Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] James Potter - Ostatnia szansa, rozdział XXXV (01.11.15 r.)

Dodane przez mooll dnia 04-10-2015 15:57
#152

Gdyby nie fakt, że z jakiegoś powodu zostałam uziemiona na długi czas, pewnie nawet nie pomyślałabym o powrocie do tego świata. I gdyby nie pewna bardzo miła wiadomość na priv... ^^


ROZDZIAŁ XXXIV



- Czyli, jeśli dobrze cię zrozumiałem - dyrektor podjął próbę podsumowania - wszystko to sprowadza się do tego, że pan Pettigrew ukrywa prawdziwych zabójców jednorożca.
- Tak, lecz nie może ujawnić, kto to jest. Nawet nam... - James zwiesił głowę. - I nie wiemy, dlaczego.

Dumbledore splótł dłonie, opierając łokcie o blat swojego ogromnego, dębowego biurka i zamyślił się przez chwilę.

- Profesorze Dumbledore... - zaczął gorączkowo Potter. - To nie może wyjść z pańskiego gabinetu...

Dumbledore w odpowiedzi tylko skinął głową, wciąż intensywnie o czym myśląc. Po kilku minutach, które zdawały się ciągnąć niemiłosiernie, odchrząknął i wyprostował się.

Przyjrzał się chłopakowi, po czym powiedział:
- Chyba mam pomysł, jak rozwiązać ten problem - zaczął, lecz widząc zaniepokojony wzrok ucznia, dodał szybko: - bez ujawniania tożsamości pana Pettigrew. Jednakże...
- Tak? - James wstrzymał oddech.
- Jesteś przekonany o niewinności swojego kolegi... - dokończył Dumbledore, uważnie przyglądając się chłopakowi.
- Panie profesorze, Peter od zawsze chciał być taki, jak my. Chodził za nami, domagał się uwagi, pokazując, że może być jednym z nas - tłumaczył Potter. - I udało mu się. Od zawsze pokazywał, jak bardzo mu zależy na naszej aprobacie, pochwale czy uznaniu. Obserwował każdą naszą reakcję, oczekując, że poklepiemy go po ramieniu ze słowami "Zuch chłopak!". Nie stanąłby po przeciwnej stronie. Nie zrobiłby niczego, co mogłoby nas narazić.

Chłopak zrobił krótką przerwę, by po chwili kontynuować.
- Te informacje, które przekazywał nie mogłyby nas skrzywdzić.
- Skąd ta pewność? - Dyrektor zmrużył oczy, poprawiając swoje okulary połówki.
- Powiedział nam o tym! - z przekonaniem stwierdził James. - Na przykład o terminach moich spotkań z Lily Evans.
- I to wystarczało tym szantażystom? - z powątpiewaniem spytał Dumbledore.
- Nie mieli wyjścia. Nic się nie działo ostatnio. Nawet nie szaleliśmy z chłopakami... Tylko raz byliśmy w kuchni - wymsknęło mu się.

James z niepokojem zerknął na dyrektora, czekając na jego reakcję. Ten jednak lekko skinął głową, uśmiechając się.
- I wtedy napatoczył się Snape - skwitował Potter. - Siedział w kuchni. Teraz myślę, że czekał na nas.
- Wiedział, że się zjawicie - powiedział Dumpledore. - Chciał zabłysnąć, wydając was mnie.
- Ewidentnie chciał nas uziemić, by zyskać czas - powiedział w zamyśleniu James, nie patrząc na dyrektora. - Załatwienie nam szlabanu umożliwiłoby im działanie... Nic nie wskórali, bo zasadzka się nie udała... Sam został złapany.
- Im? - Dumbledore nachylił się nad biurkiem. - Jakich "ich" masz na myśli, James?
- Snape i jego szajka... To znaczy Avery i Nott.
- A ci szantażyści to, w twojej opinii, właśnie oni z Severusem na czele, czy dobrze zrozumiałem?
- Tak. - James energicznie przytaknął i spojrzał na dyrektora.

Ten jednak wyprostował się tylko i krótką chwilę w zamyśleniu patrzył jak feniks stuka dziobem o pręty swojej klatki.
- Teraz wydaje mi się już wszystko bardziej zrozumiałe - powiedział Dumbledore po dłuższej chwili milczenia. - Dziękuję ci, James.

Chłopak uniósł lekko brwi, a jego mina mówiła, że nie bardzo rozumie, co stało się nagle takie zrozumiałe.
- Eee...? - wymsknęło mu się. - To znaczy... Bo ja nie rozumiem...
- Może to i lepiej. - Dumbledore uśmiechnął się dobrodusznie. - To by było na tyle, mój drogi chłopcze.

James wiedział, że nadszedł czas, by opuścić gabinet dyrektora. Posłusznie wstał, chociaż w głowie mu huczało od pytań, na które profesor z pewnością mógłby odpowiedzieć, bo teraz wszystko było dla niego jasne. Zmusił się do wyjścia.

Wszystko miało się wyjaśnić, a tymczasem tajemniczość dyrektora wszystko zagmatwała. On, James, powiedział wszystko, co wiedział w tej sprawie, a Dumbledore nie okazał mu nawet krzty zaufania, by cokolwiek wyjaśnić i uspokoić chłopaka. Był zły i głodny. Remus zapewne stwierdziłby, że jedno wynika z drugiego, ale tym razem zły nastrój Jamesa nie był spowodowany głodem.

Dotarł do portretu Grubej Damy, mrucząc do niej Nieoczywiste zawiłostki, i wszedł do Pokoju Wspólnego, który o tej porze był praktycznie pusty. Tylko kilku studentów kończyło swoje wypracowania, zupełnie nie zwracając na niego uwagi.

Usiadł na kanapie przed kominkiem i zapatrzył się w złote płomienie liżące zapamiętale poczerniałe polana drewna.
- Wiesz, co się dzieje, kiedy człowiek wpatruje się w ogień?

James nie drgnął, nie podniósł nawet wzroku. Na końcu świata, z zasłoniętymi oczami poznałby ten głos. Lily.

Ciężko opadła na kanapę obok niego.
- Posikasz się w nocy - zachichotała, ale jej śmiech był nieco nerwowy i szybko zmienił się w głośne westchnienie.

Chłopak odwrócił się w jej stronę. Widział to po niej: coś było nie tak. Na jej twarzy malował się niepokój i lekkie zdenerwowanie, ale w oczach widział jakiś upór... Taki sam, z jakim na początku roku po raz kolejny dała mu kosza. Nie znosił tego spojrzenia. Poczuł jak żołądek podchodzi mu do gardła: znów coś zrobił? Coś powiedział? Czegoś nie zrobił, nie powiedział?

Tym razem to on westchnął. Poczuł jak lęk o to, że po raz kolejny się pokłócą albo znów z nim zerwie, zmienia się w irytację. Miał tego dość. Cały rok robił wszystko, by udowodnić jej, że dojrzał, wydoroślał i spoważniał; skończył z głupimi żartami i zabrał się za rzeczy naprawdę istotne, ale - jak widać - to było za mało.
- Co znów zrobiłem? - spytał z rezygnacją, ale ton jego głosu wyrażał żywe zainteresowanie odpowiedzią na to pytanie.

Lily lekko przekrzywiła głowę i zamrugała kilka razy. Była zaskoczona.
- To nie tak... - zaczęła dość nieporadnie jak na nią.
- No przecież widzę po oczach - podniósł nawet rękę, by wskazać jej co dokładnie ma na myśli. - Nie umiesz kłamać, Lily.
- Chciałam powiedzieć, że nie zrobiłeś w zasadzie niczego złego... - podjęła jeszcze raz, ale tym razem przerwał jej James.
- W zasadzie? - zapytał z naciskiem. - Czyli nie do końca jesteś ze mnie zadowolona...?

Nie chciał, żeby zabrzmiało to aż tak ironicznie, ale się stało. No trudno.

Dziewczyna ściągnęła brwi, próbując zrozumieć, o co chodzi, po czym energicznie pokręciła głową, jakby chciała w ten sposób oczyścić umysł.
- To nie tak! - rzekła stanowczo. - Po prostu potrzebujemy przerwy!

James klasnął w dłonie, jakby usłyszał przedni żart i szeroko się uśmiechnął.
- Prawie zgadłem! - jego oczy śmiały się zimno.

Lily skrzyżowała ręce na piersi przyjmując postawę obronną, czekając aż chłopak się nieco uspokoi i przestanie żartować. Ona sama także wydawała się być poirytowana.

Chłopak nachylił się ku niej, chwycił mocno oburącz za ramiona i prawie niezauważalnie potrząsnął, patrząc jej głęboko w oczy.
- Lily, kocham cię, jak nikogo nigdy nie kochałem - powiedział łagodnie, ale z mocą mimo ściszonego głosu. Patrzyła na niego w osłupieniu tymi jasnymi zielonym oczami.
- James... - szepnęła słabym głosem, ale pokręcił głową, by mu nie przerywała.
- Nigdy nikogo nie będę kochał tak, jak ciebie - kontynuował. - Nie mogę... nie mogę tak dłużej...

Głos załamał mu się nieznacznie, więc odchrząknął i przełknął ślinę, by zatuszować emocje, jakie go wypełniały. Serce biło mu jak oszalałe, bo wiedział, że od tego co powie nie będzie powrotu.
- Walczyłem długo o ciebie nieskutecznie, aż odnalazłem drogę. Zmieniłem się, sama widzisz. Dla ciebie. Zrobię więcej, jeśli potrzeba, jeśli... jeśli... to cię przekona.

Lily otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale James zamknął oczy i gwałtownie pokręcił głową.
- Widzę, że wciąż masz wątpliwości... wystarczy niewielka rzecz, żebyś posłała mnie do wszystkich diabłów. Zamiast być szczęśliwy z tobą, to analizuję każde twoje krzywe spojrzenie. Ostatnią rzeczą jaką chcę, jest utrata ciebie... Ale chcę mieć jasność... Ta "przerwa"... Naprawdę cię nie trzymam... bo teraz widzę, że moje szczęście nie zależy od tego, czy będziesz ze mną, ale czy będziesz szczęśliwa. Jeśli ze mną - uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, a jeśli nie ze mną...

Przerwał, gdyż dziewczyna wyrwała mu się z uścisku. Dopiero teraz zauważył lśniące w jej cudownych oczach łzy.
- Nie mów tak! - szepnęła dramatycznie. - Ja... ja też cię kocham. Naprawdę.

Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego. Jeszcze ani razu nie wyznała mu miłości. Dla niego znaczyło to o wiele więcej niż to całe "chodzenie", to jak zaklęcie. Tylko silniejsze.
- Lilu... - rzekł czule, dotykając jej szyi i pociągnął ku sobie. Tulił ją długo w milczeniu, myśląc, co miała na myśli mówiąc mu o "przerwie".
- Egzaminy, James - powiedziała stanowczo Lily, odsuwając się od niego.

Siedzieli na kanapie naprzeciw siebie. W kominku już tylko kilka niewielkich płomyków delikatnie falowało po zwęglonych już drwach.
- Uhm...
- Po to miała być ta przerwa, żebyśmy się mogli do nich spokojnie przygotować, a nie... hm... rozpraszać - powiedziała z delikatnym uśmiechem, lekko się zaczerwieniając.
- Że niby zdam lepiej, jak się nie będziemy widywali? - popatrzył na nią z powątpiewaniem. - Ty może tak, ale ja...

Posłała mu kuksańca w żebro, śmiejąc się.
- Pokazałeś już na co cię stać, a mnie przy tym nie było... - wciąż się uśmiechała.
- No, ale byłaś spiritus movens!



* * *




Tydzień po rozmowie jaką James przeprowadził z Lily był dla niego wyjątkowo trudny. Opracowany przez dziewczynę system powtórek do egzaminów był znakomity: praktycznie zaraz po zajęciach siadał nad materiałem na dany dzień i starał się go skończyć przed zmrokiem, co nie było takie proste.

Do nauki nie siadał jednak sam. Zawsze towarzyszyła mu reszta huncwotów.
- Nadal nie rozumiem - powiedział nagle Syriusz, przerywając sporządzanie notatek - co wynikło z rozmowy z Dumbledorem.
- Uhm... - potwierdził Remus, nie odrywając się od pisania.

James westchnął głęboko. Zapatrzył się na widok z okna biblioteki. Zakazany Las o tej porze roku mienił się wieloma odcieniami soczystej zieleni. Wszystko rozkwitało, budziło się do życia. Tylko oni ślęczeli nad tymi powtórkami. Żal mu serce ścisnął.
- No... - zaczął Potter bezwiednie, wciąż z tępym wzrokiem utkwionym gdzieś w oddali.
- Obudź się - szturchnął go w ramię Black.
- Co...? - spytał słabo James, po czym rozglądnąwszy się po wpatrzonych w niego twarzach kumpli, odchrząknął. - Mówiłem wam. Powiedziałem mu prawdę. Tak mnie natchnęło. A on stwierdził, że wszystko już rozumie i zapewnił mnie o anonimowości Petera. A potem się pożegnał, co był tak zaskakujące, że aż nie zaprotestowałem, tylko wyszedłem.
- A tak w ogóle, to gdzie on jest, ten nasz Ogon? - zapytał z zainteresowaniem Lupin, chwyciwszy się pod boki. - Cały tydzień gonił za nami, jak głuptak, a od wczoraj go nie widziałem.
- Miał tu przyjść po lekcjach, ale, jak widać, nie ma go tu - oznajmił Syriusz. - Coś ta jego sumienność szwankuje...
- A propos sumienności... - Lupin spojrzał uważnie na Pottera. - Co się stało z Evans?
- W jakim sensie miało się z nią coś stać? - spytał głupio James.
- Od tygodnia się nie widujecie, patrzycie tylko na siebie na lekcjach, potem tylko "cześć-cześć" i lądujesz tutaj albo w Pokoju Wspólnym z książkami.
- Racja - podchwycił Black. - Takie z was papusie-nierozłączki były, a tutaj...
- Lily uznała, że dla dobra egzaminów powinniśmy się... ograniczyć - powiedział gorzko James tonem nudnej wyliczanki, przewracając przy tym oczami.

Syriusz tylko poklepał go współczująco po plecach, po czym dodał filozoficznie:
- Baby i ta ich niezrozumiała ambicja...
- A ty i Danielle? - James barkiem odtrącił rękę Syriusza, chcąc odbić piłeczkę. - Niby nie ma tematu, a zerkacie na siebie z ukosa jakbyście się chcieli nawzajem... no wiesz... - James szukał odpowiedniego określenia, lecz odpuścił w nadziei, że przyjaciel wyłapie, o co chodzi.
- No nie wiem - odparł Black beztrosko.
- Rzucić się na siebie... czy coś... - bąknął Potter.

Lupin przyglądał się tej wymianie zdań z wyraźnym rozbawieniem.
- Może i chcielibyśmy... - zaczął Syriusz odważnie, ale szybko dotarło do niego, że temat nie jest taki prosty i uciął: - To jest zbyt skomplikowane.
- Będziesz żałować - stwierdził bezpardonowo James.
- Zapewne - zgodził się Black bez zastanowienia. - Już momentami żałuję. Mam jednak swoje powody...

James spojrzał na Remusa nic nie rozumiejąc i szukając pomocy drugiego przyjaciela. Ten jednak wzruszył ramionami i pokręcił głową.
- Te powody... to te z tych babskich, że honor huncwota ci przeszkadza i inne takie? - podjął zaczepnie Potter, a Syriusz tylko łypnął na niego spode łba.
- Chyba się przyjaźnimy, nie? - odezwał się dotychczas milczący Lupin, a Black przytaknął milcząco. - I mimo tego nie chcesz nam powiedzieć?

Syriusz westchnął ciężko. Przełknął ślinę i wpatrywał się w swoje notatki, kompletnie ich nie widząc. Wydawało się, że zbiera myśli.
- Danielle ma do mnie żal, wiem... - zaczął w końcu, a Remus z Jamesem skinęli głowami na znak, że i oni to wiedzą. - Dowiedziałem się jednak czegoś, co zmusiło mnie...
- Czego się dowiedziałeś niby? - wtrącił Potter, a Lupin spojrzał na niego karcąco.
- Dowiedziałem się, że od strony mojego ojca... że on miał romans...
- Niezbyt chwalebne, ale się zdarza, to nie koniec świata chyba...! - James znów nie pohamował swojej uwagi.
- Dajże chłopu skończyć wreszcie - syknął Remus, wskazując rękoma Blacka, który teraz wyglądał jak zbity psiak.

Syriusz westchnął, po czum zgarbił się jeszcze bardziej.
- Ona była z rodziny mugolskiej, a znacie moją: to coś poniżej hańby - wzdrygnął się na tę myśl. - Romans, jak romans. Sam powiedziałeś, Ragoczu: są gorsze rzeczy. Ale moja matka dowiedziała się o tym. I na pewno by to przemilczała; to było w jej stylu. Odcięłaby się od tematu, by nie mieć z mugolami nic wspólnego. Ale ta kobieta przyszła z małym dzieckiem. I domagała się sprawiedliwości. Ojciec chyba to jakoś ułagodził, nie wiem. Reszta rodziny nie była wtajemniczona.

James i Remus wlepiali coraz większe oczy w Syriusza. Chyba powoli sens tej historii zaczynał do nich docierać.
- Niedawno wpadł mi w ręce list od tej kobiety do mojej matki. - Black kontynuował zbolałym głosem. - Mój kufer jest stary. Gdzieś w poszewce zaplątał się kawałek pergaminu. Zaciekawił mnie, ale treść powaliła...
- Na gacie Merlina...! - wyrwało się Jamesowi.

Remus z otwartymi ustami wlepiał w Syriusza zszokowany wzrok.
Gdzieś w tle skrzypnęły drzwi, szum wywołany ruchem w bibliotece wzmógł się.
- Nie mogę zawalczyć o Danielle... jest moją siostrą.
- Chyba sobie kpisz...! - Huncwoci jak na komendę odwrócili się w stronę dziewczęcego głosu.
W drzwiach jak przyrośnięta do podłogi stała Danielle z wyrazem zdumienia na twarzy.

Edytowane przez mooll dnia 04-10-2015 15:59