Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] James Potter - Ostatnia szansa, rozdział XXXV (01.11.15 r.)

Dodane przez mooll dnia 15-10-2012 12:52
#142

Bez wiedzy mojej bety, bo jakoś się rozminęłyśmy - najwyżej dostanę "beszt" po fakcie w kolejnym poście z wyliczeniem błędów : p - dodaję kolejny rozdział.

Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto przeczyta i skrobnie pocieszający komentarz : )



ROZDZIAŁ XXXII



James zerwał się na równe nogi. Przecież dziś po zajęciach ma pójść do Dumbledore'a i powiedzieć mu, co wie. Była siódma z minutami. Może jeśli teraz udadzą się do Hagrida, zdążą obmyślić plan jeszcze przed zajęciami. W zasadzie nie miał pojęcia, na czym ów plan miałby polegać. Sam James nie był do końca przekonany, że Ogon nie kręci, czegoś nie zataja... Mimo, że bardzo chciał mu wierzyć.

Chłopak stanął przed trudną decyzją. Nie wiedział, czy obudzić wszystkich huncwotów, czy może tylko Łapę i Luniaka.

Za dużo myśli i za mało snu, żeby je doprowadzić do porządku..., pomyślał łapiąc się za głowę. Wziął głęboki oddech. Z Ogonem dogadamy się na przerwie obiadowej...

Bezszelestnie odsłonił szkarłatne zasłonki łóżka Blacka.
- Stary...! - szturchnął kumpla w ramię, lecz ten nawet nie drgnął. Trudno się dziwić. Wczorajsza akcja dała im wszystkim porządną dawkę adrenaliny. I do tego ten torcik czekoladowy - na sen jak znalazł.

James jednak uciekł się do podstępu. Wiedział, że tylko to może zadziałać kiedy tradycyjne metody zawiodą:
- Black...! Parówki dają nogę...! - szepnął tak, by nie obudzić Petera. - Uciekają ze śniadania! Ratuj je!

I tak jak przewidział, Black momentalnie otworzył szeroko przerażone oczy.
- Na brodę Merlina...!
- Ciiii..! - uciszył go natychmiast Potter. - Wszystko z nimi w porządku... Ubieraj się.
- Co do...? - Black wydawał się skołowany, lecz potrząsnął szybko głową - James...
- Hagrid - uciął Potter, jakby to miało wszystko wyjaśnić.

Syriusz kiwnął energicznie głową, jakby wszystko stało się dla niego jasne i odwracając się w stronę zasłonek łóżka Lupina, szepnął konspiracyjnie: - Luniaku...! Alarm...!

W przeciwieństwie do Blacka Remus zareagował od razu. Przetarł oczy i usiadł na krawędzi materaca.
- No? Powiesz, o co chodzi? - spytał Syriusz, ewidentnie żądając wyjaśnień.
- Ty też się ubieraj - rozkazał Potter. - Słuchajcie. Chodzi o Petera... Tutaj nie możemy o tym rozmawiać. Idziemy do Hagrida. Na neutralny grunt.

Black potarł czoło w zamyśleniu i odrzucił kołdrę.
- Czy to ma coś wspólnego z wczorajszym spotkaniem z Piękną?

Potter skinął głową z uznaniem, patrząc jak dwóch huncwotów w pośpiechu szuka swoich ubrań.
- Blisko. Z Dumbledorem - odpowiedział. - Wczoraj Lily powiedziała mi, że dyrektor mnie szukał i miałem się natychmiast do niego zgłosić...

Remus i Syriusz na chwilę przestali grzebać w swoich kufrach i wymienili porozumiewawcze spojrzenia
- O co chodzi? - spytał James, marszcząc brwi.
- Wczoraj jeszcze przez jakiś czas czekaliśmy na ciebie. Wiesz, wasza rozmowa nie zaczęła się najlepiej... - powiedział Lupin, wciągając spodnie. - W pewnym momencie stwierdziliśmy, że to już trwa za długo i Łapa poszedł zobaczyć, czy przypadkiem nie ma ofiar śmiertelnych. A w Pokoju Wspólnym nie było nikogo.
- Pogodziliśmy się i Lily poszła spać, a ja do dyrektora. Ale o tym u Hagrida, bo zaraz Ogon się obudzi. A zęby, Łapa? - spytał James, widząc, że Syriusz już gotowy czeka na Remusa, choć samemu nie wchodził do łazienki.
- Przecież nie trzymam ich w szklance, żeby o nich zapomnieć. Nie wiem, jakie ty masz doświadczenie ze swoimi, ale moje są wciąż tutaj - wyszczerzył się i postukał w siekacze paznokciem palca wskazującego.

Potter pokręcił głową na znak, że brak mu sił by walczyć z tego typu poczuciem humoru w takiej sytuacji, miejscu i czasie. Wyjął tylko z kieszeni paczkę gum do żucia i wręczył kumplowi.
- Weź dwie, reszta do zwrotu. A teraz szybko! Nie wiem, czy nie będziemy musieli improwizować. Sprawa jest poważna.

*




- Otwieraj, bo się tu podusimy - szepnął ze zniecierpliwieniem Syriusz.
W tunelu, będącym tajnym wyjściem na błonia, panowały egipskie ciemności, a powietrze było zatęchłe, pełne kurzu i pajęczyn.

James pchnął niewielkie drzwiczki, które po chwili ustąpiły i omiótł ich podmuch świeżego, chłodnego porannego powietrza. Na zewnątrz było jeszcze szarawo, ale rześko i zapowiadał się całkiem miły dzień. Potter westchnął na myśl o nadchodzącym dniu. Miły to on może i będzie, ale dla kogoś innego...

- Panowie, ruchy! - pogonił chłopaków, którzy przystanęli, by przyzwyczaić oczy do jasności.

Ruszyli żwawym krokiem w stronę chatki gajowego, stojącej samotnie nieopodal wejścia do Zakazanego Lasu. Niewielka, z cegły, zdawała się być groteskowo niewinna na tle ciemnego Lasu. Z komina wydobywał się siwy dym, a w oknach świeciło się światło lampy, co oznaczało, że Hagrid już nie śpi. To był dobry znak, gdyż gajowy nie spodziewał się ich wizyty.

Zapukali w mocne, dębowe drzwi. Z drugiej strony usłyszeli szuranie i jakiś brzęk żelastwa. Po chwili doszło ich chrząkanie i nieco zachrypnięty głos:
- Kogo tu niesie o tej porze?
- To my, Hagridzie... - odezwał się James. - Hunce!

Zamek w drzwiach kliknął, a zza nich wychynęła ciemna, włochata głowa gajowego.
- James! Syriusz! Remus! - wychrypiał zmieszany i wpuścił ich do środka. - Co za... niespodzianka!
- Wybacz, że tak bez uprzedzenia - zaczął Potter - ale naprawdę nie było jak... To sprawa najwyższej wagi i w zasadzie dość... nagła.
- A gdzie macie Petera? - spytał Hagrid, próbując sprzątnąć zbędne przedmioty ze stołu i zrobić trochę miejsca na nim.
- No właśnie o niego chodzi... - powiedział cicho James. - A u ciebie jest... hm... neutralny grunt.
- Ma się rozumieć! - odparł z dumą Hagrid, uśmiechając się. - Co ma tu pozostać, pozostaje w tajemnicy! Napijecie się herbatki?
- A wiesz, że chętnie - powiedział szybko Black, wchodząc w słowo Potterowi, który zamierzał odmówić. - Widzisz, James także nam musi wyjaśnić, czemu ma służyć to spotkanie.
- O - wydobyło się z ust Hagrida. - To dam też ciasto!

Syriusz uśmiechnął się blado. Wypieki nigdy nie były mocną stroną Hagrida, ale nie chcąc mu robić przykrości, tylko skinął głową.

Wszyscy usadowili się przy stole z parującymi kubkami przed sobą i czekali, patrząc wymownie na Jamesa.
- Pogodziłem się z Lily - zaczął - tylko w dość dziwnych okolicznościach...

Hagrid popatrzył na nich wzrokiem pełnym zdziwienia.
- Ja już nie nadążam, panowie - machnął ręką i wstał, by pogrzebać trochę w palenisku i dołożyć kilka kawałków drewna. - Twoja historia z Lily, James, mnie zdumiewa. Telenowele brazylijskich czarodziejów przy twoich perypetiach to naprawdę nic specjalnie zawiłego.

Wszyscy zaśmiali się nerwowo.
- Okoliczności, Rogaczu. - Lupin postukał palcem wskazującym w swój zegarek.
- I tak czuję, że Peter będzie podejrzliwy - dodał Black.
- Chodzi o to, że to ona poinformowała mnie o tym, że Dumbledore mnie szukał - szybko wyjaśniał Potter. - Byłem przekonany, że chodzi o ten wypad, wiecie, do kuchni... Ale szybko okazało się, że Dumbledore potrzebuje naszej pomocy.
- Moment. - Black wyciągnął rękę, jakby chciał fizycznie powstrzymać Jamesa przed kontynuowaniem i uśmiechnął się, najwidoczniej mile połechtany taką informacją. - Czyli chcesz nam powiedzieć, że nasz dyrektor ma jakiś problem i potrzebuje pomocy huncwotów?!
- Eee... - zawiesił się James - chyba właśnie to przed chwilą powiedziałem.

Hagrid obrócił się w ich stronę z zainteresowaniem.
- Byliście w kuchni? - spytał, zbijając chłopaków z tropu. - Wiem, że to zakazane... Ale... Fajnie było? Mają tam dużo jedzenia? I takie małe szafki i piecyki?

Potter nie wiedział, czy ma się roześmiać czy jęknąć, że mu przerwano. Zwłaszcza, że kwestia wyglądu kuchni w Hogwarcie nie należała do tematu, dla którego się tu spotkali i po prostu nie mieli czasu na takie dygresje.
- Hagridzie - westchnął w końcu - kuchnia jest ogromna i miniaturowa jednocześnie. Ale to, co mam na myśli jest trochę zbyt skomplikowane, by wyjaśnić to w dwóch słowach, a mamy naprawdę mało czasu... Jak tylko odetchniemy, opowiemy ci o tej wyprawie, bo było jak za starych dobrych czasów.

Gajowy początkowo wydawał się lekko urażony, ale w miarę jak James wyjaśnił mu, że goni ich czas i nadrobią to w stosownym momencie, rozchmurzył się.
- Pewnie! Ale koniecznie! Nie przepuszczę wam tego! - zaśmiał się rubasznie.

Potter przymknął oczy, by zebrać myśli.
- No, czyli Dumbledore nas potrzebuje, krótko mówiąc.
- Ale czego on od nas może chcieć? - zdziwił się Lupin.
- Przecież jesteście huncwotami. Wiecie na pewno więcej niż obrazy i duchy - wtrącił Hagrid.

James spojrzał na niego z zainteresowaniem.
- Wiesz, że dokładnie to samo powiedział Dumbledore?
- Bo to prawda. - Hagrid przysiadł się do nich i zapytał konspiracyjnie: - Potrzebujecie pomocy?
- Eee... nie - odpowiedzieli równocześnie Remus i Syriusz. Tylko jeden James powiedział: "Niewykluczone".

Chłopaki spojrzeli na niego zaskoczeni.
- No, co ty, Rogaczu - palnął bez sensu Black.
- Stary, sprawa jest poważna. I niewykluczone, że naprawdę pomoc Hagrida będzie nieodzowna - tłumaczył James. - Dumbledore chce, bym przedstawił mu...hmm... to, co wiem w sprawie tego jednorożca.
- No, ale my nie wiemy w tej kwestii za wiele - zaoponował Lupin, rzucając przelotne spojrzenie w stronę Syriusza.
- Ale ja wiem... - James spuścił wzrok na kubek herbaty, która powoli zaczynała stygnąć.

Pozostała trójka wpatrywała się w niego, niecierpliwie oczekując aż dokończy.
- Ogon powiedział mi, że to on znalazł tego zwierza - powiedział jednym tchem. - Ale zgłosił się z tym do Slughorna, bo jego pierwszego spotkał. Slughorn uwierzył mu, ale sam oczywiście na tym skorzystał...
- Skorzystał...? - Hagrid zmarszczył brwi.

James i Black wymienili spojrzenia.
- Wziął trochę tej bezcennej krwi - zamiast Pottera odpowiedział Black. - A w zamian nie zadawał pytań. Ogólnie rozeznał się w sytuacji i puścił Petera, praktycznie go nie przesłu****ąc...

Potter tylko pokiwał głową.
- Otóż to.
- Ale... Co tam, do diaska, robił Peter!? - Lupin wypowiedział pytanie, które od samego początku wisiało w powietrzu, tylko nikt nie miał odwagi go zadać.

Cisza, która nastała zdawała się być zbyt długa i powoli zaczynała dzwonić im w uszach.

James spojrzał na palenisko. Dorzucone przed chwilą drwa z wolna zaczynały dogasać, gdy na zewnątrz słońce było już wysoko na niebie. Zerknął na zegarek i serce podskoczyło mu do gardła. Czas uciekał niemiłosiernie. Mieli niecałe pół godziny na obmyślenie strategii, a nawet nie wiedzieli czy Peter jest niewinny. James poczuł się przytłoczony. Chłopaki albo zerkali na siebie ukradkowo, albo w kubki już zimnej herbaty.

- I pomyśleć, że człowiek przejmuje się egzaminami... - sapnął Black i jęknął.

Chryste, uderzyło Pottera w tył głowy, teraz jeszcze mi brakuje stresu związanego z tymi przeklętymi...

- Po prostu pójdziesz do Dubledore'a i powiesz mu prawdę - powiedział Lupin bez owijania w bawełnę.

James, Syriusz i Hagrid spojrzeli na Remusa z lekkim niedowierzaniem.
- Ale... Chyba nie sądzisz, że... - jąkał się Potter. - Jak to: prawdę?
- No, wybacz, ale której części w słowie "prawda" nie rozumiesz? - Lupin wydawał się nieco zdenerwowany, co nie było normalne w jego przypadku. Zawsze spokojny prefekt, który zachowuje zimną krew i jednocześnie jasność umysłu, nawet kiedy pozostałym huncwotom puszczają nerwy, teraz był najzwyczajniej w świecie poirytowany.

Pozostali patrzyli na niego w osłupieniu.
- Ale... - zawahał się James, po czym odchrząknął i zaczął zdecydowanie: - Nic nie rozumiesz! Dumbledore nie zapytał mnie ot tak, czy przypadkiem, może czegoś nie wiem, bo huncwoci wiedzą bardzo wiele. To był pretekst! On doskonale wie, że coś wiemy. Nie dawałby mi czasu do namysłu. Albo coś wiemy, albo nie. I to coś może nam pomóc. Ale Peterowi może zaszkodzić.
- A może to mu pomoże - wtrącił Black. - Jeśli go oczyszczą z zarzutów, wszystko dobrze się skończy.
- Niekoniecznie - zasępił się James i westchnął ciężko. - Kiedyś na randce z Evans podsłuchaliśmy rozmowę Czarnej Trójcy. Snape chwalił się, że "ma w garści" Petera. Czy coś w tym stylu. Pomyślałem, że pewnie będą go chcieli zaskoczyć i coś mu zrobić. Nie wiem... Zastraszyć, żeby im donosił coś o nas... Czy coś...

Potter mówił pospiesznie, by wyrzucić z siebie wszystko i zamknąć ten temat, który od kilku miesięcy zaprzątał mu myśli. Pozostała trójka czekała w napięciu, aż skończy.
- Potem powiedziałem o tym Ogonkowi i on mi zdradził, że go szantażują; że go widzieli jak rozmawiał ze Slughornem nad tym jednorożcem i powiedzą komu trzeba, jeśli nie doniesie im kilku informacji o nas...
- No chyba sobie kpisz! - Syriusz uderzył pięścią w stół i prychnął.
- I co on na to...? - spytał Lupin ledwo słyszalnym głosem.
- Powiedział, że raz im coś powiedział... że mam randkę z Evans - skrzywił się James.

Black uniósł jedną brew.
- Randkę?
- No... - burknął James. - Potem wyszło, skąd Filch wiedział, gdzie byliśmy. Pojawił się znikąd i miałem szlaban. Sam, bo przekabaciłem starego, nawet nie wiem jak - uśmiechnął się słabo.
- I tyle? - zdziwił się Black. - Odpuścili mu?

Potter wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Obiecał mi wtedy, że niczego bez naszej zgody im nie powie - odparł James, drapiąc się za uchem.

Coś go niepokoiło. Black najwyraźniej wyczuł, co trapi przyjaciela.
- I do tej pory o niczym nie powiedział, prawda?

James przytaknął w zamyśleniu. Coś mu umykało, nie wiedział jednak, co takiego.
- Martwi cię to? - spytał Hagrid. - Może po prostu nasz Peter wziął się za siebie i chce wam pokazać, że poradzi sobie z tą sytuacją... Może też chce pokazać wam...

Hagrid urwał. Potter domyślił się, że nie chciał powiedzieć czegoś, co od lat wisiało w powietrzu, a czego nigdy w tym towarzystwie nie wypowiedziano na głos.
- ... że nie jest tchórzem - dokończył ponuro Remus. - To całkiem możliwe... Ale kiedy w grę wchodzi ten Voldemort...

Hagrid lekko się wzdrygnął. James zauważył to kątem oka, lecz nie skomentował tego, za to powiedział:
- Tak, nie powinien działać na własną rękę. Co więcej, trzeba go przekonać, że czasem honor należy odrzucić...

Black parsknął zdławionym śmiechem.
- I kto mu to powie? Ty? A może ja?

James westchnął ciężko.
Oczywiście, że w jego ustach brzmiało to co najmniej mało poważnie, już nie mówiąc o tym, że nawet śmiesznie.
- Fakt. - Potter pokręcił głową ze zrezygnowaniem i zamknął oczy, by zebrać myśli. Czas naglił.
- Trzeba go przyprzeć do muru - rzekł stanowczo Lupin. - Będziemy blefować.

Suriusz i James pokiwali głowami.
- Powiemy mu, że wiemy wszystko, niezależnie od tego czy wiemy, czy nie, musimy być przygotowani perfekcyjnie, by nie nabrał podejrzeń i sam nam to wyjaśnił - tłumaczył rzeczowo Remus.
- Luniaku, wiemy, co to jest blef. - Syriusz popatrzył na kumpla litościwie. - Ale co konkretnie mu powiemy?
- Powiemy mu, że żarty się skończyły, że wykazał się odwagą, nie informując nas tak długo o tym co się dzieje, ale teraz już koniec wygłupów, bo trzeba działać razem - wyjaśnił Lupin.
- A co z Dumbledorem? - zapytał James, zerkając na zegarek. - Nie zdążymy dowiedzieć się niczego przed rozmową z dyrektorem...

Remus wzruszył ramionami.
- Tym musisz się sam zająć...
- Wiem, załatwię to - powiedział James niecierpliwie - ale muszę wiedzieć, czy będziemy prowadzić podwójną grę czy nie. Dumbledore to nie byle nauczyciel. Jak już z tobą rozmawia, to cały jest skupiony na tej rozmowie i doskonale wyczuje, czy kłamię. Nie chcę ryzykować.
- I nie musisz - wtrącił się Hagrid.

Huncowci popatrzyli na niego zaskoczeni. Hagrid uśmiechnął się dobrodusznie.
- Przecież znacie profesora Dumbledore'a. On chce, żebyście mu pomogli, ale i odwrotnie: chce wam pomów. Wbrew pozorom współpraca z nim to zawsze jest współpraca z korzyścią dla dwóch stron.
- Chcesz nam powiedzieć... - Syriusz chciał podsumować swój tok rozumowania - że możemy być wobec niego szczerzy...? Z tym, że niewiele wiemy i powiedzieć mu wprost, że sami nie ogarniamy tego, co robi Ogon?

Hagrid uśmiechnął się.
- No, może ubrałbym to w inne słowa, ale... tak.

Remus stęknął, patrząc na zegarek.
- Za pięć minut zaczynamy zajęcia... Musimy się zmywać. Spotkanie zakończone...
- ... sukcesem. - sapnął Black, wstając. - Rogacz pójdzie do Dumbledore'a i powie mu, co wiemy. A raczej czego nie wiemy. My mamy czekać na rezultaty pertraktacji...

James jęknął. Nie chodziło o to, że został z tym sam, bo niestety tak umówił się z dyrektorem, ale o to, że dalej nic nie wiedzieli. Do tego za tydzień egzaminy, a Lily już nawet zrezygnowała z namawiania go do powtórek. Jeśli po rozmowie z dyrektorem nic się nie zmieni, a współpraca z nim zakończy się fiaskiem, obleje połowę egzaminów. Jak nie wszystkie. I pożegna się z karierą.
Kariera. Wszystko, czego teraz potrzebował, było...

Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Było zbyt mocne i niecierpliwe.
Huncwoci popatrzyli odruchowo na Hagrida, który tylko wzruszył ramionami i ruszył w stronę drzwi.
- A kogóż to nogi niosą? - powiedział, spokojnie otwierając drzwi. - O!

Drzwi otworzyły się z impetem i do małej izdebki wparowała zdyszana Lily.
- Lil...! - James uniósł w górę brwi. - Co ty tu...? Ej! Skąd wiedziałaś, że...?

Lily tylko pokręciła głową na znak, że nie ma czasu by odpowiadać na te pytania.
- Nie teraz, James - wydyszała. - Dumbledore cię wzywa. Prędko!
- Teraz? - zdziwił się Potter i poczuł, że żołądek podchodzi mu do gardła. - Umówiłem się z nim po zajęciach.
- To pilne - pokręciła głową dziewczyna. - Chodzi o Petera.
- Jakoś dziwnie przeczuwałem to... - odpowiedział kwaśno, z trudem przełykając ślinę.
- Tak, ale on zniknął!