Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] James Potter - Ostatnia szansa, rozdział XXXV (01.11.15 r.)

Dodane przez mooll dnia 02-10-2009 21:48
#7

ROZDZIAŁ IV



Potter spojrzał na swoje dłonie. Niby od niechcenia, a jednak gdy je zobaczył wrzasnął krótko z przerażenia. One były... zgniło zielone! Do tego oślizłe i miały błony! Wzdrygnął się. O co tu chodzi?

Jego serce tłukło się w piersi. Zaraz zaczął oglądać całe swoje ciało. Przypominało powłokę jakiegoś płaza. Dotykał swoich kończyn wstrząśnięty tą zmianą sytuacji.

Komuś wybitnie nudziło się na transmutacji. Nikt nie był w stanie mu czegoś takiego zrobić... prócz huncwotów! Ale zaraz, zaraz. On ich miał po swojej stronie. Sobie wzajemnie takich "przyjemnych" żartów nie robili. Może to wiara Severusa Smarkerusa maczała w tym palce?! O, to do niego było bardzo podobne! Wzbierała w nim złość. Musiał się pozbierać, zanim...

Rozglądnął się, bo właściwie nie wiadomo gdzie się znajdował. Nie poznawał tego miejsca.
- Gdzie ja, do jasnej... - przerwał, gdyż z jego ust wydobył się jedynie stłumiony rechot. Czyli jednak zamieniony został w ropuchę. No wyśmienicie, uśmiechnął się gorzko do siebie (o ile żaby mogą się uśmiechać i to w dodatku gorzko).

Ale jego położenie nie było ciekawe. Był sam w zaroślach, a wszędzie panowała niczym niezmącona cisza. Wciągnął nozdrzami wilgotne powietrze. Musiał być niedaleko jakiegoś zbiornika wodnego, czuł to przez skórę.

Wskoczył zgrabnie na murek nieopodal zarośli i jego oczom ukazał się piękny ogród. Ogromne przestrzenie zielonej równiny były dokładnie przystrzyżone, korony drzewek miały kształt idealnych kul. Gdzieniegdzie zobaczył mosteczek, rabatkę z wielobarwnymi kwiatami różnych, nawet nieznanych mu gatunków. Nieopodal ogromnego pałacu stała niewielka altanka, do której zmierzała smukła postać. Poruszała się z wrodzonym wdziękiem, jak przystało na jakąś damę. Dostrzegł jej ciemnorude długie włosy. To musiała być kobieta. I w tym momencie ktoś krzyknął. Dziewczyna odwróciła się i wtedy ją poznał.
- Evans?

Ledwie utrzymał równowagę, tak go ten widok zaskoczył. Dostrzegł niedaleko oczko wodne, do którego zamierzał się dostać i stamtąd obserwować Lily. Na horyzoncie pojawiała się druga dziewczyna, gdy już zmierzał do wyznaczonego celu w podskokach, jak czynią to żaby. Znów przystanął jak wryty gdy zobaczył, że to Dorcas. Dziewczyny rzucały do siebie piłkę biegając po całym ogrodzie. Potter przyglądał im się zafascynowany całą sytuacją. Czasem udało mu się nawet zapomnieć, że jest ropuchą. I w tym momencie piłka poleciała w jego stronę. Dziewczyny zauważyły go. Co prawda nie był tym przystojniakiem z siódmego roku i najlepszym Ścigającym w szkole, ale w końcu go dostrzegły.
- Odrażające... - skrzywiła się Dorcas.
- No wiesz! - obruszył się James, ale oczywiście dziewczyny usłyszały pojedynczy dźwięk ropuchy.
- Lily, daj spokój tej żabie! To siedlisko bakterii! - zadrżała na myśl, że mogłyby się na nią przenieść.

Evans jednak nie słuchała i podeszła bliżej.
- Intrygująco... duża, co nie? - Przechyliła głowę lekko na prawo i ściągnęła brwi, myśląc o czymś intensywnie.
- Będziesz z nią... kumkać? - Dorcas miała Jamesa w większej pogardzie niż mógł to przewidzieć. Brzydziła się.
- Mogę zamienić się w księcia, jakbyś chciała - powiedział, choć zdawał sobie sprawę, że dziewczyny nie usłyszą słów. Jednak ku jego zaskoczeniu, usłyszał swój normalny głos.

Lily gwałtownie odskoczyła przerażona, a Dorcas wydała z siebie głuchy okrzyk. Jednak po chwili Lily rzuciła niczym wyzwanie:
- To pokaż co potrafisz. - Uniosła jedną brew do góry i czekała.
- Eee... nie znasz tej bajki? - James czuł się potwornie zażenowany. Nie wiedział czemu, ale wiedział, że to musi tak lecieć. Ona ma mu dać całusa. Był o tym przekonany w stu procentach!
- Ta potwora naciąga cię na buziaka, Lilka - rzekła chłodno Dorcas tonem znawcy i na potwierdzenie pokiwała głową.

Evans westchnęła.
- A co mogę stracić? Nie patrz Dori, w takim razie. - Lily pochyliła się nad Potterem i pocałowała go w sam czubek oślizłej głowy.

Zadziałało. Aż sam był zdziwiony. Dłonie miały odpowiedni kształt i kolor, nogi i wzrost... Wszystko było na swoim miejscu. Wyszczerzył się do niej.

Obie dziewczyny skrzywiły się.
- Wiedziałam, że to kant - machnęła ręką Dorcas. - I umyj te włosy.

James zamrugał szybko. Że co proszę?! Wychylił się, by zobaczyć swoje odbicie w wodzie. Tafla odbijała rzeczywiście ludzką postać. Ale to nie był on, nie James Potter! Był... Smarkerusem! Jak to się mogło stać?! Wrzasnął krótko przerażony. A potem drugi raz.

*


I obudził go jego własny krzyk. Miał przyspieszony oddech i krople potu spływały po skroniach. Chciał jak najszybciej sprawdzić, czy to by na pewno sen, ale zaplątał się w pościel i wylądował z hukiem za podłodze. Uwolniwszy się, popędził do łazienki i zaświecił światło, mrużąc przyzwyczajone do ciemności oczy. W lustrze jednak był wciąż Jamesem Rogaczem. Odetchnął z ulgą i odkręcił kran, by opłukać spoconą twarz i kark.

Wrócił do pokoju i spojrzał na zegarek - wskazywał drugą w nocy. Czas na niego. Trzeba zrealizować wielki plan.

Podszedł do kufra i wyciągnął z niego pelerynę niewidkę, zawsze niezastąpioną. Potem wziął ze stolika okulary, mapę produkcji jego paczki przyjaciół i różdżkę. Cicho zamknął za sobą drzwi. Schodząc do pokoju wspólnego, rozłożył pod peleryną mapę i mruknął:
- Oświadczam uroczyście, że knuję coś niedobrego.

Na mapie pojawiła się tak zwana strona główna i James rzucił się do szukania dormitorium, w którym spała Lily. Zobaczył go. Był całkiem blisko, więc ryzyko było praktycznie równe zeru. Nie takie rzeczy się robiło.

W pokoju wspólnym panował mrok, a ogień w kominku już dawno zgasł. Zobaczył po prawej stronie wejście do dziewczyn i ruszył do drzwi. Pchnął je lekko. Oczywiście skrzypiały, więc zacisnął powieki i jednym szybkim ruchem otworzył je. Nie było tak źle, bo chyba nikt się nie przebudził.

Teraz pozostało mu znalezienie tego jednego dormitorium. Wciąż spoglądając na mapę odnalazł właściwe drzwi i wziąwszy głęboki oddech nacisnął klamkę.

Drzwi były zamknięte. Wyciągnął więc różdżkę i mruknął:
- Alohomora.

Coś szczęknęło, zamek puścił i James wszedł do pokoju.
Było tu bardzo cicho. Słyszał tylko równe oddechy śpiących dziewczyn. Zaglądnął za firanki pierwszego łóżka, lecz tam zobaczył Dorcas z otwartą buzią. Z trudem powstrzymał się od śmiechu. Przemknęło mu przez myśl, żeby wyczarować jakieś obrzydlistwo i włożyć jej do ust, ale powstrzymał się. W końcu ma tu swoje zadanie do wykonania, a nie robi tego w ramach rozrywki.

Drugie łóżko zajmowała Danielle, która przeciągle chrapnęła, kiedy odsłonił zasłonkę. Przyłożył sobie dłoń do ust, by zabezpieczyć się przed wybuchem śmiechu.

Zbliżył się do łóżka Lily. Spała cichutko, a jej pierś falowała w miarowym oddechu prawie niewidocznie. Uśmiechnął się w rozmarzeniu i westchnął. Miał taką ochotę pogłaskać ją po gładkim, rumianym od snu policzku. Była nieziemsko śliczna. Przełknął ślinę. Udowodni jej, że jest jej wart, pomyślał butnie i zaczął rozglądać się za jej kufrem. Wszystkie rzeczy były poukładane i starał się nie zaburzyć porządku, żeby się nie zorientowała. Jeszcze tej nocy pamiętnik musi wrócić, by nie było żadnych podejrzeń.

Znalazł w końcu na samym dnie mały zeszycik w brązowej oprawie z lekko pożółkłymi kartkami. I już pierwsza strona powiedziała mu, że znalazł to czego szukał: "Pamiętnik Lilki Evans". Dość naiwne i oczywiste, pomyślał, ale taka natura bab.

Bezszelestnie wstał i wyszedł z pokoju. zamykając dokładnie i cicho drzwi. Szybko wrócił do swojego dormitorium i starając się nie hałasować, zdjął z siebie pelerynę niewidkę. Wskoczył do jeszcze ciepłego łóżka, zasunął kotary i szepnąwszy Lumos!, zaczął naprędce przeglądać zeszyt Evans.


* * *


James stwierdził, że to wybitnie nudna lektura i porównał w myślach z "Historią magii" - odruch wymiotny. Ale z tego co przeczytał, wywnioskował, że Evans to wcale nie Siostra Miłosierdzia: Ona naprawdę przyjaźni się ze Snape'em! I chyba znają się dłużej niż sześć lat. Zadziwiające, tego by się nie spodziewał.

Chłopak przeczytał fragment z dnia 2 maja 1979 roku:
Wczoraj udało mi się z tymi sumami. Podeszły mi pytania, więc powinno być dobrze. Niestety nie wszystko jest różowe. Potter jak zwykle ze swoimi Super Śmiesznymi Hasłami doprowadza mnie do granic wytrzymałości. I do tego Sev od niego oberwał. Właśnie wczoraj, kiedy po OPCM poszłam się przewietrzyć, zobaczyłam jak ta banda hunców zmierza w stronę Severusa. Czułam, że coś się święci. I zobaczyłam, jak Potter machnął różdżką i za kostkę uniósł go do góry, obnażając chłopa i pokazując całemu światu jego chude nogi. Nie wszyscy są sportowcami o wyrzeźbionych figurach, ale Pottera takie rzeczy nie ruszają! Nie mogłam przecież nie zareagować! Podbiegłam z wrzaskiem i różdżką w gotowości do miejsca zdarzenia. Oczywiście chłopaki miały taką frajdę, że mogłabym sobie gardło zedrzeć, a oni by mnie nie zauważyli.
Tymczasem Sev... Nie wiem jak mógł mi to zrobić?! Nazwał mnie "szlamą"! Ten, który uważał się za mojego przyjaciela, który zarzekał się, że nie powiedziałby tak nigdy o mnie!

Wstyd, ale pobiegłam do dormitorium z rykiem i nie mogłam się do wieczora pozbierać. Nie, nie umiałam mu tego wybaczyć. Zastanawiam się, czy w ogóle kiedyś będę w stanie... Znów mi oczy mokną i pęcznieją od łez. Faceci!


Potter przerwał lekturę. Pamiętał to dokładnie. W tamtym roku dali Smarekrusowi niezłą szkołę życia. A kiedy on do niej powiedział "szlama", jeszcze bardziej go męczyli. Pamiętał to, bo nieźle się wściekł o to na Smarka.

Przewrócił kilka stron dalej...
... Nie odzywam się wciąż do Seva. Przepraszał i błagał. Nie umiem mu wybaczyć. Pomyślał, że nieźle się musiała kobieta poirytować.

Zaczął znów pobieżnie kartkować zeszyt. Zerknął na budzik. Dochodziła czwarta, trzeba było się spieszyć. I nagle natknął się na fragment, który go zainteresował.

...Ci faceci są beznadziejni. Danielle też tak uważa. Co jeden, to lepszy gagatek. Ach... żeby tak pojawił się Książę-Z-Bajki. Wiadomo, że się nie pojawi, ale bycie uprzejmym dla innych, to nie jest chyba jakieś straszne wyrzeczenie! No, chyba, że dla Pottera. Dla niego "kultura" to abstrakcyjne słowo...

James pomyślał, że to wyjątkowo bezczelny tekst. Ale już jest jakaś wskazówka, może dowie się czegoś więcej.

... Poczucie humoru, to wszystko fajna sprawa, ale nie kosztem innych! Facet powinien być szarmancki i miły przede wszystkim dla dziewczyn. A jak ktoś próbuje się umówić ze mną, grając w grę "wszystkie chwyty dozwolone" i szantażuje, żebym tylko poszła z nim na randkę, to jest na spalonej pozycji. Taki facet powinien mnie uwieźć intelektem i bystrością; zainteresować mnie sobą. A nie tak, że chce sprawiać wrażenie "super luzak i cool gość". Ja wymiękam z takim podejściem. Czy my jesteśmy w przedszkolu? Litości...


Chłopak poczuł się urażony: Ta baba śmiała go tak jawnie obrażać i do tego posłużyła się nazwiskiem. Uff... nie "baba", ale Lily...

Szybko przypomniał sobie, że takie przedmioty jak pamiętnik nie bywają w miejscach publicznych i Evans miała prawo wyrazić swoje zdanie. Ale trzeba ten wizerunek zmienić. Tego był pewien. I już on się postara wzbudzić w niej zainteresowanie.

Uśmiechnął się do siebie i spojrzał w okno. Powoli rozjaśniało się na dworze i stwierdził, że pora odnieść zeszyt. Wymknął się drugi raz w pelerynie do dormitorium dziewczyn i odłożył na miejsce pamiętnik w brązowej oprawie. Kiedy wrócił ogarnęła go straszna senność, położył się, nastawiając sobie budzik tak by zdążyć na śniadanie i zapadł w mocny sen.

Edytowane przez mooll dnia 17-11-2009 10:18