymś, z czego nie bardzo jest dumny. - Zmieniłem mu kolor skóry...
- No tak, coś pamiętam - westchnął Dumbledore. - Zaklęciem, prawda?
- Tak... - mruknął James, mnąc intensywnie róg pościeli i nie patrząc dyrektorowi w oczy.
- Musiałeś się nieźle wysilić, żeby zadziałało tak, jak chciałeś... - brnął dyrektor.
- Nie chciałem tak naprawdę go rzucać... - wydusił chłopak. - To była presja chłopaków.
- A... czyli wszystko jasne! - uśmiechnął się starzec i na jego twarzy mocniej zarysowały się zmarszczki.
- Panie profesorze, ja chciałem się zmienić. - Szło mu opornie, słowa jakoś go nie chciały słuchać.
- Lily Evans... - rzekł jakby do siebie dyrektor.

Potter spojrzał na niego zaskoczony.
- Tak, przyznaję. To dla niej. I wciąż o nią walczę, ale ona mnie nie widzi... - zakończył zrezygnowanym tonem James.
- To dziewczę jest wyjątkowo bystre. Widzi więcej, niż myślisz - Dumbledore spojrzał mu w oczy. - Czy twoi koledzy to wiedzą?
- Już tak - kiwnął głową Potter. - I nie będą mnie do niczego zmuszać.
- To dobre chłopaki - zamyślił się dyrektor. - O, ale się zagadałem!

Dumbledore chwycił się za głowę.
- Przecież oni cały czas walczyli, żeby się tu dostać, a ja uzurpowałem sobie, na bezczelnego, odwiedziny poza kolejką - mrugnął porozumiewawczo do chłopaka.

W tym momencie drzwi się otworzyły i stanęli w nich Syriusz, Peter i... Lily.
- Jak się czujesz? - spytał Syriusz, siadając na brzegu łóżka.
- Nieźle... - odpowiedział James. - Ale gdzie Lunatyk?
- Na łóżku pod tamtą ścianą - Peter wskazał ręką przeciwległy kąt. - Nie czuł się zbyt dobrze...

Potter westchnął. Spojrzał na Evans, zakłopotany jej wizytą.
- A co ty tu robisz?
- Ładna wdzięczność! - prychnęła Lily, ale zaraz się uśmiechnęła. - Transmutacja czeka.

Wszyscy jęknęli. Wiedzieli, co ich czeka. Będą musieli jakoś oszukać McGonagall.





Weszli do klasy spóźnieni. Usiedli na swoich miejscach, przepraszając nauczycielkę.
- Tak, wiem o tobie, Potter - powiedziała McGonagall, przerywając na chwilę swój wykład. - Zaczęliśmy jednak bez was. Jak już wam wiadomo, dziś poznamy jedną z trudniejszych sztuk. Animizację.

Klasa z przejęciem wyczekiwała dalszej mowy i chłonęła każde słowo nauczycielki.
- Niewątpliwie, to sztuka praktyczna. Jednak spora wiedza teoretyczna jest nam potrzebna. Ale sama czynność jest bardzo - podkreślam - bardzo trudna. - W tym miejscu McGonagall zrobiła krótką przerwę.

James, Syriusz i Peter byli bardzo poddenerwowani. Obawiali się, by nauczycielka nie zauważyła, iż tę umiejętność już posiedli.
- Czy ktoś może nam o tym szerzej powiedzieć? - spytała, patrząc na klasę.

Lily podniosła wzorowo rękę.
- Evans?
- Animizacja, to sztuka przemiany w organizmy żywe. Jednak możliwa jest tylko przy zgodzie Ministerstwa Magii. Jeśli wniosek o legalizację tej umiejętności zostanie odrzucony, osoba ta nie ma prawa używać jej. Jeśli jednak taka umiejętność u osoby niezarejestrowanej zostanie odkryta podczas przemiany, zostanie surowo ukarana.
- Zgadza się - przytaknęła nauczycielka. - Co więcej, nigdzie nie precyzuje się kar za nielegalne animizowanie, dlatego nie radzę ryzykować. A teraz otwórzcie podręczniki na stronie 535.

Zaczęło się intensywne kartkowanie podręczników, po czym zapadła wyczekująca cisza.
- Pettigerw, czytaj na głos. Opuść wstęp, bo tam jest dokładnie to, co teraz powiedziała panna Evans - wtrąciła jeszcze McGonagall.

Peter odchrząknął.
- Rozdział IV: ANIMIZACJA
Rodzaje złej animizacji i blokada animizacyjna

Istnieją trzy podstawowe przypadki złej animizacji:
Niepełna animizacja (zmiana w zwierzę zakończona przemianą połowy ciała w zwierzę, a reszta pozostaje ludzka), która może stworzyć zagrożenie dla życia czarodzieja ze względu na to, że część naszych organów zmienia się w zwierzęce, a cześć pozostaje ludzka. Jest to najczęstszy przypadek zdarzający się w wyniku użycia za małej ilości mocy do tej transmutacji.
Animizacja absolutna, zmiana w zwierzę jest udana, jednak zaczynamy nabierać cech zwierzęcych, przez co tracimy kontrolę nad sobą. Występuje tu zjawisko podobne do tego u wilkołaków. Wilkołaki tracą panowanie nad sobą w trakcie pełni, natomiast czarodzieje z animizacją absolutną tracą ją na zawsze. Stają się po prostu zwierzętami. Różnią się od innych zwierząt tylko tym, że długo żyją - bo tyle ile człowiek.
Blokada animizacyjna, powstająca przez zbytni zapał przy rzucaniu zaklęcia. Efektem jest długotrwałe przebywanie w postaci zwierzęcej, a także istnienie groźby niemożliwości uwolnienia się spod postaci zwierzęcej do końca życia. Występuje u niedoświadczonych animagów.


Peter wziął oddech i kontynuował następny rozdział:
Dysanimizacja

Dysanimizacja, to przeciwieństwo animizacji, czyli zamiana animaga w człowieka. Dysanimizację można podzielić na 2 rodzaje: na dysanimizacja homomorficzna czyli dobrowolną i samodzielną zamianę z powrotem w człowieka. I dysanimizacja przez tortury, która jest bolesną i nieprzyjemną zamianą, niedobrowolną i niesamodzielną. Można to uczynić zaklęciem Torverto Transmutative.

Glizdogon zrobił krótką pauzę, żeby zaznaczyć, że przechodzi do kolejnego rozdziału.

Animagowie

Animagowie, to czarodzieje, którzy transmutują samych siebie w zwierzęta. Jest to najtrudniejsza dziedzina transmutacji. Wykonuje się ją bez różdżki, więc siłę, jaką musimy włożyć w przemienienie siebie musi być trzy razy większa (każdy dorosły czarodziej potrafi rzucić proste zaklęcie, bez użycia różdżki; bardziej skomplikowane wymagają dużo więcej energii i skupienia). Ministerstwo Magii prowadzi specjalny spis wszystkich czarodziei, którzy posiadają zdolność animadztwa. Zapisują, kto i w jakie zwierzę się zamienia. Lecz istnieją czarodzieje, którzy "umknęli" spisowi ministerstwa. Są nie zarejestrowanymi animagami. Oczywiście jest to sprzeczne z prawem i czarodziej, który się nie zarejestrował, a zostanie złapany przez przedstawicieli ministerstwa magii, może ponieść duże konsekwencje prawne.

Peter skończył czytać i ponownie głos zabrała profesor McGonagall.
- Skoro teorię mamy już za sobą... Czy ktoś czegoś nie rozumie? - spytała nauczycielka.

Odpowiedziało jej milczenie.
- Wspaniale. W takim razie przejdziemy do praktyki. - McGonagall sięgnęła po swoją różdżkę. - Generalnie wykonuje się to bez użycia różdżki, jak już przeczytał nam pan Pettigrew. Lecz wy możecie spróbować z różdżką. Dzięki niej powinno być to prostsze, gdyż wasza siła i moc lepiej przewodzone są przez różdżki. Nie wypowiadamy żadnego zaklęcia. Przed rozpoczęciem, zalecane jest wejście w trans, który umożliwi zobaczenie tego, w co możecie się zmienić, ponieważ dla waszej wiadomości, nie możecie zmienić się, w co tylko chcecie. Każdy wejdzie w taki trans za pomocą zaklęcia Imago!.
Cała klasa wyciągnęła różdżki i zaczęła wprowadzać się w trans.
- Imago! - powiedział James, wskazując różdżką swoją pierś i odpłynął w ciemność.

Biegł. Bardzo szybko. Widział drzewa, które mija, czuł pęd i lekkie swędzenie stóp z radości biegania. Wnet oprzytomniał: nie miał stóp, tylko kopyta! Z daleka dostrzegł małe oczko wodne. Przystanął, gdyż czuł ogromne pragnienie i mógł się w nim również zobaczyć. Dlaczego kopyta? W tafli wody ujrzał głowę jelenia z pięknym, młodym porożem.

W jednej chwili już stał w klasie, trochę oszołomiony. Zdał sobie sprawę, że nie będzie w stanie oszukać profesor McGonagall. Widział po minach Petera i Syriusza, że do nich też to dotarło. Zaczął gorączkowo zastanawiać się nad innym sposobem uniknięcia zdemaskowania.
- Pamiętajcie, ogromna siła woli. Tak jak przy teleportacji. Ważna jest precyzja - przypomniała im nauczycielka. - A teraz może jakiś ochotnik? Nie ma się czego obawiać. Nawet jeśli się wam nie uda. Jakikolwiek sukces za pierwszym razem jest naprawdę wątpliwy. No?

Westchnęła. Nikt się specjalnie nie garnął. Z jednej strony, w sali wyczuwało się podniecenie, ale z drugiej - obawy.
- Nie bójcie się. Jeśli coś pójdzie nie tak, da się to naprawić - zachęcała McGonagall. - No dobrze. Skoro nie ma ochotników, to proszę, panie Potter.

Jamesowi zaschło w ustach, a żołądek w jednej chwili się skręcił. Usłyszał tylko ciche jęknięcia Syriusza i Petera, po czym głośno przełknął ślinę i wstał.

Edytowane przez mooll dnia 21-10-2009 23:33