Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] James Potter - Ostatnia szansa, rozdział XXXV (01.11.15 r.)

Dodane przez mooll dnia 17-06-2013 17:40
#147

No dobra. Przyznaję, że minęło naprawdę sporo czasu od ostatniego rozdziału. Liczę jednak, ze na Hogsmeade jest jeszcze ktoś, kogo zainteresują dalsze losy Jamesa Pottera. Komentarze jak najbardziej wskazane.



ROZDZIAŁ XXXIII


- Zniknął?! - wrzasnął Potter.
Teraz był już całkiem pewien, że Peter jest w niebezpieczeństwie.

Zerknął na swoich towarzyszy zastygłych w przerażeniu i Lily, lekko posapującą ze zmęczenia po długim biegu. Wszyscy wyglądali na zdezorientowanych i najwidoczniej oczekiwali, że to on coś wymyśli.

James ostentacyjnie wziął głęboki oddech na uspokojenie i uważnie spojrzał na rudowłosą Lily, która oparła ręce na biodrach. Jej policzki były mocno zaróżowione od wysiłku a jasnozielone oczy szeroko otwarte. Jej twarz wyrażała zaniepokojenie, lecz gdy tylko James zwrócił się do niej, przybrała stanowczy wyraz.
- Jeszcze raz, Lil - powiedział spokojnie lecz bardzo rzeczowo. - Od początku.
- Kiedy jadłam śniadanie w Wielkiej Sali, podeszła do mnie profesor McGonagall i oświadczyła, że natychmiast muszę przyprowadzić cię do dyrektora... - odpowiedziała dziewczyna, lecz na moment urwała, jakby zastanawiała się nad czymś.
- Widzisz... - kontynuowała w zamyśleniu. - Wyglądała tak, jakby stało się coś niewyobrażalnego. Ten strach i przerażenie... I do tego jakby paniczny ton...

Huncwoci popatrzyli na siebie porozumiewawczo. McGonagall i paniczny ton?
- Widziałeś kiedyś, by była spanikowana? - spytała trzeźwym głosem Lily. - To jest tak nieprawdopodobne, jak to, że się zmieniłeś!

James parsknął. Nie wiedział, czy się śmiać czy złościć.
- No wiesz! - żachnął się.

Lily przerwała mu wyciągnięciem dłoń, chcąc zatrzymać go przed kontynuowaniem słów oburzenia.
- Ale się zdarzyło - dokończyła. - Tak jak i w przypadku McGonagall. I właśnie to mnie bardzo zaniepokoiło. Od razu zapytałam, czy znów wpadłeś w kłopoty. Obawiałam się, że jej rozhisteryzowany stan świadczy o tym, że przeszedłeś samego siebie i zafundowałeś Hogwartowi coś, z czego się nie pozbiera.

Potter patrzył na nią, kręcąc głową. Nie miał do niej pretensji. Doskonale zdawał sobie sprawę ze swojego zachowania i zasłużył sobie, by to usłyszeć. Zrobiło mu się wstyd. Wiedział, że musi odpokutować za swoje poczynania, ale miał cel: słodka Lily Evans, dla której był w stanie wyrzec się całej swojej huncwockiej natury.

Reszta ekipy przyjęła jednak tę uwagę jako doskonały pretekst do rozładowania napięcia śmiechem.
- Cały Rogacz! - poklepał go po ramieniu Syriusz, wciąż z szerokim uśmiechem na ustach. - Kobieto, wiesz coś ty zrobiła temu człowiekowi?!

Mówiąc to Black z udawanym wyrzutem wzniósł ręce ku niebu. Wszyscy znów się roześmiali.
- Wiem - odparła Lily z tajemniczym uśmieszkiem. - Ocaliłam go.
- Ludzie - odezwał się Remus - fajnie, że się dobrze bawicie, ale to chyba nie ta pora...

W chatce Hagrida po kilku chrząknięciach zapadła cisza, by dziewczyna mogła kontynuować.
- Okazało się, że niczego złego nie zrobiłeś. Powiedziała, że była w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, a nawet prosiła chłopaków, by zawołali Petera, bo dyrektor go wzywa. Nikogo nie zastali w waszym dormitorium. Wtedy przyszła do Wielkiej Sali, lecz i tam nie było żadnego z was.
- Czemu ją to zaniepokoiło? - spytał Remus. - W końcu Peter łazi za nami wszędzie. Mógłby i tu z nami być.
- To prawda, ale McGonagall pytała Grubą Damę, czy nie widziała Petera - odparła Lily. - I ona odrzekła, że i owszem. Lecz pozostałą trójkę osobno i to dużo wcześniej.
- A to spryciula z tej Damy - pokręcił głową Syriusz. - Była taka zaspana i narzekała, że ją budzimy... Byłem pewien, że nas nie skojarzy!
- W każdym razie - ciągnęła Evans - McGonagall wiedziała, że jesteście rozdzieleni i nigdzie nie można was znaleźć. Poszła do dyrektora, a on, dowiedziawszy się, że Petera z wami nie ma, natychmiast kazał po ciebie posłać. Powiedział, że możecie być u Hagrida. McGonagall kazała mi po was pójść. Chyba stało się coś niedobrego, bo podobno dyrektor był bardzo wzburzony.

Wszyscy patrzyli na nią w osłupieniu.
- I ona ci to wszystko powiedziała ot tak? - nie dowierzał James. - Z takimi szczegółami, jak ten, że Dumledore się wściekł?

Lily uśmiechnęła się.
- Mnie nauczyciele lubią, James - odparła. - I McGonagall także. Oczywiście posłużyłam się moim darem perswazji, inaczej by mi nie powiedziała. No, James, biegiem! Nie ma czasu do stracenia!

Potter przytaknął i spojrzał jeszcze raz pytająco na chłopaków.
- Najpierw się dowiedz, o co chodzi, a potem zdecydujesz sam, czy to, czego się dowiedziałeś zmieni naszą decyzję w kwestii pomocy Dumbledorer17;owi - powiedział uspokajająco Remus. - A my na zajęcia, panowie.

Lupin ewidentnie zignorował pytające spojrzenie Evans. I dobrze, pomyślał James, w tej sprawie nie pozwolę jej grzebać. To może się okazać niebezpieczne nawet jak dla nas...

***


- Pani... profesor...! - krzyknął James już z daleka, biegnąc w stronę biurka McGonagall i sapiąc jakby przebiegł maraton.
- Potter! - Nauczycielka wstała, jakby lekko przestraszona.
- Dumbledore...! - wysapał zmachany chłopak.
- Jest u siebie - wskazała dłonią w stronę ukrytego przejścia za obrazem.

McGonagall bez dodatkowych słów sięgnęła za kotarę ukrywającą obraz Londynu i otworzyła go, jak drzwi. Ręką wskazała przejście za obrazem, ponaglając chłopaka.

James zaczął biec i mimo dokuczliwej kolki, zatrzymał się dopiero przed potężnie zbudowanymi drzwiami, za którymi znajdował się gabinet dyrektora.

Nie wiedział, czy hasło, które podała mu ostatnim razem McGonagall wciąż jest aktualne. Nie chciał się jednak wygłupić, więc stał dobrą chwilę i sapał zapamiętale, zastanawiając się, co zrobić.

Nagle drzwi otworzyły się, a za nimi stał nie kto inny jak Dumbledore.
- James - zaczął pierwszy - chyba nigdy nie widziałem cię tak zmachanego na żadnym meczu quidditcha jak dziś! Wejdź.

Chłopak przełknął głośno ślinę i starał się uspokoić oddech, słuchając co też ma mu do powiedzenia dyrektor.
- Sądziłem, że będziesz trochę później. Umawialiśmy się po zajęciach, prawda? - Dyrektor spojrzał na niego znad swoich okularów połówek, siadając wygodnie w fotelu za biurkiem. - Usiądź, proszę.
- To prawda - odparł James, zajmując miejsce naprzeciwko. - Chodzi mi jednak o te drugą sprawę; tę, która wyszła dziś rano...

Dumbledore splótł dłonie i lekko zmrużył swoje jasne oczy, skupiając się na słowach siedzącego przed nich chłopaka.
- I to ta druga kwestia zmusiła cię do tego morderczego biegu? - spytał dyrektor, nie odrywając wzroku od Jamesa.
- Zgadza się.

Do Pottera bardzo powoli zaczęło docierać, iż Dumbledore zdziwiony jego wczesną wizytą, nie rozumiejąc pośpiechu, prawdopodobnie nic nie wie o tej "drugiej sprawie".
- Kto cię do mnie przysłał? - zapytał dyrektor bardziej ubawiony tą sytuacją niż zdenerwowany.
- No... - James zawahał się, po czym odpowiedział niepewnie: - Profesor McGonagall...

Dyrektor uśmiechnął się szeroko.
- No, no... Nie przypuszczałem, że z naszej drogiej Minerwy taki dowcipniś! - roześmiał się ubawiony własnym poczuciem humoru. - James, nie wzywałem cię. Przynajmniej nie w trybie natychmiastowym. Zatrzymałem się raczej na naszej ostatniej rozmowie, podczas której umówiliśmy się na dzisiejsze popołudnie.

James zacisnął zęby w złości.
- Uch..! - wyrwało mu się. - Mogłem się spodziewać, że wywiną mi taki numer!

Dyrektor wciąż patrzył na niego wesoło.
- Na czele z panią profesor? - spytał.
- Ależ skąd! - żachnął się Potter. - Ta wiadomość została mi przekazana... I to przez Evans!

Dumbledore aż klasnął w dłonie.
- A to heca! Słyszałem co nie co od nauczycieli o twojej nieprawdopodobnej przemianie. Któż by przypuszczał, iż uczennica pokroju Evans uderzy w ciebie, James, twoja własną bronią! Przedni numer, muszę przyznać. Tymczasem wydaje mi się, że wciąż nie jesteś gotowy, by rozmawiać ze mną na temat jednorożca, więc będę tu czekał na ciebie po południu.

Chłopak uniósł się z fotela drętwo i automatycznie ruszył ku drzwiom. Jak mógł zostać tak haniebnie wystawiony! I to przez kogo? Przez własną dziewczynę!

Jeszcze nie nacisnął klamki, a dobiegł go głos dyrektora.
- Tylko nie bądź zbyt surowy w ocenie. Może to nie tylko dowcip...
Potter skinął głową i wyszedł.

* * *


- Żart?! - Black z wrażenia aż otworzył usta.
- Ta kobieta mnie zadziwia. - Remus pokręcił głową z uśmiechem. - Uderzyła w ciebie twoją własną bronią!
- No i? - Potter spojrzał na kumpla spode łba. - Dumbledore również to zauważył. Też wybrała sobie moment! Czy ona nie rozumie, że to nie czas na takie rzeczy?!
- Przyznaj, że cię pokonała, stary - powiedział Syriusz. - Poza tym, w każdym innym momencie też powiedziałbyś, że to "nie ten moment".

James westchnął.
- No dobra, pokonała mnie... Ale, na litość, Łapo, przecież wiesz, o czym rozmawialiśmy u Hagrida! Już i tak sytuacja była napięta! Pff... Co ja mówię: nadal jest!
- Racja, moment nienajszczęśliwszy - przyznał Lupin, zerkając na zegarek. - Teraz jednak nadszedł moment, żeby się zbierać na eliksiry...

Zajęcia przebiegały całkiem zwyczajnie. Jednak z powodu skomplikowanych receptur, Potter mógł oderwać swoje myśli od żartu Evans i czekającej go rozmowy z dyrektorem.

- Chyba się nie gniewasz, co? - usłyszał gdzieś nad swoją głową, kiedy nachylał się nad swoim kociołkiem, by przyjrzeć się kolorowi wywaru.
- Nie, no, w ogóle.. - odparł z udawaną obojętnością, lecz celowo dodał obrażoną nutę, nie odrywając wzroku od kociołka.
- No, co ty! - jęknęła dziewczyna. - Nie znasz się na żartach? Ty?! Mistrz dowcipu?! Nie ważne, że twój nie zawsze był na poziomie, ale jednak zawsze każdy cię bawił...

Potter podniósł wzrok na Lily. Z jej twarzy nie mógł niczego wyczytać. Zdawało mu się jednak, że widzi w jej oczach coś na kształt ironii.

- A ty niby zamierzałaś mnie ukarać, co? - rzucił cynicznie, mrużąc oczy. Był wściekły. - Zwłaszcza, kiedy już ich nie praktykuję, hę?
- Wiesz... - odparła niewinnie Lily. - Chciałam zrozumieć, co cię w nich tak kręciło...
- To wiesz, co? - wysyczał nachylając się w stronę dziewczyny i równocześnie zniżając głos. - To wybrałaś sobie zły moment.

Dziewczyna spojrzała na niego pytająco.
- Przecież wiesz, że Peter prawdopodobnie wpadł w tarapaty i to dość duże! - rozpędził się. - A potem nagle Dumbledore chce ze mnę rozmawiać o tym jednorożcu i nie mam bladego pojęcia jak mu powiedzieć, co wiemy w taki sposób, by się nie zorientował, że coś ukrywamy na temat Ogona...!
- A po co masz ukrywać? - zdziwiła się Lily. - Profesor Dumbledore jest po to, żeby nam pomagać, Peterowi nic nie grozi z jego strony...

James tylko pokręcił głową ze zniecierpliwieniem.
- Nic nie rozumiesz! Może być zamieszany w sprawę z kradzieżą krwi tego konia!
- Co?! - Dziewczyna aż wstrzymałam powietrze, wybałuszając swoje zielone oczy w przerażeniu.
- No właśnie to! - syknął Potter i rzucił okiem w stronę profesora Slughorna, czy przypadkiem się do nich nie zbliża. - Kradzież krwi jednorożca to poważne przestępstwo!
- Wiem! - odburknęła urażona, że tłumaczy jej rzeczy tak podstawowe.

Potter mieszał już po raz ostatni w swoim wywarze. Wyglądało na to, że nie do końca przypominał kleistą, bladozieloną ciecz, a prędzej szarą breję.

Jęknął, kręcąc głową. Teraz już nie zdąży uwarzyć nowego eliksiru i obleje to zaliczenie.

Westchnął przeciągle. Czemu akurat teraz, tuż przez egzaminami zwala się na niego cała masa problemów, które nie chcą się rozwiązać? Nie dość, że cała ta sprawa z Ogonem powoli go już wykańcza, to jeszcze do tego Dumbledore i egzaminy na dokładkę. Mieszanka, której może nie udźwignąć...

- ...Panie Potter. - Z zamyślenia wyrwał go Slughorn, podchodząc do stolika z kociołkiem Jamesa. - Oj...

Nauczyciel nachylił się nad kociołkiem chłopaka i skrzywił, kręcąc głową.
- Ekhm, muszę przyznać, że się zamyśliłem i prawdopodobnie zgubiłem po drodze jakąś czynność... - powiedział cicho chłopak, masując sobie kark w zakłopotaniu.
- Widzę właśnie... - skrzywił się nauczyciel. - To musiało być całkowite zamyślenie, bo od miesięcy nie zrobił pan tak fatalnego eliksiru. Radzę poćwiczyć - egzaminy już za pasem, a to nie da panu oceny pozytywnej.

Potter tylko kiwał głową, czując jak wszyscy się na niego gapią. Zacisnął zęby i wbił ostry wzrok w Lily, która nie patrząc na niego dumnie prezentowała efekty swojej pracy. Jak zwykle zachwyciła Slughorna.

Kiedy tylko nauczyciel ogłosił koniec zająć, Potter błyskawiczne oczyścił stanowisko pracy i wypadł z klasy, by nie spotkać dziewczyny i nie powiedzieć jej czegoś niemiłego. Szybko dotarł do łazienek dla chłopaków, by nieco się odświeżyć przed rozmową z Dumbledorem. Musiał pozbierać myśli i przygotować, co mu powie. Wiedział, że musi, ale tysiące impulsów, które przebiegały mu przez głowę, uniemożliwiały mu realne, trzeźwe myślenie.

Odkręcając kran z zimną wodą wciąż starał się wymazać z pamięci Lily, niepowodzenie na eliksirach i te wlepione w niego twarze. Przetarł machinalnie oczy, jakby to miało mu pomóc w pozbyciu się mętliku z głowy. Pochlapał twarz zimną wodą i spojrzał w lustro. A im dłużej patrzył, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że jakąkolwiek taktykę podejmie - dyrektor z pewnością ją wychwyci.

Z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że naraża Petera na niebezpieczeństwo i wahał się, czy aby na pewno nie przypiąć do twarz maski pokerzysty i wyrecytować: "Myśleliśmy z chłopakami, czy ktokolwiek mógłby coś na ten temat wiedzieć, lecz wszystkie osoby, które mogłyby przyszły nam do głowy zaprzeczyły, iż coś wiedzą. Bardzo nam przykro, że nie mogliśmy pomóc."

Kierując się w stronę gabinetu McGonagall, skąd mógł się dostać do gabinetu dyrektora, nadal nie wiedział jak postąpi. Widział zarówno plusy jak i minusy całkowicie szczerej rozmowy, lecz żadne nie przeważały. Rozglądał się na boki, bacznie obserwował mijających go uczniów, jakby w nadziei, że gdzieś ujrzy rozwiązanie tego dylematu. Nic takiego nie zobaczył. Poczuł ucisk w żołądku, charakterystyczny dla stresującej sytuacji, w której lada moment miał się znaleźć.

Niepewnie wszedł do gabinetu McGonagall i automatycznie zapytał o dyrektora.
- A, tak... - odpowiedziała nauczycielka i wstała. - Jest u siebie. Wiesz, jak trafić. Hasło na dziś: Cytrynowe żujki.

Potter kiwnął głową, nerwowo przełykając ślinę. Nie odezwał się ani słowem, by nie zdradzić swojego zdenerwowania. Z coraz większym mętlikiem w głowie stanął przed solidnymi drzwiami. Odchrząknął i cicho powiedział:
- Cytrynowe żujki.
Hasło brzmiało wyjątkowo śmiesznie, lecz James w stresie wypowiedział je śmiertelnie poważnie.

Drzwi otworzyły się, wpuszczając do środka chłopaka.
- James - powiedział Dumbledore, podnosząc głowę znad zwoju pergaminu, na którym coś pisał. Odłożył pióro do kałamarza i wyprostował się w fotelu.
- Panie profesorze... - Chłopak niepewnie zbliżył się do ogromnego biurka.
- Usiądź - spokojnie powiedział dyrektor, wskazując miejsce naprzeciwko. Uśmiechnął się przyjaźnie.

Potter przełknął ślinę i odwzajemnił uśmiech, choć nieco nerwowo, po czym usiadł na fotelu.
- Cieszę się, że przyszedłeś - zaczął Dumbledore. - Co masz mi do powiedzenia w sprawie tego jednorożca?

James podniósł wzrok i spojrzał głęboko w bladoniebieskie, szczere oczy dyrektora, spoglądające na niego znad okularów połówek.

W jednym momencie chłopak poczuł jak odpływa z niego całe uczucie zdenerwowania - w oczach Dumbledore'a dostrzegł bowiem coś, czego sam nie potrafił określić, a co sprawiło, iż miał prawie stuprocentową pewność co do intencji dyrektora. Znalazł wyjście z tego męczącego go cały dzień dylematu.
- Panie profesorze, prawdę. Powiem panu całą prawdę.

Edytowane przez mooll dnia 01-07-2013 09:49