Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] James Potter - Ostatnia szansa, rozdział XXXV (01.11.15 r.)

Dodane przez mooll dnia 30-09-2009 01:09
#1

Witam.

Nie mam za bardzo wprawy w pisaniu tego typu rzeczy (poza tym jestem tu nowa), jednak ff Fantazji mnie zainspirował. Jeśli mogłabym - proszę o opinie. Czy jest sens pisać dalej. Oczywiście mam już cały plan i pomysł za fabułę. Pisałabym to jednak nie tylko dla siebie, ale również dla Was. Dlatego czekam na Wasze komentarze w tej sprawie ;)


ROZDZIAŁ I



Nie mógł w to uwierzyć. Zdecydowanie. On rósł w siłę. Ten cały Tom Riddle, zarozumialec, który postanowił zmienić image tylko dlatego, że imię "Tom" nosiło sporo ludzi. Nie przyjmował do wiadomości, że to taka wada wrodzona imion. Wszyscy to wiedzieli. Ale on musiał być całym "Lordem Voldesrortem". Nikt specjalnie nie obawiał się, że to skończy się jakimś kataklizmem. Czubek jakich wielu. Tymczasem zaczynały się pojawiać pierwsze ofiary tego świra. Jeden mugol. Bogu ducha winny. No i jedna czarownica z Ministerstwa Magii. No, człowiek mierzył wysoko...

James Potter zmarszczył wysokie czoło i pokręcił z niedowierzaniem głową. Właśnie wpadł mu w ręce cieplutki jeszcze egzemplarz "Proroka Codziennego". Pierwsze strony zawierające krótkie noty, ale za to okraszone sporym komentarzem i rzucającym się w oczy tytułem, nie dały mu zjeść do końca płatków na mleku.

W kuchni pojawiła się jego mama.
- Gotowy na wielki dzień, Słoneczko? - zapytała na dzień dobry, uśmiechając się promiennie.
- Jak co rok, mamo - odparł beznamiętnym głosem, nie patrząc na nią.

Zaniepokoiła się widocznie. Jej syn, radosny, pełny energii na spotkanie z nowym rokiem w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart, teraz wydawał się przygaszony. To w ogóle nie leżało w jego naturze.
- Wszystko w porządku, Skarbie? - spojrzała na niego zatroskana.

James westchnął ciężko i podsunął jej gazetę.
- O, nie... - wyrwało się jej. Spojrzała na syna. Bała się o niego. Lecz on, jakby czytał w jej myślach. W końcu matki mają dość podobne myślenie zbliżone do stereotypu.
- Jestem zdruzgotany tymi informacjami, ale jeśli chodzi o mnie, to Hogwart jest chyba jeden z niewielu najbezpieczniejszych miejsc, jakie mogłabyś sobie wymarzyć. - Popatrzył na nią w sposób, który dodał jej pewności, iż to co mówił było prawdą. Miał ten dar przekonywania, nie ma co!

Stał na peronie 9 i 10. Z rodzicami nadmuchanymi od dumy z syna. On sam żałował, że nie ma brata. Przykładowo dobrym materiałem na brata mógł być Syriusz Black, jednak nawet gdyby stanął na rzęsach nie udałoby mu się wygrzebać w genealogii żadnego pokrewieństwa między nimi. A szkoda.

Rozglądnął się. Nikogo znajomego. Czas więc śmigać wózkiem w słup. Zabrzmiało to idiotycznie. A przecież tak właśnie wyglądało przedostanie się na peron 9 i 3/4: Trzeba było z rozpędem "wpaść na słup" i przenosiło się na niewidoczny dla mugoli peron.

Jego rodzice zazwyczaj przechodzili razem z nim, ale tym razem zdecydowali, że "to już ostatni raz" i tak naprawdę trzeba dać chłopakowi możliwość dojrzenia. W końcu kiedyś musi dorosnąć.

"Przede mną cały rok prób przekonania Lily...", pomyślał James. Nie był zachwycony. To ostatnia szansa. W przyszłym roku już nie będzie miał okazji. Czekał go ostatni rok nauki w Hogwarcie. Jeszcze się z tym nie pogodził, ale kiedyś będzie musiał. Ostatni raz quidditch, lekcje, Dumbledore, Snape, przydatność mapy Hogwartu, pysznych posiłków w Wielkiej Sali i ostatni rok spania w swoim łóżku z kolumienkami w dormitorium dla chłopców.

Wziął głęboki oddech. Jest początek, a nie koniec roku! Potter był raczej optymistą. Zauważył, że Syriusz do niego macha i nawołuje z jednego z okien pociągu. Dał znak, że już idzie i potoczył swój kufer wraz z klatką i jego sową, Błyskotką.

Sowa była niewielkich rozmiarów, dlatego wymagała imienia zdrobnionego. A ponieważ na topie był teraz model miotły "Błyskawica", nazwał sówkę Błyskotką.

Wtoczył się niezgrabnie to przedziału. Była tam już cała banda Huncwotów.
- Rogaczu, coś dziś kondycyjnie z tobą nie bardzo...? - odezwał się Black, patrząc jak James męczy się z kufrem.
- Daj spokój. Dziś po prostu rodzice zdecydowali, że mam dorosnąć i pozostawili na pastwę losu - wysapał. - A jak wakacje?
- Miałem niesamowitą przygodę nad jeziorem... - zaczął Syriusz. Od roku nie mieszkał z rodzicami; uciekł od nich, gdyż byli rodem, który opowiedział się po stronie Voldemorta. Był więc zdany na samego siebie. Wuj mu co prawda zapewnił byt, zostawiając konkretny grosz na utrzymanie, ale to mu przecież rodziny nie zastąpi. Tymczasem on jedyny z całej paczki mógł robić co chciał i przygody mieć co dziennie. Tego mu zazdrościli. Zdecydowanie. - Spałem pod namiotem...

Ale James się wyłączył. Zobaczył ją. Stała przepędzając pierwszorocznych i wykrzykując jakieś ostrzeżenia za nimi. Lily Evans: prefekt naczelny Gryffindoru, najlepsza uczennica w Hogwacie na dzień dzisiejszy, piękność o ciemnorudych włosach i ślicznych zielonych oczach, nieskazitelnej figurze i tym magnesem, który odczuwał, ilekroć ją dostrzegał. Generalnie po uszy kochał się w tej Gryfonce od pierwszego roku. Ta jednak zawsze nim gardziła. Nie wiedział, jak długo każe mu czekać. Coś mu mówiło, że jakoś on ją też pociąga. Jednak nie widział tego potwierdzenia w jej zachowaniu. Kto się czubi, ten się lubi, ot - cała prawda o pani prefekt.

Lily stała teraz w towarzystwie swoich dwóch przyjaciółek: Dorcas i Danielle, które były absolutnie nierozłącznie. Taki trochę żeński odpowiednik Huncwotów - Kujonek. Uśmiechnął się na tę myśl. A jednak znów gorzko zrobiło mu się z żołądku: co zrobić, żeby się wreszcie zgodziła z nim umówić?! W tym roku był w stanie wiele zrobić, by to osiągnąć, tylko nie wiedział, co takiego byłoby skuteczne.

Otworzył drzwi przedziału. Mruknąwszy coś na temat toalety, wyszedł na korytarz niezauważony przez dziewczyny. Stanął tyłem do nich, udając, że szuka czegoś, co zgubił na podłodze. I wtedy usłyszał fragment rozmowy...
- ...wisz się? Ja się nie dziwię kobiecie! Zachowywałabym się dokładnie jak ona! - poznał głos Danielle. Z niej była cicha woda: imię jak dla zwiewnej, lekkiej i delikatnej istoty. Tymczasem była to korpulentna dziewczyna o kruczoczarnych włosach, zabójczym (wręcz dosłownie) spojrzeniu i na pewno nie należała do tych delikatnych.
- Nie chodzi o to, czy się jej dziwię, czy nie. - To była Dorcas. Nie lubiła kłótni, była raczej spokojną blondynką o przeciętnej urodzie. - Tylko pytam, czy JAKBY nagle stał się inny, to by to coś zmieniło.

Lily uśmiechnęła się, widać, bardziej do siebie niż do dziewczyn, zobaczył to kątem oka. O kim one mówią?
- Potter się nie zmieni, Dor - powiedziała spokojnie aksamitnym głosem.

James zadrżał. Z jednej strony pod wpływem dźwięku jaki miał głos Lily, ale z drugiej - mówiły o nim! Wytężył jeszcze bardziej słuch, dziękując w duchu, że na korytarzu jest taki ruch i nikt nie zwraca na niego uwagi.
- No, ale skoro chcesz, bardzo proszę: wyobrażę sobie, że jest inaczej... - odezwała się Lily, po czym westchnęła - Jest bardzo przystojny, utalentowany, ale wykorzystuje to fatalnie, znęcając się nad Severusem...
- Och, daj już mu spokój! - przerwała jej Danielle. - Chcesz o nim rozprawiać?
- Wiesz, że mu nie wybaczę tej... "szlamy", choćby nie wiem co zrobił... - Jej początkowo wojowniczy i butny ton głosu zmienił się w szept - ... on tak pomyślał...
- Lil. Nie zmieniaj tematu! - przykazała surowo Danielle.
- Oj... Potter jest zarozumiałym dupkiem. Obie to wiecie. Po co tworzyć fikcję? - usłyszał głos Lily, który był lekko poirytowany. - No musiałby zmienić się diametralnie. Miły, ale nie arogancki, bez tych jego dennych hasełek:"Umów się ze mną, bo wiem, że na mnie lecisz", które mają sprawiać, że jest lepszy niż jest. Musiałby przestać dokuczać i płatać figle innym. Snape'owi też. Poczucie humoru, to przecież nie psikusy, które bawią tylko wykonawców. No, a poza tym miły i uczynny. Jakby do tego był sobą, Jamesem, który wreszcie dorósł, a nie popisującym się smarkaczem... to bym miała duży problem z posłaniem go do wszystkich diabłów, jak robię to teraz prawie zawsze, kiedy go spotkam...

Reszta słów utonęła w salwie śmiechu i rechotu dziewczyn. James zamrugał. Wciąż kucał w tym samym miejscu w lekkim oddaleniu od nich. Powoli wstał i zawrócił do swojego przedziału. Teraz musiał to wszystko przemyśleć na spokojnie. Czyżby Lily wymagała niemożliwego? Miał zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni. Była taka śliczna i mądra... Czy byłoby go stać na coś podobnego? Żadnych dowcipów, tego co kochał robić z resztą Huncwotów. Krew odpływała mu z twarzy, zbladł nieco i spoważniał w zamyśleniu, rozważając kolejność zmian (bo dokonanie zmian na raz mogło się wiązać z problemami natury psychicznej, niepokojem kolegów i mogło się okazać po prostu niewykonalne). Wówczas tuż przed wejściem do swojego przedziału natknął się na patrolującą panią prefekt. Obrzuciła do spojrzeniem pełnym pogardy, który szybko zmienił się w zdziwienie na widok ścigającego Gryfonów*.
- Cześć, Lily - powiedział spokojnie Potter, ledwie ją dostrzegając przez zamglony wzrok. Zapomniał nawet przeczesać palcami włosów, co w jego mniemaniu (albo w mniemaniu jego dawnej osobowości) było niedopuszczalnym błędem.
- Eee... - wyjąkała zaskoczona sytuacją. Potter w takim stanie, to Potter chory, albo pod Imperiusem. Ta sytuacja zdecydowanie ją przerosła, choć zdarzało się jej to bardzo rzadko. - Cześć...

Zanim zdążył wejść do przedziału, dostrzegł jeszcze jej twarz w wyrazie szczerego zdumienia, zakłopotania, ale i czegoś co mówiło mu, że może na to właśnie zawsze czekała. Na tę jego metamorfozę. Mimo, że wydawało się, iż graniczy z cudem.

Nie zrobił praktycznie niczego, a już samo przemilczenie pewnych tekstów i odpuszczenie sobie tanich zagrywek przyniosło plon. Chyba będzie musiał się bardzo poświęcać w tym roku. Oby tylko miało to sens...




_____________________

* - J.K. Rowling podobno ujawniła w jednym z wywiadów, że James Potter był jednak Ścigającym, mimo, iż kreowano go jako Szukającego.

Edytowane przez mooll dnia 01-11-2015 00:24